Kazimierz Moskal

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Moskal Kazimierz - nie rusz Kazika... (2006))
Linia 249: Linia 249:
|-
|-
|[[GKS Katowice]]
|[[GKS Katowice]]
-
|2013–
+
|2013–2014
|Polska
|Polska
|}
|}
Linia 3 317: Linia 3 317:
==Kazimierz Moskal - artykuły, wywiady==
==Kazimierz Moskal - artykuły, wywiady==
===Moskal Kazimierz - nie rusz Kazika... (2006)===
===Moskal Kazimierz - nie rusz Kazika... (2006)===
-
24-01-2006 23:37
+
24-01-2006
Drugi u Liczki, drugi u Engela, drugi u Kulawika, drugi u Petrescu - szkoleniowcy Wisły zmieniają się, a Kazimierz Moskal ciągle jest z drużyną. U progu przygotowań do rundy wiosennej wieloletni kapitan drużyny, a obecnie jedyny Polak w sztabie szkoleniowym opowiada o miłości do Białej Gwiazdy, trudnych życiowych decyzjach, swojej obecnej sytuacji i marzeniach na przyszłość:
Drugi u Liczki, drugi u Engela, drugi u Kulawika, drugi u Petrescu - szkoleniowcy Wisły zmieniają się, a Kazimierz Moskal ciągle jest z drużyną. U progu przygotowań do rundy wiosennej wieloletni kapitan drużyny, a obecnie jedyny Polak w sztabie szkoleniowym opowiada o miłości do Białej Gwiazdy, trudnych życiowych decyzjach, swojej obecnej sytuacji i marzeniach na przyszłość:
Linia 3 381: Linia 3 381:
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl '''wisla.krakow.pl''']
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl '''wisla.krakow.pl''']
===Kazimierz Moskal sam za kierownicą===
===Kazimierz Moskal sam za kierownicą===
-
 
+
11-06-2007
-
Data publikacji: 11-06-2007 23:27
+
-
 
+
-
+
- "Z byciem pierwszym trenerem jest jak z prowadzeniem samochodu: jeśli ktoś jeździ tylko jako pasażer, to nie jest to samo, kiedy sam siądzie za kółkiem i musi prowadzić sam" - mówi o swojej pracy na stanowisku pierwszego trenera Wisły Kazimierz Moskal. Zapraszamy na obszerny wywiad z trenerem Białej Gwiazdy podsumowujący jego pracę na stanowisku głównego szkoleniowca. Dziś część pierwsza rozmowy.
- "Z byciem pierwszym trenerem jest jak z prowadzeniem samochodu: jeśli ktoś jeździ tylko jako pasażer, to nie jest to samo, kiedy sam siądzie za kółkiem i musi prowadzić sam" - mówi o swojej pracy na stanowisku pierwszego trenera Wisły Kazimierz Moskal. Zapraszamy na obszerny wywiad z trenerem Białej Gwiazdy podsumowujący jego pracę na stanowisku głównego szkoleniowca. Dziś część pierwsza rozmowy.
Linia 3 465: Linia 3 462:
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA
Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA
-
 
-
 
-
 
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl '''wisla.krakow.pl''']
'''Źródło:''' [http://www.wisla.krakow.pl '''wisla.krakow.pl''']

Wersja z dnia 20:07, 27 paź 2014

Kazimierz Moskal
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Kazik
urodzony 9 stycznia 1967, Sułkowice
wzost/waga 182 cm / 83 kg
pozycja pomocnik
sukcesy Mistrz Polski: 1992, 1993, 2001, 2003
Puchar Polski: 2002, 2003
Puchar Ligi: 2001
Superpuchar Polski: 1991, 1993, 2001
Reprezentacja
Lata Drużyna Mecze Gole
Polska U-21
1990–1994 Polska 6 1
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
1979–1982 Gościbia Sułkowice
1982–1985 Wisła Kraków
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1984/85 Wisła Kraków 1 0
1985/86 Wisła Kraków 16 (17) 4
1986/87 Wisła Kraków 26 (34) 9 (11)
1987/88 Wisła Kraków 30 (34) 9 (10)
1988/89 Wisła Kraków 29 (36) 8 (10)
1989/90 Wisła Kraków 30 (32) 11
1990/91 Lech Poznań 28 7
1991/92 Lech Poznań 31 1
1992/93 Lech Poznań 34 10
1993/94 Lech Poznań 30 2
1994/95 Hapoel Tel-Awiw 27 6
1995/96 Hapoel Tel-Awiw 26 5
1996/97 Hapoel Tel-Awiw 25 2
1997/98 Hapoel Tel-Awiw 12 1
1997/98 Maccabi Irony Ashdod 15 0
1998/99 Hutnik Kraków 22 1
1999/00 Hutnik Kraków 12 1
1999/00 Wisła Kraków 17 (25) 2
2000/01 Wisła Kraków 28 (43) 1 (3)
2001/02 Wisła Kraków 25 (49) 1 (3)
2002/03 Wisła Kraków 14 (20) 1
2003/04 Górnik Zabrze 15 0
2004/05 (j) Górnik Zabrze 2 0
2007/08 Bolesław Bukowno
2008/09 (w) Płomień Jerzmanowice
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

"Moskal Kazimierz! Nie rusz Kazika, bo zginiesz!" - ta kibicowska przyśpiewka, od lat aktualna, najlepiej przypomina nam, jak ważną rolę w dziejach "Białej Gwiazdy" odgrywał skromny chłopak o walecznym sercu, które zawsze biło dla Wisły.

Spis treści

Biografia

Narodziny wiślackiej legendy

Kazimierz Moskal urodził się 9 stycznia 1967 roku w Sułkowicach i był wychowankiem miejscowej Gościbii. Z Wisłą związany jest od sezonu 1982/83. Kiedy zdolnego 15-latka przyjęto do Wisły, o której zawsze marzył, przez pierwsze dni ... wstydził się, czy może zwyczajnie bał przychodzić na treningi; uciekał, nawet jeżeli podprowadzano go pod sam stadion.

W barwach Wisły Kaziu zadebiutował 8. czerwca 1985 roku w wyjazdowym, przegranym meczu z Górnikiem Zabrze. Wszedł na boisko w 76. minucie, zmieniając Artura Bożka. Był to jego jedyny występ w sezonie 1984/85. W kolejnym, od rundy wiosennej począwszy, był już podstawowym zawodnikiem, wówczas drugoligowej, Wisły. W wyjściowej jedenastce pojawiał się już zawsze, również po powrocie Wisły do pierwszej ligi. Bardzo szybko stał się zawodnikiem, bez którego kibice i kolejni trenerzy (Chemicz, Lenczyk, Franczak, Cygan, Brożyniak, Musiał, Hajdas) nie wyobrażali sobie drużyny. Był prawdziwą gwiazdą, mimo że, a może właśnie dlatego, że nie miał w sobie nic z gwiazdora.

Umiejętności, boiskowa waleczność, ale nade wszystko ujmująca skromność i widoczne w każdej sytuacji oddanie Wiśle - sprawiły, że Kaziu został ulubieńcem kibiców. Należał do tych, którzy nie w przenośni, ale rzeczywiście dla Wisły zostawiali na boisku pot, krew i łzy...

Dramatyczne rozstanie

W sezonie 1989/90 Moskal nie opuścił ani jednego meczu, zdobył 11 bramek. W lipcu 1990 nastąpiła katastrofa, coś, czego nikt się nie spodziewał. Władze Wisły Kraków sprzedały Kazika poznańskiemu Lechowi! Wbrew jego woli, mimo jego łez ...

Z odejściem ulubieńca i kluczowego zawodnika nie mogli pogodzić się rozżaleni i w pewien sposób oszukani kibice Wisły. Odbywały się pikiety i demonstracje, okupowano siedzibę Towarzystwa. Nic to nie dało. Dyrektor Ludwik Miętta - Mikołajewicz tłumaczył się wówczas następująco. - W nowej rzeczywistości polityczno - ekonomicznej klub ma dużo mniejsze niż dawniej możliwości zdobywania pieniędzy na bieżącą działalność. Z żalem, ale też z konieczności, musieliśmy sprzedać Moskala. Uzyskane środki pozwolą drużynie piłkarskiej na w miarę spokojne życie. [Wisła otrzymała za Kazia dwa miliardy starych złotych]

Na wygnaniu

W Poznaniu Kazimierz Moskal spędził cztery udane sezony, zdobywając dwukrotnie mistrzostwo Polski i wygrywając superpuchar.

>>> Stal - Lech, gol Moskala (video) >>> Lech - Hutnik 7:1, trzy gole Moskala (video)

Na kolejne cztery sezony jeszcze bardziej oddalił się od ukochanej Wisły - los rzucił go do Izraela. Trzy i pół roku grał w Hapoelu Tel-Awiw (90 meczów, 14 goli), zaś rundę wiosenną sezonu 1997/98 - w Maccabi Irony Ashdod. W Hapoelu do dziś wspomina się z rozrzewnieniem spokojnego Polaka, który może rozczarował pod względem skuteczności, ale zachwycił walecznością i wielkim sercem do gry. Zdarzało się, że z boiska znoszony był na ramionach wdzięcznych fanów...

Latem 1998 roku Kazimierz Moskal wrócił do Krakowa, ale do Hutnika, gdzie spędził cały sezon 1998/99 oraz początek kolejnego.

Powrót na Reymonta

Od 18 września 1999 roku (wyjazdowy mecz z Ruchem, 1:1) był już ponownie zawodnikiem "Białej Gwiazdy". Po dziewięciu latach wrócił do klubu, który w tak dramatycznych okolicznościach opuścił latem 1990 roku.

W pierwszym sezonie po powrocie (1999/2000) zagrał w 25 meczach, w tym 17 razy w lidze. W wiślackich szeregach przywrócił spokój. W sezonie 2000/2001 zaimponował nie tylko boiskową dojrzałością, ale też wysoką formą, którą wyróżniał się w drużynie i w lidze. 24 maja 2001 roku "Gazeta Krakowska" napisała: "Nie tylko w rundzie wiosennej, ale i w całym sezonie Kazimierz Moskal jako jeden z nielicznych prezentuje formę, która nigdy nie spada poniżej przyzwoitości. Kiedy brakuje go na boisku gra defensywna Wisły staje się wręcz chwiejna. Przy słabszej ostatnio formie Bogdana Zająca w tej obronie liczyć można najprędzej na Moskala. Ale ten doświadczony piłkarz jest w stanie wypełnić również zadania przynależne jego kolegom z innych formacji. Tak było we Wronkach, gdzie strzelił bramkę, która mogła dać Wiśle upragniony tytuł mistrza Polski. Bramka Moskala doprowadziła do remisu i ten remis trzeba było utrzymać do ostatniego gwizdka sędziego. W 90 min. nadal jeszcze było 1:1, niestety w doliczonym czasie gry Kalu odwołał wiślakom świętowanie tytułu."

O pamiętnym meczu we Wronkach (23 maja 2001) wypowiadał się również sam Moskal, po pucharowym meczu z Zagłębiem: - Tego, co stało się we Wronkach, po dziś dzień nie jestem w stanie zrozumieć. Przez cały czas analizuję ten mecz i nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak mogliśmy go przegrać. Wychodzi na to, że podświadomie wszyscy chcieliśmy pilnować tego remisu i każdemu się wydawało, że im więcej nas pod własną bramką, tym bezpieczniejsi będziemy. Z tego złudzenia wyleczył nas Kalu [Maxwell Kalu - red.]. Dobrze, że przyszła ta wygrana z Zagłębiem, 3:0 na wyjeździe, to wynik, który podbudowuje. Myślę, że teraz już potrafimy się pozbierać i będziemy grali na miarę wymagań, co najważniejsze będziemy wygrywać.

Dać się spełnić dziecięcym marzeniom...

Porażka we Wronkach na szczęście nie zaszkodziła i na zakończenie sezonu 2000/2001 Moskal świętował swoje pierwsze mistrzostwo z Wisłą. Miał wówczas ponad 34 lata. Tytuł zapewnili sobie wiślacy w przedostatniej kolejce, 9. czerwca w Warszawie przy Łazienkowskiej, po dramatycznym meczu, w czasie którego usiłowano podpalić stadion Legii.

"Mistrzostwo zdobyte na tak - bardziej dosłownie niż w przenośni - gorącym terenie, smakowało wyśmienicie wszystkim wiślakom. Był jednak wśród nich ktoś, dla kogo miało ono wartość szczególną. Tym kimś był Kazimierz Moskal. Ten wychowanek Gościbii Sułkowice od najmłodszych lat marzył, by grać w Wiśle Kraków. W wieku 15 lat marzenie te spełniły się, a świeżo upieczony wiślak postanowił: "będę z Wisłą mistrzem Polski".

Gdy w roku 1990 odchodził ze łzami w oczach do Lecha Poznań (transfer ten uratował klub od zapaści finansowej), wydawało się, że jego plany pozostaną jedynie młodzieńczą mrzonką. Lecz oto niespodziewanie dziewięć lat później sen się zaczął spełniać - w wieku 32 lat powrócił do swojej Wisełki. Wprawiając w osłupienie niektórych fachowców, stał się ponownie jej kluczowym zawodnikiem, a 9 czerwca 2001 roku dopiął swego - zdobył z Białą Gwiazdą tytuł mistrza Polski!" [Sto lat w blasku Białej Gwiazdy]

W sezonie 2001/2002 niestrudzony i niezmiernie szczęśliwy Moskal wystąpił w 40 meczach, w tym 25 w ekstraklasie. Pracowitością na treningach i energią mógłby doprawdy obdarować wówczas połowę drużyny... Dlatego nikogo nie zdziwiło, że 23 maja 2002 roku doświadczony pomocnik i obrońca, kapitan drużyny, podpisał nowy, roczny, kontrakt z Wisłą.

- Początek był bardzo trudny, czułem się, jakbym był na dokładkę - mówił Gazecie.pl podsumowując trzy lata po powrocie do Wisły. - Chyba nikt na mnie nie liczył. Przez te trzy lata trwała walka i udowadnianie kolejnym trenerom swojej przydatności. Wiarę przywrócił mi Orest Lenczyk, który postawił na mnie w roli stopera w meczu pucharowym z Zeljeznicarem Sarajewo. Ja potrzebuję wiary w to, że ktoś na mnie liczy.

W sezonie 2002/2003 spełniło się kolejne marzenie Kazika - ze swoją Wisełką uczestniczył w podboju Europy w Pucharze UEFA i zdobył z nią drugi tytuł. Niestety, w tym niezapomnianym sezonie dopadł go pech, na pechowym boisku pechowej Odry ...

2001 rok
2001 rok

Pechowa Odra, kolejne rozstanie

20 października 2002 roku w meczu 10. kolejki Wisła grała z Odrą w Wodzisławiu. Po 45 minutach gospodarze prowadzili 3:0! Wisła zabrała się do roboty zaraz po przerwie. W 49. minucie Kazimierz Moskal dał drużynie nadzieję, strzelił bramkę na 3:1. Kapitan Wisły przypłacił ten wyczyn kontuzją kolana i trzy minuty później opuścił boisko. [Wisła przegrała 3:2, drugiego gola dołożył Marcin Kuźba].

Przez kontuzję i operację przeprowadzoną w Austrii Moskal stracił mecze z Parmą czy Lazio, zamiast boisk oglądał lekarskie gabinety. Do gry wrócił dopiero 19 marca 2003 roku, ale mimo intensywnej rehabilitacji i morderczych treningów formy sprzed kontuzji już nie odzyskał. 11 czerwca 2003 roku Wisła oficjalnie poinformowała, że wygasający 30 czerwca 2003 roku kontrakt z 36-letnim piłkarzem nie zostanie przedłużony.

"Dziękujemy naszemu kapitanowi za wszystkie mecze rozegrane w barwach "Białej Gwiazdy". Za olbrzymie poświęcenie dla naszej drużyny. Za cudowne bramki, takie jak przeciwko Realowi Saragossa w Pucharze UEFA czy Legii Warszawa w Pucharze Ligi. W przypadku Kazimierza Moskala zawsze można było powiedzieć, że jego serce bije dla Wisły. Za to wszystko dziękujemy, mając nadzieję, że jeszcze nie raz zawita na stadion przy ul. Reymonta - napisaliśmy wówczas.

Dopiero po czasie okazało się, że ostatni mecz sezonu 2002/2003, z Widzewem 31 maja w Krakowie, był jednocześnie ostatnim występem Kazika w barwach Wisły. - Gdybym przed meczem z Widzewem wiedział, że to już koniec, pożegnałbym się z kibicami. Dlatego proszę im podziękować w moim imieniu - mówił Gazecie.pl zasmucony Moskal. - Szkoda, że tak późno dowiedziałem się o planach klubu wobec mnie. Właściwie nie zdążyłem jeszcze strawić tej przykrej wiadomości, a już muszę na gwałt myśleć o przyszłości. Najchętniej zostałbym w Krakowie, i to nawet kosztem zakończenia sportowej kariery.

- W 1990 roku też mówiłem, że nie chcę opuszczać Krakowa, a jednak musiałem wyjechać. Teraz też mogę nie mieć wyboru - wyznał zdruzgotany zawodnik. Te słowa okazały się prorocze - wyboru rzeczywiście nie miał, gdyż władze Wisły nie zaoferowały mu pracy w klubie. - Żal pozostał, bo proszę mi pokazać piłkarza, który nie chciałby grać w Wiśle. Ja od najmłodszych lat o tym marzyłem, kibicowałem tej drużynie. To co robiłem, robiłem po to, żeby jak najdłużej w niej występować.

W Zabrzu

Moskal po raz kolejny był zmuszony opuścić Wisłę - pracę w Zabrzu zaproponował mu Zbigniew Koźmiński i doświadczony pomocnik trafił na Roosevelta, gdzie występował na pozycji środkowego obrońcy.

22 sierpnia 2003 roku Kaziu Moskal już w barwach Górnika i jako jego kapitan przyjechał do Krakowa na ligowy mecz z Wisłą (2:0). Dopiero wtedy doczekał się godziwego pożegnania ze strony swego ukochanego klubu - prezes Bogdan Basałaj i rzecznik Jarosław Krzoska ofiarowali mu puchar oraz kwiaty, a fani Wisły okolicznościowy wazon oraz karykaturkę z wizerunkiem SuperKazka, która sezon wcześniej zdobiła krakowski stadion.

W Górniku Moskal zakończył swą profesjonalną karierę zawodniczą. W sezonie 2003/2004 wystąpił w lidze 15 razy, w kolejnym - 2004/2005 - ze względu na problemy zdrowotne zagrał już tylko w dwóch meczach ligowych.

Nie było dane Kazikowi pożegnać się z piłką w koszulce Wisły, ale dobry los sprawił, że ostatni raz zagrał w lidze ... przeciw Wiśle. 7 listopada 2004 roku Górnik przegrał w Zabrzu 1:3 - gole dla Wisły padły po trafieniach Tomasza Frankowskiego, Marka Zieńczuka i Macieja Żurawskiego. Kazimierz Moskal wszedł na boisko w 66. minucie, zmieniając Krzysztofa Bukalskiego. Były to jego ostatnie 34 minuty w ligowej piłce.

Kierownik, asystent, trener

Pięć tygodni później Kazimierz Moskal wrócił na Reymonta. Tym razem jako kierownik drużyny u boku nowego trenera Wisły Kraków, Wernera Liczki, który zastąpił zdymisjonowanego Henryka Kasperczaka. 17 grudnia 2004 roku podczas konferencji prasowej Moskal wyznał: - Pewnym klubom się nie odmawia. Dla mnie takim klubem jest Wisła. Zawsze marzyłem o grze w Wiśle i pracy tutaj. Ta propozycja pomogła mi podjąć decyzję o powieszeniu butów na kołku.

Latem 2005 roku Werner Liczka pożegnał się z Wisłą. 1 lipca miejsce Czecha zajął Jerzy Engel. Kazimierz Moskal został jego asystentem, odpowiadając między innymi za analizę gry rywala.

Zgodnie z wiślacką "tradycją" Jerzy Engel stracił pracę dość szybko, bo już w połowie października 2005 roku. Postanowiono, że do końca rundy jesiennej Wisłę poprowadzą jego dwaj asystenci, Tomasz Kulawik i Kazimierz Moskal.

Zimą szkoleniowcem Białej Gwiazdy został Dan Petrescu, który wprawdzie ściągnął do Krakowa rumuńsko - włoski sztab szkoleniowy, ale jego polskim asystentem został Kazimierz Moskal, który został też powołany do sztabu sportowego, by u boku Jakuba Jarosza odpowiadać za ocenę sportową ofert transferowych napływających do Wisły. Młoda ekipa doskonale się dogadywała, trener, asystenci i dyrektor sportowy mieli podobne wizje i plany. Niestety, drużynie brakowało wyników na miarę oczekiwań.

We wrześniu 2006 roku po serii pechowych remisów i nieudanym meczu z Iraklisem zniecierpliwiony Bogusław Cupiał zwolnił Dana Petrescu, każąc mu opuścić Wisłę 18 września, na dzień przed Meczem Stulecia z Sevillą. W tym rocznicowym meczu z Hiszpanami Wisłę poprowadził samodzielnie Kazimierz Moskal. Biała Gwiazda odniosła zwycięstwo, jednak przedmeczowe wydarzenia rzuciły nieprzyjemny cień na wiślacki triumf.

Dana Petrescu niemal z dnia na dzień zastąpił Dragomir Okuka, z którym potajemnie pertraktowano wcześniej. Moskal automatycznie został asystentem kolejnego trenera. Serb nie wytrzymał jednak długo w Krakowie. 19 grudnia 2006 roku został zwolniony, a funkcję szkoleniowca Wisły przejął Adam Nawałka, dotychczasowy dyrektor sportowy. Jego asystentem został oczywiście Kazimierz Moskal, który miał odpowiadać za bank informacji i stworzenie bazy danych zawodników kandydujących do gry w Wiśle.

Adam Nawałka okazał się niestety nieudolnym trenerem, stopniowo wprowadzając Wisłę w dołującą przeciętność, zarówno pod względem gry jak i miejsca w tabeli. Tym razem dymisji szkoleniowca wręcz oczekiwano... 16 kwietnia 2007 roku Nawałka został odwołany, a do czasu mianowania nowego szkoleniowca drużynę miał poprowadzić Kazimierz Moskal.

Wisła prowadziła rozmowy z Janem Urbanem i wszystko wskazywało na to, że to on lada chwila zasiądzie na trenerskiej ławce. Urban jednak zrezygnował i Wisłę do końca sezonu samodzielnie trenował Moskal. Cudów nie dokonał, ale też nie pogorszył i tak fatalnej sytuacji. Pod jego wodzą Wisła wygrała z Łęczną, Legią i Bełchatowem, zremisowała z Widzewem, Zagłębiem, Cracovią i ŁKS-em, natomiast przegrała z Odrą i Groclinem.

>>> Kazimierz Moskal dotrzymuje słowa danego dziennikarzowi Canal Plus i po wygranym meczu z Legią śpiewa "Jak długo na Wawelu" (video)

Latem 2007 drużynę, która zakończyła rozgrywki na 8. miejscu, przejął nowy szkoleniowiec - Maciej Skorża. Kazimierz Moskal otrzymał nowe zadanie - miał odpowiadać za bank informacji o rywalach pierwszego zespołu oraz objąć funkcję trenera IV-ligowych rezerw. - Kaziu będzie też prowadził treningi indywidualne z młodymi piłkarzami i tymi, którzy wracają po kontuzjach - zapowiedział Skorża. Taka sytuacja nie potrwała jednak długo, rezerwy przestały istnieć, a Kaziu Moskal został trenerem grup juniorskich.

Po zwolnieniu Skorży oraz odejściu jego następców, Henryka Kasperczaka i Tomasza Kulawika, Moskal został asystentem kolejnego trenera Wisły, Roberta Maaskanta (w sierpniu 2010 roku), wspólnie z nim doprowadzając Wisłę do Mistrzostwa Polski. 7 listopada 2011 roku po rozstaniu się Wisły z Holendrem, Moskal ponownie objął stanowisko pierwszego trenera Białej Gwiazdy. Początkowo pracował bez pewności co do swego dalszego losu, zwłaszcza wobec medialnych spekulacji na temat poszukiwań zagranicznego szkoleniowca. 22 grudnia na oficjalnej stronie Klubu ukazał się następujący komunikat: "Kazimierz Moskal zostaje na stanowisku trenera pierwszego zespołu Wisły Kraków. Taką decyzję podjął dzisiaj zarząd klubu. Umowa z Kazimierzem Moskalem została zawarta na czas nieokreślony."

Mimo zauważalnej odmiany w stylu gry, Wisła pod wodzą Moskala nie odnosiła sukcesów na miarę oczekiwań. Pokonała wprawdzie Twente w ostatnim meczu fazy grupowej Ligi Europy i awansowała do kolejnej fazy rozgrywek, ale po dwóch remisach ze Standard Liege dała się dość łatwo wyeliminować z dalszej walki w Europie. Niezadowolenie władz Wisły budziły też niepowodzenia w lidze, a wizerunkowi Klubu szkodził nadmiernie rozdmuchany przez media konflikt z Patrykiem Małeckim. W efekcie 1 marca 2012 roku Kazimierz Moskal bez uprzedzenia stracił pracę, a jego miejsce zajął Michał Probierz. "Kiedyś powiedziałem, że z Wisły odejdę dopiero wtedy, kiedy mnie z niej wyrzucą. Chyba właśnie ten moment nadszedł. Nie dostałem żadnej propozycji pracy, pozostania przy Reymonta. Dla mnie to jest równoznaczne z tym, że muszę szukać innego miejsca, gdzie będę się realizował" - wyznał Moskal w późniejszym wywiadzie dla Gazety Krakowskiej.

14 czerwca 2012 roku Kazimierz Moskal został trenerem pierwszoligowego zespołu Termalica Bruk-Bet Nieciecza. Podpisał kontrakt obowiązujący do końca sezonu 2012/2013.

Kariera trenerska
Klub Lata Kraj
Wisła Kraków - asystent 2005–2007 Polska
Wisła Kraków 2007 Polska
Wisła II Kraków 2007 Polska
Wisła Kraków - juniorzy 2008–2010 Polska
Wisła Kraków - asystent 2010–2011 Polska
Wisła Kraków 2011–2012 Polska
Termalica Bruk-Bet Nieciecza 2012–2013 Polska
GKS Katowice 2013–2014 Polska

Reprezentacja

W Reprezentacji Polski Kazimierz Moskal wystąpił sześć razy, w tym tylko jeden raz - pierwszy - jako zawodnik Białej Gwiazdy. Trzy mecze zagrał u Apostela, trzy u Strejlau'a - wszystkie były spotkaniami towarzyskimi. W swoim ostatnim występie, przeciw Austrii, zdobył jedynego reprezentacyjnego gola.

Amatorsko

Mimo że oficjalnie zakończył piłkarską karierę 7 listopada 2004 roku, tak naprawdę nigdy nie przestał grać. Kazimierz Moskal jest członkiem drużyny Oldboyów Wisły Kraków - drużyny, która nie tylko uświetnia swą obecnością przeróżne uroczystości, ale też odnosi wymierne sukcesy, chociażby rokrocznie wygrywając mistrzostwa Krakowa. Skład mistrzów Krakowa, oldbojów Wisły Kraków, to istny gwiazdozbiór - oprócz Moskala w kadrze są m.in. Krzysztof Bukalski, Artur Sarnat, Ryszard Sarnat, Kazimierz Kmiecik, Andrzej Iwan, Marek Kusto, Zbigniew Gręda, Tomasz Kulawik, Jarosław Giszka, Dariusz Marzec, Marek Motyka, Bogdan Zając ...

Oprócz gry w drużynie oldboyów Kazimierz Moskal występował wraz z Ryszardem Czerwcem i Tomaszem Kulawikiem w V-ligowym Bolesławie Bukowno.


  • Kazimierza Moskala recepta na sukces: "Praca i samokrytyka. Jeśli zawodnik dojdzie do przekonania, że jest niezastąpiony i nie musi walczyć o miejsce w zespole - jest na najlepszej drodze, by skończyć na ławce".
  • Paweł Strąk o Kazimierzu Moskalu - koledze: "Gdy wchodziłem do zespołu, Kaziu prowadził mnie jak małego chłopca za rękę. Bardzo dużo mi pomógł. Jest nie tylko świetnym zawodnikiem, ale również bardzo życzliwym człowiekiem."
  • Paweł Brożek o Kazimierzu Moskalu - trenerze: "Darzymy Kazia Moskala szacunkiem i nikt go nie traktuje jak trenera tymczasowego. Gdy ja zaczynałem grę w Wiśle, Kaziu ją kończył i już wtedy był dla mnie wzorem. Tym bardziej teraz mu ufam, gdy jest naszym szkoleniowcem."


Źródła: "Sto lat w blasku Białej Gwiazdy" Dariusza Zastawnego, Przegląd Sportowy, Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Gazeta.pl

Pierwsza publikacja - 9 stycznia 2009 r.

Źródło: wislakrakow.com
(dorotja)

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1984/1985 Ekstraklasa 1     1      
1985/1986 II Liga 16 12 1 3 4    
1985/1986 Puchar Polski 1     1      
1986/1987 II Liga 26 23 3   9    
1986/1987 Puchar Polski 7 5 1 1 2    
1986/1987 Mecz unieważniony 1 1          
1987/1988 II Liga 30 26 3 1 9    
1987/1988 Puchar Polski 2 2     1 1  
1987/1988 Baraż o I ligę 2 2          
1988/1989 Ekstraklasa 29 28 1   8 2  
1988/1989 Puchar Intertoto 6 6     2    
1988/1989 Puchar Polski 1 1          
1989/1990 Ekstraklasa 30 29 1   11 2  
1989/1990 Puchar Polski 2 2          
1999/2000 Ekstraklasa 17 6 6 5 2 5  
1999/2000 Puchar Polski 6 4 1 1      
1999/2000 Puchar Ligi 2 2          
2000/2001 Ekstraklasa 28 24 2 2 1 8  
2000/2001 Puchar Ligi 7 7     1 1  
2000/2001 Puchar UEFA 6 5 1   1    
2000/2001 Puchar Polski 1 1          
2000/2001 Superpuchar Polski 1 1          
2001/2002 Ekstraklasa 25 24 1   1 6 1
2001/2002 Puchar Polski 7 4 3   1 1  
2001/2002 Puchar Ligi 7 5 1 1 1    
2001/2002 Puchar UEFA 4 3 1     1  
2001/2002 Liga Mistrzów 4 4       1  
2002/2003 Ekstraklasa 14 6 3 5 1 3 1
2002/2003 Puchar UEFA 4 3 1        
2002/2003 Puchar Polski 2     2      
Razem Ekstraklasa (I) 144 117 14 13 24 26 2
II Liga (II) 72 61 7 4 22    
Puchar Polski (PP) 29 19 5 5 4 2  
Puchar Ligi (PL) 16 14 1 1 2 1  
Puchar UEFA (PU) 14 11 3   1 1  
Puchar Intertoto (IT) 6 6     2    
Liga Mistrzów (LM) 4 4       1  
Baraż o I ligę (B1) 2 2          
Superpuchar Polski (SP) 1 1          
Mecz unieważniony (#P) 1 1          
RAZEM 289 236 30 23 55 31 2

Mecze w Reprezentacji Polski

Kazimierz Moskal wystąpił w 6 spotkaniach Reprezentacji Polski, zdobył jedną bramkę. Wszystkie mecze miały charakter towarzyski, tylko w pierwszym - z Kostaryką - Moskal był piłkarzem Wisły.

  • 1990.05.06 Polska – Kostaryka 2:0, (do 60 minuty)
  • 1990-09-26 Rumunia-Polska 2:1 (od 84 minuty)
  • 1991-02-05 Irlandia Północna-Polska 3:1 (od 46 minuty)
  • 1994-03-23 Grecja-Polska 0:0 (od 54 minuty)
  • 1994-04-13 Polska-Arabia Saudyjska 1:0 (od 46 minuty)
  • 1994-05-17 Polska-Austria 3:4 (od 46 minuty), gol w 89 minucie

Pogrubiono występ Moskala jako Wiślaka.

Kazimierz Moskal - artykuły, wywiady

Moskal Kazimierz - nie rusz Kazika... (2006)

24-01-2006

Drugi u Liczki, drugi u Engela, drugi u Kulawika, drugi u Petrescu - szkoleniowcy Wisły zmieniają się, a Kazimierz Moskal ciągle jest z drużyną. U progu przygotowań do rundy wiosennej wieloletni kapitan drużyny, a obecnie jedyny Polak w sztabie szkoleniowym opowiada o miłości do Białej Gwiazdy, trudnych życiowych decyzjach, swojej obecnej sytuacji i marzeniach na przyszłość:

- Grzegorz Saj: Kilkanaście dni temu obchodził Pan 39 urodziny. Wraz z najlepszymi życzeniami na usta ciśnie się pytanie: czy Kazimierz Moskal jest człowiekiem szczęśliwym i spełnionym?

- Kazimierz Moskal: Dziękuję bardzo za życzenia. 39 lat to pokaźny kawałek życia, który wypełniła głównie kariera piłkarska. To, co osiągnąłem w bardzo dużym stopniu mnie satysfakcjonuje, choć zawsze pojawia się ta myśl: można było osiągnąć więcej. Jednak mówiąc krótko: jestem zadowolony z tego, czego dokonałem.

- G.S. Co Pan uważa za swoje największe osiągnięcie?

- K.M. Pierwsze mistrzostwo Polski z Wisłą najdłużej pozostanie w mojej pamięci. Wcześniej dwukrotnie byłem mistrzem Polski z Lechem Poznań, jednak ja zawsze, od małego chłopca marzyłem o grze w Wiśle. Pierwszy etap mojej przygody z Wisłą, jeszcze w latach 80 – tych był czasem, gdy nie mieliśmy zespołu na tyle silnego kadrowo i finansowo, żeby równać się z najlepszymi. Życie jednak zatoczyło krąg i po przygodzie z Lechem i wyjeździe do Izraela, znowu znalazłem się w Krakowie, w mojej ukochanej Wisełce, która była już jednak innym zespołem: mocnym i grającym o najwyższe cele. Zdobycie mistrzostwa z tą drużyną jest moim największym osiągnięciem.

- G.S. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nie bał się Pan drugi raz wejść do Wisły?

- K.M. Jeśli marzy się o czymś od dzieciństwa, to nie ma takiej siły, która mogłaby zatrzymać na drodze do realizacji tego marzenia. Gdy pojawiła się szansa, żeby znowu założyć koszulkę z Białą Gwiazdą, to nie było mowy o żadnym lęku.

- G.S. Przy tak wielkiej miłości do Wisły decyzja o przejściu do Lecha nie była chyba dla Pana łatwa?

- K.M. To był jeden z najtrudniejszych kroków, jaki zdecydowałem się wykonać w moim życiu. Najgorsze było to, że przy moim przechodzeniu do Lecha wiele osób zaczęło mówić, że coś takiego jak przywiązanie do barw klubowych odeszło w polskiej piłce w niepamięć. Niewielu osób jednak chciało wiedzieć, że piłkarz to też człowiek, który ma rodzinę, żonę. W tym właśnie czasie u mnie pojawiło się dziecko, a ja mieszkałem z żoną w jednym pokoju w wiślackim hotelu. Z jednej strony musiałem zapewnić byt rodzinie, a z drugiej moje odejście do Lecha było też potężnym zastrzykiem finansowym dla Wisły, który bardzo pomógł w funkcjonowaniu klubu. Ja z Wisły odchodzić nie chciałem, ale przychodzą takie chwile w życiu, gdy trzeba wybrać nie to, co się lubi, ale to, co jest najlepsze dla obu stron.

Kazimierz Moskal- G.S. Mimo tej trudnej decyzji kibice Wisły nigdy nie zapomnieli o Panu. Moskal Kazimierz – nie rusz Kazika, bo zginiesz – do dzisiaj można usłyszeć przy Reymonta. Co Pan wtedy czuje?

- K.M. Włos się jeży na głowie (śmiech). Dla mnie jest to coś wyjątkowego i niesamowicie miłego, bo ta przyśpiewka naszych kibiców była pierwotnie dedykowana legendzie Wisły Kazimierzowi Kmiecikowi, więc gdy słyszy się te słowa pod swoim adresem to trudno opisać uczucie, które się wtedy rodzi. Kibicom zawdzięczam niesamowicie dużo. Nasz słynny sektor X zawsze przyjmował mnie bardzo dobrze, a ja starałem się odwzajemnić grą na jak najwyższym poziomie i dawać z siebie wszystko.

- G.S. „Pewnym klubom się nie odmawia. Takim klubem dla mnie jest Wisła i tylko przez to zawiesiłem piłkarskie buty na kołku” – powiedział Pan przed rokiem...

- K.M. ... i dziś podpisuję się pod tym obiema rękami. Może będę nieskromny, ale uważam, że nawet dziś znalazłbym miejsce w jakimś klubie, może nie pierwszo – czy drugoligowym, bo mnie ciągle ciągnie do gry i na boisko. Jednak gdy przyszła propozycja z Wisły, żeby podjąć pracę w charakterze asystenta trenera Liczki, nie mogłem jej odmówić. Gdyby taka sama propozycja przyszła z każdego innego klubu, na pewno powiedziałbym: dziękuję.

- G.S. Nie było obaw, żeby podjąć pracę w najlepszym polskim klubie – prosto z boiska rzucić się na głęboką wodę?

- K.M. Owszem, były jakieś obawy z tym związane, tym bardziej, ze z wieloma chłopakami, dla których miałem być trenerem, jeszcze niedawno grałem razem na boisku. Jednak wzajemny szacunek i umiejętność pogodzenia ról: kolegi poza boiskiem, a na boisku trenera i piłkarza każdej ze stron wyszło na dobre.

- G.S. Asystent u Liczki, asystent u Engela. Nadszedł dzień, gdy to Moskal i Kulawik mieli poprowadzić Wisłę do boju samodzielnie.

- K.M. Miał to być duet trenerski na jeden mecz, jednak sytuacja rozwinęła się tak, że dostaliśmy zadanie, aby Wisłę poprowadzić do końca rundy. Tomek był pierwszym trenerem, ja drugim...

- G.S. ... drugim u Liczki, drugim u Engela, u Kulawika niby na równi, ale Pan też jakby na drugim miejscu, teraz podobna sytuacja. Jak się Pan czuje w roli tego drugiego?

- K.M. Ktoś musi być pierwszym. Ja od początku nie zgadzałem się z tym, żebyśmy z Tomkiem byli równorzędnym duetem. W pewnym momencie ktoś musi podjąć ostateczną decyzję, a przecież nie zawsze się zgadzaliśmy. Rok po zawieszeniu butów na kołku trudno być tym pierwszym szczególnie w drużynie mistrza Polski. Przychodząc do Wisły często powtarzałem: chcę się tutaj uczyć, chcę się przyglądać pracy trenera Liczki, trenera Engela, teraz jest trener Petrescu. Dużo można podpatrzeć, a przecież uczęszczam też do szkoły trenerskiej. W ciągu roku mamy sześć 5 – dniowych sesji. Po ukończeniu tej szkoły otrzymuję licencję UEFA Pro A uprawniającą mnie do prowadzenia drużyn III – ligowych, niższych klas i zespołów młodzieżowych oraz do pracy zagranicą.

- G.S. Jak się Pan odnajduje w nowym sztabie szkoleniowym jako jedyny Polak?

- K.M. (śmiech) Trochę to wygląda tak, że jest czterech pancernych i ja jako pies Szarik. Trzech Rumunów i Michelle Bonn trzymają się razem, bo wiadomo, ze są w obcym kraju, jednak ja nie czuję się przez to jakoś z boku. Na ile mogę i jestem im potrzebny, to staram się służyć swoją pomocą. Gdy wykonam swoją robotę, jadę do rodziny, oni wracają do siebie, bo razem mieszkają. Jest to sytuacja jak najbardziej normalna.

G.S. Scuzati – ma ( przepraszam po rumuńsku), multumese (dziękuję) – zna Pan już te wyrażenia?

- K.M. (śmiech) Nie, nie, dajemy sobie radę po angielsku, więc rumuńskiego nie musiałem się jeszcze uczyć. Bardziej to trener Petrescu i jego współpracownicy chcą się nauczyć polskiego.

- G.S. Przez kilka dni już coś Pan podpatrzył u trenera Petrescu?

- K.M. Człowiek uczy się całe życie: rzeczy dobrych, by je stosować w przyszłości, a te gorszych, by ich nie powielać. Od trenera Petrescu też na pewno wiele się nauczę, ale na razie za krótko współpracujemy, by mówić już teraz o konkretnych rzeczach.

- G.S. Zaczęliśmy sentymentalnie od wspomnień. Czego Kazimierz Moskal życzy sobie, jakie cele stawia przed sobą na kolejny rok swojego życia?

- K.M. Ktoś może powiedzieć, że mistrzostwo Polski to żaden cel, bo mam ich już kilka w dorobku. Ja jednak o tym marzę i to jest moje życzenie na 2006 rok: być znowu mistrzem Polski z Wisłą na stulecie jej istnienia, a później awansować do upragnionej Ligi Mistrzów. Prywatnie marzę, żeby moja rodzina była szczęśliwa. Ze względu na wykonywany zawód czasami pewnie brakuje mnie jako ojca i męża. Jako piłkarz przychodziłem do klubu pół godziny przed treningiem. Myślałem, że w roli trenera to się zmieni. I faktycznie zmieniło się, bo muszę być dużo wcześniej (śmiech). Dobrze, że dzieci trochę podrosły, więc stają się bardziej samodzielne. Osobistym moim celem jest ukończenie wspomnianego kursu trenerskiego. Tego życzę sobie. Korzystając z okazji chce też przekazać pozdrowienia dla naszych kibiców, którym ja sam, jak i cała drużyna tak wiele zawdzięcza. Życzę im, żeby wreszcie doczekali się tej upragnionej Ligi Mistrzów i tak, jak to robią już od 100 lat, nadal byli z Wisłą na dobre i na złe.

Rozmawiał: Grzegorz Saj

Ten materiał został opulikowany w piątym numerze newslettera Biała Gwiazda 19 I 2006.

Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA

Źródło: wisla.krakow.pl

Kazimierz Moskal sam za kierownicą

11-06-2007

- "Z byciem pierwszym trenerem jest jak z prowadzeniem samochodu: jeśli ktoś jeździ tylko jako pasażer, to nie jest to samo, kiedy sam siądzie za kółkiem i musi prowadzić sam" - mówi o swojej pracy na stanowisku pierwszego trenera Wisły Kazimierz Moskal. Zapraszamy na obszerny wywiad z trenerem Białej Gwiazdy podsumowujący jego pracę na stanowisku głównego szkoleniowca. Dziś część pierwsza rozmowy.

Jakie są Pana wrażenia po tym dłuższym okresie na stanowisku pierwszego trenera Wisły?

Na pewno wiele się przez ten okres zmieniło. Na początku, kiedy obejmowałem tą posadę, nie było wiadomo, na jak długo to będzie, więc nie bardzo paliłem się do tego. Z byciem pierwszym trenerem jest jak z prowadzeniem samochodu: jeśli ktoś jeździ tylko jako pasażer, to nie jest to samo, kiedy sam siądzie za kółkiem i musi prowadzić sam. Z każdym dniem, z każdym tygodniem nabiera się pewności. To doświadczenie na pewno procentuje. Jedno jest pewne – dla mnie ten sezon na pewno nie był stracony. Jeśli mówimy o klubie, o drużynie, to na pewno był to zły sezon. Ja natomiast będę po tym sezonie jedną z niewielu osób, które skorzystały. Jestem przekonany, że to będzie procentować

Czyli można powiedzieć, że to była prawdziwa lekcja trenerki?

Zdecydowanie tak. Bycie asystentem, a odpowiadanie za zespół to zupełnie co innego. Już samo bycie asystentem tuż po tym, jak skończyło się karierę jako piłkarz to dwa zupełnie różne światy. Bycie głównym trenerem to jeszcze co innego. Jest to bardzo trudna i niewdzięczna rola. Już na pierwszym spotkaniu z zawodnikami powiedziałem, że jest to dla mnie trudne. To, że jesteśmy kolegami, przyjaciółmi nie zmienia faktu, że jest tylko mały krok do tego, żeby znaleźć sobie wrogów. Podejrzewam, że tacy też się znajdą.

Dostał Pan wsparcie od zawodników w tych pierwszych dniach?

Tak. Na początku zawodnicy, tak mi się wydaje, próbowali się jeszcze pozbierać po tym złym początku rundy wiosennej. Nie ukrywam, że był taki moment, kiedy było widać, że z zawodników powietrze coraz bardziej zaczyna schodzić i ta drużyna z niecierpliwością czeka na koniec tego nieudanego sezonu. Każdy chyba miał tego świadomość i było to po nim aż nadto widać. Próbowaliśmy to jakoś ratować, posklejać, jednak wyszło jak wyszło.

Co było największą nauką w trakcie tych trzech miesięcy kierowania pierwszą drużyną?

To jest cały bagaż doświadczeń. Pierwszy trener odpowiada za całą drużynę. To nie jest tylko problem zadbania o treningi, wytypowania osiemnastki na mecz. To także wszystko, co się wiąże z pierwszą drużyną. To naprawdę nie było łatwe.

Nie da się powiedzieć, że poprawiłem coś konkretnego. Zawodnik może powiedzieć, że poprawił kondycję, technikę, w moim przypadku tak się nie da. To jest cały bagaż, duży worek doświadczeń. Nabrałem nowego spojrzenia na to wszystko.

Czy z tym doświadczeniem, które trener ma teraz, podjąłby Pan inne decyzje na początku kierowania samodzielnie pierwszym zespołem? Łatwiej by było mi, gdyby było wiadomo, że jestem na przykład do końca rozgrywek. Wtedy pewne decyzje można by było uszeregować. Trudno natomiast podejmować pewne decyzje, jeśli mam świadomość, że to może być jeden, dwa mecze. Jeśli ja nagle zacząłbym wprowadzać pewne rzeczy, egzekwować coś, to nie miałby to sensu przez dwa, trzy dni.

Jeśli chodzi o decyzje związane z wyborem składu, czy odnośnie treningu, to raczej nic bym nie zmieniał. Starałem się na swój sposób postępować uczciwie z zawodnikami. Na pierwszym miejscu zawsze stawiałem zdrowie i pod tym kątem planowaliśmy skład na mecze i treningi. Następnie oczywiście była dyspozycja i to, jak kto trenował. Wiadomo, że w takiej grupie wszystkich się nie zadowoli, ale decyzji personalnych bym nie zmieniał.

Jeśli zaś chodzi o trening, to po nieudanym meczu zawsze szuka się przyczyn słabszej gry zespołu. Wtedy zastanawia się, czy słuszne było to, co zrobiło się na dzień czy dwa przed meczem. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że przejąłem ten zespół w takim momencie, że mecze był co trzy dni. Naprawdę niewiele można było zrobić – były rozruchy przedmeczowe i pomeczowe. Jeśli trafiły nam się w tym czasie trzy czy cztery jednostki treningowe, kiedy można było zrobić trening taktyczny, to było to wszystko. Był to tylko mecz, mecz i jeszcze raz mecz.

Gdyby decyzja o tym, że na stanowisku trenera pozostanie Pan dłużej, zapadła wcześniej, to czy wcześniej też pojawiłoby się ustawienie 4-5-1. Skąd w ogóle pomysł na ta zmianę?

To ustawienie chodziło mi po głowie nawet jeszcze, gdy byłem asystentem. Najczęściej po nieudanych meczach szuka się błędów bądź też lepszych rozwiązań, czy to w treningu, czy w ustawieniu. Wtedy kilka razy przychodziło mi na myśl, że może powinniśmy byli zagrać w tym ustawieniu. Z drugiej strony miałem świadomość, że jeśli zespół od tak długiego czasu gra w ustawieniu 4-4-2, to nie można nagle wszystkiego wywracać do góry nogami. Graliśmy mecze co trzy dni i nawet nie było kiedy przećwiczyć tego ustawienia. Co prawda według mnie dla zawodników, który są profesjonalistami, którzy są inteligentni, z takim przestawieniem nie powinno być problemu. To naprawdę niewiele się różni. Zawsze z jednego ustawienia można przejść do drugiego. Czy to będzie jeden napastnik, czy jeden cofnięty, czy to będzie pięciu pomocników, czy jeden cofnięty, czy dwóch – to są szczegóły. Do tego w zasadzie każdy zawodnik na pierwszoligowym poziomie powinien się dostosować. Była jednak obawa, żeby wszystkiego nie wywracać do góry nogami tego, co robiło się przez wiele lat. Wiadomo, że najlepszym okresem na ćwiczenie nowego ustawienia jest okres między rundami.

Czy gdyby to od Pana zależało, to kontynuowałby Pan granie w tym ustawieniu?

To oczywiście zależy od tego, jakich by się miało wykonawców. Wydaje mi się jednak, że jest to dobre rozwiązanie. Pozornie to wygląda na 4-5-1, ale to równie dobrze może być 4-3-3. To jest tylko kwestia tego, jakich mamy skrzydłowych. To wcale nie jest, jakby się wydawało, ustawienie defensywne. Oczywiście zależy to od tego, jakich zawodników się ma, ale jest to wręcz ustawienie bardziej ofensywne. Teraz tak się gra, że w wielu klubach grający pomocnicy to środkowi pomocnicy. Jako skrajni skrzydłowi występują boczni obrońcy. To, że wszyscy muszą teraz grać w ofensywie i defensywie, wiemy już nie od tego sezonu. Spójrzmy, jak grają Drogba, czy Inzaghi, który w finale Champions League przebiegł ponad 10 tysięcy metrów. To już nie są zawodnicy, którzy stoją na środku pola karnego i czekają na podania od partnerów, bo oni są tylko od strzelania bramek. Skończyły się czasy, kiedy można było mieć zawodnika, który w piłkę nie potrafił grać, ale mówiło się do niego – ty kryjesz tego przeciwnika i w ten sposób nie grało dwóch piłkarzy. Teraz zawodnik, oprócz tego, że musi mieć olbrzymie umiejętności, to musi być świetnie przygotowany pod względem fizycznym do tego, aby sprostać wymogom, jakie futbol obecnie stawia przed zawodnikami. To muszą być atleci, jak Drogba, o którym już wspominałem. Popatrzymy nawet na Croucha. To jest zawodnik, który może nie wygląda posturą na piłkarza, ale on nie czeka w polu karnym, aż mu zagrają piłkę na głowę.

Czy w Wiśle, w polskiej piłce, zobaczymy takich zawodników, którzy nie tylko są dobrzy technicznie, ale i, jak to Pan określił, "są atletami"?

Na pewno w polskiej piłce mało jest takich zawodników. Jeśli są zawodnicy nieźli piłkarsko, to fizycznie są już mniej wytrzymali. Marzeniem każdego trenera na pewno jest to, żeby mieć zawodników dobrych i piłkarsko i atletycznie, którzy nie ustępują nikomu szybkościowo. Wydaje mi się, że piłka zmierza w tym kierunku, że piłkarzem będzie kawał zdrowego chłopa, który bez problemu zagra dwa mecze pod rząd i na dodatek piłka mu nie będzie przeszkadzała.

Czego, kogo zabrakło, żeby Wisła mogła osiągać lepsze rezultaty?

Odpowiedź sama się nasuwa – zabrakło przede wszystkim na początku tej rundy skuteczności. To się rzuca w oczy – nie strzelaliśmy bramek, nie wykorzystywaliśmy okazji, przez co przyszły remisy i porażki. Na pewno w każdym zespole jest potrzebna świeża krew, zawodnik, który wniesie coś nowego do drużyny. To musi być podstawowy zawodnik. Skład można uzupełniać, ale od czasu do czasu trzeba sprowadzić zawodnika, który swoją osobowością poruszy coś w zespole.

Czego zabrakło, żeby takich meczów, jak ten z Legią, było więcej?

Ten problem na pewno jest złożony. Podstawową sprawą jest to, że magia nazwy takiego klubu, jak Legia zawsze będzie się kojarzyć i wywoływać takie odczucia zawodników, że dodatkowa mobilizacja przed meczem, szczególnie u siebie, nie jest potrzebna. To samo można powiedzieć o Cracovii czy Lechu. Natomiast z całym szacunkiem dla Bełchatowa, jest to klub, który pojawił się na topie w polskiej lidze dopiero w ostatnim czasie. Zawodnicy chyba nie do końca sami wierzyli w to, że ten zespół może odegrać tak znaczącą rolę w polskiej lidze. Wydaje mi się, że cechy charakteru poszczególnych zawodników decydują o tym, jak się podchodzi do kolejnych meczów. Każdy mecz powinno się chcieć wygrać – taka jest idea. Nie sądzę że, dajmy na to Górnik Zabrze, czy jakikolwiek inny klub, wychodził na boisko z myślą, żeby tylko jak najniżej przegrać. Wiemy jednak, że to podejście jest inne w różnych meczach. Ciężko jest zmotywować do końca niektórych zawodników przed meczami ze słabszymi przeciwnikami.

Czy to w ogóle jest możliwe, żeby poziom mobilizacji przed każdym meczem był jak najwyższy? Co należy zrobić?

Na pewno są takie sposoby. Najprostszy jest taki, gdy walczy się o jakieś premie. Chyba wszyscy, którzy byli przy sporcie, czy nadal są, wiedzą o tym, że jest to dodatkowa mobilizacja. Na pewno nie jest to decydujące. Nieraz jest tak, że zespół w danym dniu, czy na danym poziomie pewnego pułapu nie przeskoczy. Na pewno jednak to, że zespół jest premiowany, wyzwala dodatkowe ambicje, chęci.

Czy można odpowiedzieć na pytanie, które oblicze Wisły jest prawdziwe – to ze spotkania z Legią, czy to z przegranego meczu z Groclinem?

Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Jedno jest pewne – takie mecze, jak z Legią pokazują, że ten zespół stać na lepszą grę i lepsze wyniki. Wydaje mi się, że ta pozycja, którą Wisła zajęła po tym sezonie nie jest adekwatna do tego, na co nas stać. Nie wiem, czy w tym składzie powinniśmy walczyć o mistrzostwo, ale na pewno to zajęte miejsce jest poniżej możliwości.

Co zrobić, żeby gra Wisły odpowiadała potencjałowi, jaki jest w tej drużynie? Przecież Biała Gwiazda ma w swojej kadrze kilku reprezentantów różnych krajów.

Rzeczą, o której nie można się bać powiedzieć, jest stabilizacja na stanowisku trenera. U zawodników częste zmiany też wywołują różne odczucia. Każdy trener ma swoją wizję i swój sposób przekazania tego, co chciałby widzieć. Nawet grając w tym samym systemie detale i szczegóły różnią się. Zawodnicy po tylu zmianach mogą być lekko skołowani, może nie bardzo mogą się z tym połapać. Tak, jak mówiłem o tym, że po jednym niepowodzeniu nie można wszystkiego w treningu i składzie wywracać do góry nogami, tak samo to, że trener ma komfort pracy przez dłuższy czas, jest z korzyścią. Oczywiście, wszystko zależy od tego, jaki trener ma warsztat i jaka jest jakość jego pracy. Jeśli podchodzi się do swojej pracy solidnie, to musi to przynieść efekty.

Czy trener widzi coś pozytywnego w tym sezonie, oprócz tego, że już się on skończył?

To, że chyba w przyszłym sezonie nie może już być gorzej. Tak mi się wydaje. Absolutnie nie chciałbym obiecywać kibicom, że w przyszłym sezonie Wisła będzie walczyła o mistrza. Ja wiem, że w tym klubie zawsze, przynajmniej w ostatnich latach, kiedy pojawiła się Tele-Fonika, grało się o najwyższe cele, ja wiem, że kibicom trudno przyjąć takie tłumaczenie, że jest to sport, że nie zawsze się wygrywa. Prawda jest jednak taka, że z piłką jest jak z życiem – raz się jest na górze, raz na dole. Trzeba się od tego dna odbić i w przyszłym sezonie to musi iść w innym kierunku. Wisła musi iść w tym sezonie na miejsce, na które zasługuje.

Jakie są Pana spostrzeżenia po tym okresie spędzonym jako pierwszy trener dotyczące siebie – czego jeszcze trzeba się uczyć, co w swoim warsztacie trenerskim poprawić?

W każdym elemencie. Ja jestem na początku trenerskiej drogi i tak do końca nie wiem, jak ona się potoczy. Przez cały czas człowiek się uczy i zbiera doświadczenia. Ja na pewno nie powiem, że jestem wspaniałym trenerem, że jestem nieomylny, że wszystko wiem. Uważam, że, jak w każdej dziedzinie, jeśli ktoś twierdzi, że już wszystko wie, to coś z nim jest nie tak.

Jaka będzie trenerska przyszłość Kazimierza Moskala?

Nie wiem. Na razie usłyszałem, że prezes Heler chce, abym był asystentem nowego trenera. Od tego czasu konkretnych rozmów nie było.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiali Marcin Górski i Wit

Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA

Źródło: wisla.krakow.pl

Kibice Wisły murem za Moskalem (2011)

2011-12-20

Wkrótce okaże się, kto wiosną będzie prowadzić piłkarzy Wisły Kraków. Fani "Białej Gwiazdy" wystosowali do Bogusława Cupiała list otwarty. Proszą, żeby właściciel klubu pozwolił Kazimierzowi Moskalowi nadal prowadzić mistrzów Polski.

LIST OTWARTY STOWARZYSZENIA KIBICÓW WISŁY (za skwk.pl):

Szanowny Panie Bogusławie,

w najbliższych dniach podjęta zostanie decyzja, kto będzie sprawował obowiązki trenera pierwszej drużyny naszego klubu. Mamy świadomość, że przy jej podejmowaniu będzie Pan musiał uwzględnić wiele argumentów i podpowiedzi. Byłoby nam niezmiernie miło, gdyby w trakcie ich rozpatrywania zechciał Pan wziąć pod uwagę także nasze zdanie.

Wszyscy mamy jeszcze świeżo w pamięci wydarzenia minionej środy. To, co wydarzyło się 14 grudnia 2011 roku na stadionie przy Reymonta, przejdzie, ba, już przeszło do historii polskiej piłki. Niezwykle rzadko bowiem zdarza się, aby polskie zespoły wygrywały "coś" w ostatniej chwili, rzutem na taśmę. Zazwyczaj jest tak, że to drużyny z kraju nad Wisłą otrzymują - używając terminologii bokserskiej - nokautujący cios w końcówce meczu. Nas, wiślaków, w ostatnich latach los doświadczył w ten sposób kilkakrotnie. Dzisiaj jednak o tym już nie pamiętamy. Dzisiaj żyjemy tylko i wyłącznie wielką glorią, wspaniałym sukcesem. Sukcesem, którego nie byłoby, gdyby nie człowiek, dla którego Wisła jest czymś więcej niż klubem sportowym, czymś więcej niż miejscem pracy. Człowiek, który jest Wiślakiem przez największe z możliwych "W". Człowiek, który dla Białej Gwiazdy zrobił w swym życiu bardzo wiele, a który może zrobić dla niej jeszcze więcej.

Mogą znaleźć się malkontenci, którzy stwierdzą, że zasługa Kazimierza Moskala w środowej wiktorii jest niewielka. Że tak właściwie, to bardziej Fulham przegrało awans niż Wisła go wywalczyła. Że Twente Enschede grało w Krakowie w rezerwowym składzie. Że jego umiejętności trenerskie nie predestynują go do prowadzenia drużyny mistrza Polski. Cóż, każdy ma prawo do własnego poglądu. My jednakże uważamy, że nie przeżylibyśmy w minioną środę tych wszystkich fantastycznych chwil, gdyby nie Kazimierz Moskal. Wszak to nie kto inny, jak właśnie on, potrafił w ciągu kilku ostatnich tygodni tchnąć w naszą drużynę wiarę w sukces. To nie kto inny, jak właśnie on, zmienił jej styl gry. To wreszcie nie kto inny, jak Kazimierz Moskal, nie bał się podjąć trudnych decyzji personalnych przy ustalaniu składu. A że przy okazji dopisało mu nieco szczęście. No cóż, są takie stare, wyświechtane przysłowia, mówiące o tym, komu tak naprawdę w życiu dopisuje fortuna, do kogo świat należy. Do odważnych świat należy, a szczęście sprzyja lepszym.

Panie Bogusławie, jako kibice Wisły Kraków pragnęlibyśmy, aby trenerem naszej ukochanej drużyny był Wiślak z krwi i kości. Taki Wiślak, jakim jest Pan, jakimi jesteśmy my wszyscy. Naszym pragnieniem jest Wielka Wisła, jeszcze większa niż jest obecnie. Wisła bezkonkurencyjna dla rywali w kraju. Wisła, z którą liczyć się będą największe kluby w Europie. Wisła, w składzie której wychowankowie Białej Gwiazdy stanowić będą znaczącą siłę. Naszym zdaniem, pozostawienie Kazimierza Moskala na stanowisku pierwszego trenera takie nadzieje na przyszłość daje. I o to Pana prosimy.

Zarząd Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków

Źródło: gazetakrakowska.pl

Moskal trenerem Wisły. "To dla mnie zaszczyt" (2011)

2011-12-23

- Jest mi szalenie miło, że kibice dali mi tak duży kredyt zaufania. Byli ze mną nie tylko, kiedy zaczęliśmy wygrywać, lecz też po porażkach - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Kazimierz Moskal, który będzie prowadzić Wisłę Kraków przynajmniej do końca sezonu.

Ponad dwadzieścia sześć lat temu niespełna osiemnastoletni Kazio Moskal z obawami wchodził do szatni pierwszej drużyny Wisły. Do szatni, z której korzystali tej klasy zawodnicy, co m.in. Andrzej Iwan, Leszek Lipka, Adam Nawałka czy Piotr Skrobowski. Teraz, po krótkim byciu tzw. awaryjnym szkoleniowcem, został Kazimierz Moskal "namaszczony" na pierwszego trenera ukochanej (co zawsze podkreślał) "Białej Gwiazdy". Piękna, wzorcowa kariera...

Przez te wszystkie lata zmieniłem się, to oczywiste. Trochę przeżyłem, zdobyłem dużo różnorakiego doświadczenia. Biorąc zaś pod uwagę to, jak postrzegam Wisłę, łapię się na tym, że przeszedłem kawał drogi, ale warto było się trudzić.

Przecież ta trenerska nominacja jest dla mnie zaszczytem. Inaczej zresztą być nie może, gdyż uważam, że w tych kategoriach zawsze wypadałoby traktować możliwość pracy w Wiśle i dla Wisły. Naturalnie, jest to także ogromne wyzwanie, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że dano mi funkcję, którą chciałoby pełnić wielu innych, zdecydowanie bardziej doświadczonych ode mnie szkoleniowców. A skoro mamy czas przed Bożym Narodzeniem, to nominację mogę jednocześnie przyjąć jako duży prezent dla mnie, dla mojej rodziny, a szczególnie dla moich dwóch synów, którzy są przecież niesamowitymi fanami Wisły.

Decyzję ogłoszono dzień przed Wigilią, czyli wcześniej musiało chyba być sporo emocji...

Przyznam się, że jakoś specjalnie nie emocjonowałem się tą sprawą. Naprawdę! Po prostu starałem się zachować spokój, choć nie w każdej chwili to się udawało. Dobrze jednak, że stało się to jeszcze przed świętami. Po prostu będą spokojniejsze. Także dla mnie, ale bardziej dla moich bliskich. Cieszę się także dlatego, że sądzę, iż przy zdecydowaniu o dalszym przekazaniu mi drużyny wzięto pod uwagę między innymi i to, że w ostatnich tygodniach było jednak widać pewne zalążki lepszej gry naszej drużyny. Tym samym doceniono wspólny wysiłek mój jako trenera i, przede wszystkim, zawodników.

Murem byli i są za Panem kibice. Ale czy nie obawia się Pan, że przy niepowodzeniach mogą pojawić się głosy, że szefostwo Wisły ugięło się pod wpływem żądań płynących z trybun?

Z całym szacunkiem dla naszych kibiców, ale jakoś nie sądzę, żeby przy podejmowaniu decyzji kierowano się właśnie głosami trybun. Przecież musiały przeważyć względy merytoryczne, inaczej sobie tego nie wyobrażam. Oczywiście, nie będę zaprzeczał, iż jest mi szalenie miło, że kibice dali mi tak duży kredyt zaufania. Byli ze mną nie tylko, kiedy zaczęliśmy wygrywać, lecz też po porażkach. Choćby po tej z Górnikiem Zabrze, kiedy po raz pierwszy poprowadziłem zespół. A kwestia ewentualnych głosów... Cóż, każdy ma prawo do wygłaszania własnych opinii. Z drugiej strony nie ma sensu wyważać otwartych drzwi - jeśli są dobre wyniki, to i trener zazwyczaj ma komfort spokojnej pracy. Ale jak przychodzą niepowodzenia, to pierwszy "do odstrzału" jest szkoleniowiec. Tak było, jest i będzie. Piłkarska klasyka.

Pamiętamy, w jakich okolicznościach musiał Pan przejąć zespół "Białej Gwiazdy". Z Górnikiem, o czym wspomniał, nie poszło, ale we Wrocławiu pokonaliście lidera tabeli. Co Pan zrobił, że zawodnicy sprawiający wrażenie "zdołowanych" zdecydowanie odżyli?!

Owszem, były elementy motywacyjne, ale nie będę ujawniał pewnych swoich tajemnic. Mnie najbardziej cieszyło to, że udało mi się przekonać chłopaków tak do siebie, jak i do moich pomysłów na grę, taktykę itp. Starały się realizować te moje pomysły i jak pokazały wyniki, całkiem źle nie było. A teraz nadal uważam, że zespół ma na tyle spory potencjał, żeby powalczyć nawet na trzech frontach, czyli w polskiej lidze, w Pucharze Polski i w Lidze Europy. Rzecz jasna, wzmocnienia zawsze są potrzebne, ale o tym będziemy myśleć już po świętach.

Właśnie - święta! Odizoluje się Pan od piłkarskich spraw?

Cóż, z tą izolacją może być ciężko, gdyż zawsze mogą przyjść jakieś myśli związane z drużyną i jej przyszłością. Ale spróbuję z nimi powalczyć... W tych dniach postawię na rodzinę, inaczej sobie nie wyobrażam Bożego Narodzenia!

Czy na wigilijnym stole pojawi się dwanaście potraw?

Akurat tej tradycji, w mojej rodzinie, nie jesteśmy wierni. Ale musi być kilka potraw, bez których nie wyobrażam sobie tej szczególnej, jedynej w roku kolacji. Przede wszystkim karp, na którego czekam dwanaście miesięcy, gdyż najwspanialej smakuje właśnie w wigilię. Poza tym nie może zabraknąć barszczu z uszkami, zupy grzybowej ani makaronu z makiem. Naturalnie, mogą się pojawić także inne potrawy, ale wymienione są najważniejsze. Najbardziej jednak liczy się nastrój tego wyjątkowego dnia.

Rozmawiał Wojciech Batko

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Wojciech Batko

Kazimierz Moskal przerywa milczenie (2012)

2012-05-16

Kazimierz Moskal odkąd został zwolniony z funkcji trenera Wisły Kraków nie wypowiadał się w mediach. Po ponad dwóch miesiącach przerywa milczenie i mówi o przyczynach słabego sezonu "Białej Gwiazdy" oraz o tym, że żegna się z klubem z ul. Reymonta. Rozmawia Bartosz Karcz.

- Przez ponad dwa miesiące od momentu zwolnienia z funkcji trenera Wisły nie wypowiadał się Pan w mediach. Jaki był tego powód?

- Bardzo prosty. Mam taki charakter, że po moim zwolnieniu nie chciałem się nawet pokazywać na Wiśle. Mecze oglądałem w telewizji. Wisła grała o puchary, miała na to szanse, więc nie chciałem, żeby ktoś odebrał moje wypowiedzi czy nawet pokazywanie się w klubie, jako nietakt. Oczywiście wszystkie mecze oglądałem, kibicowałem tej drużynie, ale pokazywać się nie chciałem.

- Jest Pan trenerem, który pracował najdłużej z drużyną w minionym sezonie. Najpierw jako asystent Roberta Maaskanta, a następnie pierwszy szkoleniowiec. Dlaczego ten sezon tak wyglądał w wykonaniu Wisły? Dlaczego ten zespół pokazywał swój potencjał tylko w niektórych meczach?

- W poprzednim sezonie przekonał się o tym Lech, a teraz my, że grając w europejskich pucharach i lidze trudno jest to pogodzić.

To są dwa różne światy. Jakby na to nie patrzeć byliśmy bardzo blisko awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po tej porażce przyszedł moment, w którym zespół znalazł się w dołku. Przede wszystkim psychicznym. To było bardzo widoczne zaraz w następnym meczu ligowym, ale również w pierwszym spotkaniu Ligi Europy z Odense. Podobnie było po Standardzie. Przed tymi meczami padały pytania, jak zareagować, żeby nie powtórzyła się sytuacja z APOEL-u, jeśli nie awansujemy. Nie byliśmy gorsi od Standardu. Musimy pamiętać, że większość tego dwumeczu graliśmy w osłabieniu. Odpadliśmy jednak i znów w lidze nie udało nam się wygrać. Moim zdaniem głównym powodem tego, że Wisła była tak nisko w tabeli, były słabe wyniki u siebie. Gdybyśmy wygrali te mecze na własnym stadionie, to dzisiaj Wisła nadal byłaby mistrzem Polski.

- Największą bolączką Wisły była skuteczność. Ta drużyna nie strzelała dużo bramek ani za trenera Maaskanta, ani za Pana, ani później, gdy zespół przejął Michał Probierz. Skąd taka indolencja, skoro w drużynie było tyle indywidualności w przednich formacjach?

- Trzeba się zgodzić, że to jedna z przyczyn słabego sezonu. Potencjał w ofensywie rzeczywiście był bardzo duży. Uważam jednak, że tej drużynie brakowało takiego typowego snajpera, łowcy bramek, jak kiedyś Tomek Frankowski, Maciek Żurawski czy nawet Paweł Brożek. Cwetan Genkow daje drużynie bardzo dużo, ale to nie jest typowy "killer", który wykorzysta najmniejszy błąd rywala. Dudu Biton miał świetny początek sezonu, ale to też nie jest taki poziom jak choćby "Franka". Tomek wypada zdecydowanie lepiej. On potrafi mieć pół sytuacji w meczu i to wykorzysta. Inni też nie strzelali za dużo. Wystarczy popatrzeć na statystyki, ile goli strzelili choćby Ivica Iliev czy Maor Melikson. W poprzednim sezonie bardzo dużo goli strzelali Andraż Kirm i Patryk Małecki. Teraz tego brakowało.

- Zgodzi się Pan, że Wisła miała indywidualności, ale brakowało zespołu?

- Nie. Zagraliśmy kilka bardzo dobrych meczów. Tak było za trenera Maaskanta. Ta było również gdy ja prowadziłem ten zespół. Również pod wodzą Michała Probierza Wisła potrafiła rozegrać bardzo dobre spotkanie z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski. Zespół był, ale brakowało regularności. Nie zgadzam się też, że nie było atmosfery. To już tak jest w piłkarskiej szatni, że jak są wyniki, to atmosfera sama się rodzi. Nawet jednak po porażkach nie było z nią tak źle, jak czytałem czasami w gazetach.

- W tej drużynie przeważali obcokrajowcy. Nie było czasem tak, że część z nich nawet nie zdawała sobie do końca sprawy, w jakim klubie grają?

- Z tym się zgadzam. Wiem zresztą jak to wygląda, bo kiedyś gdy wyjechałem do Izraela też nie zdawałem sobie do końca sprawy, jakim klubem jest Hapoel Tel Awiw. Nie znałem języka i początkowo czułem się jak na wakacjach. Choć ja miałem taki charakter, że zawsze zostawiałem na boisku sto procent zdrowia, ale muszę przyznać, że początkowo nie miałem pełnej świadomości do jakiego klubu trafiłem. Myślę, że tutaj było podobnie. Ja też chciałbym, żeby w Wiśle grało więcej Polaków, a nawet takich zawodników, którzy wychowali się w Krakowie, w tym klubie.

- Oni na pewno nie godziliby się z porażkami tak łatwo jak niektórzy obcokrajowcy...

- Z tym również muszę się zgodzić, bo czasami gdy czytałem wypowiedzi niektórych zawodników, sam byłem mocno zaskoczony. Delikatnie mówiąc, były one dość niefortunne. Kibice też swoje widzieli. Jak ktoś zostawia swoje całe zdrowie na boisku, to łatwiej takiemu piłkarzowi się wybacza pewne rzeczy. Jak jest inaczej, to i złość po porażce jest większa.

- W czasie tych kilku miesięcy pańskiej pracy, Wisła była chwalona za styl. Tak wypowiadało się wielu ekspertów. Proszę powiedzieć, czy po pierwsze - dzisiaj, z perspektywy tych kilku miesięcy, coś zrobiłby Pan inaczej, a po drugie - czy nie ma Pan poczucia, że coś przerwano Panu w połowie drogi?

- Długo do mnie nie docierało to co się stało. Nie mogłem i nadal do końca nie mogę się z tym pogodzić. Nawet ten mój ostatni mecz z Koroną Kielce oglądałem kilka razy i nadal uważam, że tak powinniśmy grać. Oczywiście nie stworzyliśmy w tym spotkaniu za wiele sytuacji, ale co do wizji, to uważam, że ten zespół był stworzony do takiej właśnie gry.

Kto wie, jak to wszystko by się potoczyło gdyby nie fakt, że z czterech meczów na wiosnę, w trzech musieliśmy grać w osłabieniu. Nawet jednak grając w dziesiątkę potrafiliśmy prowadzić grę. Po długim czasie dotarło do mnie, że zabrakło cierpliwości pracodawcom. Mam żal, czy może raczej odczuwam niedosyt, że tak się stało. Wierzyłem w ten zespół, wierzyłem że to jest dobra droga i że jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Wierzyłem wreszcie, że dostanę więcej czasu na realizację mojej wizji.

- Wpływ na decyzję klubu miały na pewno w dużym stopniu mecze ze Standardem. Czy gdyby mógł Pan cofnąć czas, w Liege zrobiłby Pan wszystko dokładnie tak samo?

- Już po meczu powiedziałem, że chciałem zmienić Nuneza, ale zabrakło nam dosłownie kilku sekund. W przerwie powiedziałem zawodnikom, w jaki sposób możemy strzelić bramkę. Później znów jednak przyszła ta nieszczęsna czerwona kartka.

- Gdyby Andraż Kirm wykorzystał w końcówce tego meczu dobrą sytuację, byłby Pan teraz w innym miejscu?

- Nie myślę w ten sposób, choć ludzie czasami nie mają pojęcia dlaczego zespół czy trener są w danym miejscu i od czego to może zależeć.

- Co poradziłby Pan Wiśle przed nowym sezonem, żeby był on lepszy?

- Nie chcę się wymądrzać. Jestem poza klubem i ktoś takie rady może źle odebrać. Jedno co mogę powiedzieć to, że nie mogą grać sami Polacy czy sami obcokrajowcy. Muszą grać dobrzy piłkarze, którzy sprostają oczekiwaniom właściciela i kibiców.

- A co będzie z Panem? Prezes Bogdan Basałaj twierdził, że dla Kazimierza Moskala miejsce w Wiśle znajdzie się zawsze.

- Prawda wygląda tak, że 31 maja kończy mi się okres wypowiedzenia i będę musiał sobie poszukać innego klubu. Kiedyś powiedziałem, że z Wisły odejdę dopiero wtedy, kiedy mnie z niej wyrzucą. Chyba właśnie ten moment nadszedł. Nie dostałem żadnej propozycji pracy, pozostania przy Reymonta. Dla mnie to jest równoznaczne z tym, że muszę szukać innego miejsca, gdzie będę się realizował.

- Po zwolnieniu dostał Pan w ogóle jakieś wsparcie od ludzi, związanych z Wisłą?

- Dostałem wiele SMS-ów i telefonów. Nie od działaczy jednak. Wsparcie od ludzi, związanych z piłką jednak dostałem. Usłyszałem wiele ciepłych słów na temat mojej wizji piłki nożnej. To dodawało mi wiary, że wybrałem dobrą drogę.

- Może będzie tak, jak w pańskiej karierze piłkarskiej, kiedy po pierwsze prawdziwe sukcesy sięgnął Pan po odejściu z Wisły, a później Pan do niej wrócił i zdobył dwa razy mistrzostwo Polski.

- Dla mnie ten klub zawsze był wyjątkowy. Z wielu rzeczy rezygnowałem, żeby w nim być. Nigdy nie mówiłem i nie powiem, że do Wisły nie wrócę. Może to kiedyś nastąpi, a może trzeba będzie pracować gdzie indziej.

- Jakieś propozycje już Pan ma?

- Na razie nic w tym temacie się nie dzieje. Być może dlatego, że te zapowiedzi prezesa Basałaja była takie, a nie inne. Mam jednak nadzieję, że długo bez pracy nie pozostanę.

- Myśli Pan o dużej piłce czy jest gotowy na pracę również w niższych ligach?

- Mnie cieszy praca trenerska bez względu na to czy są to juniorzy, Młoda Ekstraklasa czy pierwszy zespół. Oczywiście w ekstraklasie są lepsze warunki do pracy. Nie mam jednak przesadnie wygórowanych ambicji. Nie powiem, że będę pracował tylko w ekstraklasie. Bez względu na to, gdzie trafię, będę pracował z pełnym zaangażowaniem.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Bartosz Karcz

Kącik poetycki

Na Moskala


Grał z przodu, w pomocy, w obronie
A i z bramką mógłby się zmierzyć
Obyśmy mieli w naszym gronie
Na pęczki takich Kazimierzy.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach


Galeria

Materiały prasowe do biografii

Poprzednik Okres pracy:
17.04.2007 - 13.06.2007
Następca
. .Adam Nawałka Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Maciej Skorża. .


Poprzednik Okres pracy:
07.11.2011 - 01.03.2012
Następca
. .Robert Maaskant Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Michał Probierz. .