Kibice Wisły na wiślackich sekcjach halowych

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 95: Linia 95:
Źródło:To My Kibice nr.3,2005 rok.
Źródło:To My Kibice nr.3,2005 rok.
 +
 +
*Wisła Kraków Na Koszykówce:
 +
Obecny sezon jest trzecim z kolei,w którym pewna grupa sympatyków zrzeszonych w Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków,przy współpracy z klubem,wzięła na swoje braki tworzenie opraw oraz niepowtarzalnego klimatu na hali krakowskiej Wisły przy ulicy Reymonta.Jak do tej pory kibice odwiedzający naszą halę na brak ,,atrakcji" nie mogą narzekać,jednak ciągle stawiamy sobie coraz wyżej poprzeczkę i miejmy nadzieję ,że zrealizujemy do końca rudny stawiane sobie przed sezonem cele.
 +
Pierwszym oficjalnym meczem meczem ,na którym pojawiła się spora rzesza Krakusów,był zapewne mecz o Super Puchar rozgrywany w Lesznie.Oczywiście pojedyncze osoby zjawiły się również w słowackich Koszycach,jednak za oficjalny wyjazd uznajemy wyprawę do Leszna.Tak więc do Wielkopolski docieramy w 30 osób,co biorąc pod uwagę nieprzychylne nam tereny poznańskiego Lecha, było wynikiem bardzo dobrym jak na początek sezonu.
 +
Kolejnym większym wyjazdem byłą eskapada do Pragi.Przygotowania do tego wyjazdu zaczęliśmy praktycznie już miesiąc przed podróżą.Ostatecznie z Krakowa wyruszają 3 autokary,2 busy oraz liczne osobówki.Na meczu wspomagały nas spore delegacje chłopaków z Gdańska oraz z Wrocławia.Za oficjalną liczbę myślę,że z pewnością nie zawyżoną ,możemy uznać 250 fanatyków Wisły ,co z tego co się orientuje jest rekordem w ostatnich czasach,jeśli chodzi o zagraniczne wyjazdy,zresztą podobnie jak i krajowe.Po meczu kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców Slavii Praga ,,szukająca wrażeń" zostaje przegoniona przez grupę krakowskich fanów udających się do zaparkowanego nieopodal autokaru.W kolejnej rundzie rozgrywek Euroligi przyszło nam się zmierzyć z tureckim Fenerbache,jednakże plany wyjazdu kilkunastoosobowej grupy fanów na trzeci decydujący mecz do Stambułu pokrzyżowały same koszykarki,które przegrały niestety i odpadły z dalszej rywalizacji.
 +
Wracając do wyjazdów krajowych można zaznaczyć iż na żadnym z nich nie zanotowaliśmy oficjalnego zera.Na każdym z meczów ligowych stawiamy się w grupie 5-10 osób.Co prawda nie prowadzimy dopingu ,jednakże za każdym razem zasiadamy w barwach na sektorach pośród gospodarzy.Kolejnym wyjazdem ,który utkwił mi w pamięci to wyprawa do Łodzi na mecz z ŁKSem.W hali przy Al.Unii meldujemy się w +/- 15 osób,nie prowadzimy dopingu,gdyż wybraliśmy się na ten mecz bardziej rekreacyjnie ,w roli obserwatorów uchodzących za jednych z najlepszych w Polsce kibiców ŁKSu.Rodowitych Łodzian na meczu z drużyną Mistrza Polski melduje co prawda nie wiele ponad 40,jednakże zza kosza kręcą niezłą korbę dopingując swoje koszykarki przez całe spotkanie.
 +
W kolejne części swojego krótkiego artykułu pragnąłbym skupić się bardziej na meczach rozegranych w hali przy ul.Reymonta.Tuż przed rozpoczęciem pierwszego meczu ligowego z drużyną KSSSE AZS Gorzów Wlkp. przedstawiciele kibiców otrzymali od władz klubowych koszulkę z numerem 6 ,gdyż jak większość twierdzi byliśmy szóstym zawodnikiem podczas ubiegłorocznych finałów Mistrzostw Polski.Wyróżnienie to zmobilizowało nas do jeszcze większej pracy i na kolejnym meczu ligowym przeciwko drużynie ŁKSu prezentujemy okazałą sektorówkę z napisem ,,Ave Wisła".Hasło to stało się jakby naszym firmowym,które z biegiem czasu postanowiliśmy umieścić na koszulkach polo oraz szalikach wydawanych przez SKWK jako oficjalne pamiątki.
 +
Kolejnym ważnym wydarzeniem był z pewnością rozgrywany w naszej hali mecz Gwiazd Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet.Na to spotkanie z pewnością najbardziej medialne,które dotychczas rozgrywano w naszej hali przygotowaliśmy 2 oprawy.Pierwszą z nich była oczywiście sektorówka ,,Walczymy o Mistrza",którą prezentowaliśmy podczas hymnu przed rozpoczęciem meczu.Druga natomiast to sektorówka ,,Kraków Go".która wraz z transparentem ,,Kraków Go,razem po zwycięstwo Kraków Go" przyozdobiła naszą trybunę na początku drugiej połowy spotkania.Sam mecz nie był zbyt porywającym widowiskiem.Na hali pojawiły się pojedyncze delegacje z innych klubów.W końcówce spotkania odpalamy 1 racę (mieliśmy ich oczywiście więcej ,jednakże tuż po meczu swój ostatni trening odbywały nasze juniorki ,które następnego dnia grały bardzo ważne spotkanie derbowe z Koroną,dlatego pomysł tylko i wyłącznie z jedną racą ,aby nie zadymić hali).Jeśli już jesteśmy przy tematyce piro nadmienię tylko ,iż tutaj rekord należy do nas ,gdyż w poprzednim sezonie odpaliliśmy 30 rac podczas meczu o puchar Prezesa Can Packu z drużyną z Koszyc.W końcówce sezonu podczas mistrzowskiej fety ,nasze trybuny przyozdobiło również 20 rac.
 +
Ostatni mecz , na który trzeba zdecydowanie zwrócić uwagę ,to spotkanie z drużyną Fenerbache Stambuł.Pomimo iż nasze zawodniczki przegrały batalię o dalszą rundę Euroligi ,atmosfera panująca wówczas na hali Wisły była naprawdę wspaniała.Wielka mobilizacja,którą udało nam się przeprowadzić już 2 tygodnie przed meczem ,odniosła zdecydowane skutki.Na meczu wystawiamy bowiem 800-osobowy młyn ,zajmujący tym samym 3/4 całej długości hali.Co prawda oprawa,którą przygotowaliśmy na to spotkanie-baloniada,którą tworzyło ponad 3000 balonów w Wiślackich barwach nie była powalająca,jednakże doping podczas tego spotkania zrekompensował nam wszystko.Pomimo iż chodzę na koszykówkę ponad 8 lat.nie pamiętam czegoś takiego.Podobną mobilizację planujemy na zbliżający się wielkimi krokami mecz z gdyńskim Lotosem,który odbędzie się w naszej hali już 8 marca.Co z tego wyjdzie zobaczymy ,pewne jest natomiast ,że planujemy oprawę jakiej w naszej hali jeszcze nie było.
 +
Kończąc ten krótki artykulik pragnąłbym wszytko podsumować.Jeśli chodzi o wyjazdy ,to znaczącej poprawy z poprzednim sezonem nie osiągnęliśmy,gdyż oprócz podboju Pragi,jeździmy w podobnie +/- 5-10 osób,nie odnotowywując oczywiście zer wyjazdowych.Jeśli chodzi natomiast o mecze u siebie ,widzę tutaj spory progres w porównaniu z poprzednim sezonem.Podczas meczów ligowych wystawiamy liczny młyn,który szacuję na +/- 100 osób podczas każdego spotkania.Owszem zdarzyła nam się jedna wpadka ,podczas meczu z Poznańskim MUKSem kiedy to nie prowadziliśmy zorganizowanego dopingu ,jednak jak to mówią ,,pierwsze koty za płoty" i miejmy nadzieję ,iż taka sytuacja się już nie powtórzy>Frekwencja w młynie podczas spotkań euroligowych była o niebo lepsza.Wahała się od 200-400 osób ,no i pamiętne spotkanie z tureckim Fenerbache kiedy to młyn tworzyło,aż 800 osób.
 +
Przed nami jeszcze kilka ważnych spotkań.W końcu rozgrywki wchodzą w najważniejszą fazę.Miejmy nadzieje ,iż uda nam się stworzyć na trybunach bardzo fajną atmosferę i jeszcze nieraz pokażemy ,że należymy do ścisłej czołówki ,jeśli chodzi o kibiców damskiego basketu.Pierwsza okazja do tego już 8 marca ,miejmy nadzieję ,iż nasze oczekiwania ,co do frekwencji oraz oprawy nie będą złudne i stworzymy naszym rywalkom prawdziwe piekło.
 +
 +
Autor:PNU'06.Źródło:To My Kibice nr.3,2008 rok.
 +
 +
 +
 +

Wersja z dnia 20:18, 28 sty 2011

Opisy kibicowskie wybranych meczów koszykówki kobiet:

  • Wspomnienia kibica Wisły z wyjazdu do Pabianic na mecz z Włókniarzem:

To było zima na przełomie lat 1995/1996. W sezonie icki kroiły jak oszalałe. Na Wiśle jakość ekipy oraz organizacja była bliska dna. Ciężki to były chwile dla kibiców jeżdżących na Wisłę. Zimą postanowiliśmy trochę to wszystko rozruszać. Jak wiadomo kibic Wisły w zimie wcale nie musi nudzić się w domu: są sekcje siatkówki, koszykówki i to zarówno kobiet jak i mężczyzn. W tamtych miesiącach najciekawsze widowiska tworzyły koszykarki, na koszykarzy mało kto zaglądał no a my czasem zaglądnęliśmy na mecze siatkarek, kto był ten wie że to sport dobry dla koneserów damskiej urody. Obcisłe koszulki, krótkie spodenki ledwo opinające jędrne pośladki siatkarek...ehh szkoda pisać Jako że chuligani Cracovii postanowili nie odpuszczać nawet w zimie trzeba było być bardzo uważnym bo wizyty w okolicach hali były normą a zdarzały się i wizyty bezpośrednio pod samymi kasami. Zaczęliśmy się "grupować" i tworzyć grupki, które zbierały się już z dwie godzinki przed meczami i tak łaziliśmy w tym śniegu po okolicznych uliczkach, parkach itd by w końcu dać jakiś opór "łowcom". Nieraz pogoniło się Cracovię ale i nieraz dochodziło do komicznych sytuacji kiedy to uciekali gości których potem widzieliśmy na hali. No ale dziwić się nie ma co...poza tym początki są zawsze trudne. Tak więc zimą życie kibiców zaczęło tętnić wokół hali. W tamtych czasach, niejeden pewnie zresztą pamięta, największymi rywalkami naszych koszykarek były Włókniarki z Pabianic. Kilka lat wstecz w finale rozgrywek na Reymonta doszło do niezłych burd na hali Wisły właśnie w trakcie i po meczu z Włókniarzem. Ponieważ w tym sezonie znowu ta drużyna stanęła na drodze w play-offach naszym zawodniczkom postanowiliśmy w końcu odwiedzić to małe miasteczko znane z silnego wpływu kibiców ŁKSu Łódź. Był chyba luty choć głowy za to uciąć sobie nie dam, nie ma szans przypomnieć sobie też jaki to był dzień tygodnia. W każdym bądź razie koło 6 czy 7 rano umówieni byliśmy na zamówiony autokar bodajże an wylotówce na Olkusz (pod dzisiejszym Makro). Jako że w tamtym czasie zdarzyło mi się chyba z 3 razy zaspać na wyjazd i dopiero gwizdy kumpla pod blokiem mnie budziły obmyśliliśmy z nim nową metodę. Jeśli wyjazd miał miejsce już koło 4-5-6 nie kładliśmy się spać wogóle...to były czasy..."teraz" godzina 24 a mi się już oczy kleją. Gdy rodzice pogrążyli się w śnie my czekaliśmy tylko na dogodny moment i przykładowo o 2 czy 3 w nocy pojawialiśmy się pod blokiem. Czasy ubogie więc i rozrywki takie...zazwyczaj piwo choć zdarzało się i wino (choć za tym nigdy nie przepadałem). Tym razem zawitało do nas dwóch kolegów (H i Sz) obydwaj już wspomniani w tym temacie. Czas do rana zleciał na śmiechach i na opowiadaniach oraz na robieniu sobie jaj z sąsiadek mojego kumpla. W końcu czas dojechać na miejsce zbiórki. Jakiś tramwaj iw pewnym momencie trzeba było przesiąść się na autobus. Godziny poranne zimą charakteryzują się tym czym charakteryzują się godziny nocne każdej innej pory roku = ciemnością jak skur..... Moment przesiadki z tramwaju na autobus miał być rzeczywiście momentem gdyż przystanki dzieliło z 50 metrów, oba pojazdy zawitały na przystanki w tym samym czasie a wiadomo jak wielka kultura osobista oraz grzeczność charakteryzują kierowców MPK. Krótko mówiąc musieliśmy nieźle zapierdalać żeby nam autobus nie spieprzył. w pewnym momencie orientujemy się H nie ma z nami. Musimy więc odpuścić autobus i przeczesujemy teren w poszukiwaniu kolegi....zajęło nam to góra 5 sekund gdyż w miejsce jego "postoju" skierowały nas jęki i postękiwania. H leży na glebie i trzyma się za paszcze a z pomiędzy palców sączy mu się krew. Młodzieniec ten bowiem jako jedyny wbiegł pomiędzy dwa drzewa....niby nic tyle że pomiędzy nimi, na wysokości ust, rozwieszony był, napięty drut. Werżnął on się więc naszemu biednemu koledzy w pysk zwalając go z nóg w pełnym biegu. oczywiście udzieliliśmy H pierwszej pomocy ... znaczy się solidarnie z kolegą położyliśmy się wszyscy na glebie...ze śmiechu. Jakoś przeżył, choć nie wyglądał atrakcyjnie na ten czas. w końcu dobrnęliśmy do autokaru i w troszkę ponad 40 osobowej grupie wyruszyliśmy na podbój ziemi łódzkiej. Trasa Hanysowo-Łódź charakteryzuje się sporą ilością zajazdów, które chyba przy okazji każdej ligowej kolejki skazane są na odwiedziny watah kibicowskich przemierzających nasz piękny kraj z północy na południe i vice versa. My również po raz enty i nie ostatni odwiedziliśmy kilak z tych miłych wyszynków ogałacając je nieraz z różnych wyskokowych napoi. Inteligencją w jednym z nich popisał się mój przyjaciel z osiedla który dorwał się do jakiejś butelki i wychylił jej zawartość od kopa na oczach zdziwionego ekspedienta oraz naszych. Zdziwiony byłem co nie miara gdyż kolega owszem, pociąg do alkoholu i miał ale to był jakiś zwykły sok tyle że z zagraniczną etykietką...zaraz moje zdziwienie ustąpiło gdyż kumpel z duma pokazuje mi napis na etykietce "... alkohol". Niestety musiałem go rozczarować pokazując mu pierwszy człon etykiety, który nie wiedzieć czemu jego niebystre czy pominęły a brzmiał ten człon "non" co w sumie dało "non alkohol" oraz spowodowało posmutnienie mojego serdecznego ziomka. w takim oto miłym nastroju droga minęła dość szybko choć niewesoło było na trasie łączącej autostradę Katowicką z Bełchatowem gdyż nagły atak zimy okazał się nam w sposób arcy widowiskowy, na naszych oczach chyba z 3 samochodu zjechały do rowu i my też o mało nie zaliczyliśmy efektownego ślizgu. Jak wiadomo jednak Pan Bóg nad kibicami Wisły czuwa więc do Pabianic dotarliśmy cali i zdrowi. Ponieważ pora była obiadowa a mecze kosza zazwyczaj odbywają się wieczorkiem czasu było co nie miara. Znaleźliśmy jakiś lokal z bilardem, piwem, wódką, dużą ilością miejsca z zabawa zaczęła się rozkręcać. Oczywiście bilard gratis, alkohol kelner/barman zapisywał na jeden rachunek. Próbujących dosiadać się miejscowych od kopa spławialiśmy, nieraz słowem, nieraz czynem gdy wiek i wygląd był odpowiedni. W końcu lokal trzeba było opuścić gdyż godzina meczu zbliżała się nieuchronnie. Barman/kelner okazał się być wielkim kibicem Wisły i nawet nie poprosił nas o uiszczenie rachunku Nie powiedział również nic gdy wzięliśmy sobie kule oraz kije bilardowe. Nie wzięliśmy ich sobie ot tak, miejscowi na pewno już o nas wiedzieli a nie było nas znowu tak dużo. Wiadomym też była że na ciekawsze mecze miejscowych koszykarek przyjeżdżają z Łodzi ŁKSiacy. Tak miało być i tym razem. W drodze na hale zapoznaliśmy kilku miejscowych w barwach ŁKS z krawężnikami. Nie byłoby takiej agresji gdyby nie fakt że ledwie co końca dobiegła era gdy ŁKS był jednym z większych przyjaciół naszych kolegów zza Błoń. Gdy już hala znalazła się w zasięgu naszego pola widzenia zobaczyliśmy oprócz zwykłej kolejki kilkudziesięcioosobową grupę w biało-czerwono-białych kominiarkach. Już po chwili te kominiarki przeszkadzały Pabianiczanom i Łodzianom (jak się później okazało) w ucieczce. Oddycha się w takim badziewiu ciężko a i pole widzenia zawężone (tutaj mała rada - jeśli zaatakuje Cię ktoś w kominiarce pierwsze co zrób to przesuń mu ją na twarzy kilak centymetrów...zasłaniają mu się oczy i można z nim skuteczniej pokonwersować). Z kolejki i ekipy po naszym ataku nie ostał się nikt - uciekli wszyscy. Pogoń za ekipą kominiarkową była nawet długa ale co rusz ofiary uciekały po kątach, sklepach itd i w końcu trzeba było zawracać bo było nas już wytrwałych coraz mniej. Nie powiem pewnie się nieźle musiałem przybujać, bo na końcu w pięciu goniliśmy chyba z 20 miejscowych którzy widać nawet nie obracali się by ocenić sytuację. Dla 19 latka było to coś. Powrót pod halę i udajemy się za nią bo tam było hotel gdzie przebywały nasze koszykarki oraz nasz autokar i trzeba było sprawdzić czy jest jeszcze cały. Krótka rozmowa z koszykarkami, zostajemy poczęstowani kalendarzami z autografami, który wisiał mi na drzwiach jeszcze z 5 lat i super pomysł. Psy się nami jeszcze nie zainteresowały albo nie mogą nas znaleźć a miejscowi na pewno schodzą się znów do kas. Mały podział na dwie grupy i za minutę wpadamy pod kasę tym razem już z dwóch stron. Teraz ludzi było już sporo i na szczęści Ci normalni już wytrzymali napięcie a tylko ci w biało-czerwonych kominiarkach musieli wykazać się olimpijskim umiejętnościami. Trochę nam szalików wpadło wtedy w łapy. Atak z dwóch stron nie był dokładnie zsynchronizowany ("Drużyną A" nigdy bowiem nie byliśmy) i w efekcie jedna grupka przegoniła miejscowych dokładnie pod płot przez który my z drugiej strony zaczęliśmy przeskakiwać. Niechcący ale akcja wyszła - kozak. W końcu zainteresowała się nami policja. Lądujemy na hali,a że na tej nie ma stricte sektora dla gości dzielimy miejscówki z autochtonami tyle ze tymi spokojnymi bo ci groźni woleli swój młynek utworzyć na drugim końcu trybuny. A może zawsze tam go mają...nie wiem. w przerwie znów mamy plan i część ekipy (ta szukająca mocnych wrażeń) w stu procentowej frekwencji udaje się do hallu na papierosy, psy jednak popisywały się nie lada dedukcją i gdy zobaczyli że mało kto sięga po nikotynę natomiast zainteresowanie wysokimi metalowymi popielniczkami na stojakach jest duże otoczyli nas skutecznie separując od podobnie zachowującej się grupy miejscowych. Trochę przekrzykiwań i trzeba wracać na sektor bo psy sa już bardzo czujne i nie ma szans na bezpośrednia wymianę argumentów. Wyśmialiśmy Łodzian gdyż co chwilę wrzeszczeli "Cracovia !" a zgody już nie mieli kilka miesięcy...widać bolało ich to. Za szybami w ciemnościach parkingu widać było szwendające się charakterystyczne biało-czerwono-białe kominiarki. Czyli nie wszyscy pofatygowali się na sam mecz. Po meczu z tego co pamiętam psy zaprowadziły nas do autokaru a miejscowych przytrzymali na hali. Oj niedobrze...mieliśmy jeszcze ochotę pobałaganić a miejscowi też już zgrani w większą grupę przejawiali większy animusz. Postanowiliśmy przechytrzyć policję i wyjechać spokojnie z miasta a po odpuszczeniu eskorty wrócić sobie do niego. Niestety tym razem policja znów popisała się przebiegłością i rozgryźli nasz plan. Trza było się do Krakowa więc już zmywać. Po drodze jeszcze mała niespodzianka w postaci awarii świateł i autokar widmo (zimowa noc a my w ogóle bez świateł) musiał przetelepać się pół Polski, myśleć o drogówce ale na szczęście tej nigdzie nie było. w Częstochowie stojąc na światłach stoimy obok placu przykościelnego (teraz kminię ,że musiała to być niedziela) widzimy sporą grupę parafian. Hasło i przerażonym wiernym ukazuje się w oknach najpierw jeden a potem z 20 nagich tyłków. Tym większe musiało być przerażenie tych ludzi gdyż właścicielem pierwszego okazanego tyłak był gostek ważący na ten czas mniej więcej 120-130 kilo więc i jego "odwłok" zasłonił całą szybę. Potem już tylko droga do Krk i w nocy melduję się w końcu w ciepłym łóżeczku ze zdobycznym....kalendarzem.

Autor:RWD Źródło:wislakrakow.com -forum.


  • 2004.11.10 Gambrinus Brno-Wisła (euroliga koszykówki kobiet):

Do napisania tej relacji skłoniły mnie artykuły ,jakie się ukazały w polskich mediach po powrocie z meczu koszykarek Wisły z Brna.Podobnie jak 45 innych kibiców odpowiedziałem na apel Klubu Kibica Wisły Can-Pack i postanowiłem pomóc koszykarkom swoim dopingiem na tym trudnym wyjeździe,jakim był właśnie ten do Brna.Gambrinus to przecież finalista zeszłorocznego Final Four.Jeszcze przed wyjazdem Prezes TS Wisła przyszedł nas pożegnać ,apelował o dobre zachowanie,które mogło zaprocentować kolejnymi wycieczkami po Europie,które może choć w małym stopniu zrekompensują nam niepowodzenie piłkarzy na arenie międzynarodowej. Kierowcy wiedzieli,że jadą na mecz,że pewnie jak to u naszych południowych sąsiadów bywa,będzie lało się pyszne tanie,choć małej mocy piwo.W autobusie nikt nie palił,częste postoje w zupełności wystarczały,aby Ci będący w nikotynowym nałogu,nie próbowali palić po kryjomu.Widziałem jak kibice wraz z kierowcami wymieniali siatki ze śmieciami,ktoś chyba mówił,że tym samym autokarem jeżdżą czasem koszykarkami.Po drodze na jednej ze stacji benzynowych w Czechach,gdy odjechał stojący obok TIR,oczom wszystkich ukazał się napis na murze, na tyłach parkingu ,sławiący Białą Gwiazdę.Zbiegli się pracownicy stacji,którzy zagrozili ,że nie pojedziemy ,póki nie pokryjemy kosztów jego zamalowania.Przyjechała policja,która specjalnie się tym nie zainteresowała,widząc,że chcemy za to zapłacić z własnej kieszeni.Po krótkim postoju ruszyliśmy w dalszą drogę.Po dojechaniu na miejsce,wszyscy szybko opuścili autokar,bo zbliżała się godzina spotkania.Czesi okazali się bardzo gościnni i przy wejściu nikt nie żąda od nas biletów.Zajęliśmy część sektora po przeciwległej stronie hali i rozpoczęliśmy bardzo dobry doping.Pod koniec I kwarty,kiedy miejscowe koszykarki odskoczyły już na bezpieczną odległość punktową,na parkiet pofrunęły balony,którymi wcześniej machano.Mecz został na moment przerwany, co chyba wystarczyło,aby następnego dnia miejscowa telewizja określiła naszą grupę jako chuligańską.W przerwie wraz z miejscowymi kibicami wypito po piwku-sądząc po smaku bezalkoholowym,a nawet wymieniono się koszulką notabene z napisem Brno-Hooligans.Pod koniec spotkania pokazaliśmy,że ,,Czy wygrywasz ,czy nie,my i tak kochamy Cię i ostanie 6 minut to już tylko nasz szaleńczy doping ,jaki rzadko można usłyszeć nawet w hali przy Reymonta. Wychodzimy szybko z hali w kierunku autobusu,bo tam zostały kurtki i plecaki większości z naszej grupy.Wydaje się nam,że widzimy bok przejeżdżającego naszego autokaru.Pewnie chce podjechać bliżej, myślimy.Marzniemy i pytamy w końcu pracownika klubu ,gdzie mamy podejść.Ten podenerwowany mówi,że jest mały problem i już inny autobus podjedzie za 40 minut i ,że skandalicznie zachowywaliśmy się po drodze.Szybko decydujemy się na blokowanie wyjazdu drugiego autobusy ,z tej samej firmy ,którym przyjechały koszykarki.Trzeba podkreślić ,że podobnie jak pracownicy TS Wisła,dziewczyny zachowywały się wzorowo i tylko dzięki ich pomocy udało się skontaktować z ,,uciekinierami".Policja,której nie podobało się tylko to,że blokujemy drogę,również wydawało się,że wykazuje zrozumie dla całej sytuacji.Po godzinie,kiedy tracimy już nadzieję na obiecany autobus,godzimy się na przejazd na dworzec kolejowy do poczekalni,bo wszyscy już byli mocno zmarznięci.W międzyczasie przedstawiciel TS Wisła kontaktuje się z konsulem,który obiecuje ,że będzie nas nas czekał przed granicą.Wsiadamy do nocnego pociągu ,którego kierownik jet już powiadomiony o całej sprawie i nie wymaga od nas biletów. Po przesiadce meldujemy się w Cieszynie nad ranem,gdzie zamiast pracownika konsulatu wita nas telewizja,pewnie zawiedziona tym,że pociągu nie zdemolowano i nie zamierzamy podpalać stacji.Jakoś udaję się nam przekroczyć granicę.gdzie czeka na nas miejscowa policja ,wskazując drogę na dworzec PKS.Tam już na własny koszt kupujemy bilety i w Krakowie meldujemy się przed południem.Okazuje się ,że nasze rzeczy wróciły do klubu ,tak jak domyślaliśmy się ,z małymi brakami. Tak właśnie wyglądał ten skandaliczny wyjazd,hordy chuliganów,którzy grabili,pili i gwałcili po drodze wzorem historycznych wikingów.Tylko jeden dziennikarz zdał sobie trud dotarcia do uczestników wyjazdu,co faktycznie może nie było łatwe ,bo większość poznała się w sumie w autokarze.Był to przecież znakomity temat na artykuł w sam raz piątkowe wydanie ,w którym pewnie niestety nie znalazło się nic o ,,zadymach" podczas uroczystości niepodległościowych.Po raz kolejny można wrzucić coś do ogródka ,,kibicowskiego",usprawiedliwiając tym samym skandal ,jakim było pozostawienie na pastwę losu kilkadziesiąt osób bez ubrań i dokumentów w obcym kraju. Opinie publiczna kocha takie opowieści,które niewątpliwie podnoszą sprzedaż prasy.Bo przecież kto,by chciał pisząc o tym,że kibice Wisły zostali nagrodzeni przez PZPN,jako wzorowy organizator meczów piłki nożnej.Że co roku organizowany jest Wiślacki Mikołaj,Dzień Dziecka oraz turnieje sportowe dla dzieciaków. I to nie jet problem tylko tego wyjazdu,który moim zdaniem był jednym z najspokojniejszych z tego typu organizowanych.Nikt nie chce pisać o policji ,urządzającej sobie bezkarne polowanie na kaczki podczas niektórych meczów.Że głowa to nie jest najlepsze miejsce ,gdzie można strzelać z borni gładkolufowej,bądź celować pałką.Choć to już temat na zupełnie inną rozprawkę.Podsumowując ,nie był to wyjazd z gatunku pielgrzymki do Medjugorje ,kierowcy jechali z kibicami ,nieważne jakiej dyscypliny sportowej i na przyszłość należy życzyć więcej rozsądku i dystansu do otaczającej nas rzeczywistości

Źródło:To My Kibice nr.3,2005 rok.

  • Wisła Kraków Na Koszykówce:

Obecny sezon jest trzecim z kolei,w którym pewna grupa sympatyków zrzeszonych w Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków,przy współpracy z klubem,wzięła na swoje braki tworzenie opraw oraz niepowtarzalnego klimatu na hali krakowskiej Wisły przy ulicy Reymonta.Jak do tej pory kibice odwiedzający naszą halę na brak ,,atrakcji" nie mogą narzekać,jednak ciągle stawiamy sobie coraz wyżej poprzeczkę i miejmy nadzieję ,że zrealizujemy do końca rudny stawiane sobie przed sezonem cele. Pierwszym oficjalnym meczem meczem ,na którym pojawiła się spora rzesza Krakusów,był zapewne mecz o Super Puchar rozgrywany w Lesznie.Oczywiście pojedyncze osoby zjawiły się również w słowackich Koszycach,jednak za oficjalny wyjazd uznajemy wyprawę do Leszna.Tak więc do Wielkopolski docieramy w 30 osób,co biorąc pod uwagę nieprzychylne nam tereny poznańskiego Lecha, było wynikiem bardzo dobrym jak na początek sezonu. Kolejnym większym wyjazdem byłą eskapada do Pragi.Przygotowania do tego wyjazdu zaczęliśmy praktycznie już miesiąc przed podróżą.Ostatecznie z Krakowa wyruszają 3 autokary,2 busy oraz liczne osobówki.Na meczu wspomagały nas spore delegacje chłopaków z Gdańska oraz z Wrocławia.Za oficjalną liczbę myślę,że z pewnością nie zawyżoną ,możemy uznać 250 fanatyków Wisły ,co z tego co się orientuje jest rekordem w ostatnich czasach,jeśli chodzi o zagraniczne wyjazdy,zresztą podobnie jak i krajowe.Po meczu kilkudziesięcioosobowa grupa kibiców Slavii Praga ,,szukająca wrażeń" zostaje przegoniona przez grupę krakowskich fanów udających się do zaparkowanego nieopodal autokaru.W kolejnej rundzie rozgrywek Euroligi przyszło nam się zmierzyć z tureckim Fenerbache,jednakże plany wyjazdu kilkunastoosobowej grupy fanów na trzeci decydujący mecz do Stambułu pokrzyżowały same koszykarki,które przegrały niestety i odpadły z dalszej rywalizacji. Wracając do wyjazdów krajowych można zaznaczyć iż na żadnym z nich nie zanotowaliśmy oficjalnego zera.Na każdym z meczów ligowych stawiamy się w grupie 5-10 osób.Co prawda nie prowadzimy dopingu ,jednakże za każdym razem zasiadamy w barwach na sektorach pośród gospodarzy.Kolejnym wyjazdem ,który utkwił mi w pamięci to wyprawa do Łodzi na mecz z ŁKSem.W hali przy Al.Unii meldujemy się w +/- 15 osób,nie prowadzimy dopingu,gdyż wybraliśmy się na ten mecz bardziej rekreacyjnie ,w roli obserwatorów uchodzących za jednych z najlepszych w Polsce kibiców ŁKSu.Rodowitych Łodzian na meczu z drużyną Mistrza Polski melduje co prawda nie wiele ponad 40,jednakże zza kosza kręcą niezłą korbę dopingując swoje koszykarki przez całe spotkanie. W kolejne części swojego krótkiego artykułu pragnąłbym skupić się bardziej na meczach rozegranych w hali przy ul.Reymonta.Tuż przed rozpoczęciem pierwszego meczu ligowego z drużyną KSSSE AZS Gorzów Wlkp. przedstawiciele kibiców otrzymali od władz klubowych koszulkę z numerem 6 ,gdyż jak większość twierdzi byliśmy szóstym zawodnikiem podczas ubiegłorocznych finałów Mistrzostw Polski.Wyróżnienie to zmobilizowało nas do jeszcze większej pracy i na kolejnym meczu ligowym przeciwko drużynie ŁKSu prezentujemy okazałą sektorówkę z napisem ,,Ave Wisła".Hasło to stało się jakby naszym firmowym,które z biegiem czasu postanowiliśmy umieścić na koszulkach polo oraz szalikach wydawanych przez SKWK jako oficjalne pamiątki. Kolejnym ważnym wydarzeniem był z pewnością rozgrywany w naszej hali mecz Gwiazd Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet.Na to spotkanie z pewnością najbardziej medialne,które dotychczas rozgrywano w naszej hali przygotowaliśmy 2 oprawy.Pierwszą z nich była oczywiście sektorówka ,,Walczymy o Mistrza",którą prezentowaliśmy podczas hymnu przed rozpoczęciem meczu.Druga natomiast to sektorówka ,,Kraków Go".która wraz z transparentem ,,Kraków Go,razem po zwycięstwo Kraków Go" przyozdobiła naszą trybunę na początku drugiej połowy spotkania.Sam mecz nie był zbyt porywającym widowiskiem.Na hali pojawiły się pojedyncze delegacje z innych klubów.W końcówce spotkania odpalamy 1 racę (mieliśmy ich oczywiście więcej ,jednakże tuż po meczu swój ostatni trening odbywały nasze juniorki ,które następnego dnia grały bardzo ważne spotkanie derbowe z Koroną,dlatego pomysł tylko i wyłącznie z jedną racą ,aby nie zadymić hali).Jeśli już jesteśmy przy tematyce piro nadmienię tylko ,iż tutaj rekord należy do nas ,gdyż w poprzednim sezonie odpaliliśmy 30 rac podczas meczu o puchar Prezesa Can Packu z drużyną z Koszyc.W końcówce sezonu podczas mistrzowskiej fety ,nasze trybuny przyozdobiło również 20 rac. Ostatni mecz , na który trzeba zdecydowanie zwrócić uwagę ,to spotkanie z drużyną Fenerbache Stambuł.Pomimo iż nasze zawodniczki przegrały batalię o dalszą rundę Euroligi ,atmosfera panująca wówczas na hali Wisły była naprawdę wspaniała.Wielka mobilizacja,którą udało nam się przeprowadzić już 2 tygodnie przed meczem ,odniosła zdecydowane skutki.Na meczu wystawiamy bowiem 800-osobowy młyn ,zajmujący tym samym 3/4 całej długości hali.Co prawda oprawa,którą przygotowaliśmy na to spotkanie-baloniada,którą tworzyło ponad 3000 balonów w Wiślackich barwach nie była powalająca,jednakże doping podczas tego spotkania zrekompensował nam wszystko.Pomimo iż chodzę na koszykówkę ponad 8 lat.nie pamiętam czegoś takiego.Podobną mobilizację planujemy na zbliżający się wielkimi krokami mecz z gdyńskim Lotosem,który odbędzie się w naszej hali już 8 marca.Co z tego wyjdzie zobaczymy ,pewne jest natomiast ,że planujemy oprawę jakiej w naszej hali jeszcze nie było. Kończąc ten krótki artykulik pragnąłbym wszytko podsumować.Jeśli chodzi o wyjazdy ,to znaczącej poprawy z poprzednim sezonem nie osiągnęliśmy,gdyż oprócz podboju Pragi,jeździmy w podobnie +/- 5-10 osób,nie odnotowywując oczywiście zer wyjazdowych.Jeśli chodzi natomiast o mecze u siebie ,widzę tutaj spory progres w porównaniu z poprzednim sezonem.Podczas meczów ligowych wystawiamy liczny młyn,który szacuję na +/- 100 osób podczas każdego spotkania.Owszem zdarzyła nam się jedna wpadka ,podczas meczu z Poznańskim MUKSem kiedy to nie prowadziliśmy zorganizowanego dopingu ,jednak jak to mówią ,,pierwsze koty za płoty" i miejmy nadzieję ,iż taka sytuacja się już nie powtórzy>Frekwencja w młynie podczas spotkań euroligowych była o niebo lepsza.Wahała się od 200-400 osób ,no i pamiętne spotkanie z tureckim Fenerbache kiedy to młyn tworzyło,aż 800 osób. Przed nami jeszcze kilka ważnych spotkań.W końcu rozgrywki wchodzą w najważniejszą fazę.Miejmy nadzieje ,iż uda nam się stworzyć na trybunach bardzo fajną atmosferę i jeszcze nieraz pokażemy ,że należymy do ścisłej czołówki ,jeśli chodzi o kibiców damskiego basketu.Pierwsza okazja do tego już 8 marca ,miejmy nadzieję ,iż nasze oczekiwania ,co do frekwencji oraz oprawy nie będą złudne i stworzymy naszym rywalkom prawdziwe piekło.

Autor:PNU'06.Źródło:To My Kibice nr.3,2008 rok.