Korupcja w Wiśle

Z Historia Wisły

W roku 2005 na światło dzienne wyszła afera korupcyjna, której niespotykanie wielka skala zadziwiła niemal wszystkich kibiców w Polsce. W gronie wielu umoczonych klubów zabrakło Wisły. Na krajowym podwórku utarło się porzekadło, że nie ma czystych klubów, a handlowali wszyscy. Wisła "ery Cupiała" meczów nie sprzedawała, tudzież nie kupowała, bo zwyczajnie nie musiała. Jak powiedział w głośnym wywiadzie dla Gazety Wyborczej w 2005 roku Piotr Dziurowicz: "Wisła jest taka mocna, że mistrzostwo może sobie wygrać normalnie". Od roku 1998 zdecydowanie przewyższała krajowych rywali piłkarsko. Taki atak jak Żurawski-Frankowski, był gwarantem kilku bramek w meczu. Dan Petrescu - były trener Wisły – stwierdził nawet, że "w Wiśle sędziów nie częstowano nawet szklanką wody". Tak było od 1998 roku, a wcześniej? Wcześniej parokrotnie piłkarzy Wisły posądzano o handel zawodami.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że proceder korupcyjny w polskim futbolu rozkwitł w okresie PRL, a sprzyjała temu polityczno-organizacyjna otoczka spowijająca nasz futbol w tym właśnie czasie. Oficjalnemu trzymaniu się "zasad amatorstwa" w sporcie towarzyszyły wręczane pod stołem pieniądze, czy zatrudnianie ligowych graczy na fikcyjnych etatach w różnych przedsiębiorstwach i instytucjach państwowych. Dodajmy do tego bonzów partyjnych, którym praca w sporcie dawała okazję do załatwiania ciemnych interesów, w które wciągali także zawodników. Niejednokrotnie zresztą decyzje o tym kto ma awansować zapadały nie na boiskach piłkarskich, a w partyjnych gabinetach. To był klimat niewątpliwie sprzyjający rozmaitym patologiom: w tym korupcji i handlowaniu meczami. Wisła nie należała do wyjątków w polskim futbolu w tym czasie, choć zapędy korupcyjne jej graczy i działaczy na pewno ograniczało umiejscowienie w gwardyjskim pionie…

Przez wiele dziesięcioleci o handlowaniu meczami mówili kibice, dopatrujący się w niespodziewanych wynikach ligowych nieczystych podtekstów. Napomykali o tym dziennikarzy przy okazji opisywanych, jak to wówczas określano, "niedziel cudów" na boiskach piłkarskich. Długo jednak nikt nikogo za rękę nie złapał, a "bohaterowie" tych wydarzeń dyskretnie milczeli przez długie lata. Ostatnio jednak zaczęli mówić i to nie tylko piłkarze, ale także i działacze klubowi. Ostatnio zrobił to Piotr Voigt, a historie przez niego opowiadane budzą obrzydzenie. Są jak żywcem wyjęte z filmu „Piłkarski poker”. Wiele "gorących" szczegółów ujawnił w swojej wydanej w 2012 roku autobiografii Andrzej Iwan. Ajwen wprost wymienił mecze, które jego zdaniem Wisła kupiła lub sprzedała, jednocześnie jednak pokreślił, że "Wisła była czysta na tyle, na ile można było być czystym" i handlowała meczami - w porównaniu z innymi drużynami - sporadycznie.

W historii ligowych popisów Wisły meczów z tego typu podtekstami było kilka. Skupmy się na tych najważniejszych, w których decydowały się losy mistrzostwa, lub spadku i awansu (niekoniecznie Wisły). Jednym zdaniem mecze o wyjątkowej stawce...

Spis treści

Szombierki - Wisła, 1964 rok

W sezonie 1963/1964 Wisła źle radziła sobie w lidze i ostatecznie zakończyła rozgrywki na miejscu spadkowym. W XX kolejce (z rozpisanych XXVI) krakowianie mierzyli się na wyjeździe z Szombierkami Bytom. Zbigniew Lach (nie grał w tym meczu) wspominał, że spotkanie próbowali ustawić działacze Wisły - pieniądze na ten cel jednak po drodze "przepadły" i rozzłoszczeni tym gospodarze w końcówce odrobili 3 bramki straty wobec Wisły (ostateczny wynik 3:3).

Źródło: "Nowe - stare" w PZPN. Zarząd od wewnątrz opisuje Zbigniew Lach, 23.11.2008, sport.pl

Szombierki - Wisła, 1968 rok

W tym kontekście warto wspomnieć o meczu z 23 czerwca 1968 roku z Szombierkami w Bytomiu. Meczu ostatniej szansy dla Wisły. Wisła "z nożem na gardle" – jak pisano w prasie – walczyła w nim o pierwszoligowe życie. Był ostatnim w ligowym sezonie i został wygrany pewnie 2:0, choć we wcześniejszych 9 ani razu nie udało się Wiśle pokonać rywali. Budzić to może podejrzenia, graniczące dla niektórych z pewnością, że było coś nieczystego w tej nagłej skuteczności. Rzecz w tym, że wygrana z Szombierkami niewiele by dała, gdyby broniący się przed spadkiem ŁKS zdobył choć jeden punkt w tej samej kolejce, grając z pewną ligowego bytu Pogonią Szczecin. ŁKS jednak niespodziewanie przegrał i to zadecydowało o utrzymaniu "Białej Gwiazdy" w gronie ligowców. Podważa to poważnie tezę o kupieniu tego meczu, a bohaterowie wydarzeń boiskowych i pozaboiskowych milczą na ten temat. Podobnie trudno się dopatrzyć w relacjach prasowych z meczu tego typu sugestii...

Wisła - Motor, 1982 rok

Mecz 22 kolejki Wisła - Motor miał być kupiony przez Lublinian. Motor był zagrożony spadkiem i namówił niewalczącą o nic Wisłę na "puszczenie" tego spotkania. Piłkarze Białej Gwiazdy postawili jednak warunek: Motor miał udawać drużynę walczącą z determinacją, tak by zwycięstwo wyglądało na wyszarpane, a nie po prostu kupione. Motor grał jednak "na stojąco" i w przerwie Wiślacy zerwali umowę. W efekcie w drugiej połowie zdemolowali przeciwnika (do przerwy 0:1, wynik końcowy 5:1). Motor ostatecznie spadł z ligi z ostatniego miejsca.

Zdaniem Andrzeja Iwana sytuacja z tego meczu miała świadczyć o tym, że mimo handlowania meczami Wiślacy mieli resztki godności.

Śląsk - Wisła, 1982 rok

Po wielu latach przestali milczeć "bohaterowie" pamiętnego meczu we Wrocławiu ze Śląskiem. Meczu decydującym o tytule mistrzowskim... Tytule nie dla Wisły – mistrzostwo miał w tym spotkaniu przypieczętować Śląsk...

Końcówka tego sezonu przebiegała pod znakiem kupna-sprzedaży. Kupującymi były walczące o tytuł mistrzowski drużyny: Widzewa Łódź i Śląska Wrocław. Co ciekawe, brudne pieniądze miały przeważnie dopingować do "sportowej" walki drużyny grające z Śląskiem i Widzewem. Na trzy kolejki przed końcem sezonu zmotywowana finansowo przez wrocławian Gwardia Warszawa pokonała łodzian 1:0. Dawało to Śląskowi, na dwie kolejki przed końcem ligi, aż 3 punkty przewagi nad Widzewem i wydawało się, że losy rywalizacji o mistrzostwo Polski są już rozstrzygnięte. Jednak w przedostatniej kolejce łodzianie odpłacili graczom z Dolnego Śląska pięknym za nadobne, fundując "specjalne premie dla graczy Stali Mielec za pokonanie Śląska". Tak też się stało, Stal pokonała Śląsk 3:1. O tytule mistrzowskim zadecydować miała więc ostatnia kolejka, przed którą wrocławianie mieli punkt przewagi nad łodzianami. Nadal w komfortowej sytuacji wydawał się Śląsk, gdyż podejmował u siebie w ostatniej kolejce o nic nie walczącą Wisłę, a Widzew jechał do walczącego o utrzymanie w lidze Ruchu Chorzów. Stąd mistrzostwo dla wrocławian wydawało się niemal pewne.

Widzew nie mógł kupić meczu z Ruchem. Punkty w Chorzowie musiał wywalczyć na boisku. Mógł jednak zdopingować finansowo rywala Śląsk i oczywiście starał się to uczynić. Śląsk jednak, pomny wpadki w Mielcu, postanowił również zabezpieczyć się przed taką ewentualnością, oferując wiślakom pieniądze za sprzedanie meczu.

W ten sposób doszło do wydarzeń boiskowych, a przede wszystkim pozaboiskowych, przy których blednie nawet scenariusz do znanego filmu J. Zaorskiego "Piłkarski poker". Przebieg zdarzeń znamy głównie z relacji graczy i trenera Śląska Wrocław (gracze Wisły, poza Iwanem, do dzisiaj wypierają się jakichkolwiek machinacji pozasportowych związanych z tym meczem), więc ich opis naznaczony jest pewną jednostronnością. Postaramy się jednak wyłowić z niego najistotniejsze fakty.

Widzewskim łącznikiem w Wiśle miał być Andrzej Iwan, który po sezonie miał właśnie przejść do łódzkiego klubu. Z drugiej strony paru zawodników Wisły z Zdzisławem Kapką na czele kontaktowało się w sprawie sprzedania meczu z piłkarzami Śląska. Doszło więc w Wiśle do konfliktu: "Krakowscy piłkarze nie mogli się zdecydować, od kogo przyjąć pieniądze".

Oferta Śląska opiewać miała początkowo na 400 tysięcy złotych, później zwiększono ją o dodatkowe 100 tysięcy. Widzew dawał o 100 tysięcy więcej, do tego w obcej walucie. Jak wspomina Iwan: "Prezes Sobolewski przekazał nam okrągłą sumkę w dolarach, którą wcześniej dostali od Juventusu Turyn za transfer Zbigniewa Bońka". Dylemat przed piłkarzami Wisły stał nie lada: Widzew dawał więcej, ale przecież nie było żadnej gwarancji, że Wisła ogra we Wrocławiu Śląsk, który piłkarsko był wówczas od Wisły lepszy. W wypadku przegranej pieniądze trzeba by było wówczas zwrócić. Trudno oprzeć się wrażeniu, że gracze Wisły postanowili zabezpieczyć się na każdą ewentualność: wzięli po prostu pieniądze od każdej ze stron, starając się niemal do końcowych minut meczu podbijać stawkę o jaką toczyła się gra. Tak to przynajmniej wynika z relacji wrocławian.

"Operację Wisła", jak to nazywano w Śląsku rozpoczęto na kilka dni przed meczem. Odbywała się ona nie tylko za zgodą i wiedzą działaczy klubowych i trenera wrocławian Jana Calińskiego, ale także pod ich ścisłą kontrolą. "Operację" bezpośrednio przeprowadzali doświadczeni gracze Śląska z Tadeuszem Pawłowskim na czele, który tak mówił po latach o swojej roli w tych majowych dniach 1982 roku: "...mieliśmy przypilnować, aby Wisła nie zrobiła nam krzywdy w tym ostatnim meczu". Co ciekawe, pieniądze na rzecz Wisły nie szły z kasy klubowej, a od prywaciarza "z Dzierżoniowa, który w tamtym okresie miał nieźle prosperujący zakład hydrauliczny. Ów biznesmen był kumplem stopera Śląska Pawła Króla i zgodził się pożyczyć 400 tysięcy złotych"(...), "suma ta została przekazana w jednym z wrocławskich mieszkań na pl. Grunwaldzkim piłkarzowi Wisły Zdzisławowi Kapce. Ale krakowscy zawodnicy podwyższyli stawkę i w ostatnich godzinach przed meczem trwała zbiórka dodatkowych pieniędzy. Nie było już możliwości, aby tę dodatkową kwotę przekazać w ustronnym miejscu".

Ostatnie sto tysięcy złotych od Śląska (w sumie pół miliona) na kilka godzin przed meczem "w damskiej ubikacji budynku klubowego przekazała... żona jednego z graczy Śląska" dziewczynie piłkarza Wisły. W Śląsku najwyraźniej nie do końca dowierzano wiślakom skoro dla pewności "zyskano sobie przychylność" prowadzącego to spotkanie sędziego Alojzego Jarguza. Czym zmotywowano sędziego, wrocławianie dziś nie wyjaśniają.

Jak z powyższego wynika powstała z tego wszystkiego dość zagmatwana i diaboliczna kombinacja, z której, niezależnie od wyniku boiskowego, wygrani mogli być tylko piłkarze Wisły, obstawieni na wszystkie możliwe sposoby.

Niespodziewanie dla graczy Śląska wiślacy grali ten mecz ambitnie i remisowali do przerwy 0:0. Skonfundowani nieco gracze Śląska nadal wierzyli, że mecz jest pod kontrolą, o czym przekonywać ich mieli piłkarze Wisły. W 51’ minucie jednak w zamieszaniu podbramkowym bramkę dla Wisły zdobył Piotr Skrobowski, a że w Chorzowie był remis 1:1 – na czele ligowej tabeli znajdowała się łódzka ekipa... Na boisku dojść miało wówczas do kuriozalnej sytuacji, kiedy to Iwan podbiec miał do Pawłowskiego i krzyknąć: "Dawaj milion, jeśli chcecie ten mecz wygrać". W odpowiedzi usłyszał, że może dostać tylko złotą obrączkę. Chyba wtedy gracze Śląska zrozumieli, że wymyka się im z rąk mistrzostwo. Zaczęli więc wreszcie grać w piłkę, a nie liczyć na "życzliwość" gości. Nie potrafili jednak zmusić do kapitulacji dobrze broniącego Janusza Adamczyka. Na siedem minut przed końcem meczu "musieli" więc skorzystać z "życzliwości" arbitra, który podyktował dla Śląska wątpliwy rzut karny. Przed jego wykonaniem doszło do kolejnej kuriozalnej sytuacji na boisku. Karnego wykonywał Pawłowski i strzelił lekko w lewy róg bramkarza, tam gdzie czekał na piłkę Adamczyk. Podobno przed meczem ustalono nawet w jaki róg nie powinien strzelać egzekutor ewentualnego rzutu karnego, by przez przypadek nie trafić w bramkarza. Pawłowski, w co trudno uwierzyć, miał wówczas wzrokowo skontaktować się z Kapką, ten skinięciem głowy zasugerował, że "wszystko dzieje się zgodnie z planem"...

Nieco odmienną wersję podaje A. Iwan: "Tadek myślał, że sprawy są pozałatwianie. Do Jasia podszedł zawodnik Śląska i powiedział, że Pawłowski zawsze strzela w prawy róg. Powiedziałem Jasiowi, by rzucił się w przeciwny i obronił"...

Do końca meczu wynik się nie zmienił... W taki sposób Śląsk stracił szansę na zdobycie mistrzostwa Polski. Po meczu rozpoczęło się szukanie winnych. Za głównego winowajcę uznano wówczas w klubie i wśród kibiców wojskowych T. Pawłowskiego, którego "podejrzewano o sprzedanie meczu. Tym bardziej, że w Mielcu też nie wykorzystał jedenastki." Sam wspomina, że ktoś chciał "spalić mi samochód, grożono pobiciem moich dzieci". W klubie w kluczowych meczach sadzano go na ławce rezerwowych, nie mógł też z powodu kłopotów paszportowych przejść do francuskiego Lens.

Coś było na rzeczy, skoro grający wówczas w Śląsku R. Tarasiewicz mówił po latach: "Nie będę mówił, że ktoś go sprzedał, ale wiadomo, o co chodzi. W tamtym meczu nie wszystko było w porządku... - Nie mam żalu do Wisły, ale do tych ludzi, którzy mieli z naszej porażki profity. Chciałbym ich dziś zapytać, gdzie mają tego poloneza czy jakieś korzyści materialne? Zamiast nich mogli mieć złoty medal i zapisać się w historii Śląska. Ale może jedno mistrzostwo z 1978 roku im wystarczyło?".

Nikt nie pisze co stało się z wręczonymi przez Śląsk graczom Wisły pieniędzmi. Niewykluczone, że zostały odebrane zaraz po meczu. Do świętujących zwycięstwo we wrocławskim Novotelu piłkarzy Wisły przyjechać wówczas miało kilku graczy Śląska. Pozostaje pytanie czy po pieniądze za kupiony, czy sprzedany mecz?...

Wisła - Gwardia 1983 rok

Według informacji ujawnionych przez Andrzeja Iwana mecz 22 kolejki sezonu 1982/83 Wisła Kraków - Gwardia Warszawa został przez piłkarzy Wisły sprzedany. Trener rywali, Aleksander Brożyniak, zgłosił się do Iwana i wyjaśnił, że potrzebuje punktów dla uratowania posady. Iwan miał do Brożyniaka duży sentyment z czasów pracy tego drugiego w Wiśle i namówił kolegów z drużyny do "odpuszczenia" meczu.

Co ciekawe, bezpośrednio przed i po meczu z Gwardią Wisła grała z konkurentami warszawiaków do spadku. Zarówno Cracovia, jak i Zagłębie Sosnowiec chciały kupić swoje spotkania z Wisłą, ale w tych dwóch przypadkach piłkarze Białej Gwiazdy odmówili.

Górnik Knurów - Wisła, 1988 rok

Kolejnym meczem z okresu schyłkowego PRL, który wzbudzał poważne wątpliwości obserwatorów był ten decydujący w 1988 roku o awansie Wisły do I ligi. O awansie miał decydować barażowy dwumecz z Concordią/Górnikiem Knurów. Przegrana tylko jedną bramką w pierwszym meczu w Knurowie dawała Wiśle ogromne szanse na odrobienie strat i awans przed własną publicznością. Nic dziwnego, że stadion przy Reymonta pękał w szwach podczas tego spotkania, które emocjonowało kibiców od pierwszej do ostatniej minuty. A sprawiła to niezwykła dramaturgia tej potyczki. Dość powiedzieć, że Wisła prowadząc pewnie 2:0 dała sobie strzelić w drugiej połowie meczu dwie bramki i na kilka minut przed jego końcem remisowała 2:2. Losy meczu rozstrzygnęły się w ostatnich pięciu minutach meczu. Najpierw Zdzisław Strojek wyprowadził ponownie Wisłę na prowadzenie, a minutę przed końcem meczu decydującą o awansie bramkę strzelił po solowym rajdzie Dariusz Wójtowicz. W pomeczowym szale radości, odczuwalnym później w relacjach prasowych, nikt nie dopatrywał się niesportowych aspektów. A. Gowarzewski sugeruje w swej książce pisanej z okazji 90-lecia Białej Gwiazdy, "że Wisła załatwiła sobie ten awans wykorzystując śląskie układy prezesa Gruby oraz wyjątkową uległość i brak ambicji knurowskich rywali". A potwierdzeniem tej tezy były dwie ostatnie bramki strzelone przez Wisłę przy biernej postawie obrońców i bramkarza Górnika. Czy tak było rzeczywiście. Przebieg i dramaturgia meczu zdają się temu przeczyć, bo po cóż mieliby Knurowianie, odpuszczając ten mecz, doprowadzać do wyrównania bilansu bramkowego w 77 minucie spotkania, by potem dać sobie strzelić gole w ostatnich jego minutach?

Wątpliwości budziły też okoliczności w jakich Wisła utrzymała się w I lidze w następnym sezonie. Szczególnie mecze z Szombierkami i ŁKS na własnym stadionie. Wygrane pewnie, różnicą trzech bramek, dały "Białej Gwieździe" bezpieczny byt ligowy... Sędzia meczu z Szombierkami – Jacek Kasierski – domagać się miał ponoć od Wisły wynagrodzenia za swój "wysiłek" w tym meczu i go nie otrzymał, za co kilka lat później Wisła została przez tego arbitra pokarana... Ale o tym we właściwym miejscu. Zanim bowiem do tego doszło o Wiśle stało się głośno przy okazji afery korupcyjne w ostatniej kolejce ligowej sezonu 1992/1993.

Wisła - Szombierki, 1989

W książce "Cwaniaczku, nie podskakuj - afery i skandale polskiego futbolu" Tomasz Jagodziński stwierdził, że mecz Wisły z Szombierkami Bytom w XXVIII kolejce sezonu 1988/89 był ustawiony. Spotkanie to było kluczowe dla utrzymania Wisły w I lidze i kilku zawodników drużyny gości miało "sprzedać" mecz. Według Jagodzińskiego w całej historii najbardziej intrygujący był jednak niespodziewany zwrot akcji - wyznaczony do prowadzenia zawodów sędzia Jacek Kasierski miał działaczom Wisły (Markowi Ostrędze i Andrzejowi Więckowskiemu) zaproponować swoją "pomoc" w formie propozycji nie do odrzucenia - propozycja opiewała na 3 miliony ówczesnych złotych. "Cóż począć, bardzo kocham szmal" - miał według Jagodzińskiego powiedzieć Kasierski. Działacze Wisły wobec Kasierskiego zagrali na zwłokę, mówiąc, że sprawę załatwi się po meczu, o propozycji Kasierskiego w międzyczasie poinformowali zaś kwalifikatora (obserwatora) PZPN, Jerzego Świstka. Po meczu sędzia liniowy Witold Gibała stawił się u działaczy Wisły po pieniądze, został jednak odprawiony (na odchodnym miał rzucić "jeszcze was załatwimy", co brzmi bardzo wymownie w kontekście prowadzonego przez Kasierskiego meczu Ślęza - Wisła w 1995 roku). Jerzy Świstek oczekiwał wszczęcia przez piłkarską centralę dochodzenia, zamiast tego... sam został niebawem pozbawiony praw obserwatora spotkań. Po opisaniu tej afery w Przeglądzie Sportowym śledztwo wszczęła prokuratura rejonowa dla Krakowa-Krowodrzy, jednak po ponad roku sprawę umorzono.

Wisła - Legia, 1993 rok

Przygrywką do tego „pamiętnego” meczu było czerwcowe spotkanie z Siarką. Dla kibiców było jasne, że mecz ten był sprzedany, a piłkarze w pobliżu własnego pola karnego symulowali grę i krycie rywali: od defensywnych pomocników po obrońców. Potwierdza to w wywiadzie Piotr Voigt, wyjaśniając zarazem przyczyny tej piłkarskiej hucpy w wykonaniu piłkarzy Wisły. Poszło jak zwykle o pieniądze, tym razem o niewypłacone w zimie premie. Voigt zgodził się na sprzedanie meczu. Jak mówił potem umowa była taka, „że mi odpuszczą tę premię, co im zalegałem”. Jak się okazało otworzyło to tylko korupcyjną „puszkę Pandory”, a jej apogeum był właśnie mecz z Legią na zakończenie sezonu. Tak wspomina Voigt urabianie go przed tym meczem , „telefony od Romanowskiego, Bola Krzyżostaniaka z Olimpii. Spotkaliśmy się w hotelu „Royal" w Krakowie. Przyjechał Janas, który był wtedy asystentem Wójcika, jakiś gość od Romanowskiego, no i Krzyżostaniak. Wiadomo, że musiał być układ wiązany. Bolek zresztą jest chyba ojcem chrzestnym dziecka Wójcika. Powiązania były mocne. Powiedziałem wtedy: „Panowie, czy chcecie zrobić wstyd na całą Polskę?". Mówię im, by się dogadali z ŁKS, który teoretycznie przecież nie miał szans, bo był z pozycji ścigającego. Dajcie ŁKS milion czy dwa, oni wam odpuszczą. My wtedy w Krakowie zagramy uczciwy mecz i wszyscy będą zadowoleni”. Negocjacje jednak cały czas trwały z jego udziałem. Przed samym meczem miał do niego przyjść trener Karol Pecze i powiedzieć: „Wiesz, że te sk... sprzedały mecz?". W takiej to otoczce 20 czerwca 1993 Wisła podejmowała warszawską Legię. Legia wówczas biła się o mistrzostwo Polski z Łódzkim Klubem Sportowym oraz Lechem Poznań, a o mistrzostwie zadecydować mógł lepszy stosunek bramkowy którejś z drużyn. Wisła nie walczyła już o nic, bowiem ligowy byt był już zapewniony. Równolegle z krakowskim spotkaniem rozpoczął się mecz w Łodzi, tam ŁKS podejmował Olimpię Poznań. Przy Reymonta "festiwal" rozpoczął Wojciech Kowalczyk już w 8 min meczu, później (w 24 min) dołożył jeszcze jednego gola i na tym zakończyła się pierwsza połowa. Po przerwie padły kolejne cztery gole. Mimo iż spiker zaniechał informowania o wyniku z Łodzi, to piłkarze doskonale znali przebieg meczu ŁKS – Olimpia. Zadbał o to trener przyjezdnych Janusz Wójcik. Przebieg spotkania jednoznacznie wskazywał, że krakowianie "nie angażują się za bardzo" w grę, co można zaobserwować na filmie. O sprzedaniu przez piłkarzy meczu doskonale wiedzieli wiślaccy fani, skandując m.in.: "Złodzieje! Złodzieje!" albo "Wisełko podziel się z nami". Wiedzieli o tym wszyscy oprócz warszawskich kibiców, którzy do dziś upierają się, że mistrzostwo 1993 należy do Legii. Wynik 0:6 starczał Legii do mistrzostwa, ale gdyby zaszła taka potrzeba Wisła dałaby sobie strzelić więcej goli, co sugeruje w swojej książce Gowarzewski. ŁKS pokonał Olimpię 7:1, natomiast trzeci w tabeli Lech zremisował z Widzewem 3:3. Warszawscy fani zebrani na trybunach przy Reymonta wraz z piłkarzami rozpoczęli świętowanie.

Konsekwencje

  • Dzień po ostatniej kolejce ligowej, czyli 21 czerwca ukarano, stosunkiem głosów 5:4, Wisłę, Legię, ŁKS oraz Olimpię grzywną w wysokości 500 milionów złotych. Wyników natomiast nie anulowano.
  • Na lipcowym zjedzie PZPN, postanowiono, stosunkiem głosów 8:1, nie odbierać Legii tytułu. Decyzja została zmieniona po niezwykle barwnym przemówieniu ś.p. Ryszarda Kuleszy (wówczas padło słynne stwierdzenie: "Cała Polska widziała"). Postanowiono unieważnić wyniki meczów ostatniej kolejki (Wisła – Legia i ŁKS – Olimpia), dzięki temu mistrzem Polski został trzeci w tabeli Lech Poznań. Legia spadła na miejsce drugie, natomiast ŁKS trzecie. Prokuratura wszczęła postępowanie, ale z braku dowodów je umorzyła. Stało się to po dwóch latach, 5 lipca 1995 roku. Warto dodać, że w sprawę wmieszała się UEFA, która zakazała udziału w europejskich rozgrywkach Legii oraz ŁKS-owi.
  • Na tym samym zjeździe podjęto decyzję o trzech ujemnych punktach na starcie przyszłego sezonu dla czterech, zamieszanych w proceder, klubów.
  • Wydaje się, że zarząd Wisły nie wiedział przed meczem o zamiarach piłkarzy. Świadczą o tym działania, które zostały podjęte po meczu. Zebrała się komisja klubowa, która po przesłuchaniu zawodników, "rozdała" dyskwalifikacje (zatwierdzone później przez Zarząd TS Wisła w końcu czerwca):
    • Jacek Bobrowicz – bramkarz Wisły w pamiętnym meczu. Został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy z zapowiedzią, że po upływie kary klub nie odnowi z nim kontraktu. W Wiśle już nie zagrał.
    • Janusz Gałuszka – Został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy z zapowiedzią, że po upływie kary klub nie odnowi z nim kontraktu. Później został sprzedany (za 200-300 milionów złotych, co było wówczas śmieszną ceną) do Polonii Warszawa.
    • Zbigniew Gręda - Został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy z zapowiedzią, że po upływie kary klub nie odnowi z nim kontraktu. W Wiśle już nie zagrał.
    • Jarosław Giszka - Został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy w zawieszeniu na rok.
    • Grzegorz Lewandowski – Został zdyskwalifikowany na 6 miesięcy w zawieszeniu na rok. Zimą wypożyczony do hiszpańskiego Logrones.
    • Paweł Kozak - Został zdyskwalifikowany na 3 miesiące w zawieszeniu na rok.
    • Grzegorz Szeliga - Został zdyskwalifikowany na 3 miesiące w zawieszeniu na rok.
    • Dariusz Marzec - Został zdyskwalifikowany na 3 miesiące w zawieszeniu na rok.
    • Robert Włodarz - Został zdyskwalifikowany na 3 miesiące w zawieszeniu na rok.
    • Paweł Gościniak - Dostał naganę.
    • Dariusz Lament - Dostał naganę.
    • Grzegorz Kaliciak - Dostał naganę.

Jedynym graczem z I zespołu, który nie otrzymał kary był Jerzy Moskal.

Zawodnicy, którzy stanowili o sile zespołu pożegnali się z Wisłą. Ich miejsce zajęli inni, ale już mniej zaawansowani piłkarsko. W efekcie w sezonie 1993/1994 Wisła po raz trzeci spadła do II ligi.

  • Sponsor Sekcji piłkarskiej w roku 1994 wycofał się za finansowania drużyny.

Powiedzieli o meczu

  • Maciej Szczęsny, w 1993 roku, rezerwowy bramkarz Legii – "Nie mam cienia wątpliwości. Oglądałem ten mecz z ławki rezerwowych. Tamci grali jak pijani we mgle. A Legia podejmowała ryzyko, jakiego by pod presją wyniku za nic nie podjęła, gdyby obawiała się prawdziwych kontrataków. Trener Wójcik przez ogromną komórkę dowiadywał się, jaki jest wynik w Poznaniu (gdzie ŁKS grał z Olimpią). I pokazywał, ile jeszcze bramek trzeba strzelić. Co najciekawsze, tymi wskazówkami byli tak samo zainteresowani legioniści, jak i wiślacy. Mówię wprost, że Legia kupiła ten mecz. Teraz, na amatorskim meczu, spotkałem dwóch zawodników tamtej Wisły, którzy mi opowiadali, że wtedy nie mieli wyjścia, bo dostali prikaz z góry, żeby ten mecz puścić"
  • Wojciech Kowalczyk, wówczas dwudziesto-jedno letni napastnik Legii, strzelec dwóch goli – "O meczu z Wisłą mówi się do dziś. Czy był kupiony? A w zasadzie za ile? Nie będę ukrywał - nie wiem. Nie wiem, czy był kupiony, bo ja żadnych pieniędzy nie dałem. Nikt mnie o nie nawet nie prosił, co chyba nie jest niczym dziwnym, bo miałem wówczas ledwie 21 lat. (...) Mecz z Wisłą był dla mnie normalnym spotkaniem. Z nikim się nie umawiałem. Robiłem to, co potrafię. Strzelałem gole. I pamiętajmy o jednym - to nie my musieliśmy się martwic. To ŁKS miał do nas trzy bramki straty. A Olimpia miała grac na całego..."
  • "Piotr Voigt [ówczesny prezes sekcji piłkarskiej Wisły – przyp. red.], opowiedział na naszych łamach jak został zaproszony (a może wezwany) do hotelu Royal, gdzie stołeczni notable tłumaczyli mu wraz z trenerem Januszem Wójcikiem, że Legia musi być mistrzem Polski." – Gazeta Krakowska
  • Zdzisław Kapka, po dyskwalifikacjach – "Teraz przynajmniej mamy zespół o zdrowym kręgosłupie moralnym"
  • Grzegorz Szeliga - 18 listopada 2021 roku na profilu Grzegorza Szeligi na portalu Facebook pojawił się wpis "Ja Grzegorz Szeliga sprzedałem mecz w 1993 LEGIA - WISŁA. Chcę się poddać karze. Przepraszam kibiców LEGII I WISŁY". Dwa dni później opublikowany został dodatkowy wpis "Sprzedałem mecz 1993 Z Legią grając w Wiśle Kraków".

Artykuły i komentarze prasowe po aferze

Komunikat PZPN z 26.11.2021

Polski Związek Piłki Nożnej informuje, że w odniesieniu do wypowiedzi byłego piłkarza Wisły Kraków Grzegorza Szeligi z 22 listopada 2021 roku w TVP Sport, dotyczącej wydarzeń związanych z meczem Wisła Kraków – Legia Warszawa z 20 czerwca 1993, stanowisko zajęli Rzecznik Dyscyplinarny PZPN Adam Gilarski oraz Rzecznik Etyki PZPN Jerzy Kostorz.

Grzegorz Szeliga, reprezentujący w latach 1993-1995 barwy Wisły Kraków, przyznał w mediach, że w spotkaniu ostatniej kolejki sezonu 1992/1993 przyjął propozycję korupcyjną. Legia Warszawa zwyciężyła wówczas w wyjazdowym meczu z Wisłą 6:0 i wywalczyła mistrzostwo Polski. 10 lipca 1993 roku PZPN, w związku z podejrzeniami o korupcję, zdecydował o anulowaniu wyników spotkań Wisła – Legia oraz Olimpia Poznań – ŁKS Łódź (1:7) i odebraniu klubowi z Warszawy tytuł mistrzowskiego.

– Należy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że wniosek zawodnika o poddanie się karze nie może być procedowany z uwagi na przedawnienie. Sprawa ma już 28 lat. Ponadto ustawa o korupcji w sporcie weszła w życie dopiero w 2003 roku i wydarzenia, które miały miejsce wcześniej, według polskiego prawa, nie mogą być penalizowane. Wszystkie związkowe procedury dyscyplinarne w tej sprawie zostały już zakończone i nie zmienia tego fakt przyznania się przez zawodnika do przewinienia dyscyplinarnego, co bezwzględnie należy docenić – powiedział Adam Gilarski, Rzecznik Dyscyplinarny PZPN

– Jeśli chodzi o etyczną ocenę tego wydarzenia, nawet jeżeli miało to miejsce wiele lat temu i nie groziły za nie konsekwencje prawne, to zawsze taki czyn jest naganny. Myślę, że to przestroga i nauczka dla tych, którzy dopuszczają się tego rodzaju działań. Z etycznego punktu widzenia trudno tutaj mówić o karze. Jednak sam fakt przyznania się i reakcja niektórych ludzi, wydają się być wystarczającą karą. Przykład pana Grzegorza Szeligi pokazuje, że mimo upływu lat, tego typu negatywne działania mogą odezwać się na nowo w człowieku w różnych okolicznościach życia. Jeszcze raz pragnę podkreślić, iż sam czyn korupcji jest naganny i nie należy tak postępować! – dodał Jerzy Kostorz, Rzecznik Etyki PZPN.

Źródło: pzpn.pl

Ślęza Wrocław - Wisła, 1995 rok

Na koniec warto wspomnieć o meczu ewidentnie ustawionym przez sędziego Kasierskiego, w którym Wisłę ewidentnie skrzywdzono. Meczu nie byle jakim, bo decydującym o powrocie Wisły do I ligi. Wyniki wiosennej rundy sezonu 1994/1995 w wykonaniu Wisły były imponujące. Do pamiętnego mecze ze Ślęzą we Wrocławiu "Biała Gwiazdy" rozegrała 14 spotkań: z czego żadnego nie przegrała, trzykrotnie zaledwie remisując. W kolejce poprzedzającej wyjazd do Wrocławia rozgromiła przy Reymonta Arkę9:0. Wydawało się, że nic nie jest w stanie przerwać jej marszu w szeregi I ligi. Trener Wisły Lucjan Franczak tonował nieco optymistyczne nastroje, obawiając się panów z gwizdkiem: "W futbolu wciąż jeszcze łatwo kręcić lody" – mówił dziennikarzom. I te obawy okazały się prorocze.

I właśnie po pogromie Arki przyszedł cios ze strony sędziowskiej mafii w osobie Jacka Kasierskiego, który wyprawiał cuda na boisku Ślęzy Wrocław: podyktowanie z kapelusza rzutu karnego, a potem wyrzucenie z boiska Pawła Kozaka to tylko wymownie obrazowały. Porażka 1:4 w tym pamiętnym meczu kosztowała Wisłę drogo. Marzenia o powrocie do ligowej elity trzeba było odłożyć na rok. Kasierski miał się w ten sposób zemścić za "nieopłacony" mecz z Szombierkami 6 lat wcześniej. Czy była to "bezinteresowna" zemsta należy wątpić. Kibice Wisły nie mieli w tym względzie żadnych wątpliwości wieszając w kolejnym meczu ligowym na płocie transparenty o wymownej treści, jak np. "Kasierski oddaj kuchenkę". Wyjaśniać chyba nie trzeba, że głównym beneficjentem po porażce Wisły w Wrocławiu była wroniecka Amica. Klub będący synonimem korupcji w polskim futbolu w ostatnich kilkunastu latach. Wtedy był dopiero na początku tej drogi. Nieśmiało jednak zauważmy, że nie tylko Amica skorzystała na tym sędziowskim przekręcie, a mecz rozgrywano przecież we Wrocławiu…

Amica Wronki - Wisła Kraków, 2001 rok

W maju 2001 roku w mediach pojawiły się sensacyjne doniesienia, jakoby piłkarze Wisły zaproponowali zawodnikom Amiki Wronki 250 tysięcy złotych za remis (jeden punkt gwarantował Wiśle mistrzostwo Polski). Informację taką podały gazety (Przegląd Sportowy, Gazeta Wyborcza) wskazując, że ujawnili ją chcący zachować anonimowość piłkarze z Wronek. Propozycję miał im przekazać kapitan Amiki, Marek Bajor. On sam w rozmowie z dziennikarzami nie potwierdził takich doniesień. Zarówno Wisła, jak i PZPN wystosowały do Amiki oficjalne pisma. "Apelujemy w nim do piłkarzy Amiki, aby oficjalnie ustosunkowali się do tych doniesień. Jeżeli je potwierdzą, to wyciągniemy surowe konsekwencje wobec winnych. Wiem już, że pięciu piłkarzy Amiki, w tym Marek Bajor, oficjalnie zaprzeczyło takim pomówieniom. A inne, anonimowe wypowiedzi nic nie znaczą" - mówił rzecznik prasowy Wisły, Andrzej Skowroński. W nadesłanej 28 maja 2001 roku odpowiedzi "Amica stanowczo zaprzeczyła, jakoby opisywane w prasie zdarzenie miało miejsce" (cytat za Amica zaprzecza, że miała propozycję od Wisły, sport.pl). W samym spotkaniu do ostatniej minuty utrzymywał się remis 1:1, wtedy jednak Amica zdobyła zwycięską bramkę. Wisła mistrzostwo zapewniła sobie dwa tygodnie później, wygrywając w przedostatniej kolejce z Legią.

Po latach szczegóły "afery" opisał Tomasz Frankowski w swojej autobiografii "Franek - prawdziwa historia łowcy bramek". "Jeden z naszych starszych piłkarzy sprawnie sobie przeliczył, że skoro mamy premię za mistrzostwo, trzy miliony do podziału, to lepiej odżałować 200-300 tysięcy złotych i dać piłkarzom Amiki za remis, który zapewni nam tytuł [...]. W klubowym basenie-jacuzzi, bo tam ta gadka miała miejsce, jeden, drugi rzucił zdanie, że może rzeczywiście zrzutkę zrobić. Trzeba być pierdxxxx, żeby bawić się w takie rzeczy - oznajmił Szczęsny [...]. Jak Szczęśniak się odezwał, a ja go poparłem, uznano że nie ma tematu". Informacje dotarły jednak do... księgowej Bogusława Cupiała, która ostro zrugała zawodników za samą rozmowę o takim pomyśle: "Przed wyjazdem do Wronek wkroczyła do szatni. Zamknęła ją, rzuciła torebką o podłogę i wykrzyczała: Czy Was popierxxx?! Jesteście normalni?! Przecież jak się prezes o tym dowie, to wszystkich wywali, ze mną na czele. W miarę uspokoiliśmy ją, że żadnego tematu z dogadywaniem się nie ma". Już w drodze do Wronek telefonicznie informację o całej sprawie otrzymał trener Adam Nawałka (Tomasz Frankowski nie wie, kto dzwonił do Nawałki). Szkoleniowiec kazał zatrzymać autokar i również nakrzyczał: "Co wy, k...., coś załatwiacie? Rysiu, ty najstarszy, kapitan, mów, co się dzieje?". Wywołany do odpowiedzi Ryszard Czerwiec odpowiedział "Nic, trenerze. Była luźna rozmowa. Nie ma tematu".

Frankowski konkludował: "sprawę rozdmuchał Janusz Atlas. Działacze Amiki powiedzieli mu, że Wisła coś kombinowała, ale oni nie wyrazili zgody. Atlas opisał to w gazecie. I rozpętała się burza. Policja przyjechała do klubu. Prokuratura wszczęła śledztwo. Przesłuchali każdego piłkarza, wyciągnęli wnioski i umorzyli sprawę. Atlas zasugerował, iż byliśmy umówieni z Amiką na remis, ale dzielni wronczanie się nie zgodzili i wygrali" (cytaty za: Tomasz Frankowski, Piotr Wołosik, Franek - prawdziwa historia łowcy bramek, Biblioteka Przeglądu Sportowego, Warszawa 2020, str. 112-113).

Czasy "Fryzjera"

W głośnej aferze korupcyjnej ostatnich lat Wisła (jako klub) nie pojawia się w charakterze podejrzanego. W publikowanych listach ustawionych przez "Fryzjera" i jego ludzi spotkań ligowych pojawia się nazwa naszego klubu - w kontekście poszkodowanego. Dotyczy to przykładowo rezerw Wisły, które w 2004 roku w meczu przy Reymonta z Koroną zostały oszukane przez sędziego, który przy stanie 0:0, w doliczonym czasie gry, wydrukował rzut karny dla gości. Mecz zakończył się wynikiem 0:1…

Nie znaczy to, że ludzie kiedykolwiek związani z Wisłą, w różnym zresztą charakterze, nie brali udziału w tym niecnym procederze. Póki co, wiadomo, że nie czynili tego na "korzyść" naszego klubu...

Komentarze prasowe

Byli wiślacy zamieszani w korupcję

Byli zawodnicy i trenerzy Wisły, którym postawiono zarzuty korupcyjne. Zarzuty w przypadku żadnej z tych osób nie dotyczą pracy w Wiśle:

  • Andrzej B. – Był członkiem sztabu trenerskiego Macieja Skorży w Wiśle (dokładnie II trenerem). Zarzuty korupcyjne w przypadku jego osoby dotyczą Korony Kielce, choć formalnie nigdy w niej nie pracował. Konkretnie chodzi o sezony 2003/2004, 2004/2005, 2005/2006. Miał on wówczas wręczyć 300 tys. zł łapówek. Andrzej B. pracował, prócz Wisły, także w Zniczu Prószków, Groclinie Dyskoboli Grodzisku Wlkp.
  • Zbigniew M. - Jesienią 1996 roku rozegrał dla Wisły 11 meczów i strzelił jedną bramkę. Po pół roku gry w Wiśle odszedł do Piaseczna. Zbigniew M. był zawodnikiem (oprócz Wisły): Konfeksu Legnica, Miedzi Legnica, Dominetu Piaseczno, FC Piaseczno, Polonii Warszawa, Varty Namysłów, GKP Gorzów, Eisenhuettenstaedter FC Stahl, VfB Lubeka, Iskry Kochlice, Zagłębia Lubin, Górnika Polkowice, Kani Gostyń i Chrobrego Nowogrodziec. Zawodnik sam przyznał się do ustawienia jednego meczu w 2003 roku. Zgodził się na karę grzywny i pozbawienia wolności na okres jednego roku.
  • Artur S. – Artur przygodę z Wisła rozpoczął w 1993 roku. Wcześniej grywał m. in. w Cracovii, jednak jak sam stwierdził od dziecka kibicował Wiśle. W I lidze rozegrał dla Wisły aż 169 meczów (w całej pierwszoligowej karierze ma ich 181) i wywalczył dwa razy mistrzostwo kraju i raz puchar ligi. Zawodnik z Wisłą rozstał się w 2004 roku. Przeszedł wówczas do Polonii Warszawa. W sezonie 03/04, nie rozegrał z powodu kontuzji żadnego meczu w barwach Wisły. Zawodnikowi zostały postawione zarzuty korupcyjne za sezon 2003/2004. Występował wówczas w Polonii Warszawa, najprawdopodobniej chodzi o mecz ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Artur grał (poza Wisłą i Polonią) w: Wawelu Kraków, Świcie Krzeszowice, Błękitnych Kielce, Cracovii, KSZO Ostrowiec, Koronie Kielce i Kmicie Zabierzów, a także w tureckim Diyarbakirspor Kulübü.
  • Grzegorz K. – Zawodnikiem Wisły był od roku 1993, i od tej pory wystąpił w koszulce z Białą Gwiazdą 129 w I lidze (168 I ligowych meczów w całej karierze). Zawodnikiem Wisły był do kwietnia 2003 roku, kiedy to został z hukiem wyrzucony z klubu. Stało się to po doniesieniach jakoby pijany K. wymachiwał bronią w Centrum Krakowa. Tak jak w przypadku Artura S. odpowiada przed prokuraturą za sezon 2003/2004, najprawdopodobniej chodzi o mecz z Polonią Warszawa w 2004 roku. Piłkarz reprezentował wówczas barwy Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Grzegorz K. (prócz Wisły i Świtu) występował także w: Chemiku Kędzierzyn-Koźle, Szczakowiance Jaworzno, Garbarni Kraków, Kmicie Zabierzów, Zagłębiu Sosnowiec i Orle Balin, a także w belgijskim Koninklijke Sint-Truidense VV.
  • Grzegorz N. - Karierę piłkarska rozpoczynał w Arce Gdynia w sezonie 1992/1993. Do gdyńskiego klubu powrócił po 13 latach (sezon 2005/06). Zawodnik został zatrzymany, a następnie przewieziony do wrocławskiej prokuratury zaraz po meczu ligowym, 30 sierpnia 2009 (Arka wygrała w nim z Zagłębiem 2:0). Grzegorz N. prócz Arki i Wisły występował także w: Pogoni Szczecin, GKS Katowice, oraz Zagłębiu Lubin. Sześć lat występów w Wiśle (z krótkim epizodem w GKS) dał N. dwa tytuły mistrza kraju oraz puchary: polski i ligi.
  • Grzegorz P. - Karierę rozpoczynał w Wiśle. Piął się po szczeblach juniorskich, aż dotarł do Pierwszej drużyny. Okazał się tak dobrym zawodnikiem, że jako jeden z niewielu, zachował miejsce w składzie po "wielkich zakupach Telefoniki". Z Wisłą rozstał się w sezonie 2003/2004. Prócz Białej Gwiazdy, reprezentował także barwy: Górnika Polkowice, Podbeskidzia Bielsko-Biała i Skawinki Skawina.
  • Ryszard Cz. - W Wiśle rozegrał 161 meczów i strzelił 22 gole, a to wszystko jedynie w pięć sezonów. Poza Białą Gwiazdą występował jeszcze w Victorii Jaworzno (gdzie rozpoczynał karierę sportową), Zagłębiu Sosnowiec, Widzewie Łódź, GKS Katowice, En Avant Guingamp, Strumyku Zarzecze, Bolesławie Bukowno, Skawince Skawina, Zgodzie Byczyna oraz Szczakowiance Jaworzno. Ryszard Cz. jest podejrzany o uczestnictwo w procederze korupcyjnym właśnie w tym ostatnim klubie.
  • Wojciech Ł. - Reprezentował barwy Zawiszy Bydgoszcz, Stomilu Olsztyn, Wisły Płock, Zagłębia Lubin oraz Wisły Kraków. Posądzony o współudział w ustawionym meczu Cracovia - Zagłębie Lubin (był wówczas zawodnikiem Zagłębia).
  • Grzegorz K. - Od 2010 roku pełnił rolę trenera bramkarzy w Wiśle. Został zatrzymany przez CBA w związku z jego udziałem w korupcji. Miało to mieć miejsce w 2003 roku, kiedy był jeszcze czynnym sportowcem. Postawiono mu 22 zarzuty korupcyjne. Nie przyznał się do winy. Został oskarżony w czerwcu 2011 roku, czyli w chwili kiedy wygasała jego roczna umowa z Białą Gwiazdą. Zarząd klubu zdecydował nie przedłużać z nim umowy. Jako zawodnik związany był z Karpatami Krosno, Grunwaldem Ruda Śląska, Dalinem Myślenice, TKS Tychy, RKS Grodziec Będzin i Zagłębiu Sosnowiec (zarzuty dotyczą właśnie tego klubu).

Ponad to:

  • Janusz W. – trener piłkarski, srebrny medalista z Barcelony. Zasiadał na ławce trenerskiej Legii podczas meczu z Wisłą w 1993 roku.
  • Marian D. – Sędzia Piłkarski. Prowadził mecz Wisły z Legią w 1993 roku.

Mecze ustawione przeciwko Wiśle (2003-2006)

Lista spotkań, które przeciwnicy Wisły ustawili lub próbowali ustawić na szkodę Białej Gwiazdy Sporządzono na podstawie bloga pilkarskamafia.blogspot.com, zawierającego mecze wyszczególnione w aktach oskarżenia prokuratury w sprawie afery korupcyjnej w polskiej piłce (lata 2000-2006)

  1. 2006.05.14 Kmita Zabierzów - Wisła II Kraków 1:0
  2. 2006.05.10 Wierna Małogoszcz - Wisła II Kraków 1:0
  3. 2005.05.28 Heko Czermno - Wisła II Kraków 2:0 - obie bramki zdobyte ze spalonego, dwie czerwone kartki dla Wiślaków. Po meczu trener Wisły Jerzy Kowalik mówił: "Sędziowanie w dzisiejszym meczu to skandal. Nasz młody zespół bardzo się starał, ale sędzia tak kręcił, szczególnie w drugiej połowie, że ręce opadają. Heko miało wygrać i wygrało, ale jeśli kluby takie jak ten wchodzą do drugiej ligi, to boję się o naszą piłkę." Piłkarz Aleksander Kwiek mówił: "Już w trzeciej minucie podszedł do mnie zawodnik Heko i mówi: "Kwieku, my wam oddamy premię za zwycięstwo, a wy nam oddajcie mecz". Potem, gdy ledwie się zaczęła druga połowa, inny piłkarz gospodarzy powiedział z kolei: "Kwieku, nie rzucaj się do sędziego. Przecież mecz i tak jest ustawiony". Piłkarz Heko Hubert Kościukiewicz bezczelnie odpowiadał: "Nic takiego nie miało miejsca, my gramy i liczymy tylko na siebie. Wiadomo, że jak się przegrywa mecze, to się ma pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie, szuka się dziury w całym. Przegrywać też trzeba umieć."
  4. 2005.04.20 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 2:2 - Górnikowi były potrzebne punkty w walce o utrzymanie. Działacze z Łęcznej mieli ustalić z sędzią stawkę 20 tysięcy złotych za zwycięstwo i 10 tysięcy za remis. Według zeznań osoby pośredniczącej w ustawieniu meczu, 10 tysięcy zostało wypłacone sędziemu z premii zawodników Górnika. Co ciekawe, po meczu wiślackie portale chwaliły sędziego, bo... był lepszy niż arbitrzy w dwóch poprzednich spotkaniach Wisły.
  5. 2005.04.16 Wisła II Kraków - Motor Lublin 0:1
  6. 2004.08.03 Wisła II Kraków - Kujawiak Włocławek 1:2
  7. 2004.06.12 Heko Czermno - Wisła II Kraków 3:0
  8. 2004.05.21 Górnik Łęczna - Wisła Kraków 0:1
  9. 2004.04.14 Wisła II Kraków - Korona Kielce 0:1 - karny dla Korony w ostatnich minutach gry
  10. 2004.04.10 Wisła Płock - Wisła Kraków 4:4
  11. 2003.08.09 Górnik Polkowice - Wisła Kraków 0:2

Zbigniew Murdza - Moda na "korupcję w Wiśle" trwa

Nic dodać, nic ująć...

Znany nam doskonale medialny zwyczaj, uwypuklony przy okazji aresztowania "byłego trenera Wisły Andrzeja B." ma się doskonale. Pewien portal internetowy, który bardzo by chciał uchodzić za profesjonalny, wrzucił dziś wielki tytuł: "Były piłkarz Wisły trafił za kratki za korupcję", ilustrując je zdjęciem wiślackiej koszulki.

O co chodzi? Otóż niejaki Zbigniew M. zgodził się na karę roku więzienia (chyba w "zawiasach") i grzywnę, przyznając jednocześnie, że sześć lat temu ustawił mecz swojej drużyny z Polarem Wrocław. W podtytule informacji czytamy jeszcze "Zawodnik znany z Zagłębia Lubin, Wisły Kraków posiedzi rok w areszcie".

Rzeczywiście, Zbigniew M. znany przy Reymonta jak cholera. Pamiętamy go wszyscy doskonale. Przecież to właśnie ON jesienią 1996 roku rozegrał dla Wisły 11 meczów, strzelił nawet jednego gola. Jego imię było na ustach każdego kibica Wisły, połowa z nas miała koszulkę z jego nazwiskiem a nastolatkowie wieszali plakaty z M. w koszulce z Białą Gwiazdą na ścianie. Wszyscy cierpieliśmy, gdy po półrocznym pobycie w naszym klubie odchodził do Piaseczna...

M. nie czcili jednak fani innych klubów, w których występował (za 90minut.pl): Konfeksu Legnica, Miedzi Legnica, Dominetu Piaseczno, FC Piaseczno, Polonii Warszawa, Varty Namysłów, GKP Gorzów, Eisenhuettenstaedter FC Stahl, VfB Lubeka, Iskry Kochlice, Zagłębia Lubin, Górnika Polkowice, Kani Gostyń i Chrobrego Nowogrodziec. W końcu Zbigniew M. znany jest przede wszystkim z występów w Wiśle. Dlatego też "dziennikarz" ozdobił notkę sylwetką piłkarza Wisły ubranego w koszulkę marki Umbro, z logo Wisły S.A. (której w 1996 roku jeszcze nie było) i symbolem graficznym TF Kable.

Jak myślicie: to bezmyślna głupota, wątpliwa próba budowania popularności swojej firmy kosztem znanego klubu czy skierowana przeciw Wiśle celowa złośliwość? Innymi słowy: kretyn czy zwykła menda? Chyba nieistotne, bez względu na odpowiedź chluby portalowi takie działanie nie przynosi. Szkoda tylko, że autor się nie podpisał...

5 marca 2009, wislakrakow.com (rav)

Źródła