Leszek Snopkowski

Z Historia Wisły

'
Informacje o zawodniku
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Leszek Snopkowski urodził się 13 stycznia 1928 roku w rodzinie krakowskiego szewca, Antoniego. I to właśnie ojciec zaraził go miłością do Wisły, zabierając go od dziecięcych lat na mecze „Czerwonych”. Do dziś pamięta jubileuszowy mecz z Chelsea rozegrany w maju 1936, atmosferę na stadionie i tego zwycięskiego gola strzelonego z karnego przez Antoniego Łykę.
Pierwsze futbolowe kroki stawiał, podobnie jak jego rówieśnicy w tym czasie, na krakowskich Błoniach. Ponieważ miał „smykałkę do piłki” myślał już wtedy poważnie o Wiśle. Te marzenia przerwał wybuch wojny. Niespokojny wojenny czas przeżył w Krakowie, przypatrując się grze piłkarzy Wisły w półkonspiracyjnych rozgrywkach okupacyjnych. Sam koszulkę z białą gwiazdą na piersi włożył dopiero po wojnie. Debiut w pierwszej drużynie zaliczył w wieku lat 18, w 1946 r., choć musiało minąć parę lat nim wywalczył na stałe miejsce w podstawowej jedenastce. Nie było w tym nic dziwnego, bo konkurentów do gry w pierwszej jedenastce Wisły miał nie byle jakich. Wisła była przecież najlepszą drużyną powojennych lat i w zasadzie na każdej pozycji miała pełnowartościowych dublerów.
Trenerzy musieli widzieć w nim spory talent skoro w następnym sezonie (1947) aż trzykrotnie grał w meczach towarzyskich z Cracovią, a finałach MP zagrał też trzykrotnie (na cztery rozegrane przez Wisłę mecze). Występował wówczas na pozycji bocznego pomocnika. W jednym z tych spotkań z AKS (1947.11.16 3:0) strzelił swoją debiutancką bramkę w barwach Wisły. Stało się to po przerwie, kiedy to „Wisła zwiększyła nacisk, mając w wietrze sprzymierzeńca i rozgościła się na dobre pod bramką AKS. Pierwsza bramka padła w 23 min., gdy po strzale Artura Gracz dobił piłkę z najbliższej odległości. W 12 min. później po kornerze bitym przez Cisowskiego, Snopkowski dalekim strzałem podwyższył na 2:0”. Jak się potem okazało była to jedyna bramka strzelona przez Snopkowskiego w meczach o punkty. W całej swojej wiślackiej karierze zdobył zaledwie parę bramek (wliczając w to gry towarzyskie – ostatnią w 1959 z karnego w towarzyskim meczu z Újpesti TE (1:1)!
Charakterystyczne, że w tych pierwszych latach poważnej piłkarskiej kariery trenerzy wystawiali go na najróżniejszych pozycjach w drużynie: od ataku (zaczynał jako prawoskrzydłowy), przez pomoc do obrony. Nie był zbyt wysoki, mierzył zaledwie 173 cm wzrostu, ale miał dobre warunki fizyczne i imponował szybkością. Słynął z znakomitego krycia napastników wiślackich rywali. Jeśli dodamy do tego dobrą technikę użytkową (choć wirtuozem nie był), pracowitość i waleczność, nie może dziwić fakt, że kolejni trenerzy Wisły coraz częściej wystawiali go do podstawowego składu.
Przed ligowym sezonem 1948 widziano go w szerokiej 18 osobowej kadrze drużyny jako pomocnika, choć trzeba przyznać, że trenerzy po w sumie udanym minionym sezonie nie dawali mu zbyt wielu szans na grę. W lidze bowiem wystąpił zaledwie raz, w przegranym z Legią wiosennym pojedynku 1:4. Pamiętny baraż mistrzowski z grudnia 1948 roku między Wisłą i Cracovią na stadionie Garbarni przeżył jeszcze jako rezerwowy.
W następnym, już mistrzowskim sezonie, zagrał niewiele więcej, bo sześciokrotnie. Charakterystyczne, że grywał wtedy głównie na obronie. Sezon kończył jednak w charakterze skrajnego pomocnika w grach towarzyskich. W tym też sezonie wystąpił po raz pierwszy w meczu mistrzowskim w wielkich derbach Krakowa: „Żeby nie używać górnolotnych słów, był to dla mnie zaszczyt. Gra z Jerzym Jurowiczem, Mieczysławem Graczem, Józefem Kohutem, Mieczysławem Rupą, braćmi Adamem i Janem Wapiennikami, choć młodszy z nich był zaledwie o pół roku ode mnie starszy, Władysławem Giergielem, Józefem Mamoniem stała się dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Wszedłem przecież do bardzo zgranej paczki, choć w czasie meczu nieraz można było dojść do innego wniosku, bo piłkarze wzajemnie się opieprzali w sposób typowy dla chłopaków z Kazimierza, czasami na boisku dochodziło nawet do bitki, ale po meczu szybko się godzili, szczególnie, kiedy odnieśliśmy zwycięstwo. - Mnie nazywali "studencikiem", bo w tym okresie - od 1947 r. do 1952 r. - studiowałem prawo” – wspominał po latach. Debiut nie był zbyt okazały, bo Wisła niespodziewanie przegrała ten mecz 0:1 (26.05). Z nostalgią wspominał potem atmosferę ówczesnych derbów. Aż się nie chce wierzyć, ale wówczas piłkarze „w strojach, przygotowani do gry” przechodzili po prostu przez Błonia na stadion w towarzystwie kibiców: „Mimo ostrej rywalizacji na murawie zawodnicy obu zespołów dość często spotykali się towarzysko… Nie przypominam sobie, aby w derbach dochodziło na boisku do polowania na kości. Nie kopało się nawet tego, do którego miało się jakieś "anse". Najlepiej wyjaśnialiśmy sobie wszelkie nieporozumienia podczas wspólnych obiadów.

Częste zmiany pozycji na boisku charakteryzowały jego grę w następnym sezonie. Tym razem był już graczem podstawowym, a od jego postawy na boisku zależała też coraz częściej gra Wisły. Tak było choćby w meczu z Ruchem, kiedy to grając w pomocy nie tylko wypracowywał „wiele pozycji dla własnego ataku”, ale również nie dopuszczał „przeciwników do strzałów” (1950.08.27 0:0).
W pierwszych powojennych latach grę w piłkę łączył ze studiami prawniczymi na UJ z jednakowym powodzeniem. O rosnącej roli w drużynie Wisły świadczył fakt, że w 1953 r. wybrano go kapitanem Wisły i funkcję tę sprawował do końca swej wiślackiej kariery w 1961 r. Jako kapitan Wisły (podówczas Gwardii) prowadził drużynę w meczu z Vasasem Budapeszt przy okazji otwarcia nowego stadionu Wisły w 1953 r. O tym jak zyskiwał sobie sympatię wśród wiślackich weteranów poza boiskiem wspominał po latach: „Innym dowodem szacunku mogło być zaproszenie... do stołu. O piciu wódki przez niektórych piłkarzy z tamtych lat krążą do dziś anegdoty. Podobno możliwości mieli nieograniczone. W swoje sidła złapali kiedyś również abstynenta Snopkowskiego. - Choć wiedzieli, że nie piję alkoholu, Mietek Gracz zaprosił mnie na imieniny w Nowy Rok. Odwołałem spotkanie z narzeczoną, która mieszkała przy alei Słowackiego i poszedłem na te imieniny. Wlali mi trochę za kołnierz, po raz pierwszy w życiu byłem pijany. Podobno, jak mi potem opowiadali, usiadłem gdzieś w kącie i powtarzałem: - O rany Boskie, Helenko, dlaczego nie poszedłem do ciebie. Mieli ze mnie niezły ubaw”. Był to jednak wyjątek w jego karierze, bo jak sam o sobie mówi: „nie należałem do bawiących się, nazywając to kolokwialnie. W moim przypadku o mocniejszym alkoholu nie było mowy, a piwa nikt nie pił. Wybór był prosty: wódka albo nic. - Piłkarze mieli swoje ulubione lokale - przy Mikołajskiej i Sławkowskiej, gdzie mieściła się winiarnia. Różnie było z papierosami. Ja paliłem - od zakończenia sezonu do Nowego Roku, czyli przez kilka tygodni przerwy w rozgrywkach. Byłem mocno zdyscyplinowany i tych zasad trzymam się do dziś”.
Rok 1953 był wyjątkowy w jego karierze piłkarskiej i z tego powodu, że po raz jedyny w swojej karierze rozegrał wszystkie mecze ligowe w Wiśle. Zaliczył też pierwszego samobója w towarzyskim meczu z Dynamem Drezno (1953.09.06 1:1): po strzale niemieckiego napastnika piłka : „odbija się od nogi Snopkowskiego, zmienia kierunek i grzęźnie w siatce”. W lidze tradycyjnie już wystawiano go na obronie i pomocy.
Na przełomie lat 40-tych i 50-tych Wisła była najlepszą drużyną w Polsce. Potem było już gorzej, choć za jego piłkarskiej kariery Wisła nigdy nie spadła z ligi. W latach pięćdziesiątych specjalnością Snopkowskiego było krycie najgroźniejszych napastników rywali. I z tego zadania defensor-pomocnik Wisły wywiązywał się znakomicie, a trzeba dodać, że grywał wówczas przeciwko nie byle jakim piłkarzom, asom polskiego futbolu: Cieślikowi, Kempnemu, Pohlowi, Brychczemu i innym znakomitym napastnikom.
Warto wymienić kilka takich pojedynków:
„Miksa i Snopkowski ograniczyli zupełnie swobodę ruchu Soporkowi” (1954.06.06 Wisła Kraków - ŁKS Łódź 2:0);
„W Gwardii wyróżnić należy Snopkowskiego, który zablokował zupełnie Kempnego” 1954.06.13 Polonia Bytom - Wisła Kraków 2:0);
„Dobra postawa drużyny krakowskiej, a szczególnie bezbłędna gra defensywy wybiły zupełnie z uderzenia zespół chorzowski. Szczurek znajduje pełne poparcie ze strony Snopkowskiego i Piotrowskiego "zatkał" całkowicie Cieślika i Alszera. Próbowali oni od czasu do czasu inicjować ataki z głębi pola niemniej jednak linia pola karnego była magiczną granicą, przez którą nie udało się im przejść z piłką” (1954.10.24 Wisła Kraków - Ruch Chorzów 1:0)
„Snopkowski i Piotrowski zupełnie wyeliminowali z gry lewą stronę napadu Ogniwa i również wspierali swój napad dokładnymi piłkami”. (1954.10.31 Wisła Kraków - Cracovia 0:0);
„wielką formą błysnął przez pierwsze 45 min. Snopkowski, który unieruchomił Hachorka” (1955.06.19 Gwardia Warszawa - Wisła Kraków 3:0)
„Gamaj pomagał Snopkowskiemu w unieruchomieniu Brychczego” (1955.08.28 Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:0);
Trzeba w tym miejscu dodać, że Snopkowski należał do zawodników grających równo przez cały sezon. A był to poziom gry z reguły więcej niż przyzwoity. Jako piłkarz, często od „czarnej roboty” nie był zbyt widoczny na boisku, ale jego pracę w destrukcji doceniano przez cały okres jego wiślackiej kariery. Nawet gdy Wisła przegrywała, co w drugiej połowie lata pięćdziesiątych zdarzało się niestety coraz częściej, Snopkowski często należał do tych, których chwalono za grę, a nie ganiono:
po przykrej porażce w derbach z Garbarnią (1955.09.25 0:3) należał do nielicznych, których w Wiśle chwalono za grę;
podobnie było po pucharowym zwycięstwie z KKS Kluczbork 3:1 (1956.03.11)
po meczu wygranym z ŁKS (1956.04.22 2:0) chwalono „świetnie usposobionych w tym dniu Piotrowskiego i Snopkowskiego w obronie”;
same superlatywy spotkały go po rozgromieniu mocnego Górnik Zabrze 7:1 (1956.05.06). Napastnicy gości byli bezradni, grając przeciwko niemu i Piotrowskiemu w obronie.
Dziś, wracając wspomnieniami do tego nienajlepszego piłkarsko okresu, przywołuje te mecze, w których gracze z białą gwiazdą na pierwsi potrafili pokazywać swój wiślacki charakter. Jak choćby w ligowym meczu z Zagłębiem Sosnowiec w 1958 r., kiedy to przegrywając 1:3, potrafili po dramatycznej walce wygrać 4:3. Snopkowski przeszedł wówczas z obrony do pomocy, ciągnąć grę wiślackiego napadu. Jak potem wspominał: po meczu „w szatni koszulkę mógł wyżymać”.
Nie wszystkie mecze mógł oczywiście zaliczyć do udanych w swojej karierze. Do piłkarskich wpadek, i to jakich, należy kompromitująca porażka ligowa z Legią w Warszawie w 1956 r. Najwyższa ligowa porażka Wisły w jej historii: 0:12! Jak by nie tłumaczyć przyczyny tej porażki: brakiem właściwej mobilizacji, kontuzją Motka, czy zmęczeniem „młodzieżowców” po meczach reprezentacyjnych; był to wstyd. Jak wspominał potem Snopkowski, który grał wówczas na stoperze: „rywalowi udawało się wszystko, nam nic”. Jak pisano po tym spotkaniu: „Na meczu z Wisłą prawoskrzydłowy CWKS, Ernest Pohl szalał po całym boisku. Raz uprzykrzał życie Kawuli, raz znów Monicy”. Snopkowskiego też niejednokrotnie niemiłosiernie ogrywał. Nic dziwnego, że po meczu pisano, że „beznadziejnie słabo zagrała obrona Wisły z mało zwrotnym Snopkowskim na czele”.

W barwach Wisły w meczach mistrzowskich, pucharowych i towarzyskich Snopkowski wystąpił ponad 500 razy!
Z zawodu był milicjantem. Po studiach w 1952 roku„otrzymał nakaz pracy w milicji… w jednostkach kwatermistrzowskich”. Służył też w MO do emerytury, osiągając stopień pułkownika.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej dalej poświęcał swój czas Wiśle jako działacz klubowy. Dziś jako wiślacki weteran poświęca się pracy w Radzie Seniorów TS Wisła.
Cieszy się z obecnych sukcesów Wisły, choć nie wszystko co dzieje się na boiskach piłkarskich i poza nimi zyskuje jego akceptację: „zawodnikom coraz częściej obce zaczyna być pojecie przywiązania do barw klubowych. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby jeden czy drugi zapytał - a co to są barwy klubowe? Górę wzięły pieniądze. Może taki jest bieg spraw, tak już musi być, ale ja się nie mogę z tym pogodzić”.

Na podstawie: Derby. Teksty przygotowali Jerzy Sasorski i Andrzej Stanowski. Dziennik Polski za : http://ekstraklasa.net/news,480,derby_.htm; książki Jana Otałęgi Za lotem piłki – Czysta gra; relacji sportowych z „Przeglądu Sportowego”; inf. własnych.