Liron Cohen

Z Historia Wisły

Liron Cohen
Informacje o zawodniku
kraj Izrael
urodzony 5 sierpnia 1982 w Jerozolimie
wzost/waga 173 cm
pozycja Obrońca
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Punkty
2000/01 Maccabi Ra'anana
2001-2004 Elitzur Ramla
2004/05 Apollon Ptolemaida
2005-2007 Ramat HaSharon 2007/08
San José
2008/09 Dobrí anjeli Košice
2009/10 PLKK Wisła Kraków 29 215
2010-2012 Pall. Schio
2012/13 Taranto Cras
2013/14 Istanbul Univ.
W rubryce Mecze/Punkty najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Liron Cohen śpiewa "Jazda, jazda, jazda"
Liron Cohen śpiewa "Jazda, jazda, jazda"
Z Piotrem Duninem-Suligostowskim, 2009.09.26 po meczu Wisła Can-Pack Kraków - Lotos Gdynia
Z Piotrem Duninem-Suligostowskim, 2009.09.26 po meczu Wisła Can-Pack Kraków - Lotos Gdynia
2009.09.23 Wisła Can-Pack Kraków - MFK Ružomberok
2009.09.23 Wisła Can-Pack Kraków - MFK Ružomberok
2009.10.01 Wisła Can-Pack Kraków - CCC Polkowice
2009.10.01 Wisła Can-Pack Kraków - CCC Polkowice
2009.11.28 Wisła Can-Pack Kraków - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp.
2009.11.28 Wisła Can-Pack Kraków - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp.

Liron Cohen, koszykarka Wisły, urodziła się 05 sierpnia 1982 roku. Mierzy 173 cm, gra na pozycji obrońcy, jest reprezentantką Izraela.

Liron przybyła do Wisły ze słowackiego klubu Broker Koszyce, gdzie grała w latach 2008-2009. Początkowo prowadziła negocjacje z Lotosem i bardzo długo wszystko wskazywało na to, że trafi właśnie do drużyny największego rywala Wisły. Została jednak Wiślaczką. Do Krakowa przyleciała 7 września 2009 roku, dzień później odbyła pierwszy trening z nowym zespołem.

Gdy 30 października 2009 roku Wisła Can-Pack sensacyjnie pokonała Halcon Avenida Salamanca, nazwisko Liron Cohen pojawiało się w wielu prasowych tytułach w Europie. Zawodniczka zdobyła 21 punktów i powiodła Białą Gwiazdę do zwycięstwa.

3 marca 2010 roku Wisła dzięki zwycięstwu nad Frisko Sica Brno awansowała do Final Four Euroligi. Jedną z bohaterek była znów Liron Cohen, która tuż po zakończeniu spotkania wskoczyła na trybuny, by dzielić się z fanami swym szczęściem.

Mało tego, Liron chwyciła mikrofon i zaśpiewała "Jazda, jazda, jazda" oraz "Tylko Wisła TS". Jak się okazało, wiślackich piosenek zna więcej. - Wisła jest w moim sercu i myślę, że to widać. Chciałam cieszyć się razem z kibicami i pokazać im, że doceniam ich niesamowity wkład w nasz sukces - tłumaczyła zszokowanym dziennikarzom. - Według mnie to kibice przeważyli szalę na naszą korzyść i dzięki nim zakwalifikowałyśmy się do Final Four. Dzisiaj, gdy nam nie szło, właśnie fani podnieśli nas na duchu. Oni napawali nas ochotą do walki i pracowałyśmy ciężko, by wykorzystać przewagę własnego parkietu. Mam nadzieję, że będą z nami przez całą resztę sezonu.

Źródło cytatów:niecodzienniksportowy

Spis treści

Uległy po dogrywce, Cohen MVP

13. września 2009

Ostatni mecz podczas turnieju JAKO Cup zakończył się porażką wiślaczek, które uległy po dogrywce rosyjskiej drużynie Dinamo Kursk 67:77. Mimo porażki w ostatnim meczu to zawodniczka Wisły Liron Cohen została wybrana MVP rozgrywanego w czeskim Trutnovie turnieju. Reprezentantka Izraela w czterech meczach zanotowała średnią 15,75 pkt.

Źródło: wislakrakow.com

Pogodzili ogień z wodą, czyli temperamentna Liron i wrażliwa Janell

2009-12-31

Budynek przy ul. Reymonta w Krakowie jest istną wieżą Babel. Obok Polek i Liron Cohen, rodem z Izraela, w zespole Wisły Can-Pack są Amerykanka, Hiszpanka, Czeszka, Brazylijka i Serbka. Do tego hiszpański duet szkoleniowców. Więc klubowym "językiem urzędowym" stał się angielski. A mecze koszykarek "Białej Gwiazdy" znowu cieszą się olbrzymią popularnością. W zasadzie każda z pań ma swoich sympatyków. Co zrozumiałe, grupki zwolenników Liron Cohen i Janell Burse należą do najliczniejszych. Jakie są te koszykarki poza boiskiem? O tym pisze Wojciech Batko.

Liron Cohen aspiruje przecież do miana czołowej rozgrywającej na Kontynencie, a w tej dyscyplinie sportu kompetentny "reżyser" to prawdziwy skarb! Z kolei Janell Burse jest najlepsza w Eurolidze w grze na tablicach! Króluje tak w liczbie zdobywanych punktów jak i w zbiórkach piłek. Zadziwia też konsekwencją na parkiecie i bogatym repertuarem podkoszowych akcji. Nie dziwi więc, że mecze koszykarek "Białej Gwiazdy" znowu cieszą się olbrzymią popularnością i trzeba jedynie żałować, że Kraków długo jeszcze pozostanie zaściankiem, jeśli chodzi o sportową infrastrukturę - czytaj: o halę z prawdziwego zdarzenia...

Oczywiście kibice "chodzą na Wisłę", ale też po to, żeby podziwiać kunszt poszczególnych zawodniczek. W zasadzie każda ma swoich sympatyków. Co zrozumiałe, grupki zwolenników Liron Cohen i Janell Burse należą do najliczniejszych. Zobaczmy więc, jakie te koszykarki są poza parkietem. Jakie wartości mają dla nich największe znaczenie, co jest dla nich ważne, a co jakby mniej. Pamiętając, że to jakimi są kobietami ma niebagatelny wpływ na ich zawodowe, czyli sportowe postawy i dokonania.

Miejsce na ziemi

Jerozolima, Jerozolima, Jerozolima... Wydaje się, że o rodzinnym mieście 27-letnia Liron Cohen mogłaby mówić bez końca. Zgadza się też, żeby nazywać ją szczęściarą... - Bo trzeba mieć szczęście, a przecież nie każdemu jest to dane, żeby móc powiedzieć, że posiada się to małe, ale tylko swoje miejsce na ziemi. A tym jest dla mnie Jerozolima. I zawsze będzie, choć dziś nie powiem, że na pewno wrócę tam na stałe. Życie przecież tak pędzi. Liczy się atmosfera domu, w którym się wychowała. Dzieciństwo, dorastanie i wchodzenie w dorosłość. W miejscu pięknym, historycznie i religijnie wyjątkowym, ale też niekoniecznie łatwym do codziennego, zwykłego życia. A już na pewno nie sielankowym. - Udało mi się jednak wynieść stamtąd wartości, którymi staram się kierować. Choćby wiarę w ludzi i otwartość wobec nich. A także pielęgnowanie otrzymanych talentów. Gdy słyszy się te słowa, łatwo zrozumieć, dlaczego nawet dla nieznajomych Liron zawsze ma szczery, życzliwy uśmiech i choć chwilę, żeby zamienić parę słów, dać autograf. Błyskawicznie też zintegrowała się z wiślackimi koleżankami. A przy ul. Reymonta mamy istną wieżę Babel - obok Polek i Liron Cohen rodem z Izraela, w zespole są także Amerykanka, Hiszpanka, Czeszka, Brazylijka i Serbka. Do tego hiszpański duet szkoleniowców. Klubowym "językiem urzędowym" stał się więc angielski, którym władają wszystkie zawodniczki oraz trener-asystent Jordi Aragones. Będący przy okazji tłumaczem "pierwszego" - Jose Ignacio Hernandeza, posługującego się tylko hiszpańskim. Musimy jednak przyznać, że przesympatyczny Hernandez czyni postępy tak w języku angielskim jak i polskim. Czego nie można powiedzieć o zagranicznych zawodniczkach - jakoś polskiego nie zgłębiają, poza zdawkowymi słowami i zwrotami...

Cicha i wrażliwa

Przeciwieństwem wesołej, nie mogącej dłużej usiedzieć w jednym miejscu Cohen, jest jej koleżanka zza Wielkiej Wody - Amerykanka Janell Burse. Wyjątkowo stonowana i cicha trzydziestolatka, rodem z Nowego Orleanu. Do tego stopnia, że szef wiślackiej żeńskiej koszykówki, Piotr Dunin-Suligostowski uznał to za... błogosławieństwo. Szczególnie po doświadczeniach z rodaczką Burse - Karą Brown-Braxton.

- Po prostu na Janell można polegać. Dla niej słowo jest rzeczą świętą. Może być przykładem podejścia do uprawianej profesji. Kara też była świetną koszykarką - tyle że my, praktycznie codziennie, nie mieliśmy pewności, co wymyśli, a mówiąc wprost, co jej akurat strzeli do głowy! W drużynie żartują, że czasami trzeba sprawdzać, czy Janell jest w szatni lub w autokarze, bo jej nie widać i nie słychać. Choć wzrostu jest słusznego - mierzy 196 cm. Ma za to nieprzebrane chyba pokłady życzliwości dla bliźnich oraz współczucia na ludzką krzywdę. Zawsze jest chętna do bezinteresownej pomocy. Wiślackie koszykarki doświadczają tego na każdym kroku. Inni przekonali się o tym, kiedy los okrutnie ich doświadczył. Na przykład w sierpniu 2005 roku, gdy południowe wybrzeże Stanów Zjednoczonych zaatakował huragan Katrina. Uznawany za jeden z trzydziestu najbardziej morderczych cyklonów tropikalnych, jakie nawiedziły USA i szósty z cyklonów atlantyckich, pod względem siły wiatru. Największe zniszczenia Katrina spowodowała w Nowym Orleanie. Do tego stopnia poruszyło to Janell Burse, że na pomoc dla ofiar oraz na odbudowę po hekatombie przeznaczyła znaczną część swojego majątku! I być może nikt by o tym nie wiedział, gdyby nie media, które nie mogły nie wyeksponować postawy znanej sportsmenki, m.in. mistrzyni WNBA, czyli najsilniejszej kobiecej ligi na świecie. - Ale ja nie zrobiłam nic szczególnego. Mnie się powiodło w życiu, więc w ten sposób starałam się za to podziękować i ulżyć ludziom boleśnie doświadczonym przez siły przyrody. Taka jestem, tak zostałam wychowana. Piotr Dunin-Suligostowski zauważył. - I raczej więcej na ten temat od Janell się nie dowiemy. Ona wychodzi z założenia, że o człowieku mówią jego czyny. A przecież została tzw. twarzą akcji pomocy dla ofiar tego kataklizmu!

Magiczny Rynek

Kiedy Liron Cohen zdecydowała się podpisać kontrakt z Wisłą Can-Pack rozpoczęła błyskawiczne zgłębianie wiedzy o Polsce i Krakowie. - Owszem, nie była to dla mnie biała plama, ale dopiero po przyjeździe przekonałam się, jak dużo będę miała do nadrobienia. I czyni to z zadziwiającą konsekwencją, mimo niezwykle napiętego harmonogramu, który najkrócej można przedstawić tak: codzienne treningi oraz mecze w układzie weekend - środa. Dość powiedzieć, że od połowy września do 19 grudnia koszykarki miały jedynie tydzień, w którym rozegrały tylko jedno spotkanie! - Nie jest to z mojej strony kurtuazja, ale w Krakowie czuję się prawie jak w domu. Prawie, gdyż Jerozolima na zawsze pozostanie pierwsza w moim sercu. Wspaniałe jest w Krakowie to, że niemal na każdym kroku można obcować z historią. Bogatą do tego stopnia, jakby była dana tylko wybrańcom. I może niektórych zaskoczę, ale najbliższy jest mi nie Kazimierz, choć wyjątkowy, nostalgiczny i piękny, ale Rynek Główny. Dla mnie miejsce po prostu magiczne. Dla wędrówek po Krakowie Liron potrafiła ograniczyć czytanie książek czy relaksowanie się przy muzyce. W rytmach preferuje te rodzime, izraelskie (z różnych lat), ciągle jeszcze stosunkowo mało znane poza jej ojczyzną. Natomiast przy doborze lektur w dużym stopniu decyduje nastrój dnia. - Niczego jednak nie tracę. Czytać czy słuchać mogę przecież w trakcie naszych licznych podróży. Czas szybciej wtedy płynie.

Cohen bardzo sobie też ceni, że w Krakowie jest stosunkowo liczna i życzliwa sobie społeczność żydowska. "Nową" przyjęto jak swoją. Jakby tylko na chwilę gdzieś wyjechała i wróciła do domu. A przecież była klasycznym przybyszem z zewnątrz. - Taka postawa na pewno pomogła mi w asymilacji ze środowiskiem i z miastem. Przyjemnie zaskoczyła mnie także atmosfera w Wiśle. Powiedzieć, że jest wręcz rodzinna nie będzie ani przesadą, ani nadużyciem. Dodajmy, że w Krakowie Liron jest sama, a zagadnięta na ten temat tajemniczo się uśmiecha, stwierdzając, że ta sfera prywatności jest tylko dla niej.

Generalnie jest OK

Janell Burse również czuje się w Krakowie bardzo dobrze. I owszem, także stara się poznawać bogactwa naszego miasta. Trudno jednak - na ten temat - "wydobyć z niej" dużo więcej od zdawkowego OK! Ale potwierdzeniem właściwego wyboru miejsca do pracy i życia może być jej ciepły uśmiech. Biorąc pod uwagę powściągliwość Janell oraz nieuzewnętrznianie przez nią nastrojów i uczuć, to i tak sporo. Janell preferuje ognisko domowe - i także tu w Krakowie stara się jak najwięcej przebywać w mieszkaniu wynajętym jej przez klub. Co nie znaczy, że stroni od kontaktów choćby z koleżankami z drużyny. Na wszystko musi być jednak właściwy czas. W tym także na spotkanie na swojej drodze tej "drugiej połowy jabłka"... Do Krakowa Janell przyjechała jako "singielka". Taka życiowa postawa wynika m.in. z zasad wpojonych Janell w rodzinnym domu w Nowym Orleanie, gdzie szczególnie ceniono takie wartości jak wrażliwość na potrzeby innych, sumienną pracę i postępowanie pozwalające zasłużyć na miano porządnego człowieka. A elementem scalającym są rodzina i tradycja. Mogliśmy się o tym przekonać, kiedy Burse - w przeddzień wylotu do Stanów na Boże Narodzenie - mówiła o zbliżających się świętach w Houston, gdzie mieszkają najbliżsi koszykarki. - Nie będzie żadnych ekstrawagancji. Najpierw wspólne wyjście do kościoła, potem rodzinny obiad, wreszcie prezenty. Ale drobne, czyli raczej upominki przypominające, że jesteśmy razem i pamiętamy o sobie.

Noworoczne życzenia

Dziś obie koszykarki Wisły przywitają nowy, 2010 rok. Wcześniej, w Jerozolimie, uczyni to Liron Cohen. Życząc sobie, żeby była jeszcze lepszym człowiekiem, zrobiła jak najwięcej dla Wisły i potrafiła dokonywać właściwych życiowych wyborów. Potem w Houston lampkę szampana wypije Janell Burse. Prosząc Opatrzność m.in. o możliwość dobrego wykonywania swojej pracy, gdyż w życiu nie ma niczego za darmo. Liron zamierza przywitać 2010 rok w gronie znajomych, na luźnej zabawie. Janell nie miała jeszcze skonkretyzowanych planów, licząc na spontaniczny pomysł własny albo kogoś z rodziny lub przyjaciół.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Wojciech Batko

Cohen: Ogromna przyjemność dla Was grać

2. lutego 2010

- Dziś zobaczyliśmy, dlaczego tak ważne było wywalczenie przewagi własnego parkietu. Kibice byli dziś naszym szóstym zawodnikiem - powiedziała po wygranym meczu z MiZo Pecs koszykarka Wisły Can-Pack Liron Cohen.

- Atmosfera była zdumiewająca, to ogromna przyjemność grać dla Was - dodała Cohen. - Wykonałyśmy dziś 50 procent zadania, czas teraz wygrać mecz wyjazdowy. Chcemy osiągnąć jak najwięcej dla fanów, dla tego klubu i dla nas samych.

Źródło: wislakrakow.com


Źródło statystyk i danych do biogramu