Maciej Papież

Z Historia Wisły

Maciej Papież
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 22.04.1990, Kraków
wzost/waga 185/79
pozycja napastnik
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
Poroniec Poronin
2008/09 Wisła Kraków (j)
2008/09 Wisła Kraków ME
2009/10 Wisła Kraków 0 0
2009/10 Wisła Kraków ME
2010/11 Wisła Kraków ME
2010/11 Puszcza Niepołomice
2011/12 Szreniawa Nowy Wiśnicz
2012/13 Dalin Myślenice
2013/14 Jutrzenka Giebułtów
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Maciej Papież (ur. 22.04.1990 w Krakowie) to były zawodnik Wisły Kraków, w sezonie 2008/09, który razem z Wisłą został wicemistrzem Młodej Ekstraklasy. W pierwszej drużynie zadebiutował u trenera Macieja Skorży, w meczu Pucharu Polski przeciwko Hetmanowi Zamość. Jest wychowankiem Porońca Poronin, do Wisły Kraków trafił na początku 2005 roku, jednak nie przebił się na stałe do pierwszej drużyny, w której zaliczył jednomeczowy epizod w Pucharze Polski. Trener z licencją UEFA C, były trener w Szkole Futbolu Staniątki, Coerver Coaching. W 2015 roku wrócił do Wisły w roli trenera młodzieży.


Spis treści

Artykuły. Wywiady

Papież: Zabrakło strzelonej brameczki

Data publikacji: 23-09-2009 19:49


W 80. minucie meczu z Hetmanem Zamość na boisko za Andraża Kirma wszedł wiślacki debiutant – Maciej Papież. „Miałem cichą nadzieję, że zagram, ale raczej stawiałem na to, że nie wejdę, a tu się udało wejść na 10 minut” – mówił po meczu młody napastnik.

Gratulacje, dzisiaj zadebiutowałeś w barwach Wisły. Spodziewałeś się, że zagrasz?

Nie spodziewałem się w ogóle. Byłem zaskoczony powołaniem na mecz, ale udało się. Jak już pojechałem, to miałem cichą nadzieję, że zagram, ale raczej stawiałem na to, że nie wejdę, a tu się udało wejść na 10 minut.

Po raz pierwszy znalazłeś się w osiemnastce meczowej Wisły?

W oficjalnym meczu tak. Byłem już raz w osiemnastce na sparing z Zagłębiem Sosnowiec.

Jak przyjęli Cię pozostali piłkarze?

Z chłopakami ogólnie jest w porządku. Trenuję z nimi od jakiegoś czasu i powoli klimatyzuję się w drużynie. Mam nadzieję, że zostanę zaakceptowany i w przyszłości będę znacznie będę pomagał Wiśle w wygrywaniu meczów.

Zadowolony jesteś ze swojego dzisiejszego debiutu?

Szczerze, to czuję niedosyt. Wiadomo, że idealny debiut to taki, w którym strzela się bramkę. Szczerze nie do końca jestem zadowolony, bo zabrakło mi tej strzelonej brameczki.

Nie było problemów ze zrozumieniem się z kolegami na boisku?

Na razie jestem nową postacią w tej drużynie i się aklimatyzuję. To jest zupełnie inna gra i może to zrozumienie nie jest jeszcze do końca takie dobre. Ale myślę, że z czasem będzie lepsze.

Jak Ci się podobało w Zamościu?

Bardzo mi się podobało. Jestem zachwycony, jest to dla mnie coś nowego.

Teraz czas na debiut ligowy.

Mam taką nadzieję. Będę pracował na treningach, żeby kolejne powołanie było, żebym załapał się do osiemnastki i żebym grał.

Trener na konferencji prasowej chwalił Cię za pracowitość. To Twój główny atut?

Tak, uważam, że pracowitość to jest mój taki atut, którym mogę sobie wywalczyć miejsce w osiemnastce, w pierwszej drużynie Wisły Kraków i zadomowić się tam na stałe. Trening czyni mistrzem, od zawsze tak uważam i będę ciężko trenował, żeby być lepszym.

Grałeś niedawno w juniorach. Jak wspominasz gę tam?

Juniorska piłka jest taka, że jeden mecz może wyjść rewelacyjnie, drugi może być beznadziejny. Są takie wahania formy.

To duży przeskok?

Strasznie duży. Naprawdę trzeba być bardzo skoncentrowanym na każdym treningu, bez przerwy trzeba być skupionym. Przestawić się jest strasznie ciężko, ja się ciągle przestawiam i po prostu staram się być z treningu na trening lepszy i indywidualnymi treningami to nadrabiać. Nie powiem, jest ciężko, nie radzę sobie czasem, ale myślę, że będzie lepiej.

Ania M.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Piłka, czyli miłość od pierwszego treningu

Data publikacji: 28-09-2009 08:10


W jego piłkarskiej karierze wszystko dzieje się znienacka od samego początku – w pierwszym swoim meczu strzelił gola i od razu zakochał się w piłce nożnej. Potem był taki czas, że znali go chyba wszyscy kierowcy autobusów na trasie Poronin – Kraków. W meczu z Hetmanem Zamość zadebiutował w barwach Wisły Kraków. Oto rozmowa z Maćkiem Papieżem.

Ten materiał ukazał się w 90. numerze newslettera Wisły Kraków.

Treningi z pierwszą drużyną, debiut w barwach Wisły - coś się chyba w życiu zmienia? Zmienia się tylko moje nastawienie do treningów. Jestem coraz bardziej zmotywowany, zmobilizowany do tego, żeby pracować. Zobaczyłem jak smakuje prawdziwa piłka na najwyższym poziomie i chcę dążyć do tego, żeby na stałe zadomowić się w pierwszej drużynie.

Trener Skorża po meczu z Hetmanem powiedział, że twój występ to właśnie nagroda za ambitną pracę na treningach.

Wydaje mi się, że trener rzeczywiście zauważył to, jak się staram. Ja przykładam się do każdego treningu, obojętne, czy w pierwszej drużynie, czy w Młodej Ekstraklasie, czy w juniorach. Zawsze starałem się dać z siebie wszystko tak, żeby wynieść z treningu jak najwięcej i dzięki temu się rozwijać. W momencie, gdy zacząłem trenować z pierwszą drużyną doszła do tego większa mobilizacja i koncentracja. To był duży przeskok – gra tutaj jest dużo bardziej fizyczna, szybsza, co wymaga dużego skupienia i większego zaangażowania.

Chyba to ty jesteś osobą, która najdłużej zostaje po treningach na boisku. Co ćwiczysz w trakcie tych indywidualnych zajęć?

Przeróżne elementy, Mam jeszcze sporo pracy przed sobą. Uważam, że mam duże braki, które chcę szybko nadrobić i być lepszym. Widzę na treningach, z czym sobie nie radzę, czasem zwracają mi na to uwagę czy trener, czy kierownik drużyny. Wiem więc, nad czym muszę pracować, żeby być lepszym i móc pomagać drużynie. W trakcie treningów z chłopakami z pierwszej drużyny dużo się uczę, bo tu grają zawodnicy z najwyższej półki, ale indywidualny trening to jest dodatkowa dawka nowych umiejętności, które na pewno są mi potrzebne.

Piłkarze przechodzący z piłki juniorskiej do seniorskiej najczęściej spore problemy mają z fizyczną grą. A jak to jest u ciebie?

Uważam, że moją zaletą jest to, że mam dobre warunki fizyczne – jestem wysoki i silny. Jeśli więc chodzi o zalety fizyczne, to sobie radzę. Moją wadą są na pewno elementy techniczne – niedokładność zagrań, strzałów, złe przyjmowanie piłki, gra z pierwszej piłki. Uważam, że nad tym powinienem pracować najwięcej. Siłownia natomiast jest konieczna, żeby obecnie grać w piłkę. Futbol zrobił się dużo bardziej atletyczny niż dawniej, więc trzeba mieć siłę i być twardym na boisku, żeby sobie radzić. Na siłowni jestem więc minimum trzy razy w tygodniu. Gdy czuje się siłę, lepiej się gra.

W meczu z Hetmanem pokazałeś, że na boisku na pewno nie zabraknie ci zadziorności.

Jestem znany z tego, że jestem zadziorny, że staram się iść na każdą piłkę. Uważam, że zawsze jest możliwość, że obrońca czy bramkarz zrobi błąd, po którym może paść bramka. Jeśli mam więc siłę, to dlaczego mam nie podbiec. Jeśli czuję, że mam siły, a przecież w meczu z Hetmanem dostałem 10 minut gry, to chciałem ten czas wykorzystać maksymalnie. Mogłem biegać cały czas, więc atakowałem każdą piłkę. Oczywiście inaczej jest, kiedy gram cały mecz. Wtedy muszę oszczędzać siły i atakuję przeciwników bardziej z głową – idę na te „lepsze” piłki. W moim debiucie natomiast każda piłka była dla mnie okazją, żeby pokazać moją zadziorność, żeby wywalczyć piłkę, zagrać do kolegi.

W środę byłeś tak przejęty debiutem, że myślałeś, że zagrałeś 20 minut, a nie 10.

Tak, to było moje przejęzyczenie podczas udzielania wywiadu po meczu. W momencie, gdy trener powiedział mi, żebym się rozgrzewał, popatrzyłem na zegar i zobaczyłem, że jest 70. minuta. Jakoś tak mi się zapamiętało, że jeszcze 20 minut, więc po meczu, kiedy jeszcze nie ochłonąłem, w pamięci zostało mi te 20 minut.

Z Hetmanem zagrałeś z numerem 32. Specjalnie odwróciłeś numer Pawła Brożka?

Powiem szczerze, że nie miałem wyboru, jeśli chodzi o numer. Jestem po prostu zadowolony, że dostałem koszulkę z moim nazwiskiem. Numer nie gra, ale że jest odwróceniem cyfr z numeru Pawła Brożka, to może będzie szczęśliwy.

Twoja koszulka z debiutanckiego meczu będzie pamiątką w domu?

Mam nadzieję, że tak będzie. Jeszcze tej koszulki nie dostałem, ale mam nadzieję, że trafi do mnie. Na pewno byłaby ważnym elementem u mnie w domu. To dla mnie duże przeżycie, bo to pierwsza koszulka z moim nazwiskiem. Mam więc nadzieję, że ją zdobędę.

Rodzina oglądała twój debiut w meczu z Hetmanem, czy nie spodziewali się, że to będzie tak ważny dzień dla ciebie?

Gdy dowiedziałem się, że mecz był transmitowany w TVP Kraków, miałem cichą nadzieję, że może rodzice gdzieś zerknęli i udało im się mnie zobaczyć. Gdy zadzwoniłem do nich tata zaczął mówić spokojnie, że słyszał, że zagrałem. Odpowiedziałem, że szkoda, że nie oglądali, bo mecz pokazywało TVP Kraków i mieli okazję obejrzeć jak debiutowałem w Wiśle. Tata zamilkł na chwilę i powiedział: „Synu, cała rodzina cię oglądała!”. Okazało się, że mama zobaczyła, że jest mecz, więc powiedziała tacie, zadzwoniła do babci, do dziadka, do cioć i wujków. Obdzwoniła całą rodzinę z informacją, że mecz jest w telewizji i jest szansa, że w nim zagram. Połowa rodziny mnie oglądała, więc potem miałem bardzo dużo telefonów od całej rodziny, czym byłem bardzo zaskoczony. A na początku tata mnie wkręcał, że rodzina przegapiła takie wydarzenie!

Zaskoczyło cię to, że tak szybko przeskoczyłeś z Młodej Ekstraklasy do pierwszego zespołu?

Szczerze mówiąc to w mojej karierze piłkarskiej jak na razie wszystko dzieje się znienacka i niespodziewanie. Tak samo jak do Młodej Ekstraklasy dostałem się niespodziewanie, bo spodobałem się w trakcie testów i przeszedłem do tej drużyny pół roku wcześniej, tak do pierwszej drużyny też dostałem się na podobnej zasadzie. Sprawdzanych było kilku zawodników z Młodej Ekstraklasy. Ja być może swoją zadziorności przekonałem do siebie trenerów. Zupełnie się tego nie spodziewałem. Na pewno tez przy tym wszystkim miałem bardzo dużo szczęścia. W Młodej Ekstraklasie jest też dużo dobrych zawodników, którzy pewnie mieli mniej szczęścia niż ja i dlatego teraz ja jestem tu, a oni tam.

Początek twojej przygody z piłką też przyszedł znienacka?

Tak! Zaczęło się wszystko na szkolnym boisku. Ja, jako że byłem wysoki, wolałem grać w koszykówkę, czy piłkę ręczną. Moi koledzy jednak grali w piłkę. Zaczęło się od tego, kto więcej razy podbije piłkę. Mnie nie szło, ale ponieważ zawsze byłem zadziorny, to postanowiłem udowodnić, że mogę być lepszy od moich kolegów. Tak złapałem bakcyla piłkarskiego. Postanowiłem, że zapiszę się do klubu w mojej miejscowości – LKS Poroniec Poronin. W tym czasie rozgrywane były gierki między trampkarzami z okolicznych wiosek. Tak się złożyło, że taki mecz odbywał się akurat w dniu, w którym zapisałem się do klubu. Pamiętam, że strzeliłem wtedy bramkę, a my wygraliśmy 1:0. Od tego momentu zakochałem się w piłce nożnej. Poczułem tą atmosferę, dzięki mnie przez tydzień, bo co tyle odbywały się kolejne mecze, mogliśmy się cieszyć, że jesteśmy lepsi od kolegów z wioski obok. Można więc powiedzieć, że piłka nożna to moja miłość od pierwszego treningu.

A jak trafiłeś do Wisły?

To też jest straszny przypadek. Mój kolega zaproponował, żeby pojechać do klubu z wyższej półki sprawdzić się. Od razu wpadła nam do głowy Wisła. Kolega załatwił numer do Wisły, ale zanim dostałem numer do trenera zajmującego się sekcją juniorską, dodzwoniłem się do pięciu innych osób. Trener Kruk zaprosił mnie na testy. Mój kolega w międzyczasie zrezygnował, ale ja byłem tak zapalony do tego pomysłu, że nie chciałem odpuścić. Wszystko zaplanowałem sam i dopiero później powiedziałem tacie, że zostałem zaproszony na testy i musi ze mną jechać. Spodobałem się trenerowi Krukowi, który powiedział, że zostanę zaproszony na kolejne testy. Kiedy zadzwoniłem po jakimś czasie okazało się, że trener Kruk został zwolniony, a juniorami zajmują się trenerzy Pietrzak i Orłowski. Byłem załamany, bo myślałem, że moja szansa przepadła, ale trenerzy powiedzieli, że zostały zapiski, więc zaprosili mnie na testy. Choć bardzo wtedy odstawałem od chłopaków w Wiśle, spodobałem się trenerom. Zaproponowali oni, żebym przyjechał do Krakowa i tu trenował i skończył gimnazjum. To nie spodobało się moim rodzicom, którzy postanowili, żebym przez pół roku dokończył gimnazjum, a do Krakowa przyjechał od początku liceum. Stanęło na tym, że przez pół roku kilka razy w tygodniu dojeżdżałem z Poronina do Krakowa. Zaraz po szkole wsiadałem w autobus, przyjeżdżałem do Krakowa, trenowałem, a potem wyruszałem w podróż do domu. Od początku liceum mieszkam już w Krakowie w internacie. Bardzo dobrze wspominam moje życie w internacie, bo dzięki temu, że wychowywałem się wśród piłkarzy, cały czas mobilizowałem się do pracy.

Te pół roku dojeżdżania do Krakowa to było najtrudniejsze pół roku w twoim życiu?

To było ciężkie pół roku, ale byłem wtedy bardzo szczęśliwy, bo do końca nie wierzyłem, że mi się udało i mogę trenować w Wiśle. Jadąc na każdy trening byłem zachwycony, że zaraz będę trenował, że zaraz spędzę dwie godziny na boisku, że ten trening będzie wyglądał zupełnie inaczej niż w Poroninie. Tam było tak, że przychodził ten, kto chciał. Raz więc było nas dwudziestu, raz czterech. Z reguły rozgrywaliśmy małe gierki, ćwiczyliśmy obieganie lub strzały. To były najprostsze ćwiczenia, a w Wiśle było wszystko – rozgrzewka, koordynacja, gry, strzały. To był prawdziwy trening. Byłem tak zachwycony treningami, że mógłbym spędzić nawet i cztery godziny jadąc w jedyną stronę, żeby w Krakowie przez półtorej godziny profesjonalnie potrenować.

Masz żal do rodziców, że nie pozwolili ci przyjechać do Krakowa pół roku wcześniej, czy jesteś im wdzięczny za to, że stwierdzili, że najpierw musisz porządnie skończyć gimnazjum?

Jestem im wdzięczny, bo uważam, że mieli rację. Dzięki tej decyzji dobrze przygotowałem się do testów gimnazjalnych. Przez pół roku trochę pojeździłem, ale przecież nic mi się nie stało z tego powodu.

Często słyszy się od piłkarzy, że w internacie znajdowali towarzystwo do imprezowania, a nie takie, które mobilizuje do treningów.

To zależy od tego, w jakim towarzystwie się było. Są grupki leni, którzy nie chodzą do szkoły, nie chodzą na treningi, przesypiają całe popołudnia i nic z tego nie mają. Są grupki imprezowiczów, który idą na trening, bo muszą, a potem szukają sposobu, żeby uciec z internatu i iść na imprezę. Jest też grupa chłopaków, która wie, po co przyjechała do Krakowa. Oni są zakochani w piłce nożnej i wiedzą, że idąc na trening robią to dla siebie, że jest to dla nich szansa na podniesienie swoich umiejętności. My w internacie mobilizowaliśmy jeden drugiego. Gdy widziałem kolegę idącego na boisko, szedłem z nim, gdy ktoś ćwiczył brzuszki, ja robiłem to razem z nim. W pokojach rozkładaliśmy krzesła, sznurki i graliśmy w siatkonogę albo małą piłeczką podawaliśmy sobie w pokoju. Cieszę się, że przychodząc do internatu zaprzyjaźniłem się takimi chłopakami, dla których liczyła się piłka nożna i trenowali dwa, trzy razy dziennie.

Często sport trudno jest połączyć z nauką. A jak to jest w twoim przypadku?

Nigdy nie miałem problemów ze szkołą. W tym roku zdałem maturę i teraz wybieram się na Krakowską Szkołę Wyższą Promocji Zdrowia na fizjoterapię. W szkole nigdy nie byłem zagrożony. Zdarzały się oczywiście dwójki, ale były to sporadyczne przypadki. Poza tym minimalne oceny to był trójki i czwórki.

Masz takie nazwisko, że aż prosiłoby się o pseudonim związany z nim. Skąd więc „Terry”?

To były moje początki w Wiśle. John Terry był wtedy jednym z najlepiej grających głową na świecie zawodników, a moja przygoda w Wiśle zaczęła się tak, że w pierwszych zdaje się pięciu meczach zdobyłem sześć goli i wszystkie głową. Ktoś powiedział, że gram głową jak John Terry i tak już zostało i przyjęło się, stąd moje przezwisko „Terry”. Teraz w pierwszej drużynie coraz częściej natomiast słyszę, że koledzy mówią do mnie „Papi”.

Jakie jest twoje piłkarskie marzenie?

Na razie chciałbym się zadomowić w pierwszej drużynie, szybko nadrobić swoje braki, zacząć regularnie łapać się do osiemnastki meczowej Wisły aż w końcu stać się jej pierwszoplanową postacią i zdobyć mistrzostwo Polski. Jak to osiągnę, będę stawiał sobie kolejne cele. Mam też nadzieję, że dostanę kiedyś powołanie do reprezentacji Polski mojego rocznika. Wiem jednak, że przede mną jeszcze sporo pracy. Mam jednak nadzieję, że z czasem wszystkie moje marzenia się spełnią.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl


Szkolimy jednostki aby później stworzyć z nich zespół” – wywiad z trenerem Maciejem Papieżem

2015.08.03

Maciej Papież wielkimi krokami zbliżał się do pierwszej drużyny. Swoją ambicją, zaangażowaniem i walką do końca zyskał sobie przychylność trenera Skorży. Jak sam przyznaje ukształtowała go Wisła: – „Biała Gwiazda” mnie ukształtowała i bez dwóch zdań jestem bardzo szczęśliwy, że trafiłem do Wisły. Teraz powraca do Krakowa w zupełnie nowej roli. W najbliższym sezonie będzie pełnił funkcję trenera rocznika 2005. Zajęcia ze swoimi podopiecznymi rozpocznie już w poniedziałek. W rozmowie z redakcją akademiawisly.pl, opowiedział trochę o występach w Wiśle i swojej przeszłości.


Twoje przejście do „Białej Gwiazdy” jest bardzo ciekawą historią, a nie wszyscy ją kojarzą, więc może opowiesz jak to się stało, ze znalazłeś się w Krakowie.

Graliśmy z kolegą na boisku i wpadliśmy na pomysł aby zadzwonić do Wisły i sprawdzić swoje umiejętności. Wzięliśmy numer telefonu do klubu ze skarbu kibica. Nie potrafię powiedzieć gdzie tak de facto się dodzwoniłem, ale pani która odebrała telefon przekierowała mnie do koordynatora. To nie był jeszcze punkt docelowy. Dopiero za trzecim czy czwartym razem dodzwoniłem się do trenera naszego rocznika (wtedy był nim trener Kruk – przyp. red.) i on zaprosił nas na testy. Natomiast wszystko to wydarzyło się na boisku, nie mieliśmy nawet gdzie zapisywać tych numerów. Była to ciekawa historia i w końcu udało nam się spełnić nasz plan.


Kolega jednak zrezygnował.

Kolega ostatecznie w ogóle nie pojechał. Zabrałem się sam. Zawiózł mnie tam tata. Testy były prowadzone w Skotnikach. Wyglądało to mniej więcej tak, że młodzi gracze, którzy chcieli sprawdzić swoje umiejętności, byli podzieleni na dwie drużyny i grali ze sobą mecz. Trenerzy nas obserwowali i zapraszali wybranych graczy na kolejne testy. Na szczęście mnie się udało.


Trasę z Poronina do Krakowa musisz znać na pamięć. Ciężko było Ci połączyć treningi w Krakowie i naukę w rodzimym mieście?

Bardzo zależało mi na tym aby przyjść do Wisły. Było to moje marzenie, więc ta przeciwność jaką była odległość pomiędzy Krakowem a Poroninem nie miała większego znaczenia, bowiem jak się później okazało nie była aż tak dużą przeszkodą. Wyglądało to w ten sposób, że rano, gdy wychodziłem do szkoły, byłem już spakowany na trening. Zaraz po szkole od razu wsiadałem w autobus i jechałem dwie godziny na trening, trenowałem kolejne dwie godziny i od razu wracałem do domu. Zdarzały się tygodnie, kiedy ten schemat dnia powtarzał się dzień w dzień. Wszystko było zależne od tego jak trener rozplanował treningi drużyny. Na pewno byłem znaną osobą na trasie Zakopane – Kraków, bo wtedy przez pół roku, do zakończenia nauki w gimnazjum, tak jeździłem.


Potem przeniosłeś się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Krakowie. Wiadomo jakie krążą opinie o tamtejszym internacie. Wiele osób nie potrafiło się przeciwstawić pokusom krakowskiego życia. Jak było w twoim przypadku?

Ja od początku wiedziałem po co przyjechałem i tak naprawdę interesowała mnie tylko piłka i treningi w Wiśle Kraków. Miałem wyznaczony cel. Moim marzeniem było zostać piłkarzem Wisły. Mimo młodego wieku, mimo pokus, byłem skoncentrowany tylko na treningach. Trenowałem rano w szkole, po południu na Wiśle i niejednokrotnie przychodząc po treningu z Wisły, jeszcze z kolegami wychodziliśmy pograć w piłkę pod internatem. Graliśmy w „dziadka” albo szlifowaliśmy swoje umiejętności.


Jak wspominasz owocny sezon Młodej Ekstraklasy, podczas którego zdobyliście jej wicemistrzostwo. Mieliście wtedy takie wrażenie, że być może teraz otworzą się przed wami drzwi do „jedynki”?

Zawsze była taka nadzieja. Wiadomo, że było to marzenie każdego z nas. Wtedy grając w Młodej Ekstraklasie staraliśmy się grać jak najlepiej. Wiedzieliśmy, ze to już jest zaplecze pierwszej drużyny i czasem udawało nam się trafiać na trening do pierwszej drużyny, co wywoływało na nas duże wrażenie i na pewno było bardzo dobrym działaniem motywacyjnym.


Zadebiutowałeś w Pucharze Polski z Hetmanem Zamość. Musiało to być przeżycie, bo w pomeczowej rozmowie dodałeś sobie 10 minut.

Debiut był dla mnie bardzo znaczącym wydarzeniem. W ogóle się nie spodziewałem. Cała historia wyglądała w ten sposób, że zaraz po treningu pierwszej drużyny, w którym miałem przyjemność uczestniczyć, zostałem jeszcze na boisku aby potrenować strzały do bramki. W pewnym momencie kierownik drużyny podbiegł do mnie i zapytał się co ja robię. I właśnie wtedy dowiedziałem się, że jestem powołany do meczowej osiemnastki na spotkanie z Hetmanem, w ramach Pucharu Polski. Byłem kompletnie zaskoczony i nieprzygotowany. Pamiętam, że szybko zadzwoniłem do kolegi, aby mnie spakował i przywiózł mi torbę. Zrobił to w ostatnim momencie i mogłem w ogóle udać się z drużyna na wyjazd. Świadczy to o tym, że było to dla mnie niewiarygodne zaskoczenie. Naprawdę się tego nie spodziewałem.


Trener Skroża przedstawił dziennikarzom debiutanta Macieja Papieża, jako piłkarza, który zawsze daje z siebie 100% na treningach i to m.in. dlatego otrzymałeś szansę na grę w pierwszym składzie. Teraz będąc po drugiej strony „barykady”, jako trener, będziesz bardziej nobilitował piłkarzy, którzy przykładają się do zajęć?

Tak, zdecydowanie. Bardzo zależy mi na tym, aby piłkarze byli zaangażowani w każdy trening i będę zwracał na to uwagę. Z własnego doświadczenia wiem, że tylko treningiem i ciężką pracą można coś osiągnąć, przenieść swoje umiejętności na wyższy pułap. Niektórzy chłopcy mają talent, ale jeżeli są leniwi to niestety niczego nie osiągną. Ci, którzy łączą talent z ciężka pracą, będą w stanie w przyszłości coś osiągnąć. Uważam, że zaangażowanie na treningu jest kluczem do sukcesu.


Często w wywiadach z zawodnikami, którzy grali u trenera Skorży pojawia się określenie, że mimo jego chwilowych wybuchów nerwów, był on trochę jak ojciec dla piłkarzy. Ostatnio powiedział to nawet Patryk Małecki. Twoim zdaniem, taki stosunek do zawodników jest lepszy niż bardziej chłodne i poniekąd zawodowe relacje?

Uważam, że trener musi mieć bardzo dobry kontakt z drużyną. Oczywiście gracze muszą wiedzieć kto jest trenerem i kto tak naprawdę rządzi drużyną, natomiast trener też nie może być całkowicie odizolowany od zespołu. Trener Skorża znakomicie łączył te dwie cechy. Bardzo dobrze sobie wspominam jak wprowadzał mnie, jako młodego piłkarza, do pierwszego zespołu. Był to nie tylko duży wysiłek fizyczny, ale również psychiczny. Trener Skorża zrobił to bardzo umiejętnie i ja też będę się starał, aby mieć dobry kontakt z drużyną. Nigdy nie miałem z tym problemu.


Wtedy w Wiśle było wielu charakternych zawodników. Jak wyglądał proces aklimatyzacji młodych zawodników w „jedynce”?

To prawda. Wtedy w szatni było bardzo wiele różnych charakterów. W Wiśle grali zawodnicy z całego świata, mieli różne temperamenty, aczkolwiek nie przypominam sobie, aby któryś zawodnik miał zły stosunek do młodych piłkarzy, którzy byli zapleczem pierwszej drużyny. Bardzo dobrze wspominam sobie relacje z Arkiem Głowackim i Radkiem Sobolewskim. Oni byli takim łącznikiem pomiędzy pierwszą drużyna a młodymi zawodnikami. Mieli nie tylko nasz szacunek, ale również tej „starszej” części zespołu.


A kto wtedy robił tę „przysłowiową” atmosferę w szatni?

Ja najlepiej, przypominam sobie relację z Marcelo, jeżeli będziemy patrzeć pod tym kątem. Był takim dowcipnisiem, również w relacjach z młodymi zawodnikami. Często żartował z siebie, lubił żartować z nami. Była to taka dobra dusza zespołu, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Jednak co dzieje się w szatni, zostaję w szatni.


Najpierw Młoda Ekstraklasa i jej wicemistrzostwo, potem debiut w pierwszej drużynie. Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, a jednak na tym się skończyło.

Tak się wydawało. Niestety jakiś czas później trener Skorża stracił pracę w Wiśle. Przyszedł nowy szkoleniowiec i to co młodzi zawodnicy wypracowali sobie w pierwszej drużynie, w pewnym sensie przepadło. Trzeba było zaczynać wszystko od początku, zostaliśmy cofnięci do Młodej Ekstraklasy. Musieliśmy się starać od nowa, aby dołączyć do „jedynki”. Były potem jakieś epizody już u trenera Maaskanta, ale to były tylko treningi z pierwszą drużyną. Czasem jakieś mecze, ale wyłącznie sparingowe.


Bardzo niewielu piłkarzy z tamtej ME, zawojowało piłkę nożną. Wielu z nich gra w niższych ligach, inni pokończyli kariery. Masz jakąś swoją teorię dlaczego tak się stało? Niektórzy uważają, że Młoda Ekstraklasa nie była aż tak dobrym pomysłem jak Centralna Liga Juniorów.

To prawda, wprawdzie ciężko mi powiedzieć czemu się tak stało i czy Młoda Ekstraklasa była trafnym pomysłem. Jej głównym założeniem było ogrywanie się młodych zawodników na większych, polskich boiskach, przyzwyczajenia się do wyjazdów. Jednak była to cały czas gra z zawodnikami w tym samym wieku, co prawda najlepszymi w kraju, ale nadal rówieśnikami. Jest bardzo duży przeskok pomiędzy grą z juniorami, a seniorami. I przypuszczam, że to była jej największa wada. Teraz patrząc przez pryzmat własnego doświadczenia wiem, że tylko gra ze starszymi zawodnikami pozwala rozwinąć się na tyle, aby dać sobie radę w pierwszej drużynie. Dlatego dobrze, że teraz mamy CLJ i drużyny rezerw. Ważnym aspektem dla rozwoju młodych piłkarzy jest gra z seniorskimi ekipami.


Czas, w którym byłeś juniorem Wisły, to rzecz jasna w większości dobry okres w wiślackiej historii. Teraz z biegiem czasu, odczuwasz jakiś dodatkowy niedosyt, ze nie dało się przebić do akurat tamtej Wisły?


Tak odczuwam, jednak z perspektywy czasu wiem, że aby się przebić to oprócz umiejętności, trzeba mieć jeszcze bardzo dużo szczęścia. W moim przypadku zabrakło tych dwóch aspektów. Też podczas mojej kariery, zdarzyło mi się podjąć złą decyzję. W nieodpowiednim czasie odszedłem z klubu na wypożyczenie. Zdecydowałem się na to pół roku za wcześnie. Odejście z Wisły Kraków było złą decyzją, nawet biorąc pod uwagę fakt, że w nowym klubie będę mógł się ograć. W Wiśle było bardziej profesjonalne podejście do treningów ze strony sztabu i zawodników. Tutaj mogłem się jeszcze rozwinąć. Odchodząc z Wisły nie miałem już tego komfortu. Wtedy ten rozwój był po prostu, troszeczkę wstrzymany.


Dosyć szybko przechodziłeś kolejne szczeble kariery. Najlepsze wspomnienie to wicemistrzostwo, debiut a może zupełnie cos innego?


Zdecydowanie najlepszym wspomnieniem był debiut, na drugim miejscu wicemistrzostwo, ale ogólnie cały pobyt w Wiśle bardzo dobrze wspominam. „Biała Gwiazda” mnie ukształtowała i bez dwóch zdań jestem bardzo szczęśliwy, że trafiłem do Wisły.


Ambicja, boiskowa zadziorność i nieustępliwość – to były atuty, którymi opisywano cię na stronie Wisły Kraków. Teraz również będziesz mierzył bardzo wysoko i praca z młodzieżą jest swego rodzaju przystankiem do piłki seniorskiej?


Przede wszystkim bardzo dużym awansem jest dla mnie pełnienie funkcji trenera w Akademii Wisły i teraz chcę się wyłącznie skupić na pracy z rocznikiem 2005. Są tutaj wybitni chłopcy, którzy wymagają uwagi i na pewno ta uwaga zostanie im poświęcona. Na razie w ogóle nie myślę o piłce seniorskiej. Głównym celem jest jak najlepsza praca tutaj, z młodymi piłkarzami Wisły.


Oprócz pobytu w Szkole Futbolu Staniątki, byłeś również pracownikiem w coraz bardziej popularnej w Polsce Akademii Coerver® Coaching.

Na pewno w Akademii Coerver Coaching zwracano uwagę na to co jest najbardziej istotne w szkoleniu młodych zawodników. Zwracano tam uwagę na indywidualne umiejętności zawodników. Grę jeden na jeden i na umiejętności dotyczące odpowiednich reakcji na boisku, podejmowania dobrych decyzji. Są to bardzo istotne elementy w szkoleniu młodzieży, zwłaszcza w szczeblu do dwunastego roku życia. Na pewno będę zwracał na to uwagę. Taka jest również filozofia Akademii Wisły. Szkolimy jednostki aby później stworzyć z nich zespół.


Ze sztabem trenerskim Akademii Wisły znasz się całkiem dobrze.


Tak, to prawda. Grałem z trenerem Patrykiem Jałochą, trenerem Michałem Janią czy trenerem Jakubem Bubettym. Zawsze potrafiliśmy się dogadać i na pewno będziemy w dalszym ciągu współpracować. Jeżeli chcemy się rozwijać to nie możemy się skupiać tylko i wyłącznie na swoim roczniku. Wszyscy trenerzy musimy współpracować, aby każdy z roczników rozwijał się jak najlepiej.


Praca w Akademii jest dla ciebie wyzwaniem?

Na pewno jest to dla mnie wyzwanie. Aczkolwiek takie wyzwanie, które skutecznie motywuje mnie do pracy. Nie mam żadnych obaw dotyczących nowej funkcji. Znam sztab szkoleniowy, wiem jaka jest filozofia Akademii i na co mam zwracać szczególną uwagę. Na pewno we współpracy z trenerami będziemy dochodzić do jak najlepszych efektów.


Źródło: akademiawisly.pl


Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
2009/2010 Puchar Polski 1     1      
Razem Puchar Polski (PP) 1     1      
RAZEM 1     1      


Lista wszystkich spotkań:

Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
PP 2009.09.23 Wyjazd Hetman Zamość 3-0    


Kariera trenerska

Drużyna Lata
Akademia Szkola Futbolu Staniątki
Akademia Coerver Coaching
AP Wisła Kraków U-11 2015 -