Marcin Daniec

Z Historia Wisły

Marcin Daniec (ur. 1 października 1957) - aktor kabaretowy, satyryk, zdeklarowany kibic Wisły Kraków. Zdjęcie po prawej stronie zostało wykonane podczas występu artysty na Gali Jubileuszowej 105-lecia Wisły.

Artykuły. Wywiady

„Mam plan, żeby nie opuścić żadnego meczu”

Data publikacji: 12-08-2011 08:20


„Mam ambitne plany, żeby nie opuścić żadnego meczu Wisełki w Krakowie w tej rundzie” – zapewnia w rozmowie z nami Marcin Daniec. Znany kibic Białej Gwiazdy podpowiada, skąd wziąć mobilizację do chodzenia nie tylko na mecze Ligi Mistrzów, ale także na spotkania polskiej ligi. Zapraszamy do lektury wywiadu.

Ma Pan zarezerwowany dla Wisły czas tylko w środę, czy także w najbliższą sobotę?

Moja menedżerka, kiedy biorę udział turniejach tenisowych, których uzbierało się już kilkanaście w trakcie roku, dokucza mi pytaniem: "Co ty, tenisistą chcesz zostać?". Teraz, bo jestem raczej spokojny, że Wisła będzie grała w Lidze Mistrzów, gdy podyktowałem jej terminy meczów w tych rozgrywkach, dołożyłem spotkania ligowe, to z kolei zapytała mnie, czy oprócz tenisisty chcę jeszcze zostać największym kibicem na świecie. Kobieta nie docenia, że my mężczyźni na mecze możemy chodzić nawet milion razy w roku. Mam ambitne plany, żeby nie opuścić żadnego meczu Wisełki w Krakowie w tej rundzie.

Prezes Basałaj powiedział ostatnio w jednym z wywiadów, że jego zdaniem wraca moda na Wisłę. Pan też to odczuwa? Mam nadzieję, że nie jestem zaliczany do grupy tych "modnisiów" na Wisłę, bo to przecież już tyle lat wierności Wisełce na dobre i na złe. Wydaje mi się, że kibicom jest potrzeby sukces. Jeśli Wisła leje teraz wszystkich, a w tym gronie są także drużyny z Europy, których na pewno nie można zaliczać do słabeuszy, to coraz więcej osób z tymi sukcesami się utożsamia. To bardzo dobrze. Jeśli kibice z innych miast, trzymający ze swoimi drużynami, też siadają przed telewizorami i identyfikują się z sukcesem mistrza Polski, to jest szalenie prawidłowe i żadnego odchylenia w tym nie widzę.

Wiśle kibicuje cała Polska?

Dostaję sygnały z całej Polski. Mam kolegów w całym kraju: Jędrek w Elblągu, Tomek w Warszawie, czy Włodek w Kielcach. Gdy Wisła się potknie, zaraz dostaję telefony. Mnie, oczywiście, łatwiej rozmawiać po sukcesach. Kiedy Wisła wygra z Legią, czy Koroną , to nos mam w chmurach. O ile sam we wszystkim, co robię, nie mam "sodówy", to sukcesy Wisły powodują, że chętnie odbieram telefony z gratulacjami. Teraz przyszedł ten cudny moment, kiedy słyszę: "No, Cinek, nieźle, nieźle".

Cieszę się, że uczestniczę w tych meczach, bo środa jest moim ukochanym terminem. Kiedy koledzy z sektora pytają mnie: "No co tam, Marcinek, nie było cię w sobotę". Zawsze odpowiadam, że oni grają swoje, a ja gram swoje. Zawsze jednak jestem zabezpieczony z pięciu stron. Jeśli nie dam rady być na meczu, to oglądam go w telewizji. Jeśli mam występ w tym samy czasie, co mecz, to moja małżonka i mój teść co pięć minut wysyłają mi smsy.


Z tego, co Pan mówi, wydaje się, że można Pana zaliczyć do grona osób, które uważają, że Wisła jest tak blisko Ligi Mistrzów jak żaden polski klub od kilkunastu lat?

Mam nadzieję, że Wisła skrzętnie skorzysta ze zmiany przepisów w kwalifikacjach. Gdyby teraz trzeba było grać z Valencią czy Romą, to byłoby bardzo trudno. Jeśli mamy grać w Lidze Mistrzów, nie możemy bać sie mistrza Cypru! Nie wolno ich jednak zlekceważyć! W IV rundzie nie ma słabych drużyn.

Sama kwalifikacja do tych rozgrywek jest już wielkim zaszczytem. Potem będziemy mieli możliwość obejrzenia, co najmniej, sześciu meczów z udziałem Wisły na najwyższym światowym poziomie. Daj Boże, gdyby udało się jeszcze wygrać parę tych spotkań, przynamniej wszystkie u siebie. No, może trochę się zagalopowałem...

W najbliższą środę przy Reymonta 22 zabrzmi hymn Ligi Mistrzów. To będzie specjalna chwila?

Pewnie! Jeszcze będą na środku boiska chłopcy z tą pląsającą flagą. Dość długo przygotowywałem się do tego psychicznie, a teraz spadło to jak grom z jasnego nieba. Takich gromów jednak sobie życzę. To jest ogromna satysfakcja, coś nie do przecenienia.

Prawie cały czas rozmawiamy o Lidze Mistrzów, a chciałbym jeszcze wrócić do naszej ligi.

A właśnie! Chcę powiedzieć, żebyśmy wszyscy się nie zachłysnęli Ligą Mistrzów. Jeśli teraz, nie daj Boże, z Zagłębiem będzie remis, to strata punktów, odpukać, będzie już spora. Zawsze trudno drużynom godzić "obowiązki" krajowe z europejskimi. Trzeba się rzeczywiście skupić na tym, żeby wygrywać w naszej lidze, bo, chociaż Wisła udowodniła, że da się odrobić nawet sporą stratę, potem może być ciężko nadrabiać dystans do przeciwników.

Skąd kibic Wisły ma wziąć mobilizację do tego, żeby przyjść także na mecz ligowy, kiedy za pasem Liga Mistrzów?

Żeby Europa zapukała do nas znowu za dwanaście miesięcy, to trzeba znowu zdobyć mistrzostwo. To pierwszy punkt do mobilizacji. Po drugie, naprawdę cieszę się, że Lech, Legia i Śląsk uzyskały taki poziom, że te drużyny będą mobilizowały Wisłę. Jestem spokojny, że gdy na Reymonta przyjedzie każda z tych wymienionych drużyn, to zagra mecz, który będzie się nam podobał nie mniej niż spotkania w Lidze Mistrzów. Zawsze ważne i szalenie interesujące są mecze z Cracovią.

Czyli na ligę też warto chodzić?

Oczywiście. Moim marzeniem jest pełny stadion na każdym meczu oraz szybko oddana trybuna zachodnia. Gdy usłyszałem o ostatnich problemach w radiu w aucie, to zatrzymałem się na kilka minut! Pomyślałem, że wszystko fajnie, ale jeśli na mecze Ligi Mistrzów mamy jeździć do Chorzowa, to jest to żart, którego bym nie wymyślił! Wystarczy, że inauguracja stadionu gdańskiego miała miejsce w...Warszawie.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Daniec: Wygra Wisła – bo tak ma być!

Data publikacji: 03-10-2013 21:20


Marcin Daniec to jeden z najlepszych polskich satyryków, to także największy kibic piłki nożnej i Wisły Kraków.

„Moja pani manager kilka miesięcy temu zaplanowała mi w piątek występ w Krośnie, w sobotę w Kaliszu, a w niedzielę w Łodzi. Nie ukrywam, że powiedziałem jej od razu, że Łódź musi zaplanować w innym terminie. A ona mnie zapytała dlaczego? Czy można sobie to wyobrazić? Kobiety są nie do zmiany. Jak ona mogła mnie zapytać, dlaczego nie mogę wystąpić 6 października? Potem mnie przeprosiła, kiedy jej powiedziałem, że wtedy gra Wisła z Legią” – tak z uśmiechem na twarzy rozpoczął swoją wypowiedź Daniec.

„Niedzielne spotkanie to dla mnie przede wszystkim święto. Różni ludzie różne rzeczy zawsze mi mówią o Legii, ale dopiero przyjazd warszawskiej drużyny do danego miasta sprawia, że jest nadkomplet na trybunach” – dodał.

Marcin Daniec sam czynnie uprawia sport, w latach młodzieńczych grał w piłkę nożną, a na mecze dojeżdżał nawet... w bagażniku wołgi. Swoją pasję zaszczepił także rodzinie. „Udało mi się nawrócić moją żonę na pozytywne myślenie o piłce nożnej. Pewnego razu zabrałem ją na mecz przy Reymonta, gdzie od razu jej się spodobało Jak długo na Wawelu. Potem nastąpiła cała seria związana z występami reprezentacji Polski. Zabrałem swoją żonę m.in. na mecz Polska – Niemcy i tam się, niestety, kłania Dariusz Dudka. Wychodziliśmy razem po meczu, mnie się zakręciła duża męska łza, a moja żona płakała jak mała dziewczynka. Dziś doszliśmy już do tego, że puszcza mnie bez problemów na mecze Wisły” – twierdzi.

Satyryk znany jest ze swojego porywczego charakteru, jak zatem ogląda się z nim wydarzenia sportowe? „Mecz z Marcinem Dańcem ogląda się bardzo dobrze. Nie mam żadnych hamulców, drę się, wstaję, siadam, klnę, śpiewam głośno, tracę głos, ale to oczywiście na trybunach. Niestety, musiałem stonować na sektorze Silver, a teraz często jestem zapraszany na tak zwanego Golda. W tamtym jakże eleganckim towarzystwie legend Wisły, jak Szymanowski, trzeba się pilnować” - odpowiada.

Daniec od lat przyjaźni się z zawodnikami z Krakowa i jak mówi: „Nie mamy na tyle miejsca i czasu, żeby zmieścić i opisać wszystkie moje znajomości związane z Białą Gwiazdą. Cała Wisła wiele razy była na moim recitalu w filharmonii. Czułem się zaszczycony, występując przed legendami krakowskiej drużyny. Mam kontakt z Maćkiem Żurawskim, Mirkiem Szymkowiakiem. „Szymek” zresztą przestał się ze mną kolegować, bo ograłem go kilka razy w tenisa. Paradoksalnie, ostatni mecz wygrał i już nie zagraliśmy więcej ani razu. Nie chcę tego komentować, ale może dzięki tej rozmowie uda nam się znowu ze sobą zagrać (śmiech)”.

A jak wygląda sytuacja ze znajomymi z Warszawy? „Zawsze, kiedy wygra Legia, dzwoni do mnie Marek Sierocki. Rozmawiając z nim, słyszę w tle kilkunastu facetów i to, że są w doskonałych humorach. Mnie jest wtedy bardzo smutno. Muszę jednak przyznać, że nigdy nie zadzwonił po tym, jak wygrała Wisła. Dziś akurat jechałem w pociągu z przedstawicielami prestiżowej firmy, byli to kibice z Warszawy. Rozmawialiśmy po ludzku, na pożegnanie powiedziałem im, dlaczego musi wygrać Wisła. Użyłem trzech argumentów: po pierwsze - trener Franciszek Smuda zna się na swojej pracy i załatwił nam „nową-starą” Wisłę, po drugie - uciekli nam na sześć punktów, więc tylko zwycięstwo gwarantuje nam walkę o mistrzostwo Polski. Po trzecie: bo tak ma być !” – stwierdza stanowczo.

Jaki zatem będzie wynik w niedzielę? „Mówiąc poważnie, będzie to bardzo trudny mecz. Mimo niepowodzenia w eliminacjach Ligi Mistrzów Legia to dalej bardzo dobra drużyna. Wisła będzie musiała zagrać na najwyższym poziomie, aby wygrać. Mam nadzieję, że sytuacja z Pawłem Brożkiem to zasłona dymna, bo bez niego będzie ciężko wygrać”.

MM Biuro Prasowe Wisły Kraków SA



Źródło: wisla.krakow.pl