Marcin Jałocha

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 1: Linia 1:
{{Piłkarz
{{Piłkarz
-
| zdjęcie =
+
| zdjęcie = Marcin Jałocha.jpg
| imię i nazwisko = Marcin Jałocha
| imię i nazwisko = Marcin Jałocha
| narodowość = [[grafika:Flaga_pol.JPG|30px]] Polska
| narodowość = [[grafika:Flaga_pol.JPG|30px]] Polska
-
| data urodzenia =
+
| data i miejsca urodzenia = 17.03.1971, Kraków
-
| miejsce urodzenia =
+
| data i miejsca śmierci =
-
| data śmierci =
+
-
| miejsce śmierci =
+
| miejsce pochówku =
| miejsce pochówku =
-
| wzrost/waga =
+
| wzrost/waga = 178 cm / 78 kg
-
| pozycja =
+
| pozycja = obrońca
| przebieg kariery =
| przebieg kariery =
| reprezentacja =
| reprezentacja =
-
| sukcesy =
+
| sukcesy = wicemistrzostwo olimpijskie 1992
| pseudonim =
| pseudonim =
| sezon1 =
| sezon1 =

Wersja z dnia 13:02, 2 kwi 2009

Marcin Jałocha
Informacje o zawodniku
kraj Polska
wzost/waga 178 cm / 78 kg
pozycja obrońca
sukcesy wicemistrzostwo olimpijskie 1992
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Marcin "Jałoszkin" Jałocha, wychowanek Wisły, gwiazda warszawskiej Legii, urodził się 17 marca 1971 roku w Krakowie.

W barwach „Białej Gwiazdy” (wówczas drugoligowej) wystąpił po raz pierwszy 28 marca 1987 roku, tuż po swoich 16. urodzinach, w wysoko przegranym, wyjazdowym meczu z Jagiellonią. Ciekawostką niech będzie fakt, że debiutanckie 20 minut nastolatka obejrzało tego dnia 32 tysiące widzów, co było rekordem dekady.

W swoim pierwszym sezonie wystąpił 6 razy – albo jako zmiennik, albo jako piłkarz zmieniany. Podobnie w kolejnym sezonie – zanotował 15 występów, ale tylko w trzech meczach przebywał na boisku przez 90 minut. Po powrocie Wisły do ekstraklasy, od sezonu 1988/89 począwszy, Jałocha był już podstawowym zawodnikiem.

W listopadzie 1989 roku drużynę opuścił świetny obrońca, Marek Motyka. Jałocha przejął jego rolę i mimo że spisywał się przyzwoicie, nigdy nie zdołał dorównać mu klasą. Grał jednak na tyle dobrze, że znalazł uznanie w oczach selekcjonera reprezentacji Polski i udał się na Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie (1992). W barwach „Biało – Czerwonych” był wyróżniającym się zawodnikiem.

Niestety, Jałocha nie będzie wspominał mile zakończenia turnieju - ani meczu finałowego, ani tego, co zdarzyło się później. Dlaczego? Oddajmy głos Wojciechowi Kowalczykowi, który w swojej wspomnieniowej książce pisze:

„Zorientowałem się, że w zespole dzieje się coś dziwnego. Część chłopaków nie chciała rozmawiać z "Jałoszkinem". Marcin Jałocha zszedł w czasie meczu finałowego z powodu kontuzji. Siedzieliśmy wśród kawiarenek na deptaku. - To szczur, uciekł z tonącego okrętu - stwierdził Jurek Brzęczek. A reszta, zwłaszcza grupa poznańska z Grześkiem Mielcarskim w roli głównej, potakiwała. - Pieprzony symulant. Przez niego przegraliśmy! - padło po chwili.

Jechali z "Jałoszkinem", nie zostawiali na nim suchej nitki. Ejże, jak to? To po kiego my przed każdym meczem krzyczeliśmy "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"?! Kto uwierzy w to, że Jałocha zasymulował kontuzję w finale olimpiady? - Przestańcie - rzuciłem. Nic. Brzęczek brnął dalej. - To szczur, nie gadamy z nim więcej. Zawalił nam olimpiadę - znowu powtarzano to samo. Skoro tak, to ja idę do Marcina! Walnąłem wszystkim o stół, rozlało się piwo, kilka osób odskoczyło. Mam was gdzieś. Nie po to mówiłem, że jeden za wszystkich, żeby teraz robić sobie z gęby cholewę. Przecież "Jałoszkin" był naszym kolegą, od początku do końca. A na olimpiadzie należał do najlepszych w zespole. Jechali z nim goście, którzy ledwo powąchali murawę. Bawcie się dalej we własnym gronie, możecie teraz jechać ze mną. Ja też pewnie specjalnie nie wykorzystałem jednej okazji w finale. Właśnie od tamtego momentu nie przyjaźniłem się z Jurkiem Brzęczkiem”. [mil.net.pl]

Pobyt w Barcelonie sprawił, że srebrny medalista olimpijski automatycznie trafił do dorosłej reprezentacji Polski - zadebiutował w niej tuż po Igrzyskach, 09 września 1992 w meczu Polska - Izrael (1:1)

Olimpijska przygoda zaowocowała też zmianą klubu. Janusz Wójcik, szkoleniowiec reprezentacji, został trenerem Legii i to on namówił Jałochę do przeprowadzki do Warszawy, by wspólnie „golić frajerów” z Wielką Legią lat 90-tych. Los sprawił, że swój ostatni mecz w barwach „Białej Gwiazdy” Jałocha rozegrał 22 listopada 1992 roku w … Warszawie przy Łazienkowskiej (1:1).

- „Przyszedł do mnie prezes i powiedział: jest oferta z Legii. Korzystna zarówno dla nas, jak i dla Ciebie. A jeden zawodnik i tak drużyny nie zbawi. To była trudna decyzja i wielka niewiadoma. Miałem 22 lata, zostawiłem znajomych. W tamtych czasach przejście z Wisły do Legii nie stanowiło aż takiego problemu. Dzięki temu transferowi klub zarobił trochę pieniędzy, które były potrzebne, by przetrwać. Wisła była w dole tabeli, Legia na szczycie. Nie odczułem, by w Warszawie byli do mnie uprzedzeni” - wspominał Jałocha na łamach Gazety Wyborczej w 2008 roku, przed meczem Legia – Wisła.

Jałocha zadebiutował w barwach nowego klubu 6 marca 1993 roku w spotkaniu z ŁKS-em. Zawodnika wartego 200 tysięcy warszawscy kibice mogli zobaczyć na boisku znacznie wcześniej, bo podczas zimowego turnieju na stadionie Okęcia, i … niemal natychmiast go polubili. "Marcin Jałocha, Marcina Warszawa kocha!" – śpiewano wkrótce przy Łazienkowskiej o prawym obrońcy rodem z Krakowa.

Jałocha pozostał w Legii do 1997 (z wyjątkiem krótkiego pobytu w belgijskim Waregem). Były to niezapomniane lata w karierze piłkarza – z Legią zdobył dwa tytuły mistrzowskie (trzeci musiał oddać), dwukrotnie triumfował w Pucharze Polski, sięgnął po Superpuchar, zagrał w wymarzonej Lidze Mistrzów, systematycznie był powoływany do reprezentacji Polski.

Po odejściu z Legii Jałocha ku zdumieniu warszawskich fanów zakotwiczył …. w pobliskiej Polonii. Ominęła go więc kłopotliwa przeprowadzka. Kiedy wreszcie opuścił Warszawę, znalazł zatrudnienie w Opocznie, w miejscowej Ceramice, skąd powrócił do Krakowa. Kolejno reprezentował barwy Hutnika oraz Proszowianki. Karierę zawodniczą zakończył z powodu kontuzji w 2002 roku.

Jałocha tylko połowicznie zawiesił buty na korku – postanowić pozostać w piłkarskim świecie jako trener. Historia zatoczyła koło. Jałocha trafił na Reymonta, do klubu, w którym po raz pierwszy pojawił się jako 10-latek. W Wiśle powierzono mu funkcję trenera najmłodszych wiślaków. Jałosze podobała się praca z dziećmi, jego podopieczni wkrótce zawojowali Kraków, zdobywając mistrzostwo miasta na boiskach odkrytych i w hali. Latem 2004 roku pracował już w roli trenera juniorów starszych, z którymi również odnosił wymierne sukcesy.

Przez Wisłę przetaczały się wówczas zawieruchy związane z przetasowaniami w sztabie szkoleniowym i w zarządzie klubu po dramacie w Gruzji i odejściu Henryka Kasperczaka. W czerwcu 2005 roku zaskakujące wypowiedzenie dostał trener rezerw, Jerzy Kowalik, któremu udało się utrzymać zespół w III lidze. Prezes Janusz Basałaj właśnie Jałochę wskazał na jego następcę.

- Trudno było nie przyjąć tej propozycji, przecież jestem pracownikiem Wisły. Przyznam jednak, że czuję lekką tremę. To już nie juniorzy, tylko drugi zespół mistrza Polski. Nie będzie litości – mówił Gazecie Wyborczej tuż po nominacji.

Obawy Jałochy okazały się uzasadnione. Rezerwy Wisły pod jego wodzą kolekcjonowały porażkę za porażką. Jałocha szybko wrócił do pracy z młodzieżą a drugą drużyną zajął się sprowadzony w trybie pilnym Bogusław Pietrzak - Wisła utrzymała się w III lidze, choć głównie dzięki wycofaniu się z rozgrywek Heko Czermno.

Kolejna przygoda Jałochy z Wisłą nie zakończyła się więc sukcesem. W kwietniu 2006 roku został trenerem KS Wróblowianki (klasa okręgowa), którą wprowadził do V ligi. Wkrótce potem znów zmienił pracę - skuszony lukratywną ofertą złożoną przez zamożniejszy klub, Bruk-Bet Nieciecza. Nowy klub Jałochy znajdował się wówczas w V lidze, ale miał zarówno aspiracje, jak i realne możliwości, by awansować. Jałocha sprostał oczekiwaniom – po rundzie jesiennej sezonu 2008/2009 LKS Nieciecza, beniaminek rozgrywek, jest liderem III ligi grupy małopolsko-świętokrzyskiej, wyprzedzając takie drużyny, jak Hutnik Kraków czy Garbarnia Kraków.

Drużyna ta siłą rozpędu, niemal z roku na rok, przebijała się do wyższej klasy rozgrywkowej i jak pokazuje tabela nawet trzecioligowe realia nie są im straszne. Trener Marcin Jałocha wpoił swoim podopiecznym niesamowitą wolę walki i choć w składzie próżno szukać znanych nazwisk, to prognozy Jałochy jeszcze przed rozpoczęciem sezonu - LKS miał zająć miejsce w pierwszej piątce - okazały się jak najbardziej słuszne. Co ciekawe, piłkarze z Niecieczy stanowią swego rodzaju wyjątek w lidze, bowiem jako jedyni nie otrzymywali premii za wygrane mecze (sponsor Bruk-Bet obiecał premie dopiero w razie utrzymania się w pierwszej trójce po zakończeniu rundy jesiennej). [sportowefakty.pl]


Ciekawostka: Marcin Jałocha jest jednym z 14 piłkarzy, którzy w karierze zanotowali występy w Wiśle i Legii. „Oba kluby noszę w sercu” – deklaruje Jałocha przy każdej okazji.

(Grali w Wiśle i Legii: Krzysztof Budka, Marcin Jałocha, Marek Kusto, Grzegorz Lewandowski, Stanisław Mielech, Zdzisław Mordarski, Henryk Serafin, Łukasz Surma, Jerzy Piotrowski, Henryk Stroniarz, Maciej Szczęsny, Mieczysław Szczurek, Stanko Svitlica, Martins Nnabugwu Ekwueme )

Źródło: The White Star Division