Marko Jovanović

Z Historia Wisły

Marko Jovanović
Informacje o zawodniku
kraj Serbia
urodzony 26.03.1988
wzost/waga 184/79
pozycja obrońca
numer 22 , 13
sukcesy Mistrz Serbii: 2008, 2009, 2010, 2011
Puchar Serbii: 2008, 2009, 2011, 2016
Puchar Izraela: 2017
Udział w IO Pekin 2008
Reprezentacja
Lata Drużyna Mecze Gole
2006 Serbia U-19 5 0
2007–2010 Serbia U-21 23 0
2008 Serbia Olimpijska 5 0
Drużyny juniorskie
Lata Drużyna
0000–2001 Budućnost Arilje
2001–2005 Partizan
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
2005/06 Teleoptik (wyp.) 28 0
2006/07 Teleoptik (wyp.) 26 1
2007/08 Partizan 9 0
2008/09 Partizan 16 0
2009/10 Partizan 17 1
2010/11 Partizan 18 0
2011/12 Wisła Kraków 15 0
2012/13 Wisła Kraków 16 0
2013/14 Wisła Kraków 17 0
2014/15 (j) Wisła Kraków 0 0
2015/16 (j) Voždovac 11 0
2015/16 (w) Partizan 12 0
2016/17 Bnei Yehuda Tel Awiw 25 2
2017/18 Larissa 11 0
2018/19 Voždovac 30 1
2019/20 Borac Banja Luka
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Marko Jovanović (ur. 26 marca 1988 roku) – serbski piłkarz grający w Wiśle Kraków w latach 2011–2015 na pozycji prawego lub środkowego obrońcy.

Spis treści

Biografia

Latem 2011 roku tuż przed pierwszym meczem Wisły w eliminacjach do LM (ze Skonto Ryga, 13 lipca) podpisał pięcioletni kontrakt z Białą Gwiazdą. Finalizacja umowy nastąpiła po kilku tygodniach niepewności - Jovanović trenował z Wisłą, w meczach kontrolnych prezentował się niezbyt dobrze, przy tym cały czas trwało oczekiwanie na decyzję, czy zawodnik może zostać uprawniony do gry w barwach Wisły... Wynikało to z jego wcześniejszych problemów w Serbii, gdzie został ukarany półroczną dyskwalifikacją za obraźliwe przyśpiewki pod adresem rywali.

W 2014 roku zdiagnozowano u niego sarkoidozę, co uniemożliwiło mu wyczynowe uprawianie sportu. 24 stycznia 2015 roku Wisła rozwiązała umowę z Jovanoviciem.

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
2011/2012 Ekstraklasa 15 10 2 3   4  
2011/2012 Liga Europy 5 2 1 2      
2011/2012 Liga Mistrzów 5 1   4   1  
2011/2012 Puchar Polski 2 1   1   1  
2012/2013 Ekstraklasa 16 14 1 1   2  
2012/2013 Puchar Polski 5 5          
2013/2014 Ekstraklasa 17 16 1     1  
2013/2014 Puchar Polski 2 2          
Razem Ekstraklasa (I) 48 40 4 4   7  
Puchar Polski (PP) 9 8   1   1  
Liga Mistrzów (LM) 5 1   4   1  
Liga Europy (LE) 5 2 1 2      
RAZEM 67 51 5 11   9  

Statystyki

Klub Sezon Liga Liga Puchary krajowe Puchary europejskie Suma
Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki Mecze Bramki
Teleoptik 2005/2006 Srpska Liga 280280
2006/2007 Srpska Liga 261261
Partizan 2007/2008 Superliga 903000120
2008/2009 Superliga 1603030220
2009/2010 Superliga 1712020211
2010/2011 Superliga 18040100320
Wisła Kraków 2011/2012 Ekstraklasa 15020100270
2012/2013 Ekstraklasa 16050210
2013/2014 Ekstraklasa 17020190
2014/2015 (j) Ekstraklasa 000000
Voždovac 2015/2016 (j) Superliga 11010120
Partizan 2015/2016 (w) Superliga 12041161
Bnei Yehuda Tel Awiw 2016/2017 Ligat ha'Al 25231283
Larissa 2017/2018 Super League 11060170
Voždovac 2018/2019 Superliga 30110311
Suma Teleoptik 54 1 54 1
Suma Wisła Kraków 48 0 9 0 10 0 67 0
Suma Partizan 72 1 16 1 15 0 103 2
Suma Voždovac 41 1 2 0 43 1

Artykuły o Marko Jovanoviciu:

Jovanović przylatuje na testy medyczne

21. czerwca 2011

Obrońca Partizana Belgrad, Marko Jovanović, udał się do Krakowa na testy medyczne. Jako, że to tylko formalność, nie ma wątpliwości, że 23-latek zostanie zawodnikiem Wisły - piszą serbskie media.

Umowa wiążąca go z krakowskim klubem ma obowiązywać przez pięć lat. Wisła walczyła o obrońcę z białoruskim Dinamem Mińsk, jednak przed kilkoma dniami Jovanović otwarcie wypowiedział się, że propozycja z Polski wydaje mu się wiele atrakcyjniejsza.

Jeśli podpisze kontrakt, będzie trzecim letnim wzmocnieniem Wisły. Jeszcze w minionym tygodniu Stan Valckx i Robert Maaskant zgodnie powtarzali, że jeden lub dwaj nowi zawodnicy powinni dołączyć do zespołu jeszcze przed wyjazdem na obóz w Holandii.

Źródło: wislakrakow.com

Jovanović: Muszę być w formie na mecze ze Skonto

27-06-2011

Od kilku dni na zgrupowaniu piłkarzy Wisły przebywa Marko Jovanović. Z serbskim obrońcą porozmawialiśmy o jego pierwszych wrażeniach z pobytu w drużynie Białej Gwiazdy, o Partizanie i jego planach na przyszłość – piłkarskich i prywatnych.

Jesteś już kilka dni z drużyną. Co możesz powiedzieć o zespole?

Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze czuję się w drużynie. Mamy bardzo dobry zespół, grają tu fajni ludzie. Nie tylko zawodnicy, ale wszyscy z drużyny traktują mnie bardzo dobrze. Mogę wypowiadać się o Wiśle tylko w pozytywach.

Zapewne pomaga ci to, że w zespole jest już kilku Serbów.

Jasne, że tak. Poza tym są piłkarze z innych krajów bałkańskich. Chciałem jednak podkreślić, że także polscy zawodnicy od razu mnie zaakceptowali i są wobec mnie jak najbardziej w porządku.

Z bałkańskich piłkarzy najbliższy ci jest Ivica Iliev, z którym grałeś w Partizanie. W Belgradzie też był jednym z twoich najbliższych kolegów?

W Partizanie byliśmy zawsze dobrymi kolegami, ale nie najlepszymi. Zawsze mieliśmy wzajemnie wobec siebie dużo szacunku. Uważam, że Ivica to dobry człowiek.

Jesteś młodym człowiekiem. Mimo to rzeczywiście uważasz, że z Partizanem osiągnąłeś już wszystko?

Rozmawiałem z klubem o mojej przyszłości i doszliśmy razem do wniosku, że z Partizanem osiągnąłem wszystko. Cztery razy zdobyłem mistrzostwo, trzy razy puchar, grałem w Lidze Mistrzów, w Lidze Europejskiej. Razem zgodziliśmy się, że to dobry moment, żebym zmienił klub. Stwierdziłem, że Wisła będzie dla mnie dobrym miejscem. Partizan jednak na zawsze będzie dla mnie klubem numer jeden. Spędziłem tam 12 lat, zawsze lubiłem tam grać. Mam nadzieję, że będzie dane mi jeszcze zagrać kiedyś w jego barwach.

Jeśli jesteśmy przy Partizanie, to czy mógłbyś porównać, czy jest on silniejszy, czy słabszy niż Wisła?

Oba zespoły są najlepszymi drużynami w swoich krajach. Mogę powiedzieć, że moim zdaniem Wisła ma bardzo dobre perspektywy rozwoju. Jest tu duży stadion, bardzo dobrzy kibice, podobnie jak w Partizanie. Oba zespoły prezentują wysoki poziom i myślę, że mniej więcej tak samo dobry. Jestem tu dopiero cztery dni, więc nie jestem jeszcze w stanie z całą pewnością stwierdzić, kto jest lepszy: Wisła czy Partizan.

Gdy do Wisły przychodził Ivica, mówił, że przed podpisaniem kontraktu z Wisłą wiele słyszał o krakowskich kibicach. A ty coś o nich wiesz?

Ja też słyszałem o nich. Wiem, że są podobni do tych serbskich – zawsze dopingują drużynę, są z nią przez cały mecz. Oglądałem w internecie filmy z dopingiem kibiców Wisły.

A czy zawodnicy Wisły opowiadali ci, jak świętowali z kibicami mistrzostwo Polski?

Tak opowiadali mi, ale ja też oglądałem zdjęcia. Wyglądało to naprawdę niesamowicie. W Belgradzie tak świętowaliśmy tylko po awansie do Ligi Mistrzów. Mam nadzieję, że ja także będę mógł brać udział w takim świętowaniu, gdy zostaniemy ponownie mistrzem Polski lub gdy awansujemy do Ligi Mistrzów.

Rozmawiałeś już dłużej z trenerem Maaskantem?

Tak, rozmawiałem z nim już kilka razy. Mówił mi, co robię dobrze, co źle. Uważam, że jest bardzo dobrym trenerem, który zawsze szuka najlepszych rozwiązań dla drużyny. Mam nadzieję, że nasza współpraca przyniesie wiele sukcesów.

Trener widzi dla ciebie miejsce na boisku po lewej stronie środka obrony, ale możesz grać również na innych pozycjach?

Przez ostatni rok w Partizanie grałem po prawej stronie środka obrony, czyli tam, gdzie występuje Kew. Wcześniej grałem na tej pozycji, na której ustawił mnie w meczu z Litexem trener Maaskant. Zdarzało się również wiele razy, że grałem po prawej i lewej stronie defensywy. Na przykład w finale Pucharu Serbii w tym roku grałem na lewej obronie. Nie ma więc dla mnie znaczenia, na jakiej pozycji gram. Ważne jest, żebym grał dobrze.

Po meczu z Litexem trener Maaskant powiedział, że możesz grać znacznie lepiej.

Tak, zgadza się. Nie jestem zadowolony z mojego występu w sobotę. Przed tym meczem trenowałem tylko trzy dni z drużyną, więc wiem, że teraz będzie tylko lepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że muszę być w najwyższej formie na mecze kwalifikacji do Ligi Mistrzów.

Ile czasu potrzebujesz, żeby zgrać się z kolegami?

Już teraz dobrze czuję się w drużynie, bo koledzy bardzo mi pomagają. Muszę jeszcze tylko złapać wszystkie różnice w stylu gry pomiędzy Wisłą i Partizanem i będzie ok. Myślę, że jeszcze kilka dni i wszystko będzie tak jak powinno. Tak jak powiedziałem, wiem, że do meczu ze Skonto muszę być w formie.

Opowiedz o tych różnicach w grze, które zauważyłeś.

Z tego, co zauważyłem po tych kilku dniach, to w Wiśle gra się ostrzej, jest więcej kontaktowej gry. W Serbii jest dużo mniej walki bark w barki jest dużo więcej miejsca na rozgrywanie piłki. Wisła i Partizan grają bardzo podobnie. Są drużynami, które chcą być przy piłce, stwarzać sobie sytuacje. W Serbii, oprócz meczów z Crveną Zvezdą, przeciwnicy Partizana bronią się w całą drużyną na swojej połowie. Wiem, że w przypadku Wisły jest podobnie.

Przejście do Wisły może spowodować, że łatwiej ci będzie dostać powołanie do reprezentacji Serbii?

Uważam, że na razie to nie jest czas dla mnie na reprezentację narodową. Na mojej pozycji grają świetni zawodnicy: Nemanja Vidić – wszyscy wiemy, kto to, Neven Subotić z Borussii Dortmund, Ivanović z Chelsea. Są to zawodnicy, którzy mają o wiele większe doświadczenie niż ja. Teraz więc naprawdę trudno byłoby mi zagrać w drużynie narodowej, bo na mojej pozycji jest naprawdę ogromna rywalizacja. Mój czas w reprezentacji na pewno nadejdzie i myślę, że gra w Wiśle mi w tym pomoże.

Zdążyłeś pooglądać Kraków?

Byłem tam tylko kilka dni, ale parę razy byłem w centrum. Muszę powiedzieć, że jest ono piękne. Teraz szukam mieszkania i mam nadzieję, że znajdę jakieś w pobliżu Rynku. Powiedziałem już mojej dziewczynie, że w Krakowie jest piękny Rynek i że chciałbym, żebyśmy zamieszkali w jego pobliżu.

Mówi się, ze Serbowie to ludzie z wielkim temperamentem. Ty jednak wyglądasz na spokojnego, opanowanego człowieka.

Na boisku jestem pełen temperamentu, zawsze chcę wygrać mecz. Poza boiskiem jednak jestem spokojny. Mam dziewczynę, moją przyszłą żonę, z którą spodziewamy się dziecka. Staram się spędzać jak najwięcej czasu z nią i z moimi przyjaciółmi.

Twoja dziewczyna przyjedzie do Krakowa?

Tak. Gdy tylko znajdę mieszkanie, ona przyjedzie do mnie.

A kiedy urodzi się wasze dziecko?

W grudniu.

M. Górski
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Serbska federacja: Jovanović może grać

28. czerwca 2011

Serbski Związek Piłki Nożnej orzekł, że kara zawieszenia nałożona na Marko Jovanovicia obowiązuje tylko na terenie Serbii. Trenujący z Wisłą obrońca będzie mógł wystąpić w meczach europejskich pucharów.

- Kara nałożona na Jovanovicia ma zastosowanie tylko w rozgrywkach krajowych. Zawodnik może występować w europejskich pucharach. Jego odwołanie wpłynęło do federacji - powiedział Slobdan Pajović.

Przypomnijmy, że Jovanović został ukarany aż półroczną dyskwalifikacją po finale Puchar Serbii, w którym Partizan Belgrad mierzył się z Vojvodiną Novy Sad. Obrońca Partizana zaintonował z kibicami obraźliwą przyśpiewkę pod adresem rywali.

Źródło: wislakrakow.com

Los Jovanovicia nadal niepewny

10. lipca 2011

Przyszłość Marko Jovanovicia pod Wawelem wciąż wydaje się niepewna. Wisła dogadała się już z Partizanem Belgrad w sprawie wysokości odstępnego, ale krakowianie wciąż zwlekają z finalizacją umowy.

Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami, suma transferowa opiewa na 700 tysięcy euro. Jednak włodarze krakowskiego klubu nie otrzymali wciąż informacji, czy trzymiesięczna dyskwalifikacja Serba obowiązuje również w Polsce. Jovanoviciowi skrócono karę, ale nie wiadomo, czy już teraz może grać dla Wisły. Kara dotyczy niestosownego zachowania piłkarza wobec drużyny przeciwnej, podczas finałowego meczu w ramach Pucharu Serbii.

Ponadto zawodnik, wbrew oczekiwaniom, spisuje się słabo podczas letnich meczów sparingowych. Popełnił kilka błędów, po których padły bramki dla rywali. Szefowie Wisły Kraków zastanawiają się, czy w ogóle celowy jest tak duży wydatek na obrońcę, który mógłby być czwartym stoperem w klubowej hierarchii.

Piłkarz trenuje z Wisłą, występuje w sparingach, ale kontrakt wciąż leży niepodpisany. Zawodnik nie został więc zgłoszony do europejskich pucharów i w dwumeczu ze Skonto Ryga nie zagra. Najbliższe dni pokażą, czy Wisła jednak zdecyduje się na transfer.

Źródło: wislakrakow.com
(anika)

Jovanović może zagrać ze Skonto!

12 lipca 2011 (wislakrakow.com)

Wisła Kraków dopełniła wszelkich formalności dotyczących transferu Marko Jovanovicia z Partizana Belgrad. Serb podpisał z naszym klubem pięcioletnią umowę.

Trener Robert Maaskant poinformował również, że zawodnik został zgłoszony do gry w II rundzie kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów i będzie mógł zadebiutować już w środę.

- Został włączony do kadry zespołu na mecz ze Skonto. Myślę, że to dobra informacja zarówno dla nas, jak i dla zawodnika - powiedział trener.

Źródło: wislakrakow.com

Marko Jovanović: – Nie zapomnisz bomby, która wybucha ci koło domu

Sierpień 10, 2012

Przyjechał do Krakowa z opinią tego złego. Gościa, którego serbska federacja zdyskwalifikowała na sześć miesięcy. Jednego dnia spiął się na treningu z kolegą drużyny, innym razem wyśpiewywał z kibicami obraźliwe hasła pod adresem rywali. Do tego – cały w tatuażach. Krótko mówiąc, facet, którego pewnie dałoby się przestraszyć w ciemnej ulicy. A jednak, przy bliższym spotkaniu – normalny, inteligentny i wygadany. Chętnie opowiada o tym, co jest i co przeżył kiedyś. Czterokrotny mistrz kraju z Partizanem, 23-letni defensor Marko Jovanović. Właściwie, jedyny obrońca Wisły, który w tym sezonie niczego poważnie jeszcze nie zawalił…

No właśnie. Nie idzie wam ostatnio. Wisłę dopadł kryzys?

Myślę, że to za duże słowo. Po prostu przegraliśmy dwa bardzo trudne mecze. Oczywiście, przeciwko Legii zagraliśmy kilka poziomów gorzej niż z tak samo silnym Lechem, ale to się zdarza. Może jeszcze nie otrząsnęliśmy się po porażce z Twente? Chociaż to był akurat zdecydowanie lepszy zespół od nas. Kompletnie inny poziom.

W tym momencie dla was nieosiągalny.

Nie wiem. Ale zobacz, jak to się układa. Dwa lata temu Twente było najlepszym klubem w Holandii. W poprzednim sezonie grało w Champions League. Co roku – Liga Mistrzów albo Liga Europy… Tam grają piłkarze, którzy co chwilę mają dużo „większe” i trudniejsze mecze niż ten z nami. Taka jest rzeczywistość. Może gdybyśmy strzelili drugiego gola, skończyłoby się inaczej. Ale nie strzeliliśmy, oni mieli swój moment i poszło…

Byłeś zły, gdy na początku sezonu nie wyglądałeś na faworyta trenera?

To on jest od oceniania. Czemu miałbym być zły?

Naturalny odruch. Ty siedzisz, a na boisku Jaliens gra jak junior.

OK. A pamiętasz, ile było zamieszania, kiedy przychodziłem do Wisły? Wtedy, kiedy byłem zawieszony i nie mogłem zagrać w pięciu meczach ligowych? Nie było mnie cały miesiąc, a Jaliens, Chavez czy Lamey w tym czasie grali dobre mecze. Z Litexem, ze Skonto, nawet pierwszy z APOEL-em. Dopiero po odbyciu kary mogłem włączyć się do rywalizacji i chyba coś z tego wyszło. Grałem z Legią, grałem z Lechem – najważniejsze mecze w polskiej lidze. Ogólnie wchodzę coraz częściej…

Chyba, że masz akurat problem z zębami.

Śmiesznie brzmi, ale to był naprawdę duży kłopot. Leżałem w łóżku z wysoką temperaturą, a gdy już poszedłem do kliniki, powiedzieli, że muszę zrobić sobie kilka dni przerwy. Gotowało się we mnie, że z takiego powodu nie mogę zagrać z Twente.

Odkąd przyszedłeś, same problemy. Wisła nawet długo nie dawała ci kontraktu do podpisu.

Przyleciałem do Krakowa w niedzielę. Przez dwa dni miałem badania lekarskie, po których powiedzieli mi, że wszystkie wyniki są dobre i wszystko jest OK. W tym momencie byłem z Wisłą dogadany w stu procentach. Ja, mój menedżer, wszystko załatwione. Mogłem podpisywać kontrakt. Poleciałem już nawet na zgrupowanie do Holandii i tam nagle dowiedziałem się, że między Wisłą i Partizanem robi się jakiś problem.

Chodziło o bana za niecenzuralne przyśpiewki?

Tak. Gdy się o tym dowiedziałem, myślałem, że nie wytrzymam nerwowo. Przecież przychodziłem do Wisły z decyzją, że kara zawieszenia obowiązuje tylko w Serbii. A tu nagle okazuje się, że nie mogę grać też w Polsce. Wydzwaniałem do menedżera, różnych ludzi w Serbii. Nie mogłem uwierzyć. Ale ok. Popełniłem błąd, to trzeba było za niego zapłacić.

Pewnie wolałbyś zapłacić niż odsiedzieć na trybunach.

Jasne. Od razu wpłaciłbym karę i byłoby po problemie, ale tak się nie dało. W dodatku słyszałem, że według przepisów naszej federacji można zdyskwalifikować zawodnika tylko na czas do trzech miesięcy, a ja dostałem sześć. Dopiero później mi ją skrócili. Na szczęście Wisła nie zmieniła warunków i w końcu przedstawiła mnie jako swojego zawodnika.

Niektórzy myśleli, że się rozmyśliła, bo rozczarowałeś w sparingach.

Słyszałem te plotki, ale to była totalna głupota. Rozmawiałem z ludźmi z klubu i powiedzieli mi, że czekamy tylko na potwierdzenie decyzji w sprawie zawieszenia. Chcieli wiedzieć, czy będę mógł grać w europejskich pucharach. A kiedy już się dowiedzieli, że tak, dostałem kontrakt. Dobrze, że to się skończyło, bo miałem kilka takich dni, kiedy kompletnie nie myślałem o piłce. Cały czas chodziła mi po głowie tylko ta kara. Wyobrażasz sobie, jakby to wyglądało, gdyby Wisła rozmyśliła się z transferu przez coś takiego?

A może ta kara właśnie pomogła? Partizan wiedział, że ma cię z głowy na pół roku.

Nie sądzę. Po prostu – miałem już 23 lata, wygrałem z Partizanem cztery tytuły mistrza Serbii i trzy puchary, grałem w Europie. Wszyscy w klubie wiedzieli, że chcę iść dalej. W Serbii już osiągnąłem to, co chciałem.

Ale historia z zawieszeniem będzie się za tobą ciągnąć.

Ale ja to wiem… Wystarczyło, że przyjechałem do Krakowa i już nie było dnia, żebym nie musiał o tym opowiadać. Co się stało? Kiedy? Dlaczego? To nie jest komfortowa sytuacja, chociaż rozumiem. Przyjechałem tu z reputacją gościa, którego federacja zawiesiła na pół roku. Byłoby nawet dziwne, gdyby dziennikarze o to nie pytali. No, ale przynajmniej jestem pewien, że nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię.

Mecz, o którym mówimy od początku był trochę dziwny.

No właśnie, gdyby był normalny, zwykły mecz, na pewno bym się tak nie zachował. Wyobraź sobie sytuację… Gramy z Vojvodiną, wielkim rywalem, który w dodatku ograł nas dwa razy w ciągu kilku ostatnich miesięcy. W szatni wszyscy mobilizują się na sto procent, żeby tylko ich wykończyć. Nagle okazuje się, że piłkarze Vojvodiny nie chcą wyjść na boisko, bo na trybunach nie ma ich kibiców. Wszystko opóźnia się o dwadzieścia minut. W końcu gramy, jest ok., a tu kilka minut przed końcem oni schodzą z boiska…

Obrażeni.

Nie zgodzili się z decyzją sędziego i po prostu zeszli. Ale my, jako Partizan, byliśmy chyba tak samo źli jak oni. Wiesz, to nie jest dobre uczucie, kiedy wygrywasz mecz w ten sposób i nie możesz dokończyć go w normalnych warunkach. Emocje się kumulują… To był jeden moment, kiedy poczułem się tak cholernie zły. No i później ta piosenka na Vojvodinę, wiadomo. Do tego pech, że kamera zarejestrowała akurat mnie.

Jest przewinienie, jest kara.

Wiadomo, zasłużyłem. Ale najlepsze jest to, że w samym Nowym Sadzie mam wielu znajomych. Nawet chwilę przed tym meczem mieszkałem w jednym hotelu z piłkarzami Vojvodiny, normalnie rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Znam prezesa Buturovicia. Mieliśmy normalne relacje.

Buturovicia? Tego śmiesznego przebierańca?

Dlaczego tak mówisz? To normalny facet. Kocha futbol i robi z Vojvodiny naprawdę silny klub, który prawie co roku jest o krok od zdobycia jakiegoś tytułu. A to jak się ubiera… Każdy robi to, jak mu się podoba. W ogóle nie wydaje mi się dziwny.

Jak wytrzymałeś pierwsze tygodnie w Krakowie, te bez gry?

Miasto od razu mi się spodobało. Najgorsze było właśnie to, że nie gram. Na początku nie chciałem się z tym pogodzić, ale w końcu powiedziałem sobie – ok., jestem zawieszony, trudno. To tak jakbym miał jakąś lekką kontuzję, a ja przecież mogę biegać i normalnie trenować. Musze to zaakceptować, bo i tak niczego nie zmienię.

Przez lata gry w Partizanie wyrobiłeś sobie jakąś markę. Musiałeś mieć też inne oferty.

Miałem. Kiedyś nawet z Francji i Niemiec.

Z Niemiec? A dziś grasz w Polsce.

To były naprawdę dobre propozycje, ale byłem młody, świetnie czułem się w Partizanie. Wydawało mi się, że lepiej pograć trochę dłużej w kraju, nabrać doświadczenia i dopiero wtedy wyjechać. Czasem możesz spróbować za wcześnie i tylko się zawieść. Poza tym nie chciałem wyjeżdżać w styczniu. Byłem przywiązany do Partizana i liczyłem, że zdobędę jeszcze jeden tytuł, a dopiero odejdę. Myślę, że zrobiłem to w dobrym momencie.

Ale kolejne oferty z Niemiec już nie przyszły.

Była z Dynama Mińsk. Wcześniej jeszcze z Tel Awiwu w Izraelu. Super propozycja. Prawie dwa miliony euro dla Partizana. Ale ja nie chciałem tam iść.

Dwa miliony? Kilka miesięcy później Wisła kupiła cię za mały procent tego.

Ostatni rok miałem trochę słabszy. W Partizanie było trzech kandydatów do gry na mojej pozycji. Ja, bardzo doświadczony kapitan Mladen Krstajić i Stefan Savić, który poszedł teraz do Manchesteru City. Trener stosował ciągłą rotację i nie grałem już tylu meczów, co przez trzy poprzednie lata. Może dlatego moja wartość trochę spadła.

I pewnie powiesz, że nie żałujesz.

Jasne, że nie. Zdobyłem z Partizanem kolejny tytuł. A jak powiedziałem w domu, że mam ofertę z Krakowa, moja siostra zrobiła wielkie oczy i stwierdziła, że jedzie ze mną. Nie żartuję (śmiech). Kilka miesięcy wcześniej była w Krakowie ze swoją szkołą. Od razu opowiedziała mi gdzie co jest i co warto zobaczyć. Jak będzie miała wolne od zajęć, na pewno tu przyjedzie.

Sama liga jest silniejsza czy słabsza? Tylko szczerze.

Trudno powiedzieć. Stadion jest piękny, świetni kibice. Mogę grać w europejskich pucharach… U was trochę lepiej jest jeśli chodzi o poziom organizacyjny. Poza tym, trudno porównywać – inny kraj, inna liga. Partizan na pewno ma większe doświadczenie w Europie. Ale w Serbii ma tylko kilku poważnych rywali i to jest główna różnica w porównaniu z Polską. Tu wchodzisz na boisko i nigdy nie wiesz czy wygrasz, czy przegrasz.

Może to właśnie świadczy o słabości Wisły, Lecha…

A ja uważam, że to jest dobre. Liga jest ciekawsza dla ludzi. Grasz z Ruchem, Koroną, Śląskiem i zawsze masz kibiców na trybunach. Wszyscy się tym interesują, nie tak jak w Serbii. Tutaj wsiadasz do taksówki, a kierowca wie, kim jesteś. Ludzie rozpoznają cię na ulicach, podchodzą w restauracjach. Ja bardzo to lubię.

Serbowie mają w Polsce specyficzną opinię. A Ty – teraz odnoszę wrażenie – bardzo mylną.

Serbowie to dobrzy ludzie, tylko mają specyficzny temperament. W piłce zawsze, bez względu na wszystko, chcą wygrywać. Gdy przegrywają, w szatni się gotuje. Jest pełno nerwów i czasami z tego powodu wynikają różne problemy. Jakieś głupie sytuacje.

Jak twoja bójka z Marko Lomiciem na treningu Partizana?

To była zwykła sprzeczka. Media niesłusznie ją nagłośniły. Pokłóciliśmy się, ale mówiłem to już w różnych wywiadach, że dalej jesteśmy normalnymi znajomymi. Nasze żony bardzo dobrze się znają. W tej historii było za dużo przesady ze strony dziennikarzy.

Trudniej być trenerem w szatni pełnej Serbów czy Polaków?

Myślę, że nie ma wielkiej różnicy. Chociaż, na pewno, mamy specyficzne charaktery. Może mamy coś takiego w historii naszego kraju.

To pomaga czy przeszkadza?

Myślę, że przeżyłem wydarzenia dzięki którym dziś jestem silniejszy. Po odłączeniu od Jugosławii, Serbia jest teraz zupełnie normalnym krajem. Ale jeśli kiedyś bomby wybuchały kilkaset metrów od twojego domu, nie jesteś w stanie tego nigdy zapomnieć. Miałem jedenaście lat, gdy NATO przeprowadziło w Serbii operację wojskową. Wszystko było zbombardowane, zginęło wielu ludzi. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Mojego ojca wzięli do wojska, wyruszył gdzieś z armią, a my mogliśmy tylko siedzieć w domu.

Bez kontaktu z nim.

Nie było telefonów, jak dzisiaj. Nie mogłeś zadzwonić i zapytać: „tato, u ciebie wszystko dobrze?”. Dookoła wybuchały bomby, a ja nie miałem żadnego kontaktu z własnym ojcem. Do tego wydarzyło się to tuż przed moimi urodzinami. Dwa, może trzy dni. Miałem organizować przyjęcie, a później wszystko tak się zmieniło… Takie wydarzenia muszą robić człowieka silniejszym.

Ojciec wrócił po jakim czasie?

Po trzech, czterech miesiącach. Dzięki Bogu, był cały. Wszystko się skończyło i dzisiaj to już za nami. Wróciłem do szkoły, mogłem znowu trenować. Uspokoiło się…

Nie poszedłeś do armii.

No nie, byłem za młody. Gdybym był trochę starszy, pewnie by mnie wzięli. A tak, poszedłem tylko do szkoły (śmiech).

Dawałeś radę?

Nie pojawiałem się zbyt często. Byłem w takiej szkółce, w której uczyli się młodzi zawodnicy z Partizana i Crvenej Zvezdy. Każdego dnia mieliśmy po dwa treningi, więc czasem nie było czasu, żeby nawet pójść na lekcje, a co dopiero czytać książki. To samo później, jeśli chodzi o studia. Każdy wybrał swoją drogę. Ja w wieku 19 lat grałem już w pierwszej lidze.

Vuk Sotirović – do niedawna w Śląsku Wrocław – twierdzi, że nigdy nie zagra już w Serbii, bo waszą piłką rządzą układy.

Układy? Czyli co, korupcja? Chyba dawno nie grał w Serbii. Mnie nic o tym nie wiadomo.

Może byłeś za młody. Nie wtajemniczali cię.

Wiesz co, nie sądzę. Przez kilka lat grałem w największym klubie w kraju. Myślę, że widziałem już wszystko i dziwię się, że Sotirović opowiada o naszej piłce takie rzeczy. Akurat znamy się trochę czasu, mamy nawet tego samego prywatnego trenera, ale nie mogę się z nim zgodzić. Czasem, gdy ktoś zrobi jaki głupi błąd, najłatwiej powiedzieć – mecz był sprzedany…

O co chodzi z tym prywatnym trenerem?

Nazywa się Andrea Milutinović. Pomaga mi, żebym cały czas był w formie. Zresztą, on współpracuje z większością piłkarzy serbskiej reprezentacji. Gdy przyjeżdżam do kraju, na przykład na wakacje, spotykamy się i wtedy razem pracujemy. Czasem zrobi jakieś zajęcia biegowe, czasem w sali gimnastycznej. Jest bardzo popularny. Myślę, że to najlepszy fachowiec w Serbii. Kto wie, może kiedyś też będę współpracował z nim jako zawodnik kadry narodowej. Chociaż na razie daleko do tego…

Wymieńmy kilka nazwisk: Subotić, Ivanović, Vidić…

Dokładnie. Same duże nazwiska. Na mojej pozycji jest chyba największa rywalizacja, dlatego na razie nie ma nawet o czym mówić. Ale myślę, że w ciągu kilku lat do nich dołączę. A jak nie, to najwyżej przekwalifikuję się na prawego obrońcę (śmiech).

Na Igrzyskach w Pekinie zagrałeś.

Tak, we wszystkich meczach. To znaczy trzech – z Argentyną, Wybrzeżem Kości Słoniowej i Australią. Szybko odpadliśmy, ale to świetne uczucie, pojawić się na takiej imprezie, zagrać z Argentyną…

Pamiętasz kto strzelał gole?

Pewnie. Lavezzi z Napoli i… (po dłuższym zastanowieniu) Buonanotte z Malagi. Myślę, że każdy człowiek, który ma coś wspólnego ze sportem, chciałby być chociaż raz na takiej imprezie. Zobaczyć, jak to wygląda od środka, w jakich warunkach się tam trenuje, na jakich stadionach. Organizacja była perfekcyjna. W ogóle nie wyobrażam sobie, że można to zorganizować lepiej. Przez dziesięć dni byliśmy w Szanghaju, później jeszcze dziesięć w samym Pekinie. W Szanghaju, który ma 25 milionów mieszkańców, jeździliśmy autokarem po pustych ulicach. Wszędzie dookoła widziałeś niewiarygodny ścisk, tłok, pełno ludzi, a nasza droga zawsze była puściutka. Tylko nasz autokar i nic więcej.

Chińczycy to posłuszni i zdyscyplinowani ludzie.

Świetnie się przygotowali. Będąc w wiosce olimpijskiej czułeś się, jakbyś zamieszkał w jakimś nowym, małym miasteczku. Boiska, sklepiki, wszystko…

Wróćmy jeszcze do Wisły. Zanosi się, że Ligę Europy skończycie tak, jak ty dwa lata temu z Partizanem. Najpierw mamy bardzo ważny mecz z Jagiellonią i nie możemy dołożyć jeszcze jednego słabego. Trzeba wygrać i przygotowywać się na Fulham. Przegraliśmy już dwa razy, co mamy więcej do stracenia? Jeśli zabrakło nam pięciu minut, by awansować do Ligi Mistrzów, to teraz chociaż zróbmy wszystko, co się da w Lidze Europy.

Nie zasłużyliście na Ligę Mistrzów.

Pierwszy mecz był dobry. APOEL grał w piłkę, nie daliśmy mu stworzyć sytuacji. Rewanż – wiadomo. Ale popatrzmy jaki to zespół. Ostatnio pokonali u siebie Zenit St. Petersburg, który kiedyś – nie pamiętam, kilka lat temu – wygrał przecież Puchar UEFA. Ograł Szachtar, a sam grałem z nim trzy razy i wiem, jaki to poziom.

Drużyna już się pozbierała czy jeszcze tkwicie w tym samym dołku?

Zostawiliśmy to dawno za sobą, ale było bardzo ciężko. Gdybyśmy w rewanżu przegrywali 3:0 do przerwy, jakoś byśmy się z tym pogodzili. Ok, nie ma szans, są lepsi. Ale nie tak…

Wszyscy nie doceniliśmy Cypryjczyków?

Możliwe. Ale bez względu na to, jeśli tracisz szansę na awans pięć minut przed końcem, czujesz się oszukany. Nawet jeśli to oni bardziej zasłużyli, myślisz, że nie tak miało być…

ROZMAWIAŁ PAWEŁ MUZYKA

http://pawelmuzyka.wordpress.com

Marko Jovanović: To była kwestia życia i śmierci

6 kwietnia 2014, 18:30

Groźny wirus, który uaktywnił się w organizmie Marko Jovanovicia sprawił, że zawodnik Wisły, jego rodzina i wszyscy, którzy mu dobrze życzą najedli się strachu. Wszystko jednak wskazuje na to, że obrońca "Białej Gwiazdy" straci większą część rundy wiosennej. Być może już wkrótce wróci do gry. - Naprawdę wierzę w Boga i wiem, że wszystko co się dzieje jest od Niego - mówi Marko Jovanović w obszernej rozmowie z nami.

Ile razy w ostatnim czasie słyszałeś pytanie o stan swojego zdrowia?

- Cały czas! Nie tylko tutaj na Wiśle, ale też wtedy, kiedy na przykład idę na obiad z rodziną, zawsze kibice pytają mnie "jak się czujesz, jak twoje zdrowie?". Tak samo w Serbii, też co chwila słyszałem to pytanie. To jest jednak normalne, wszyscy się martwią, bo to wyjątkowa sytuacja. Naprawdę, dużo w ostatnim czasie słyszałem pytań o stan swojego zdrowia.

To miłe, ale na dłuższą metę pewnie też irytujące?

- (śmiech) Tak, czasami tak, ale wiem, jaka była sytuacja. To nie była taka zwyczajna piłkarska kontuzja, to była kwestia życia i śmierci. Oczywiście, było mi bardzo miło, kiedy wiedziałem, że ludzie martwią się o mnie i przeżywają mój dramat razem ze mną, ale teraz już jest miesiąc po tym wszystkim i wszystko powraca do normy.

Skąd się wzięła u ciebie ta choroba, jak to się zaczęło?

- Po powrocie z przerwy zimowej, zawsze w klubie mamy szczegółowe badania, między innymi kardiotest i EKG. Wtedy lekarze powiedzieli mi, że mam trochę płynu wokół serca, ale zapewniali, że to nic poważnego. Następnie, podczas rezonansu wyszło, że ten płyn mam także na płucach. Badania wykazały również, że mam powiększone węzły chłonne i wtedy wiedziałem, że to już coś poważnego. Wszyscy w szpitalu zastanawiali się, co to może być. Przypuszczenia były różne: od wirusa aż po poważniejsze choroby. Wtedy wróciłem do Serbii, żeby zrobić dokładne badania.

Stan twojego zdrowia rzeczywiście był tak bardzo poważny, jak opisywały to media? Miałeś walczyć nie tyle o powrót na boisko, a o własne życie.

- Widziałem co pisali dziennikarze. Było jednak trochę inaczej, nie była to kwestia białaczki a raka węzłów chłonnych. Na początku, po badaniach w Serbii wszyscy lekarze myśleli, że to był wirus. Ale gdy powtórzyłem badania, lekarze zaczęli podejrzewać raka i że muszą od razu zrobić badanie, które na pewno wykluczy bądź potwierdzi ich diagnozę. Wtedy porozmawiałem z rodziną i z przyjacielem, który ma brata w Szwajcarii, bo tam jest jeden z najlepszych onkologów w Europie i zdecydowałem, że pojadę tam i zrobię te ostatnie badania. Byłem tam przez cztery dni, ale dzięki Bogu okazało się, że to nie nowotwór tylko bardzo mocny wirus, którego miałem wcześniej ale go nie odczuwałem. Był ukryty - normalnie trenowałem, a on nie dawał żadnych objawów.

Wcześniej wspominano o możliwych powikłaniach pogrypowych. Czy ty byłeś w grudniu chory, miałeś jakąś grypę?

- Nie, w listopadzie przed meczem z Podbeskidziem miałem gorączkę i bardzo źle się czułem. Zagrałem jednak w tym meczu, choć może powinienem był wtedy odpocząć. Ja jednak zagrałem 90 minut.

Później też grałeś już normalnie.

- Tak, grałem we wszystkich meczach do końca rundy.

Widzę, że jesteś bardzo religijnym człowiekiem (Marko na prawym przedramieniu ma wytatuowaną Matkę Bożą Nieustającej Pomocy - przyp. red.). Wiara pomogła ci w tych trudnych chwilach?

- Tak i to bardzo. Kiedy w Serbii powiedzieli mi, że to jest na pewno rak, to poczułem się tak, jak dotąd nigdy w życiu. Mój świat się zawalił, wszystko przestało mieć sens. Ale dwie godziny później porozmawiałem z żoną i powiedziałem jej, że naprawdę wierzę w Boga i wiem, że wszystko co się dzieje jest od Niego. Powiedziałem jej że wiem, że teraz muszę walczyć. Wcześniej też zawsze walczyłem i dawałem z siebie wszystko, ale to było coś zupełnie innego. Powiedziałem sobie, że to jest mój najważniejszy mecz w życiu i muszę cały czas walczyć i że wygram, ale na końcu dzięki Bogu nie było to nic tak poważnego, jak podejrzewano.

- Religia jest bardzo ważna w moim życiu. W ciężkich chwilach dała mi jakiś wewnętrzny spokój, przestałem być tak bardzo zmartwiony bo wiedziałem co jest i że to decyzja Boga a jej przecież nie można zmienić. Przygotowywałem się na najgorsze, ale koniec końców dzięki Bogu okazało się, że to nie rak.

Ta najważniejsza walka już za tobą, teraz pozostaje walczyć o formę i powrót do składu, bo w dobrej dyspozycji na pewno przydałbyś się trenerowi Smudzie. Wisła wiosną raczej zawodzi...

- Tak, ale wiesz co, kiedy masz w swoim życiu taką sytuację, jak ja miałem to zupełnie zmienia się twoje spojrzenie na pewne sprawy. Spójrz: kiedy na jesieni graliśmy z Cracovią i doznałem w tym meczu kontuzji, to byłem załamany. Wywalczyłem sobie pierwszy skład, grałem dobrze, a tu nagle kontuzja i kilka tygodni przerwy. A teraz, gdy to wspominam to myślę sobie: co to jest? Kiedy myślisz, że masz tak straszną chorobę, to wszystkie rzeczy, które wcześniej wydawały się dla ciebie tragedią i końcem świata, nagle stają się zupełnie nieistotne, nawet śmieszne. To wszystko to jest nic, kiedy porównasz to sobie do kwestii życia a śmierci. Także teraz naprawdę inaczej patrzę na życie i na wszystkie rzeczy, nie tylko na piłkę nożną ale właśnie na życie. Teraz oczywiście chcę wrócić na boisko i wiem, że będzie mi jeszcze ciężej, bo to co było za mną, to jeden duży przykład, jak muszę patrzeć na życie. Teraz będę jeszcze więcej trenował i dawał z siebie wszystko, choć zawsze dawałem, żeby na sto procent wrócić na boisko i jak najszybciej zagrać.

A kiedy ten moment nadejdzie, jak to wygląda?

- Na razie jest dobrze. Czuję się coraz lepiej i robię postępy. Kilka dni temu trenowałem z całym zespołem i było OK., mam nadzieję że do 11 kwietnia wrócę już do normalnych pełnowymiarowych treningów. Na razie coś robię z drużyną, coś z Danielem (Michalczykiem, trenerem od przygotowania fizycznego - przyp. red.), pracuję na siłowni, biegam na zewnątrz. Potrzebuję trochę czasu, ale mam nadzieję, że do tego 11 kwietnia normalnie zacznę trenować.

- Pytałeś mnie o wyniki. Tak, teraz może jest trochę słabiej, niż na jesieni, ale myślę, że teraz nie mamy tyle szczęścia. Kilka meczów, jak z Zagłębiem czy Zawiszą, czy z Ruchem, z Legią czerwona kartka… Graliśmy dobrze, według mnie lepiej prezentowaliśmy się na boisku ale po prostu takie bramki jak choćby z Zagłębiem to traci się raz w życiu, trzy bramki w pięć minut… Póki co jesteśmy na trzecim miejscu, a to jest bardzo dobry wynik. Mam nadzieję, że wygramy dwa najbliższe mecze, a wtedy na pewno będziemy na podium po zakończeniu rundy. Fajnie by też było, jakbyśmy zagrali cztery mecze u nas w rundzie finałowej - wszyscy wiemy ile znaczy dla nas, jak gramy w Krakowie.

Teraz mówisz, że celujecie w podium. Przed sezonem wielu skazywało Wisłę na walkę o utrzymanie w lidze. A czego ty spodziewałeś się przed tym sezonem?

- Na początku, kiedy przyszedł trener Smuda, wielu piłkarzy odeszło z Wisły: Iliev, Jaliens, Pareiko, Genkow czy Sobolewski. Byli to piłkarze, którzy grali w pierwszej jedenastce. To nie wyglądało dobrze, ale nie chcieliśmy myśleć na zapas o tym, co będzie. Skoncentrowaliśmy się na treningu, na ciężkiej pracy na obozie z trenerem Smudą. Ja już po dwóch tygodniach pracy z trenerem Smudą wiedziałem, że nie będzie źle. Kiedy on przyszedł, to coś się zmieniło, zarówno jeśli chodzi o dyscyplinę jak i o organizację gry. Oczywiście, nie mogliśmy wtedy mówić o pierwszej ósemce a tym bardziej o trzecim miejscu, na którym aktualnie się znajdujemy. Chcieliśmy po prostu dobrze grać w piłkę i wspominałeś, ludzie mówili, że Wisła to kandydat numer jeden do spadku.

Może nie od razu główny kandydat do spadku, ale raczej skazywany na walkę w dolnej ósemce.

- Tak, ale ja nie mówię tylko o tym, co pisali dziennikarze. Kiedy idąc na ulicy spotykałem kibiców, to wszyscy gdy ze mną rozmawiali byli bardzo pesymistycznie nastawieni do tego sezonu. Jednak zrobiliśmy to, co chcieliśmy i teraz chcemy walczyć o jak najwyższe miejsce w tabeli. Póki co jesteśmy na trzecim miejscu, to jest super miejsce. Chcemy zostać na podium i walczyć o europejskie puchary, bo tego chcemy my oraz każdy kibic Wisły.

Trener Smuda znany jest z ciężkich treningów przed sezonem. Letni obóz był najcięższym, jaki dotychczas przechodziłeś?

- Odkąd jestem w Wiśle to był zdecydowanie najcięższy obóz i myślę, że właśnie dlatego później graliśmy tak dobrze i trzymaliśmy formę do końca rundy, przez kilka miesięcy. Było ciężko ale to jest normalne, jeśli chcesz ugrać dobry wynik w lidze, musisz być dobrze przygotowany.

Jesteś w Wiśle już prawie trzy lata. Przychodziłeś do zespołu, który walczył o Ligę Mistrzów, później priorytety nieco się zmieniły.

- Przyjechałem tutaj z Partizana, gdzie grałem w Lidze Mistrzów. Tutaj też przyjechałem, bo Wisła to wielki klub, najlepszy w Polsce. Wisła była na topie, walczyła o Ligę Mistrzów a ja tam grałem i wiem co to znaczy dla piłkarza, nie ma nic lepszego niż usłyszeć hymn Champions League na murawie i później grać z najlepszymi. Pół roku po moim przyjściu zaczęły się problemy. Było ciężko. Gdy taki klub jak Wisła jest na szóstym, ósmym, czy dwunastym miejscu to czeka się na lepsze dni. To trwało półtorej roku i była to naprawdę ciężka sytuacja, nie tylko dla mnie. Domyślam się, jak się czuli kibice Wisły i wszyscy pracownicy klubu, każdemu było ciężko.

- Teraz jest lepiej, sytuacja zmienia się na lepsze, ale żeby można było mówić o całkowitej zmianie, to musimy spokojnie poczekać. Jak na koniec sezonu uplasujemy się na miejscu, które zagwarantuje nam udział w europejskich pucharach, to wtedy będziemy mogli mówić, że sytuacja bardzo się zmieniła. Bo co będziemy mieli z tego, że przez osiem miesięcy utrzymujemy się na podium a ligę skończymy na przykład na szóstym miejscu? Na końcu będziemy wiedzieli, gdzie jesteśmy i ja mam nadzieję, że to będzie miejsce na podium.

Przez ten słabszy okres nie myślałeś sobie czasami "co ja tutaj robię?". Myślałeś, żeby zmienić klub tym bardziej, że Wisła popadła w poważne tarapaty finansowe?

- Czasami myślałem, co mogę zrobić, ale mam tutaj kontrakt, który podpisałem na pięć lat i po prostu czekałem. Gdyby była taka sytuacja, że ktoś z klubu przyjdzie do mnie i powie, że muszę odejść, to wtedy zacząłbym nad tym poważnie myśleć. Raz rozmawiałem z prezesem na temat przyszłości, interesowały się mną jakieś kluby, ale to nie było nic poważnego. Kiedy grasz w takich klubach jak Wisła czy Partizan, nie dopuszczasz do siebie myśli, że możesz spaść do niższej ligi. Jesteś za to pewien, że Wisła wróci na należne jej miejsce. Byłem cierpliwy i na końcu okazało się, że była to słuszna droga.

Wróćmy jeszcze do początku tego sezonu. Przychodzi trener Smuda i pojawiają się dla ciebie dwie zmiany: z prawego obrońcy stajesz się stoperem, a numer 22 zamieniasz na 13.

- W Partizanie grałem z numerem 13, bardzo go lubię. Grałem z nim cztery lata, zdobyłem cztery mistrzostwa Serbii, dwa puchary, grałem w Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej, więc ma on dla mnie duże znaczenie. Kiedy przyjechałem do Krakowa, "13" była zarezerwowana dla Dragana Paljicia, ale kiedy odszedł on do Holandii, to sobie ją wziąłem.

- Bardzo ucieszyłem się, kiedy przyszedł trener Smuda i powiedział mi, że dla niego nie jestem prawym obrońcą, tylko stoperem. W Partizanie też grałem na prawym stoperze, na prawej obronie grałem jedynie w kadrze U-21 i czasami w Partizanie, gdy ktoś doznał kontuzji. Stoper to jest dla mnie pozycja numer jeden, więc bardzo się ucieszyłem, gdy znów na nią wróciłem.

Wspomniałeś o kadrze. Byłeś na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, ale później powołania z pierwszej reprezentacji nie przychodziły.

- Tak, ale moja reprezentacja Serbii formację obrony ma akurat najlepszą. Ivanović, Nastasić, Subotić, Bisevac - same uznane nazwiska. W kadrze jest bardzo duża konkurencja i żeby dostawać powołania, to musisz grać w najlepszych ligach europejskich. Mam jednak nadzieję, że kiedyś uda mi się zagrać chociaż w jednym meczu, bo to jest mój kraj i bardzo bym chciał dla niego zagrać. Teraz jednak o tym nie myślę, jestem w Wiśle i jest tu bardzo szczęśliwy. Jak będę grał dobrze, to mam nadzieję że dostanę powołanie.

Polska liga do najlepszych lig europejskich się nie zalicza, więc idąc tym kryterium szanse na powołanie masz bardzo nikłe. W jakiej lidze chciałbyś kiedyś zagrać?

- A widzisz, ja ci powiem na przykład, że jestem pewien, że w polskiej lidze nie poradziłoby sobie wielu piłkarzy, którzy grają teraz w Anglii czy w innych mocnych ligach. Kiedy przychodził tutaj Ivica Iliev, to miał za sobą grę w lidze włoskiej i niemieckiej. Powiedział mi, że tutaj było mu grać najtrudniej. Polska liga jest dobra, choć oczywiście nie może równać się z tymi pięcioma najlepszymi ligami świata. Zawsze marzyłem, żeby zagrać w Bundeslidze, bo dla mnie to jest najlepsza liga na świecie. Na ile jest to w tym momencie realne to nie wiem, chcę najpierw krok po kroku wrócić na boisko ale wierzę, że mogę kiedyś swoje marzenie zrealizować. Muszę grać tutaj bardzo dobrze, dawać z siebie wszystko i zdobyć z Wisłą mistrzostwo albo odnieść jakieś sukcesy w europejskich pucharach, jak na przykład wtedy, gdy graliśmy z Fulham czy Twente. Ja nie jestem takim typem, że myślę: "aaa, ja już mogę od razu grać gdzie chcę", nie. Teraz jest ciężko, ale zobaczymy jak będzie w przyszłości.

Skoro mówisz, że nasza liga wcale nie jest taka słaba, to co z nią jest w takim razie nie tak, skoro niemal co roku kompromitujemy się w europejskich pucharach, odpadając z zespołami z Kazachstanu czy Litwy?

- To jest prawda, ja też dwa razy miałem taką sytuację, że zdobyliśmy z Partizanem mistrzostwo Serbii, wyprzedziliśmy Crvenę Zvezdę o dziesięć punktów. Później graliśmy jednak w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów przegrywaliśmy z takimi zespołami, które na pewno było zdecydowanie słabsze od nas. Myślę, że teraz będzie lepiej, a reorganizacja rozgrywek to jest to, czego potrzebuje liga. Czołowe kluby będą miały w nogach dużo więcej meczów na wyższym poziomie, między sobą. Kiedy będzie te dodatkowe siedem meczów najlepszych drużyn między sobą, to moim zdaniem wpłynie to tylko i wyłącznie dobrze. Spójrz na przykład Śląska Wrocław - ograł Club Brugge, który jest dobrą drużyną. Później przyszła Sevilla, ale to już było bardzo ciężko. Moim zdaniem polskie kluby nie odnoszą sukcesów, bo ciężka jest droga do Ligi Europejskiej czy do Ligi Mistrzów, trafia się właśnie na zespoły pokroju Sevilli, czy Hannoveru które mają budżety pokroju 50 czy 60 milionów euro. To jest duża różnica. A to co mówisz o zespołach z Kazachstanu czy Litwy, to ja nie wiem dlaczego tak się dzieje, że polskie kluby z nimi odpadają, naprawdę nie mam pojęcia. Będę jednak upierał się przy zdaniu, że polska liga jest dobra: twarda, agresywna i bardzo trudno jest tutaj grać.

W drugiej fazie sezonu możecie zagrać nawet cztery mecze u siebie. Ostatnio jednak sporo się popsuło - dwa mecze przegrane no i zamieszanie na linii klub-kibice. Czy dużo o tym rozmawiacie i czy bardzo zależałoby wam na tym, żeby w tej decydującej części sezonu kibice udzielali wam wsparcia?

- Oczywiście, ale myślę, że to jest kwestia pomiędzy kibicami a klubem. Ja tylko chciałbym powiedzieć, że mam nadzieję, że jak najszybciej dojdą do porozumienia, bo bardzo nam brakuje ich wsparcia. To jednak nie jest moja kwestia, ja tylko mam nadzieję, że znów wrócą na stadion i będą nam pomagali, ja najbardziej koncentruję się na boisku i na piłce. Nie wiem co tu się dzieje ale mam nadzieję, że będzie normalnie. Czy siedzisz na trybunach czy grasz, to zawsze czuć różnicę, kiedy kibice są na stadionie i dopingują przez dziewięćdziesiąt minut. Nasi kibice są naprawdę fantastyczni, ale my nie możemy myśleć o tym, co się dzieje. Naszym zadaniem jest koncentrować się na boisku i robić wszystko, by wygrać mecz. Mam jednak nadzieję, że znów na stadionie będzie taka atmosfera, jak dawniej.

(sum91)
Źródło: wislakrakow.com

Wisła rozwiązała umowę z Marko Jovanoviciem

24-01-2015

Wisła Kraków rozwiązała umowę z pochodzącym z Serbii obrońcą – Marko Jovanoviciem.

Wisła Kraków dziękuje bardzo Marko za grę w barwach Białej Gwiazdy, za pełną determinacji postawę w dążeniu do osiągania celów sportowych zespołu.

Serdecznie życzymy Marko Jovanoviciowi powrotu do zdrowia.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Marko Jovanović: - Nie zasłużyłem na takie traktowanie

Czwartek, 5 lutego 2015 r.

- Jestem bardzo rozczarowany tym co zrobił klub, bo nie zasłużyłem na takie traktowanie. Mam jeszcze przez rok ważny kontrakt i mam zamiar podać Wisłę do sądu. Nie chcę rozmawiać o tym przez co przeszedłem w Krakowie. Wszystkie moje argumenty zostaną przedstawione przed sądem i w pozwie, który zostanie złożony - powiedział na łamach serbskich mediów Marko Jovanović, któremu "Biała Gwiazda" wypowiedziała przed kilkoma dniami kontrakt.

Przypomnijmy, że po przeprowadzonych w listopadzie badaniach w Polsce - żaden z lekarzy nie wystawił obrońcy dokumentów, które uprawniałyby go do gry w piłkę nożną. Tyle tylko, że zawodnik dostał właśnie pozwolenie od lekarzy w Szwajcarii - na kontynuowanie swojej kariery. - Szczerze mówiąc czuję się jak nowo narodzony - skomentował ten fakt Serb.

- Niezależnie od działań klubu - nie chcę psuć wrażenia tego co spotkało mnie w Krakowie. To piękne miasto, a kibice Wisły są najlepsi w Polsce. Ludzie, którzy tam żyją są fenomenalni. Zresztą Polacy bardzo lubią Serbów - mówił ponadto Jovanović, który ostatni mecz w naszych barwach rozegrał w grudniu 2013 roku, a łącznie zagrał w Wiśle w 67 spotkaniach.

Źródło: wislaportal.pl

Galeria zdjęć