Michał Jania

Z Historia Wisły

Michał Jania
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 01.04.1990
wzost/waga 183 cm / 73 kg
pozycja obrońca
przebieg kariery wychowanek
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
Wisła Kraków (juniorzy)
2005/06 (w) Wisła II Kraków
2007/08 (w) Wisła Kraków (ME)
2008/09 (j) Wisła Kraków 0 (3)
2008/09 (w) Wisła Kraków (ME)
2009/10
2010/11 Wisła Kraków (ME)
2011/12 Górnik Wieliczka
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Michał Jania (ur. 1 kwietnia 1990 roku w Krakowie) - zawodnik i trener w Wiśle Kraków.

Spis treści

ZAWODNIK

  • Zawodnik Wisły Kraków w latach 1999-2011, wychowanek.
  • Mistrz Polski Młodej Ekstraklasy (2008).
  • Wicemistrz Polski Młodej Ekstraklasy (2009).
  • Reprezentant Polski U-18.

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
2008/2009 Puchar Ligi 3     3   1  
Razem Puchar Ligi (PL) 3     3   1  
RAZEM 3     3   1  


Lista wszystkich spotkań:

Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
PL 2008.09.03 Dom Śląsk Wrocław 0-4   grafika:Zk.jpg
PL 2008.10.12 Wyjazd Śląsk Wrocław 0-0    
PL 2008.11.18 Dom Piast Gliwice 4-1    

TRENER

  • Trener II klasy piłki nożnej.
  • Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie (kierunek Sport, menadżer sportu) oraz Wszechnicy Świętokrzyskiej w Kielcach (kierunek Wychowanie fizyczne).
  • Prowadzi nauczania metodą Coerver Coaching. W Akademii Performance Coerver Coaching (od 2012).
  • Koordynator drużyn U16-U13 Akademii Piłkarskiej Wisły Kraków w sezonie 2023/24.

Sezon 2014/2015

Sezon 2015/2016

  • Trener drużyny rocznika 2004.

Sezon 2016/2017

  • Trener drużyny rocznika 2004.

PUBLIKACJE

„Nie wiadomo czy będzie następna szansa, dlatego trzeba wykorzystać tę, którą się dostaje” – wywiad z trenerem Michałem Janią

Michał Jania.Źródło: akademiawisly.pl
Michał Jania.
Źródło: akademiawisly.pl
Michał Jania, 2016.Źródło: akademiawisly.pl
Michał Jania, 2016.
Źródło: akademiawisly.pl

Michał Jania uchodził za bardzo utalentowanego obrońcę, ale jego karierę piłkarską w brutalny sposób zahamowała kontuzja. Dlatego też woli określenie: przygoda z piłką. – Kiedyś usłyszałem, że piłkarzem można nazywać się po rozegraniu setnego meczu w ekstraklasie – tłumaczy. Od czerwca 2014 roku pracuje w Akademii Piłkarskiej Wisła Kraków jako trener trzynasto- i czternastolatków. O swojej obecnej pracy oraz przeszłości porozmawiał z redakcją akademiawisly.pl.

Wiek u młodego trenera pomaga w kontaktach z zawodnikami?

– Na pewno to nie przeszkadza. Dużo łatwiej mi jest zrozumieć niektóre zachowania, czuję się dobrze wśród nich, a dzięki temu wiekowi wydaje mi się, że łatwiej mi z nimi porozumieć.

A z rodzicami?

– Nie ma z tym problemu. To ja jestem szefem. Jednak mam szacunek do rodziców, bo to oni są głównymi mecenasami tych dzieci i gdyby nie oni, ich wolny czas, logistyka oraz pieniądze, to wielu z nich nie trenowałoby w Wiśle. A wiem o tym doskonale bo moi rodzice również stawali przed takim samym wyzwaniem, jak rodzice tych chłopaków. Dlatego wiem, że należy im się szacunek.

Trenerowi też, a z tym różnie bywa w młodzieżowej piłce.

– Jestem głównym trenerem i jeszcze, nie zdarzyło mi się, żeby ktoś próbował wpłynąć na moją decyzję, ale trener też jest osobą wrażliwą. Jestem młody, popełniam błędy i cały czas się uczę pewnych rzeczy. Każdy lubi słyszeć pochwały, ale krytyka też jest potrzebna pod warunkiem, że jest konstruktywna. Przykre dla mnie jest to, że trener pracujący z dziećmi oceniany jest najczęściej przez pryzmat osiąganych wyników, w szczególności przez rodziców. Nie mówię, że wynik nie jest istotny, ale na pewno nie powinien być wyznacznikiem umiejętności młodzieżowego trenera.

Praca z dwoma rocznikami znajdującymi się obok siebie to sprzyjający fakt?

– I tak i nie. Jeśli chodzi o organizację pracy to jest to bardzo trudne z tego powodu, że zarówno rocznik 2001, jak i 2002 wymagają dużej opieki i zaangażowania. Są na takim etapie, że to już nie jest zabawa z piłką, tylko coś więcej i wiem, że kończąc trening nieraz powinienem z nimi siąść i omówić pewne sprawy na bieżąco, ale często nie mogę, ponieważ muszę już iść na drugi trening. Do tego dochodzą wszelkie sprawy organizacyjne, takie jak mecze czy różne wyjazdy, więc mam tego podwójnie. Natomiast sprzyjające jest to, że mogę sobie rotować zawodników pomiędzy rocznikami.

Łatwo w takiej sytuacji o faworyzowanie jednej grupy.

– Nie mogę sobie na to pozwolić, byłoby to niesprawiedliwe. Mógłbym jednym dać 80%, drugim 20%, ale nie o to chodzi. By nikt nie czuł się faworyzowany, w przypadku, gdy w jednym terminie grają obydwa roczniki zazwyczaj jadę tam gdzie jest dalej, albo dostosowuje się do trenera zastępującego. Jeśli mam wpływ na terminy, godziny spotkań robię wszystko by jakoś to pogodzić między rocznikami. Tylko tak jak mówię, dochodzi czasami do takich sytuacji, że nakładają się na siebie terminy i w żadnym roczniku nie wygląda to tak jak powinno. Wtedy się zastanawiam czy brać zastępstwo i skupić się na jednym roczniku czy też być tu i tu, ale spóźnionym.

Czyli pracy przy dwóch rocznikach jest dużo?

– Jest dużo pracy, a trener nie pracuje tylko dwie godziny dziennie prowadząc trening. Prowadzenie treningu to jest akurat największa przyjemność, którą inni widzą i mogą ocenić. Najwięcej pracy wykonujemy wtedy, gdy nikt nie widzi. Można powiedzieć, że mam tylko pracę w szkole i tylko dwa roczniki, ale pracy przy nich jest sporo.

Więc, na czym skupiacie się na treningach?

– Przede wszystkim nad indywidualnymi umiejętnościami technicznymi. To jest coś, co powinno być głównym atrybutem tych chłopaków i bez tego nie pójdą dalej. Nie mając opanowanych umiejętności technicznych na wysokim poziomie nie będzie można realizować innych rzeczy, np. taktycznych. Pracujemy też nad motoryką – specjalistą w tej dziedzinie jest Malwina Całka. Choć jako, że jest z nami tylko raz w tygodniu, to ustalamy wspólnie plan działania i wykonujemy ćwiczenia, które nam nakreśla.

Twoje doświadczenie z kariery piłkarskiej…?

– Nie. Przygody z piłką. Karierę to robią piłkarze, a kiedyś usłyszałem, że piłkarzem staje się po rozegraniu stu meczów na poziomie ekstraklasowym.

Więc doświadczenie z przygody z piłką przekłada się na taką chęć nauczenia tych chłopaków czegoś więcej? Mamy wrażenie, że osoba kończąca grę w piłkę w młodym wieku, najczęściej przez kontuzje, ma świadomość, co zrobiła źle i będąc trenerem jest jej łatwiej, bo wie, co robiła wcześniej źle.

– Jeżeli chodzi o moją, podkreślam, przygodę – wiem, czego mi brakowało w momencie kiedy stanąłem przed szansą zrobienia kariery. Mimo braków, jednak, miałem tę szansę. I wiem też, że inne rzeczy mogły się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby profilaktyka odnośnie kontuzji została wprowadzona wcześniej. Czyli coś, co wprowadzamy już teraz w Akademii. Byłem wciągnięty w wir dużych obciążeń, jako młodszy zawodnik byłem brany do starszych roczników, grywałem ze starszymi, wymagania też były większe, obciążenia w treningu również.

Czyli po prostu byliście wyeksploatowani?

– Nie nazwałbym tego tak. Wydaje mi się, że zabrakło zindywidualizowania treningu. Moje problemy z kontuzjami to nie tylko to kolano, ale też wiele innych mniejszych urazów. Myślę, że może był to efekt zbyt dużych obciążeń w wieku dorastania. Zdaję sobie sprawę, że te grupy, które prowadzę muszę w pewien sposób rozważnie prowadzić, bo to będzie miało późniejszy wpływ na ich zdrowie. Taki przykład: mój rocznik, w którym występował również trener Patryk Jałocha, dominował w Krakowie i osiągał w Polsce świetnie wyniki. Nikt z nas obecnie nie gra w piłkę.

Czego zabrakło?

– Zdrowia i na pewno umiejętności.

Nie mieliście żadnej kontroli nad obciążeniami treningowymi?

– Tylko jak to kontrolować? W tych warunkach, w których pracujemy możemy jedynie racjonalnie rotować składem. Tych turniejów, treningów czy innych gier było po prostu dużo i w jakiś niekontrolowany sposób, osoby wyróżniające się były eksploatowane. Teraz zwracam na to uwagę, by rozkładać racjonalnie grę na wszystkich zawodników, z naciskiem na tych wybijających się. To jest ważne, aby robić to z głową. Uważam, że coś w tym doborze obciążeń musi być, bo z czterech osób które „ciągnęły grę” rocznika, trzy skończyły borykając się z kontuzjami, czwarta gra do dziś w trzeciej lidze.

Mogło być zupełnie inaczej. W wieku 17-stu lat zgrupowanie z pierwszą drużyną, epizody w Pucharze Ekstraklasy, Mistrz Młodej Ekstraklasy, powołanie do kadry młodzieżowej i nagle coś się urwało.

– Treningi za trenera Adama Nawałki to był pierwszy epizod z pierwszą drużyną. To była całkowicie inna Wisła, wtedy kilka tygodni wcześniej oglądałem tych samych piłkarzy w telewizji z Feyenoordem Rotterdam i nawet mi przez myśl nie przeszło, że niedługo będę mógł siedzieć z nimi w szatni i jechać na obóz do Turcji. Ciekawe doświadczenie, byłem kompletnie nieprzygotowany mentalnie.

Jak się wchodzi do takiej szatni?

– Jeśli chodzi o „wejście” do szatni to wiadomo, znałem swoje miejsce, a że było nas kilku młodych to trzymaliśmy się razem. Najwięcej wskazówek udzielał Maciej Stolarczyk, który wtedy był kapitanem.

Później rezerwy oraz Młoda Ekstraklasa, Puchar Ekstraklasy.

– Byłem najmłodszym zawodnikiem w tej naszej mistrzowskiej drużynie. Zagrałem pięć spotkań, co wydawało mi się, że przy dużej konkurencji było niezłym wynikiem, choć mogło być lepiej. Kolejny epizod w pierwszej drużynie, był już za trenera Macieja Skorży. Trzy razy wszedłem w PE, odbyłem kilka treningów w okresie przygotowawczym i… wydawało mi się, że jestem młody i mam czas, dostanę kolejną szansę. Teraz wiem, że to złe myślenie. Nie wiadomo czy będzie następna szansa dlatego trzeba wykorzystać tę, którą się dostaje. Zrozumiałem to, ułożyłem sobie w głowie, i zakładałem, że następną szansę treningów z pierwsza drużyną wykorzystam by zostać tam na dłużej. Niestety, doznałem kontuzji.

Pojawiło się też powołanie do reprezentacji U-19.

– Najpierw pojechałem na konsultację, z której przebiłem się i dostałem się na turniej na Słowacji. Zadebiutowałem z Chorwacją, później zagrałem jeszcze z gospodarzami, posiedziałem na ławce z Francuzami i więcej nie udało mi się zagrać. Choć wtedy jakiś niedosyt pozostał, bo nie czułem się gorszy od tych chłopaków.

Jak doszło do kontuzji?

– W okresie przygotowawczym podczas meczu sparingowego z Sandecją Nowy Sącz doznałem skręcenia stawu kolanowego. Po trzech miesiącach miałem pierwszą operację, po czterech drugą oraz rekonstrukcję więzadeł, a po dziesięciu miesiącach wróciłem do treningu. Pojechałem na kolejny obóz, na którym znowu doznałem urazu tego samego kolana – pękła mi łąkotka. Przeszedłem trzecią operację i wciąż się rehabilitowałem – przed operacją, po i tak w kółko. Duża próba charakteru, duża walka o powrót do gry. Wróciłem do zdrowia, do gry na poważnym poziomie już niestety nie.

Jest żal, że tak się to potoczyło?

– Nie ma, tak musiało być i tyle. Czasami się zastanawiam, jakby się to potoczyło, gdybym w tamtym momencie nie doznał kontuzji bo uważam, że byłem w super dyspozycji, a kilka tygodni później Wisła miała pierwsze problemy kadrowe (mecz z Levadią Tallin w eliminacjach Ligi Mistrzów) i kilku kolegów dostało szansę na dłuższe treningi z pierwszą drużyną.

Górnik Wieliczka to była już ostatnio próba powrotu do poważnej piłki?

– Po tych wszystkich miesiącach rehabilitacji miałem dużą chęć by dać sobie spokój. Nienawidziłem tej siłowni pod trybunami na stadionie, w której przebywałem dzień w dzień i się rehabilitowałem. Jednak z gry w piłkę nie da się wyleczyć, dlatego wylądowałem w trzecioligowym Górniku Wieliczka. Trenowałem od poniedziałku do czwartku, a w weekend nie mogłem grać, bo się pojawiał płyn w kolanie. A jak mi odpuszczał trener dwa treningi w tygodniu, to było to niesprawiedliwe wobec pozostałych zawodników. Wolałem zrezygnować. Chciałbym też zaznaczyć, że inaczej się rehabilituje człowiek, który ma wsparcie finansowe, dostęp do fizjoterapeutów, a inaczej osoba, która musi iść na studia, do pracy a później powalczyć o zdrowie do swojej pasji. Będąc w Wiśle byłem na kontrakcie i walczyłem o powrót, w Górniku musiałem „dokładać do interesu”, to też mi dało do myślenia czy to ma sens.

Niewielu z tych mistrzów Młodej Ekstraklasy gra obecnie w piłkę choćby na pierwszoligowym poziomie, wybili się pojedynczy piłkarze, a niektórzy pokończyli już kariery.

– Nie jestem w stanie odpowiedzieć, dlaczego tylko nielicznym się udało. Każdy przypadek zapewne był inny. Jednym brakło zdrowia, a innym „głowy”, jeszcze innym po prostu umiejętności. Mogę powiedzieć o sobie: u mnie nie było tego zdrowia, ale też na pewno umiejętności by wskoczyć na wyższy poziom przed kontuzją. Większość nie odnalazła się również w innym otoczeniu. Ciężko było się przebić wtedy w Wiśle, chłopaki trafili do niższych lig i nie udało się im odbić – dali sobie spokój.

Jeżeli mielibyśmy opisać trenera Janię, to na pewno użylibyśmy słowa „spokojny”, tymczasem mówi się, że Jania-piłkarz był tym od robienia atmosfery w drużynie.

– Ogólnie spokojnie podchodzę do tego, co się dzieje, może dla niektórych za spokojnie, czasami się zdenerwuję, ale rzadko. Jestem zdania, że atmosfera w której się pracuje jest bardzo ważna. Zdecydowanie łatwiej się coś przyswaja, jeżeli jest przyjazny odbiór osoby prowadzącej. Druga sprawa: jeżeli będę krzyczeć to, czy to coś zmieni w umiejętnościach chłopaków? O to czy robiłem atmosferę w szatni, trzeba byłoby pytać tych co w niej przebywali.

Praca z młodzieżą to przystanek do piłki seniorskiej?

– Nie mówię nie bo kiedyś podczas jednego z pierwszych wywiadów zapytano mnie o studia i odpowiedziałem – raczej nie, a jak już to na pewno studia niezwiązane ze sportem, a ukończyłem dwa kierunki właśnie ze sportem związane. Chciałbym jednak zostać przy młodzieży, jednak różnie bywa. Idealnie byłoby znaleźć kategorię wiekową w której najlepiej bym mógł się dzielić swoją wiedzą. Nie ukrywam, że są to moje pierwsze doświadczenia z trampkarzami i w porównaniu z wrześniem już się wiele zmieniło. Dalej jednak uważam, że po ośmiu miesiącach pracy, nie poznałem jeszcze zbyt dobrze obu moich drużyn. Na szczęście trenerzy, którzy do tej pory pracowali przy tych rocznikach, trenowali je odpowiednio, dzięki czemu mam dwie dobre grupy.

Czego można się nauczyć w Akademii Coerver® Coaching, w której pracowałeś przed powrotem do Wisły?

– Metoda treningu Coerver’a bazuje na przekonaniu, że żadna drużyna i taktyka gry nie są w stanie istnieć i osiągać sukcesów bez indywidualności, które je tworzą. Po okresie spędzonym w tej Akademii, mam świadomość, że obecna gra zespołu, sposób zwycięstw jest mało ważna w porównaniu do tego, jak prezentuje się dany zawodnik. Gotowość mentalna i techniczna – to jest główny wyznacznik tego, czy w przyszłości sobie poradzi. Jeżeli dobrze osoba funkcjonuje w zespole, to musimy zastanowić się czy w innym również sobie poradzi. Widzę to po swojej przygodzie z piłką: za dużo było osób, które dobrze funkcjonowały w drużynie, ale nie przebili się bo brakowało podstawowych umiejętności.

Do południa prowadzisz zajęcia w szkole, popołudniu zajmujesz się młodzieżą w Wiśle. Sporo obowiązków?

– Doceniam pracę, jaką mam, ponieważ wiem, co robiłem rok czy dwa lata temu i zdaję sobie sprawę jak to wyglądało. Pracowałem dorywczo, studiowałem, a później jechałem prowadzić trening. I teraz mam ten komfort, że robię to, co lubię pracując z młodzieżą w szkole i w Wiśle Kraków.

Data publikacji: 24.03.2015
Źródło: akademiawisly.pl


Jania: Odpowiednie podejście i nastawienie kreuje solidnych zawodników

4 tygodnie temu | 28.12.2023, 19:00

Znajdujemy się na półmetku zmagań w sezonie 2023/2024, a więc jest to dobry czas na podsumowanie dotychczasowych występów młodych Wiślaków. Na tapet wzięliśmy zespoły od U-16 do U-13, nad którymi czuwa trener Michał Jania. Koordynator wspomnianych grup młodzieżowych podsumował ostatnie miesiące pracy ze swoimi drużynami.

Panie koordynatorze, kończymy 2023 rok, a zarazem pierwszą połowę sezonu 2023/2024. Jaki to był dla Pana czas i co udało się w tym czasie osiągnąć?

Dla mnie był to rok w którym dużo rzeczy się działo, miałem możliwość uczestniczyć czynnie czy też jako osoba wspomagająca w kilku projektach Akademii. Pomiędzy sezonami moja rola uległa delikatnej korekcie, tak naprawdę została rozszerzona, co oznacza, że przy akceptacji Dyrektora mogę wprowadzać w życie różne rzeczy, które docelowo mają poprawić poziom sportowy naszych zawodników. Na razie są to rzeczy mało widoczne, ale w perspektywie czasu na pewno przyniosą efekty, m.in. poprawiliśmy spójność między kategoriami w Krakowie, by wszystkie poziomy roczników zaczęły funkcjonować na podobnych zasadach, a jest to bardzo ważne przy ciągłości szkolenia. Usystematyzowaliśmy na wszystkich poziomach sposoby sprawdzania i testowania zawodników, teraz mamy określone ścieżki dla poszczególnych kategorii i wiemy jak skuteczniej zarządzać zgłoszeniami do naszej Akademii. Osobiście nauczyłem się też funkcjonować w dwóch rolach - koordynatora do spraw sportowych w Krakowie oraz koordynatora poszczególnych roczników. To połączenie nie jest żadnym utrudnieniem, ponieważ te funkcje się przenikają, aczkolwiek na samym początku wymagało to czasu, by przełączając się pomiędzy tymi rolami być wydajnym. Wynikało to z tego, że czego innego potrzebują, bądź potrzebowali trenerzy w młodszych kategoriach, a czego innego trenerzy drużyn, które koordynowałem na co dzień. Nie ukrywam, że od jesieni duże odciążenie dało zatrudnienie koordynatora Łukasza Walczaka do grup młodszych. Obecnie nie prowadzę żadnej drużyny, ale miałem okazję oglądać naprawdę wiele spotkań naszych wychowanków od kategorii U-7 do U-16 i to również jest bardzo cenna nauka dla mnie.

Przed sezonem opiekunem drużyny U-16 został trener Mickael Wolski. Jak z Pana perspektywy radzi sobie nasz szkoleniowiec, zważywszy na to, że nie posługuje się językiem polskim? Jak ocenia Pan jego ostatnie pół roku w klubie?

Muszę powiedzieć, że trener Wolski bardzo szybko zaadaptował się do prowadzenia tego zespołu. Budowa tej drużyny, kiedy powołaliśmy go na nowo do życia nie była łatwa. Wielu zawodników jeszcze latem szukała możliwości trenowania i gry na poziomie Centralnej Ligi Juniorów w różnych miejscach. Finalnie w sierpniu utworzyła się grupa zaangażowanych i otwartych na wiedzę chłopaków, co trener Wolski obecnie wykorzystuje. Ewidentnie potraktował to jako duże wyzwanie w jego pracy zawodowej i ku mojemu zaskoczeniu, ta bariera językowa nie jest aż tak dużym problemem, jak się na początku obawialiśmy. Widoczna jest również różnica kultury pracy w piłce nożnej. Trener Wolski, tak jak i pozostali trenerzy zdecydowanie prezentuje wysoki standard - solidna praca na boisku i duże wymagania. Jego coaching jest też bardzo mocno ekspresyjny, głośny, co sprzyja temu, by do każdych zajęć zawodnicy byli pobudzeni, zaangażowani, a ich uważność była na odpowiednim poziomie. Moim zdaniem funkcjonuje to dobrze. Język angielski, którym trener Wolski posługuje się w rozmowie ze sztabem i zawodnikami jest prosty w przekazie, i nie stanowi on problemu dla zawodników, którzy trenują z nim już kilka miesięcy. Wiadomo, że jeśli chodzi o rzeczy bardziej detaliczne czy rozwiązywanie pewnych problemów, tutaj wymaga to na pewno więcej języka specjalistycznego. Musimy też pamiętać o tym, że rodzimym językiem trenera Mickaela jest francuski, więc to też na pewno ma znaczenie przy emocjonalnych i głębszych rozmowach. Muszę tutaj podkreślić, że rola trenera Bartka Zelka jest nieoceniona, który jako trener asystent oraz tłumacz, sprawdza się bardzo dobrze. Na tę chwilę relacje w sztabie i w drużynie się dotarły. Oczywiście, jest wiele rzeczy, które mogłyby funkcjonować lepiej, ale to już nasza rola, aby wszystko w dobrą stronę ukierunkować.

Zawodnicy drużyny U-16 mają więc ciągłą styczność z językiem angielskim, natomiast trener Wolski z językiem polskim. Jak wygląda ta komunikacja?

To, że trener mówi w innym języku, na pewno jest w pierwszym kontakcie czymś zupełnie innym. Dla niektórych może to być nawet coś, co może przestraszyć. Po czasie następuje jednak oswojenie, które pomaga, aby załatwić podstawowe rzeczy i zrozumieć przekazywane treści dotyczące np. treningu i tutaj nie ma problemu, aczkolwiek w momentach kryzysowych, które pojawiają się w każdej organizacji i w momentach, gdzie potrzebny jest szybki i zrozumiały przekaz, np. w trakcie gry, mogą z tego wyniknąć nieporozumienia czy niedomówienia, czyli błędy komunikacyjne. Często wśród ludzi, którzy mówią jednym językiem pojawiają się takie błędy, a co dopiero, kiedy mamy do czynienia z barierą językową i uważam, że to oswojenie jest bardzo potrzebne dla zawodników i bardzo nauczające. Natomiast, tak jak wspomniałem, w momencie kiedy potrzeba szybkiej, skrupulatnej i bezpośredniej komunikacji, jest to wyzwanie dla obu stron, zarówno trenera, jak i zawodników, aby w przenośni mówili tym samym językiem i dążyli w tym samym kierunku. Trener Wolski podejmuje duże starania, aby jak najwięcej słów rozumieć po polsku i wiem, że z czasem będzie mógł zrozumieć zdecydowaną większość informacji, które do niego docierają.


Najmłodszy wiślacki zespół występujący w Centralnej Lidze Juniorów zajął 5. miejsce, ale zdobył najwięcej goli. Co sądzi Pan o minionej rundzie w jego wykonaniu i czy ofensywa drużyny trenera Krystiana Żakowicza może być dobrym prognostykiem na drugą część sezonu?

Zacznę od tego, że osiągnięte miejsce w tabeli oraz ilość zdobytych punktów w ogóle nie odzwierciedla przebiegu gry i rywalizacji przeciwko innym zespołom. Wynik byłby lepszy, gdyby nie kilka uwarunkowań, o których zaraz powiem. Ilość bramek kompletnie mnie nie dziwi, bo jeśli chodzi o sposób gry naszej drużyny U-15, nastawiony jest on na mocno ofensywną grę, wysokie posiadanie piłki i kreowanie sytuacji. Ci chłopcy chcą tworzyć wiele akcji, chcą być cały czas stroną dominującą pod względem posiadania piłki, dlatego też obrońcy czy zawodnicy, którzy często na papierze są ustawieni jako zawodnicy broniący, mają dużo zadań ofensywnych - poczynając od bramkarza, a kończąc na napastnikach. Oczywiście ogromna rola tutaj trenera Żakowicza i sztabu, który mocno zachęca do takiej gry i cierpliwie doskonalą to podczas treningów. Tutaj muszę powiedzieć jedną rzecz, że w zespole U-15 bardzo dobrze zostały uwypuklone mocne cechy drużyny oraz nacisk na to, by w sposób świadomy i konsekwentny tworzyć sytuacje bramkowe i zdobywać gole. Mogliśmy to obserwować w meczach, w których nasi zawodnicy potrafili wbić nawet dziesięć goli. To jest na poziomie CLJ rzadkością, ale też pokazuje, że jeśli w sposób konsekwentny będzie się realizować plan na przebieg spotkania, to można być naprawdę bardzo groźnym. Jeśli chodzi o uwarunkowania, które wpłynęły na wynik w rundzie jesiennej, musimy zwrócić uwagę na to, że z różnych względów na dłuższy okres lub poszczególne mecze ważne ogniwa sportowo i mentalnie dla tej drużyny niestety wypadały. Na szczęście kadra jest szeroka i wyrównana, dzięki czemu poradziliśmy sobie, ale będąc w środku widziałem wysiłek całego sztabu, by to poskładać. Oczywiście są też plusy tej sytuacji, bo o kilka spotkań przyspieszyliśmy wprowadzenie Szymona Koładki do gry i między słupkami poradził sobie naprawdę solidnie. Jak w każdej drużynie regularnie i wymagająco trenującej, w trakcie rundy były problemy zdrowotne, czy też wychowawcze, co nie pomagało. Biorąc pod uwagę całą rundę i przebieg spotkań, które w większości miałem okazję widzieć na żywo, czy też z nagrania nie ukrywam, że czasem nie potrafiliśmy postawić kropki nad „i”, lub późno wracaliśmy do gry, kiedy przegrywaliśmy jedną czy dwiema bramkami. Myślę jednak, że kolejna runda będzie dla nas bardziej owocna i bardziej równa, a dojrzałość tych chłopców na pewno pójdzie do przodu.

Jeśli chodzi o przedostatnią z drużyn, a więc U-14 - jak według Pana poradzili sobie zawodnicy zespołu prowadzonego przez trenera Dawida Ślusarczyka?

Jeśli mówimy o kategorii U-14, jest to całkowicie inna drużyna, niż ta z poprzedniego sezonu. Jest również nowy trener - wspomniany Dawid Ślusarczyk, który swoim przykładem i dużym zaangażowaniem w pracę zespołu, próbuje przelać tę samą etykę na swoich zawodników. Drużyna ma za sobą trudną rundę ze względu na to, że dla niektórych graczy była to pierwsza styczność z Wisłą Kraków, a po drugie chłopaki mierzyli się z rok starszymi rywalami, co nie było dla nich niczym nowym, ale dysproporcje motoryczno-fizyczne były większe niż w poprzednim sezonie. Mieliśmy też świadomie zawężoną kadrę, przez co przy natłoku wydarzeń meczowych, turniejowych i sparingowych, musieliśmy dbać o to, aby zawodnicy nie nabawili się kontuzji przeciążeniowych. Z początku udawało się nam tego uniknąć, lecz z czasem pojawiły się inne urazy czysto mechaniczne, które eliminowały z gry, przez co musieliśmy się posiłkować zawodnikami z kategorii U-15, mającej szeroką kadrę. Podsumowując drużynę U-14 wynikowo oraz gra była na przyzwoitym poziomie. Były bardzo dobre spotkania, lecz były też takie, które nas nie zadowoliły, ale trenerzy i zawodnicy doskonale zdają sobie z tego sprawę.

I została nam tylko ekipa kategorii U-13. Co Pan sądzi o występach najmłodszych zawodników ze wszystkich koordynowanych przez Pana zespołów?

Za najmłodszymi z koordynowanych przeze mnie zawodników również trudna runda, na co złożyło się kilka czynników. Pierwszy to taki, że dla chłopców był to pierwszy sezon, w którym rywalizowali w systemie piłki 11-osobowej. Mając doświadczenia z poprzednich sezonów wiedzieliśmy, że będzie naprawdę ciężko wbić się od samego początku w te rozgrywki. Tutaj, proces tej adaptacji przebiega dłużej. Nie jesteśmy zadowoleni z przebiegu wszystkich spotkań w tej rundzie, aczkolwiek jeśli chodzi o progres, jaki poczynili chłopaki od lipca do grudnia, jest on zauważalny i to na pewno cieszy. Wielu chłopaków, w ostatnim okresie zauważalnie dojrzało, co zaprocentuje już na wiosnę. W zespole pojawił się nowy sztab - trenerzy Michał Tyrka oraz Andrzej Pałka, i tutaj muszę powiedzieć, że z dużą starannością pod względem pedagogicznym oraz wychowawczym podchodzą oni do drużyny, a to jest bardzo istotne w naszej Akademii.

Czy w czasie rundy jesiennej nasunęły się Panu jakieś konkretne wnioski? Czy jest jakiś aspekt minionej rundy jesiennej, z którego jest Pan szczególnie zadowolony? A może jest coś, co według Pana wymaga poprawy?

Na pewno została poprawiona komunikacja wewnętrzna dotycząca przesunięć zawodników do innych drużyn oraz procesu adaptacji zawodnika. Zauważalna jest zmiana w odbiorze tych przesunięć i gry starszych zawodników z młodszą kategorią wiekową. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy dalej chcemy funkcjonować właśnie w takim modelu rywalizacji ze starszą kategorią wiekową. Przynosi to wiele plusów, ale ma też swoje efekty uboczne, o których w klubie właśnie rozmawiamy. Co na pewno jest jeszcze zauważalne, to to, że u zawodników, którzy są w młodszych kategoriach wiekowych, świadomość poszła w większości w górę. Ci zawodnicy chcą dbać o siebie, chcą pracować i jeśli stworzymy im do tego odpowiednie warunki, to na pewno z tego skorzystają. Również świadomość rodziców jest pod tym względem większa. Co wymaga poprawy? Jeśli mówimy o świadomości okołotreningowej, no to na pewno świadomość dotycząca regeneracji oraz żywienia. Mamy tutaj pole do popisu, byśmy mogli edukować zawodników. Podobne wyzwania mają inne drużyny w Europie, o czym rozmawialiśmy m.in. podczas mojego szkolenia w Sewilli. Jest to spory problem, i wymaga naprawdę dużo czasu ze strony trenerów, jak i rodziców.

W kontekście rozwoju zawodników - jak na tym polu radzą sobie Pana drużyny?

Na to, jak poszczególne jednostki będą się rozwijać, duży wpływ ma środowisko treningowe. Jeśli to środowisko treningowe będzie wymagające, czyli będzie wymagająca drużyna, wymagający trener, to ten zawodnik będzie zaliczał naturalnie postęp. Drugim środowiskiem, który może popychać do rozwoju jest środowisko meczowe. Nie może być ono za łatwe, ale też nie za trudne, a taki układ bardzo mocno sprzyja i organizuje dobry rozwój. Kolejnym czynnikiem, który pomaga w rozwoju zawodnika jest środowisko domowe. W ciągu tygodnia trener spędza z zawodnikiem tylko niewielki procent czasu, natomiast to, co dzieje się z zawodnikiem pomiędzy tymi treningami ma bardzo duże znaczenie w kontekście tego, jak będzie później reagował na wysiłek treningowy czy też meczowy. Jeśli te środowiska będą na wysokim poziomie, możemy dać szansę, a nawet oczekiwać, by ten zawodnik się dobrze rozwijał. Jako Akademia mamy duży wpływ na dwa pierwsze środowiska, czyli treningowe oraz meczowe, natomiast na ostatnie - środowisko domowe, już niestety wpływ jest niewielki (pomijając zawodników zakwaterowanych w internacie). Jako klub wkładamy tutaj jednak swoją cegiełkę, zatrudniając kompetentne osoby, które są dla zawodników i mogą wspomóc w tych aspektach.

Jak dużo młodych graczy wyróżnia się w Pana drużynach?

W każdej grupie mamy zawodników utalentowanych oraz z predyspozycjami, lecz na bazie mojej już dziesięcioletniej obserwacji wiem, jak daleka jest to droga i ile zmiennych decyduje, czy dany zawodnik wzbije się na najwyższy poziom. Osobiście uważam, że od talentu istotniejsze jest odpowiednie podejście. Talent może spowodować, że zawodnik szybciej wszystko przyswaja i z większą łatwością się uczy, ale kluczowe do tego, by się rozwijać jest odpowiednie podejście i nastawienie, które pomaga kreować solidnych zawodników. Chcemy mieć w drużynie jak najwięcej takich graczy (z odpowiednim podejściem), ponieważ w późniejszym okresie bardzo mocno wpływa to na środowisko i charakter pracy zespołowej, a co za tym idzie, na rozwój indywidualny.


Jak układa się współpraca z rodzicami młodych piłkarzy z koordynowanych przez Pana drużyn?

W starszych kategoriach drużyn krakowskich, zawodnicy w większości przejęli uczestniczenie w życiu drużynowym na siebie, więc nie występuje tutaj już tak intensywny kontakt z rodzicem, jak to ma miejsce w młodszych kategoriach wiekowych. Jeśli chodzi o moje relacje z rodzicami, są one na poprawnym poziomie. Cieszę się, że rodzice zawodników Wisły Kraków, będąc na meczu wiedzą jak się zachować i tutaj kompletnie nie mamy zastrzeżeń. Tak jak już wspominałem, świadomość chłopców i ich rodziców jest na wyższym poziomie, przez co wykazuje się też większe zrozumienie dla pracy mojej oraz trenerów.

Czy są zawodnicy, którzy wzbudzili powszechne zainteresowanie wśród innych klubów?

Jak już wspominałem, w każdej kategorii wiekowej mamy zawodników, którzy wyróżniają się na tle drużyny, co powoduje, że bardzo często są obserwowani i też pożądani w innych klubach. Nie jest to dla nas nic nowego, ale z drugiej strony jest to duże wyzwanie, aby zaoferować takim zawodnikom coś więcej i przekonać ich do kontynuowania swojej piłkarskiej przygody w Wiśle Kraków.

A co w kwestii zawodników testowanych? Czy w planach jest sięgnięcie po kilka nowych twarzy?

Chcemy nieustannie wzmacniać środowisko treningowe oraz drużynowe, lecz jeśli chodzi o transfery zimowe, są one specyficzne z wielu względów. Po pierwsze, abyśmy mogli pozyskać zawodnika zimą, musimy mieć zgodę klubu macierzystego oraz rodzica. Po drugie, takie działanie często jest związane ze zmianą szkoły, a tego rodzice ze zrozumiałych względów, w trakcie trwania roku szkolnego chcą unikać. Transfery mogą się pojawić w starszych krakowskich drużynach, ale na pewno nie będzie ich wiele. Oczywiście prowadzimy permanentne obserwacje, aby wzmocnić to środowisko zespołowe. Są pewni gracze, którzy znajdują się w kręgu naszych zainteresowań, ale pozostaje pytanie, czy uda nam się ich pozyskać zimą, czy jednak dopiero latem.

Kiedy zawodnicy poszczególnych zespołów rozpoczną przygotowania do rundy wiosennej?

Wszystkie nasze grupy młodzieżowe przygotowania do rundy wiosennej rozpoczynają 8 stycznia. Najstarsze drużyny otrzymały ponadto plan treningowe do samodzielnej realizacji od 2 stycznia, aby na dzień rozpoczęcia właściwych przygotowań byli już gotowi do normalnego treningu. Obecnie zawodnicy mają czas na to, by odpocząć i zregenerować się, w szczególności mentalnie, ponieważ przed nimi cały rok treningów i meczów, a odpoczynek i nabranie chęci do dalszej pracy jest bardzo potrzebny.


Źródło: akademia.wisla.krakow.pl

Galeria trenerska

ZE SWOIMI DRUŻYNAMI