Paweł Pytliński

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:40, 18 sie 2016; Dorotja (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
Paweł PytlińskiŹródło: http://pzjudo.pl
Paweł Pytliński
Źródło: http://pzjudo.pl
Paweł PytlińskiŹródło: http://tswisla.pl
Paweł Pytliński
Źródło: http://tswisla.pl
Paweł PytlińskiŹródło: http://www.judoinfo.pl
Paweł Pytliński
Źródło: http://www.judoinfo.pl

Paweł Pytliński ps. "Pytel" (ur. 26 czerwca 1977 r., zm. 31 sierpnia 2013 r.) - zawodnik sekcji judo TS Wisła, reprezentant Polski.

  • Pałac Młodzieży Tarnów (1992 - 1997)
  • TS Wisła Kraków (1998 - 2009)

Paweł Pytliński to wicemistrz Polski z 2006 roku. W 2009 roku był członkiem zespołu, która wywalczył srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski.

Startował w najwyższych kategoriach wagowych.

Paweł związał się z Krakowem i Wisłą po maturze, w 1998 roku, gdy rozpoczął studia. Jest absolwentem krakowskiej AWF.

Zawodowo pracował od lat jako ochroniarz w jednym z krakowskich klubów.

Paweł Pytliński pożegnał się z życiem w krakowskim klubie Moulin Rouge w nocy z 30 na 31 sierpnia 2013 roku - został ugodzony nożem w tętnicę udową, wykrwawił się na śmierć.

Dla nas to szok. W takich okolicznościach tracimy kolegę, którego osobiście bardzo ceniłem - mówi trener Artur Kłys.

Namawiałem go jeszcze do startu w drużynowych mistrzostwach Polski, które odbędą się pod koniec października w Krakowie, ale trochę się łamał. Ostatni raz był w klubie w piątek, dałem mu klucze do sali i poszedł poćwiczyć sam - mówi Krzysztof Wojdan.

Spis treści

Kronika sportowa

Rok 1998

Rok 2000

Rok 2002

Rok 2003

Rok 2004

Rok 2006

Rok 2007

Rok 2008

Rok 2009

Dorobek medalowy w zawodach rangi mistrzowskiej

W tabeli zamieszczamy medale zdobyte podczas mistrzostw Polski oraz w Pucharze Polski.

Zestawienie nie obejmuje medali zdobytych przez judoków w drużynowych mistrzostwach Polski...

Data Medal / Puchar Ranga zawodów Dyscyplina Zawodnik Uwagi
2006.06.09-11 Srebro Mistrzostwa Polski Judo: 100 kg Paweł Pytliński
2009.10.02-04 Brąz Mistrzostwa Polski Judo: 100 kg Paweł Pytliński
2009.10.17-18 Puchar SuperPuchar Polski Judo: 100 kg 2. Paweł Pytliński

W mediach

Nie żyje Paweł Pytliński

31 sierpnia w Krakowie, w wieku 36 lat, zmarł tragicznie Paweł Pytliński, wieloletni zawodnik Sekcji Judo naszego klubu, były reprezentant i wicemistrz Polski.

Paweł Pytliński był jak wino - im starszy, tym lepszy. Największy sukces odnotował w roku 2006, kiedy to podczas krajowego czempionatu w Gdańsku wywalczył tytuł wicemistrzowski w kategorii wagowej do 100 kg.

Trzy lata później, będąc już u schyłku swojej zawodniczej kariery, postarał się o niezwykle miłą niespodziankę. Mistrzostwa Polski odbywały się wtedy w Opolu, a na Pawła, startującego w kategorii wagowej powyżej 100 kg, mało kto liczył. Po porażce w pierwszej walce wydawało się, że słusznie. Tymczasem…

Pytliński w repasażach bił się rewelacyjnie. Wygrał trzy walki przed czasem i przystąpił do boju o brąz. Poszedł w nim za ciosem. Wygrał przez ippon i zdobył brązowy medal.

W tym samym, 2009 roku, był podporą zespołu Wisły, który zdobył drużynowe wicemistrzostwo Polski. W turniejach mistrzowskich Paweł zdobył aż 18 punktów, co było drugim wynikiem wśród wszystkich zawodników Białej Gwiazdy.

Był świetnym kolegą. Jeszcze w miniony piątek ćwiczył w sali judo przy Reymonta. W sobotę już nie żył.

Pogrzeb Pawła Pytlińskiego odbędzie się w najbliższą sobotę, 7 września, o godz. 14, w Tarnowcu k. Tarnowa.

Źródło: tswisla.pl

Tajemnica morderstwa w klubie Moulin Rouge

Sprawa jest zagadkowa, świadkowie uciekli. Paweł miał 36 lat, był znanym judoką. Zginął tragicznie w nocnym, krakowskim lokalu, ugodzony nożem - pisze Katarzyna Janiszewska.

Paweł pracował w "klubie dla dżentelmenów, oferującym rozrywkę na najwyższym europejskim poziomie", to znaczy mówiąc wprost: striptiz. Stał na bramce, miał do tego pasujące warunki. Wysportowany, postawny, 110 kilo wagi, same mięśnie. Brunet, ostrzyżony na krótko. Już swoim wyglądem budził respekt. Umiał się bić, co w takich miejscach jest nie bez znaczenia, na przykład kiedy klient po paru drinkach zaczyna się awanturować. Bywało.

W jaki sposób tamtego dnia Paweł znalazł się w innym klubie, już niekoniecznie dla dżentelmenów, reklamującym swoje panie na erotycznym portalu Roxa.pl?

Mogło być tak, że rozochocony zmysłowym tańcem klient (znajomy) chciał zmienić lokal i poprosił Pawła, żeby mu towarzyszył? A Paweł, że OK, bo tu już i tak zamykają, odwiedzi przy okazji kolegów na bramce. Albo coś w tym rodzaju.

Przyjechali taksówką, w sobotę nad ranem, na Olszę. W klubie nastąpiła sprzeczka, jakieś zaczepki, szamotanina. Nóż przeciął Pawłowi tętnicę udową, wykrwawił się w parę chwil. Trwają dociekania, jak to się stało. Na sali nie było monitoringu, aby nie krępował klientów pragnących zachować anonimowość.

Zaczynał w Tarnowie

Paweł Pytliński był znanym judoką, dawniej zawodnikiem TS Wisła, reprezentantem Polski, wielokrotnym medalistą. Od małego trenował. Miał 10, może 11 lat gdy zaczynał w tarnowskim Pałacu Młodzieży.

- Przyprowadziła go chyba mama - próbuje sobie przypomnieć Bogdan Kocik, pod okiem którego szkolił się przez osiem lat. - Jego pierwszy sukces: brązowy medal na mistrzostwach Polski młodzików w Koszalinie. Niespodziewany sukces.

Bo tak naprawdę, na początku nic nie wskazywało na to, aby Paweł miał zadatki na wojownika. Mały, pulchny, rumiany chłopczyk. Wydawało się, że jest z takich, co to słomiany zapał, pewnie zaraz mu minie. Spokojny, dobrze wychowany. A w sportach walki potrzeba przecież sportowej złości, agresji - zaciskasz zęby i idziesz do przodu - zawziętości.

Zawziętość, jak się okazało, Paweł miał. Trudną do zauważenia na pierwszy rzut oka. Ale to zwycięstwo w młodzikach dawało już do myślenia. Że może zewnętrzne cechy są mylące.

- Zawsze był pracowity, solidny, rzetelny - podkreśla trener Kocik. - Musiał mieć zacięcie. I jego rodzice też. Bo on na treningi dojeżdżał z Tarnowca. Kilka kilometrów autobusem, pięć razy w tygodniu, po półtorej godziny - dla małego chłopca to wysiłek. A Paweł był zawsze. Jeśli go nie było, znaczy poważnie zachorował. Nie jakiś tam paluszek i główka.

Jemu sukces nie przyszedł łatwo, nie dostał talentu w genach. Wszystko, co osiągnął w sporcie, to swoją ciężką pracą. Z Jerzym Szczepanikiem poznali się na macie. Kilkunastoletnie chłopaki zakochane w judo. Nawet gdy się spotkali poza salą treningową gadali tylko o sporcie. Robili sobie zdjęcia z medalami i pucharami. Nad łóżkiem wieszali plakaty Waldemara Legienia, olimpijczyka i mistrza w judo. Trudno je było wtedy zdobyć.

- Pamiętam, jak trener zabrał nas na zawody drużynowe do Krakowa - wspomina Szczepanik. - Wisła walczyła z klubem z Francji. Na trybunach zobaczyliśmy Rafała Kubackiego, mistrza Polski. Pobiegliśmy z Pawłem, żeby nam się podpisał na pasku.

Ambitny

Do Krakowa przyjeżdża w 1998 roku na studia na AWF. Zaczyna trenować na Wiśle. Ambitny. Nawet walkę treningową traktuje poważnie. Trenuje dwa razy dziennie po dwie godziny. Przed południem bieganie i ćwiczenia siłowe. Po południu zajęcia na macie, dużo techniki, rzutów, walki.

Paweł ma świetne podcięcie, jest dynamiczny, silny. Dobry w parterze, w duszeniu, to jego mocne strony. Szybko pnie się w górę, kariera nabiera rozpędu. Zdobywa kolejne medale. Nie lubi przegrywać. Jak już się zdarzy, zawsze chce rewanżu.

Łączy naukę z treningami. Ale kiedy odchodzi sponsor drużyny, musi zacząć pracować. Staje na bramce w studenckich klubach, w Karliku, w Przewiązce.

Co impreza to jakaś zadyma, bójka. Chłopaki spoza Krakowa, kozaki, chcą się pokazać w nowym środowisku. Paweł rozdziela awanturników.

Kiedy przestaje wygrywać w judo, kończy karierę sportową. Mówi: to już nie ma sensu. Ale nie przestaje trenować. Codziennie biega. Chodzi na siłownię, na matę. Ma to we krwi.

Młodym zawodnikom tłumaczy: bez zapieprzania nie ma wyników. Kupuje mieszkanie w Tarnowie. Na razie nie zamierza wyjeżdżać. Tylko tak na przyszłość, w razie czego, żeby być bliżej rodziców.

Pod koniec października mają się odbyć w Krakowie drużynowe mistrzostwa Polski. Przyjaciele namawiają go: wystartuj, możesz jeszcze nieźle zamieszać. Waha się. Obawia się kontuzji, to by go wyłączyło z pracy.

Ostatni rok i koniec

Robert Żaczkiewicz trenował w Błękitnych, po drugiej stronie ulicy co Pałac Młodzieży. Z Pawłem spotykał się na treningach. Zaprzyjaźnili się. Pamięta taką sytuację: jest na mieście, na dyskotece i jakiś facet zaczyna do niego dymić, straszy: zaraz tu przyjedzie Pytliński, to zobaczysz. Gość już wyciąga telefon, żeby po Pawła zadzwonić.

Robert się śmieje: Chłopie, tym razem Pytliński ci nie pomoże.

- Bo Paweł taki właśnie był, że jak ktoś go potrzebował, poprosił o pomoc, zawsze mógł na niego liczyć - wspomina Żaczkiewicz. - I może to go właśnie zgubiło?

Artur Kłys, judoka i trener: - Miał swoje zasady, żelazne, których nigdy nie łamał. Mówił to, co myśli, choć to niepopularne, a jak mówił, tak robił. Solidny, honorowy. Dotrzymywał słowa.

Spokojny. Nie wariował. Trochę samotnik. Nie był duszą towarzystwa. Ale lubiany. Wesoły i uśmiechnięty. Żył z dnia na dzień, nie miał konkretnych planów, było dobrze, jak było. Na razie. Nie narzekał na pracę, ale też nie mówił o niej jakoś entuzjastycznie.

W dzień spał, po południu szedł na trening, nocą pracował. Wszystko kompletnie odwrócone, na głowie. Może dlatego raczej nie myślał o stabilizacji. Prowadził kawalerski tryb życia. Nie miał żony, dzieci, choć u jego boku zawsze ktoś był.

Z Żaczkiewiczem spotkali się dwa tygodnie temu. Paweł opowiadał, że był na wakacjach w Anglii, że super, fajnie poimprezowali. Może kiedyś pojadą razem? Robert namawiał: Dałbyś sobie spokój z tą bramką.

- Żaczek, to już ostatni rok. Coś sobie znajdę, może sklep otworzę tak jak ty? Ostatni rok i koniec - mówił.

Moulin Rouge

To, co się stało w klubie, mogło być zwykłym przypadkiem. Przypadkowe spotkanie, przypadkowa kłótnia. Pech. Paweł miał swoje sprawy, nikt nie ma samych przyjaciół, ale nie miał też zaciętych wrogów. - Jeśli ktoś trenuje sztuki walki, nie odwraca się plecami, gdy coś się dzieje - mówi Krzysztof Wojdan, trener-koordynator Wisły. - Ja też jestem porywczy, czasem szybciej coś zrobię, niż pomyślę. Tylko że dawniej chłopaki dali sobie po mordzie i koniec. A teraz wyciągają noże. To klęska, co się dzieje w Krakowie.

W sprawy kibicowskie Paweł się nie mieszał. Prawdę mówiąc, nie mógł zrozumieć tej świętej wojny. Przecież w jego mieście też są dwa kluby: Unia i Tarnovia, żyją obok siebie, w zgodzie.

Z chłopakami z innych bramek miał dobre układy. Pomagali sobie, dzwonili do siebie i się ostrzegali: idzie do was banda kiboli, zamknijcie drzwi, bo wam cały klub porozpieprzają. A jak było trzeba, zaczynała się poważna akcja, to jedni do drugich przyjeżdżali.

Żaczkiewicz: Paweł sam robił selekcję, jak mu się ktoś nie spodobał, nie wpuszczał. Jak przychodziło czterech brysiów, wypraszał. Wypiją kilka drinków i będą z tego problemy. A z czterema takimi sam sobie nie poradzi.

W sobotę, w ostatni dzień sierpnia, o godz. 4 nad ranem taksówka z Pawłem i jakimś drugim mężczyzną podjechała pod Moulin Rouge. Taksówkarz wysiadł z nimi, chciał skorzystać z ubikacji. Kiedy wyszedł, zauważył trwające w klubie zamieszanie, klienci dbający o swoją anonimowość w pośpiechu opuszczali lokal.

Paweł mocno krwawił, lewa pachwina była przecięta. Ratownicy reanimowali go przez 45 minut. Kilkanaście grup policyjnych z psem tropiącym przeczesywało teren. W klubie nikt nic nie widział, świadków dawno już nie było.

Idę na matę

W piątek wieczorem Krzysztof Wojdan zamykał salę treningową na hali Wisły przy ul. Reymonta. Szukał klucza, bo nie wisiał na tablicy, tam gdzie zawsze wisi.

- Ja mam klucz, idę potrenować na macie - powiedział Paweł, który nagle się pojawił.

- Dobra. Tylko żebyś pogasił światła. To cześć.

Poćwiczył na siłowni, często sam ćwiczył, potrenował podciąganie na linie. Wziął prysznic, dochodziła już godzina 22. Ubrał się i pojechał do pracy.

@

Po tragedii w internecie pojawiła się notka o Pawle. Napisali: Paweł Pytliński był jak wino - im starszy, tym lepszy. Świetny kolega, podpora zespołu.

Źródło: gazetakrakowska.pl

Inne artykuły

Memoriał im. Pawła Pytlińskiego