Piotr Wawro

Z Historia Wisły

Piotr Wawro 2011
Piotr Wawro 2011

Piotr Wawro - prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków do lutego 2007, kiedy to podczas Walnego Zgromadzenia SKWK zarząd z prezesem na czele podał się do dymisji. Nowym prezesem SKWK wybrany został wówczas Robert Szymański.

Piotr Wawro to prywatny przedsiębiorca (Krakbet), jego zasługą jest stworzenie w 2010 roku silnej sekcji futsalu przy TS Wisła - w debiutanckim sezonie 2010/11 jego drużyna, Wisła Krakbet, wywalczyła wicemistrzostwo oraz zdobyła Puchar Polski. W 2013 roku prezes Wawro mógł cieszyć się z pierwszego tytułu mistrzowskiego.

W kwietniu 2011 roku Piotr Wawro wszedł w skład Zarządu TS Wisła, jako wiceprezes ds. finansowych.

Spis treści

Piotr Wawro: To spór Jurczyńskiego z nami

17. październik 2006

Głos w sprawie konfliktu kibiców z klubem zabrał Piotr Wawro, prezes Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków.

- Proszę naszej akcji nie nazywać konfliktem klubu z kibicami, bo w Wisłę nigdy nie uderzymy. To spór wyłącznie pana Jurczyńskiego z nami. Jurczyński nigdy nie był wiślakiem, jest tylko zwykłym najemnikiem. Mam dla niego propozycję, aby kupił sobie bilet na sektor C i jak normalny kibic wszedł na stadion. Przechodząc przez kordon policji, służby celnej, będąc obwąchiwany przez psy, czułby się pewnie jak w drodze do obozu koncentracyjnego. Później musiałby omijać kałuże, a gdy w końcu usiadłby w foteliku, musiałby wyrzucić spodnie, bo tak byłyby brudne, nie mówiąc już o wizycie w toalecie. Niech za takie warunki zażąda sto złotych i wszyscy będą szczęśliwi.

Jeśli ostatnio wiceprezes Jurczyński poprzez akcję antynarkotykową chciał zademonstrować siłę, by zniechęcić ludzi do przychodzenia na mecze, to osiągnął cel. Popieram walkę z patologiami stadionowymi takimi jak narkomania, ale jak pokazała akcja antynarkotykowa, góra jeden procent kibiców przychodzących na stadion to narkomani. Reszta to normalni ludzie, którzy chcą pomóc klubowi i nie wolno ich traktować jak potencjalnych bandytów

Na podstawie Gazety Wyborczej wislakrakow.com
(rav)

Inauguracja FUNDACJI IM. HENRYKA REYMANA. Romualda Piotrowska, Piotr Wawro i Genowefa Borkowska
Inauguracja FUNDACJI IM. HENRYKA REYMANA. Romualda Piotrowska, Piotr Wawro i Genowefa Borkowska
Wisła Krakbet Kraków U-16, Mistrzowie Polski 2012. Gratulacje od prezesa Piotra Wawro.
Wisła Krakbet Kraków U-16, Mistrzowie Polski 2012. Gratulacje od prezesa Piotra Wawro.

Bo Wisła musi być wszędzie

2012-07-20

Za niespełna dwa miesiące wystartuje Futsal Ekstraklasa. O krótkie rozliczenie z przeszłością oraz przedstawienie planów na przyszłość poprosiliśmy szefa sekcji futsalowej Piotra Wawro.

Choć nie powinno się – być może – spoglądać wstecz, zacznijmy jednak od tego, co wydarzyło się dwa miesiące temu. Miało być mistrzostwo Polski, a skończyło się tak jak rok wcześniej, czyli srebrnym medalem. Jak teraz, z pewnej perspektywy, oceniasz ten wynik?

No cóż, nie będę owijał w bawełnę. Wicemistrzostwo Polski było dla nas wielką porażką, żeby nie powiedzieć klęską. Przed sezonem dokonaliśmy przecież kilku spektakularnych transferów i tak właściwie dysponowaliśmy, jak na polskie – rzecz jasna – warunki, swoistym dream teamem. Różnicę między nami a resztą stawki zdawały się potwierdzać wyniki rundy zasadniczej. Przypomnę, że nad drugą drużyną mieliśmy 17 punktów przewagi, a nad trzecią 22. Wydawało się więc, że jest Wisła, a potem długo, długo nic. Niestety, faza play-off zweryfikowała nasze postrzeganie tej sprawy. Coś się z nami wtedy stało niedobrego. Już w ćwierćfinale z ósmą drużyną ligi Pogonią Szczecin nie wyglądało to najlepiej. Owszem, wygraliśmy 3:0, lecz dwa z tych meczów zakończyły się po dogrywce, w tym jeden nawet po rzutach karnych. Potem męczyliśmy się z Gattą, i tylko ostatni, piąty pojedynek w naszej hali był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Co się zaś tyczy finału z Akademią… Owszem, nasi rywale zakontraktowali przed rundą rewanżową Hiszpanów, ale umówmy się, poziom przez nich reprezentowany nie był jakiś niebotyczny. Jak się ten finał skończył, pamiętamy doskonale. Przegraliśmy 0:3 i nie ma na to żadnego usprawiedliwienia. Wszak drużyna mająca wysokie aspiracje, a taką przecież jesteśmy, jeśli czuje się nie najlepiej fizycznie, powinna nadrobić to walecznością, sprytem. Sądzę, że właśnie tej mądrości w grze nieco nam zabrakło. Podsumowując, ewidentnie nie trafiliśmy z formą na play-off. Ale mam nadzieję, że przekujemy tę porażkę w zwycięstwo.

Przed nami nowy sezon. Tydzień temu okazało się, że Wiśle ubył mocny przeciwnik w walce o najwyższe trofea, Akademia FC Pniewy. Czy w związku z tym łatwiej będzie zdobyć upragniony tytuł mistrza Polski?

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym podzielić się pewną refleksją. Otóż jestem nieco zniesmaczony wycofaniem się Akademii. Nie za bardzo bowiem mogę zrozumieć politykę prowadzoną przez właściciela klubu. Chciałbym przy tym być dobrze zrozumiany – nie przemawia przeze mnie rozgoryczenie z powodu nie wywalczenia mistrzostwa Polski. Sport jest tylko, a może aż, sportem, i każdy ma szanse na osiągnięcie sukcesu. Uważam jednak, że dążenie do zwycięstwa za wszelką cenę jest złym rozwiązaniem. Cóż bowiem z tego, że Akademia wzmocniła się przed rundą rewanżową, cóż z tego, że zdobyła złoty medal, skoro teraz znika z futsalowej mapy Polski. Takie działanie, podejmowane w myśl bardzo popularnej, niestety, w naszym kraju zasady „postaw się a zastaw się”, jest nie fair wobec środowiska futsalowego. Krok, na który zdecydowała się Akademia, pokazał to środowisko w bardzo złym świetle. Uważam, że zawsze trzeba patrzeć perspektywicznie. Jeśli wiem, że np. w ciągu dwóch lat będę mógł przeznaczyć na sport określoną kwotę, i nie mam widoków na dodatkowe wpływy, to tak rozporządzam tym budżetem, aby starczył mi dwa sezony. Złym rozwiązaniem jest wydanie wszystkiego w ciągu jednego sezonu, a potem liczenie na… No właśnie, na co. Na mannę z nieba?

Odpowiadając zaś na pytanie, czy będzie łatwiej zdobyć mistrzostwo? Nie sądzę. Może być nawet trudniej. Zawodnicy, którzy odejdą z Akademii nie przejdą przecież na emeryturę, tylko zasilą inne kluby, przez co będą one mocniejsze. Liga jeszcze bardziej się wyrówna. Sądzę, że cztery, pięć drużyn będzie walczyło o pierwsze miejsce przed play-off.

A co z rozgrywkami o europejskie puchary. Czy uda się zastąpić Akademię w Pucharze UEFA, czyli futsalowej Lidze Mistrzów?

Wszystko w rękach działaczy Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz UEFA, ze szczególnym wskazaniem na włodarzy PZPN. Jeśli dobrze zaopiniują sprawę w UEFA, to może się uda. Bardzo chciałbym, aby moja drużyna zagrała w pucharach, choć mam też świadomość, że byłoby to troszkę wejście kuchennymi drzwiami. Ale takie jest życie. A sprawdzenie się z dobrymi drużynami europejskimi byłoby świetnym wyznacznikiem, w jakim miejscu jesteśmy. Tym bardziej, że gralibyśmy m.in. z Dynamo Moskwa, które w ubiegłym roku w Final Four przegrało dopiero z Barceloną. No i ze Splitem, w którym gra sześciu reprezentantów Chorwacji, czwartej drużyny mistrzostw Europy. Czwartą drużyną będzie prawdopodobnie mistrz Białorusi, także niezwykle groźny.

A tak na marginesie pragnąłbym podzielić się jeszcze jednym spostrzeżeniem. Otóż nie bardzo rozumiem, po co Akademia zgłaszała się do rozgrywek pucharowych. Czyżby jej właściciel nie miał świadomości, że trudno mu będzie podołać temu wyzwaniu finansowo? Szkoda, że nie był bardziej przewidujący. Teraz bowiem mamy do czynienia z sytuacją, w której UEFA musiałaby zamienić zgłoszoną już drużynę, a to nie jest takie łatwe. Jeśli się to nie powiedzie, to nie dość, że Polska stanie się w przyszłym sezonie, przepraszam za mocne słowa, pośmiewiskiem Europy, to jeszcze w dodatku straci punkty w rankingu i w następnych rozgrywkach mistrz Polski będzie musiał startować od rundy preeliminacyjnej. Nie mówiąc już o karze, którą będzie musiał zapłacić Związek.

Może teraz kilka słów o tym, co fanów interesuje najbardziej, a więc o wzmocnieniach. Informowaliśmy już, że przychodzą do Wisły reprezentant Ukrainy Siergiej Zadorożnyj oraz były piłkarz Puszczy Niepołomice Piotr Morawski. Czy udało się już zakontraktować Frane Despotovica i na jakie jeszcze inne posiłki możemy liczyć?

Zadorożnyj to przede wszystkim wielkie doświadczenie, a jak wiadomo w ubiegłym sezonie nieco nam tego zabrakło. Co się zaś tyczy Morawskiego, to uważam, że będzie lepszym futsalowcem niż był piłkarzem na trawie. Choć piłkarzem też był niezłym. Liczymy z trenerem, że za rok ten chłopak będzie grał w reprezentacji Polski. Ma bardzo dobrą lewą nogę, a my mamy deficyt zawodników lewo nożnych.

Z Despotovicem mamy uzgodnione wszystkie warunki kontraktu. Za tydzień ma do nas przyjechać, przejść badania lekarskie. Jeżeli będzie wszystko dobrze, składamy podpisy pod kontraktem.

Jeśli idzie o inne wzmocnienia, to 26 lipca, czyli w dniu, w którym rozpoczynamy przygotowania, przyjedzie do nas czterech Ukraińców na testy. I z nich wybierzemy jednego. Jeśli jednak żaden z nich nie przypadnie nam do gustu, mamy jeszcze w zanadrzu bardzo perspektywicznego Polaka, ale to już będzie bardziej inwestycja w przyszłość.

A jak wygląda sytuacja Douglasa. Czy jest szansa, że zobaczymy go w nadchodzących rozgrywkach na boisku?

Douglas ma zerwane więzadła i raczej w tym sezonie nie zagra. Mógłby wrócić na boisko pod koniec sezonu, ale, po pierwsze, nie wiadomo, czy po tak długiej przerwie byłby wzmocnieniem, a po drugie, niech lepiej w pełni się zrehabilituje. Po co ryzykować jakiś inny uraz.

W przyszłym sezonie nastąpią pewne zmiany w systemie play-off. Nie są one do końca zbieżne z tym, co proponowała Wisła na Zgromadzeniu Wspólników Futsal Ekstraklasy. Mimo wszystko jest to jednak postęp w stosunku do poprzednich sezonów. Co sądzisz na ten temat?

Postępu zbyt wielkiego nie ma, ale zasada wyłaniania mistrza w play-off musi być kontynuowana. Tak jest we wszystkich grach zespołowych halowych. Jest to najlepsza forma uatrakcyjnienia rozgrywek. A jeżeli jakaś drużyna jest w czołówce po rundzie zasadniczej i uważa się za zespół markowy, to powinna dać sobie radę także w play-off.

Na pewno jednak można wymyślić lepszy system. W polskiej lidze jest za mało drużyn, aby aż osiem zespołów kwalifikowało się do play-off. Powinno się więc przedzielić po rundzie zasadniczej tabelę na pół. Pierwsza szóstka, grająca o mistrzostwo, rywalizowałaby w ten sposób, że w pierwszej rundzie drużyny z miejsca pierwszego i drugiego miałyby wolne. Trzecia drużyna grałaby z szóstą, czwarta z piątą, a zwycięzcy weszliby do półfinałów. I dopiero w tym momencie włączyłyby się pierwsze dwie drużyny. To byłby prawdziwy handicap i nagroda dla drużyn, które poważnie traktują sezon zasadniczy.

Wisła Krakbet posiada obecnie w swym składzie czterech kadrowiczów. W ubiegłym tygodniu nasza reprezentacja narodowa odbyła tournee po Brazylii. Tylko ostatni z trzech meczów z aktualnymi mistrzami świata, reprezentacją Brazylii, zakończył się wysoką porażką 1:9. Pierwsze dwa przegraliśmy tylko dwoma bramkami – odpowiednio 1:3 i 0:2. Czy oznacza to, że powoli zmniejsza się dystans dzielący Polskę od futsalowych potęg?

Bardzo bym chciał, aby dystans dzielący Polskę od potentatów się zmniejszał. Sądzę jednak, że prawdziwą różnicę między Polską a Brazylią pokazał raczej ten trzeci mecz. Ale wyniki idą w świat i jestem bardzo zbudowany pierwszymi dwoma spotkaniami. Ktoś może powiedzieć: z czego się cieszyć, przecież przegrali. No tak, tylko że w futsalu 3:1 czy też 2:0 to przegrywają z Brazylią tylko Hiszpanie, czasami Portugalczycy. Inne drużyny często dostają dwucyfrówkę. Wyniki pierwszych dwóch meczów pokazują, że idziemy w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że tak jest. Choć pamiętam też niedawne eliminacje mistrzostw świata we Włoszech i porażkę z Rumunią 3:9. Na pytanie, czy jest rzeczywiście lepiej, będzie można odpowiedzieć za pół roku, może za rok. Z pewnością jest w reprezentacji kilku ciekawych zawodników, w tym wiślacy (notabene wyróżniali się w Brazylii).

Za cztery lata Igrzyska Olimpijskie odbędą się w Rio de Janeiro. Jak sądzisz, czy jest szansa, aby futsal znalazł się w programie olimpijskim?

Trudno mi powiedzieć, jakieś starania są czynione, ale czy zakończą się powodzeniem… Jedno wszelako chciałbym podkreślić. Futsal na pewno zasługuje na to, aby być dyscypliną olimpijską. Są przecież w programie olimpijskim dyscypliny znacznie mniej popularne. A np. w Hiszpanii futsal jest na trzecim miejscu jeśli idzie o popularność, po piłce nożnej i koszykówce mężczyzn.

Wracając na krajowe podwórko. Kto Twoim zdaniem będzie najgroźniejszym rywalem Białej Gwiazdy w walce o tytuł mistrza Polski?

Ameryki nie odkryję. Gatta Zduńska Wola, Marwit Toruń, Rekord Bielsko-Biała, Clearex Chorzów. Może ktoś jeszcze doskoczy. Liczę na beniaminków. Bardzo fajnie, że Futsal Ekstraklasa poszerzyła się o takie ośrodki jak Katowice czy Gdańsk. Chciałbym, żeby wnieśli jakąś nową jakość. Nie będzie im na pewno łatwo, ale życzę im jak najlepiej. Remedium Pyskowice prawdopodobnie wejdzie w miejsce Akademii i też cieszę się z tego. Graliśmy z nimi w pierwszej lidze. Mają bardzo dobrą publiczność, przychodzi pełna hala ludzi, jest mocny doping. Chciałbym, żeby zadomowili się w Ekstraklasie na dłużej.

No to na koniec pytanie natury prywatnej. Jak tam biorą ryby?

Ostatnio nie najgorzej. Wędkowanie wciągnęło mnie dość mocno i staram się spędzać sporo czasu nad wodą. Być może wkrótce powstanie w TS Wisła koło wędkarskie. To nie mrzonka. Jeśli zarejestrujemy zmieniony Statut, powstanie Wspólnota Białej Gwiazdy. Powstanie po to, aby jednoczyć różnych ludzi, których łączy miłość do Wisły. Są wśród nich zapaleni narciarze, wędkarze i inni. Chcielibyśmy stworzyć coś w rodzaju kół zrzeszających tych ludzi, których poza Wisłą konsoliduje jakaś inna pasja. Mogliby wspólnie jeździć na ryby, na narty, organizować rozgrywki amatorskie itp. Chcielibyśmy, aby integrowali się wiślacy z całej Polski, a także z zagranicy. Oni będą wspomagać klub swoimi składkami, a klub da im możliwość współdecydowania o jego przyszłości. Bardzo podoba mi się ta idea. No i rzecz jasna pomysł powstania koła wędkarskiego także. Bo Wisła musi być wszędzie.

Źródło: wislafutsal.pl

Piotr Wawro: - Nazywanie siebie kibicem Wisły to także obowiązki

8 marca 2013

Na meczu futsalu 6.11.2010.
Na meczu futsalu 6.11.2010.
Na meczu futsalu 28.04.2012.
Na meczu futsalu 28.04.2012.

Wywiad dla wislaportal.pl

Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z wywiadem, którego udzielił naszemu serwisowi Piotr Wawro, wiceprezes TS Wisła Kraków. Poruszane są w nim przede wszystkim sprawy kibicowskie, które dotyczą każdego fana, który nosi w sercu "Białą Gwiazdę".

Wypada pogratulować kolejnej udanej imprezy, która została zorganizowana pod patronatem TS Wisła, a którą był turniej "Gramy dla Oli i Michała". Bo cel był więcej niż szczytny, a organizacja znakomita. Szkoda tylko, że nie dopisali Ci najważniejsi, czyli... kibice.

Piotr Wawro (wiceprezes TS Wisła Kraków): - Dziękuję bardzo, ale podziękowania trzeba złożyć przede wszystkim Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków, bo niektórzy ludzie pracujący na jego rzecz niemalże śpią w tym klubie. I naprawdę ogromnie żałuję, że była tak słaba frekwencja. Muszę tutaj włożyć kij w mrowisko, bo my wszyscy związani z Wisłą staramy się w tego typu imprezach uczestniczyć, tym bardziej, że przyszli wszyscy piłkarze, cały sztab szkoleniowy, a kibiców było może 100-150. Po raz pierwszy było mi wstyd, że jestem kibicem Wisły. Bo przede wszystkim jestem kibicem, a dopiero na drugim miejscu wiceprezesem Towarzystwa.

Także bolejemy nad słabnącą frekwencją, ale dotyczy to nie tylko takich imprez, jak ta wspomniana charytatywna, ale także tego, co dzieje się ostatnio na naszym stadionie.

- Zawsze byłem, jestem i będę kibicem, i dlatego nie godzę się z tym, co się ostatnio dzieje. Nawet bowiem za starych czasów, kiedy nasz stadion był rozwalający się i siedzieliśmy na betonie, grając w II lidze z Avią Świdnik czy Olimpią Elbląg i Lechią Dzierżoniów, to te 4-5 tysięcy ludzi przychodziło. W paskudnych warunkach, gdzie nie było wygody, było dziadostwo i milicja, która traktowała ludzi jak najgorzej tylko mogła, bo system im na to pozwalał i im to nakazywał. Komfort oglądania był żaden, a bilety nie były droższe, niż są teraz. Dziś bilet na stadion można przecież kupić już za kilkanaście złotych. Ja oczywiście wiem, że Wisła dziś gra słabiej i jest kilku zawodników, którzy mają nasz klub w głębokim poważaniu. Ale są też tacy, jak nielubiany przez niektórych Patryk Małecki, Arek Głowacki, Radek Sobolewski czy Czarek Wilk oraz inni młodzi polscy piłkarze, którzy grają na tyle, na ile potrafią. To, że są źle przygotowani, czy to, że są bez formy, i że ta Wisła nie ma takiego potencjału kadrowego, jak kiedyś, nie zmienia faktu, że moim obowiązkiem - jeśli uważam się za kibica - jest przyjść i wspierać ten zespół. Tak jak robi to grupa tych 5 tysięcy prawdziwych kibiców. A gdzie pozostałe kilkadziesiąt tysięcy? Bo Wisła ma przynajmniej tylu kibiców, jeśli nie więcej? Wychodzi na to, że siedzą w domu, przed komputerem i wszystkich krytykują, ośmieszają, wszystkimi gardzą.

To niestety smutny obraz tego co Pan Prezes przytacza i poniekąd nie sposób jest się z tym nie zgodzić.

- Mówię właśnie o tym co mnie boli, a ostatnie dni przelewają czarę goryczy, bo przychodzi właśnie charytatywna impreza, na którą ludzie, którzy ją przygotowują, poświęcają czas. Przyszli po swoich treningach sportowcy, przyjechali piłkarze Unii Tarnów. Do tego przychodzi zespół muzyczny, który gra bez żadnej gaży. Przychodzi sędzia Tomek Musiał, który uznany jest przez piłkarzy za najlepszego sędziego w Ekstraklasie. I wszyscy Ci ludzie robią to z uśmiechem na ustach. Chcą zrobić coś fajnego, a widzów w ogóle nie ma. I to zarówno fanatycznych kibiców, jak i pozostałej grupy, która mniej lub bardziej wylewnie kocha Wisłę. Gdyby taką imprezę zrobić w jakimkolwiek miasteczku pod Krakowem - w Wieliczce, Myślenicach, Olkuszu, Miechowie - byłaby tam pełna hala, o ile udałoby się takową znaleźć, aby pomieścić tych ludzi. A u nas mamy kilka przystanków do przejechania na Reymonta i przychodzi 100-150 osób. A jeszcze część z tych obecnych to byli znajomi tej dwójki, dla których zbierano środki. Gdy wróciłem po tym spotkaniu do domu, to z nerwów nie mogłem się opanować. Nie mogłem się z tym pogodzić, dla mnie to był jak... strzał w pysk. Było mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Wobec tych ludzi, bo najbardziej skrzywdzono tę dwójkę osób, którzy myśleli, że wesprze ich - i to nawet nie finansowo - ale swoją obecnością, zdecydowanie więcej kibiców. Jak pamiętam podobną imprezę charytatywną, którą zorganizowano dla Darka Zastawnego, to była zupełnie inna sprawa, mimo, że byli tylko piłkarze i koszykarki.

Tym razem mieliśmy natomiast spotkanie wyjątkowe, bo były na nim wszystkie zespoły - poza piłkarzami i koszykarkami - także siatkarki, futsalowcy i koszykarze. A także piłkarze z Tarnowa...

31 maja 2013, towarzyskie spotkanie w Bochni.
31 maja 2013, towarzyskie spotkanie w Bochni.

- Takiej imprezy jeszcze nie było, a pomyślmy, jak trudno było spiąć to wszystko organizacyjnie? A to co się działo na parkiecie? Widać było wiślacką jedność - czego ostatnio brakowało. Zawsze zresztą powtarzałem, że gdy grają piłkarze, to powinien być dostępny wydzielony sektor na naszym stadionie, gdzie powinny zjawić się koszykarki ze sztabem szkoleniowym, młodzi koszykarze i koszykarki z grup juniorskich, judocy. Wszyscy związani i trenujący w klubie. Żeby kibicowali Wiśle, mając zaproszenie, a cały taki sektor powinien być pełny. Tak samo powinno być, gdy odbywa się mecz w hali, a piłkarze nie grają - powinni tutaj przyjść. Mieć wydzielone miejsce i pokazywać w oczach prawdziwych kibiców, że nie ma podziału na TS Wisła i Wisła SA. Dla mnie zresztą takiego podziału nie ma. I powiem więcej - jestem sponsorem sekcji futsalowej, ale jakbym miał dziś wybrać, czy Wisła ma być mistrzem Polski na trawie, czy w futsalu - to wolę mistrzostwo na trawie, bo to jest koń pociągowy Wisły! Nie koszykarki, które grają w Eurolidze, nawet gdy grały w "Final Four", nie futsalowcy, nawet gdyby zagrali w finale UEFA Futsal Cup. Tylko piłkarze, którzy - daj Boże - weszliby do Ligi Mistrzów. To byłby koń, który pociągnąłby to i zapełnił cały stadion.

Niestety do takich sukcesów jest nam na dziś daleko. My musimy natomiast martwić się, jak uniknąć podobnych rozczarowań. Takich jak na wspomnianej imprezie charytatywnej, pustym stadionie oraz hali.

- Dokładnie, bo po tym turnieju po raz pierwszy zwątpiłem, że kiedykolwiek uda nam się zapełnić stadion. Zwątpiłem w kibiców Wisły, w coś co się nazywa miłością do "Białej Gwiazdy" i w to, że uważamy się za lepszych. Po tym nieudanym spotkaniu poczułem się jako ktoś gorszy. Wydaje się, że po kapitalnie zorganizowanej imprezie, na którą przyszła garstka osób, jest najwyższy czas, aby ludzie zrozumieli, że nazywanie siebie "kibicem Wisły" to także obowiązki. To uczestniczenie możliwie często w imprezach organizowanych przez Wisłę, a także w jakichkolwiek innych spotkaniach - czy to charytatywnych, czy opłatkowych, czy Dniu Dziecka, itd. Każdy może też zapisać się do TS Wisła i zostać jego członkiem. Składka członkowska wynosi raptem 10 zł miesięcznie. Czy to naprawdę tak wiele? Bycie kibicem Wisły to jest też obowiązek przychodzenia na mecze! Nie mówię już nawet o jeżdżeniu na wyjazdy, bo jest to domena ludzi młodych, ale o meczach u siebie. Trzeba wspierać wiślackie drużyny możliwie głośno i kulturalnie. No i nie można podkładać klubowi nóg, poprzez np. niepoważne odpalanie środków pirotechnicznych. Po takim zachowaniu, po meczu euroligowym z Bourges Basket, policja robi nam pod górkę i być może nakaże nam montowanie monitoringu, który będzie dla nas sporym wydatkiem, a wiemy, że nic on nie da. Czy z monitoringu na stadionie złapano kogoś, kto odpalił racę? To jest tylko zbędny wydatek dla klubu. Z tym sobie jednak poradzimy, gorzej jest natomiast z tym, że frekwencja na ostatnich meczach - i to nie tylko piłkarskich - jest zaskakująco słaba!

Chyba niezłym przykładem jest tutaj, niestety, niedawny mecz play-off PLKK naszych koszykarek z AZS-em Gorzów, kiedy tuż po nim grali piłkarze. Można było spędzić przyjemnie i wiślacko całe popołudnie i wieczór, a mimo to hala świeciła pustkami.

- To właśnie jest zatrważające, a mamy przecież w naszym zespole najlepszą koszykarkę świata, bo Tina Charles jest przecież MVP WNBA i najlepszą koszykarką Euroligi! Do tego dochodzi Erin Phillips, czyli aktualna mistrzyni WNBA! Na mecze koszykarek bilet do "młyna" kosztuje 5 zł, na pozostałe sektory 15 zł. Na meczu z AZS-em, o którym pan wspomniał, nie było nawet 500 osób i toczył się on bez dopingu i wsparcia kibiców. To dramat.

Z naszych obserwacji wynika, że aktualnie nieznaczną zwyżkę frekwencji mają na Wiśle bodajże tylko dwa zespoły, bo więcej osób niż w ostatnich latach chodzi na spotkania koszykarzy oraz po awansie do I ligi - siatkarek. Zastanawia więc mnie tutaj kwestia zbliżającego się meczu koszykarzy z Legią, na który wybierze się mnóstwo kibiców, czyli to oznacza, że jednak można!

- Bo wśród kibiców Wisły jest potencjał.

Ale i ja zapytam. Kibice przyjdą tłumnie na mecz koszykarzy z Legią, ale gdzie Ci ludzie są, gdy koszykarze grali w minioną sobotę z Handlopexem AZS-em Politechniką Rzeszowską? Czy to tylko kwestia pokazania się? Jeśli tak, to na mecz Legii w Warszawie z Handlopexem... ich hala była pełna. To samo było, gdy koszykarze dwa lata temu grali derby z Cracovią. Hala pękała w szwach, a nieprzyzwyczajeni do tylu kibiców koszykarze mecz zaczęli od drugiej kwarty, bo pierwszą przegrali, bo trzęsły im się ręce. Na meczu tym było tyle osób w hali, że z taką frekwencją w niej równać mogły się wyłącznie spotkania koszykarek i to tylko w Eurolidze!

- To pokazuje, jaka robi się przepaść. I dobry jest przykład - Legii i Wisły, czyli klubów, które wydają się pod względem kibicowskim najlepsze w kraju. Zresztą Wisła w rankingach popularnościowych przebija Legię, a mimo to właśnie jej kibice potrafią dopingować w każdej dyscyplinie. Ostatnio wprawdzie i na Legii bywało tak, że kibicowali wszędzie, ale nie na piłce nożnej, gdzie kłócili się z zarządem - ale tego nie chcę oceniać. Oni natomiast albo wszyscy idą na mecz, albo wszyscy na niego nie idą. A gdy już chodzą na CWKS, to jest ich na każdym meczu pełno i robią kapitalny doping. I powiem co mnie martwi. Gdyby przykładowo Bogusław Cupiał wycofał się z Wisły - w co osobiście nie wierzę i mam nadzieję, że nigdy tak się nie stanie - i spadlibyśmy do I ligi, to ile otwieralibyśmy sektorów? Jeden? Choć z drugiej strony, to czasami jest fenomen. Pamiętam bowiem Wisłę w dawnej II lidze i wyjazdy, na które, gdy była rozsądna odległość, jeździło grubo ponad 500 osób. A nie byliśmy wtedy liderem, graliśmy o środek tabeli! Dawne to były czasy. A co teraz jest w tym najgorsze? Najgorsze jest to, że my naprawdę mamy potencjał, żeby przypomnieć tylko zapisy na mecz o Superpuchar do Warszawy! Dziewięć tysięcy biletów wykupionych i dalsi chętni odbijający się od drzwi, bo nie chciano nam dać ich więcej. To znaczy, że potrafimy się zmobilizować. Dlaczego jeśli jesteśmy takimi sympatykami i w dziewięć tysięcy możemy pojechać na mecz, a nie potrafimy przyjść na Reymonta i zapełnić hali, która może pomieścić tysiąc czy tysiąc dwieście osób? Nie potrafimy zapełnić też stadionu. I już nawet nie mówię, że całego, ale dać takiej przyzwoitej frekwencji - 20 tysięcy. Dlaczego tak się dzieje? Jeśli ktoś nie ma ze sobą co zrobić przez weekend, zamiast tracić czas w Internecie lub oglądać piąty raz ten sam film na DVD - może przyjść na Reymonta! Ostatnio w sobotę były trzy mecze z rzędu! Grały siatkarki, koszykarze i futsalowcy! Te imprezy kosztowały łącznie 5 złotych, bo tyle kosztuje wstęp na siatkówkę. Pozostałe mecze były gratis. Całą sobotę masz na Reymonta, a w międzyczasie możesz coś zjeść lub wypić w klubowej restauracji.

Ale tak się niestety nie dzieje...

- Dawniej zawsze ze stadionu szło się na halę i była ona pełna. Dziś zaś na hali jest 300 osób, a na stadionie kilka tysięcy. Jest więc najwyższa pora, aby walnąć ręką w stół. Ludzie mogą na nas wieszać psy, zresztą jest też taka moda, której nie potrafię zrozumieć, że SKWK jest aż tak bardzo znienawidzone przez wielu. Gdybym dziś chciał coś przeforsować na stadionie, to najlepiej byłoby namówić Stowarzyszenie, aby wydało odwrotne oświadczenie od zamierzonego. I wtedy zrobiłoby się to, co Stowarzyszenie chce. Gdybyś powiedział, że idziemy wszyscy na stadion, wtedy nikt na niego nie przyjdzie. A tak być nie może. SKWK zrobiło znakomitą imprezę charytatywną, godną imprezę i to... oni są najbardziej zawiedzeni. Stowarzyszenie 90% rzeczy, które robi, robi bardzo dobrze. Ukłonię się chętnie przed tymi, którzy to robią. Wizyty w szkołach, Domach Dziecka, akcje mikołajkowe, itd. Niektórzy z nich, aby być w stanie wszystko załatwić, w tym klubie niemal śpią, bo są od bladego świtu, do później nocy. Ich upór i praca idzie jednak na marne. Może im się odechcieć i długo będą się zastanawiać nad kolejną tego typu imprezą. Podejrzewam, że nikt z nich po ostatniej imprezie nie mógł zasnąć. Włożyli tyle pracy, wszystkie wiślackie portale o tym napisały. Pamiętam hasła - "Ty też tam musisz być". I byłem pewny, że hala będzie pełna...

Kibicom chyba nie pozostaje nic innego, jak zrehabilitować się za to, co się stało...

- Jeśli ktoś chce się zrehabilitować za nieobecność na imprezie charytatywnej, może wpłacić pieniądze dla tej dwójki potrzebujących na konto bankowe. Oprócz tego uważam, że chyba najlepszą formą rehabilitacji byłoby także to, aby na wszystkie najbliższe mecze przychodzić w miarę swoich możliwości.

Tym bardziej, że sezon rozgrywek sportów halowych wkracza w decydującą fazę...

- Dokładnie tak. Koszykarki czekają bardzo ciężkie mecze z Artègo Bydgoszcz w półfinale ligi, a potem miejmy nadzieję, że "wojna" z Polkowicami. Będzie im bardzo potrzebne wsparcie kibiców. Koszykarze też mają jeszcze szansę na grę w play-off. Siatkarki czekają teraz derby z Eliteskami i w sobotę grają o niedobrej godzinie, bo o tej samej, co mecz piłkarzy. Ale już w niedzielę mecz jest o godzinie 14:00, więc można pójść i je wesprzeć. Gdyby udało im się awansować do "czwórki", to byłby to ogromny sukces, który byłby też znakomitym sygnałem dla sponsorów. Nasze siatkarki tworzą naprawdę zgraną drużynę. Ze wszystkich tych wiślackich ekip widać, że najmocniej tworzą jedność. Tym bardziej warto im pomóc. Nasi futsalowcy także wiedzą, że Wisła Kraków to jest coś więcej niż klub. To jest pewna tradycja, historia i wymóg godnego jego reprezentowania. Tutaj można przegrać, ale nie można nie walczyć. Wszyscy to wiedzą, także w sekcji piłkarskiej, że drużynę należy budować patrząc na mentalność zawodnika - czy jest ambitny, czy patrzy tylko na to ile ma pensji. I ja rozumiem frustrację niektórych ludzi, mówiących że piłkarz "X" zarabia tyle a tyle i gra słabo. Rozumiem to, że może denerwować fakt, że ktoś "tyle" zarabia, a kiepsko się prezentuje, nie walczy. Ale z drugiej strony siatkarki czy futsalowcy zarabiają za swoją grę kwoty minimalne, z których ciężko coś odłożyć na tzw. czarną godzinę. Z kolei koszykarze nie zarabiają nic. Ci ludzie jednak grają, bo to jest ich pasja, a trenują tak samo ciężko, jak piłkarze. Czasami mają treningi dwa razy dziennie. Ale też trudno aby zarabiali o wiele więcej, bo nikt nam nic w klubie nie daje za darmo. Nie ma wpływów, nawet z biletów. Można im odmówić wiele, ale na pewno nie można odmówić im ambicji i chęci wygrywania. To czemu takim ludziom nie pomóc? Czemu nie wspomagać swoją obecnością, swoim dopingiem siatkarek, koszykarzy i futsalowców? I teraz niech każdy zada sobie pytanie: dlaczego nie przychodzisz na mecz? Dlaczego, jak jest fajna impreza, super nagłośniona przez wiślackie portale, jest super program, świetna zabawa, dobra pora - Ciebie na takim wiślackim spotkaniu nie ma?

Nie ma, bo młodzi ludzie wolą zostać w domach, z wygody i lenistwa. Wychodzi na to, że szczytem wysiłku jest odpalenie Internetu i znalezienie informacji o tym, co się wydarzyło w sieci. Dawniej ludzie tego nie mieli, tak samo jak i gier na PS3, kilkudziesięciu kanałów w telewizji oraz telefonów komórkowych. Aby się z kimś spotkać musieli wyjść z domu. Aby zobaczyć Wisłę i poznać wynik - musieli przyjść na mecz. A teraz wszystko mają jak na tacy. Wystarczy włączyć komputer...

- Częściowo zgoda, ale zapisy na mecz o Superpuchar w Warszawie były bardzo niedawno, a potrafiło zapisać się na niego mnóstwo osób. A wszystko to mimo paskudnej pory tego meczu, mimo tej całej otoczki, bo nie było wiadomo, czy mecz się w ogóle odbędzie. Tyle osób potrafiło przyjechać, zapisywać się i walczyć o bilety. Ludzie chcieli też oczywiście pojechać i zobaczyć Stadion Narodowy, ale nie zmienia to faktu, że jest wśród kibiców Wisły potencjał. Jeśli chcemy, to potrafimy. Chcieliśmy pojechać tam w dziewięć tysięcy, a chętnych byłoby może nawet i dwanaście tysięcy, gdyby tylko dali nam tyle biletów. Stracilibyśmy cały dzień, jadąc w obskurnych i brudnych pociągach do Warszawy. Mając na głowie mundurowych, a niejeden byłby tam szturchnięty i prowokowany. A mimo to, tyle osób się zdecydowało. Czyli musimy dotrzeć do ludzi i powiedzieć: "To jest nasz obowiązek". Jeżeli Wisła jest częścią naszego życia, naszą pasją - może i największą - to trzeba też coś wymagać od siebie, a nie przyjść tylko wtedy, gdy gramy jak z nut i wygrywamy wszystkie mecze. Nie tylko, gdy gramy z przysłowiową Legią, ale też wtedy, gdy gramy z Polonią Bytom lub z AZS-em Gorzów w koszykówkę. Nie mówię też, że obowiązkiem każdego jest być na każdym meczu, bo każdy ma swoje zajęcia. Pracę, szkołę, itp. Ale jeżeli mam wolny czas i do wyboru komputer lub oglądanie kolejnego odcinka "Na Wspólnej" - to nie ma alternatywy. Tym bardziej, że ciekawy film można nagrać. Wisła zawsze powinna być na pierwszym miejscu!

Dla fanatyków tak jest, ale jak się okazuje - tych zaczyna być coraz mniej...

- Frekwencyjnie nieudana impreza charytatywna jest ostatnim sygnałem, bo jest to naprawdę bardzo niepokojące zjawisko. Kibice powinni przemyśleć frekwencję na ostatnich meczach, i to wszystkich. Piłkarskich, koszykarskich, siatkarskich - każdych. I zastanowić się, czy nie przewartościowałem źle swojego życia. Czy Wisła nie jest aby tylko suchym wynikiem, przeczytanym na stronie internetowej. I wpisaniem własnego komentarza; nawet wtedy, gdy nie oglądało się meczu. Na zasadzie - wszyscy krytykują, to i ja swoje dołożę. Jak to mawiał Pierre de Coubertin? Od zwycięstwa ważniejszy jest udział w zawodach. I dla kibica ten udział powinien oznaczać obecność na trybunach.

I miejmy nadzieję, że tak właśnie zacznie się znów dziać. Dziękuję za rozmowę.

Źródło: wislaportal.pl


"Jestem kibicem Wisły. To wiele dla mnie znaczy!"

2 lipca 2014

Zachęcamy do lektury tekstu o Piotrze Wawro-byłym prezesie SKWK.

Piotrek od zawsze był kibicem Wisły. Nigdy nie mówił o sobie inaczej. Bycie fanatykiem Białej Gwiazdy od zawsze było dla niego bardzo ważne. - Zawsze byłem, jestem i będę kibicem-niezależnie od tego co robię w Towarzystwie Sportowym i jaką tam pełnię funkcję, będę miał swoje prywatne zdanie i mam zamiar je otwarcie wygłaszać. Jestem więc tylko kibicem, ale dla mnie to znaczy aż kibicem. Podobnie jak dla każdego Wiślaka nie istnieje dla mnie podział na Wisłę S.A i TS.-zaznacza „Wesoły” już na początku naszej rozmowy. Kiedyś można było o nim powiedzieć „aktywny fanatyk”, później przez cztery lata był prezesem SKWK. Teraz zdobyte przez lata doświadczenie przekłada na pracę w Towarzystwie Sportowym, w którym od trzech lat pełni funkcję wiceprezesa do spraw finansowych. Finansuje także jedną z najlepszych drużyn ekstraklasy piłki halowej w naszym kraju.


Z Piotrkiem spotkaliśmy się przed meczem z Zawiszą w Restauracji u Wiślaków. Ciężko był nie zapytać go o to jak się czuje oglądając już któryś z kolei mecz u siebie przy restauracyjnym stoliku zamiast na stadionie. - Czuje się źle, bardzo źle. Jednak uważam, że czasami należy zrobić krok w tył, aby potem zrobić dwa do przodu. Obowiązkiem każdego kibica jest być na meczu swojej drużyny, jednak kiedy Jacek Bednarz wydaje zakaz stadionowy kilkuset ludziom nie mogliśmy postąpić inaczej.-wyraził swoje zdanie na temat protestu Piotr Wawro.


Klub bez kibiców jest niczym Czasy w których Piotr był prezesem SKWK charakteryzowały dobre relacje klubu z kibicami. Na mocy umowy o złotówkę od biletu fanatycy przeprowadzali szereg akcji promujących Wisłę, na stadionie powstawały kapitalne oprawy, nawet pociągi na mecze wyjazdowe były za darmo. Na stadion Wisły ciężko było kupić bilet, gdyż większość wejściówek rozchodziła się jeszcze przed sezonem w formie abonamentów. Nasz obiekt był wtedy co prawda dziesięciotysięczny, ale zawsze wypełniony w komplecie. Teraz frekwencja na nowym stadionie nie dobija nawet do tej przysłowiowej „dychy”- Dochód z dnia meczu jest przy problemach finansowych klubu bardzo istotny, bo mamy do spłacenia długi, zaległe pensje. Dając zakaz czterystu osobom Jacek Bednarz zabrał sobie kilka tysięcy kolejnych fanów, którzy nie zostawili swoich kolegów w trudnej sytuacji. Jest to strata finansowa, wizerunkowa, dodatkowo u siebie przegrywamy mecz za meczem. Działanie tego typu jest bez sensu. Mało tego, niebawem rozpocznie się sprzedaż karnetów na rundę jesienną i wydaje mi się, że liczba wykupionych abonamentów będzie oscylować w granicach 2000-3000. Będzie to więc jedna z najniższych średnich ligowych.-komentuje tą dziwną dla każdego Wiślaka sytuację Piotrek. Były prezes SKWK odniósł się także do ważnego tematu jakim jest problem złotówki od biletu:-Nie rozumiem dlaczego klub przysłowiową złotówkę od biletu nazywa haraczem. Przecież to my sami jako kibice chcemy się niejako opodatkować i każdy z nas chce aby bilet był o tą złotówkę droższy. W ten sposób zamiast do puszki, można te pieniądze przekazywać z konta na konto w sposób bardziej transparentny, a dokładne rozliczenia pokazywać kibicom na stronie internetowej.

Kiedy w 2004 roku doszło do zwolnienia Henryka Kasperczaka i swego rodzaju medialnej telenoweli z tym związanej Bogusław Cupiał był bliski wycofania się z klubu, którego potęgę zbudował na nowo. Wtedy właśnie głos kibiców odwiódł go od tego pomysłu. SKWK zorganizowało manifestację poparcia dla właściciela, który wówczas naprawdę chciał Wisłę zostawić. W tamtym okresie Piotrek nawiązał relacje z właścicielem. Bogusław Cupiał zrozumiał jak wielką siłą dla Wisły są kibice. Często z Piotrkiem rozmawiał, był to okres, kiedy do klubu weszło wielu młodych kreatywnych ludzi, którzy na Wisłę byli kolokwialnie mówiąc „zajawieni”, a w głowach mieli mnóstwo pomysłów. Bardzo dobrze zaczął funkcjonować dział marketingu, rozwinięto współpracę z fan-clubami, na stadion mimo w pewnym momencie nie najlepszych wyników (w tamtym okresie za brak sukcesu uznawano wicemistrzostwo Polski) przychodziło bardzo dużo kibiców. Nie zawsze notowano komplety, ale frekwencja nie spadała nigdy poniżej dziesięciu tysięcy. Niestety dla wielu osób zarządzających klubem głos z trybun był zagrożeniem. Nagle znaleźli się ludzie, dla których Wisła była ważniejsza od prywatnych interesów. Wielu działaczom w tamtym okresie nie podobało się to że fani patrzą im na ręce i nie pozwalają traktować klubu jak prywatnego folwarku. Koniec końców doradcy prezesa Cupiała „swoimi ścieżkami” dotarli do właściciela i przekonali go że z kibicami współpracować nie warto. Brylował w tym zwłaszcza Jerzy Jurczyński, osławiony rzecznik prasowy, dementujący w pewnym momencie już nawet własne komunikaty. Patrzący z dystansu kilku lat Piotrek zauważa podobieństwo do sytuacji w której teraz znalazło się Stowarzyszenie i wielu kibiców Wisły. -Bogusław Cupiał doszedł do porozumienia z Robertem Szymańskim i od pewnego czasu spotykał się z nim oraz rozmawiał na tematy klubu. Ci wszyscy pseudo-doradcy Cupiała przerazili się tym, że ktoś będzie patrzył im na ręce. Dlatego właśnie wywołano sztuczny konflikt z kibicami. Teraz mamy w Polsce dwóch sprawiedliwych czyli Osucha i Bednarza, którzy robią sobie zdjęcia z ministrem spraw wewnętrznych, a może nawet jedzą z nim na koszt podatnika ośmiorniczki… Ktoś kto walczy z kibicami nie rozumie tego sportu. Klub bez kibiców jest niczym, a co za tym idzie nie przyciągnie kolejnych sponsorów. –mówi Piotrek. Konflikt z Jerzym Jurczyńskim doprowadził do zerwania relacji „Wesołego” z Cupiałem. Oliwy do ognia dolał mecz stulecia, podczas którego kibice opowiedzieli się za zwolnionym dzień wcześniej w wyniku „dworskich intryg” Danem Petrescu. Zanim to się jednak stało Piotrek odrzucił kilkanaście miesięcy wstecz stanowisko w zarządzie Wisły Kraków S.A, które proponował mu sam Bogusław Cupiał. Nie chciał wtedy współpracować z niektórymi działaczami, a także-a raczej przede wszystkim-nie chciał się nigdy na Wiśle dorabiać.


Dziś pewnie mało kto pamięta-lub nie chce pamiętać- że SKWK bardzo mocno lobbowało na rzecz budowy nowego stadionu. To właśnie wtedy przedstawiciele kibiców spotykali się z radnymi, Prezydentem Majchrowskim, bardzo mocno angażując się w powstanie obiektu, którego budowę w Krakowie nie każdy uważał za najważniejszą. Niestety jak to często bywa zasługi zapomniano Piotrkowi i naszym starszym kolegom bardzo szybko. Powodem był najpierw trener Kasperczak, a potem potępienie postawy Tomasza Frankowskiego.- Kiedy ruszyliśmy z akcją „Stadion 2006” to byliśmy ulubieńcami wiślackich forów. Jednak potem stanęliśmy za prezesem Cupiałem w sporze z Kasperczakiem. Wtedy nas znienawidzono. Jednak okazało się, że w tym sporze to my mieliśmy rację. –mówi Piotrek, który po latach nie ma zamiaru zmieniać swoich przekonań. Wie, że postąpił słusznie i w interesie Wisły.


Aktualna postawa klubu według Piotrka nie prowadzi do niczego dobrego, a jego zdaniem problem tkwi w osobie prezesa.- Prezes Bednarz nie zna tego środowiska nie rozumie go, a w swojej bezczelności zaszedł tak daleko, że wolał pójść z kibicami na wojnę, niż z nimi współpracować. Jeśli to się nie zmieni, to Wisła stanie się zaściankowym klubem. Co to za klub, który ma na stadionie w tym momencie pięć tysięcy ludzi na stadionie. Gdybyśmy grali w Tarnowie, to sądzę, że na nasze mecze chodziłoby kilkanaście tysięcy ludzi. Pod warunkiem, że prezesem nie byłby Jacek Bednarz.-mówi były prezes SKWK. Sam jako osoba znająca się na prowadzeniu biznesu wie, jak daleko posunęły się problemy Wisły.- Cięcie kosztów nie idzie w parze ze zwiększaniem przychodów. Jest coraz mniej reklamodawców, frekwencje mamy najgorszą od lat, nie ma zysków z gry w europejskich pucharach. Tak się nie da rządzić. Można zwalniać szeregowych pracowników, którzy zarabiali po trzy tysiące złotych, tylko to do niczego nie prowadzi. Lepiej nie podpisywać kontraktu ze słabym trenerem, który w czasach kryzysu w Wiśle zarabia sześćdziesiąt tysięcy złotych, a dodatkowo za każdy punkt dostaje premię w wysokości pięciu tysięcy złotych. Tylko za co? Smuda był dobrym trenerem kilkanaście lat temu, ale potem osiadł na laurach. Trenowanie „na nos” jest kompromitowaniem klubu. Wisła jest jednym z nielicznych klubów w Europie, która nie posiada trenera przygotowania fizycznego, nie monitoruje treningów. Za wszystko u nas odpowiada Franciszek Smuda. W innych zespołach od tego są sztaby ludzi. Dziwimy się potem, że kolejna wiosna wygląda tak samo. W zimie zabija zawodników jakimiś chorymi treningami, a potem ci piłkarze odzyskują świeżość wtedy kiedy się kończy liga. Potem ten sam trener tłumaczy wyniki kontuzjami. Tylko, że część z nich to kontuzje mięśniowe, czyli pośrednio wynikające ze złego przygotowania. Poza Legią i po części Lechem wszystkie inne zespoły z czołówki nie mają wielkich piłkarzy i są na naszym poziomie. Ale są lepiej przygotowane. Prywatnie niezmiernie irytuje mnie fakt, że Franciszek Smuda uważa się za przyjaciela Bogusława Cupiała i wszem i wobec to ogłasza. Biorąc pod uwagę to ile zarobił w kadrze i wcześniej, na jego miejscu mieniąc się jego przyjacielem w obecnej sytuacji finansowej klubu prowadziłbym Wisłę za przysłowiową złotówkę.


Mecenas Towarzystwa Piotrek w 2011 roku został członkiem zarządu TS Wisła. Od ponad trzech lat uczestniczy w procesie restrukturyzacji klubu, który powoli po okresie finansowej zapaści wychodzi na prostą, a z czterech i pół miliona złotych długu zostały już tylko dwa. Dodatkowo jego firma finansuje wiślacką sekcję futsalu. Czasami jednak do pełnej satysfakcji brakuje mu po prostu… frekwencji na meczach jego zespołu.- Założyłem sekcję futsalu, w której wielu zawodników mocno utożsamia się z Wisłą. Jest to sekcja założona przez kibica dla kibica. A na ich mecze chodzi czasami po dwieście, trzysta osób. Podobnie ma się sytuacja z meczami Wisły Can-Pack.-mówi Piotrek. On sam może być dumny z osiągnięć swojego zespołu. Zawodnicy halowej sekcji przez cztery lata zdobyli już mistrzostwo Polski, dwukrotnie Puchar Polski i raz Superpuchar. Zainwestował w Wisłę duże pieniądze, podawał dłoń klubowi, który chylił się ku upadkowi, jednak jak to w życiu bywa zamiast nagrody zebrał cięgi w mediach.- Nie będę komentował artykułu w Newsweeku.-mówi zapytany o tekst w którym pojawiła się między innymi jego osoba.- Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że na Wiśle nigdy się nie dorabiałem. A to z kim pije piwo, komu pożyczam pieniądze i jakich mam kolegów jest moją prywatną sprawą.

Zanim zaczęto pisać o Piotrku w tygodnikach na początku marca stał się bohaterem mediów po meczu z Ruchem. Niestety po raz kolejny zamiast ukazać prawdę, dziennikarze postanowili medialnie zniszczyć człowieka, do którego osiągnięć nawet nie mają startu.- Zostałem jedynym winowajcą wydarzeń na meczu z Ruchem. I nie mam za to zakazu stadionowego(śmiech). Absolutnie nie popieram tego co się stało, uważam, że nie wolno szkodzić swojemu klubowi. Byłem wtedy w restauracji, nie uczestniczyłem w tym co się stało. Policja wkroczyła po meczu, żeby szukać winnych, wśród zwykłych kibiców. Wtargnęła godzinę po meczu. Najłatwiej było zamknąć mnie, bo jestem osobą medialną. Zarzucono mi, że zacierałem ślady i ukrywałem sprawców. Jakie ślady miałem zacierać pytam. Skoro strzelać racami z restauracji się nie da, a zajścia miały miejsce na terenie boiska treningowego TS Wisła. Gdzie miałem ukrywać sprawców…Pod stołem? Z resztą do dnia dzisiejszego nikogo nie zatrzymano w tej sprawie a postępowanie umorzono… Dziennikarze, którzy do mnie dzwonili nie przedstawili jednak mojej wersji. Zresztą te artykuły były na zamówienie. Według policji zablokowałem wejście do Wiślaków, stojąc w drzwiach i je blokując. Chciałbym być tak wielki, aby dać radę trzydziestu uzbrojonym funkcjonariuszom. Miałem 0,56 promila w wydychanym powietrzu, a tymczasem rzecznik prasowy policji powiedział, że byłem nietrzeźwy. -mówi wiceprezes TS-u. Piotrka jednak te wszystkie sytuacje nie zraziły. Wciąż robi wiele dla Wisły, a mimo ogromu pracy będąc ambitnym człowiekiem widzi, jak dużo brakuje do ideału w Towarzystwie Sportowym. -TS-owi brakuje ludzi, nowych osób, z kreatywnymi pomysłami. Na pewno mogliby zrobić wiele dobrych i fajnych rzeczy, ale niestety chyba im się nie chce. Nie wiem dlaczego tak się dzieje. W Towarzystwie Sportowym jest niecałe dwa tysiące ludzi. Biorąc pod uwagę, że Wiśle w Krakowie kibicuje kilkadziesiąt tysięcy ludzi, to wynik dwóch tysięcy jest po prostu słaby. –kontynuuje Piotrek. Mimo tego sam spogląda na przyszłość Wisły z optymizmem. Wierzy, że wiele rzeczy można zbudować, że w czasie protestu kibice będą nadal trzymać się razem, a Wiśle dawać to co najlepsze. Budująca dla niego jest solidarność Armii Białej Gwiazdy po zakazach za mecz z Ruchem.- Jeżeli na sektorze C zasiada około trzydziestu osób, to świadczy to o naszej solidarności. Teraz byłoby rewelacyjnie, gdyby Ci wszyscy ludzie, którzy w kapitalny i budujący sposób postawili się za swoimi braćmi po szalu zaczęli pojawiać się na hali Wisły, integrowali się ze swoimi kolegami, uczestniczyli w różnorakich inicjatywach, dniach dziecka, mikołajkach itp. działaniach Stowarzyszenia czy TS-u. Towarzystwo Sportowe jest w tym momencie otwarte dla wszystkich. Nieważne czy miałeś konflikt z prawem, czy jesteś z innej bajki. Paweł Michalski wyklęty przez media prowadzi dzisiaj legalną działalność gospodarczą na terenach Towarzystwa Sportowego, płaci Wiśle wysoki czynsz, wspomaga sekcje wiślackie. To jest właśnie forma współpracy z kibicami. Każdy kibic ma tu możliwość przyjść i pomagać. Miejsce jest tu dla każdego.


To właśnie cały „Wesoły”. Człowiek sukcesu, który dla Wisły poświęcił całe życie, zawsze stojąc murem za swoimi wiślackimi przekonaniami. Nie liczyły się dla niego prywatne układy, najważniejsza była Biała Gwiazda i jej interes. Naszą długą rozmowę on sam podsumował następującymi słowami:- Nie chciałbym aby kibice Wisły wystąpili kiedykolwiek przeciw Bogusławowi Cupiałowi. Nie ma w stu ośmioletniej historii Wisły człowieka, który zrobił dla niej więcej. Teraz jest on po prostu zniesmaczony i niedoinformowany. Życzę kibicom aby wytrwali w proteście, który się kiedyś skończy, bo Jacek Bednarz nie zostanie z nami na wieki. Zachęcam ich także, aby uczestniczyli aktywnie w życiu Stowarzyszenia i Towarzystwa Sportowego. Im będzie nas więcej tym lepiej.


CAŁA WISŁA ZAWSZE RAZEM!


Źródło:http://skwk.pl/


Z Piotrem Wawro rozmawiamy o futsalu, ale nie tylko:

23 lipca 2014

Zanim prezes Zbigniew Boniek opublikował na swoim koncie twitterowym informację, że Wisła Krakbet otrzyma licencję na grę w Futsal Ekstraklasie - co mamy nadzieję, rzeczywiście się stanie - przeprowadziliśmy z właścicielem naszego futsalowego zespołu, panem Piotrem Wawro, obszerny wywiad, w którym mówi on o prowadzonej przez siebie sekcji, ale nie tylko o tym. Jest też w nim bowiem sporo o kibicach, o wiślackiej Akademii, naszych zdolnych i mistrzowskich juniorach, a także o tym z kim aktualnie rozmawia o... pogodzie.

Panie prezesie, co będzie dalej z naszym wiślackim futsalem?

Piotr Wawro (właściciel Wisły Krakbet): - Składamy odwołanie, zgłaszając ponownie halę Wisły i uzasadniając to na każdy możliwy sposób. Ponadto osobno piszemy list do prezesa PZPN-u, Zbigniewa Bońka. Nie chcemy, aby głupimi decyzjami zniszczono niszową dyscyplinę sportu, jaką jest futsal. To nie jest nasza złośliwość. Na tej hali nie da się powiększyć boiska, nie da się przesunąć ścian, bo one są nośne. Możemy oczywiście poszukać innej hali, ale domem Wisły jest Reymonta 22 i tutaj jest pozostałe 15 sekcji. Tutaj trenują i rozgrywają swoje zawody wszyscy nasi sportowcy. Zresztą gra w innej hali w Krakowie jest mało możliwa z kilku powodów. Ciężko bowiem będzie znaleźć za każdym razem właściwy termin, bo te hale są wynajmowane, a niektóre terminy są narzucane przez stację Orange Sport i nigdy do końca nie wiadomo, które mecze będą transmitowane. Decyzja zapada na dwa tygodnie przed meczem i jeśli miałby on być transmitowany np. w poniedziałek, to w ten dzień hala może już być wynajęta i nikt nie pozwoli nam rozegrać meczu. To raz, a dwa - w Krakowie nie ma hali, która spełniałaby wymogi i jednocześnie pozwoliłaby wejść kilkusetosobowej widowni. Możemy oczywiście wynajmować halę przy ulicy Kolnej, ale ściana odgradzająca trybuny od parkietu jest tak wysoka, że po ustawieniu kamery 1/3 czy 1/4 boiska będzie niewidoczna. Podobnie jest na Bronowiance, gdzie ta hala jest zbyt mała dla widzów i także trudno z niej przeprowadzać transmisje. Hala w Czyżynach odpada, bo nawet Wisły Can-Pack nie stać na jej wynajęcie, a co dopiero nas. Musielibyśmy powiększyć budżet, na samo wynajmowanie hali, co najmniej pięciokrotnie. Możemy też oczywiście przenieść się do innego miasta. I to może nie jest na swój sposób zły pomysł. Podejrzewam, że w Bochni mielibyśmy lepszą średnią, jeśli chodzi o widzów, niż w Krakowie w ostatnim sezonie. Ale umówmy się - żaden klub Ekstraklasy nie będzie chciał tam jeździć, bo to jest 50 km więcej w jedną stronę i trzeba będzie za to zapłacić. Dodatkowo byłby problem z terminami. W Bochni mają I-ligową drużynę i będziemy mieć konflikt. Nie będą zbyt szczęśliwi z tego powodu, bo będziemy im odbierać widzów. Jeśli ludzie będą mieć do wyboru Ekstraklasę i I ligę, to pewnie przyjdą na nas. Nie rozumiem sytuacji, w której do miana aż takiego problemu urosły te dwa brakujące metry i żeby one były aż taką kością niezgody.

Dotychczas te dwa metry nie były bowiem problemem.

- Żaden klub, który grał na Reymonta nie zgłaszał jakiegokolwiek veta, że źle mu się gra. Nie było też z tytułu tego, że to boisko jest mniejsze i blisko są ściany - żadnego wypadku. Są one rzeczywiście zbyt blisko, ale też jednocześnie to boisko nie jest dla nas atutem. W naszej hali zawsze byliśmy faworytem, to my prowadzimy w niej grę. Na większym boisku drużynę broniącą się zawsze łatwiej jest "rozgonić", co stwarza więcej okazji. Szczególnie gdy gramy w przewadze. Hala przy Reymonta nie jest więc - powtórzę - naszym atutem, dlatego też więcej punktów tracimy u siebie, niż na wyjazdach. Zazwyczaj hale mają rozmiary 20 na 40 metrów, czyli klasycznie, jak do piłki ręcznej. Nasza ma wymiary 18 na 36 metrów i przez cztery lata, od kiedy gramy przy Reymonta, nikomu to boisko nie przeszkadzało. Łącznie z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. My zresztą zawsze podawaliśmy rozmiary tego boiska takiego, jakie ono jest i dostawaliśmy licencję. Nie potrafię zrozumieć dlaczego nie dostaliśmy jej teraz? Skład Komisji Licencyjnej jest taki sam jak w roku poprzednim. Ci sami ludzie, którzy przed rokiem dali nam zgodę na grę, teraz twierdzą, że to boisko do niczego się nie nadaje. Podczas ostatniego roku zmieniło się tylko tyle, że w wakacje wyremontowaliśmy szatnie oraz doszło do konfliktu Kazimierz Greń - moja osoba.

No właśnie i czy to nie jest główny powód?

- Każdy o tym wie, że to chodzi właśnie o to i że to jest złośliwość tego pana. Dobrze, niech ze mną wygra, niech zniszczy futsal w Krakowie, ale musi pamiętać o jednej rzeczy. Ci zawodnicy, którzy uprawiają futsal - niezależnie czy u nas, czy gdzieś indziej - nie grają dla pieniędzy. Grają dla pasji. W futsalu zarabia się między 1000, a około 5000 złotych - bo tyle zarabiają Ci najlepsi w Polsce. I ten co zarabia te wspomniane 5 tysięcy - może powiedzieć, że może za to godnie żyć. Ale ten co zarabia tysiąc, czy 1,5 tysiąca złotych - a takich jest najwięcej - robią to hobbystycznie, dla pasji. Z tego, jeśli ktoś ma rodzinę, nie da się żyć. Większość zawodników w Polsce, poza tym, że grają w futsal, uczy się lub pracuje zawodowo. W związku z tym trzeba powiedzieć, że my tym zawodnikom, którzy grają u nas, stwarzamy przyzwoite warunki, bo mają pensje na poziomie pomiędzy 2 a 4 tysiące złotych, dlatego też w naszym zespole tylko jeden zawodnik pracuje, będąc nauczycielem w szkole. Reszta albo się uczy i gra, albo tylko gra. Dzięki temu mogą trenować 5-6 razy w tygodniu i dzięki temu podnoszą swoje umiejętności. Dzięki temu mamy co najmniej siedmiu potencjalnych reprezentantów Polski. Dwóch aktualnych - Kamila Dworzeckiego, który zrobił olbrzymi postęp, a także Pawła Budniaka - oraz pięciu kolejnych, którzy już grali lub będą grać w reprezentacji. Do tego mamy takich, którzy grają w naszej reprezentacji młodzieżowej - są to Kamil Lasik, Mikołaj Zastawnik i Tomek Bieda. W tej pierwszej grali: Pater, Czech i Wojciechowski. Jonczyk także grał w młodzieżówce i to są wszystko potencjalni kadrowicze. Jak nie teraz, to w przyszłości. Mający w swoim klubie bardzo dobre warunki do treningu i możliwość do uczenia się od najlepszych futsalistów w Polsce. Choćby od dwóch Ukraińców, których ściągamy, a to jest już co najmniej półka wyżej niż Roman Wachuła. Ci zawodnicy, grając z nimi na co dzień, będą się mieli od kogo uczyć, bo Ukraina jest piątą drużyną Europy. Jeżeli nie będą grali u nas, to co im zostanie? Budniak znajdzie sobie klub, ale większość prawdopodobnie będzie musiała poszukać sobie pracę, bo nie będzie ich stać na to, żeby dojeżdżać do Katowic, czy Gliwic. Tam płacą jeszcze mniej niż u nas, bo po tysiąc, tysiąc pięćset złotych. Tym bardziej nie będzie ich stać na zwrot kosztów dojazdu. Będą więc grać w Grajowie, czy w Bochni, ale trenować będą po dwa-trzy razy w tygodniu, bo te drużyny właśnie tak trenują. Za chwilę żaden z nich nie będzie zawodnikiem na miarę reprezentacji, więc Greń to nie nam robi na złość, a sobie. Przypuszczalnie z naszej drużyny, jeśli wszyscy będą w formie, ma szansę mieć największą liczbę kadrowiczów, którzy trenują tak jak przystało na kadrowicza, czyli codziennie, a czasami dwa razy dziennie. Mają profesjonalne zajęcia z trenerem przygotowania fizycznego, a jesteśmy jednym z trzech klubów, którzy takiego trenera mają. Nawet piłkarska Wisła takiego nie ma. U nas mają ponadto odpowiednie warunki do odnowy i nie różnimy się wiele od warunków do trenowania od Wisły SA. Nie jeździmy tylko na obozy zagraniczne.

Tyle tylko, że piłkarze Wisły teraz także nie pojechali na zagraniczny obóz.

- To prawda. Sytuacja zmusiła ich do tego, że nie było tego zagranicznego obozu, ale mają swój ośrodek treningowy i osobiście uważam, że to słuszna decyzja. Mogli pojechać do Turcji, ale Wisła nie grała tam w poprzednich latach z dużo silniejszymi przeciwnikami, niż tego lata tutaj. A wracając do futsalu to liczmy na to, że licencję otrzymamy. Mam nadzieję, że tak będzie, złożymy odwołanie i poczekamy. Najgorsze jest to, że mamy zakontraktowanych zawodników, a nie możemy np. kupić Brazylijczykowi biletu lotniczego, bo nie wiem, czy ma po co przyjechać. Mam nadzieję, że sprawa zostanie jednak szybko i pozytywnie rozpatrzona. W piłkarskiej Ekstraklasie jest wiele zadłużonych klubów, choćby nasza Wisła, której przyznano licencje, bo każdy patrzył przez pryzmat tego czym jest Wisła dla ligi. Dla tej piłkarskiej Wisła jest jednym z motorów napędowych. Ale też dla ligi futsalu - to my jesteśmy tym co tę ligę nakręca. Marka Wisła Kraków ma swoją renomę i nie przez przypadek Orange Sport transmituje najczęściej właśnie nasze mecze. To my ściągamy najwięcej ludzi przed telewizory.

Nie można też zapominać, że na Wasze mecze w innych miastach kibice przychodzą chętniej, niż na spotkania z mniejszymi klubami ligi.

- Na pewno tak jest. Zresztą poza poziomem sportowym, który reprezentujemy, bo zawsze jesteśmy na podium - jesteśmy atrakcyjną drużyną jeśli chodzi o polski futsal. Głupio byłoby, gdyby dwa metry boiska przekreśliły to wszystko co stworzyliśmy. Tym bardziej, że PZPN powinien zwrócić uwagę na jedną ważną rzecz. Staramy się szkolić młodzież. Mamy szkółkę w Chrzanowie, która w przeciągu trzech lat zdobyła dwa tytuły mistrzowskie do lat 16. Do tego mamy wicemistrzostwo do lat 18-tu. Ci chłopcy zaczynają pukać do pierwszego zespołu, bo trzech z nich jest w naszej kadrze. Nie tylko więc zadowalamy się kupowaniem i ściąganiem zawodników, w tym z innych krajów, ale także szkolimy młodzież. Mamy cztery grupy młodzieżowe, to jest kilkudziesięciu chłopców, którzy dzięki naszej pomocy - zamiast siedzieć na ławkach pod blokiem, kopią piłkę.

Wszystko to dobrze brzmi, ale musicie też zakładać czarny scenariusz, że PZPN odmówi Wam jednak przyznania licencji, także po złożonym odwołaniu. Wiadomo ile czasu trzeba będzie czekać na ostateczną decyzję?

- Nigdzie nie mogę się tego dowiedzieć. Wiadomo, że znów musi się zebrać cała Komisja. A co będzie jak nam odmówią? Rozmawialiśmy o tym na Zarządzie Klubu, także z prezesem Mięttą. Nie możemy być chłopcem do bicia. Jesteśmy Wisłą Kraków i ktoś musi zrozumieć to, że nie można na nas wylewać swoich frustracji. Futsal to jest dyscyplina półamatorska i wierzymy, że nie będzie wprowadzana tak rygorystycznie litera przepisu, bo nawet nie prawa. Najciekawsze jest bowiem to, że ten wymiar boiska jest u nas sztuczny, te 38 na 18 metrów. W rozgrywkach międzynarodowych musi być 40 na 20. Generalnie zresztą wymiar boiska do futsalu jest jeszcze inny. Wystarczy przeczytać przepisy. Długość minimalna to 25, a maksymalna 40 metrów. Z kolei szerokość to między 15 a 25 metrów. Uważam więc tym bardziej, że te dwa metry nie powinny robić jakiegokolwiek problemu. Jeżeli natomiast nie będzie mi dane uczestniczyć w procesie tworzenia tego zespołu to zaangażuje się w Akademię Piłkarską Wisły Kraków, i tyle.

Nie będzie Panu mimo wszystko żal tego co było, jeśli chodzi o futsal?

- Ależ oczywiście, że będzie, bo to jest "moje dziecko". Myśmy nie kupili nigdy żadnej licencji, którą można byłoby pozyskać za psie pieniądze. Przeszliśmy IV ligę krakowską, III, II i I - za każdym razem wygrywając ją na boisku. Zdobyliśmy mistrzostwo Krakowa, po czym graliśmy w II lidze ogólnopolskiej, potem w I lidze ogólnopolskiej i dopiero w Ekstraklasie. Wszystko to wywalczyliśmy na boisku od 2005 roku, kiedy praktycznie rok po roku awansowaliśmy. To było kilka lat wydatków finansowych, a po drugie zaangażowania. A teraz jedna decyzja może to przekreślić. Nie zmienia to faktu, że bardzo podoba mi się to co na Wiśle powstaje, czyli zalążek piłkarskiej Akademii i widzę tutaj dużą szansę na rozwój. Mam nadzieję, że szybko sobie z tym poradzę i będę miał wielką przyjemność. Generalnie praca z młodzieżą wydaje mi się przyjemniejsza, niż z seniorami, bo ci mają swoje "widzimisię". Z młodzieżą łatwiej jest się dogadać.

Zwłaszcza wtedy, gdy ta młodzież wygrywa 10-0 z Cracovią...

- Wyjął mi pan to z ust. To była najpiękniejsza chwila tego roku. Juniorzy uratowali dla Wisły sezon! I to nawet nie chodzi o samo zdobycie tytułu mistrzostwa Polski, co jest oczywiście cenne, ale to zwycięstwo i jego rozmiary. Do tego na Cracovii... Nie można przejść obok tego obojętnie. I to było niezwykle ważne dla każdego kibica Wisły, nawet jeśli to byli tylko juniorzy.

Po pamiętnych wydarzeniach w marcu br. zawiesił Pan swoją działalność w TS Wisła i funkcję wiceprezesa. Czy umorzenie Pana sprawy przez prokuraturę coś w tej kwestii zmieniło? - Jest mój następca, nie ma się co wygłupiać. Kolejne wybory są za rok, a ja jestem w Zarządzie Klubu. A czy będę pełnił funkcję prezesa, czy nie? Dla mnie jest zaszczytem już sama praca w Wiśle Kraków i nie ma co tutaj zmieniać i zgłaszać. Niepotrzebny wpis do KRS-u, niepotrzebne koszty rzędu kilkuset złotych. Tego klubu nie stać na trwonienie jakiejkolwiek kwoty. A ja cieszę się, że prokuratura musiała umorzyć to postępowanie, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że gdyby nie fakt, że są nagrania tego zdarzenia, to na 100% zostałbym oskarżony, osądzony i dostałbym wyrok. Pewnie w jakimś zawieszeniu, plus grzywnę, ale tak byłoby na 100%. Policja zeznawałaby te swoje farmazony, o których mówił m.in. komisarz Ciarka, czyli rzecznik prasowy policji, który zaczął od tego, że kibice rzucali w funkcjonariuszy kuflami! Jakby zapomniał o tym, że w dniu meczu dostępne są tylko plastikowe kubki i nie ma żadnych kufli. Do tego mówiono, że zatrzymałem całą armię policyjną w drzwiach i przez to nie złapali sprawców. Na szczęście zeznania policjantów biorą w łeb, bo na pewno mówiliby, że im ubliżałem, że popychałem i szturchałem, ale mamy nagrania. Część z telefonów komórkowych, a część robiła sama policja, z racji tego, że nagrywała swoje wejście. Nie można więc było dopisać czegokolwiek do tego co naprawdę się tam wydarzyło. Dlatego sprawę umorzono, ale smutne jest to, że bez tych nagrań zostałbym jedynym kozłem ofiarnym tego całego zamieszania, z tymi niepotrzebnymi racami. To pokazuje, że kibic jest człowiekiem drugiej kategorii. Dziś bycie kibicem w oczach większości społeczeństwa - bo tak przedstawiają nas media - jest bycie tym złym. Dziś już nawet nie jest się kibicem. Jak idę na mecz w koszulce i szaliku to od razu jestem "kibolem". Jestem potencjalnym handlarzem narkotyków, chuliganem itd. Kreuje się taki wizerunek, że na mecze nie powinno się chodzić, bo to jest kuźnia szatana. A potem się dziwimy, że jest taka, a nie inna frekwencja. Jedyny klub, który w 1. kolejce ligowej przekroczył 10 tysięcy widzów to był Śląsk Wrocław, więc po co budowano stadiony na 40 tysięcy? Tego nie wiem. Zamiast zachęcać ludzi, żeby przychodzili, to robimy wszystko, żeby ich od tego sportu i jego oglądania odciągnąć.

Na koniec chciałem zapytać o jeszcze jedną kwestię. Z kim Pan rozmawia teraz o pogodzie?

- (śmiech) Powiem szczerze, że pogodę sprawdzam codziennie, z racji firmy, którą prowadzę. Pogoda w przypadku betonu jest bardzo istotnym elementem, dlatego że w zależności od temperatury otoczenia - szczególnie w okresie zimowym - dodaje się do niego różne dodatki chemiczne. Ale z racji tego, że Pan Bednarz nie ma pojęcia co to jest beton, poza tym, że sam jest betonem - patrząc na jego wypowiedzi - to nie będę z nim konsultował pogody. Są zresztą od tego różne portale. Na przykład pogodynka.pl, czy stacja TVN Meteo. Daję więc sobie spokojnie radę i prezesa Bednarza także odsyłam na pogodynka.pl, gdyby chciał sprawdzić czy w dniu meczu będzie padało, czy może będzie słońce? Pogodynka.pl jest bardzo dobrym do tego portalem. A tak na serio, to jest to smutne, że jedna osoba potrafiła skłócić nie tylko prezesa klubu z kibicami, ale także samych kibiców między sobą. To jest to w czym Bednarz może czuć się wygranym. Udało mu się skłócić między sobą sympatyków Wisły, co wydawało się rzeczą niemożliwą. Dziś są dwa obozy, jeden uważa, że są kibicami - drugi uważa że to oni nimi są, a tak naprawdę wszyscy nimi jesteśmy i wszyscy chcemy przychodzić na mecze, ale do tego trzeba mieć normalnego prezesa, który nas szanuje i który nie wyrzuca nas ze stadionu, twierdząc że woli grać tylko dla pracowników klubu. Biorąc pod uwagę ich ilość w Wiśle, to byłoby tylko kilka osób, bo wszystkich już powyrzucał.


Źródło:http://www.wislaportal.pl/


Piotra Wawro pozwał policję do sądu i wygrał:

7 listopada 2014

Wiceprezes TS Wisła Kraków Piotr Wawro był jedynym zatrzymanym przez policję po meczu Wisła - Ruch Chorzów 8 marca, gdy stadion został zaatakowany racami. Policja oskarżała go o zacieranie dowodów. Wawro oddał sprawę do sądu. Jest wyrok.

Jako jedyny - kilka godzin po tym incydencie zatrzymany był - wiceprezes Wawro, choć nie miał z nim nic wspólnego. Został zakuty w kajdanki, rzucony na tył samochodu i odwieziony na komisariat.

Wiadomość o zatrzymaniu niesfornego wiceprezesa Piotra W., lotem błyskawicy, obiegła cały kraj. Była jedną z ważniejszych w czołowej telewizji informacyjnej TVN 24. Oczywiście, nikt nie zapytał o stanowisko samego Wawry. Jeden z portali doniósł nawet, że "Wiceprezes TS Wisła Kraków wystrzelił race w stronę kibiców, został zatrzymany przez policję!". Już mało kto zauważył, że prokuratura nie znalazła nawet powodów, by skierować sprawę do sądu przeciw Wawrze, tylko umorzyła postępowanie. Do sądu udał się za to sam wiceprezes TS-u, który zaskarżył policję. Wawro sprawę wygrał. Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy uznał, że "zatrzymanie Piotra Wawry w dniu 8 marca 2014 roku przez Policję było legalne, lecz bezzasadne." Legalne tylko z tego powodu, że wiceprezesa "Białej Gwiazdy" nie chroni immunitet.

"Analiza okoliczności (...) wiedzie do stanowczego wniosku, że konieczność zatrzymania Piotra Wawry nie była uzasadniona żadną z wymienionych w art. 244 $ 1 k.p.k. okoliczności." - napisał sąd w uzasadnieniu wyroku. Dodał też, że działanie policji mogło być wyrazem represji!

"Pozbawienie zatrzymanego wolności na całą noc i kilka godzin następnego dnia może jawić się wręcz jako wyraz represji w ramach podjętej wobec niego retorsji za jego zachowanie i postawę względem funkcjonariuszy Policji w czasie czynności podjętych na terenie prowadzonej przezeń restauracji" - uzasadnił sąd.

"Znamiennym jest, że przesłuchiwany na posiedzeniu Sądu .... (imię i nazwisko policjanta), który dokonał badanej niniejszym czynności, w żaden sposób nie potrafił sprecyzować, na czym opierała się i czego dotyczyła obawa zacierania śladów , którą zamieścił w protokole zatrzymania jako jego przyczynę. Niemożność ta w dość jaskrawy sposób obnaża bezpodstawność dokonanego zatrzymania" - podkreślił sędzia.

- Mój przykład dobitnie dowodzi, że policja nadużywa swej władzy. Czuje się, jakby nie obowiązywało ją żadne prawo i może robić z każdym, co jej się podoba. Mam nadzieję, że dzięki wyrokom takim jak ten w mojej sprawie, to się będzie zmieniało - powiedział nam Piotr Wawro.


Źródło:http://skwk.pl/ http://www.interia.pl/