Po obozie kadry w Nowym Targu

Z Historia Wisły

Po obozie kadry w Nowym Targu

Przegląd Sportowy, 21 Sierpnia 1947r. (Czwartek), Nr 67, strona 2

„Doświadczone gwiazdy” i „Nieznani żołnierze” na obozie w Nowym Targu… …i co z tego wyniknie?

Szklarska Poręba, 15 sierpnia.

NIE NALEŻY wybierać się na urlop w sierpniu. Wiedziałem o tym przez dwadzieścia kilka lat, aż w roku Pańskim 1947 skusiło mnie, by sprze­niewierzyć się tej zasadzie. W rezultacie siedzę w jednej z dolin Karkonoszy, spoglądam na Śnieżne Jasny, Kamienie i Bóg wie jakie jeszcze szczyty, z dala ryczy megafon dla odmiany pienia kościelne, za karkiem mam grób Rübezahla, którego przechrzczono na pięknie brzmiące „Liczyrzepa" zapewne w myśl za­sad języka polskiego, który nie uznaje tego rodzaju czasownikowo-rzeczownikowych węzłów małżeńskich, a myślami — jestem w Nowym Targu! Nie dlatego, bym przenosił piękno krajobrazów karpackich nad widoki Gór Olbrzymów, tylko po prostu korci raz po raz problem, jak też urządził się płk. Reyman ze swoimi chłopaczkami.

Powiedziałem sobie coprawda, że w dniach urlopowych precz idą wszelkie sprawy sportowo-redakcyjne, ale od cze­go dobry Bóg stworzył telefony i pocztę. Poczciwy Roman Giełda nie zdołał jeszcze należycie wygładzić telegramu, jaki z dalekiego Sztokholmu spadł do nowych, wytwornych apartamentów PZPN-u, a już dzwonek telefoniczny z Warszawy zakomunikował radośnie, że zasiane przed kilkoma tygodniami w Rasunda ziarno pięknie zakiełkowało. Inaczej mówiąc p. Berquist dotrzymał danego mi przyrzeczenia i mecz ze Szwecją staje się rzeczywistością. By zań miarka była (…..) przypomnie­li sobie, że w roku 1939 mieliśmy odwiedzić ich w Helsinkach (coprawda drugim garniturem) i dopominają się o wizytę.

Tak więc obawy o nasz piłkarski pro­gram międzynarodowy okazują się płon­ne, gdyż mimo niepowodzeń piłkarze polscy cieszą się wziętością. A ponie­waż tego rodzaju zaufanie i nas zobo­wiązuje, więc też robimy, co się da — inaczej mówiąc — montujemy obóz w Nowym Targu. Szczerze mówiąc, gdy wyczytałem na­zwiska wybrańców, „szmyrznąłem" — jak powiada mój siostrzeniec, Januszek, gazetą o stół!

GDYBY PŁK. REYMANN

BYŁ W OSLO...

Okazuje się, że jest rzeczą bezwzględ­nie złą, jeśli kapitan sportowy nie to­warzyszy drużynie. Gdyby p. płk. Rey­man był w Oslo nie powracałby zapew­ne z uporem do koncepcji Filka I-go, jako pomocnika i obrońcy. Zawodnik Wisły nie odpowiedział swemu zadaniu i mam do tej pory pretensję do Wacka Kuchara, że przedwcześnie wycofał Kaźmierczaka. Chyba więc liczy kapitan na Wiślaka jako obrońcę.

W pomocy uderza brak Jabłońskich. Jestem zbyt daleko od ośrodków dyspo­zycyjnych naszego piłkarstwa, by stwierdzić jaka jest tego przyczyna. Przypusz­czam, że chyba tylko niemożność opu­szczenia Krakowa. Nie wyobrażam sobie bowiem, by tragicznie zawiniona bram­ka miała tak dalece zdeklasować Jabłońskiego I, by musiał ustąpić miejsca np. Wapienikowi, którego galopy próbne dotychczas nie wypadły przekonywują­co. Dobrze stało się, że powołano Gajdzika, może ze ślązaka zrobi się drugi Dytko, który zaciętością, nieustępliwo­ścią i żelazną walą, osiągał rezultaty, do jakich nie mogli dojść zawodnicy a lepszych pozornie warunkach fizycznych.

W ataku jest jeden pewniak! Graca? — Bynajmniej! Szczęśliwcem tym jest Hogendorf, któremu nie przeciwstawio­no żadnego konkurenta! Stało się to pewnie w myśl przysłowia: „na bezry­biu..." Co tu bowiem dużo gadać, Ho­gendorf nie jest klasowym piłkarzem i jeśli Baran byłby w jako takiej formie fizycznej dałbym mu zawsze pierwszeń­stwo, gdyż stać go na zrywy, na jakie jego kolega klubowy nigdy się nie zdo­będzie

NIEZNANI ŻOŁNIERZE Powołanie Spodzieji jest o tyle słuszne, że należy dać mu raz jeszcze szansę. Gdy chodzi o „żołnierzy nieznanych" to dziwi nas, że kapitan PZPN nie powo­łał również Łącza, o którym wyrażał się w superlatywach. Pozycja łączników jest „zagrożona" przez Białasa i Aniołę. Przypuszczamy, że Gracz utrzyma się na swoim posterunku, o ile jest w pełnej kondycji, natomiast ostra walka rozwi­nie się między Kulawikiem, Białasem i Cieślikiem z tym, że ten ostatni ma je­szcze w rezerwie posadę kierownika na­padu. O miejsce na lewym skrzydle konku­rować będą: Smólski z Czachorem i nie znanym nam bliżej Dybalą.

Czy obóz da rewelacyjne wyniki? Nie wierzymy w to! Jest to zdaniem moim znów „zbieranina" bez ładu i składu, bez wyraźnej koncepcji i myśli prze­wodniej. Dziwi minie, że PZPN, który ma za sobą tak bogate doświadczenie do tej pory nie zorganizował obozu, w skład któ­rego weszliby gracze o obiecujących za­datkach. W obozie takim nie byłoby miejsca ani dla Szczepaniaka, ani dla Gracza, Flanka, Gędłka, Parpana, Broma, Hogendorfa itp., których znamy aż nadto debrze i którym Nowy Targ nic więcej nie da!

GROCH Z KAPUSTA Zobaczylibyśmy w nim natomiast chę­tnie Białasa, Aniołę, Gajdzika, Łącza, Kamińskiego, Jaźnickiego, Szymańskie­go, Czachora, Wojciechowskiego, Wło­darczyka, Alszera i innych utalentowa­nych graczy rozsianych po Polsce, z których kilku uzyskałoby może z miejsca kwalifikacje reprezentacyjne, inni utworzyliby trzon reprezentacji „B", reszta wreszcie pozostałaby w trzecim rzucie lub wróciłaby z powrotem do szeregów tych, o których się nie mówi. Tego rodzaju praca miałaby sens i gwarantowałaby korzyść jeśli nie dziś, to jutro. Natomiast nowotarski groch z kapustą znów do niczego nie doprowa­dzi! T. Maliszewski.