Puchar Polski. Pierwsza edycja. 1925/1926

Z Historia Wisły

Spis treści

Pierwsze piłkarskie trofeum w II RP

Puchar Polski. 1925/26.

1925 - rozgrywki okręgowe


Skąd się wziął pomysł takich rozgrywek? – Odpowiedź jest prosta jak historia piłki nożnej – z Anglii. Kto próbował ją przeszczepić na polski grunt? Odpowiedź jest równie prosta – anglofil Adam Obrubański, który właśnie na wyspach brytyjskich zdawał egzamin sędziowski. Człowiek od zarania związany z Wisłą. Szara eminencja nie tylko tego klubu, ale też i PZPN w latach dwudziestych.
Poważne propozycje zorganizowania rozgrywek o Puchar Polski pojawiły się już podczas Walnego Zgromadzenia PZPN w lutym 1923 r. Wówczas pomysł tego typu rozgrywek nie zyskał aprobaty delegatów. Ponowiono tę propozycję rok później. Inicjatorzy chcieli poprzez stworzenie tych rozgrywek ożywić sezon wiosenny pozbawiony meczów o mistrzostwo okręgowe z powodu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu i przy okazji zasilić fundusz olimpijski dochodami z tych spotkań. Wzorowano się przy tym na niesłychanie popularnych na Wyspach Brytyjskich rozgrywkach. PZPN opracował wstępny regulamin gier, a następnie rozpisał w tej sprawie referendum. Związki okręgowe miały do 9.12 zdecydować czy akceptują te propozycje. Miał być to puchar przechodni, a więc przewidywano kontynuację tych rozgrywek. Gry rozpocząć się miały najpierw w okręgach w klasach A i B obowiązkowo (w C fakultatywnie). Gospodarz spotkania miał być losowany, a w trzech ostatnich grach pary miały być łączone również losowo. Po zakończeniu rozgrywek w okręgach przystąpić miano do rozgrywek międzyokręgowych, w których mieli brać udział zwycięzcy okręgowi. Drużyny przegrywające automatycznie odpadały z dalszych gier . Regulamin gier o Puchar Polski został zaakceptowany przez okręgi i władze PZPN (16.09 przez Zarząd) i jesienią 1925 r. ruszyły pełną parą, choć zmodyfikowano nieco zasady tych rozgrywek.
Wisła postanowiła przystąpić do rozgrywek pucharowych w końcu sierpnia. Powszechnie uchodziła za jednego z faworytów do zdobycia Pucharu i ta opinia potwierdziła się w zupełności. Nie można tego powiedzieć o innych uznanych w Polsce firmach piłkarskich, które odpadły już w ramach rozgrywek okręgowych. Nie obyło się również bez małych skandali, jakim było np. powtórzenie finałowego meczu w okręgu warszawskim między Legią i Warszawianką „z powodu brutalności w grze”. Rozgrywki warszawskie zresztą zasłynęły z szeregu zaciętych gier. Już w półfinale Polonia przegrała z Warszawianką 2:3 po bardzo ostrym meczu. W Łodzi z kolei doszło do unieważnienia zawodów z powodu nieprawidłowości w ich przeprowadzeniu. Zarząd ŁOZPN rozpisał nowe terminy gier i te spotkania rozegrano już w prawidłowy sposób . Drużyny spoza Małopolski bardzo poważnie potraktowały te rozgrywki. Zespoły do tej pory niżej notowane poprzez Puchar Polski chciały pokazać się na piłkarskiej mapie naszego kraju.
Na szczęście w KOZPN obyło się bez podobnych atrakcji i rozgrywki pucharowe przeprowadzono sprawnie i w terminie. Cieszyły się umiarkowanym zainteresowaniem kibiców (dość powiedzieć, że mecz finałowy przyniósł Wiśle deficyt około 800 złotych). Z udziału w rozgrywkach zrezygnowała Cracovia. Mimo, że biało-czerwoni znajdowali się wówczas w mizernej formie sportowej pojedynek derbowy z Wisłą na pewno wywołałby duże zainteresowanie w mieście. Do tego reklama tych spotkań była nienajlepsza. Sądząc po relacjach prasowych można odnieść wrażenie, że dla wielu dziennikarzy sport futbolowy zaczynał się i kończył tylko na jednej drużynie i jeśli tylko jej w rozgrywkach brakowało to tracili nim zainteresowanie. Do tego dochodził niezbyt fortunny termin rozgrywania spotkań okręgowych (październik/listopad). Późnojesienny okres nie rozpieszczał kibiców ładną pogodą.
Dzisiaj próbuje deprecjonować te rozgrywki, sugerując, że nie uczestniczyło w nich szereg czołowych drużyn krajowych. Choć udział w tych rozgrywkach był dobrowolny, w zasadzie zabrakło w nich z drużyn klasowych tylko (dla innych aż) Cracovii i drużyn lwowskich (rozbitych psychicznie w głośnej aferze o zawodowstwo). Dlatego nie ma powodu by podważać rangę sportową tych rozgrywek. Tym bardziej, że Cracovia zakończyła rozgrywki a-klasowe na odległym miejscu, ustępując nie tylko Wiśle, ale i Jutrzence. A to, że nie obyło się w Pucharze bez niespodzianek, jakimi było wyeliminowanie kilku czołowych klubów polskich przez niżej notowane, to tradycyjnie jest już specyfiką tych rozgrywek do dnia dzisiejszego. Niestety nie były one najlepiej zorganizowane i z powodu słabej znajomości ich reguł w niektórych okręgach doszło nawet do powtórzenia szeregu gier.

Pierwszym meczem Wisły jak to określano „o puhar PZPN” w ramach okręgowych rozgrywek było spotkanie „mistrza okręgu” z „wybijającą się wśród drugoklasowych, ambitną drużynę Zwierzynieckiego”. Jak zauważano „spotkanie takie mogło być ciekawem ze względu na możność porównania poziomu gry obu klas, tembardziej że były to zawody puharowe, gdzie każdy daje z siebie maksimum wysiłku”.
Pojedynek ten przyniósł „Czerwonym” pewną, choć skromną wygraną 2:0. Piłkarze Zwierzynieckiego różnicę klas dzielącą ich od Wisły nadrabiali ambicją i prowadzili do przerwy dość wyrównany pojedynek (ustępując „rutyną i techniką bronili się zaciekle”). Sprzyjało temu i pewne zlekceważenie przez a-klasowców rywala, który „wykazywał wielką siłę oporu”, a ich bramkarz M. Koźmin udowadniał, że zna się na swoim fachu. Do tego "Czerwoni" w I. połowie grali przeciw silnemu wiatrowi. Po pauzie wyższość Wisły nie ulegała już wątpliwości, choć została udokumentowana bramkami dopiero w końcówce meczu. Najpierw solowa „akcja Adamka, ładnie przez Reymana I wypuszczonego, przynosi pierwszą bramkę [75’]. Drugą strzela Reyman I z rzutu wolnego” na trzy minuty przed zakończeniem spotkania, „a piłkę, łatwą zresztą do obrony, puszcza bramkarz Zwierzynieckiego przez zręczny trick Adamka, który ją w ostatnim momencie przeskoczył”. Ciekawostką jest fakt, że mecz ten nie figuruje w publikowanych do tej pory, oficjalnych statystykach jako mecz Wisły w ramach Pucharu Polski. Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że był to mecz ćwierćfinałowy tych rozgrywek na szczeblu okręgu. Rozegrano go na boisku Wisły, podobnie jak następny pojedynek z BBSV. Gospodarza według regulaminu rozgrywek wyznaczano przez losowanie i szczęście wyraźnie sprzyjało Wiśle.
W półfinale na szczeblu okręgu Wisła zmierzyła się z BBSV w końcu października. Mimo śliskiego i błotnistego boiska Wisła potwierdziła w tym spotkaniu doskonałą formę, a jej gra stała na bardzo wysokim poziomie. Czasy gdy drużyny bielskie z powodu bliskości Wiednia były groźne dla najlepszych polskich zespołów należały już do przeszłości - stwierdzał lakonicznie sprawozdawca z tego meczu. Wisła „bawiła się z przeciwnikiem”, pakując do jego bramki 9 goli (do przerwy 5:0). „Przede wszystkim jednak rekordowa ilość bramek jest zasługą świetnej i niezmordowanej gry Reymana I.”, który zaliczył w tym meczu na swym koncie 4 gole. Mecz był właściwie bez historii, a Bielszczanie grali za miękko „by oprzeć się energii mistrza Krakowa”, który „ostatnio wykazuje wyjątkową formę, tak co do piękności jak i skuteczności gry”.
Ponieważ w drugim spotkaniu Wawel pokonał pewnie Jutrzenkę 3:0 finałowy mecz na szczeblu okręgu między tymi drużynami zapowiadał się interesująco. Spodziewano się wprawdzie zwycięstwa Wisły, ale po cichu liczono się również z niespodzianką, gdyż Wawel uchodził za solidną drużynę, do tego potrafiącą grać ostro. Mimo niepogody mecz 8. listopada oglądało 1000 osób. Zwolennicy Wawelu tylko do przerwy mieli nadzieję na korzystny wynik tego spotkania. Jak pisano po spotkaniu Wisła tradycyjnie I. połowę potraktowała niezbyt serio, stąd rezultat bezbramkowy do pauzy. Po przerwie nastąpiło jednak kilka minut, który wstrząsnęły graczami Wawelu, zabierając im ochotę do dalszej gry. Podczas padającego deszczu „już w 3 minucie bije Reyman I, rzut wolny za faul Hyli na Adamku. Piłka skierowana ku bramce, obija się o nogi kilku obrońców i wchodzi w siatkę”.”Czerwoni” zabrali się teraz „należycie do pracy i uzyskali zupełną przewagę nad swym przeciwnikiem. Napad Wisły prowadzony dość ociężale przez Reymana I., któremu śliski teren nie pozwolił na rozwinięcie należytej działalności, oparł się po pauzie prawie w całości na grze obu łączników”. W efekcie po 9 minutach gry wynik brzmiał 3:0. Ostatni gol padł na minutę przed końcem spotkania po strzale Adamka. Tak po prawdzie to Wisła strzeliła w tym meczu 6 bramek (2 nie uznał jednak sędzia). Pewna wygrana z Wawelem stawiała Wisłę w roli głównego faworyta rozgrywek pucharowych. Jak zauważano w „Przeglądzie Sportowym”: „Jak było do przewidzenia Wisła wyszła z okręgowych gier o puhar zwycięsko, zapewniając sobie udział w wiosennych grach międzyokręgowych. Zarazem stwierdzić wypada, że dotychczasowe rozgrywki w Krakowie nie obudziły żywszego zainteresowania i, z powodu usunięcia się od rozgrywek Cracovii, Wisła jako faworyt nie była narażona na żadne niespodzianki. Tem nie mniej rozgrywki puharowe, jako nowość, zdają się mieć zapewnione stałe powodzenie po tegorocznej próbie”.

1926 - gry finałowe zwycięzców okręgowych


Decyzją WGiD PZPN postanowiono rozpocząć międzyokręgowe rozgrywki o Puchar w końcu czerwca 1926 roku . Zarząd związku zatwierdził przeprowadzoną weryfikację rozgrywek okręgowych i plan gier finałowych (19.04). Rozgrywki toczyć się miały w III grupach: I - Warszawa, Poznań, Toruń; II - Kraków, Łódź, Górny Śląsk; III - Lwów, Wilno, Lublin.


Do rozgrywek finałowych trafiły więc uznane firmy i nie było wcale łatwo wejść do tej fazy gier. Tym bardziej, że grupa do której trafiała Wisła była najsilniejsza. W finałowych rozgrywkach miało wziąć udział 9 drużyn, czyli było to odwzorowanie gier o MP i modyfikacja regulaminu z 1924 r. Lwów tradycyjnie trafiał do grupy z przedstawicielami najsłabszych okręgów, czyli Wilnem i Lublinem. Później musiał jednak wygrać rywalizację półfinałową ze zwycięzcą grupy I (północnej) - zwycięzca grupy II (południowej) miał czekać na to rozstrzygnięcie awansując od razu do finału rozgrywek. Gospodarz spotkania miał być losowany.

Ostatecznie na szczeblu centralnym (ogólnopolskim) rywalizować miały drużyny: Wisły, ŁKS i Ruchu Chorzów (grupa południowa); TKS Toruń, Warty Poznań i Warszawianki (grupa północna); Sparty Lwów, Sokóła Równe i zwycięzcy w okręgu wileńskiego, który nie przystąpił jednak do rywalizacji (grupa wschodnia).


Termin gier wprawdzie ułożono tak by nie kolidował on specjalnie z rozgrywkami toczonymi w ramach MP. Koniec rozgrywek o mistrzostwo okręgu miał być zarazem początkiem gier pucharowych w skali ogólnokrajowej. Rywalizację w grupach i finał Pucharu Polski planowano rozegrać do końca lipca, by nie kolidowało to z rozpoczynającymi się we wrześniu grami o Mistrzostwo Polski.


Te plany zweryfikowały potem wydarzenia boiskowe i pozaboiskowe. Pierwsze spotkania grupowe rozegrano 29. czerwca: w grupie północnej TKS Toruń pokonał Warszawiankę 5:3; w grupie wschodniej Sparta Lwów pewnie pokonała Sokoła Równe 4:0.


Wisła przegrała rywalizację z Cracovią w rozgrywkach okręgowych, będących eliminacją do gier o Mistrzostwo Polski i Puchar Polski stawał się dla niej szansą powetowania tego niepowodzenia. Miała jednak pecha w losowaniu, gdyż pierwszy mecz grupowy miała rozegrać na gorącym łódzkim terenie. ŁKS miał z Wisłą stare porachunki zarówno za ubiegłoroczną przegraną rywalizację w finałach Mistrzostw Polski (kiedy to Wisła domagała się walkowera w przegranym I. meczu), jak i wcześniejszą potyczkę z 1923 r. Gorąco reagująca, fanatyczna publiczność łódzka sprawiała, że drużyny przyjezdne nie czuły się zbyt pewnie na stadionie ŁKS. Dotyczyło to szczególnie Wisły z powodów przytoczonych powyżej. Tym niemniej walkę trzeba było podjąć, jeśli marzyło się o sukcesie w rozgrywkach. Przegrana przekreślała szanse na przejście do dalszych gier, gdyż nie przewidywano meczów rewanżowych. Czarne przewidywania co do nastrojów publiczności na trybunach niestety się sprawdziły. Co gorsza, gorąca atmosfera z trybun przeniosła się na boisko. I to dosłownie, gdyż zarówno sami zawodnicy tracili nerwy, jak i sama publiczność, która na 7 minut przed końcem wpadła na boisko. Doszło wówczas do gorszących ekscesów, kiedy to sędzia Mallow opuszczał boisko w gąszczu uderzających „lasek i parasolów”. Mocno poturbowanego sędziego musiała ochraniać interweniująca policja i meczu tego nie dokończono. Sędzia Mallow zastępował w tym meczu anonsowanego wcześniej jako arbitra Dudryka, który pewnie przewidywał bieg wydarzeń i nie zjawił się na łódzkim stadionie. Niekryjący swych sympatii dla miejscowych sprawozdawca „Stadionu” pisał, że poznański sędzia prowadził te zawody w stanie „podchmielonym” i sprzyjał Wiśle. Te pozasportowe wydarzenia zdominowały relację z samego spotkania, które tradycyjnie miało dramatyczny przebieg. ŁKS miał niewątpliwie pecha w meczach z Wisłą i przebieg meczu to potwierdzał. Mimo lekkiej przewagi w całym spotkaniu musiał uznać wyższość krakowskiej rywalki. Przez pierwszych 20 minut grał aktywnie i parł do przodu. Dobra gra obrony Wisły i bramkarza nie pozwoliły jednak napastnikom łódzkim na strzelenie gola. Po 20 minutach Wisła otrząsnęła się z przewagi łodzian i zaczęła poważnie niepokoić Fiszera. Co przyniosło efekt w 33’ po „dalekim strzale Reymana”. Po przerwie i tak już napięta atmosfera na boisku i poza nim stała się jeszcze bardziej gorąca. Wtedy to doszło do przepychanki między Adamkiem i Fiszerem. W efekcie sędzia usunął obu graczy z boiska. ŁKS atakował do końca tego dramatycznego meczu, ale nie przyniosło to efektów bramkowych. Wisła broniła się całą drużyną, sporadycznie kontrując i to dało jej drugą bramkę (w 65’ po strzale Balcera). W 84’ doszło do incydentu, sędzia nie podyktował karnego dla ŁKS i „wskutek dosadnego reagowania galerji” przerwał zawody: „publiczność wtargnęła na boisko i poturbowała sędziego, p. Mallowa z Poznania; z opresji wydobyła go dopiero policja, która przywróciła niebawem porządek”. Poziom spotkania nie okazał się najwyższy. Wisła była jednak „szybsza, bardziej zdecydowana pod bramką i dysponowała celnymi strzelcami”. Do tego miała w swych szeregach tak nietuzinkowych graczy jak Reyman, Adamek, czy Czulak.


Mecz z ŁKS zweryfikowano potem jako walkower dla Wisły, ale wysiłek włożony w to spotkanie przez piłkarzy nie został przez to anulowany.



Po ciężkim boju awansowali więc „Czerwoni” dalej. Tym razem szczęście im dopisywało, gdyż kolejne spotkanie z Ruchem Wisła grała na własnym boisku tydzień po meczu z ŁKS. Mimo to mecz ten okazał się równie ciężki dla Wisły. O czym wymownie świadczyła skromna wygrana 1:0 osiągnięta z „wielkim trudem”.
Zresztą jak pisano: „Wisła ma w bieżącym roku predystynację do nikłych zwycięstw, notując w swej kronice niemal same wyniki z różnicą 1 bramki. Zwycięstwo jej nad Ruchem było mimo to w pełni zasłużone. W ataku odbijał się ujemnie brak Reymana I”. Na środku ataku zastępował go młodszy brat, a jedynego gola w tym meczu strzelił Kowalski. Ruch – jak to określono – okazał się „naprawdę ruchliwą drużyną o wszystkich zaletach i wadach drużyn śląskich. Brak mu jedynie zdecydowanej akcji podbramkowej”.

Ostatnie mecze grupowe rozgrywano 4. lipca. Niespodziewanie w grupie północnej TKS Toruń pokonał poznańską Wartę 3:2, a Sparta Lwów przeszła do dalszego etapu gier bez konieczności rozgrywania spotkania.

Organizatorzy Pucharu Polski "półfinałową" rywalizację zwycięzców grup północnej i wschodniej planowali na 18. lipca., a finał rozgrywek na 25. lipca. Ostatecznie te terminy przesunęły się o przeszło miesiąc. Jakieś fatum ciążyło nad tymi rozgrywkami. Afery, skandale, przerywane przed końcem spotkania, walkowery, czy powtarzanie raz już odbytych spotkań - to była niezbyt zachęcająca otoczka towarzysząca pierwszej edycji rozgrywek o Puchar PZPN od samego początku. W lipcu ten scenariusz się powtórzył. Tym razem musiano powtórzyć mecz TKS-Warta. Pierwsze spotkanie niespodziewanie wygrali Torunianie, ale wskutek protestu poznaniaków mecz powtórzono. Tym razem pewnie wygrała faworyzowana Warta 7:0 (25.07). Tym samym terminy gier zostały przesunięte o kilka tygodni. Na zwycięzcę tego pojedynku czekała już lwowska Sparta. Drużyna, która dopiero od 1925 r. uzyskała prawo gry w lwowskiej a-klasie. W 1926 r. nie radziła sobie najlepiej wśród najlepszych lwowskich klubów. O wiele lepiej prezentowała się w meczach o Puchar Polski i okazała się prawdziwą rewelacją tych rozgrywek. „Skorzystała ze zbytniej pewności siebie znanych firm [i] niespodziewanie zdobyła puchar okręgu, a potem doszła w premierowej edycji Pucharu Polski aż do finału” - napisano w publikacji poświęconej klubom lwowskim. Trzeba jednak dodać, że w wyeliminowaniu innych drużyn lwowskich pomogła Sparcie głośna afera dotycząca ukrytego zawodowstwa w najlepszych lwowskich klubach. Kluby te po prostu nie przystąpiły do tych rozgrywek, skupiając się na zawodach o Puchar LOZPN. Sparta, która w tych grach również wystąpiła zbierała tam cięgi od najlepszych lwowskich drużyn. W Pucharze PZPN wiodło jej się o wiele lepiej, choć rywali nie miała wymagających. Wygrana z Białym Orłem 2:1 dała jej finał na szczeblu okręgu. W finale miała się zmierzyć z ŻTG Drohobycz. Piłkarze z nie tak odległego przecież od Lwowa Drohobycza z braku pieniędzy nie wysłali drużyny na mecz do Lwowa i tym samym po przyznanym walkowerze Sparta trafiła do finału rozgrywek na szczeblu międzyokręgowym.


Po wyjściu z rozgrywek okręgowych wyeliminowała Sokół Równe. Nie był to silny rywal, ale i Sparta nie należała do potentatów na lwowskim podwórku. Dość powiedzieć, że w rozgrywkach a-klasowych zajęła ostatnie miejsce. Tym niemniej w półfinale poradziła sobie z faworyzowaną Wartą, wygrywając 1:0 (8.08) po golu Morskiego na 9 minut przed końcem meczu. Sam mecz był wyrównany, a obserwatorów zaskakiwała symboliczna wręcz liczba kibiców na trybunach (ok. 100 osób). Jak pisano: „wskutek powyższego wyniku wytworzyła się oryginalna sytuacja... Sparta przechodzi do klasy B a równocześnie wskutek zwycięstwa nad Wartą zakwalifikowała się do finału o puhar PZPN”. Pierwsza edycja rozgrywek pucharowych sypnęła więc od razu ogromną niespodzianką. Dziś wiemy już, że taki jest już urok tych rozgrywek. Wtedy jednak traktowano to jako sensację.


Pechowo dla finalistów Pucharu termin ostatniego spotkania pokrywał się z rozpoczętymi rozgrywkami o Mistrzostwo Polski. Nie wywoływał więc on takich emocji i zainteresowania jak powinien. Do tego biorąc pod uwagę ich dotychczasowy przebiegi i perypetie mu towarzyszące na przestrzeni prawie całego roku nie może dziwić fakt, że w prasie pisano wprost „uciążliwe i długotrwałe rozgrywki o Puchar PZPN dobiegają wreszcie końca” . Dlatego też w gazetach zamieszczano z meczu finałowego dość skromne, by nie powiedzieć symboliczne komentarze. Mecz odbył się jednak na początku września w Krakowie co dawało spory handicap „Czerwonym”. Wisła przeważała przez całe spotkanie, „grała ładnie, ale taktycznie słabo” i „miała ze Spartą znacznie cięższą przeprawę niż się spodziewano”. „Sparta broniła się bardzo umiejętnie i dopiero w ostatniej minucie (na 37 sekund przed gwizdkiem sędziego jak skwapliwie to zanotowano) Reyman I zdobył decydującą o zwycięstwie Wisły bramkę” pieczętującą zasłużone zdobycie Pucharu Polski. Tak zakończył się „finał zwodów o Puchar” Polski, który „mimo zejścia się dwu drużyn o nierównej klasie i mimo przygniatającej przewagi przez cały czas zawodów drużyny Wisły, należał do bardzo interesujących meczów, gdyż z ze względu na niepewny do ostatniej chwili rezultat, trzymał widza uwagę w ciągłym napięciu”.

Podsumowanie


Podsumowując całą edycję tych pionierskich w Polsce rozgrywek trzeba przyznać, że Puchar trafił w ręce drużyny, która na to w pełni zasłużyła. Pewnie przebrnęła gry na szczeblu okręgu nie tracąc żadnej bramki. W finałach również udowodniła, że jest zdecydowanie najlepszą drużyną spośród wszystkich uczestniczących na tym szczeblu rozgrywek. Zwycięstwa Wisły nie były może zbyt efektowne, ale niewątpliwie zasłużone. Poza meczem z ŁKS nie była też bohaterką mniejszych i większych skandali, jakie niestety towarzyszyły tym rozgrywkom. Rzecz charakterystyczna, że rządzący PZPN dość długo zwlekali z weryfikacją rozgrywek o Puchar Polski i jeszcze w listopadzie 1926 r. pisano o ich niezatwierdzeniu przez piłkarską centralę. Co więcej, nadal czekał na rozpatrzenie protest ŁKS dotyczący meczu z Wisłą. By było śmieszniej to zwlekano nawet z wręczeniem Wiśle samego pucharu . Było to pierwsze poważne trofeum zdobyte przez Wisłę, które niewątpliwie uczciło obchodzony właśnie jubileusz 20-lecia klubu. Stało się też szczęśliwym początkiem przyszłych sukcesów, na które została skazana Wisła w pierwszych latach Ligi. Docenili to włodarze klubu uchwalając specjalne podziękowania dla I drużyny za zdobycie Pucharu Polski. Sukces ten doceniali również działacze KOZPN, którzy chcieli zatrzymać puchar dla siebie. Doszło w związku z tym wiosną przyszłego roku do nieco humorystycznego incydentu kiedy to TS Wisła nie chciało uiścić na rzecz związku należnych składek, jeśli ten nie odda Wiśle m. in. pucharu „PZPN zdobytego przez I drużynę” . KOZPN żądał od Wisły 10% od dochodów brutto z meczów międzyokręgowych o Puchar PZPN. Nie mogli się pogodzić z tym działacze Wisły i słali w tej sprawie nawet protesty do piłkarskiej centrali, uznając taki haracz za „niezgody ze statutem PZPN”.
W sumie Wisła rozegrała 6 pucharowych spotkań. Trzy na szczeblu okręgowym i trzy na szczeblu centralnym. Wszystkie zakończyły się zwycięstwami. Strzeliła w sumie w tych meczach aż 20 bramek, tracąc tylko jedną (w pamiętnym finale ze Spartą). Łupem bramkowym podzielili się: Henryk Reyman – 8 (w tym strzelił tę „złotą” bramkę w ostatniej minucie meczu finałowego), Józef Adamek – 3, Stanisław Czulak – 3, Jan Reyman - 2, Mieczysław Balcer 2, Władysław Kowalski 2.
Na następną edycję rozgrywek o Puchar Polski przyszło czekać ćwierć wieku. Złożyło się na to wiele przyczyn, z których bynajmniej nie najważniejsza była nienajlepsza opinia towarzysząca tym rozgrywkom, a spowodowana licznymi perturbacjami w ich przeprowadzeniu. Po prostu pomysł przeprowadzenie gier o „Puchar PZPN” powstał w chwili, gdy z powodu Igrzysk Olimpijskich doszło do przesunięcia rozgrywek o Mistrzostwo Polski. Puchar Polski miał tę lukę wypełnić. W roku 1926 kalendarz gier o MP wrócił do normy. Rok później ruszyła z kolei Liga z bardzo napiętym kalendarzem gier. Brakowało po prostu czasu na dodatkowe zawody, jakimi mogłyby być gry o Puchar Polski. Dość powiedzieć, że nawet reprezentacja miała kłopoty z rezerwacją odpowiednich terminów na mecze międzynarodowe. Z tego też powodu do wznowienia rozgrywek pucharowych doszło dopiero po wojnie. I tym razem finalistą tych rozgrywek była Wisła. Ale to już zupełnie inna historia.

Na podstawie: Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006 - cytaty w tekście pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej: "Przeglądu Sportowego", "Stadionu", "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", "Kuriera Sportowego", "Kuriera Poznańskiego" oraz z publikacji A. Gowarzewskiego, Lwów i Wilno, kolekcja klubów oraz protokołów z posiedzeń władz TS Wisła.

Zobacz także

Faza okręgowa:

Faza ogólnopolska:

Puchar Polski