Reaktywacja TS Wisła. 1918-1919

Z Historia Wisły

Wisła – rediviva. 1918-1920.

Wojna przyniosła nie tylko zniszczenie stadionu Wisły, ale także szatni i dokumentów klubu. Powodem zawieszenia działalności sportowej po 1914 r. było jednak „powołanie prawie wszystkich członków pod broń”. Piłkarze Wisły zostali rozrzuceni po niemal wszystkich frontach toczącej się w Europie I wojny światowej. Znaleźli się w Legionach Piłsudskiego i austriackich jednostkach liniowych. Zaś mieszczące się na Oleandrach nowo otwarte wiosną 1914 r. boisko Wisły wskutek działań wojennych uległo całkowitej dewastacji. Podobny los spotkał szatnie i urządzenia „ofiarnie oddane na użytek polskich Legionów” Piłsudskiego. W tej sytuacji Wisła zniknęła z piłkarskich boisk niemal do końca wojny. Nie znaczy to, że w czasie wojny przestano grać w piłkę. Czyniono to nawet w jednostkach frontowych, do których trafili piłkarze. W Legionach Wiślacy razem z graczami Cracovii zakładali nawet drużyny piłkarskie. W Krakowie z kolei po krótkiej przerwie wznowiła i prowadziła ożywioną działalność sportową Cracovia, korzystając z bardzo wymiernej pomocy austriackich czynników wojskowych. Odbudowany przy pomocy Austriaków Park Sportowy Cracovii wprost tętnił piłkarskim życiem, a Lustgarten wprost dwoił się i troił, zapraszając do Krakowa liczące się kluby austriackie.

Pierwsza próba reaktywacji Wisły nastąpiła jeszcze w czasie trwania I wojny światowej. Tak o tym mówił Reyman: „Dopiero..., gdy po otrzymanej ranie na wojnie, jako rekonwalescent leżałem w szpitalu, zwrócili się do mnie koledzy, piłkarze Wisły: Szubert, inż. Stefan Śliwa, Węgrzyn, Szpurna, Mróz, Turmiński, Stopa, byśmy odbudowali Wisłę i stworzyli ją i zaczęli rozgrywać w dalszym ciągu mecze piłkarskie. W tym czasie trenowaliśmy na Błoniach krakowskich, a szatnię mieliśmy u Państwa Danzów. Dopiero później, dzięki doktorowi Cetnarowskiemu i dr Lustgartenowi zaczęliśmy trenować na boisku Cracovii. Zagraliśmy kilka meczy, cóż kiedy nowa ofensywa austriacka we Włoszech przerwała po raz wtóry pracę piłkarską we Wiśle, aż do 1918 roku”. Inne relacje dotyczące sportowej działalności Wisły w tym właśnie okresie mówią o reaktywowaniu Wisły latem 1918 r., nie wspominając słowem o wcześniejszych tego typu próbach. Najprawdopodobniej Reyman pomylił się i te wydarzenia odnoszą się właśnie do tego okresu. Potwierdza Rudolf Wacek – człowiek całym sercem oddany lwowskiej Pogoni. „O Wiśle słuch zaginął, za to o Cracovii głośno było” w tych wojennych latach – jak to zaznaczał w swych wspomnieniach. Wacek ma także swoje zasługi w reaktywowaniu sportowej działalności Wisły. Starając się znaleźć dla Pogoni atrakcyjnego sportowo rywala i znudzony nieco jednorodną rywalizacją lwowsko-krakowską Pogoni z Cracovią zaczął „się oglądać za drugą drużyną”. Jak wspomina: „napisałem list do p. Kopcia, o którym wiedziałem, że należy do Wisły, a z którym łączyły mnie stare stosunki kolarskie …, czyby nie udało mu się drużynę Wisły na nowo złożyć i do nas przyjechać. ‘Nie da rady profesorze’ – odpisał mi Kopeć w listopadzie 1917 r. – ‘Nie mamy boiska, nie mamy gdzie trenować, brak połowy starych graczy – nawet ruszyć się nie możemy”.

Według wydawnictw jubileuszowych Wisły rola Reymana we wznowieniu działalności klubu w 1918 była niebagatelna. Jak pisano: „dopiero r. 1918 pozwolił Wiśle dzięki inicjatywie kpt. Henryka Reymana na restytuowanie drużyny piłkarskiej i rozegranie kilku meczów z krajowymi drużynami”. Pomagać mu w tym mieli Marian Kopeć (kierownik sekcji) i Stanisław Adamski. Wcześniej, gdy nazwisko Reymana nie było tak jednoznacznie identyfikowane z Wisłą, pisano dość ogólnikowo, że „dzięki paru członkom będących czy to na urlopach, czy też już uwolnionych z wojska”, bądź przydzielonych do służby w Krakowie w lipcu 1918 r. „pobudzono Wisłę od dalszego życia”. Było to dzieło „dzielnych jednostek, które z zaparciem siebie samego pracowały nad dobrem klubu, wspomagając go niejednokrotnie nie tylko pracą, ale także i własną kieszenią”. Reyman po kilku latach uzupełniał: „Dopiero w 1918 roku, łącznie z kilkoma starymi piłkarzami – Wiślakami... – powołaliśmy przy poparciu garsteczki naszych wiernych sympatyków Wisłę ponownie do życia”. W listopadzie 1919 r. oficjalnie i imiennie dziękowano za reaktywację Wisły Bujakowi, Olejakowi i Adamskiemu. Reymana w tym kontekście nie wymieniono. Wydaje się, że był wówczas jeszcze zbyt mało znaną postacią w Wiśle, by dostąpić tego honoru, choć jego współudział w tym dziele wydaje się bezsporny. Jak pisał M. Kopeć, było bardzo ciężko, „gdyż żadnego majątku nie posiadało Towarzystwo, a tylko drogą wspólnych składek skompletowano umundurowanie do gry dla jednej, tj. pierwszej drużyny, która to po pilnych i racyonalnych treningach uzyskała bardzo chlubne rezultaty w zawodach”. Rezerwista armii austriackiej przebywał wówczas na urlopie zdrowotnym w Krakowie – podobnie jego wiślaccy koledzy.

Według wydawnictwa jubileuszowego „dnia 14 lipca 1918 roku zapoczątkowuje ‘Wisła’ swoją pracę sportową meczem z KS ‘Czarni” w Jaśle, wygraną w stosunku 4:0. Do sformowania drużyny przyczynił się tutaj w dużej mierze... Henryk Reyman”. Wiadomo z innych źródeł, że tego dnia Czarni grali mecz z Cracovią II, przegrywając wysoko 0:9. W barwach zaś „Biało-czerwonych” występowali tak znani przed wojną gracze „Czerwonych”, jak choćby Śliwa (autor hat tricku w tym właśnie meczu). Bardzo więc wątpliwe, by w tym samym dniu Czarni rozegrali jeszcze jeden mecz. Niewykluczone, że po prostu niezbyt rzetelny dziennikarz z przyzwyczajenia pisał o rezerwach Cracovii, widząc podczas meczu graczy na co dzień trenujących na obiektach Cracovii. Co jest tym bardziej możliwe, że piłkarze Wisły jeszcze przez dłuższy czas nie występowali pod własną klubową nazwą. W anonsach prasowych informacje o reaktywowaniu Wisły pojawiają się dopiero przy okazji planowanego meczu z Pogonią. Część przedwojennych graczy Wisły grała wówczas w I drużynie Cracovii, inni grali w rezerwach bądź tylko korzystali z gościnności działaczy tego klubu i trenowali na jego obiektach. „Bezdomnych Wiślaków z H. Reymanem i Śliwą na czele” przygarnąć miał J. Lustgarten, „umożliwiając im treningi”. „Gdy jednak w 1918 roku zaistniały możliwości reaktywowania” Wisły, zwrócić się miał do Reymana: „Waszym obowiązkiem Heniu jest odbudowa Wisły. Silna Wisła jest potrzebna Krakowowi, Cracovii. Silna rywalizacja jest niezbędnym czynnikiem postępu w sporcie”. Poza tym zadeklarował, że nie będzie siłą zatrzymywał Wiślaków w Cracovii ani „przeciągał do Cracovii innych zawodników Wisły”. Jeśli nawet relacja ta jest podkoloryzowana, to warto ją zacytować dla zilustrowania charakterów ludzi tworzących wówczas polską piłkę. Dodajmy, że przecież nikt nie mógł siłą zatrzymać dorosłych mężczyzn (po przejściach wojennych) w obcym im klubie.

Czy takie zakusy na piłkarzy Wisły były wówczas ze strony Cracovii czynione. Wydaje się, że tak. Pośrednio potwierdza to sam Lustgarten pisząc: W Cracovii „grało też i trenowało kilku zawodników „Wisły”, którzy bez oporu pozostaliby na stałe w naszym klubie, uważałem jednak, że nie należy rozbijać konkurenta, gdyż pozbawienie go najwybitniejszych zawodników mogło oznaczać pogrzebanie Wisły, z której boiska wzniesionego w Oleandrach z wiosną 1914 roku nie pozostał nawet ślad. Mimo nalegań nie dałem tym zawodnikom do podpisania kart zgłoszeń do związku, co byłoby równoznaczne z ich zaprzedaniem się Cracovii”. Kto nalegał na niego w tej sprawie Lustgarten nie wyjaśnia.

Co wiemy o tym przełomowym w historii klubu momencie i pierwszych tygodniach funkcjonowania reaktywowanej Wisły? Jak wspominał Reyman: „Wracam ranny z frontu włoskiego. Na meczu spotykam mego kolegę klubowego Szuberta i postanawiamy przystąpić do reorganizacji klubu”. Uczestniczy w tym kilku starych piłkarzy i garstka wiernych sympatyków Wisły. „Sport” lwowski tak o tym później pisał: „Stara gwardja jęła się ochoczo do pracy i szanowne, stare imię Wisły znowu wypłynęło na powierzchnię życia sportowego”. Wypłynęło, ale zrazu w nieco zakamuflowanej formie. „Pracę rozpoczęliśmy od ściągnięcia 11 zawodników, zakupna za złożone pieniądze potrzebnego sprzętu”. „Zwołuję zebranie graczy i już w następnym tygodniu gramy we Lwowie z Pogonią. Nie chcąc jednak narażać barw klubowych („bojąc się, by przez nieodpowiedni wynik nie zepsuć przedwojennej opinii Wiśle”), występujemy jako Sparta. Mecz kończy się wygraną naszą 3:0” (28/9.07).

Jak doszło do tego spotkania? Wydaje się, że inicjatywa jego rozegrania wyszła ze strony lwowian. Tak pisał o tym R. Wacek, który najwyraźniej nie zniechęcił się ubiegłoroczną próbą sprowadzenia do Lwowa Wisły: „Nie dałem za wygraną. Minęła zima i znowu listy popłynęły do Kopcia i do Wisły – listy oficjalne i nieoficjalne. W końcu udało mi się Wiślaków nakłonić do przyjazdu do nas. Przyjechali, ale jako Sparta. Z przedwojennej Wisły zostały tylko ślady w osobach bramkarza Szuberta, obrońcy Bujaka, napastnika Reymana, Śliwy i pomocnika Kukli, reszta graczy to Jacek, Konkiewicz, Kaleta, Bartoniczek, Szparka, Tugał i Mróz. Przeciwko tej Sparcie wystąpiła Pogoń cywilna i mimo ofiarnej i doskonałej gry Ignatowicza w obronie, Owsianki w pomocy, Mariona i Chrypiaka na skrzydłach – dostała w skórę 3:0. Kopeć nie posiadał się z radości. ‘No – nie taki diabeł straszny’ – powiada. – Przyjedźcie teraz już jako Wisła – powiedziałem do niego po zawodach. I tak się stało.

Dwunastego września 1918 r. [błąd w dacie]] stanęła na boisku Pogoni po raz drugi, tym razem już o pełnej nazwie – Wisła. Pogoń wyszła na boisko bez dobrych swych graczy wojskowych, o słabym ataku – złożonym z młodych studentów. Dostaliśmy znowu w skórę 3:0 – a Szubert w bramce, Bujak w obronie, Śliwa w środku pomocy i Przystawski w środku napadu dali licznie zgromadzonej publiczności prawdziwy koncert gry pięknej”. „Tak się zaczął nowy sezon piłkarski Wisły po I wojnie światowej”.

Nim jednak Wisła zaczęła występować pod swoją własną nazwą (od pamiętnego wrześniowego spotkania z Pogonią), rozegrała w sierpniu parę spotkań pod nazwą Sparty, m.in. z II drużyną Cracovii. W prasie pisano wówczas, że Sparta „utworzona niedawno, składa się w przeważającej części z przedwojennych graczów Wisły” tak pierwszej jak i drugiej drużyny. Do najwybitniejszych i najbardziej znanych należą bramkarz Schubert, obrońca Bujak i pomocnik Śliwa. Że „Sparta” gra bardzo dobrze, świadczy rezultat z „Pogonią” lwowską, z którą Sparta wygrała we Lwowie przed krótkim czasem 3:0”.

Miejmy nadzieję, że z tej gąsieniczki sierpniowej wykluje się właściwa Wisła”. Cracovia osłabiona odejściem dawnych graczy Wisły już do przerwy przegrywała 3:0, by ostatecznie polec 0:4 (1918.08.11). Udana potyczka z rezerwami Cracovii stanowiła przygrywkę do pierwszego po długiej przerwie pojedynku derbowego pierwszych drużyn obu klubów. Doszło do niego 22.09. Wcześniej Wisła, grając bez 4 podstawowych zawodników, poniosła klęskę z DSV Opawa 1:10, co świadczyło wyraźnie, że kilkuletnia przerwa w grze w piłkę zrobiła swoje. Tak duża zmienność formy w poszczególnych spotkaniach u drużyny, która niejako z marszu (bez wcześniejszego przygotowania i treningu) przystępowała do gier, była zrozumiała.

Cracovia udziela nam teraz boiska, przystępujemy do regularnych treningów. Wkrótce dochodzi do pierwszego po wojnie meczu Cracovia-Wisła. Jakkolwiek Cracovia grała przez całą prawie wojnę, jeszcze... przed końcem meczu prowadziliśmy 2:1. Nie wytrzymaliśmy jednak tempa i przegraliśmy 2:3. Na meczu tym strzeliłem obie bramki” – napisał zwięźle o tym pojedynku Reyman. Jak pisano w ówczesnej prasie: po czteroletniej przerwie przystąpiły znowu „dwa od zarania zorganizowanego sportu footbolowego krakowskiego rywalizujące ze sobą kluby sportowe naszego miasta do walki o pierwszeństwo”. „Walka była zacięta, ostra, prowadzona szlachetnie, stosunkowo spokojnie, tempo żywe, starania i wysiłki obustronne usilne, prawie że równowaga sił w opanowaniu terenu gry”. O piłkarzach Wisły w tym meczu prasa pisała, że "brak im jeszcze zgrania się, lecz na ogół, jako drużyna robią korzystne wrażenie. Napad, zwłaszcza środek i prawe skrzydło, bardzo dobry". "Ataki przeprowadza Wisła szybkie, przyziemne, często bardzo ładnie kombinując”.

Dwa gole strzelone tuż po przerwie przez Reymana stały się przepustką do uzyskania miana „znakomitego i pewnego strzelca”. Nic bowiem nie ugruntowywało tak mocno pozycji w piłkarskim światku Krakowa, jak strzelone bramki w meczu derbowym. Powrót Wisły na boiska piłkarskie zaczynał się więc bardzo udanie. Cieszyło to i kibiców, i obiektywnych obserwatorów. Chwalono Wisłę, która nie posiadając własnego boiska, potrafiła stawić czoła Cracovii. Dzięki temu znowu rodziła się prawdziwa rywalizacja piłkarska o pierwszeństwo w Krakowie. Potwierdzał to następny listopadowy pojedynek derbowy z Cracovią, w którym tym razem Wisła pokazała się z lepszej strony, wygrywając 1:0. To zwycięstwo udowadniało, że Wisła ponownie „stanęła na czele drużyn polskich”. I rzeczywiście było to osiągnięcie nie lada.

Gdyż złożona ad hoc drużyna Wisły po czteroletnim rozbracie z piłką potrafiła wygrywać z rywalami od paru lat normalnie trenującymi i rozgrywającymi mecze. Dość powiedzieć, że w 1918 r. Wisła rozegrała od lipca do listopada 7 spotkań z czego wygrała aż 5.

Drużynę Wisły tuż po reaktywacji w 1918 r. w pierwszych meczach tworzyli tacy gracze jak: Eugeniusz Wojnar, Stanisław Habina, Albin Węgrzyn, Stanisław Mróz, Andrzej Bujak, Tadeusz Przystawski, Michał Szubert, Jacek, Marian Szpórna, Henryk Reyman, Franciszek Turmiński, Stefan Śliwa.


Było coś zadziwiającego w tym, że po latach przymusowej przerwy piłkarze Wisły niemal od razu stawali na czele polskich drużyn nie tylko w Krakowie, ale i całej Polsce. Tak jak zadziwiający był fakt, że przeszło czteroletnia przerwa nie zabiła talentów piłkarskich wiślackiej młodzieży, jakże doświadczonej przez wojenne losy. Dodajmy do tego, że lata 1918-1921 również nie sprzyjały rozwojowi tych talentów. Piłkarze Wisły brali bowiem udział we wszystkich ważniejszych wojnach, jakie toczyła wówczas Polska w obronie swych granic i niepodległości. Mimo to wykorzystywali niemal każdą nadarzającą się okazję, by wdziewać czerwone koszule z biała gwiazdą na sercu i bronić barw ukochanego klubu na zielonej murawie.

Rzecz jasna o systematycznym treningu i odpowiednich przygotowaniach do meczów nie było wówczas mowy. Dotyczyło to w Wiśle nie tylko zawodowych żołnierzy jak Henryk Reyman, Władysław Kowalski, Marian Markiewicz czy Stefan Śliwa. Ponieważ był to okres wojenny, to powszechna mobilizacja dotykała i tych, którzy z wojskiem wcale nie łączyli swej przyszłości. Nic dziwnego, że w pierwszych latach II RP często zdarzały się takie sytuacje, że Wisła zmuszona była odmawiać rozgrywania spotkań towarzyskich z innymi drużynami. Rewerze Stanisławowskiej odpisano np., że „wskutek braku graczy przez powołanie ich do wojska nie możemy wysłać naszą I drużynę na match”. Jak to potem określono, „sytuacja w kraju... nie była jasna. Zatargi i walki z Ukraińcami i Czechami nie pozwalają ‘Wiśle’ na normalny rozmach i pęd, toteż Towarzystwo ogranicza się do 14 meczów z drużynami krajowemi”.

Nic dziwnego, że wyniki osiągane przez Wisłę i forma jej piłkarzy były zmienne. Dobre mecze i pewne wygrane przeplatały się z przykrymi nieraz wpadkami. Skład Wisły również podlegał sporym zmianom. Okazyjnie przewijali się niczym meteory przez drużynę „Czerwonych” zawodnicy różnych krakowskich klubów. Podstawę drużyny stanowili jednak starzy, znani jeszcze sprzed wojny gracze: Śliwa, Bujak, Cepurski, czy Olejak. Reyman był jakby łącznikiem między „starymi a nowymi” czasami – wszak debiutował jeszcze przed wojną. Dzisiaj musi imponować bezinteresowne zaangażowanie tych dorosłych już przecież ludzi (nierzadko mężów i ojców) w utrzymaniu przy życiu reaktywowanego klubu. Ta chęć istnienia i przetrwania mimo przeciwności losu zadziwiała już ówczesnych obserwatorów życia sportowego w Polsce. „Garstka ludzi, związana zrazu tylko nazwą, a dopiero z biegiem miesięcy i lat ukochaniem wzrastającej tradycji, garstka bezdomna, garstka wiecznych tułaczy, garstka pogorzelców, garstka – setki razy zdało się – straconych bez ratunku bankrutów – oto Wisła krakowska!” Pisał „Sport” lwowski. „Ledwie wojna przycichła, wyrastają starzy Wiślacy jakby spod ziemi, stają znowu do warsztatu pracy i potęga woli, solidarności, potęga miłości ideji i ducha tych ludzi, zwycięża”.

Mężczyźni, którzy dawno wyrośli z wieku gimnazjalnego, po raz kolejny z pełnym zapałem zaczęli budować Wisłę taką, jaką nosili w swoich sercach przez lata wojny. Pozbawieni początkowo środków materialnych sami za własne pieniądze kupowali niezbędny sprzęt sportowy, za szatnię służył im dom jednego z przyjaciół, a Błonia za miejsce do ćwiczeń. Dopiero później Cracovia użyczyła im swoich obiektów sportowych. Obok piłkarzy skupił się również początkowo mały, a potem coraz szerszy krąg sympatyków „Białej Gwiazdy”. To oni dość szybko zaczęli wyręczać piłkarzy w działalności organizacyjnej i stwarzali początkowo skromne podstawy materialne klubu. Z reguły były to osoby związane z klubem od przedwojny, dawni piłkarze i zwolennicy Wisły. Warto wymienić ich nazwiska: Marian Kopeć, Józef Szkolnikowski (pierwszy wybrany prezes TS Wisła po okresie reaktywowania klubu 1919), Bolesław Komorowski (wybrany prezesem nie przyjął jednak tej funkcji). Pieniądze na utrzymanie klubu po ukonstytuowaniu się jego władz szły głównie od członków TS Wisła. W 1919 r. składka roczna od członków zwykłych (np. piłkarzy) wynosiła 20 koron, tzw. członkowie założyciele płacili 500, a wspierający 100 koron rocznie. Oczywiście przyjmowano i wolne datki od osób związanych z Towarzystwem. Jak więc widać przystąpienie do klubu było nie tylko zaszczytem, ale i sporym obciążeniem finansowym. Mimo to dostać się do tego kręgu osobom z zewnątrz nie było łatwo. Łatwo natomiast można było z Towarzystwa zostać wykluczonym. Wymagania bowiem wobec członków klubu, jeśli chodzi m.in. o morale były bardzo wysokie. Nie należało wcale do rzadkości wyrzucanie z klubu piłkarzy za „niesportowe zachowanie się”, jeśli godziło to w dobre imię TS Wisła. Według kolejnych statutów TS Wisła członkiem zwyczajnym klubu mogła „być każda osoba na czci nieposzlakowana, która ukończyła 18 lat, polecona przez 2-ch członków Towarzystwa i przyjęta przez Zarząd Główny. Do jego obowiązków należało m.in. „zachowywać się zawsze i wszędzie zgodnie z wymogami człowieka honorowego, dobrego Polaka i rzetelnego sportowca”. Jeśli tak nie było z Towarzystwa wykluczał takiego delikwenta „Sąd Honorowy”.

W miarę upływu lat Wisła krzepła organizacyjnie i co za tym idzie rosła we władzach rola działaczy, a malała piłkarzy. Rozwijały się także inne sekcje w klubie. Niemniej piłkarze zawsze stanowili jakby odrębny światek i zajmowali uprzywilejowaną pozycję w klubie. Z reguły bowiem łączyły tych ludzi mocne więzi emocjonalne – od koleżeństwa po przyjaźnie. Nie bez powodu Wiśniewski mówił o Wiśle pierwszych lat powojennych, że „była do tańca i do różańca”. Chłopcy potrafili bawić się wesoło, ale i barw swoich umieli bronić do upadłego”. Spotykali się z sobą często poza boiskiem. Klub zresztą stwarzał ku temu sporo okazji. Często bowiem po meczach odbywały się komersy (bankiety) z udziałem piłkarzy obu walczących zacięcie na boisku drużyn, działaczy, sędziego i zaproszonych gości (kobietom na tego typu imprezy wstęp był surowo zabroniony). Jeśli działacze nie zadbali o zorganizowanie komersu, to piłkarze sami po meczu wybierali się do kawiarni, by podzielić się jeszcze wrażeniami. Tego typu spotkania zwykle odbywały się w beztroskim, przyjacielskim nastroju. Omawiano na nich właśnie zakończone zawody i bawiono się świetnie. Po części oficjalnej (wymianie podarunków i toastów) następowała część wesoła imprezy, w której dominował dowcip i piosenka. Śpiewano piosenki klubowe, sportowe, żołnierskie i ludowe. Była to niezwykła okazja do bratania się nieraz zwaśnionych z sobą klubów czy piłkarzy. Jak pisał Mielech, „była to jedna z form życia klubowego, która najlepiej cementowała spoistość drużyny, wyrabiała koleżeństwo i przywiązanie do barw klubowych”. W Wiśle początkowo odbywały się one bez picia alkoholu. Dopiero w 1923 „zezwolono graczom na używanie piwa podczas komersów”. Nie można zapomnieć o tym, że była to nadzwyczajna okazja, by po surowym poście przed zawodami zaspokoić tamże swój apetyt. Najczęściej Wiślacy organizowali komersy u „Pollera”. Z czasem dawny urokliwy charakter komersów zanikał, zastępowały je zwykłe bankiety. Związane to było z rosnącą komercjalizacją piłki nożnej w Polsce i sprowadzaniem piłkarzy, którzy „nie wyrośli w atmosferze klubowej”, nie byli przywiązani do jego barw, nie uprawiali sportu z pobudek ideowych. Tacy ludzie nie mogli już tworzyć niezapomnianej atmosfery dawnych komersów. Nierzadko więc w węższym gronie koledzy z boiska spotykali się po meczach w swoich domach.

Organizowano również często przy okazji świąt czy karnawału zabawy dla członków Towarzystwa. Wszystko to sprawiało, że więzi łączące tych ludzi wykraczały daleko poza stosunki sportowe. Wisła była wówczas jedną wielką rodziną. Życie tej wiślackiej rodziny było dla wielu piłkarzy nawet ważniejsze niż domowe. Nie może to dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, ile wysiłku i serca wkładali Wiślacy w utrzymanie swego klubu na powierzchni życia sportowego – piłkarze na boisku, działacze - dając mu solidne podstawy materialne. Ten pierwszy okres lat 1918-1919 był szczególnie ciężki, gdyż wypadało im zaczynać niemal od zera.

Łatwiej było sięgać wówczas po sukcesy sportowe dzięki sile woli i ambicji graczy. Trudniej było zdobywać trwałe podstawy materialne dla klubu pozbawionego wówczas własnych obiektów sportowych. Własnego stadionu Wisła dorobi się po wielu staraniach dopiero w 1922 r. Przez cały ten okres i zresztą również po tej dacie borykała się ogromnymi trudnościami finansowymi. Zaczynało się niezwykle skromnie od wynajęcia szatni dla zawodników, by nie musieli jak sztubacy rozbierać się w prywatnych domach piłkarzy mieszkających w okolicach Błoń. Sprawy klubowe poruszano początkowo w kawiarni „Bizanca”, a nawet ogłaszano w jej oknie komunikaty Towarzystwa. Potem dopiero wynajmowano specjalne lokale dla celów klubowych (adresy tych lokali często się zresztą zmieniały). Kawiarnia „Bizanca” mieszcząca się koło Teatru Bagatela była tradycyjnym miejscem spotkań sportowców w Krakowie już w trakcie I wojny światowej. Każdy słynniejszy klub krakowski miał tam swój stolik. Obok piłkarzy, działaczy, dziennikarzy sportowych przychodzili tam również aktorzy i profesorzy gimnazjalni. Przy stoliku Wisły zasiadali m. in.: Orzelski, Obrubański, Szkolnikowski. To tutaj dzielił się swoją wiedzą z teorii piłki nożnej Weyssenhoff. W bocznych salach kawiarni odbywały się nawet oficjalne zebrania związkowe, kontraktowano tam mecze, ustalano składy reprezentacji Krakowa i Polski, układano projekty rozgrywek o mistrzostwo i oczywiście omawiano ostatnie wydarzenia sportowe. Życie sportowe nie zaczynało się więc i nie kończyło na boisku i obejmowało tereny wydawałoby się jakże odległe od sportu.

W rozpoczynający się 1919 r. Wisła wchodziła już z bagażem więcej niż dobrych wyników osiąganych na boiskach piłkarskich w roku ubiegłym, a do tego wzmocniona organizacyjnie po wyborze nowych władz Towarzystwa. Zaskakiwała żywotność życia sportowego w Polsce w tym właśnie czasie. Wojna wojną, ale w piłkę starano się grać jak najczęściej. Mimo przetrzebienia składów drużyn klubowych powołaniami do wojska Wisła w 1919 r. rozegrała aż 14 spotkań, rok później jeszcze więcej, bo 19 (tylko na krótko polskie kluby przerwały rywalizację sportową – w okresie lipcowo-sierpniowej inwazji bolszewickiej na Polskę). Mimo zrozumiałych wahań formy piłkarze Wisły osiągnęli w tym sezonie zaskakująco dobre rezultaty. Rozpoczęli od pewnego zwycięstwa w Bielsku z niemieckim BBSV 4:2, wzbogacając zarazem klubową kasę o 800 koron. Prawdziwym sprawdzianem formy Wisły była jednak rywalizacja z najsilniejszymi wówczas w Polsce klubami: Cracovią, Pogonią i Czarnymi. Wiosenno-letnie potyczki z tymi drużynami pozwalały bezstronnym obserwatorom stwierdzić: „obecnie Wisła po zwycięstwie nad Pogonią w Krakowie, Cracovią i Czarnymi, a po nierozegranym drugim matchu z Pogonią we Lwowie (2:2), wysunęła się na czoło drużyn polskich”. Szczególnie cenne były wysokie wygrane z Pogonią i Cracovią. „Z Wisłą krakowską utrzymujemy jak zawsze przyjacielskie stosunki. Pierwszy mecz drużyn pierwszoklasowych w odrodzonej Polsce rozegrała właśnie Wisła z nami w Krakowie dnia 22 czerwca” – wspominano potem we Lwowie. Spragnieni gry w piłkę Wiślacy, prowadzeni do boju przez Reymana, po pięknej grze rozgromili Lwowian aż 5:1(22 czerwca). Klęskę Pogoni tłumaczono w kresowym grodzie faktem, że wielu graczy Pogoni służyło w Wojsku Polskim „wskutek czego poziom gry Lwowian wiele na tem ucierpiał”, ale to samo przecież mogli powiedzieć Wiślacy. Atak Wisły prowadzony przez Reymana udowadniał, że należy do lepszych w Polsce, a gra Wisły była poza tym efektowna. Nic dziwnego, że przed derbowym pojedynkiem z Cracovią (20 lipca) pisano, że wzbudza on „ogólne zainteresowanie. „Cracovia” bronić będzie swego pierwszeństwa zapewne z całą energią; „Wisła” najgroźniejsza obecnie w sporcie polskim rywalka „Cracovii” dołoży wszelkich starań i wysiłków, by wyjść zwycięsko ze spotkania”. Z pewnym zdziwieniem pisano po meczu: „Cracovia poniosła klęskę. Wynik 3:1 na korzyść „Wisły” jest poważnym zwycięstwem tej ostatniej”. Mecz rozpoczął się pechowo dla Wisły, bo już w 7’ przegrywała 0:1. Odpowiedź „Czerwonych” była natychmiastowa. W tej samej minucie doszło do wyrównania, a sam mecz zakończył się pewnym zwycięstwem 3:1. Co ważniejsze obserwatorzy zaznaczali, że „gra była naogół „fair” i to bardzo dobrze oddziałało na widzów. „Wisła” powinna o tem pamiętać, ponieważ we wczorajszym meczu, dzięki ładnej grze, zdobywała sympatyę publiczności.”


Podziwiano wówczas „Czerwonych” za osiągane wyniki i z tego względu, że nie posiadali własnego boiska i musieli je wypożyczać za wcale niemałe pieniądze (głównie od Cracovii i Makkabi). Powitanie jesieni już nie było tak udane, gdyż po zwycięskich wojażach w Bielsku Białej przyszła porażka z Czarnymi we Lwowie (1919.09.14 - 2:3) - jak pisano: „Upał, zmęczenie graczy krakowskich, a przedewszystkiem lekkomyślne wysłanie zdekompletowanej drużyny, ułatwiły Czarnym zwycięstwo”. Tydzień później przyszło Wiśle zmierzyć się z krakowską Makkabi. Półtora miesiąca wcześniej Wisła przegrała wysoko z Makkabi (1:4) i mecz ten był okazją do rewanżu dla „Czerwonych”. Wykorzystali ją w pełni i mimo ulewnego deszczu zadowolili swą grą 2000 widownię. Wyrównana gra do przerwy „odznaczała się nadzwyczajnem życiem, tempem i piękną kombinacyą, odpowiadała też do klasy gry niebywałemu wprost zainteresowaniu”. Pierwszy gol padł tuż przed pauzą „wskutek nagłego widocznego defektu w garderobie obrońcy Makkabi”. Kwadrans po przerwie, przy przewadze Wisły, padły następne dwa gole osiągnięte „piękną i szybką grą swego znakomitego wewnętrznego trio”. Obok Reymana bramki strzelili Kogut i Olejak.

Podsumowanie jesiennego sezonu w Krakowie były derby z Cracovią. Tym razem lepsze okazały się Pasy co w krakowskim „Czasie” tak opisano: „W niedzielę rozegrano na Błoniach zawody w piłkę nożną pomiędzy dwiema głównymi drużynami Krakowa: Cracovią i Wisłą, których spotkanie stanowiło przed wojną punkt kulminacyjny sezonu sportowego. Interes publiczności dla tych zdrowych i ciekawych zabaw widocznie nie osłabł, gdyż tłumy publiczności zebrały się na torze piłkowym u wylotu ulicy Wolskiej. – Wygrała Cracovia w stosunku 1 do 0 dzięki większej sprawności swego napadu. Na ogół obie drużyny stoją na tym samym poziomie technicznym z lekką może wyższością Cracovii. „Wisła” ma doskonałego bramkarza i dobrą obronę; napad nie wyzyskał kilku ładnych pozycyj”... Mecz z Cracovią dzięki niebywałemu wprost zainteresowaniu kibiców przyniósł spory dochód Wiśle (6911 koron). Mimo, że za wynajem boiska Wisła musiała zapłacić Cracovii 1500 koron, a dochód z meczu miano podzielić „po połowie”. Dzięki temu można było opłacić wyjazd do Lwowa (kosztował on przeszło 1500 koron).

Sezon piłkarski zakończyła Wisła równie udanie jak go rozpoczęła, bowiem wygrała z Pogonią 2:0, choć występowała w mocno okrojonym składzie (bez 4 podstawowych: zawodników Cepurskiego, Bujaka, Olejaka i Koguta).

Mecz ten wg prasy udowodnił „wyższość krakowskiej klasy nad lwowską”. Cieszył się też sporym zainteresowaniem kibiców, którzy wykupili wszystkie bilety. Po pierwszych nerwowych minutach meczu Wiślacy opanowali grę na boisku „uzyskując początkowo przewagę nad przeciwnikiem i atakując niebezpiecznie bramkę Pogoni. Wyrazem tej przewagi był bajecznie strzelony goal przez pole środkowego ataku Wisły Reymana w siatkę Pogoni”. Do pauzy było więc 1:0. Po przerwie obraz gry miał się zmienić. Pogoń przystąpiła do ataku i walka „toczyła się ustawicznie na przedpolu bramkowem gości”. Krakowianie „zamurowali po prostu dostęp do własnej bramki, ściągnąwszy w sukurs swojej i tak doskonałej obronie i pomocy nadto prawie cały atak, tak, że wszelkie strzelanie w bramkę stało się prawie niemożliwem” - tak to opisywano w prasie lwowskiej nie troszcząc się nawet o podanie okoliczności, w jakich padł drugi gol dla Wisły.

Do innych planowanych spotkań Wisły w tym sezonie nie doszło „wskutek braku graczy przez powołanie ich do wojska”. Odbyte w połowie listopada I Walne Zebranie TS Wisła posłużyło włodarzom klubu do podsumowań minionego sezonu. Kogo należy pochwalono: w tym piłkarzy, którzy doprowadzili do reaktywowania Towarzystwa; kogo należy zganiono: np. wykluczono z członków TS Wisła Adama Koguta za "niesportowe zachowanie się". - Jak widać surowo przestrzegano zasad moralnych i takie wybryki karano z od razu, co świadczyło o wysokim morale tego środowiska.

Ponieważ dotychczasowe starania u władz miasta w/s otrzymania gruntów pod budowę własnego stadionu nie przynosiły pożądanych efektów wystosowano następującą rezolucję:

Walne zebranie prosi usilnie nowy wydział o jak najenergiczniejsze przystąpienie do pracy około otrzymania własnego boiska od gminy, gdyż inne Towarzystwa znacznie młodsze już własne boiska posiadają, podczas gdy „Wisła” jedno z najstarszych Towarzystw sportowych w Polsce takowego jeszcze nie posiada. Prezes zapewniając, że zatem dążeniem jego wraz z wydziałem będzie staranie się o otrzymanie własnego boiska, bez dyskusji Zebranie zamknął”.

Ten jakże trudny w historii TS Wisła rok kończono więc z sporymi sukcesami sportowymi na koncie, coraz sprawniejszą strukturą organizacyjną klubu i sporymi nadziejami na przyszłość…


Zobacz też

Źródła

"Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)" - Paweł Pierzchała, Kraków, 2006
"Gole faule i ofsajdy" - S. Mielech
Wydawnictwa jubileuszowe Wisły
Wydawnictwa jubileuszowe Cracovii
Protokołów z posiedzeń władz TS Wisła
Wspomnienia piłkarzy (m.in. H. Reymana i J. Lustgartena)
Źródeł archiwalnych z AP w Krakowie
Prasa ówczesna