Relacje kibiców Wisły z meczów zgodowiczów

Z Historia Wisły

  • 2000 r. Hutnik Kraków-Śląsk Wrocław:
  • 2008.11.08 Hutnik Kraków-Unia Tarnów:


  • 2011.04.09 Cracovia-Lechia Gdańsk:

Kibice Wisły nie będą mogli w niedzielę dopingować swoich piłkarzy w Kielcach, dziś w sporej grupie wsparli Lechię na stadionie Cracovii. Cała pula przyznanych Lechii biletów została wyprzedana, na sektorze gości znalazło się dziś poza kibicami z Gdańska ok. 340 Wiślaków i 31 Wrocławian. Na stadion Pasów udaliśmy się pieszo przez Błonia, co było sporym urozmaiceniem i ciekawszą opcją niż przejazd autobusami. Wejście na stadion było dość sprawne dzięki niezbyt skrupulatnemu sprawdzaniu list. Zawieszał się natomiast system czytników biletów na bramach, przez co niektóre osoby przez dłuższy czas z nieswojej winy blokowały wejście. Trybuny gospodarzy jeszcze na 25 minut przed meczem świeciły pustkami, na meczu oczywiście kompletu nie było. Cracovię wspomagali dobrze widoczni nieopodal sektora przyjezdnych kibice Lecha Poznań. O "Pasach" wspomnimy jeszcze tyle, że ich spiker kilkanaście razy informował o wynikach jakże"ciekawych" lig min. chińskiej i norweskiej, a robił to w momencie kiedy prowadzony był jego zdaniem anty doping. W sektorze gości poza flagami Lechii wywieszono min. flagi Wisła Sharks, Qrdwanów, Nieobliczalni, Wadowice. W pierwszej połowie starano się prowadzić doping, który w 2 części spotkania praktycznie odpuszczono. Nie zabrakło oczywiście wzajemnej wymiany uprzejmości, momentami nad głowami latały różnorakie przedmioty, przez co kilka osób na dłużej zapamięta dzisiejszą wizytę na stadionie.

Źródło:http://skwk.pl/


  • 2012.07.18 Budućnost Podgorica-Śląsk Wrocław:

W tegorocznych Pucharach nie dane nam będzie wspierać krakowskiej Wisły. Co roku w licznym gronie wspierani byliśmy na wyjazdach zagranicznych (i nie tylko) przez liczne grono Wrocławian. Tym razem to my mamy okazję zawitać na wyjazdowy szlak wraz ze Śląskiem Wrocław. Relacja z wyjazdu Ali1955:

Sprzyjający wyjazdom termin meczu Śląska Wrocław z drużyną z Podgoricy powoduje, że spora grupa wiślaków decyduje się wspierać zgodowiczów z Wrocławia w Czarnogórze. Wyruszamy 17 lipca o 15 spod stadionu Wisły. W autokarze kilkunastu (jeśli się nie mylę 14) wrocławian, 2 osoby z Lechii i wiślacy. Przejazd do Chyżnego i przez Słowację i Węgry bezproblemowy i w miłej atmosferze. Dobra zabawa i rozmowy o wszystkim w autokarze. Różne przewidywania co do wyniku meczu na który jedziemy. Planujemy „wyskoczyć” nad Adriatyk na kilka godzin w zależności od tego o której dotrzemy do Podgoricy.Pierwsza przeszkoda w szybkim dotarciu na miejsce to długa kolejka samochodów zarówno osobowych jak tirów na granicy węgiersko-serbskiej. Kilku „spryciarzy” usiłuje ominąć czekającą kolejkę i jadąc sąsiednim pasem pod prąd wbić się poza kolejnością. To uczestnikom naszej wyprawy zupełnie się nie spodobało i kierowcy (ci, którym wydawało się, że ominą kolejkę) musieli wycofać się na jej koniec, bo nie zdecydowali się przejechać po stojących na ich drodze osobach. Takie nasze postępowanie wzbudziło aplauz wśród kolejkowiczów i niezadowolenie tych co musieli się wycofać. Po niecałej godzinie i w miarę krótkiej odprawie (zwłaszcza przez Węgrów) ruszamy na kolejną granicę. Po dojeździe do granicy serbsko-czarnogórskiej pierwsze nieprzyjemności. Nie wolno wwieść niczego w szklanych naczyniach. Nawet kierowca musiał kawę przesypać ze szklanego słoiczka do woreczka. Nasze zapasy udaje nam się przelać do plastikowych opakowań. Potem kolejna niespodzianka – jeden z kolegów ma podobno „zakaz Interpolu” na wjazd do Czarnogóry. Oczywiście kolega nie ma o niczym pojęcia. Straż Graniczna każe nam odjechać, co wywołuje naszą natychmiastową reakcję, polegającą na tym , że wysiadamy z autokaru i chłopaki siadają na jezdni przed autokarem. Po zdobyciu numeru telefonu do siedziby Interpolu w Warszawie i rozmowie telefonicznej okazuje się, że kolega zgubił kiedyś dowód i wyrabiał nowy. W jego danych znalazła się o tym adnotacja, którą bardzo inteligentni panowie ze Straży Granicznej Czarnogóry zinterpretowali jako wydany przez Interpol zakaz wjazdu do Czarnogóry. Cała sprawa trwa znowu około 2 godzin i nasz wypad nad morze zaczyna oddalać się w bliżej nieokreśloną dal. Od tego momentu nasz autokar poprzedza radiowóz w eskorcie którego docieramy na miejsce postoju oddalone od stadionu o 17 km. Okazuje się, że na placu stoją już 2 autokary i 2 busy z Wrocławia.Stoją już 3 godziny – oni również planowali wypad nad Adriatyk. Na miejscu można kupić coś w rodzaju hamburgera – duża buła z plackiem ciepłego mięsa, do którego samemu można dołożyć fioletową cebulę i drobno pokrojoną kapustę plus ewentualnie musztardę, majonez lub ketchup. Cała przyjemność to 2 euro. Oprócz tego można kupić owoce, wodę mineralną, piwo, papierosy i lody. O żadnym ciepłym posiłku nie ma co marzyć. W oczekiwaniu na odjazd na stadion kręcimy się po tym placu z coraz większą niecierpliwością. Co prawda stadion nie jest zbyt daleko ale jest nas ponad 200 osób i rozdawanie biletów i wejście na stadion musi trochę potrwać, a do meczu coraz bliżej. Po chwili okazuje się z krótkich smsów, że na rogatkach miasta stoi jeszcze 1 autokar i 1 bus z Wrocławia. Zresztą cena 1 minuty rozmowy w wysokości ponad siedmiu zł nie zachęca do telefonicznej konwersacji. W pewnym momencie chłopaki ze Śląska wsiadają do swoich pojazdów i bus chce ruszać. Wywołuje to atak miejscowej policji na busa, rozwalenie pałką przez policjanta szyby w busie i atak pałami na chłopaków. Reszta Śląska jest zamknięta w autokarach obstawionych przez policję, wiec na pomoc rusza natychmiast grupa z krakowskiego autokaru. Policja wisząc to odstępuje od ataku na busa, oddziela stojący trochę z boku nasz autokar od pozostałych pojazdów i uniemożliwia nam kontakt z pozostałymi. Nakazuje nam też wsiadanie do pojazdu. Spodziewając się że zaraz ruszymy na stadion wsiadamy. Ale autokar stoi, a policjanci na wszelkie pytania odpowiadają „pjać minut” lub „czif nie kazał”. Czy w Czarnogórze jedynym określeniem czasu jest „pjać minut” a nawet na oddychanie trzeba mieć pozwolenie „czifa”? No w każdym razie my odnieśliśmy takie wrażenie. Z krótkich wiadomości smsowych dowiadujemy się o ataku miejscowych kibiców na autokar piłkarzy Śląska, obrzuceniu go kamieniami, kradzieży koszulek, o ataku na dziennikarzy z Wrocławia i o tym, że mecz może się nie odbyć. Również o tym, że w pobliżu stadionu jest „zadyma” i policja nie mogąc sobie poradzić z miejscowymi kibicami wezwała na pomoc wojsko. Za chwilę mamy info, że jednak mecz się rozpoczął, ale zamieszki trwają nadal. Zaczynamy rozumieć, ze dopóki sytuacja się nie uspokoi nie pojedziemy na stadion, ale mamy nadzieję, że jeśli nie od pierwszej minuty to jednak obejrzymy kawałek meczu. W autokarze temperatura zaczyna przypominać wnętrze rozgrzanego pieca i w końcu po naszych prośbach pozwalają nam wysiąść, ale mamy być obok autokaru. Powietrze na zewnątrz wydaje nam się chłodnym rajem. Ktoś sobie przypomniał, że wewnątrz tej „restauracji” jest telewizor więc udajemy się tam. Telewizor owszem jest, nawet mecz w nim idzie ale natychmiast do środka wpadają rozwścieczeni policjanci, nakazują zgasić telewizor i wściekli, że oddaliliśmy się od wyznaczonego miejsca tuz przy autokarze z wrzaskami „bus”, „bus” zapędzają nas do autokaru, a kierowcy nakazują „klima”. Mimo włączonej klimatyzacji wewnątrz autokaru jest duszno a i kierowca twierdzi do policji, ze nie może zużywać tyle paliwa więc otrzymujemy zgodę policji na wyjście – oczywiście na teren tuż przy autokarze. Widzimy jak pod autokar Śląska podjeżdża karetka. Dopiero później podczas wspólnego powrotu na postoju okazuje się, że jeden z chłopaków dostał ataku astmy i początkowo policja nie chciała wezwać karetki i dopiero po wielu tłumaczeniach karetka przyjechała. Nie sposób utrzymać 50 osób na terenie kilku metrów kwadratowych, więc bractwo powoli zaczęło się rozłazić. Jak kilku chłopaków oddaliło się kawałeczek policjanci znowu zaczęli zapędzać nas do autokaru, tym razem używając pałek. Ponieważ rozpoczynała się już 2 połowa meczu pożegnaliśmy się z myślą o tym, że dotrzemy na stadion i podjęliśmy decyzję o powrocie do Polski. No niestety „czif nie kazał” Zdobycie telefonu konsula, rozmowa z nim i wreszcie 5 minut przed końcem meczu (na szczęście wynik znaliśmy na bieżąco i myśl o zwycięstwie Śląska była jedyną sympatyczną myślą w tej sytuacji) decyzja – możemy wracać do Polski ale wszyscy razem.Po sformowaniu kawalkady ruszamy. Oczywiście z eskortą na początku kolumny, w środku i na końcu. Przez całą Czarnogórę i pół Serbii jedziemy z oszałamiającą prędkością 30 w porywach do 40 km na godzinę. Potem zaś przez resztę terytorium Serbii z oszałamiającą wręcz prędkością 50-70 km na godzinę. Na granicy serbsko- węgierskiej (oczywiście po serbskiej stronie) okazało się, że jeden z kolegów zgubił dowód osobisty i nie ma żadnego innego dokumentu. Po telefonicznym sprawdzeniu okazało się, ze w takim przypadku kolega nie może opuścić Serbii bez wykonania stosownej procedury. Polega to na tym, że Straż Graniczna „ściąga” z Interpolu zdjęcie danej osoby, po jej zidentyfikowaniu zawiadamiają konsula danego kraju, który przyjeżdża i odbiera delikwenta. Trwa to do dwóch dni. Niestety tyle czekać nie mogliśmy. Odjechaliśmy 100 m na grunt neutralny i zatrzymaliśmy się, żeby jeszcze raz przeszukać cały autokar, zrobić zrzutkę i wesprzeć kolegę kasą, żeby miał jak wrócić. Niestety tylko wydawało nam się, ze jest to grunt neutralny. Od strony budynku ruszyła na nas „zgraja” pograniczników wymachując pałami. Im się wydawało, że dwojga drzwiami wejdzie do autokaru jednocześnie 50 osób więc kilku chłopaków oberwało pałą. Dopiero tuż przed węgierską stroną udało nam się, bezskutecznie zresztą, przeszukać autokar, zrobić zrzutkę i 2 osoby wróciły przekazać kasę Bartkowi. Na szczęcie to się udało. Przepytaliśmy celników węgierskich i powiedzieli, że istotnie taki jest tryb postępowania z osobami bez dokumentów, bardzo skrupulatnie przestrzegany przez stronę serbską. Ale, żeby się o kolegę nie martwić, bo przez granicę przejeżdża co godzinę autokar lub bus polski i chłopak bez problemu dostanie się do domu. W smętnych nastrojach ruszamy do Polski do polowy terytorium Węgier eskortowani przez policję, potem zaś sami. Po 27,5 godzinach od chwili wyjazdu z miejsca postoju nieopodal Podgoricy docieramy na Reymonta. Dlaczego „dziwny” Niedojazd? Bo nie z tego powodu, że zepsuł się po drodze środek transportu, bądź z powodu nadmiaru % (co czasem pojedynczym osobom się zdarza) tylko z powodu wydarzeń jakie miały miejsce w okolicy stadionu.


Źródło:http://skwk.pl/


  • 2012.08.25 Garbarnia Kraków-Unia Tarnów:

Raport z Sektora B: Unia z Wisłą na Wawelu: Mecz czwartej kolejki drugiej ligi pomiędzy tarnowską Unią a Garbarnią Kraków był doskonałą okazją do ponownego spotkania się z „Jaskółkami”. Podczas dzisiejszego meczu nie mogliśmy nie wesprzeć naszych przyjaciół z Tarnowa. Na długo przed rozpoczęciem meczu mającego się odbyć na stadionie Wawelu, w okolicach R22 zaczęły pojawiać się grupy fanów Wisły i Unii. Część kibiców zajęła miejsce przed halą, inni zdecydowali się na oglądanie transmisji ze spotkania „Białej Gwiazdy” rozgrywanego w Bielsku-Białej. W końcu przed godziną 15 wyruszyliśmy spod Hali Wisły na ulicę Podchorążych, gdzie mieści się stadion WKS Wawel. Po kilku minutach marszu urozmaicanego wspólnymi śpiewami dotarliśmy na miejsce. Kilkusetosobowa grupa fanów kibicujących dziś Unii została sprawnie wpuszczona na stadion, gdzie zajęła sektor B znajdujący się na drewnianej trybunie krytej. Na tej części obiektu zawisły trzy flagi – jedna należąca do Unistów oraz dwie wiślackie. Tyle samo flag wywiesili także kibice Garbarni. Ich młyn, liczący w porywach pięć osób, starał się zaistnieć dzięki bębnowi oraz… wuwuzelom i trąbkom. Od początku spotkania kibice Wisły i Unii wspólnie wspierali „Jaskółki”. W odpowiedni sposób został przywitany Sebastian Leszczak - piłkarz który 2 lata temu w niezbyt sprzyjających okolicznościach opuścił Wisłę, dziś występujący w barwach Garbarni. Nie zabrakło również „pozdrowień” dla naszej sąsiadki z gorszej strony Błoń i okrzyków potwierdzających naszą dominację w mieście. Nie mogło także obyć się bez przypomnienia o tragicznej sytuacji finansowej piłkarskiej Unii Tarnów. Przez całą pierwszą połowę kibice z Krakowa oraz Tarnowa bawili się w rytm przyśpiewek Wisły i Unii, na naszym sektorze została także odpalona raca. Chociaż początkowo piłkarze z Tarnowa przegrywali, to również oni schodzili z boiska po pierwszej połowie jako zwycięzcy. W przerwie spotkania jeden z kibiców postanowił porozgrzewać się z zawodnikami Unii. Ochroniarze obecni na stadionie zbytnio mu w tym nie przeszkadzali, więc mógł on spróbować strzałów z rzutu wolnego, zrobić rundkę wokół boiska i powrócić na sektor witany oklaskami fanów, którzy zdecydowali się zostać na trybunach. Przed rozpoczęciem drugich 45 minut meczu część kibiców opuściła stadion, więc nasz sektor po przerwie nie był już szczelnie wypełniony. Mimo to fani Wisły i Unii nie przestali dopingować tarnowian. Hitem drugiej części meczu była piosenka „Tak się bawią ludzie” śpiewana tym razem o Unii, ale z trybun można było usłyszeć też wiślackie pieśni. Żywiołowy doping przez pełne 90 minut z całą pewnością upoważniał do głośnego wykrzyczenia „Gramy u siebie!” skierowanego do piłkarzy Unii. Ci wzięli sobie ten tekst do serca, gdyż w drugiej połowie zdołali strzelić Garbarni jeszcze dwa gole, ostatecznie pokonując klub z Ludwinowa aż 4:1. Po zakończeniu spotkania piłkarze Unii podeszli pod zajmowany przez nas sektor, aby podziękować za doping. Zaraz po tym kibice „Jaskółek” oraz „Białej Gwiazdy” z powrotem udali się na teren naszego klubu, aby kontynuować umacnianie krakowsko-tarnowskiej przyjaźni.


Źródło:http://skwk.pl/


Zobacz też: