Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2012/2013

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 18:55, 18 lip 2013; Toro (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Raport z Sektora C: Inauguracja z awariami

Po ponad trzech miesiącach przerwy wróciliśmy na Reymonta 22. Inauguracja nowego sezonu nie zaczęła się dla nas zbyt dobrze, ale z upływem minut Armia Białej Gwiazdy coraz efektowniej pokazywała swoją siłę. Na ponad godzinę przed meczem stadion oplatała kolejka kibiców chcących zobaczyć pierwszy mecz sezonu 2012/2013, przeciwko GKS Bełchatów. Ostatni z oczekujących musieli wykazać się nie lada cierpliwością, gdyż ich postój rozpoczął się na wysokości połowy trybuny wschodniej. Liczba ludzi zwlekających do ostatniej chwili z zakupem wejściówki sprawiła, że wielu z nich nie zobaczyło pierwszej części spotkania. Ci, którzy zaopatrzyli się wcześniej w bilety lub karnety również nie bez problemów znaleźli się na stadionie. Przed spotkaniem nie działały automatyczne bramki prowadzące na sektory, zatem każdy z kibiców wpuszczany był ręcznie, co wymagało sprawdzania nie tylko Kart Kibica, ale i dowodów tożsamości. Po przejściu tych procedur fanów z sektora C czekała jeszcze jedna niemiła niespodzianka – na dole trybuny otwarty był tylko jeden punkt cateringowy, co w tak upalny dzień musiało poskutkować utworzeniem się następnej długiej kolejki. Oczywiście fanatykom z Sektora Kiboli wszelkie przeciwności losu nie są straszne, zatem nasza trybuna została zapełniona całkiem przyzwoitą liczbą kibiców. Z innym utrudnieniem spotkali się natomiast fani z innych części stadionu, gdyż miejsca niektórych z nich zostały… odgrodzone taśmą. Stewardzi tłumaczyli to tym, że stadion został przygotowany na 26, a nie 33 tysiące widzów i pewne jego części są dziś po prostu zamknięte… Jeszcze przed rozpoczęciem meczu na zgromadzonych na trybunach kibiców czekało kilka atrakcji. Na telebimie (jednym, bo drugi nie działał) wyświetlony został krótki film prezentujący drużynę Wisły, piłkarze posłali w trybuny dziesięć piłek, których posiadanie uprawniało do wzięcia udziału w konkursie przeprowadzanym w przerwie spotkania. Na murawie zagościł także dobrze wszystkim znany Dawidek. Młody Kibic został przywołany pod sektor C, skąd odśpiewaliśmy mu głośne „Sto lat”, z okazji piątych urodzin, które chłopiec obchodził w ubiegłym tygodniu. Dawid przez chwilę towarzyszył na gnieździe osobom prowadzącym doping. Stadion przy R22 odwiedził również Andrzej Wawrzyk, zachęcający do zapisywania się do wiślackich sekcji sportów walki. Po tych wydarzeniach w końcu przyszedł czas na pierwszy gwizdek sędziego oraz pierwsze kopnięcie piłki – mecz rozpoczął Wiślacki Smok. Na Sektorze C spotkanie zaczęliśmy od melodii „Boney M”, która chwilę później przerwana została przez gola zdobytego przez piłkarzy z Bełchatowa. Już na początku musieliśmy przypomnieć zawodnikom Wisły czego oczekujemy, zatem gniazdowy zaintonował kolejno „Tylko zwycięstwo” oraz „Nie dla nas jest porażki smak”. W międzyczasie przyszedł czas na kolejną tego dnia awarię – tym razem na kilka minut współpracy odmówiło nagłośnienie sektora, co utrudniało pracę prowadzącym doping. Kiedy kontynuowaliśmy śpiewy o tym, że zła forma nas nie dotyczy, podopiecznym Michała Probierza udało się wyrównać wynik spotkania. Wówczas do dopingu zaangażowana została także reszta stadionu. Na dwie strony śpiewaliśmy HSV w różnych konfiguracjach – z klaskaniem, skakaniem za bary, machaniem szalikami, czy pogo. Wysoko temperatura i świecące słońce sprawiły, że wiele osób myślami było na plaży, więc przez pewien czas nas doping nie stał na zadowalającym poziomie. Kibice gości, którzy stawili się na Reymonta w około stuosobowej grupie nie byli słyszalni na naszym sektorze, więc mogliśmy zająć się „treningiem wokalnym” i nauką nowej pieśni. Po kilku minutach z „C” niosło się głośne „To nasza pasja, to nasze życie, do końca z nią być chcę. Krakowska Wisło, krakowski klubie, po prostu kocham cię”. Nowa melodia zapewne będzie jeszcze nie raz gościć na naszym stadionie. Na koniec pierwszej połowy meczu nie mogliśmy nie przypomnieć, kto rządzi w Krakowie. Drugie 45 minut spotkania na Sektorze C rozpoczęły się od „Wisła to jest potęga”, następnie na dwie strony z resztą stadionu zaśpiewaliśmy „Święte barwy”. Po tym gniazdowy intonował między innymi „Jazda, jazda, jazda…”, „Do boju Wisełka”, „Walczyć Wisła, walczyć”, bo cenne minuty uciekały, a wciąż utrzymywał się wynik 1:1. Nie tylko to, ale również decyzje sędziego i zachowanie piłkarzy GKSu powodowały zdenerwowanie fanów Wisły, którzy głośno wyrażali swoją dezaprobatę i niechęć do przeciwników. Kiedy emocje nieco się uspokoiły, odśpiewane zostało „Najwspanialszy klub na świecie”. Tym razem Sektor C stanął na wysokości zadania i jedna z najpiękniejszych wiślackich pieśni była naprawdę zaśpiewana, a nie wykrzyczana. Pod koniec meczu zabawa rozpoczęła się na dobre. „To nasza pasja”, „Boney M” i „Jesteśmy dumą tego miasta” coraz głośniej niosły się nad Krakowem. Jednak najlepsze było dopiero przed nami. Nadszedł czas, aby pokazać, jak bawią się ludzie, kiedy Wisła „remis ma”. Sektor Kiboli podzielony został na dwie części, a pojedynek dwóch stron stawał się coraz głośniejszy. Kiedy wszyscy usiedli w oczekiwaniu na już wspólną zabawę, Cvetan Genkov zdobył gola na 2:1 i już z czystym sumieniem mogliśmy kończyć piosenkę o zabawie wiślaków słowami „tak się bawią ludzie, kiedy wygrywa”. Radosne śpiewy z przyciszaniem, siadaniem i skakaniem trwały do ostatniego gwizdka sędziego, a także wtedy, kiedy pod Sektor C podeszli piłkarze. Tradycyjnie zaintonowali oni „Jazda, jazda, jazda…”. Zarówno dla zawodników Wisły, jak i fanatyków z Sektora C, początek inauguracji sezonu nie był udany. Na szczęście jedni i drudzy z biegiem czasu zaczęli się rozkręcać. Oby to „rozkręcanie się” trwało dalej i wyglądało co najmniej tak, jak w drugiej połowie dzisiejszego meczu. Kolejną okazję, aby to udowodnić będziemy mieć już za niespełna dwa tygodnie. Do zobaczenia na R22!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Koniec zabawy...: Jeszcze do niedawna nie było wiadomo, czy ostatniego dnia sierpnia będziemy mierzyć się z Polonią Warszawa, KP Katowice, czy innym tworem powstałym na podstawie licencji Groclinu z Grodziska Wielkopolskiego. Na Reymonta zawitała jednak drużyna o nazwie Polonia, tym razem, o dziwo, wspierana przez grupkę kibiców.Tak jak przed meczem inaugurującym sezon, również przed spotkaniem z Polonią Warszawa klub zapowiadał szereg atrakcji towarzyszących pojedynkowi piłkarskiemu. Biorąc pod uwagę wydarzenia sprzed dwóch tygodni, można było nieco obawiać się o organizację wczorajszego meczu i rodzaj „rozrywki” zapewnionej kibicom. W ciągu połowy miesiąca udało się jednak naprawić telebim, bramki, a i punkty gastronomiczne działały wczoraj tak, jak powinny. Oczywiście nie mogło być idealnie. Po raz drugi na naszym sektorze ustawieni zostali stewardzi. Aby wejść na którykolwiek z podsektorów trybuny z Gwiazdą, trzeba było zrobić slalom pomiędzy kilkoma osobami teoretycznie mającymi za zadanie pilnować porządku na stadionie. Ilu porad zagubionym na „C” kibolom, szukającym swojego miejsca z karnetu, udzielili dziś stewardzi? Kolejną niemiłą niespodzianką były zamknięte przejścia wzdłuż góry trybuny. Komu i w czym tym razem przeszkadzał ten otwarty dotychczas korytarz, znacznie ułatwiający przemieszczanie się po sektorze oraz opuszczanie go? Wypadałoby napisać, że już na około godzinę przed meczem kibice wzajemnie się „pozdrawiali”. Tak naprawdę wszystkie uprzejmości płynęły z Sektora C, gdyż około stuosobowa grupa zasiadająca na sektorze gości, zrzeszająca sympatyków naszej pasiastej sąsiadki, Sandecji Nowy Sącz oraz warszawskiej Polonii, ograniczyła się do kilku okrzyków, które nie były słyszalne pewnie nawet obok pawilonu medialnego, a co dopiero po przeciwległej stronie boiska. W świetnie widocznym dla przyjezdnych miejscu umieszczony został transparent „Taka już wasza dola garbata, musisz kraść z puszki swojego brata”, odnoszący się do zwyczajów panujących po drugiej stronie Błoń. Co oczywiste, najlepiej ze wszystkich piłkarzy przyjęty został Marcin Baszczyński. Od momentu wyjścia polonistów na rozgrzewkę, „Baszczu” był kilkukrotnie pozdrawiany. W stronę obrońcy kierowane były słowa „Wracaj do domu”, a także prośba o ściągnięcie czarnego trykotu – na to były Wiślak mógł zareagować tylko uśmiechem. Kiedy przed meczem na murawę wyszli piłkarze „Białej Gwiazdy”, kibice od początku dali im do zrozumienia, że jedynym zadowalającym wynikiem będzie ten dający trzy punkty. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego, na Sektorze C rozpoczęła się zabawa. Zaraz po odśpiewaniu hymnu, wszyscy fani z trybuny za bramką złapali się za bary i przez kilka minut skakali w rytm jednej melodii. Następnie postanowiono nieco rozruszać resztę stadionu. Na dwie strony zaintonowane zostało długie „Wisła”, „Święte barwy”, a także, dawno niesłyszane na R22, „O nasz TS”. Zaraz po tym Wiślacy stracili pierwszą z bramek, więc trzeba było pokazać wszystkim obecnym, jak bawią się kibice nawet wtedy, kiedy ich ukochany klub przegrywa. Ostatnie minuty pierwszej części spotkania, mimo już dwubramkowej straty, spędziliśmy na śpiewaniu „Nie dla nas jest porażki smak” wierząc, że losy meczu odwrócą się w drugich 45 minutach. W pierwszej połowie meczu kibice z Sektora C zwrócili się także do pasiastych dam, których kilku przedstawicieli było obecnych dziś na sektorze gości, w słowach „Koniec zabawy, bo znamy wasze oprawy”. Na potwierdzenie tego faktu mamy już sporo dowodów, kolejnym z nich jest flaga „Nasze miasto, nasze zasady”, która zadebiutowała dziś na Reymonta. O tym, kto rządzi w Krakowie przypominaliśmy wczoraj niejednokrotnie. Zaraz po przerwie konieczne było ponowne uświadomienie piłkarzom, czego oczekują od nich kibice. Zza bramki niosło się „Grać na całego”, „Tylko zwycięstwo”, motywujące „Jazda, jazda, jazda…” oraz „Do boju Wisełka”. Zdecydowanie lepiej niż piłkarze zaprezentowali się kibice, chociaż i o tej kwestii nie można mówić w samych superlatywach. Zapewne stać nas na o wiele więcej i każdy z nas więcej powinien wymagać przede wszystkim od samego siebie. W drugiej połowie zabawa trwała głównie przy hicie „Boney M”, „Hej Wisła gol”, „Ole Super Wisełka” i „Tak się bawią ludzie”, nie zabrakło również nowej pieśni „To nasza pasja”. Do dopingu, szczególnie po zdobyciu gola kontaktowego dla Wisły, włączała się także reszta stadionu. Kiedy na Sektor C dotarła informacja, że były selekcjoner reprezentacji Polski ogląda spotkanie z Polonią z trybun naszego stadionu, głośno daliśmy do zrozumienia, że nie chcemy zatrudnienia Smudy w Wiśle, o czym mówi się od pewnego czasu. Tymczasem podopieczni trenera Probierza stracili kolejną bramkę, a gra kompletnie nie układała się po ich myśli. Dlatego w kierunku zawodników odśpiewane zostało „Walczyć, biegać i się starać, a jak nie, to „zejść nam z oczu”. Po stracie trzeciej bramki część kibiców, głównie z sektorów znajdujących się wzdłuż boiska, postanowiła opuścić trybuny. Powód ich przedwczesnego kierowania się ku bramom stadionu był dla wszystkich jasny, dlatego nie zostali oni miło pożegnani przez fanatyków z sektora z Gwiazdą. Chwilę później pierwsza w tym sezonie porażka stała się faktem. Po zakończeniu spotkania piłkarze Wisły usłyszeli „Czy wygrywasz, czy nie” i znowu „Walczyć, biegać i się starać…”, aby w następnych meczach nie zapominali, że na grę w koszulce „Białej Gwiazdy” trzeba zasłużyć, a kibic jest w stanie zrozumieć porażkę, ale nie brak zaangażowania. Pod Sektor Kiboli podszedł także Marcin Baszczyński, którego pożegnaliśmy brawami i tradycyjnymi okrzykami „Baszczu z nami, kibicami”. To właśnie na jego życzenie, piątkowy wieczór na Reymonta 22 zakończyliśmy ponownym odśpiewaniem „Czy wygrywasz, czy nie…”.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora 23: Wbrew przeciwnościom!: Wyjazdowy sezon 2012/2013 oficjalnie przyszło nam rozpocząć w Szczecinie. Każdy, kto był, na pewno nie żałował, mimo tego, że kłód rzucanych nam pod nogi (i nie tylko) ze strony miejscowych nie brakowało. Wiedząc, jak daleka trasa przed nami oraz jak przedłużać się może wchodzenie na sektory gości w Szczecinie, osoby decyzyjne wyznaczyły zbiórkę pod stadionem Wisły na godzinę 5:45, a więc na 15 godzin przed planowanym rozpoczęciem meczu. Kilkanaście minut po szóstej, z parkingu przy Reymonta 22, wyruszył konwój autokarów oraz kilku busów i aut w kierunku Szczecina. Podróż – z przymusową eskortą – przebiegała spokojnie, choć nie brakło nieporozumień co do miejsc zbiórki, przez co na przykład jeden autokar czekał na pozostałe przez dobrych kilkadziesiąt minut, po czym okazało się, że w rzeczywistości… to pozostałe czekają na niego kilka kilometrów dalej. Około osiemnastej dotarliśmy pod bramy stadionu Pogoni. Na miejscu okazało się, że blisko 60 osób może mieć problemy z wejściem ze względu na drobne błędy w danych na listach wyjazdowych. Najpierw poinformowano nas, że te osoby nie będą mogły wejść na sektor. Wiślacka Brać postanowiła, że albo one wchodzą pierwsze, albo nie wchodzi nikt z nas. Po przedłużającym się oczekiwaniu na osoby reprezentujące gospodarzy, które będą w stanie o czymkolwiek zadecydować, a nie przerzucać odpowiedzialność na kolejnych dyrektorów, delegatów, czy szefów służb, doszło w końcu do pertraktacji i udało się dojść do porozumienia – na sektor wchodzimy wszyscy. Bramy otwarto około dziewiętnastej i przed pierwszym gwizdkiem arbitra cała reprezentacja Armii Białej Gwiazdy znalazła się na sektorze. Wejście – zgodnie z oczekiwaniami – wyglądało następująco: najpierw trzeba było znaleźć swoje dane na liście, potem przejść przez kołowrotek; następnie każdy był obwąchiwany przez psa (to nie żadna przenośnia – za kołowrotkiem stał ochroniarz z czworonogiem na smyczy), robiono mu zdjęcie z dowodem tożsamości i filmowano; potem, gdy uzbierała się grupa kilkunastu osób, odprowadzano je na sektor, przed którym trzeba było przejść przez kolejny kołowrotek i zdać kartę-wejściówkę. W klatce zameldowało się ostatecznie 611 kiboli. Wiślaków wspierali Bracia ze Śląska Wrocław (45 osób), Lechii Gdańsk (10), Unii Tarnów (1) oraz Polonii Przemyśl (15), za co im bardzo dziękujemy! Nasz sektor został ozdobiony dziewięcioma płótnami, a były to: Bronowice, Łagiewniki, Kleparz, Wadowice, Trzebinia, Zabierzów, „Beer Boys ‘98”, „Ultras Lechia” oraz „1909” przemyskiego MKS-u. Niestety, przez chore zasady, panujące w polskiej piłce nożnej, nie została wpuszczona oprawa przygotowana na wczorajszy mecz. Choreografia ta miała być pierwszym efektem zbiórek, zaprezentowanym w tym sezonie przez Ultra Wisłę. Było tak, jak bywa zwykle – każdy reprezentant Pogoni/PZPN-u/Ekstraklasy, który podjął rozmowę z kibicami, nie umiał powołać się na konkretny przepis, rozporządzenie, ustawę, decyzję, akt, edykt, bullę papieską, czy list żelazny, więc skończyło się na uzasadnieniu brzmiącym mniej więcej: „nie, bo tak postanowiliśmy i już”. Taki stan rzeczy tylko bardziej zmotywował nas do zaprezentowania się wokalnie z jak najlepszej strony. Zaczęliśmy od „Nie dla nas jest porażki smak”, które zabrzmiało z naszego sektora jeszcze przed wyjściem piłkarzy. Gdy ci pojawili się na murawie, głośno i z dumą zaśpiewaliśmy wiślacki hymn. Następnie znowu zaintonowaliśmy „Nie dla nas jest porażki smak”, by potem krótko i treściwie „pozdrowić” warszawską zgodę Pogoni. Chociaż przebijaliśmy się przez doping miejscowych prawie całą pierwszą połowę, o czym najlepiej świadczą częste gwizdy szczecinian z piknikowych sektorów, najlepiej wychodziło nam „Boney M”, śpiewane z klaskaniem szybkim i wolnym. W 28. minucie sektor został podzielony na pół i odbył się „pojedynek gigantów” – od „HSV”, poprzez „Święte barwy”, na „Tylko jeden klub” kończąc. Po bramce zdobytej przez sędziego Pogoń, nasz sektor wcale nie zamierzał ustawać w dopingu. Momentalnie poleciało „Tak się bawią ludzie”, przy którym bawiliśmy się niemal do końca pierwszej połowy. Po przerwie, która nas nieco uśpiła, na dobre obudziliśmy się przy numerze „Wisła Kraków aeaeao!”, śpiewanym z przyciszaniem. Po stracie drugiej bramki (znowu koszmarnie pomylił się arbiter) nasze śpiewy były tego wieczora najgłośniejsze! Pokazaliśmy, że ani wyniki, ani działania Związku i polityków nie są w stanie nas powstrzymać przed świetną zabawą! Jesteśmy przy Wiśle i przy Niej będziemy! Podkreśliliśmy to jeszcze hasłem „Ch*** z wynikami! Wisełko, jesteśmy z Wami!”. Potem rozbrzmiało dumne „Wisła to jest potęga” i chociaż przez ostatnie kilka minut czasu regulaminowego nie byliśmy już tak głośno, to zaśpiewane na koniec „Czy wygrywasz, czy nie” wyszło bardzo dobrze. Nie mogło zabraknąć pozdrowień dla Lechii, Śląska, Unii oraz Polonii. Miejscowi za to nie pokazali niczego szczególnego. Uzbierało się ich niecałe 10 tysięcy, wywiesili sześć flag i dopingowali przeciętnie. Mieli parę dobrych zrywów, zwłaszcza po drugiej bramce i pod koniec meczu, kiedy do śpiewów włączał się cały stadion. Przez ostatnie kilkanaście minut dopingowali bez koszulek. Część z nas spodziewała się, że po kilkuletniej przerwie, szczecinianie wrócą do Ekstraklasy w dobrej formie, ale ta wczorajsza była rozczarowująca. Po ostatnim gwizdku arbitra piłkarze ze spuszczonymi głowami podeszli pod nasz sektor; paru z nich podarowało kibicom swoje koszulki. Usłyszeli od nas „Ch*** z wynikami, Wisełko jesteśmy z Wami!”, bo chociaż ich gra nie zachwyca, to akurat wczoraj nie mogli się przeciwstawić drużynie Pogoni, wspartej dodatkowo trzema panami w zielonych koszulkach. Jak to ostatnio bywa, dobra zabawa na sektorze trwała długo po ostatnim gwizdku. Tym razem ofiarą wiślackich szyderców padli trener Andrzej „Siwy” Zamilski oraz Edi Andradina, którzy nieopodal naszej trybuny ucinali sobie pogawędkę przed kamerami Canal+. Nie przytoczymy tutaj poszczególnych przyśpiewek, napiszemy jedynie, że ubaw mieli wszyscy, włącznie z miejscową ochroną i – tak nam się wydaje, ale możemy się mylić – samymi zainteresowanymi. Korzystając z obecności telewizji i wejścia „na żywo”, zarzuciliśmy także „Piłka nożna dla kibiców!” oraz „pozdrowiliśmy” PZPN. Bramy otworzono niecałe pół godziny po zakończeniu spotkania. Weszliśmy do naszych autokarów i ruszyliśmy w stronę Krakowa. Nie ujechaliśmy zbyt daleko, kiedy doszło do przymusowego postoju, gdy w jednym z autokarów poleciała zewnętrzna szyba. To bohaterscy i odważni fani Pogoni ciskali w nasze środki transportu kamieniami. Gdy tylko część z nas wysypała się z autokarów, ci nagle zniknęli. Czekając na osobę, która miała wycenić szkody oraz porobić zdjęcia, jeszcze kilkukrotnie byliśmy świadkami, gdy Pogoń pojawiała się w bezpiecznej dla nich odległości od Wisły, a gdy tylko kilka osób ruszało w ich kierunku, znikała jak kamfora. Minęło kilkadziesiąt minut i ruszyliśmy ponownie w trasę. Jednak i niedługo potem zatrzymaliśmy się ponownie, tym razem na skutek awarii jednego z autokarów. Służby, które nas eskortowały, jak zwykle były nieporadne i podejmowały niezrozumiałe decyzje, w stylu zatrzymywania się w szczerym polu, zamiast na stacji czy parkingu. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach kontynuowaliśmy jazdę. Pierwszy autokar zameldował się przy Reymonta 22 około dziewiątej rano, natomiast kolejne dojeżdżały na Wisłę przez następnych parę godzin. Naszą wyprawę do Szczecina należy uznać za więcej niż udaną. Dobrze, że miała taki, a nie inny przebieg, bo dzięki temu po raz kolejny każdy z nas mógł się przekonać, czym jest wiślacka solidarność. Niezależnie od starań osób nam – Wiślakom i kibicom w ogóle, nieprzychylnym, my będziemy robić swoje z pasją taką samą, jak dotychczas, a nawet i większą! W sercach naszych – Wisła i na dobre, i na złe.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Dawid – nie zapomnimy Cię- "Żeby żyć, trzeba mi dymu rac, tego dopingu, głosów z tysięcy gardeł na stadionie" – o tych słowach śp. Dawida Zapiska pamiętał dzisiaj każdy z obecnych na Reymonta 22. Na meczu jego ukochanej Lechii z Wisłą nie zabrakło ani głośnych śpiewów, ani pirotechniki. Staraliśmy się godnie oddać Dawidowi cześć oraz pożegnać go w taki sposób, jakiego by pragnął. Kibice Lechii, których część zasiadła w sektorze gości, wywiesili transparent poświęcony Dawidowi. Obok jego portretu widniały daty: „22.07.1998” i „18.09.2012”, natomiast u dołu wspomniane słowa: "Żeby żyć, trzeba mi dymu rac, tego dopingu, głosów z tysięcy gardeł na stadionie". Tuż po hymnie Wisły piłkarze ustawili się na obwodzie koło środkowego, by minutą ciszy uczcić pamięć tego małego-wielkiego fana. Zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami, miała być to minuta ciszy, dlatego trochę nie na miejscu – choć nie wątpimy w dobre intencje – były oklaski, które najpierw rozległy się na sektorze A, by następnie rozlać się na cały stadion. Podobna sytuacja miała miejsce ze skandowaniem. Na wszystko był przeznaczony czas, niektórzy niepotrzebnie – choć, podkreślamy, na pewno chcieli dobrze – wyszli przed szereg, zakłócając tę krótką chwilę zadumy. Kiedy sędzia zagwizdał po raz pierwszy, Sektor C ruszył z dopingiem. Ten przez sporą część pierwszej połowy był dobry, jednak potem znacznie osłabł. Zaczęliśmy od „Jesteśmy dumą tego miasta”, które początkowo nie brzmiało tak, jak powinno. Dopiero po reprymendzie z gniazda pieśń ta została zaśpiewana we właściwy sposób. Następnie głośno niosło się „Wisła z Lechią!”. Potem nieco się rozruszaliśmy, śpiewając „Boney M” z klaskaniem wolnym, szybkim oraz skakaniem za bary. Wtedy też radość sprawili nam piłkarze Białej Gwiazdy, którzy objęli prowadzenie. Uśmiechy z twarzy zgromadzonych kibiców szybko zniknęły, a wesołe okrzyki zamieniły się w gwizdy i buczenie, gdy z głośników rozległ się głos spikera, proszący o zdjęcie flag, zasłaniających wyjścia ewakuacyjne. Głupota, złośliwość czy chęć prowokacji – nie wiemy, co kierowało osobą, która kazała przekazać taki komunikat. Pewne natomiast było to, że płótno, o które chodziło, żadne służby porządkowe nie byłyby w stanie usunąć. Nie wczoraj. Nie na takim meczu. Po paru chwilach ponownie wróciliśmy do dopingu, próbując „TS! Wisła! Kraków!” z bębnem. Prosty okrzyk, który – dopiero za trzecim razem – zabrzmiał potężnie i z mocą. Nie brakło śpiewów z sektorem gości: „Wisła z Krakowa to Lechii druga połowa”, „Wisła! Kraków! Gdańska! Lechia!” oraz pozdrowień dla naszych Braci z Wrocławia. Ponadto, kilkukrotnie pozdrawialiśmy Unię Tarnów oraz Polonię Przemyśl. Pod koniec pierwszej połowy odezwały się dzieciaki z sektorów E11, E12 i E13. Po raz kolejny, dzięki staraniom Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków, mecz Białej Gwiazdy za darmo mogło oglądać 1250 dzieciaków z krakowskich i okolicznych szkół. Na meczu z Lechią gościliśmy młodzież między innymi z Prądnika, Grzegórzek i Nowej Huty. Znaczną część tych młodych zastępów tworzyli też ministranci z diecezji krakowskiej. Przy tej okazji Stowarzyszenie pragnie serdecznie podziękować księdzu Łukaszowi Ślusarczykowi, którego starania doprowadziły do tak licznej wizyty wiślackiej młodzieży na Stadionie imienia Henryka Reymana. „Młoda Wisła” na wyjście piłkarzy zaprezentowała oprawę, przygotowaną przez młodych fanów podczas Wiślackiego Dnia Dziecka. Na choreografię składała się sektorówka z młodych Wiślakiem, który trzymał transparent na dwóch kijach z hasłem „Siła w młodzieży”, w asyście niebieskich i czerwonych machajek po bokach. Sektory zajęte przez dzieci dopingowały przez całe spotkanie, a na parę minut przed przerwą prowadziły z Sektorem C doping na dwie strony. W przerwie na płycie boiska odbył się konkurs Wiślackiej Miss. Rywalizację o miano najpiękniejszej wśród fanek Białej Gwiazdy wygrała Kinga, a tytuły pierwszej i drugiej wicemiss powędrowały odpowiednio do Klaudii oraz Marii. Miss Piłkarzy została Małgorzata. Przed rozpoczęciem drugiej części spotkania trybuny pozdrowiły Piotra Brożka, który powrócił do Krakowa, lecz tym razem jako piłkarz Biało-Zielonych. Doping rozpoczęliśmy od „lalowania”, które wychodziło całkiem nieźle, odpowiednio przyciszane i pogłaśniane. Był to właściwie jeden z niewielu jasnych punktów naszego dopingu w drugiej odsłonie meczu. Kolejnym było podzielenie sektora na pół oraz śpiewanie „Wisła” i „Lechia” na melodię „Carnival de Paris”. Dzieciaki z E również uczestniczyły w tej zabawie, śpiewając oraz machając flagami. Mniej więcej wtedy Lechiści zaprezentowali oprawę. G4 przykryła sektorówka ze znanym wśród kibiców motywem ojca, trzymającego racę, z synkiem na rękach. „Pirotechnika jest bezpieczna”, głosił napis na płótnie. Na potwierdzenie tego hasła, u góry sektora zapłonęło 20 rac, nieco pirotechniki rozświetliło też sektorówkę od spodu. Każdorazowo odpalenie racy – obojętnie, na jakim stadionie – powoduje szerokie uśmiechy na twarzach kibicowskiej braci oraz dodatkowo mobilizuje do śpiewu. Tak było i tym razem; sektor C zatem od razu ryknął: „Piłka nożna dla kibiców!” oraz „Piłka nożna bez policji!” i bawił się w rytm przyśpiewek Lechii. Pod koniec spotkania wspólnie po raz ostatni zwróciliśmy się do Dawida, głośno skandując: „Hej, Dawid, nie zapomnimy!” oraz „Dawid z nami, z kibicami!”. Po wygranym przez Białą Gwiazdę meczu 1:0 piłkarze Wisły podeszli pod nasz sektor, by wspólnie odśpiewać „Jazda! Jazda! Jazda!” na dwie strony oraz przypomnieć, że to Wisła rządzi w Krakowie. Następnie udali się podziękować „Młodej Wiśle”. Tymczasem pod Sektor C podziękować kibicom podbiegł Piotrek Brożek. Po raz kolejny przekonał się on, że na Reymonta 22 może się zawsze czuć, jak w domu. Przed meczem, jak i po w okolicy stadionu, w centrum i na osiedlach trwało (i pewnie trwa nadal) umacnianie zgody. Liczba Lechistów, która zawitała do Krakowa jest dość trudna do oszacowania. W Gdańsku zeszło około 600 biletów, ale ilu gości znad morza kupiło bilety na miejscu – nie potrafimy stwierdzić. Ogrodzenie oddzielające boisko od trybun zostało ozdobione następującymi płótnami Wisły: Wierność, Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, Prądnik Biały, Prądnik Czerwony, „5”, Bronowice, Kleparz, Kazimierz, Grzegórzki, Wola Duchacka, Olkusz, Bochnia, Kłaj, Gdynia, Nieobliczalni. Flagi Lechii to między innymi: GNLF, w miejsce której w drugiej połowie pojawił się trans Pruszcza Gdańskiego, patriotyczna Lechia, Biało-Zieloni, „anty-Che”, Ultras Lechia, ULG, „Wielka Lechia moich marzeń”, Chełm. Na sektorze E zawisła także fana Wielkiego Śląska. Ponadto, na gnieździe został powieszony transparent ku pamięci Dawida; na płocie pojawiły się pozdrowienia dla kibiców Wisły, którzy tego dnia nie mogli być z nami oraz „100% poparcia dla Michała Probierza”. Chociaż każdy mecz Wisły z Lechią jest wyjątkowy, ten sobotni na pewno będzie miał w naszej pamięci miejsce szczególne. To dzięki Dawidowi, którego w sobotę mieliśmy zaszczyt pożegnać. Mamy nadzieję, że uśmiechał się do siebie z zadowoleniem, widząc to wszystko z góry.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora E: Z przebłyskami: Pierwsza wizyta Wisły na nowym obiekcie gliwickiego Piasta jest już historią. Liczbowo pokazaliśmy się z dobrej strony, natomiast doping był mocno przeciętny, z zaledwie kilkoma naprawdę konkretnymi momentami. Pula ośmiuset biletów, jaką otrzymaliśmy z Gliwic bez szczególnej mobilizacji znalazła swoich nabywców już w pierwszym terminie otwartych zapisów. Kilkadziesiąt osób, które także się wtedy na dodatkowe wejściówki, również je otrzymało, tyle że już pod stadionem Piasta. Podróż autokarami, którymi udała się część Armii Białej Gwiazdy (reszta podróżowała własnym transportem) przebiegała spokojnie. Jako że miasta dzieli stosunkowo niewielka odległość (100 kilometrów), jazda trwała nieco ponad dwie godziny (byłoby krócej, gdyby nie przymusowa eskorta, która spowalniała przejazd). Na ponad godzinę przed meczem zameldowaliśmy się przy Okrzei 20. Po raz kolejny przygotowana na mecz oprawa decyzją służb „porządkowych” nie została wpuszczona na sektor. Sytuacja podobna do tej w Szczecinie, gdzie nie chodziło o treść choreografii, tylko o to, że na trybunie pojawi się sektorówka. Szczególne obawy dotyczące akurat tej formy prezentacji mogą wywoływać u kibiców jedynie bezsilne pukanie się po czole… Choć przez cztery czynne kołowrotki wchodziło się w miarę sprawnie, wszyscy pojawili się na sektorze dopiero pod koniec pierwszej połowy. Ostatecznie w sektorze zameldowało się 856 kiboli, w tym reprezentanci naszych Braci, którym bardzo dziękujemy za wsparcie. Wiślackie płótna, jakie pojawiły się na naszych sektorach, to: Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, Kleparz, Łagiewniki, Olkusz, Wadowice, Jaworzno oraz wyjazdowa miniatura Nieobliczalnych. Płot oddzielający trybuny od boiska przykryły dwa płótna poświęcone kibicom, którzy przedwcześnie odeszli z tego świata – śp. Dawidowi Zapiskowi oraz śp. Darkowi Dziekanowi. Po raz pierwszy daliśmy o sobie znać, gdy spiker niedługo przed rozpoczęciem meczu, zapytał trybuny, kto wygra mecz. Odpowiedź zdawała się oczywista: „Wisła!”. Regularny doping zaczęliśmy dopiero w piątej minucie mecz od „Boney M”. Jak zostało wspomniane na wstępie, wokalnie nie prezentowaliśmy się tego dnia wybitnie. Ponadto, koordynowanie dopingu było utrudnione przez problemy ze szczekaczką, która co chwilę odmawiała posłuszeństwa. Nieźle zabrzmiało dopiero „To my – wściekłe psy!”, powtarzane kilkukrotnie, by gospodarze dobrze to sobie zapamiętali. Następne w kolejności „Nie dla nas jest porażki smak” również brzmiało tak, jak powinno. Zaraz po tym pozdrowiliśmy Braci z Wrocławia, Gdańska, Tarnowa i Przemyśla. Kolejne było „O nasz TS!”, ale to już dobrze nie brzmiało. Konkretnie za to wypadło „Bo moja jedyna miłość”, zakończona kilkuminutowym „lalowaniem”. Był to ostatni akcent pierwszej połowy spotkania. Doping po przerwie zaczęliśmy od „HSV”, jednak z powodu mizernego efektu, prowadzący doping postanowił zmienić przyśpiewkę na „Tak się bawią ludzie”, które rozkręciło nasz sektor. Niestety, po raz kolejny wersja tekstu musiała brzmieć „…kiedy przegrywa”, ale mamy nadzieję i głęboko wierzymy, że gra naszych piłkarzy już niedługo ulegnie poprawie. Później szale powędrowały w górę i sektor odśpiewał dumnie i głośno „Wisła to jest potęga”. Kilkuminutową przerwę w dopingu zakończyła druga bramka dla Piasta, która – jak to ostatnio bywa – tylko zmobilizowała nas do głośniejszych śpiewów. Momentalnie zaczęliśmy „Boney M”, by potem z nadzieją zaintonować „Nie dla nas jest porażki smak”. Wspomnieliśmy też kilkukrotnie, czym para się na co dzień nasza lokalna rywalka. Pod koniec spotkania młyn gospodarzy zapytał resztę stadionu: „Kto najlepszy jest?”, a w odpowiedzi usłyszał: „Oczywiście, że nasz TS”. Po ostatnim gwizdku arbitra w prawdziwą euforię wpadł miejscowy spiker, który na swoje kwieciste metafory, dotyczące kiepskiej postawy Białej Gwiazdy, doczekał się krótkiej i treściwej odpowiedzi z sektora gości: „Taki ch…!”. Kibice gospodarzy świętowali wtedy zwycięstwo ze swoimi piłkarzami. Przez całe spotkanie prowadzili równy doping, który wzmógł się w końcówce, gdy pewni już byli zwycięstwa. W „nagłośnieniu” śpiewów na pewno pomagała im konstrukcja stadionu. Akustyka tego niewielkiego obiektu (prezentuje się bardzo ładnie; niewielki, prosty, ładnie wykończony – w sam raz dla drużyny takiego pokroju, jak Piast) sprawiała, że kilka setek gospodarzy brzmiało jak kilka tysięcy. W 22-ej minucie zaprezentowali oprawę zgodową. Ich młyn przykryła sektorówka przedstawiająca herby Piasta oraz białoruskiego BATE Borysów z podpisem „Eurotrip”. U góry pojawił się fragment mapy Europy oraz „scenka kibicowska”. Na dole zaś, pod blaskiem rac, data przybicia zgody: 24.08.2011, kiedy to gliwiczanie wspierali BATE na wyjeździe w austriackim Grazu. Pomiędzy flagami Piasta wisiało jedno płótno Białorusinów oraz dwa transparenty: „Stop policyjnej prowokacji” oraz „Gryf Słupsk nigdy nie zginie”, nawiązujący do problemów finansowych trzecioligowca, któremu grozi upadek. Nasi gracze po meczu postanowili z bezpiecznej odległości podziękować nam za wsparcie. Jako jedyny wyłamał się Michał Czekaj, który podszedł pod płot i podarował swoją koszulkę kibicom. W ślad za nim pod ogrodzenie podszedł kapitan drużyny, Arkadiusz Głowacki, a potem Cezary Wilk, by wysłuchać opinii fanatyków Wisły, dotyczących ich fatalnej postawy. Brak umiejętności, czy przegrana przez niesprawiedliwe sędziowanie byłyby zawodnikom wybaczone, natomiast nie brak zaangażowania i pobieranie sowitego wynagrodzenia za chodzenie po boisku i uciekanie od odpowiedzialności. Po chwili do trójki Polaków dołączył także Sergei Pareiko, który zawołał resztę zawodników. Ci jeszcze raz wysłuchali tego, co do powiedzenia miała reprezentacja Armii Białej Gwiazdy. „Biegać, walczyć i się starać, a jak nie – to wypier…ć!” oraz „W Warszawie tylko zwycięstwo!” rozległo się z sektora; Michałowi Czekajowi została zwrócona jego koszulka. Po kilkunastu minutach oczekiwania, otworzono bramy sektora i mogliśmy się udać w drogę powrotną. Ta minęła bez żadnych przygód i nieoczekiwanych postojów. Około 22:30 zameldowaliśmy się na Reymonta 22. Już w piątek będziemy mieli okazję do zweryfikowania postawy piłkarzy, tym razem na stadionie warszawskiej Legii. Wierzymy, że tym razem po ostatnim gwizdku sędziego będzie nam dane świętować zwycięstwo, w końcu po każdej burzy słońce w końcu wychodzi zza chmur.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora 222: Bardziej "anty" niż "pro": Wyjazd do Warszawy zapowiadał się jako nietuzinkowy i taki też był. Pusty młyn gospodarzy, nasza skromna liczbowo ale dobra jakościowo delegacja oraz sporo bluzgów pod adresem Legii – to trzy motywy charakterystyczne dla naszej eskapady na Łazienkowską. Zbiórka pod stadionem Wisły była wyznaczona na 13:15. Nieco ponad godzinę później 8 autokarów i bus w przymusowej eskorcie ruszyły w drogę do Warszawy. Choć początkowo mieliśmy jechać pociągiem specjalnym, nowe zasady wynajmu składów, które chciała wprowadzić firma Przewozy Regionalne (między innymi udostępnianie 20% miejsc składu dla policji), skłoniły Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków do zmiany środków transportu. Ze względu na wysoki stopień natężenia ruchu drogowego wyjechanie z Krakowa zajęło nam sporo czasu. Co chwila napotykane na trasie roboty drogowe, zwężenia i ruch wahadłowy nie przyspieszały przejazdu. Dopiero w okolicach Radomia, gdy do meczu zostało około 2,5 godziny wyraźnie przyspieszyliśmy i staraliśmy się utrzymać to tempo. O 20:20 dojechaliśmy pod stadion Legii. Wejście na obiekt nie należało do najsprawniejszych, ale mając w pamięci naszą ubiegłoroczną wizytę na Łazienkowskiej, takiej formy wpuszczania się spodziewaliśmy. Żywa „brama”, utworzona z policji, przepuszczająca około dziesięciu osób na parę minut, potem znalezienie swojego nazwiska na liście, pokazanie dokumentu ze zdjęciem, alkomat, bramki sprawdzające bilet, namiot, gdzie trzeba było ściągnąć buty i zawinąć skarpety i dopiero można było iść schodami w kierunku sektora. Ostatni z nas weszli na trybuny dopiero około trzydziestej minuty meczu. W tym roku ulokowano nas na górnej części klatki dla gości. Z puli ośmiuset biletów wykorzystaliśmy 495. Słabą frekwencję można usprawiedliwiać dwoma wyjazdami w ciągu pięciu dni (w poniedziałek byliśmy w Gliwicach w 856 osób) i wysoką ceną biletów (50 złotych!). Jeśli ktoś stwierdził, że nie jedzie, bo piłkarze grają słabo, to dobrze, że nie pojechał, ponieważ ludzi z takim podejściem w sektorach fanatyków Białej Gwiazdy być nie powinno. Jeździmy dla Wisły, nie dla kopaczy. Przez „procenty”, których część kiboli nadal nie umie sobie odmówić w drodze na wyjazd, na obiekt nie dostała się grupa 27 osób. Oprócz krakowian na trybunie gości zameldowały się także delegacje naszych zgód (bardzo dziękujemy wszystkim za wsparcie!), w tym czternastoosobowa grupa Polonii Przemyśl z flagą „1909”. Z kolei płótna wiślackie, które zostały wywieszone, to: Wierność, Wisła Sharks, Towarzystwo Sportowe, Bronowice oraz Jaworzno. Wypada też wspomnieć o okazjonalnych koszulkach, jakie otrzymał każdy wyjazdowicz. Czerwone t-shirty wyjazdowe, z wiślackim barbarzyńcą na przedzie i symbolami Warszawy w tle po raz kolejny tylko pokazały, że podobne akcje z gadżetami nie mają u nas za bardzo sensu. Wiele osób ich nie założyło, niektórzy włożyli je ale pod kurtki i bluzy, przez co cały pomysł spalił na panewce. Pierwszy raz daliśmy o sobie znać po golu na 1:0, zagrzewając kopaczy do boju okrzykiem „Jazda z k…!”. Potem kilkukrotnie uświadomiliśmy gospodarzy, kim jest i jak trzeba zajmować się ich klubem. Nie omieszkaliśmy przypomnieć, że jesteśmy kibicami Wisełki Kraków, a co za tym idzie, nie przepadamy za warszawiakami. Świadomi chorej sytuacji panującej w polskiej piłce, zaintonowaliśmy też „Piłka nożna bez policji!” oraz „Piłka nożna dla kiboli!”. W przerwie po legijnej stronie trybun ujawnił się „Pinokio”, który razem z kolegami z bezpiecznej odległości napinał się w kierunku naszego sektora, dostarczając Wiślakom powodów do żartów i szydery. Drugą połowę zaczęliśmy od „pozdrowienia” gospodarzy. Następnie wszyscy usiedliśmy, by po chwili ryknąć „Tak się bawią ludzie”. Było głośno, chociaż krótko. Ostatnie wyniki naszej drużyny, a zwłaszcza sposób, w jaki osiągają je „panowie piłkarze”, spowodowały, że lepszym sposobem na danie upustu naszej frustracji były przyśpiewki „anty” niż „pro’. Piosenka „Ole, ole, ole, ola”, podjęta przez pikników Legii została szybko przerobiona na naszą modłę, podobnie jak „Legia, Legia Warszawa”, czy rozwinięcie skrótu „CWKS”,. Apele miejscowego spikera o zaprzestanie podobnych przyśpiewek odnosiły odwrotny od zamierzonego skutek. Nie zapomnieliśmy o naszych grajkach, intonując „Walczyć, biegać i się starać, a jak nie – to wypier…ć!”. Pod koniec meczu próbowaliśmy każde ich podanie kwitować szyderczym „Ole!”, ale ich umiejętności nie pozwalały nam na więcej niż trzy „Ole!” pod rząd… Po ostatnim gwizdku sędziego część piłkarzy podeszła pod nasz sektor (Genkov i Boguski najwyraźniej nie mieli ochoty i udali się w kierunku szatni; wydawało się, że Głowacki też najchętniej poszedłby w ich ślady) podziękować nam za doping. Od nas usłyszeli „Wy jesteście gwiazdorami, przegrywacie z frajerami!” oraz „Walczyć, biegać i się starać, a jak nie – to wypier…ć!”. Nasze śpiewy były bardzo dobrze słyszalne na całym stadionie, co w zapewne byłoby niemożliwe, gdyby nie protest kibiców Legii zasiadających na Żylecie. Trybuna północna, gdzie mieści się zwykle młyn gospodarzy świeciła pustkami, na jej górnym poziomie siedziało – na oko – z kilkadziesiąt osób. Na pozostałych sektorach zasiadło 13 000 osób, które sporadycznie próbowały dopingować. Takie zrywy nie trwały dłużej niż minutę; nawet piosenki kierowane w naszą stronę, które często podrywają pikników do śpiewania, szybko „rozmywały się” w eterze. Kilkukrotne próby poderwania do dopingu dzieciaków (machających też flagami na kijach, ufundowanymi przez klub), zajmujących sektor obok naszego również się nie udawały. Choć dziennikarze pewnej gazety na pewno zachwycają się atmosferą panującą na tym meczu, my możemy mieć nadzieję, że takich obrazków na naszych stadionach nie będziemy już więcej musieli oglądać. Zresztą jesteśmy przekonani, że frekwencja z meczu na mecz przy Łazienkowskiej będzie maleć, balansując w okolicach kilkunastu tysięcy jedynie na meczach z markowymi rywalami typu Wisła czy Lech. Na sektorze trzymano nas do 23:20. Nie brakowało wesołych przyśpiewek kierowanych do nadal napinających się pikników Legii oraz do studia Canal+, znajdującego się nieopodal. Po otworzeniu bram udaliśmy się do autokarów i ruszyliśmy w drogę powrotną. Podróż minęła bez przygód wartych odnotowania. Pod Stadionem im. Henryka Reymana zameldowaliśmy się w okolicach godziny czwartej rano. Na kolejny wyjazd oficjalną grupą przyjdzie nam poczekać co najmniej dwa miesiące. Przez ten czas musimy skupić się na meczach u siebie, by na każdym meczu godnie – wokalnie i wizualnie – reprezentować Białą Gwiazdę. Wisły to nikt inny, tylko my.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora C: Nauka śpiewania- Powoli, melodyjnie i głośno. Tak prezentował się doping Armii Białej Gwiazdy podczas sobotniego meczu z Jagiellonią. Odświeżone zostały pieśni, które – śpiewane z dumą – niosły się po Krakowie jak za dawnych lat. Nie brakło też nowszych numerów, które z łatwością potrafiły rozruszać cały Sektor. Doping tego dnia był szczególny z dwóch powodów. Po pierwsze, nasze śpiewy dedykowane były pamięci fanatyka Wisły, Darka Dziekana. Na płocie Sektora Kiboli pojawił się także transparent z jego wizerunkiem. Po drugie, po dłuższej nieobecności na gnieździe pojawił się G. Chociaż na jakość dopingu nie powinno mieć wpływu, kto zapodaje przyśpiewki, to nie da się ukryć, że charyzma G. oraz posłuch, jaki ma wśród wiślackich kiboli wynosi nasz doping o kilka poziomów wyżej. W końcu chwila uwagi została poświęcona nie tyle decybelom, ale właściwej melodii naszych przyśpiewek. G. kilkukrotnie samodzielnie wykonywał pierwszą zwrotkę, zaznaczając, jak poszczególne fragmenty powinny być wykonane. Po kilku próbach w końcu powoli, dumnie i dostojnie zabrzmiało „Do boju Wisełka!” oraz – z szalami w górze – „Wisełko wygraj mecz”. Bardzo dobrze wypadło śpiewane w drugiej połowie meczu „Biała Gwiazda na niebie się mieni”. Oprócz standardowej pierwszej zwrotki, doszła także druga, śpiewana rzadziej, dotycząca klubu ze stolicy. „Po burzy” wypadło – jak zwykle – dobrze, podobnie jak sztandarowi „Chłopcy z Reymonta”, choć dopiero przy drugim podejściu także zabrzmieli oni tak, jak powinni. Jak już zostało wspomniane na wstępie, naszemu dopingowi nie brakowało także pomeczowych „klasyków”. Zaczęliśmy od „Wisła to jest potęga”, śpiewanego wespół z całym stadionem, trzymając uniesione wysoko barwy. Zaraz potem na dwie strony odśpiewaliśmy „Święte barwy”. Spróbowaliśmy także na zmianę z innymi trybunami wykonać „Tak się bawią ludzie”, ale musiało dojść do kilku prób, zanim kibice Białej Gwiazdy z pozostałych sektorów podłapali ten motyw. „Boney M” jak zwykle wprowadziło ożywienie wśród kiboli, śpiewane z wolnym i szybkim klaskaniem oraz skakaniem za bary. Dobrze wypadło „Jesteśmy dumą tego miasta”; pozdrowieni zostali Bracia z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa i Przemyśla, a także ci z nas, którzy obecnie znajdują się za kratami (pojawił się także okolicznościowy transparent PDW). Pod koniec pierwszej połowy do dopingu postanowiliśmy włączyć Młodą Wisłę, która zasiadła w lewym rogu trybuny E. 1400 dzieciaków ze szkół, szkółek piłkarskich oraz placówek wychowawczych pojawiło się na Stadionie im. Henryka Reymana w ramach akcji Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków „Kto kocha, ten wierzy – siła w młodzieży”, kontynuowanej na tak dużą skalę przez blisko rok. Wiślacka młodzież, która w sobotę zawitała na Reymonta 22, reprezentowała zarówno osiedla Krakowa ( m.in. Kalinowe, Ruczaj, Jagiellońskie, Prądnik Biały), jak i inne małopolskie miejscowości ( m.in. Olkusz, Sucha Beskidzka, Lgota, region Podhala). Sektor Kiboli zaintonował „HSV”, na co tym samym odpowiedzieli Młodzi Wiślacy. Początkowo nieśmiało, lecz z każdym kolejnym razem ta przyśpiewka brzmiała lepiej. Do tego doszły „choreografie” – klaskanie, machanie szalami, skakanie za bary oraz pogo. Dzieciaki każdy motyw powtarzały na swoich sektorach, także efekt był bardzo fajny. Po przerwie doping rozpoczęliśmy od werbli i „Bo w Krakowie”. Następne w kolejce „Hej Wisła gol!” zbiegło się z sytuacją bramkową na korzyść Wisły, co tylko dodało naszemu dopingowi skrzydeł. W repertuarze pojawiła się także świeża piosenka, „To nasza pasja”. Z początku brzmiała dość niemrawo, bardziej mruczana niż śpiewana, ale po kilku zwrotkach została podłapana przez cały sektor. Podobnie rzecz się miała z „Bo moja jedyna miłość”. Tutaj także potrzebne było „próbne” wykonanie, by wersja właściwa zabrzmiała… właściwie. Potem „rozbujało” nas południowe „Olele, olala”, które poświęcono naszej sąsiadce. „Każdy to powie – Wisełka rządzi w Krakowie”, nikt ze zgromadzonych na stadionie nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Pod koniec meczu ponownie w dopingu zaczęły aktywnie brać udział dzieciaki, tym razem śpiewając na zmianę z Sektorem C „Tak się bawią ludzie”. Doliczony czas gry przyniósł sporo emocji na boisku, co poderwało na moment pozostałe trybuny do spontanicznego dopingu. Szkoda, że tak głośni nie byli przez całą resztą spotkania, bo wspólnymi siłami może udałoby się nam pociągnąć piłkarzy do zwycięstwa. Po ostatnim gwizdku odśpiewaliśmy „Czy wygrywasz, czy nie”, przyjęliśmy porcję braw od piłkarzy i – przy akompaniamencie spontanicznych przyśpiewek – opuściliśmy trybuny. Na narożniku B pojawiła się 65-osobowa grupa fanów z Białegostoku. Fani Jagiellonii kilkukrotnie okrzykami zaznaczyli swoją obecność, a pod koniec wspólnie z nami skandowali „Piłka nożna dla kibiców” oraz „Piłka nożna bez policji”. Wiślackie trybuny zostały ozdobione następującymi płótnami: Wierność, Towarzystwo Sporotwe, Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, Prądnik Biały, „5”, Bronowice, Nowa Huta, Grzegórzki, Qrdwanów, Kleparz, Wola Duchacka, Kazimierz oraz Olkusz. Ponadto, pojawił się transparent informujący o Marszu Niepodległości.Kolejny mecz u siebie to spotkanie z wielkopolskim/-ską Lechem/Amicą. Chociaż do spotkania pozostały niespełna dwa tygodnie, już teraz mobilizujcie się do naprawdę mega dopingu. Zachęcajcie kumpli, znajomych, rodzinę do przyjścia na Wisłę i wsparcia Białej Gwiazdy w tym pojedynku. Chociaż piłkarsko wyglądamy marnie, to na trybunach nadal pozostajemy w ścisłej czołówce. Stanowimy o tym my, kibice Wisły i niech tak pozostanie.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Tak wygląda piro!: Gorąco było w piątek wieczorem na stadionie przy Reymonta 22! Dwie imponujące oprawy, dziesiątki rac, świece dymne, flagowisko, serpentyny, petardy, sektorówka, kartoniada oraz świetne hasła – wszystko to sprawiło, że ten mecz zostanie zapamiętany na długo! Chociaż od paru dni wiadomo było, że kibice gości w Krakowie się nie pojawią, to i tak ciśnienie na ten mecz było całkiem spore. Biorąc pod uwagę wygraną Wisły w ostatniej kolejce oraz porażkę Lecha, można było założyć, że „pęknie” liczba 20 000 widzów. Tak się jednak nie stało i mecz z Kolejorzem oglądało niespełna 18 000 fanów. Spośród wszystkich trybun szczelnie wypełniony był jedynie Sektor Kiboli. Sporo osób zajęło tam już swoje miejsca na godzinę przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Wtedy też zaczęto dawać głośny wyraz swoim poglądom na temat klubu z Wielkopolski oraz jego bramkarza. Nie zapomniano napomknąć o obyczajach panujących w Poznaniu oraz o roli, jaką w duecie z Lechem pełni nasza lokalna rywalka. Podczas odczytywania składu drużyny przyjezdnych, wypełniony już prawie w całości Sektor zaintonował „Sprzedali się za lodówkę” (nawiązanie do połączenia Lecha z Amiką Wronki; klub z Poznania nadal gra na jej licencji). Na parę chwil przed wyjściem piłkarzy na murawę, Trybuna C zaprezentowała oprawę. Środek został przykryty przez sektorówkę z atakującym rekinem. Po bokach białe i czarne kartony ułożyły „WS”, natomiast u dołu trans głosił: „Nie ma na to leku, finał będzie w grobie. Wszyscy cierpicie na galeofobię”. Całości dopełniały race odpalone na koronie Sektora. Nie trzeba być wytrawnym znawcą kibolskich klimatów, by wiedzieć, co kryje się pod skrótem „WS” i kto uskarża się na galeofobię (strach przed rekinami). Zamiast rozwijać temat, napiszemy krótko: „Wisła Pany” – pod każdym względem. Po odśpiewaniu hymnu oraz krótkiego „pozdrowienia” sąsiadki z gorszej strony Błoń minutą ciszy uczciliśmy pamięć Daniela, kibica Wisły, który przedwcześnie odszedł z tego świata. Poświęcony był Mu także transparent zawieszony na płocie trybuny E. Oprócz tego płótna, Stadion im. Henryka Reymana ozdobiły także: Wierność, Towarzystwo Sportowe, Wisła Sharks, „Nasze miasto, nasze zasady”, „Tylko przed Bogiem”, Nieobliczalni, Prądnik Biały, Bronowice, „5”, Nowa Huta, Qrdwanów, Grzegórzki, Kazimierz, Kleparz, Wola Duchacka, Fanatycy, Kłaj, Pińczów oraz Przemyskie Bractwo; dodatkowo pojawił się trans „11.11.2012. Marsz Niepodległości”. Zaraz po pierwszym gwizdku arbitra ostro ruszyliśmy z dopingiem. Trzeba przyznać, że na początku nie za bardzo przebieraliśmy w słowach, dosadnie mówiąc piłkarzom, co należy zrobić z przeciwnikami. Nieco później zaangażowaliśmy do śpiewów pozostałą część stadionu, intonując „Święte barwy” na dwie strony. Za pierwszym razem wyszło dobrze, za drugim – bardzo dobrze. Słychać było zaangażowanie, dumę i nadzieję. „Każdy to powie: Wisełka rządzi w Krakowie” rozległo się chwilę potem. „Jesteśmy dumą tego miasta”, by zabrzmiało należycie, musiało zostać poprzedzone krótką mową mobilizacyjną. W tym czasie w górę Sektora Kiboli zaczęły „iść” flagi na kijach, jednak użyte miały zostać dopiero w drugiej połowie. „Super Wisełka” z klaskaniem wypadło już średnio; lepiej było przy pięknej wiślackiej pieśni „Po burzy”. Fanatycy Białej Gwiazdy rozruszali się zupełnie przy „Tak się bawią ludzie”, zaczętego od siadania. Następne w kolejce „Hej Wisła gol!” zostało zaśpiewane na tyle słabo, że… bramkę zdobyli goście. W odpowiedzi na taki stan rzeczy kilka minut później rozbrzmiało „Czy wygrywasz, czy nie”. Pierwszą połowę zakończyliśmy „My, chłopcy z Reymonta” i „Hej Wisła gol!”, wcześniej oczywiście pozdrawiając Braci z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa i Przemyśla. W przerwie na murawie miał miejsce finał konkursu znajomości historii Wisły. Pięciu finalistów odpowiadało na pytania, odgadywało postacie związane z Białą Gwiazdą ze zdjęć oraz rozpoznawało mecze po komentarzach audio. Dobry pomysł ze strony klubu, zachęcający do zapoznania się z dziejami najwspanialszej polskiej drużyny. Można by jednak dopracować plan całej „imprezy”. Kilkunastominutowa przerwa to zdecydowanie za krótko. Druga połowa zaczęła się od mocnego uderzenia. Przy rytmach „Tak się bawią ludzie” w dolnych rejonach Sektora C pojawił się transparent: „Spójrz pasiasta zdziro, tak wygląda piro”. Chwilę później równocześnie rzucono serpentyny i konfetti, odpalono race oraz świece dymne, w górę powędrowało mnóstwo flag na kijach. Przy głośnym „lalowaniu” na melodię „Carnival de Paris” i huku wybuchających achtungów urządziliśmy prawdziwą „Argentynę” na trybunach! Taka oprawa meczu podkręca atmosferę, momentalnie dodając sił dopingującym. Ta prezentacja skierowana była do naszej miejscowej rywalki, która takiej ilości pirotechniki jak Wisła podczas jednego meczu nie odpaliła w przeciągu całej działalności swojej grupy ultras. Gdy dym z pirotechniki trochę się już rozwiał, Armia Białej Gwiazda zadała retoryczne pytanie ekipie, która „Pirohaj” jest w stanie urządzić sobie tylko na własnym facebookowym profilu: „Powiedz, ty zdziro, czy odpalałaś tak piro?!”. Po tym efektownym pokazie powróciliśmy do dopingu, ale niestety – był on dużo słabszy niż w pierwszej połowie. Dobrze wypadło jedynie „Tak się bawią ludzie”, śpiewane przy podzielonym na pół Sektorze, gdy podczas „lalowania” uskuteczniane było „pogo”. Pod koniec ożywiliśmy się na trochę dłużej przy „To nasza pasja”. Wtedy też okazję bramkową mieli piłkarze, co nas dodatkowo „nakręciło”. Pod koniec wspólnie z całym stadionem odśpiewaliśmy hymn Białej Gwiazdy. O ostatnich minutach w naszym wykonaniu nie ma co wspominać… Kiedy rozległ się ostatni gwizdek sędziego, wiślackie trybuny odśpiewały „Czy wygrywasz, czy nie”, pamiętając, że kochamy i kochać będziemy Wisłę, a nie najemnych piłkarzy, aktualnie występujących w trykotach z Białą Gwiazdą. Do nich akurat skierowane było inne hasło: „Walczyć, biegać i się starać, a jak nie – to wyp***ać!”. Kibolska atmosfera meczów zwykle nie przypada do gustu pewnym kręgom polskiej piłki, między innymi tym związanym z Komisją Ligi. Być może zamkną naszą Trybunę C, być może ukarzą zakazem wyjazdowym, a być może połączą te dwie opcje i w ogóle nie będziemy mogli chodzić na mecze. Tak czy inaczej, przetrwamy wszystko, a potem... powrócimy jeszcze silniejsi!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora D: Szyderą w tragedię: Zgodnie z przewidywaniami, meczu Wisły ze Śląskiem nie można porównać do żadnego innego rozgrywanego przy Reymonta 22 w ostatnich latach. Wobec tragicznej postawy piłkarzy w tej rundzie oraz – co boli bardziej – prób tłamszenia ruchu kibicowskiego na Wiśle, zgromadzeni na Stadionie im. Henryka Reymana kibole nie prowadzili typowego dla nich dopingu. Tym, których jakimś cudem ominęły wiadomości z Reymonta z ostatnich dni, przypominamy pokrótce, dlaczego ten mecz zgodowy już od paru dni zapowiadano, jako „dziwny”. Otóż po meczu z Lechem decyzją wojewody na jeden mecz zamknięte zostało serce stadionu, czyli Sektor C. Na tym jednak nie koniec, ponieważ klub do regulaminu obiektu wprowadził zakaz choreografii zawierających sektorówki (do tego doszły jeszcze zakazy wyjazdowe na dwa kolejne mecze). Wszystkich fanatyków, którzy mieli wykupione karnety na Trybunę Północną przeniesiono na sektor G, wstrzymując nań jednocześnie sprzedaż biletów. Jak się dzisiaj okazało, dostępne dla publiki były części: G1, G2, G4 oraz G5, natomiast środek pozostał pusty, ponieważ pełnił rolę… sektora buforowego. Byliśmy zatem świadkami kuriozalnego widoku, gdy Wiślaków od Wiślaków oddzielał bufor, zajęty przez kilkunastu ochroniarzy w pełnym rynsztunku. Skoro przy absurdach jesteśmy, to dodajmy również, iż mecz przyjaźni został zakwalifikowany jako „impreza masowa podwyższonego ryzyka”. Taki status spotkania zwiększał zakres uprawnień policji oraz liczbę jej jednostek, które mogły krążyć wokół stadionu, uprzykrzając życie gromadzącym się tam od wczesnych godzin popołudniowych grupom Wiślaków oraz Ślązaków. Opisane powyżej wydarzenia, które parę lat temu nie mieściłyby się w głowie, podsumowywały transparenty wywieszone na ogrodzeniu Parku Jordana naprzeciw trybuny E: „Policyjne państwo”, „Byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO, teraz jesteś za Platformą” oraz „Raport też zamknąłeś na wniosek Tuska?”. W ostatni czwartek Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków podjęło decyzję o braku zorganizowanego dopingu, jako formie sprzeciwu wobec takiego stanu rzeczy. Frekwencja, jaką podał klub na swojej oficjalnej stronie wynosi 12 849. Patrząc po stadionie można odnieść wrażenie, że podano nie liczbę obrotów kołowrotków, a liczbę sprzedanych wejściówek. Sporo karnetowiczów odpuściło bowiem mecz, gdy dowiedziało się o braku zorganizowanego dopingu. Gdyby nie to, że było to spotkanie przyjaźni i kilkaset Ślązaków wykupiło wejściówki na nasz sektory, ostateczny wynik byłby jeszcze marniejszy. Większość wrocławian skupiła się w narożniku B, część po drugiej stronie Sektora C; mniejsze grupki przyjezdnych porozsiewane były po całym stadionie. Kilkukrotnie dali o sobie znać, śpiewając między innymi: „Ch*** z zakazami, Ślązeczku, jesteśmy z Wami!”, „Wisła z Krakowa to Śląska druga połowa”, czy też „Śląsk i Wisła”. Przez większość część spotkania jednak milczeli, solidaryzując się z Wiślakami. Ci z kolei, pomimo braku zorganizowanego dopingu, raczej nie milczeli. Widząc, jak piłkarze reprezentują ich ukochany klub w obecnej rundzie, zgromadzeni głównie na sektorach G4 i G5 fanatycy Białej Gwiazdy skupili się na szyderczych okrzykach w ich stronę. Rozpoczęto jednak od wcale nie szyderczego: „Piłka nożna dla kibiców!”, „Walczyć biegać i się starać, a jak nie, to wy***ć!” i „pozdrowień” dla miejscowej rywalki Wisły. Potem pozdrowiono Śląska, Lechię, Unię oraz Polonię Przemyśl i… zaczęły się kpiny. Najpierw dość niewinne „olé!” po każdym celnym podaniu Wiślaków nabrało odpowiedniej wymowy, gdy okazało się, że zawodnicy nie są w stanie wymienić kilka razy z rzędu więcej niż 3 podań (rekord to chyba 7) bez utraty piłki. „Werble” towarzyszyły także Sergeiowi Pareice, który wprowadzał piłkę do gry z piątego metra (3 na 5 wybić wylądowało na aucie). Niecelne strzały Łukasza Garguły, które lądowały kilka metrów obok bramki WKS-u zostały skwitowane okrzykiem: „Wyższy kontrakt dla Garguły!”. Nie zabrakło „Mistrza już mamy, na Ligę Mistrzów czekamy” oraz „Jesteście najlepsi!”. Niekwestionowanym „ulubieńcem” trybun został Daniel Sikorski. Zaczęło się od pochwał: „Daniel Sikorski, najlepszy napastnik Polski”. Potem zwrócono się do napastnika bezpośrednio: „Daniel, Daniel, pomachaj nam!”. Odmachnięcie spotkało się z gromkim śmiechem aplauzem i okrzykami „Daniel z nami, z kibicami!”, „Daniel Sikorski, ostatnia nadzieja Polski” oraz „Daniela mamy, na Ligę Mistrzów czekamy”. Pod koniec pierwszej części spotkania kibice z G4 i G5, czyli z miejsc, gdzie zasiadają goście, zawołali w stronę pustej Trybuny Północnej: „Sektor C odpowiada!”, a po paru chwilach „Jeszcze głośniej!”. Wcześniej jeszcze fanatycy krakowskiego TS-u dali wyraz, co sądzą o przepisach, które być może na kilku stadionach w Anglii się sprawdzają, ale u nas o tym nie ma mowy: gdy spiker prosił o zejście ze schodów, nazywanych wedle nowocześnie brzmiącej nomenklatury „drogami ewakuacyjnymi”, kibole krzyknęli: „Wisełko, wszyscy na schody!”, po czym stanęli w przejściu, blokując drogę nadgorliwym stewardessom i stewardom. W drugiej połowie wiślackie trybuny nie straciły gorzkiego poczucia humoru. „Daniel Sikorski gwarancją Mistrzostwa Polski!” oraz „J***ć Messiego, my mamy tu Sikorskiego!”, to chyba dwa najlepsze hasła meczu. Widząc bezsensowne błąkanie się zawodników od linii do linii, fani zwrócili się w końcu do drużyny gości: „Hej Śląsku, dajcie im strzelić!”. W ostatnim kwadransie zaczęto się domagać wpuszczenia napastnika z numerem 23 na boisko. „Trenerze, wpuszczaj Daniela!” niosło się po stadionie, a kiedy tylko pojawił się na murawie (zgotowano mu gorącą owację), fani Białej Gwiazdy przepowiadali: „Teraz bramka musi być!”. Nie sposób spamiętać wszystkich okrzyków, mniej lub bardziej zabawnych, jednak obok tych wszystkich szyderczych przyśpiewek, najdosadniej brzmiało szczere: „Co wy robicie?! Wy Białą Gwiazdę hańbicie!”. Skandowano też nazwiska piłkarzy, których przy Reymonta chętnie ujrzano by z powrotem, Patryka Małeckiego oraz Pawła Brożka. Po ostatnim gwizdku zawodnicy Wisły szybko zbiegli do szatni. Widać cudem wywalczone zwycięstwo na tyle dodało im pewności siebie i wiary we własne możliwości, że stwierdzili, iż o fanów troszczyć się nie warto. „Szanuj kibica!”, popłynęło momentalnie z trybun. Oklaskami nagrodzili nas za to piłkarze Śląska, za co zrewanżowaliśmy się im gromkim „WKS!”. Nasi Bracia z Dolnego Śląska wywiesili następujące fany: Wielki Śląsk, Ave Silesia, Szlachta z Wrocławia, „Precz z komuną”, On Tour, KKN. Dwie flagi, które jeszcze ozdobiły płot trybuny E, to: Wisła Sharks oraz Przemyskie Bractwo. Nie pozwolono wnieść transparentu z podziękowaniami dla Bogusława Cupiała za jego wkład w tworzenie piłkarskiej Wisły. Zaplanowana była cała oprawa w tym temacie, ale klub nie pozwolił na jej prezentację. Taka a nie inna atmosfera podczas meczu wcale nie przeszkadzała fanom Wisły i Śląska we wspólnej zabawie przed i po spotkaniu. Umacnianie zgody trwa od początku weekendu i trwać pewnie będzie co najmniej przez następne kilkanaście godzin! W kwestii decyzji co do nadchodzącego meczu z Górnikiem zalecamy cierpliwość i oczekiwanie na komunikat osób decyzyjnych, który na pewno na tej stronie się pojawi.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport spod Sektora C: Cała Wisła zawsze razem!

Przez działania władz państwowych i klubowych świetna kibicowska atmosfera towarzysząca meczom Wisły musiała zostać „przeniesiona” ze Stadionu im. Henryka Reymana na przyległe tereny Towarzystwa Sportowego. Ogłoszony paręnaście dni temu protest jedno z pierwszych swoich oblicz pokazał w sobotę. Wobec antykibicowskiej polityki prowadzonej przez rządzących i przy wsparciu klubów, kibice Wisły postanowili mecz z Górnikiem zbojkotować. Zamiast udać się na stadion i tym samym zapewniać zyski osobom, które pasji piłkarskich fanów nie szanują, zebrali się nieopodal stadionu na wiślackiej imprezie. Dzięki staraniom Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków przygotowano telebim, na którym zgromadzeni mogli śledzić wydarzenia toczące się na murawie kilkaset metrów dalej. Nie zabrakło też stoisk z kibolskimi gadżetami oraz punktów cateringowych. Kwadrans przed godziną piątą rozpoczęła się dystrybucja wejściówek na teren imprezy. Te szły jak woda i wszystkie przygotowane przez Stowarzyszenie bilety znalazły nabywców w mgnieniu oka. Zainteresowanie przeszło oczekiwania organizatorów i dlatego też nie było możliwe, aby wszyscy chętni zostali wpuszczeni na teren imprezy. Sposób wpuszczania (jedna furtka) także mógł pozostawiać sporo do życzenia, ale w tak krótkim czasie innego żadnego innego rozwiązania nie zdążono wprowadzić w życie. Przed meczem na telebimie zaprezentowano wiślackie filmiki – kompilacje ujęć z naszych trybun i nie tylko, które jednocześnie przypominały, o jaki klimat na trybunach walczymy. Na wyjście piłkarzy został odśpiewany hymn Białej Gwiazdy, którego wykonanie zostało upiększone przez odpalenie sporej ilości rac. Przez całe 90 minut zresztą pirotechniki nie brakowało. Raz po raz spontanicznie odpalono race, świece dymne, achtungi i stroboskopy. Generalnie rzecz ujmując, wczorajsza impreza oparta była w głównej mierze na pomysłowości i spontaniczności kibiców. Na dopingu przez niemal całe spotkanie skupiali się fani, którzy zajęli miejsca bliżej telebimu, natomiast „tyły” czasem włączały się do wspólnych śpiewów. Choć jesienna aura dawała się we znaki, przez całe spotkanie panowała radosna atmosfera. Część Wiślaków rozgrzewała się rozmaitymi trunkami (z przykrością trzeba zauważyć, że niektórzy nie znają sowich możliwości…) podczas rozmów z przyjaciółmi z Wrocławia czy Tarnowa. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy zgromadzonych rozgrzał także blask kilkudziesięciu rac, które odpalono po wspólnym odliczaniu. Pirotechnikę można było zobaczyć niemal wszędzie (od telebimu po dach hali) i w rękach każdego (od kibiców z kilkudziesięcioletnim stażem po kilkuletnie dzieciaki). Choć pewnie władzom i niektórym dziennikarzom to się nie będzie mieścić w głowie, u nikogo nie odnotowano żadnego uszczerbku na zdrowiu. Mecz zakończył się porażką Wisły. Oczywiście nie przyjęto tego z radością, bo każdemu z nas zależy na jak najlepszych wynikach i formie reprezentantów każdej z sekcji sportowej Białej Gwiazdy. Natomiast strefę imprezy wszyscy opuszczali w dobrych nastrojach, ponieważ tego wieczora liczyło się dla nas przede wszystkim to, że Armia Białej Gwiazdy potrafiła zjednoczyć się w słusznej sprawie. Tymczasem na trybunach stadionu zebrało się – wedle danych z oficjalnej strony klubu – 7000 widzów. Ponad 2000 stanowiły dzieci, które klub „zaprosił” na mecz, korzystając z kontaktów oraz doświadczeń wypracowanych przez SKWK w ramach akcji „Siła w młodzieży”. Swoje zrobiły także tysiące maili wygenerowanych przez kuratorium oświaty do szkół na terenie południowej Polski. Dzieciaki usadzono na dole trybuny E, by ta jakoś się prezentowała w telewizji. Sektor C świecił pustkami, zebrało się na nim kilkadziesiąt osób, w tym jakaś grupa studentów „nie wiadomo skąd”. Na tej trybunie miał także zawisnąć transparent „Jak nie pójdziecie po rozum do głowy, tak będzie wyglądał każdy stadion ligowy”, lecz powołując się na decyzję nieznanego nikomu Mirosława Zawady, nie wyrażono na to zgody. Ostatecznie trans pojawił się na płocie wiślackiej imprezy, razem obok innych płócien, które ochraniały bawiących się fanów przed nazbyt ciekawskim wzrokiem służb. Pomimo zamkniętego decyzją klubu sektora gości, trybunach pojawiła się skromna grupka zabrzan, której po meczu za wsparcie podziękowali piłkarze Górnika. W takich oto wyjątkowych okolicznościach zakończyliśmy rundę jesienną przy Reymonta. Zobaczymy, co przyniesie przerwa zimowa. Jeśli nic się nie zmieni w kwestiach zasad i praw, które władze chcą wprowadzić na stadiony, te wyglądać będą tak, jak podczas wczorajszego meczu z Górnikiem. My, kibice, razem to przetrwamy. Kluby bez naszego wsparcia będą miały – delikatnie mówiąc – spore problemy.

Cała Wisła zawsze razem!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora C: Piknik

Powrót Wisły Kraków na stadiony rozczarował. Na boisku Biała Gwiazda prezentowała się tragicznie a na trybunach – niewiele lepiej. Pierwszy mecz był świetną okazją do rozpoczęcia ligowej wiosny od mocnego uderzenia, jednak nie udało się jej wykorzystać.

Zbiórka na wyjazd do Bełchatowa zaplanowana została na 9:45 na Reymonta 22. Kwadrans po dziesiątej w kierunku stolicy węgla brunatna wyruszyła kawalkada autokarów, busów oraz mniej lub bardziej oznaczonych pojazdów służb. Podróż przebiegała spokojnie; podczas postojów dochodziło do bitew śnieżnych banda na bandę, autokar na autokar. Większość pozostała nierozstrzygnięta.

Na miejsce dotarliśmy przed drugą. Eskorta odprowadziła nasze autokary na parking kilkaset metrów od obiektu GKS-u, natomiast fani Białej Gwiazdy zaczęli formować kolumnę marszową. Jako że po obydwu stronach drogi leżało sporo śniegu, większość kibiców zajęła odpowiednie pozycje, po czym doszło do kolejnej regularnej bitwy na śnieżki. Wymiana pocisków – raz z większym natężeniem, raz z mniejszym – zakończyła się dopiero w momencie, gdy podeszliśmy pod bramy stadionu.

Wpuszczanie nie należało do najsprawniejszych. Ostatni z nas zameldowali się w klatce po upływie drugiego kwadransa meczu. Mecz z perspektywy sektora gości oglądał komplet 384 kibiców, w tym 20 fanów Polonii Przemyśl oraz kilkuosobowe reprezentacje Lechii Gdańsk, Śląska Wrocław oraz Unii Tarnów. Wszystkim Braciom serdecznie dziękujemy za wsparcie! Pod bramami zostało kilkanaście osób, które do Bełchatowa przyjechały bez biletu. Jeśli do tego dodamy Wiślaków, którzy zasiedli na sektorach gospodarzy, to spokojnie możemy stwierdzić, że w niedzielę za ukochaną drużyną pojechało sporo ponad 400 kibiców. Flagi, które zostały zawieszone na płocie: Wisła Sharks, Bronowice, Kleparz, Wola Duchacka, Jaworzno, Trzebinia, Wadowice, Zabierzów oraz „1909” Polonii Przemyśl. W drugiej połowie ogrodzenie przykrył transparent upamiętniający generała Fieldorfa „Nila” w sześćdziesiątą rocznicę śmierci. Pojawiły się także dwa transy z pozdrowieniami dla kibiców gdańskiej Lechii.

Swoją obecność zaznaczyliśmy tuż przed pierwszym gwizdkiem arbitra, śpiewając „Jesteśmy zawsze tam...”. Po chwili daliśmy podopiecznym Tomasza Kulawika do zrozumienia, że interesuje nas tylko i wyłącznie zwycięstwo, a następnie mobilizowaliśmy ich głośnym „Jazda! Jazda! Jazda!”. I to właściwie byłoby na tyle, jak chodzi o pierwszą połowę. W drugiej odsłonie meczu poderwaliśmy się do śpiewu w tym samym momencie, w którym piłkarzom akcje zaczęły się kleić (trwało to bardzo krótko). Zachęcaliśmy do strzelenia gola, śpiewaliśmy „Wisła Kraków aeaeao!” oraz pozdrowiliśmy zgody.

Gospodarze frekwencją nie zaskoczyli – pojawiło się około dwóch tysięcy widzów. Na trybunie Południowej, gdzie mieści się młyn kibiców GKS-u zgromadziło się ponad 300 fanatyków. Wywiesili 8 flag, w tym jedno debiutujące płótno „GKS Bełchatów” z buldogami. O ile w pierwszej połowie prowadzili równy i przyzwoity doping, o tyle w drugiej przeważnie stali w ciszy. Miewali długie momenty przestojów, po których zaczynali coś śpiewać, ale nawet nie było słychać, co. Torfiorze okrzykiem „Wszyscy na Legię!” mobilizowali na najbliższy wyjazd. Każdy z zapisujących się na mecz przy Łazienkowskiej otrzymywał okazjonalny szalik. Tak jak na pozostałych obiektach Ekstraklasy, przy Sportowej 3 miało miejsce promowanie akcji wsparcia Przemysława Pełki, dziennikarza sportowego, u którego jesienią wykryto zatory poniżej lewego kolana, co doprowadziło do amputacji nogi. Piłkarze, sędziowie oraz trenerzy wyszli na murawę w szalikach z adresem internetowym strony, przez którą można kierować pomoc dla tego komentatora.

Atmosfera przez większą część spotkania przypominała piłkarski piknik. Z tym, że często przy okazji festynów albo turniejów – co pokazała chociażby ostatnia edycja „Cała Wisła Zawsze Razem” – poziom zaangażowania graczy jest większy. Choć zespół bełchatowian, tworzony przed rundą niemal na zasadzie „łapanki”, gryzł trawę i wkładał serce w grę, o tyle tego nie da się powiedzieć o wszystkich piłkarzach Białej Gwiazdy.

Po ostatnim gwizdku arbitra piłkarze Wisły nie kwapili się z podejściem pod nasz sektor. Radosław Sobolewski i Rafał Boguski niemal biegiem udali się do szatni. Reszta, oprócz Patryka Małeckiego, który podszedł pod kratę, ustawiła się w „bezpiecznej” odległości. Od rozgoryczonych kibiców usłyszeli „Walczyć, biegać i się starać, a jak nie – to wypier…ć!”. Zawodnicy pokiwali ze zrozumieniem głowami, ale czy wezmą to sobie do serca – śmiemy wątpić.

Na sektorze byliśmy trzymani kwadrans, po czym ruszyliśmy w kierunku autokarów. Podróż minęła spokojnie, choć znowu doświadczyliśmy uprzykrzania życia ze strony służb, które utrudniały zrobienie normalnych zakupów na trasie oraz chętnie pokazywały, że to one mają „władze”... Pod stadionem Wisły zameldowaliśmy się około dwudziestej pierwszej.

Część wyjazdowiczów jeszcze nie zdążyła po powrocie przekręcić klucza w drzwiach, a w Internecie pełno było komentarzy na temat dopingu w Bełchatowie. Każdy by chciał, żebyśmy się zaprezentowali wzorowo, dopingując od pierwszej do ostatniej minuty z całych sił i przekrzykując młyn gospodarzy. Warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że na doping wpływ ma też postawa graczy na boisku. W niedzielę było ewidentnie widać, w jaki sposób oni podchodzą do swojej pracy; sposób ten naprawdę nie dodaje nam skrzydeł. Oczywiście dopingujemy Wisłę a nie konkretnych piłkarzy, jednak czasem poziom nie tylko umiejętności ale i zaangażowania, pomysłu, polotu jest po prostu osłabiający. Padają słowa, że z klubem jest się na dobre i na złe. Trudno się nie zgodzić, ale czy jest słuszne podnoszenie takiego zarzutu, jeśli wszystkie dostępne bilety na ten mecz rozeszły się w parę minut...?

Kolejny wyjazd będzie miał miejsce 9. marca. Wtedy drużynie Białej Gwiazdy przyjdzie zmierzyć się z warszawską Polonią.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Powrót

Po czterech miesiącach doping wrócił na Stadion im. Henryka Reymana. Choć frekwencja nie rzucała na kolana, a poziom decybeli nie był rekordowy, każdy członek Armii Białej Gwiazdy odczuwał szczęście, że w końcu jesteśmy tu, gdzie nasze miejsce.

Ćwierćfinał Pucharu Polski przyciągnął na obiekt przy Reymonta dokładnie 9833 kibiców. Biorąc pod uwagę cenę wejściówek (10-15 zł), porę rozgrywania meczu (20:00, czyli raczej po szkole i po pracy), a także pogodę (dobrą, jak na warunki), to wynik powinien być lepszy. Zawodnicy swoją grą nie rozpieszczają, to prawda, ale wymagajmy też czegoś od siebie. Skoro przy tym jesteśmy, to pamiętajmy też, by brać barwy: szalik oraz czerwoną koszulkę na mecz. Chyba każdy z nas dysponuje co najmniej jednym t-shirtem albo bluzą w takim kolorze, więc zakładajmy je przede wszystkim w dniu meczu.

Przed spotkaniem przeprowadzana była zbiórka na oprawy na rundę wiosenną. Przy takiej frekwencji wynik był dobry: 7279 zł. Gdyby ktoś przypadkiem ominął puszkę albo akurat nie miał przy sobie wczoraj drobnych, może dorzucić się poprzez wpłatę na konto. Szczegóły znajdują się TUTAJ. Każda złotówka to większe pole manewru dla ultrasów, którzy chcieliby uświetnić efektowną choreografią niejeden pojedynek tej wiosny. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że warto się dorzucić...

Na pół godziny przed meczem na telebimach wyświetlił się film promujący bardzo istotną dla Wisły inicjatywę, czyli legitymacje członkowskie. Więcej informacji na ten temat TU. Chwilę potem za mikrofon chwycił Marcin Cupał, który po raz pierwszy w 2013. roku powitał zgromadzonych na stadionie kibiców. Po serii podanych przez niego informacji i składu gości, wspólnie przystąpiliśmy do wyczytywania nazwisk piłkarzy Białej Gwiazdy.

Doping rozpoczął się od werbli i przypomnienia, że w Krakowie „najlepsi kibice w Polsce są”. Zaraz potem włączona do śpiewów została pozostała część stadionu. Najpierw odpowiadali na pytanie „Kto dziś wygra?!”, a następnie razem z Sektorem Kiboli śpiewali „Święte barwy”. Choć temperatura i tak była dość wysoka, Armia Białej Gwiazdy postanowiła się rozgrzać, skacząc przy głośnym „Wisła Kraków aeaeao!” oraz „Cała Wisła zawsze razem”, wykonywanym „za bary”. Przypomnieliśmy – choć chyba nie ma takiej potrzeby, bo każdy doskonale zdaje sobie z tego sprawę – że to Wisełka rządzi w tym mieście, a następnie pozdrowiliśmy zgody.

Pierwszy mecz u siebie, w dodatku taki z gatunku „bez ciśnienia”, był dobrą okazją do odświeżenia paru numerów z naszego repertuaru. Tak było między innymi z „Tylko jeden klub”, śpiewanym w rytm starej melodii. Początki były trudne i niektórzy chyba nie potrafili się odnaleźć w tej wersji, ale w końcu wyszło bardzo fajnie. Byle tylko nie przyspieszać, tylko śpiewać równo, melodyjnie i głośno. Kilkukrotnie w pierwszej i drugiej połowie wsparliśmy Pawła Stolarskiego – pomocnika Wisły oraz kapitana polskiej młodzieżówki.

Po przerwie doping zaczęliśmy od „Chłopców z Reymonta”. Niedługo potem w polu karnym Wisły doszło do zamieszania i sędzia podyktował rzut karny dla gości. Momentalnie trybuny dały znać, co sądzą na ten temat. Przy „jedenastce” trybuny próbowały zdekoncentrować zawodnika Jagiellonii, co w jakimś stopniu chyba się im udało (nie ujmując nic Sergeiowi Pareice, rzecz jasna). Radość po udanej interwencji naszego golkipera równała się radości po zdobywanych bramkach. W kolejnych minutach zaintonowane zostało „Biała Gwiazda na niebie się mieni”, „To nasza pasja” oraz „Wisełka dzisiaj gra”. Każda z tych pieśni ma naprawdę duży potencjał, tylko każdy musi się zaangażować i śpiewać (niekoniecznie krzyczeć). Na murawie pojawił się w końcu wyczekiwany Paweł Stolarski, któremu trybuny zgotowały bardzo pozytywne powitanie. Zaraz po tym rozległo się „Boney M”. Następnie Sektor C podzielił się na dwie części i wykonano „Parmę”: z siadaniem, machaniem szalami i skakaniem za bary. Nie zabrakło także „Tak się bawią ludzie”, „Hej Wisła gol!” oraz – z zaakcentowaniem ostatniej zwrotki – „Najwspanialszego klubu na świecie”. Ostatnie minuty meczu upływały nam przy zabawie w rytm „Boney M”. Pod koniec odśpiewaliśmy także z dumą „Jak długo na Wawelu”.

Goście z Białegostoku pojawili się przy Reymonta w liczbie 85 osób, z czego na trybunę weszło 70, a 15 z różnych względów zostało pod bramami. Kibice Jagiellonii mieli ze sobą flagę „BKS”. Kilkukrotnie zaznaczyli swoją obecność.

Po meczu chcieliśmy podziękować piłkarzom za postawę w tym spotkaniu i tego samego oczekiwaliśmy od nich. Niestety, rozczarowaliśmy się, ponieważ niemal natychmiast po końcowym gwizdku Radosław Sobolewski niemal pobiegł do szatni (w drodze ze stadionu dało się słyszeć potem „Co tak lecisz jak Sobolewski do szatni?”), a chwilę później w jego ślady poszli pozostali. Pod Sektor C podszedł jedynie Patryk Małecki, w połowie drogi zaś zatrzymał się Paweł Stolarski. Wytłumaczenia takiego zachowania nasuwają się dwa: albo piłkarze są obrażeni na kibiców za to, że ci śmieli ich krytykować i żądać większego zaangażowania, albo zdają sobie sprawę, że po jednym udanym meczu nie ma tak naprawdę czego świętować i chcą pokazać, że jeszcze nie pora na fetowanie wyników.

Flagi, które we czwartek zawisły na wiślackich trybunach, to: Wierność, Towarzystwo Sportowe, Reyman, „Nasze miasto, nasze zasady”, „Tylko przed Bogiem padniemy na kolana”, „5”, Qrdwanów, Nowa Huta, Bronowice, Prądnik Biały, Kazimierz, Grzegórzki, Kleparz, Przemyśl, Zabierzów oraz Nieobliczalni.

Mecz z Jagiellonią był dobrym przetarciem przed rozkręceniem się ligowej karuzeli. Ekstraklasa wróci na Reymonta już w najbliższy poniedziałek, kiedy to Wisła zmierzy się z Podbeskidziem. Choć kibice TSP to na pewno nie czołówka sceny kibicowskiej, nie możemy nawet na momencik dać im zaistnieć. Sektor C ma być głośny, czerwony i fanatyczny!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Kwadrans wysokiej jakości

Ta relacja zapewne wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby nie ostatnie 15-20 minut meczu. Choć ze swojej postawy nie powinniśmy być dumni, przez taki a nie inny rozwój wypadków sami sobie coś udowodniliśmy.

Doping całkiem dobry, miejscami naprawdę konkretny, zwłaszcza w pierwszej połowie przy „Boney M” i „Nie dla nas jest porażki smak”. Było skakanie za bary przy „Eintrachcie”, „Forza Wisła” albo „lalowaniu” na melodię „Carnival de Paris”. Wydawało się, że „HSV” wyszło też przyzwoicie, wykonywane z uniesionymi pięściami, klaskaniem i pogowaniem. W drugiej połowie z poziomem wokalnym było gorzej. Choć zaczęło się nieźle od śpiewanego klasycznego zestawu: trzy razy „Wisła!”, dwa razy „Lechia!” i dwa razy „Hej Śląsk!”. Fajnie wyszło też „Tak się bawią ludzie” z przyciszaniem. Jednak kolejne numery, „Chociaż w świecie wiele klubów jest” albo na dwie strony wykonywane „Święte barwy”, wyszły dramatycznie słabo.

W tym momencie na gnieździe pojawił się G. i kilkanaście minut później całe postrzeganie naszego dotychczasowego dopingu uległo zmianie. Wcześniej było bardzo słabo. G. krótko i konkretnie przekazał, jak prezentuje się Sektor C, a jak powinien się prezentować. Nie będziemy tutaj przytaczać dokładnie jego słów, bo kto był, ten je doskonale słyszał. Jasno zostało przedstawione, na jaką postawę na Sektorze Kiboli jest miejsce, a na jaką nie. Owacja, jaką zgotował Sektor C świadczy o tym, że każdy zrozumiał przekaz i się z nim zgadza.

Nakręceni przez G. na nowo ruszyliśmy z dopingiem i... tak właśnie powinien wyglądać doping w wykonaniu Armii Białej Gwiazdy. „HSV” było głośne, pełne pasji i dumy. Fanatycznie zabrzmiało „To my kibole” i „Wisła Kraków, aeaeao!”, a rozbujane z wyciągniętymi pięściami „Aeao Wisełka gol” miało prawdziwą moc. Z kolei tak głośnych werbli przed „Bo w Krakowie” nie było na Reymonta od dawna.

Te paręnaście minut pokazało, jaki drzemie w nas potencjał. To, jak wypadamy pod względem wokalnym zależy tylko od nas, od tego, jak nam się chce. Sytuacja, w której przy D. osiągamy zaledwie połowę tego, co przy G. na gnieździe, to nie jest problem gniazdowego, tylko nas. Kto by nie dzierżył mikrofonu, on i tak za nas nie zaśpiewa. To my musimy dawać z siebie wszystko.

Po odśpiewaniu hymnu i ostatnim gwizdku czekaliśmy, aż podejdą pod Sektor C piłkarze, po czym odśpiewaliśmy naprawdę głośno „Czy wygrywasz, czy nie”, za co nagrodzili nas brawami. Później zawodnicy (wszyscy, prócz Osmana Chaveza, który od razu po zakończeniu spotkania udał się do szatni...) podeszli podziękować za doping dzieciakom z sektora szkolnego.

Na początku meczu natomiast my, kibice, podziękowaliśmy najhojniejszemu z nas, Panu Bogusławowi Cupiałowi, za te 15 lat, które jest już z Białą Gwiazdą. Sektor C3, serce stadionu, przykryła sektorówka z wizerunkiem ojca sukcesów piłkarskiej sekcji Wisły wraz z hasłem „Oto kibiców podziękowanie, jesteś jednym z nas i tak pozostanie”.

Goście na sektorze G5 zasiedli w 230 osób. Z perspektywy Sektora C było ich słychać dwa razy: przed rozpoczęciem meczu oraz w momencie przyciszania „Tak się bawią ludzie”.

Oprócz wiślackich flag, które ozdobiły trybuny (Wierność, Wisła Sharks, Armia Wisły, Towarzystwo Sportowe, Reyman, „Nasze miasto, nasze zasady”, „Tylko przed Bogiem padniemy na kolana”, Nowa Huta, Prądnik Biały, „5”, Bronowice, Qrdwanów, Kazimierz, Kleparz, Grzegórzki, Wadowice, Zabierzów, Nieobliczalni oraz Emigranci Unii) pojawiły się transparenty: jeden zapraszający na mecz koszykarzy z Legią siedemnastego marca oraz drugi, oddający hołd bohaterom, którzy za Polskę oddali życie i których święto obchodziliśmy pierwszego marca: „Żołnierze Wyklęci – cześć Ich pamięci!”.

W meczu z Podbeskidziem widzieliśmy doskonale ile przeciętnie z siebie dajemy, a ile dawać możemy. Postarajmy się, aby w następnych meczach doping przez 90 minut wyglądał tak, jak w poniedziałek przez ostatnie 20 minut.


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora H: Podnosimy poprzeczkę

Doping przez cały mecz, skromne atrakcje pozaboiskowe, „popisy” służb i w końcu upragnione zwycięstwo – tak bardzo krótko można podsumować wizytę Armii Białej Gwiazdy na stadionie przy ulicy Konwiktorskiej w Warszawie.

Po inauguracji rundy w Bełchatowie, która była dość rozczarowująca, postanowiono sprawę postawić jasno: do stolicy jedziemy dopingować Wisłę od pierwszej do ostatniej minuty, a nie stać bezczynnie na sektorze. Po internetowej burzy, jaka rozpętała się po szybkim rozdysponowaniu wejściówek na Bełchatów, po bilety na Polonię trzeba było zgłosić się osobiście. Ilość goryczy w komentarzach na stronie sugerowała, że chętnych na wyjazd do Bełchatowa było dwa razy więcej niż przyznanych biletów, dlatego spodziewano się, że skoro ludzie mają ciśnienie na wyjazd, a na GKS im się nie udało załapać, 350 biletów do Warszawy rozejdzie się raz-dwa. Nic bardziej mylnego. Po raz kolejny okazało się, ile warci są „cybernapinacze”, rzucający oskarżenia, wyzwiska i oszczerstwa pod adresem rozmaitych ludzi, a potem, gdy pojawia się okazja, by samemu się pokazać z jakiejś dobrej strony, to... ich nie ma. Wiadomo: kozak w necie i tak dalej... W Krakowie zeszło 321 biletów, co jest powodem do wstydu. Warto wspomnieć o samych biletach, a raczej o tytułowaniu nas na nich. Zwykle na wejściówkach jest napisane „kibice gości” albo po prostu „sektor gości”. Polonia jednak popisała się kreatywnością i na naszych znaleźć można było „Wisła Sharks”, „Armia Białej Gwiazdy”, albo „Biała Gwiazda”.

Zbiórkę zaplanowano na 10:15; dwa kwadranse później w stronę Warszawy ruszyła kawalkada pojazdów w przymusowej eskorcie. Podróż przebiegała spokojnie. Przed czwartą miała miejsce kontrola autokarów, po której kawalkada ruszyła – okrężną drogą, rzecz jasna – w kierunku stadionu Polonii. Na miejscu byliśmy przed piątą. Wpuszczanie, choć może nie najszybsze na świecie, szło sprawnie. Paru osobom nie będącym na liście udało się wejść na sektor, z kolei kilka z różnych względów zostało przed bramami. Ostatecznie w klatce zasiadło 319 kiboli Białej Gwiazdy, w tym 4 Lechistów, którym serdecznie dziękujemy za wsparcie.

Na płocie zawieszono następujące płótna: Wisła Sharks, „5”, Bronowice, Prądnik Biały, Kleparz, Olkusz, Trzebinia, Jaworzno oraz Wadowice.

Jak zostało wspomniane na wstępie, przez całe spotkanie prowadzony był doping. Gospodarzy powitaliśmy głośnym oznajmieniem, że jesteśmy zawsze tam, gdzie gra nasza Wisła. Przypomnieliśmy też, że to Biała Gwiazda rządzi w Krakowie. Kiedy na murawie pojawili się piłkarze, usłyszeli: „Wisełko, tylko zwycięstwo!” oraz „Jazda z k...!”. Z powodu upodobań fanów Czarnych Koszul i ich ciągotach na lewo, zaśpiewaliśmy „Wisełka Kraków p...li czarnych lewaków!”, a zaraz potem wyraziliśmy nasz stosunek do stolicy. Następnie zaśpiewaliśmy „Czy wygrywasz, czy nie” oraz pozdrowiliśmy zaprzyjaźnionych kibiców z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa oraz Przemyśla.

Chwilę potem na moment podskoczyło ciśnienie, gdy przez na płocie Polonistów zawisł szal w naszych barwach. Próba odbicia go zakończyła się interwencją ochrony, co rozjuszyło zgromadzonych w sektorze Wiślaków. Ruszyli w kierunku bramy, która po paru mocniejszych szturchnięciach się otworzyła, jednak drogę przez bufor na sektory Polonii zostały zagrodzone przez ochroniarzy z gazem. Gospodarze zbierali się po drugiej stronie, ale mimo liczebnej przewagi nie potrafili sforsować swojej bramy. Widać od słynnego meczu z Lechią, kiedy nabijali punkty w lidze chuliganów, nic się u nich nie zmieniło.

Po tym kilkuminutowym przerywniku powróciliśmy do dopingu. Zbiegło się to z bramką dla naszych rywali, przez co byli przez parę minut głośniej, niż dotychczas. Nie zważając jednak na nich, zajęliśmy się dopingowaniem Białej Gwiazdy. Nasz repertuar był bardzo bogaty, możliwe nawet, że paru przyśpiewkom mogliśmy poświęcić więcej czasu. Prowadzenia dopingu nie ułatwiały początkowe problemy z megafonem. We właściwym momencie jednak „krzykaczka” została uruchomiona i zaintonowane „Bo moja jedyna miłość” połączona z „lalowaniem” wypadły akurat w 34. minucie, czyli wtedy, gdy Wisła wyrównała. Trybuny gospodarzy ucichły, co nie uszło naszej uwadze. „Coście tak cicho?!”, zapytaliśmy z przekąsem. Zaraz potem pokazaliśmy, jak „się bawią ludzie, wtedy kiedy Wisła gra”.

W przerwie po drugiej stronie bufora pojawił się chłopak w biało-różowej czapce, który bardzo chciało na siebie zwrócić uwagę Wiślaków. Dosłownie dwa kwadranse przecież mógł się wykazać w inny sposób, jednak wolał pozostać przy przyciskaniu głowy do krat i wykrzykiwaniu bzdur.

Gospodarzy na trybunach zgromadziło się 4000, co jak na nich jest wynikiem dobrym. Doping mizerny, choć – jak już zostało wspomniane – zerwali się po objęciu prowadzenia. Na trybunach wywiesili jedną flagę (Praga) oraz transparent poświęcony pamięci zmarłego kibica KSP. W drugiej połowie na trybunie głównej, w sektorze przeznaczonym dla dzieci, urządzono flagowisko. Odnotujmy też, że bramkarz gospodarzy, Mariusz Pawełek, przez siatkę bramki przewiesił szalik z wizerunkiem śp. Dawida Zapiska.

Po zmianie stron nasz sektor nie ustawał w dopingu, czego efektem była druga bramka (przy świętowaniu gola za ogrodzenie poleciał jeden achtung, który sprawił, że kilku ochroniarzy bryknęło z wrażenia). Oprócz kawałków śpiewanych w pierwszej połowie, dołożyliśmy motyw z podzieleniem sektora na pół i odśpiewaniem „Było ich sześciu...”, „HSV” oraz „Świętych barw”. Nie zabrakło oczywiście „Chłopców z Reymonta” oraz „To nasza pasja”. Hitem, rzecz jasna, całego meczu było „Polonia K, Polonia S”. Na koniec odśpiewaliśmy hymn Białej Gwiazdy oraz – dawno nie śpiewane przy okazji meczów ligowych – „Que sera, sera”. Po ostatnim gwizdku podziękowaliśmy graczom za walkę, przybiliśmy z nimi piątki (podeszli wszyscy; Gordan Bunoza przepraszał, że zawalił bramkę i swoją koszulką obdarował młodą Wiślaczkę) i – na fali radosnego uniesienia – skandowaliśmy: „Wisełko, tylko mistrzostwo!”. Cóż, biorąc pod uwagę wyniki, jakie padają w polskiej lidze, wszystko jest przecież możliwe. Na sektorze byliśmy trzymani ze 20 minut; wypuszczani byliśmy niemal pojedynczo.

Podróż powrotna przebiegała spokojnie, choć nie bezproblemowo. Doszło do awarii jednego z autokarów, przez co wymuszony był postój (w ogóle postoje zasługiwałyby na osobny artykuł. W drodze do Warszawy zatrzymywaliśmy się przy jakichś zaspach, albo przy (a nie na) stacjach benzynowych, wjazd do których blokowały służby). Oblężenie przeżył jeden z fast foodów na trasie, z wysokich utargów na pewno cieszyły się stacje benzynowe, gdzie zaopatrywano się w produkty umilające świętowanie zwycięstwa.

Nasza postawa wokalna na meczu pokazuje, że chcemy zrobić krok w przód. Mecz z Polonią to nie był wyjątek, od teraz tak będzie wyglądał każdy wyjazd. Jeździmy zawsze i wszędzie za naszym klubem, ale czas podnieść sobie poprzeczkę: oprócz samej obecności w klatce, chcemy zyskać miano ekipy, która swoim dopingiem zagłusza przeciwnika. Jeśli ktoś ma jakieś obiekcje, co do śpiewania na wyjazdach, to czas się ich wyzbyć.

Następny wyjazd już we wtorek – Białystok, czyli rewanż w ćwierćfinale Pucharu Polski z Jagiellonią Białystok. Do zobaczenia na kibolskim szlaku!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z sektora A: Puchar jest wasz, czyli nasz

Było tak, jak być miało: zimno i daleko. Ale nikt nie żałuje wyprawy do Białegostoku, gdzie trudy podróży w pełni zrekompensował nam sam mecz.

Wczesnym rankiem w kierunku Podlasia wyruszył jeden autokar oraz – na własną rękę – samochody osobowe z całego Krakowa i okolic. Podróż mijała bez większych przygód (choć trafił się na przykład Legionista, który ratunku musiał szukać u ochroniarzy Carrefoura). Na kilkadziesiąt kilometrów przed Białymstokiem część aut natrafiła na pierwszą policyjną kontrolę. Druga miała miejsce pod jednym z zajazdów, gdzie przetrzymywano i „trzepano” także autokar. Po siedemnastej wszystkie pojazdy, którym pomyślnie udało się przejść kontrolę, ruszyły razem w kierunku stadionu. Kolumnę po podlaskich dróżkach i gościńcach prowadził radiowóz i robił to tak, że w momencie wyjazdu na główną drogę z 30 kilometrów do Białegostoku (czyli odległości spod zajazdu) zrobiło się 37... Na parking obiektu przy Słonecznej 1 autokar dotarł trzy minuty przed szóstą. Tam czekały już niektóre auta na krakowskich blachach; niektóre na rogatkach miasta musiały przejść jeszcze trzecią kontrolę.

Wpuszczano jednym wejściem. Najpierw trzeba było podać swoje nazwisko, pokazać dowód tożsamości i bilet, potem „obmacanie” przez ochroniarza i w końcu bramkę na kod kreskowy z biletu. Z racji działań policji, której nie spieszyło się z przeszukiwaniem aut i legitymowaniem pasażerów, Wiślacy wchodzili na mecz aż do rozpoczęcia drugiej połowy. W sektorze gości zameldowało się 200 kiboli, w tym 4 fanów Unii Tarnów z flagą oraz trójka miejscowych kibiców Białej Gwiazdy, którzy początkowo zasiedli w sektorach gospodarzy, lec po żywiołowych reakcjach na bramki zdobywane przez Wisłę, zostali poproszeni o zmienienie miejsc.

W klatce wywieszono osiem płócien, a były to: Wisła Sharks, „5”, Prądnik Biały, Bronowice, Kleparz, Wadowice, Zabierzów oraz Unia.

Gdy tylko w klatce pojawiło się około 30 osób, od razu zaznaczyliśmy swoją obecność „Jesteśmy zawsze tam”. Potem śpiewaliśmy, że w Krakowie „najlepsi kibice w Polsce są” i będą oni kochać Wisłę na dobre i na złe. Dobre wejście miało także „Bo moja jedyna miłość”. Kolejne okrzyki zagrzewające piłkarzy do boju były przedzielane wybuchami radości po kolejnych ich bramkach. Wielu z kibiców przecierało oczy ze zdumienia, widząc świetną postawę zawodników. W drugiej połowie pozdrowiony został Patryk Małecki, który wykonywał spod naszego sektora rzut rożny i właśnie to jego podanie z kornera zamienił na bramkę Radosław Sobolewski (była to trzecia asysta „Małego”, który później dołożył jeszcze gola!). Mecz zakończyliśmy wykonaniem hymnu oraz ponownym zaznaczeniem, że za Wisłą jeździmy zawsze i wszędzie.

Młyn gospodarzy nie imponował liczebnością oraz oflagowaniem. Białostoczan, „na oko”, zgromadziło się w młynie tyle, ile GKS-u na naszym meczu w Bełchatowie. Wywiesili dwie flagi i dopingowali przez całe spotkanie, w tym przez kilka minut bez koszulek, co przy aurze (mróz i padający śnieg) może zasługiwać na uznanie. Po bramkach na 1:3 i 2:3 skandowali: „Jeszcze siedem!”. Pozostanie tajemnicą młyna, czy to były kpiny z graczy, czy bardziej dodawanie im otuchy. Z kolei białostoczanie siedzący obok sektora przyjezdnych, śpiewali w naszą stronę: „Puchar jest wasz, ten puchar do was należy”, co wywoływało u nas szerokie uśmiechy.

Po meczu piłkarze podeszli pod nasz sektor, aby podziękować za doping; Patryk Małecki podarował jednemu z fanów swoje rękawiczki. My z kolei nagrodziliśmy brawami i skandowaniem „Wisła Kraków” ich grę. Ewenementem w skali kraju było to, że od razu otworzono bramy i mogliśmy przejść na parking i udać się w drogę powrotną. Teraz pozostaje nam czekać na wyniki pozostałych meczów ćwierćfinałowych. Losowanie miało zostać przeprowadzone we czwartek, ale – w obliczu przełożenia meczów Olimpii z Legią (26 marca) i Floty ze Śląskiem (27 marca) – może dojść do zmiany terminu. Mecze półfinałowe odbędą się w środku drugiego i trzeciego tygodnia kwietnia.

Kogokolwiek nam przydzieli los i gdziekolwiek przyjdzie nam jechać – bez znaczenia. Armia Białej Gwiazdy będzie wspierać swoją drużynę, by na początku maja świętować zwycięstwo w finale Pucharu Polski!


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Pół na pół

Znowu mieliśmy okazję świętować zwycięstwo Białej Gwiazdy, do którego, jako kibice, dołożyliśmy swoją cegiełkę. Ze względu na postawę gości, która nie motywowała do wzmożonego wysiłku, sami musieliśmy stworzyć sobie okazje do rywalizacji.

Zaczniemy jednak od zjawiska, które jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę obecne możliwości. Otóż przed każdym meczem rozgrywanym w tym roku przy Reymonta, na godzinę przed pierwszym gwizdkiem pod kasami formuje się kolejka chętnych po bilet. Przed uruchomieniem sprzedaży internetowej dało się to zrozumieć, bo przecież inaczej kupić wejściówki nie można było. Jednak teraz, gdy wszystko można załatwić „online”, jest to co najmniej dziwne. Zwłaszcza, że tyle było narzekania, jak to nasz klub jest zacofany i nie nadąża za potrzebami kibiców. Gdy jednak zrobił ten krok do przodu, to zostawił za sobą (kolejkę) fanów. Jakimś utrudnieniem na pewno może być wyrabianie Kart Kibica, ale o potrzebie ich aktualizacji na wszystkich wiślackich stronach informacje pojawiały się od ładnych paru tygodni.

Przy wejściach na sektory prowadzona była zbiórka przez Ultra Wisłę na oprawę meczu z Legią. Kibole z Sektora C, którzy – po tym, jak odstali swoje w kolejce po bilety i minęli kołowrotki – wrzucali do puszek, oprócz okolicznościowej vlepki otrzymali kolejny numer „ABG Info”. Warto zapoznać się z tekstami pisanymi przez kiboli dla kiboli i wziąć je sobie do serca. Uzyskana suma wyniosła 10 207,53 zł. Dziękujemy każdemu, kto się dorzucił. Na pewno tego nie pożałuje.

Gdy na boisko wyszli piłkarze w asyście kobiecej eskorty, wszyscy powstali i odśpiewali hymn Białej Gwiazdy. Barwy w górze (oraz flagi na kijach, którymi machano przez całe spotkanie) pozostały także przy kolejnej pieśni: „Wisełko, wygraj mecz”. Następnie uruchomiona została reszta stadionu, która doskonale znała odpowiedź na pytanie „Kto dziś wygra?!”. Następnie zaintonowaliśmy „Bo moja jedyna miłość” z „lalowaniem”, które wyszło całkiem konkretnie. W związku ze zbliżającą się 50. rocznicą śmierci legendy naszego klubu, Henryka Reymana, Sektor C głośno skandował nazwisko tego wybitnego gracza oraz hasło bliskie każdemu wiślackiemu patriocie: „Gwiazda Biała, Orzeł Biały – to są nasze ideały!”. Chwilę później cała Trybuna Północna drżała przy wykonywaniu (wolnym i melodyjnym, trzeba podkreślić!) „Eintrachtu”. Po tym, jak pozdrowiliśmy naszych Braci z Gdańska, Wrocławia, Tarnowa i Przemyśla, zaczęliśmy nucić „Hej Wisła gol!”. Gdy stwierdzaliśmy fakt, że Wisełka rządzi w Krakowie, padła bramka dla Białej Gwiazdy. Trybuny wybuchły z radości, gdy w górę powędrowała chorągiewka arbitra. Znowu w meczu z Pogonią fatalnie pomylili się sędziowie. Przed oczami pojawiło się widmo powtórki ze Szczecina, gdzie piłkarze zostali oszukani i stracili cenne 3 punkty, dlatego sektory głośno wyraziły swoje zdanie na temat PZPN-u i ichniejszych „fachowców”. Potem sektor podzielono na pół i na zmianę wykonaliśmy „Święte barwy” oraz „HSV”. Jednak obydwa numery wypadły średnio, biorąc pod uwagę, jak zaprezentowaliśmy się w drugiej połowie. W pierwszej odsłonie godnym uwagi momentem było drugie podejście do „Boney M”, przy którym padła bramka.

W przerwie część kibiców z zaciekawieniem oglądała zaciętą rywalizację dziewcząt w sprincie z piłką przez boisko, natomiast część ogrzewała się przy punktach cateringowych herbatą i nie tylko. Na herbatce zasiedzieli się chyba także chłopcy odpowiedzialni za baner Ekstraklasy rozłożony na środkowym kole, ponieważ nie pojawili się po przerwie i ściągać do musieli zawodnicy obydwu klubów.

Drugą połowę zaczęliśmy od „Do boju Wisełka!”, ale gdyby piłkarze do tego boju szli tak, jak my ich do tego zachęcaliśmy, to marnie by było. Potem na szczęście się otrząsnęliśmy i już „Tylko jeden klub” (na starą melodię) wyszedł przyzwoicie. Dumnie zabrzmiało „Biała Gwiazda na niebie się mieni” z podkreśleniem części o warszawskiej zgodzie Pogoni, podobnie jak „lalowanie” skacząc za bary tyłem do boiska.

Mniej więcej około 60. minuty, goście zaczęli zwijać flagi i opuszczać stadion. Na sektorze G5 pojawiło się około 150 szczecinian. Paru zostało pod bramami, głównie ze względu na „procenty”. Na pleksi wywiesili 4 flagi i przez pierwszą połowę dopingowali w asyście bębna, lecz na Sektorze C nie byli słyszalni ani przez moment. Z meczu wychodzili wcześniej, ponieważ musieli zdążyć na pociąg rejsowy do Szczecina. Pożegnaliśmy ich okrzykiem „Idźcie do domu, my nie powiemy nikomu”, bo – choć nie liczyliśmy na wiele z ich strony- to i tak postawę ich można uznać za rozczarowującą.

Nasza forma wokalna też nie powalała na kolana, do momentu podzielenia sektora na dwie części i urządzeniu pojedynku: lewa połowa na prawą. W końcu wykrzesaliśmy z siebie tyle, ile powinniśmy byli od pierwszej minuty. „Wisełka/Nasz TS” brzmiało potężnie, następne w kolejce „HSV” wcale mu nie ustępowało. Po kilku minutach porządnego śpiewu zrobiliśmy przerwę na „Dżudżu”. Gdy piłkarze podwyższyli na 2:0, mogliśmy już spokojnie zaśpiewać z całym stadionem „Que sera, sera, Wisełka 3 punkty ma” oraz „Boney M”. Pod koniec wszyscy powstali i odśpiewali „Jak długo na Wawelu”.

Uwagę zwracało dobre oflagowanie naszego stadionu. Płótna, jakie zawisły na naszych sektorach, to: Wierność, Armia Wisły, Towarzystwo Sportowe, Wisła Sharks, „Tylko przed Bogiem”, „Nasze miasto, nasze zasady”, Reyman, Prądnik Biały, „5”, Nowa Huta, Bronowice, Qrdwanów, Kazimierz, Kleparz, Wadowice, Fanatycy, Bochnia, Kłaj, Nieobliczalni, Śląsk, Oliwa, Unia Tarnów (mafia), Unia (z panoramą) oraz „1909” Polonii Przemyśl.

Po ostatnim gwizdku piłkarze podeszli pod Sektor Kiboli, by usłyszeć, że w Krakowie „najlepsi kibice w Polsce są”. Zawodników chyba ogłuszył poziom decybeli, bo nie wiedzieli, co mają zrobić. Dopiero po naszym „Teraz wy!” zaintonowali „Jazda! Jazda! Jazda!”, na co Sektor Kiboli odpowiedział im potężnym rykiem „Biała Gwiazda!”.

Później gracze udali się pod sektor E, gdzie podziękowali za doping młodym fanom Wisły, którzy pojawili się na Stadionie im. Henryka Reymana w pięć setek i przez całe spotkanie brali przykład ze starszych kolegów i głośno dopingowali.

Teraz przerwa reprezentacyjna, potem świąteczny wyjazd do Gdańska i z powrotem na Reymonta 22 zawitamy dopiero 7. kwietnia. Przez te następne kilkanaście dni warto chodzić na halę oraz uczestniczyć w ważnych dla kibica Wisły wydarzeniach, jak choćby specjalny pokaz „Buntu Stadionów”. Weźmy też sobie do serca to, co jest napisane w „ABG Info” i za te trzy tygodnie wróćmy na nasze trybuny w wielkim stylu!


Źródło:http://skwk.pl/


Mecz przyjaźni w Gdańsku był pożegnaniem kibiców Lechii, którzy wracając z meczu ukochanego klubu, zginęli w wypadku. Najpierw cały stadion uczcił pamięć Tomka oraz Kamila minutą ciszy (piłkarze wyszli w specjalnych koszulkach), a potem w 20. i 30. minucie (tyle lat dane im było przeżyć) oddał im cześć brawami. Młyn Lechii przykryty był wtedy płótnami z wizerunkami śp. kibiców oraz krzyżem oplecionym wstęgą z datą „19.03.2013”.

Pod środkowym płótnem odpalono kilka rac. U góry widniał transparent „Lechio, my z wami, my za was życie oddamy”. Doping na trybuny wrócił wraz z początkiem drugiej połowy. Jak to zwykle bywa przy takich meczach, większość repertuaru stanowiły pieśni sławiące obydwa kluby oraz pozdrowienia dla wrocławskiego Śląska, którego liczna delegacja zawitała do Gdańska. W drugiej części meczu na stadionie pojawiły się także klubowe płótna oraz transparent „Cała Lechia zawsze razem! Wracajcie do zdrowia!”


Źródło:http://skwk.pl/


Raport z Sektora C: Słabo, Kibole, słabo:

Marnie zaprezentował się Sektor Kiboli podczas meczu Wisły z Piastem. Może dałoby się znaleźć jakieś usprawiedliwienia, ale przecież w ogóle nie powinno dojść do takiej sytuacji, że trzeba by ich szukać.

Nie ma się co łudzić i oszukiwać – postawa Armii Białej Gwiazdy była kiepska. Zamiast starać się dodać skrzydeł piłkarzom, to równamy do ich poziomu. Zamiast śpiewać – mruczymy; przy skakaniu – dwa podskoki i „styknie”; za bary – ujdzie, ale ciężko skoordynować przesuwanie się na boki i śpiewanie; pięści – raz je wystawię, raz tylko jedną, a czasem to się nawet nie opłaca wyciągać rąk z kieszeni, bo zmarzną; czerwona koszulka – jest. A na niej granatowa bluza i czarna kurtka. Zresztą i tak lepsze wrażenie robi biało-zielony pasiak Lechii...

Można by jeszcze trochę powymieniać, ale każdy bywalec Sektora Kiboli wie, jak jest. Każdy zna zasady („miej odpowiednie barwy i śpiewaj od pierwszej do ostatniej minuty”), jednak wielu ma poczucie, że ich to nie dotyczy. Chodzą czwartą rundę na Wisłę, byli na pięciu wyjazdach, udzielają się na forum i sądzą, że są ponad to. Nie będą śpiewać ani nosić barw, bo to obciach i dziecinada.

Kiedy poruszana jest kwestia czerwonych koszulek często przywołuje się mecz z Legią z 2009. Jak wtedy to fajnie wyglądało i jak dobrze w tamtym czasie prezentowaliśmy się pod względem dopingu w ogóle. Potem był „okres przejściowy”, czyli Sosnowiec i Hutnik, a następnie młyn na trybunie E (dzisiaj G). Od powrotu kiboli na ich właściwe miejsce, czyli Sektor C, minęło jednak już na tyle dużo czasu, że chyba czas w końcu wziąć się za siebie i zacząć traktować te mecze w odpowiedni sposób.

Wiadomo, jaka jest sytuacja pod względem sportowym, ale to nam tylko powinno dawać kopa, bo skoro piłkarze nie dają rady, to już tylko my, kibice, możemy być blaskiem Białej Gwiazdy. Obecne wyniki mogą nam zresztą wyjść na dobre, ponieważ taka a nie inna forma drużyny raczej nie zachęca do przychodzenia na stadion napływowych koneserów futbolu i entuzjastów pucharów. Na trybunach pojawiają się tylko ci, dla których wyniki nie są sprawą pierwszorzędną; ci, którym zależy. Cieszmy się, że jest nas tylu, jednak nie zapominajmy, że sama obecność to za mało. Fajnie jest powiedzieć „byłem”, ale czy poza samym „byciem” coś zrobiłeś? Czy byłeś tylko dlatego, że gdzieś trzeba było przeczekać ten gorszy moment przed ponownym wejściem na szczyt? Czy wspomagałeś swój klub w powrocie do wielkości, czy biernie obserwowałeś?

Dzisiaj nawet podczas pierwszego kwadransa, kiedy zawodnicy cisnęli, zdobyli bramkę, a Sergei Pareiko obronił karnego, czyli kiedy wszystko szło po naszej myśli, trybuny pozostawały niemrawe...

Były momenty przyzwoite, to fakt („Bo moja jedyna miłość” z fajnym „lalowaniem”, „Hej Wisła gol!” zaraz po bramce, „Tak się bawią ludzie” po okazjach strzeleckich Wisły), jednak poprzedzielane okresami byle jakiego mruczenia. Skoro ludzi nie potrafił porwać ani szlagiery, jak „Po burzy” czy „Biała Gwiazda na niebie się mieni” (głośno została odśpiewana druga zwrotka, co do której warto byłoby ustalić, jakie dokładnie słowa zawiera, bo występują rozbieżności), ani zawsze dodające skrzydeł „Nie dla nas jest porażki smak”, to fatalne wykonanie „Chłopców z Reymonta” nie mogło dziwić. O odśpiewaniu zupełnie bez wiary „Czy wygrywasz, czy nie” szkoda pisać.

Jedynym pozytywem, jaki możemy wynieść po dzisiejszym meczu, była wizyta wiślackiego młodego pokolenia na Sektorze E. Po raz kolejny w ramach akcji „Kto kocha ten wierzy – siła w młodzieży” dzięki staraniom Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków mogliśmy na naszym stadionie gościć ponad 800 dzieciaków z krakowskich oraz małopolskich szkół podstawowych, gimnazjów oraz klubów sportowych. Młodzi jak zwykle nie zawiedli – dzielnie dopingowali przez całe spotkanie, czym powodowali szerokie uśmiechy na ustach starszych braci po szalu.

Goście zameldowali się w Krakowie w liczbie około 600. Na listach przysłanych na Reymonta dzień wcześniej widniały dokładnie 574 nazwiska, natomiast z Gliwic przyjechało więcej fanów Piasta, którzy o tym, czy wejdą, dowiadywali się na bramie. Wywiesili dziesięć płócien oraz transparent „PDW”. Przez większą część meczu machali kilkudziesięcioma małymi oraz kilkoma dużymi flagami na kijach. O ile w pierwszej połowie byli na Trybunie C słyszani raz, o tyle w drugiej (zwłaszcza po golach) dało się słyszeć „szum” dochodzący z sektora G5.

Na naszych sektorach zostały wywieszone następujące flagi: Wierność, Wisła Sharks, Towarzystwo Sportowe, Reyman, Armia Wisły, „Nasze miasto, nasze zasady”, „Tylko przed Bogiem”, „5”, Bronowice, Prądnik Biały, Qrdwanów, Kazimierz, Grzegórzki, Łagiewniki, Kleparz, Nowa Huta, Bochnia. Do tego pojawiły się także transparenty: „Kazek W. – bez komentarza” oraz „Mari, my też pamiętamy!”.

Za tydzień gramy z Legią. Wiadomo, jak prestiżowe jest to spotkanie i jak wielu przypadkowych entuzjastów piłkarskich ono przyciągnie. Przy tej okazji każdy kibic powinien zrobić sobie rachunek sumienia i zastanowić, co on daje trybunom przy Reymonta. Niech w sobotę będzie to więcej, niż pokazywanie przyjezdnym „fucków” i pisanie „7egia” w komentarzach w Internecie.


Źródło:http://skwk.pl/


Wyjazd na mecz zgodowy do Wrocławia w rozgrywkach PP cieszył się w Krakowie sporym zainteresowaniem.

Zamówione bilety rozeszły się w dwie godziny, także te domówione sprzedawane już we Wrocławiu szybko znalazły swoich nabywców. Naszą liczbę szacujemy na ok. 800 osób, tak jak to bywa przy meczach zgodowych nie organizowano transportu i każdy udał się na wyjazd na własną rękę. Już na miejscu okazało się, że sektor dla przyjezdnych jest zamknięty i wszyscy kibice Białej Gwiazdy udali się na sektory gospodarzy, większość do młyna. W czasie spotkanie nie zabrakło dopingu dla obu drużyn, czego już po raz drugi przy meczu przyjaźni (poprzednio w Gdańsku) nie docenili nasi piłkarze, którzy byli chyba zbyt zmęczeni heroiczną walką na murawie i nie mieli sił by podejść pod sektor podziękować kibicom. Na stadionie można było dostrzec takie wiślackie flagi jak:Bronowice, "5", Kleparz, Wisła Sharks, Prądnik Biały, Jaworzno, Olkusz, Wadowice, Wola Duchacka, Zabierzów, Nieobliczalni. Warte odnotowania jest, iż na meczu było 6 tysięcy dzieci, które na stadionie pojawiają się w ramach akcji "Dzieci na stadionie - uczymy się dopingu". Wyjazd do Wrocławia był setnym wyjazdam dla "Y" któremu serdecznie gratulujemy i życzmy kolejnych udanych wyjazdów!


Źródło:http://skwk.pl/


Doping cz.I(video)

Doping cz.II(video)

Doping cz.III(video)


Źródło:http://skwk.pl/


Doping(video)


Źródło:http://skwk.pl/


Pusty sektor gości w Białymstoku

21 kwietnia 2013

Z powodu remontu drogi w okolicy stadionu Jagiellonii Białystok nie dane nam było udać się na zorganizowany wyjazd do Białegostoku. Sprawdziliśmy jednak w dniu wczorajszym jak prace remontowe się prezentują i tak jak przewidywaliśmy robotników nie zastaliśmy, a ulica nie była zamknięta dla ruchu. Okolice sektora gości prezentowały się tak samo jak podczas naszej ostatniej marcowej wizyty w Białymstoku, brakowało tylko śniegu. Na stadionie na każdym z sektorów dostrzec można było znajome twarze (ok.80 osób), gdzieniegdzie widać było wiślackie emblematy. Przed nami jeszcze trzy wyjazdy do Poznania, Wrocławia oraz Zabrza, gdzie na dzień dzisiejszy nie wiadomo czy pojedziemy (budowa stadionu). Do Wielkopolski udamy się już 4 maja.


Źródło:http://skwk.pl/


Łodzianie na mecz w Krakowie mobilizowali się już parę tygodni wstecz, zapowiadając go jako okazję do świętowania ośmiolecia zgody z Ruchem. Dwa dni przed meczem wojewoda Małopolski, Jerzy Miller, podjął decyzję o zamknięciu sektora gości. Miała to być kara za... odpalenie rac przez Legię dwa tygodnie wcześniej. Wszyscy pukali się w czoło, pytając dlaczego karani są Bogu ducha winni kibole RTS-u. Swoje oświadczenia i listy do Millera opublikowały stowarzyszenia kibiców obydwu klubów oraz prezes PZPN, Zbigniew Boniek, który zagroził przeniesieniem czerwcowych meczów reprezentacji Polski do innego miasta. Jako że cały wyjazd był już zaplanowany, bilety sprzedane, a pociągi opłacone, Widzewiacy zdecydowali, że do Krakowa i tak przyjadą. Złożyli zawiadomienia o zgromadzeniach pod urzędem wojewody oraz pod bramami stadionu od Alei 3 Maja. Tam też udali się po przyjeździe pociągiem specjalnym w liczbie około 1200. Pod bramami stadionu do łodzian dołączyło około 600 fanów Niebieskich, którzy zjechali transportem kołowym (część przyjechała dużo wcześniej bez obstawy, przez co mogli sobie pozwolić na „harce” w Krakowie; trochę barw zmieniło tego dnia właścicieli, zarówno z jednej, jak i drugiej strony). Goście prowadzili doping spod stadionu, wielokrotnie przypominając, dla kogo tak naprawdę powinna być piłka nożna. Nie brakło „pozdrowień” dla wojewody.

Gospodarze na początku oznajmili, że bez Widzewa nie śpiewają i opuścili środek sektora, zajmując miejsca z boku albo w ogóle przed trybuną. Dopiero w końcówce meczu kibole przemieścili się do centrum Sektora C i rozpoczęli doping. Przez całe spotkanie wisiały transparenty: „Piłka nożna bez wojewody” oraz „Kamil, wracaj do zdrowia”.

W najbliższej kolejce Wiślacy udadzą się do Poznania. Choć zapisy na ten wyjazd trwały wyjątkowo długo, nie udało się rozprowadzić wszystkich otrzymanych wejściówek. Ponadto ze względu na warunki, jakie stawiała wielkopolska policja (przyjazd 4 godziny przed meczem), zrezygnowano z pociągu specjalnego na rzecz autokarów. Na wyjazd do Poznania mobilizują się także łodzianie, chociaż oni z Lechem zagrają za półtora tygodnia. W najbliższy weekend u siebie zmierzą się z Jagiellonią.

Doping(video)


Źródło:http://skwk.pl/


W Poznaniu takie obyczaje są:

Wizyta w stolicy Wielkopolski po raz kolejny pokazała, jakie obyczaje panują w poznańskich klimatach. Jednak sytuacji, w której fanatycy Lecha współpracują ze służbami ochrony chyba jednak niewielu się spodziewało. Podczas naszej przedostatniej wizyty w Wielkopolsce na meczu ligowym Lechici podjęli nieudaną próbę skrojenia flagi. Tym razem postanowili ułatwić sobie sprawę. W trakcie trwania 2 połowy, w zamkniętej dolnej części sektora gości przebywało kilku ochroniarzy w odblaskowych kamizelkach. Dzięki ich staraniom Lech Poznań "zyskał" część wyjazdowej flagi Nieobliczalni. Ochroniarze lub osoby za nich przebrane zerwały fragment flagi, który bardzo szybko pojawił się w młynie Lecha. Sektor gości zamknięty był na cztery spusty. Jak więc flaga z niego "wywędrowała"? Kto miał możliwość przemieszczania się po niedostępnych dla kibiców korytarzach i sektorach? Wiedzą to zapewne doskonale gospodarze i ich koledzy w odblaskowych kamizelkach. Błyskawiczna reakcja Wiślaków i podjęta próba wydostania się z sektora gości i przedostania się na dolny sektor, przy bramach zamkniętych na łańcuchy założone kilka minut przed "akcją", okazała się niemożliwa. Szybko zareagowała policja, która obstawiła sektor gości. Zagazowanie przez mundurowych sektora ostatecznie pozbawiło nas możliwości dalszego działania. Fakt, flaga została stracona. W jaki to stało się sposób - oceńcie sami. Z perspektywy kibiców Wisły, akcja w której do krojenia flagi wykorzystuje się ochroniarzy, musi zostać uznana za frajerską. W sektorze gości zjawiło się 639 osób, w tym kibice z Wrocławia, Gdańska oraz Przemyśla, którym dziękujemy za wsparcie. Do Poznania wszyscy przyjechali autokarami i mimo dotarcia na stadion kilkadziesiąt minut przed meczem, dzięki szybkiemu wpuszczaniu, sektor szybko się zapełnił. W sektorze gości pojawiły się flagi: Grzegórzki, Wisła Sharks, Bronowice, Ave Silesia, Olkusz, Wierność, Wola Duchacka, Jaworzno, Bochnia, Kleparz, Nowa Huta, Trzebinia, Nieobliczalni, "5", Prądnik Biały, PDW. Decyzją władz poznańskiego klubu, pomimo braku zastrzeżeń delegata PZPN, nie dane nam było zaprezentować całej przygotowanej na ten mecz oprawy. Sektorówka została zatrzymana na bramach bez podania jakiejkolwiek przyczyny. Na dodatek, po meczu, dopiero po wielu interwencjach została nam ona zwrócona. To co udało się wnieść - flagi na kij w asyście ogni wrocławskich - zaprezentowane zostało w drugiej połowie meczu. Kolejna niespodzianka czekała na nas już po zakończeniu spotkania. Po opuszczeniu stadionu, kibiców Wisły przeprowadzono w okolice parkingu i otoczono ze wszystkich stron szczelnym kordonem policji. Po około 1,5 godziny oczekiwania zaczęto wypuszczać po jednej osobie, każdemu robiono zdjęcia, kazano także ściągać bluzy i kurtki. Kilka osób zostało wyciągniętych przez mundurowych. Ostatecznie z ul. Bułgarskiej udało się wyjechać 6 godzin po zakończeniu spotkani.

Doping kibiców Wisły w Poznaniu


Źródło:http://skwk.pl/


Kielczanie po raz kolejny bojkotują wyjazd na mecz przy Reymonta, dlatego sektor przyjezdnych świecił pustkami. Niewiele lepiej prezentował się zresztą cały stadion – sobotni mecz oglądało zaledwie 10 198 widzów (o takiej liczbie sprzedanych biletów mówią oficjalne dane; frekwencja wydawała się być jeszcze niższa). Tradycyjnie już mecz z sektorów trybuny wschodniej oglądały zaproszone przez klub i Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków dzieci z krakowskich i małopolskich szkół. Gospodarze wokalnie zaprezentowali się przyzwoicie, najgłośniej śpiewając pod koniec meczu, kiedy zwycięstwo było już pewne. Co ciekawe, na meczu został zorganizowany niejaki „casting” na gniazdowego. Każdy, kto czuł się na siłach, mógł spróbować poprowadzić doping. Żaden z dwóch śmiałków nie porwał tłumów. Wiślacy prowadzą akcję mającą na celu przywrócenie symbolu klubu, Białej Gwiazdy, na koszulki w miejsce obecnego herbu Spółki Akcyjnej. Zbierali podpisy pod petycją oraz wywiesili transparent na płocie.


Źródło:http://skwk.pl/


Mecz przyjaźni obserwowało z trybun blisko 15 000 kibiców. Wśród gospodarzy siedzieli goście z Krakowa, których liczba oscylowała wokół tysiąca. Przyjezdni mogli nabyć wejściówki u siebie, jednak wielu zdecydowało się na ich kupno na miejscu. Wiślacy mieli ze sobą 7 flag. Doping, jak zwykle przy okazji takich spotkań, prowadzony był na przemian dla obydwu drużyn. Zwycięstwo daje nadzieje fanom WKS-u na wyjazdy w przyszłym sezonie w europejskich pucharach (po kraju do końca roku sobie nie pojeżdżą, ponieważ wisi nad nimi zakaz za rzucanie racami w finale Pucharu Polski). W najbliższej kolejce Śląsk zagra w Białymstoku z tamtejszą Jagiellonią. Wisła natomiast podejmować u siebie będzie Ruch. Fani Białej Gwiazdy już od zeszłego tygodnia nakręcają się na to spotkanie. Na trybunach odbędzie się rywalizacja krakowskich osiedli oraz fanklubów na to, kto najlepiej zaprezentuje się na samym meczu, ale także kto wykaże się największą pomysłowością przy mobilizacji i zachęcaniu do przyjścia w piątek na stadion przy Reymonta 22. Nagrodą główną dla najlepszej ekipy będzie możliwość zaprezentowania zaprojektowanej przez nią oprawy w przyszłej rundzie. Drugie i trzecie miejsce otrzyma puszki do malowania.


Źródło:http://skwk.pl/


Gospodarze mobilizowali się na ten mecz ogłaszając specjalną akcję dla osiedli i fanklubów – ta ekipa, która najlepiej zaprezentuje się przed i w czasie meczu będzie mogła w przyszłej rundzie zaprezentować oprawę według własnego projektu. W mieście pojawiły się okazjonalne grafy, sporo osiedli nakręcało się organizując efektowne racowiska, niektórzy przygotowywali okazjonalne gadżety. Sektor dopingujący był tego dnia najszczelniej wypełnioną trybuną gospodarzy, na reszcie stadionu – pustki. Wiślacy wokalnie zaprezentowali się w pierwszej połowie bardzo dobrze, w drugiej śpiewy nieco osłabły. Przede wszystkim jednak w pamięć wszystkim zapadnie fenomenalna kilkuczęściowa oprawa. Najpierw sektor przykryło ogromne płótno z kibolem w kominiarce i z racami na tle ułożonych kostek do Scrabble’a. Wśród haseł wyszczególnione były „Sharks” oraz „UW” (z kostek da się odszyfrować także inne „smaczki”). Ten drugi skrót – od nazwy formacji Ultra Wisła – utworzyły także machajki, po tym jak zjechała sektorówka. Wtedy odpalono też kilkadziesiąt rac, co dało znakomity efekt! Oprawę uzupełniał wszystko mówiący transparent „PDW Alfabet mafii”. Po prezentacji płot przyozdobiły wiślackie flagi oraz transparent z pozdrowieniami. Na trybunach za to pojawił się skierowany do dyrektora ds. bezpieczeństwa Kazimierza Antkowiaka transparent: „Antek, ty cwelu, takich jak ty jest niewielu”. Skandowano także parę nieprzychylnych haseł w jego stronę, a powodem tego było utrudnianie przez niego życia piłkarskim fanatykom przy Reymonta. Goście przyjechali do Krakowa transportem kołowym. Przez przetrzymywanie na bramkach autostrady część chorzowian weszła na mecz mocno spóźniona. Ostatecznie w sektorze gości zameldowało się 1100 przyjezdnych (w tym 50-osobowa reprezentacja Slovana Bratysława, 8 Widzewiaków i 4 sympatyków Igloopolu Dębica) z 11 flagami (fana Slovana nie została wpuszczona, bo ochroniarze nie wiedzieli, co jest na niej napisane – język słowacki okazał się dla nich za trudny). Ich doping na początku był przeciętny, jednak w drugiej połowie wyraźnie się rozkręcili. Mieli ze sobą flagi na kijach w niebiesko-białych barwach; przez jakiś czas dopingowali bez koszulek. Po meczu zawinięci zostali gniazdowi HKS-u, którzy przez większą część meczu siedzieli na płocie sektora.

Wyniki konkursu na najlepszą mobilizację:

1. Wiślacka Północ

2. Wieliczka

3. Gdów


Oprawa

Wiślacka Północ zaprasza na mecz!


Źródło:http://skwk.pl/


Na ostatni mecz sezonu 2012/2013 wojewoda małopolski postanowił zamknąć gospodarzom odpowiedzialny za doping i oprawy Sektor C. Powodem był efektowny pokaz pirotechniczny, zaprezentowany tamże w spotkaniu 28. kolejki. Posiadaczy karnetów przeniesiono na narożniki, przez co doping prowadzony był w systemie stereo. Pomimo dwóch źródeł śpiewów, ich jakość nie powalała. Przez niemal całe spotkanie milczeli za to kibice gości, którzy przy Reymonta pojawili się w 300 osób. Wywiesili 7 flag, w tym jedno płótno Odry Opole, której 25-osobowa reprezentacja zasiadła z lubinianami. Przyjezdni ożywili się jedynie na parę minut po zdobyciu bramki w końcówce meczu.

Przedstawiamy relację z akcji promocyjnej Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków, podczas której dzieci z 14. sekcji wybiegły na murawę stadionu przy ulicy Reymonta i na jej środku stworzyły Białą Gwiazdę:Przed niedzielnym spotkaniem pomiędzy Wisłą Kraków a Zagłębiem Lubin miało miejsce wyjątkowe wydarzenie. W jego przygotowania, które trwały prawie dwa tygodnie zaangażowanych było ponad 300 dzieci z 14. sekcji Towarzystwa Sportowego. Efekty naszego wysiłku można było zobaczyć na murawie stadionu. Dla tych, którzy nie pojawili się w niedzielę przy Reymonta udostępniamy filmik z tego wydarzenia.Dla wszystkich dzieci które wzięły udział w tym przedsięwzięciu było to wielkie wydarzenie. Emocje towarzyszyły im przez długi czas, a wybiegnięcie na murawę stadionu Wisły będą wspominać zapewne przez najbliższe lata. Ci młodzi zawodnicy Wisły stworzyli Białą Gwiazdę na murawie, ale także sami już teraz lub w przyszłości będą tworzyć jej potęgę i sławę na arenach sportowych. Czego im serdecznie życzymy!


Młode Towarzystwo Sportowe (Video)


Źródło:http://skwk.pl/