Robert Maaskant

Z Historia Wisły

Robert Patrick Maaskant
Robert Patrick Maaskant

Robert Patrick Maaskant (ur. 10 stycznia 1969 roku w Schiedam) – holenderski trener piłkarzy Wisły Kraków w latach 2010–2011.

Spis treści

Biografia

Maaskant swoją piłkarską karierę, w trakcie której grał na pozycji pomocnika, rozpoczynał w zespole Go Ahead Eagles. Później bronił także barw takich klubów jak FC Emmen, Motherwell FC, FC Zwolle i Excelsior Rotterdam.

Pracę trenerską rozpoczynał jako asystent pierwszego szkoleniowca w zespołach Go Ahead Eagles i FC Zwolle. Pierwszą samodzielną pracę podjął przed sezonem 1999/2000, kiedy został trenerem RBC Roosendaal, gdzie spędził trzy lata. W 2002 roku przeniósł się do Go Ahead Eagles, gdzie spędził jednak tylko pół roku i wrócił do Roosendaal.

W 2004 roku Maaskant został trenerem Willem II Tilburg. W pierwszym sezonie pracy z tym zespołem zajął dziesiąte miejsce. Początek kolejnego sezonu był jednak zdecydowanie gorszy. Po trzynastu kolejkach prowadzona przez niego drużyna zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli. W listopadzie 2005 roku władze klubu podjęły decyzję o rozstaniu ze szkoleniowcem.

W styczniu 2006 roku, już po raz trzeci w swojej karierze, objął stanowisko trenera RBC Roosendaal, które z zaledwie czterema punktami na koncie po 18 rozegranych spotkaniach zamykało ligową stawkę. Maaskant nie zdołał uratować zespołu, która ostatecznie do końca sezonu wygrała zaledwie jedno spotkanie i opuścił szeregi Eredivisie. Do przedostatniego miejsca drużyna straciła aż 19 punktów.

Na zapleczu holenderskiej Eredivisie prowadził drużynę w 33 spotkaniach. Roosendaal zajmowało drugie miejsce w tabeli. Pod koniec marca opuścił klub, a kilka dni później został nowym szkoleniowcem MVV Maastricht, z którym podpisał roczny kontrakt. W kolejnym sezonie zajął z tym zespołem piąte miejsce w drugiej lidze. W trakcie sezonu podpisał umowę z NAC Breda, którą miał objąć od sezonu 2008/09.

Maaskant przejął wówczas zespół, który trener Ernie Brandts poprowadził do zajęcia bardzo wysokiego trzeciego miejsca w Eredivisie. W play-off drużyna nie zdołał jednak wywalczyć miejsca premiowanego grą w Lidze Mistrzów. Maaskant w swoim pierwszym sezonie pracy w Bredzie zajął z drużyną ósme miejsce w lidze i w play-off wywalczył z nim prawo reprezentowania Holandii w rozgrywkach Ligi Europejskiej.

W pierwszych dwóch rundach kwalifikacyjnych Breda nie miała problemów z wyeliminowanie armeńskiego Gandzasara Kapań (6:0 u siebie, 2:0 na wyjeździe) i Polonii Warszawa (1:0 na wyjeździe, 3:1 u siebie). W decydującej o awansie do fazy grupowej rundzie, podopieczni Maaskanta zostali jednak rozbici przez hiszpański Villarreal. U siebie przegrali 1:3, natomiast na wyjeździe zostali rozgromieni 1:6.

W sezonie 2009/10 NAC Breda do końca rywalizował o miejsce w pierwszej ósemce. Ostatecznie sezon zakończył na dziesiątym miejscu. Obecny sezon drużyna pod wodzą Maaskanta nie rozpoczęła najlepiej. W dwóch rozegranych meczach zdobyła tylko jeden punkt.

21 sierpnia podpisał dwuletni kontrakt z Wisłą. Jego oficjalna prezentacja nastąpiła dwa dni później. Tego samego dnia poprowadził także pierwszy trening zespołu.

Pierwszy sezon z Białą Gwiazdą uwieńczony został mistrzowskim tytułem, pierwszym w karierze Holendra, trzynastym w dziejach Wisły. Z tej okazji trener zapalił drugie w życiu cygaro, a w dniu "koronacji" wykonał honorową rundę wokół stadionu na rowerze podarowanym mu przez drużynę. (Patrz zdjęcia niżej).

1 lipca 2011 roku podczas króciutkiej przerwy między zgrupowaniami poślubił swą długoletnią partnerkę Lijsbeth van Kessel.

12 października 2011 roku przyszedł na świat drugi syn Roberta Maaskanta, który otrzymał imiona Maas Kaziu Flynn.

7 listopada 2011 roku, dzień po przegranych Derbach, Robert Maaskant został zwolniony z funkcji trenera.

Komunikat Wisły Kraków S.A.

Decyzją Zarządu Wisły Kraków SA Robert Maaskant nie jest już szkoleniowcem drużyny Wisły Kraków. Obowiązki trenera pierwszego zespołu przejmie Kazimierz Moskal. Robert Maaskant został trenerem Białej Gwiazdy 21 sierpnia 2010 roku. Przez ponad rok pracy z drużyną zdobył tytuł mistrza Polski sezonu 2010/2011 oraz zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Europejskiej.

Właściciel, Rada Nadzorcza i Zarząd klubu pragną podziękować trenerowi Maaskantowi za pracę z Wisłą oraz życzyć powodzenia w dalszej trenerskiej karierze.

Jest bardzo ambitny, ma doskonały kontakt z zawodnikami, świetnie wygląda i się wypowiada. Myślę, że w przyszłości będzie prowadził czołowe zespoły Holandii, a może nawet Europy. (...) On jest takim księciem holenderskich trenerów, następcą tronu
— Co Adriaanse, trener FC Twente na konferencji przed meczem Ligi Europy


Kariera piłkarska

Klub Lata Kraj Il. wys. il. goli
Go Ahead Eagles 1989-1990 Holandia 21 1
FC Emmen 1990-1991 Holandia 12 0
Motherwell FC 1991-1992 Szkocja 12 0
FC Zwolle 1992-1995 Holandia 75 3
Excelsior Rotterdam 1995-1996 Holandia 12 1
W sumie w lidze: 132 5

Kariera trenerska

Klub Lata Kraj
RBC Roosendaal 1999-2002 Holandia
Go Ahead Eagles 2003 Holandia
RBC Roosendaal 2003-2004 Holandia
Willem II Tilburg 2004-2005 Holandia
RBC Roosendaal 2006-2007 Holandia
MVV Maastricht 2007-2008 Holandia
NAC Breda 2008-2010 Holandia
Wisła Kraków 2010-2011 Polska
Texas Dutch Lions 2012 USA
FC Groningen 2012-2013 Holandia
Dinamo Mińsk 2013 Białoruś
NAC Breda 2015 Holandia
Go Ahead Eagles 2017 Holandia
VVV-Venlo 2019 Holandia

Sukcesy

Piłkarskie:
Brak

Trenerskie:

  • 2000: awans do Ekstraklasy Holenderskiej (Eredivisie) z RBC Roosendaal
  • 2005: Finał pucharu Holandii z Willem II Tilburg
  • 2011: Mistrzostwo Polski z Wisłą

W mediach:

Robert Maaskant trenerem Wisły

21-08-2010

Robert Patrick Maaskant został trenerem Wisły Kraków. Holender, który do wczoraj prowadził zespół holenderskiej Eredivisie NAC Breda, podpisał z Białą Gwiazdą dwuletnią umowę. Nowy szkoleniowiec zostanie zaprezentowany w poniedziałek o godzinie 12:00. Tego samego dnia poprowadzi pierwszy trening z drużyną Wisły.

Robert Patrick Maaskant urodził się 10 stycznia 1969 roku w Schiedam w Holandii. Pochodzi z piłkarskiej rodziny. Jego ojciec, Gerbrand Maaskant, był znanym piłkarzem, a później trenerem.

Jako piłkarz Robert Maaskant grał na pozycji pomocnika. W swojej karierze był zawodnikiem m.in. Go Ahead Eagles, FC Emmen, Motherwell FC, FC Zwolle i Excelsioru Rotterdam.

Po zakończeniu kariery piłkarskiej Maaskant został trenerem. Najpierw trzy lata spędził w RBC Roosendaal, następnie kierował Go Ahead Eagle. Do klubu z Roosendaal Maaskant wracał jeszcze dwa razy: w roku 2003 i 2006. Dwukrotnie też udawało mu się awansować z tą drużyną do pierwszej ligi holenderskiej. W międzyczasie był trenerem w Willem II (2004-2005) oraz MVV Maastricht (2007-2008). Od 2008 roku Patrick Maaskant do wczoraj prowadził zespół pierwszej ligi holenderskiej – NAC Breda.

W pierwszym sezonie swojej pracy z tym zespołem Maaskant wywalczył w barażach prawo do gry w eliminacjach do Ligi Europy. W 3. rundzie tych rozgrywek Holendrzy trafili na Polonię Warszawa. W pierwszym meczu w Warszawie NAC Breda wygrała skromnie 1:0, w rewanżu było 3:1 dla gospodarzy. W 4. rundzie Breda przegrała z hiszpańskim Villareal.

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Maaskant: Co mnie przekonało? Nazwa klubu

23 sierpnia 2010

Holenderski trener Robert Maaskant rozpoczyna dziś współpracę z Wisłą Kraków. Podpisał dwuletnią umowę i odbył już szereg rozmów z nowym sztabem szkoleniowym. Jutro poprowadzi pierwszy trening.

- Obecność trenera tej klasy w polskim klubie jest rzeczą znamienną – nie ma wątpliwości prezes Wisły, Bogdan Basałaj, który negocjował jego kontrakt wraz z nowym dyrektorem sportowym klubu, Stanem Valckxem. - Prowadziliśmy poszukiwania także w Niemczech, Hiszpanii czy Włoszech. Model zarządzania holenderskich klubów zawsze mi jednak imponował i gdy dowiedziałem się o możliwości współpracy z trenerem Maaskantem, chętnie usiadłem do rozmów – przyznał Bogdan Basałaj.

Czym wicemistrzowie Polski przekonali szkoleniowca NAC Breda? - Nazwą klubu. To wystarczyło – stwierdził Holender, który póki co ze swoimi współpracownikami porozumiewa się w języku angielskim. Deklaruje jednak chęć nauki polskiego. - Mówię płynnie po angielsku i niemiecku. Mam siedmiu, może dziewięciu zawodników, którzy w tych językach się ze mną porozumie. Dużo rozumiem też po hiszpańsku, a jestem gotowy rozpocząć lekcję języka polskiego – zapewnił Maaskant.

Holender, mając za sobą wielogodzinne rozmowy z działaczami Wisły, jest świadom celów, których oczekuje od niego właściciel klubu. - Cele są jasne. Start sezonu nie był najlepszy, ale będziemy nad tym pracować – zapewnił nowy trener. Jego sztab tworzyć będą asystenci, którzy dotychczas współpracowali z Henrykiem Kasperczakiem i Tomaszem Kulawikiem. - Za wcześnie na rewolucję , ale będę chciał coś zmienić i nadać tej drużynie swój własny styl – zapewnia Maaskant.

Swoich nowych podopiecznych dwukrotnie obserwował już w lidze, a także podczas przegranych pojedynków pucharowych z FK Karabach. - Mój poprzedni zespół grał też z Polonią Warszawa. Mam więc ogólny pogląd na temat polskiej ligi - dodał szkoleniowiec, który jest już po rozmowie z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski, Leo Beenhakkerem.

Po ostatnich niepowodzeniach Wisły, kibice oczekiwali szkoleniowca, który zmusi zawodników do wytężonej pracy. Jaki będzie Maaskant? Jak sam mówi, potrafi być zarówno szefem, jak i przyjacielem. - Potrafię rozmawiać z zawodnikami. O mentalnym przygotowaniu drużyny napisałem nawet książkę. Jeśli trzeba, potrafię też być szefem. Taka rola trenera.

wislakrakow.com
(PM)

Maaskant: Myślałem, że będzie łatwiej

Nikt się nie spodziewał, że zostanie trenerem Wisły. Kiedy ją objął, nie zrobił rewolucji, ale zmusił piłkarzy do większego wysiłku na treningach.

- Jak się pan czuje po tych kilku tygodniach jako trener Wisły?

- Czuję się świetnie. Wisła to dobry klub, więc mogę realizować się jako trener. Podoba mi się do tego miasto, a że jest już ze mną moja partnerka, tak więc wszystko jest tak, jak powinno być.

- Duże były różnice pomiędzy pana wyobrażeniem na temat polskiego futbolu, a realnymi możliwościami Wisły?

- Szczerze mówiąc, myślałem, że łatwiej będzie wygrywać. A dotychczasowe mecze były bardzo wyrównane. Oczekiwałem więc, że nie będzie tak trudno o każdy punkt. No ale cóż, z drugiej strony po to zatrudniono mnie jako trenera Wisły, abym coś poprawił w jej grze.

- Miał pan jakichś trenerskich idoli? Kogoś na kim by się pan wzorował?

- Właściwie to nigdy nie miałem jakiegoś jednego. Wzorowałem się na wielu szkoleniowcach. Byłem na stażach w Barcelonie, Arsenalu, Chelsea, miałem okazję poznać się z Jose Mourinho. To jest mój dwunasty rok pracy w roli trenera. Toteż nie oglądam się już na innych, a patrzę na siebie.

- Ale za to pana ojciec Gerbrand Maaskant był trenerem. Duży miał wpływ na pana trenerską karierę?

- Mój ojciec był trenerem już spory czas temu. Można więc powiedzieć, że dorastałem przy futbolu. Sporo rozmawialiśmy o piłce, ale to kiedyś. I owszem, można powiedzieć, że mój ojciec miał wpływ na moją trenerską karierę, jednak to było dość dawno temu.

- Piłkarze Wisły dawno tak ciężko nie trenowali jak pod pana ręką. Ciężka praca na treningach to pana filozofia futbolu?

- Oczywiście. Każda drużyna, która chce walczyć o wielkie cele musi być perfekcyjnie przygotowana pod względem wytrzymałościowym. Bez tego nie ma o czym mówić. To absolutna podstawa piłki i ciężką pracą można do czegoś w futbolu dotrzeć.

- Miał pan też w swoim życiu epizod związany z halową odmianą piłki nożnej.

Nie... Na hali grałem krótko podczas mojego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Zespół nazywał się Takoma Stars.

- Zazwyczaj zagraniczni trenerzy biorą swoich rodaków do sztabu szkoleniowego. Pan nie sprowadził nikogo. Dlaczego?

- Ponieważ tak ustaliłem z prezesem Bogdanem Basałajem. Pragnę zaufać trenerom zatrudnionym już wcześniej przez klub, którzy mają o nim duże pojęcie, bo wcześniej byli jego piłkarzami. Bardzo dobrze mi się współpracuje z Andrzejem Bahrem i Kaziem Moskalem. Oni znają zawodników i mają z nimi dobry kontakt, a to ważne zwłaszcza dla polskich piłkarzy, których w drużynie jest najwięcej.

- W Holandii jednak chwalił pan sobie współpracę z takimi trenerami jak John Karelse czy Paul Meulenberg. Nie myślał pan o tym, aby ich sprowadzić?

- Oczywiście rozmawiałem o tym i pytano mnie o to. Na tę chwilę nie zatrudniamy jednak nikogo nowego do sztabu szkoleniowego.

- Jest pan młodym szkoleniowcem, a mimo tego Wisła to dla pana ósme miejsce pracy. Czy to nie dziwne?

- Dla mnie to normalne. Znam swoje losy życiowe. Wcześnie rozpocząłem pracę jako trener. W wieku 29 lat byłem asystentem w Go Ahead i FC Zwolle. Mogę jednak odwrócić to pytanie i powiedzieć, że w wieku 41 lat zebrane doświadczenie bardzo mi się przydaje.

- A jaki holenderski klub jest najbliższy pana sercu?

- Mam dwa. To NAC Breda z którą bardzo się związałem i Go Ahead Eagles, który prowadziłem jako trener, a w którym wcześniej grałem jako piłkarz.

- NAC Breda stosunkowo łatwo pan opuścił i to dzień przed meczem, gdy przyszła lepsza oferta. Czy w takiej samej sytuacji zostawiłby pan Wisłę?

- Każda sytuacja jest inna. Nie ma dwóch takich samych. NAC Breda miała poważne problemy finansowe. Zostało mi niewielu piłkarzy, a nie takie były ustalenia przed sezonem. Odszedłem więc do Wisły z której otrzymałem bardzo dobrą ofertę. I nie myślę o analogicznej sytuacji tutaj. Chcę pracować w Krakowie jak najlepiej i to jest moim celem.

- Chciałby pan wprowadzić w Wiśle słynny holenderski futbol totalny?

- Który holenderski trener o tym nie marzy? To coś pięknego, kiedy wszyscy atakują i wszyscy bronią, a jednocześnie każdy wie, co do niego należy. Mógłbym odpowiedzieć, że w założeniu chciałbym wprowadzić ten styl, ale życie zweryfikuje plany.

- Może już pan zdradzić, co było dla pana największym zaskoczeniem w Polsce?

- Były dwie takie rzeczy... Zaskakująco trudny okazał się dla mnie język polski, ale uczę się go. Miałem nadzieję, że jednak będzie łatwiejszy (śmiech). Druga rzecz to niesamowicie dalekie wyjazdy. Na spotkanie z Jagiellonią jechaliśmy i jechaliśmy. Nie spodziewałem się, że można tyle podróżować na mecz.

- Akurat na początek trafił się panu dalszy. Pozostałe w większości będą krótsze.

- Mam nadzieję (śmiech). Po Holandii podróżuje się dużo szybciej.

- Czy wskazówki Leo Beenhakkera na temat polskiego futbolu okazały się przydatne?

- Inaczej bym to ujął. Owszem, porozmawiałem z nim na temat Wisły i polskiej piłki, ale jego rady miały charakter ogólny. To, co robię tutaj, na miejscu, zależy przede wszystkim ode mnie i nie kieruję czyimiś wskazówkami czy wytycznymi.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW GAJZLER
Źródło: Futbol News

Gazeta Krakowska: Maaskant po krakowsku

2010.12.03

Nie zapytaliśmy holenderskiego trenera Wisły Kraków o transfery. Nie wyciągaliśmy go na zwierzenia dotyczące wzmocnień krakowskiego zespołu. Nie dopytywaliśmy, czy Mariusz Pawełek podpisze kontrakt, ani czy Żurawski zagra wiosną cały mecz. W zamian trener przedstawił nam swoją narzeczoną. O uczuciach Roberta Maaskanta do Lijsbeth i Krakowa - pisze Bartosz Karcz.

Dookoła mróz, śnieg, zaspy, a pomiędzy nimi na rowerze mknie slalomem ponadczterdziestoletni postawny, uśmiechnięty mężczyzna.

Szaleniec? Nie, to Robert Maaskant, trener piłkarzy Wisły Kraków, dla którego rower jest najczęstszym środkiem lokomocji po mieście. Jak sam twierdzi, zima go nie zniechęca, by korzystać z dwóch kółek. Zresztą Maaskant potrafi zaskakiwać nie tylko jazdą na rowerze po śniegu. Chcecie wiedzieć, jakim człowiekiem jest Holender prywatnie? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Trzy podejścia do Polski

Przyjazd Roberta Maaskanta do Krakowa był jego trzecią wizytą w naszym kraju. Najdłuższą, ale, jak sam twierdzi, już pierwsze dwa krótkie pobyty pozwoliły mu wyrobić sobie zdanie o naszej ojczyźnie i Polakach. Tego zdania nie zmienił teraz, gdy w Krakowie mieszka już kilka miesięcy.

- Pierwszy raz w Polsce byłem dwadzieścia lat temu - mówi Maaskant. - To były pokazy dżiu-dżitsu, w których zresztą brałem udział.

Już wtedy przekonał się, że Polacy są otwartymi, dobrymi i bezinteresownymi ludźmi.

- Polska była wtedy oczywiście zupełnie innym krajem niż obecnie - dodaje Robert Maaskant. - Przez te dwadzieścia lat zmieniło się tutaj bardzo dużo rzeczy na plus, ale ludzie są tacy sami...

Po raz drugi przyjechał do Polski w sierpniu ubiegłego roku.

- Ta wizyta związana była z meczem NAC Breda z Polonią Warszawa w Lidze Europejskiej - przypomina. - To był krótki pobyt. Teraz jestem w Krakowie i... mogę mówić przede wszystkim o bardzo pozytywnych wrażeniach. Dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy jest to, że większość ludzi mówi tutaj po angielsku. Nie będę krył, że to ułatwia mi życie, a żyje mi się w Krakowie bardzo dobrze.

Niektórych może zdziwić, skąd Maaskant, były piłkarz, a obecnie trener futbolu, wziął się na pokazach dżiu-dżitsu przed dwudziestu laty i to w charakterze jednego z uczestników.

Z papierami dżiu-dżitsu

Odpowiedź jest prosta. Holender uwielbia najróżniejsze sporty i jego świat wcale nie ogranicza się tylko do piłki nożnej. Ma papiery instruktora dżiu-dżitsu, ale również narciarstwa. A nie są to jedyne sporty, które uprawia.

- Kocham sport w każdej postaci - zdradza. - Dżiu-dżitsu, narty, rower, a także tenis, squash. Raz wystartowałem również w maratonie nowojorskim. To było niezapomniane przeżycie. Jako Holender muszę też oczywiście obowiązkowo umieć jeździć na panczenach, choć przyznam, że to akurat nie jest moja ulubiona dyscyplina - zastrzega. W Holandii łyżwy cieszą się jednak rzeczywiście ogromną popularnością. W zimie gdy w moim kraju zamarzają kanały, można zobaczyć często ludzi, którzy na łyżwach potrafią przejechać nawet po 40 kilometrów...

Życie holenderskiego trenera nie tylko wokół sportu się kręci. Gdy sprowadził się do Krakowa, postanowił szybko poznać historię miasta, również naszego kraju. Jak sam przyznaje, interesuje go wszystko i choć wolnego czasu na zwiedzanie nie ma za wiele, to i tak już sporo zobaczył.

- Mam swój sposób na poznawanie Krakowa - opowiada. - Spaceruję po prostu po mieście i poznaję coraz to nowe zakątki. Robię to też na rowerze.

Kręgi Holendra

Zaczął od okolicy, gdzie mieszka, ale zatacza coraz szersze kręgi.

- Cały czas uczę się Krakowa, czytam na ten temat sporo. Zacząłem od standardowych miejsc - Rynek Główny, Kazimierz. Odwiedzam muzea. Byłem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wybrałem się też do Auschwitz i było to dla mnie niesamowite przeżycie - przyznaje Holender.

Kraków i Polskę poznaje również rozmawiając z ludźmi.

- Nie tylko z tymi, których znam z klubu czy jego otoczenia. Moi współpracownicy pomagają mi zrozumieć waszą historię, a ja chcę o niej wiedzieć jak najwięcej, bo przecież teraz żyję właśnie tutaj. Tę naukę zacząłem od najprostszych rzeczy. Mieszkam przy ul. Królowej Jadwigi, więc szybko musiałem się dowiedzieć, kim była ta królowa - opowiada. - Dzięki temu poznałem też historię królów.

Polska bez kompleksów

- W ogóle macie piękną historię - Maaskant bierze głębszy oddech. I kontynuuje: - Dlatego powiem szczerze, że czasami zaskakuje mnie podejście Polaków do swojej ojczyzny, to negatywne nastawienie. Mieszkałem przez większość swojego życia w Holandii, gdzie ludzie są bardzo pozytywnie nastawieni do swojego kraju. Teraz jestem tutaj i trochę dziwi mnie ten pesymizm, a przecież wy Polacy nie powinniście mieć żadnych kompleksów!

Gdy pytamy Maaskanta, czy jeszcze coś negatywnie zaskoczyło go w naszym kraju, prócz polskiego pesymizmu, odpowiada już na wesoło: - O tak, drogi. Powiedzmy sobie szczerze, są koszmarne (śmiech).

Dziewczyna trenera

Robert Maaskant w Krakowie w wolnym czasie może liczyć na towarzystwo nie tylko Polaków, ale również innych Holendrów, mieszkających pod Wawelem. Przede wszystkim swojej dziewczyny o imieniu Lijsbeth, która, żeby zamieszkać z trenerem Wisły w Polsce, zostawiła pracę w słynnym Ajaksie Amsterdam. Teraz nie żałuje jednak tego kroku.

- Moja dziewczyna krąży między Holandią a Krakowem, ale jest tutaj ze mną bardzo często - mówi trener. - I tak jak mnie, bardzo się jej tutaj podoba. Tak samo jak ja, uczy się języka polskiego. Nawet zapisała się do szkoły językowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dla niej przyjazd do Polski też jest nowym doświadczeniem. Ma możliwość poznania nowych, ciekawych ludzi i cieszy się z tego.

Trener utrzymuję kontakty między innymi z Patrickiem den Bultem, Holendrem, który właśnie został radnym Krakowa.

- Słyszałem zresztą, że osiągnął w wyborach bardzo dobry wynik - mówi Maaskant. - Cieszę się, że mogłem go spotkać, bo wychowywaliśmy się w tej samej wiosce, a teraz życie po latach rzuciło nas w to samo miejsce i mogliśmy odnowić starą znajomość. Bardzo lubię towarzystwo Patricka i jego polskiej żony. Jak tylko czas pozwala, chodzimy razem do restauracji.

Popularność jest miła

Maaskant, jak sam przyznaje, spotyka wielu ludzi, ale popularność nie męczy go. Zresztą sam jest bardzo otwartym człowiekiem, o czym przekonują się choćby dziennikarze na co dzień piszący o Wiśle.

Jeszcze nie tak dawno, żeby umówić się nawet na krótki wywiad z jednym z poprzedników Holendra, trzeba było czekać po kilka tygodni. Z Robertem Maaskantem sprawę załatwia się w kilka... minut.

O tej swojej otwartości i popularności zarazem mówi: - To jest dla mnie normalne zachowanie. Przecież, ja, piłkarze i dziennikarze, my wszyscy pracujemy dla futbolu, więc naturalną koleją rzeczy powinniśmy sobie pomagać wzajemnie. Oczywiście w tym wszystkim zawsze trzeba zachować proporcje, umiar. Ale w Holandii miał okres, gdy nieco ograniczył kontakty z mediami. - Teraz zdaję sobie jednak sprawę z tego, w jakim klubie pracuję - mówi. - Tę wiedzę czerpię też m.in. z kontaktów z normalnymi kibicami. Gdy na ulicy, w restauracji czy innym miejscu podchodzą do mnie fani, proszą o autograf, chcą sobie zrobić wspólne zdjęcie czy po prostu uścisnąć rękę i życzyć powodzenia, to z jednej strony jest mi bardzo miło, ale z drugiej uświadamia mi to, jak ważna dla wielu osób w tym mieście jest Wisła - uśmiecha się.

Robert Maaskant w Krakowie ma jasny cel do zrealizowania - najpierw mistrzostwo Polski, później Liga Mistrzów. Jasne jest jednak również to, że kiedyś opuści nasz kraj i wróci do swojej ojczyzny.

Kiedy stąd wyjedzie...

Po zaledwie kilku miesiącach pobytu pod Wawelem mówi jednak: - Życie trenera jest takie, że nigdy nie wiesz, jak długo będziesz pracować w danym miejscu. Ja w tej chwili nie wiem, z czym i kiedy stąd odejdę. Już teraz mam jednak porównanie. Żyłem w Maastricht, w Bredzie, a teraz w Krakowie. I wiem, że życie w Polsce i Holandii w tej chwili nie różni się specjalnie, przynajmniej w takim mieście jak Kraków. We wszystkich tych miastach są miejsca gdzie można spędzać miło czas. Tutaj są znakomity Rynek i Kazimierz, gdzie bardzo lubię zjeść obiad w restauracji czy po prostu posiedzieć. To jest miasto na światowym poziomie! Jeśli kiedyś stąd odejdę, to na pewno będę tęsknił za Krakowem i... na pewno będę tutaj wracał.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Bartosz Karcz

Maaskant: To decyzja emocjonalna

- Moim zdaniem, jeśli ktoś chciał mnie zwolnić, to lepiej byłoby to zrobić w grudniu. Tak byłoby lepiej dla wszystkich. Dla klubu, piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Lepiej byłoby, gdybym to ja miał możliwość rozwiązania problemów. Zawodnicy mi wierzą, sztab mi wierzy, wszyscy w klubie mi wierzą, z wyjątkiem zarządu - powiedział w rozmowie z Bartoszem Karczem Robert Maaskant, były trener Wisły Kraków.


Co Pan poczuł, gdy dowiedział się, że nie będzie już trenerem Wisły Kraków?
Moja praca została powstrzymana w połowie drogi. Wiadomo, że Wisła ma nadal wielki potencjał. Przypomnę, że ten sezon zaczął się dla nas bardzo wcześnie. Dlatego zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak trudnym miesiącem dla drużyny będzie listopad. Do tego doszło mnóstwo kontuzji. Dla mnie decyzja zarządu o moim zwolnieniu nie jest racjonalna. Trzeba ją określić jako emocjonalną. Uważam, że w profesjonalnym sporcie tak być nie powinno, bo w takich sprawach nie należy się kierować emocjami.

W taki sposób nie da się zbudować niczego trwałego. Po meczu z Cracovią zadziałały emocje. Powinniśmy jednak wygrać ten mecz i ja też jestem rozczarowany jego wynikiem.

Odchodzi Pan z Wisły. Co najbardziej zapamięta Pan z okresu swojej pracy w Krakowie?
Trudno mówić o jednym takim momencie. Dla mnie najważniejsze jest to, że udało mi się zmienić nastawienie zawodników. Gdy tutaj przychodziłem, nikt nie wierzył, że Wisła może odzyskać mistrzostwo Polski. Ta zmiana nastawienia piłkarzy była trudniejsza, niż komukolwiek może się to wydawać. Wywalczenie mistrzostwa było bardzo ciężkim zadaniem. To nam się jednak udało, a dzisiaj wiara w tym zespole jest nadal. Jeszcze dwa dni temu rozmawiałem z piłkarzami i wiem, że oni są przekonani, iż mogą obronić tytuł mistrzowski. Wierzą w to, nawet jeśli teraz są w psychicznym i mentalnym dołku.

Jak wyglądało Pana spotkanie z prezesem Bogdanem Basałajem, na którym dowiedział się Pan, że został zwolniony?
Z prezesem Basałajem przez cały okres pracy w Wiśle dobrze mi się współpracowało. Zdaję sobie sprawę z tego, że jako prezes musiał mi oznajmić decyzję zarządu. Nie jestem tylko pewien, czy on się z nią zgadza. Oczywiście nigdy tego nie powie, bo nie może tego zrobić. Decyzja została podjęta i teraz nie da się jej już zmienić. Wierzę natomiast, że ludzie, którzy podjęli taką decyzję, a którzy nie widzieli, w jaki sposób pracuję z zespołem, będą teraz szanować to, co dla Wisły zrobiłem, i uszanują mój kontrakt. Zasłużyłem na to!

Twierdzi Pan, że prezes Basałaj nie zgadza się z tą decyzją. Czy to oznacza, że sugeruje Pan, iż była to osobista decyzja właściciela klubu Bogusława Cupiała?
Taką decyzję podjął zarząd. Tyle mogę powiedzieć. Oczywiste jest natomiast to, że ostatnie słowo należy do pana Cupiała. Prezes Basałaj oświadczył mi, że zarząd podjął decyzję o tym, iż nasza współpraca nie będzie kontynuowana. Nie mogę zatem powiedzieć, że to była decyzja tylko jednej osoby. Wszyscy jednak wiedzą, jak to w Wiśle wygląda...

Jaka będzie przyszłość Wisły bez Roberta Maaskanta?
W krótkim czasie niewiele się zmieni. Teraz zespół obejmie Kaziu Moskal, który jest bardzo oddany klubowi. Mam nadzieję, że szybko będą mogli wrócić do gry kontuzjowani: Maor Meliskon, Patryk Małecki i Radek Sobolewski. Gdy tak się stanie, to wzrośnie jakość drużyny. Nie wiem, kiedy Stan Valckx znajdzie nowego trenera. Bez względu jednak na to, kiedy to się stanie, Wisła i tak będzie grała o mistrzostwo. Ja w to wierzyłem w stu procentach. Zresztą ze Stanem już rozmawialiśmy o tym, jak wzmocnić zespół zimą. Nawiązaliśmy kontakt z kilkoma piłkarzami. Ten rok był poświęcony na to, żeby zobaczyć, w jakim miejscu w europejskim futbolu znajduje się Wisła. Uważam, że teraz mieliśmy już wiedzę, co zrobić, żeby w końcu znaleźć się w Lidze Mistrzów. Jeśli jednak zmienia się trenera co półtora, rok czy pół roku, to za każdym razem wszystko zaczyna się od nowa. To nie jest dobre rozwiązanie dla klubu. Wystarczy zobaczyć, jak to wyglądało niedawno w Legii. Trener Maciej Skorża miał tam wielkie problemy. Nie wiem, jak tam się to wszystko odbyło, ale trener został i teraz zaczął odnosić sukcesy. Najważniejsze jest to, czy ma się wizję, czy nie ulega się emocjom i nie poddaje się historiom z mediów. Trzeba mieć własny plan, realizować go i wtedy szansa na sukces jest większa. Wisła to jednak wielki klub, który ma fantastycznych kibiców. To klub, który co roku będzie walczył o mistrzostwo.

Jeśli ktoś zapytałby Pana, to kogo poleciłby Pan jako swojego następcę?
To nie moja sprawa. Nie pracuję już w Wiśle i nie muszę nikomu dawać swoich rad.

Wracając do spotkania z prezesem Basałajem, to jak długo ono trwało?
Trzy minuty. Gdy wszedłem do jego biura, Stan Valckx już tam był. O moim zwolnieniu dowiedział się pięć minut wcześniej. Takie rozmowy zawsze są krótkie. Bogdan przekazał mi decyzję zarządu, a ja odparłem, że się z nią nie zgadzam i że jest ona zła. Moim zdaniem, jeśli ktoś chciał mnie zwolnić, to lepiej byłoby to zrobić w grudniu. Tak byłoby lepiej dla wszystkich. Dla klubu, piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Lepiej byłoby, gdybym to ja miał możliwość rozwiązania problemów. Zawodnicy mi wierzą, sztab mi wierzy, wszyscy w klubie mi wierzą, z wyjątkiem zarządu... Oczywiście wiem, że pracując w takim klubie, trzeba wygrywać. Powtórzę jednak, że jestem rozczarowany. Nikt z zarządu nie wie, w jakiej sytuacji jest zespół, ile mamy kontuzji, ile meczów rozegranych. Nikt nie rozmawia o tym, co się wydarzyło w Londynie, gdzie musiałem wymieniać pół składu, bo wizy nie były takie jak trzeba. To nie były moje obowiązki, ale na końcu i tak wszyscy powtarzali, że Wisła przegrała trzy mecze z rzędu.

Jest coś, czego Pan żałuje w swojej pracy z Wisłą?
Niczego! Mam swój styl pracy. Słyszałem np., że nie byłem zbyt twardy dla kontuzjowanych piłkarzy. Miałem winić Meliksona, Małeckiego czy Sobolewskiego? Nie mogłem przecież powiedzieć piłkarzowi, żeby wychodził grać ze złamaną nogą. Może to jest polski zwyczaj, ale według mnie nie przynosi to żadnego efektu. Wierzę w pełni w to, co tutaj zrobiłem. Wierzę też w to, że ciągle mogłem tutaj odnosić sukcesy. Mam stąd wspaniałe wspomnienia i pozostanę częścią Wisły. Jestem z tego dumny. Miło też będę wspominał Kraków - jako miasto.

Nie jest czasami tak, że zespół budowany pod Ligę Mistrzów po tym jak nie osiągnął głównego celu, wpadł w marazm?
Zgoda, tylko że to nie dotyczyło samego zespołu. Uważam, że po meczu w Nikozji coś umarło we właścicielu klubu.

Coś umarło? Co ma Pan na myśli?
Postaram się to wyjaśnić na osobistym przykładzie. Zacznijmy od tego, że pan Cupiał to fantastyczny człowiek. To on zbudował potęgę tego klubu. Kiedy się ożeniłem, dostałem wiele prezentów, w tym również od niego. Miesiąc temu, gdy urodził mi się syn, od zarządu klubu już nic nie dostałem. Gratulowali mi tylko ludzie, z którymi pracowałem tutaj na co dzień. To była drobna sprawa, ale pozwoliła mi poczuć, że zaczyna się dziać coś niedobrego. To było jeszcze przed tą serią trzech porażek. Jeśli natomiast chodzi o APOEL, bardzo dużo było opinii, że nie jest to silny rywal. Dzisiaj natomiast potwierdza się moja ocena, że był to bardzo silny przeciwnik, który prowadzi w swojej grupie w Lidze Mistrzów. Do tej pory Wisła jest jedynym zespołem, który pokonał APOEL w tej edycji europejskich pucharów. Myślę, że odpadnięcie z Ligi Mistrzów wpłynęło na decyzję o moim zwolnieniu. Jestem jednak pewien, że gdybym nadal mógł tutaj pracować ze Stanem Valckxem, to w końcu awansowalibyśmy do tych rozgrywek. A teraz wszystko trzeba będzie budować prawdopodobnie od nowa.

Pan jednak nie potrafił w ostatnim czasie zatrzymać regresu w grze drużyny.
W tym miejscu dobre będzie porównanie do Lecha Poznań z poprzedniego sezonu. Gdy awansował do Ligi Europy, zrobił się wielki szum i wszyscy byli zadowoleni. W Krakowie było inaczej, a grę w Lidze Europy potraktowano wręcz jak karę. Wszyscy zaczęli chodzić ze zwieszonymi głowami. Efekt był taki, że nie było pełnego stadionu, a później przyszły złe wyniki. Do tego doszły jeszcze kontuzje Genkowa, Sobolewskiego, Małeckiego i Meliksona. Straciliśmy czterech bardzo ważnych piłkarzy. Zabierzmy Barcelonie Messiego, Iniestę i Xaviego, a też będzie mieć problemy. Tutaj jednak usłyszałem, że mam wielu zawodników i mam wygrywać.

I to się udawało, skoro bez tych piłkarzy byliście w stanie pokonać Fulham. Co stało się zatem później, że przyszły te porażki?
Trzeba rozmawiać o wizji, a nie o tym, co się dzieje z tygodnia na tydzień. Już miesiąc temu powiedziałem swoim współpracownikom, że listopad będzie dla nas bardzo ważny i da odpowiedź na pytanie, po co nam tak szeroka kadra. To jest miesiąc trudny, zarówno jeśli idzie o kondycję psychiczną, jak i fizyczną. Właśnie w takim momencie potrzeba specjalnych piłkarzy. Planowałem np. dać w najbliższym czasie odpocząć Dudu Bitonowi i Andrażowi Kirmowi. Mieli w ich miejsce grać Cwetan Genkow oraz Patryk Małecki lub Ivica Iliev. Tak bym zrobił, ale teraz siedzimy w tym miejscu i rozmawiamy o moim zwolnieniu, bo nie wykorzystaliśmy paru okazji w meczu z Cracovią. Wszystko zostało sprowadzone do wyniku. Właściciel jest zdania, że wyniki nie są dobre, nie widzi przyszłości ze mną i dlatego podjął taką decyzję.

Skoro mówi Pan o przyszłości, to jaka ona dla Pana będzie? Byłby Pan zainteresowany pracą w Polsce?
Chcę pracować jedynie w topowych klubach. Mam już zresztą pierwsze oferty.

Z Polski?
Nie mogę powiedzieć. Na razie planuję wakacje. Nie obejmę żadnej drużyny przed styczniem. Wyjątkiem może być tylko Anglia. Mam też nadzieję, że zarząd Wisły będzie szanował mój kontrakt i finansowo się prawidłowo rozliczymy. Do tego czasu nigdzie nie będę pracował.

Czyli jest możliwość, że nie podejmie Pan pracy do czerwca, do kiedy obowiązuje Pańska umowa z Wisłą?
Jeśli ludzie w Wiśle byli tak odważni, żeby mnie zwolnić, to powinni również mieć odwagę, żeby wypłacić mi wszystko, co miałem tutaj zarobić. To jednak jest już sprawa między Bogdanem Basałajem a moimi prawnikami.

Z Pana słów wynika, że decyzję podjęto nagle, skoro klub nie przygotował propozycji rozstania, również finansowego.
Nie o to chodzi. W Holandii trenerzy mają dobrą ochronę. Nowy trener nie może być zatrudniony do momentu załatwienia wszystkich spraw finansowych. To jest bardzo dobra zasada, bo dzięki niej nie dochodzi do sytuacji, w której klub zwolni trenera, nie będzie mu płacił i zostawi go w zawieszeniu. Myślę jednak, że do mojego rozstania z Wisłą nie dojdzie w taki sposób. Moi prawnicy spotkają się z prezesem Basałajem i wszystko szybko zostanie załatwione.

Proszę na koniec powiedzieć, jak wyglądało Pańskie pożegnanie z zawodnikami.
Porozmawialiśmy, a ja podziękowałem im za współpracę. Powiedziałem im również, że wciąż mogą zostać mistrzami Polski, i myślę, że w to wierzą. Podziękowałem im za wszystkie momenty, które razem spędziliśmy. Oczywiście z wyjątkiem meczów z... Podbeskidziem.

Dostał Pan od nich jakiś prezent na pożegnanie?
Dali mi łzy w swoich oczach. To mi wystarczyło. Rozmawiałem też z nimi indywidualnie i wiele dla mnie znaczy to, co usłyszałem.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Bartosz Karcz

Maaskant nowym trenerem FC Groningen

Środa, 23 maja 2012 r.

Były trener krakowskiej Wisły, Robert Maaskant, po krótkim pobycie w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował w Texas Dutch Lions, został szkoleniowcem holenderskiego klubu Eredivisie - FC Groningen.

- Wierzymy, że nowy trener przyniesie naszej drużynie powiew świeżego powietrza. Robert Maaskant jest właściwym człowiekiem, aby wypełnić tą rolę. Posiada bogate doświadczenie na najwyższym poziomie. Wierzymy, że dobrze wykorzysta swoje umiejętności - powiedział po zatrudnieniu Maaskanta Henk Veldmate, dyrektor sportowy holenderskiego klubu.

W poprzednim sezonie zespół z Groningen zajął w holenderskich rozgrywkach dopiero 14. miejsce (na 18 zespołów).

Dodajmy, że Maaskant po odejściu z Wisły Kraków pozostawał bez pracy, by podjąć ją w USA w dniu 1 maja br. W kontrakcie miał jednak klauzulę, która pozwalała mu odejść, gdy tylko otrzyma satysfakcjonującą go ofertę w Europie.

Źródło: wislaportal.pl

Galeria zdjęć

Poprzednik Okres pracy:
23.08.2010 - 07.11.2011
Następca
. .Tomasz Kulawik Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Kazimierz Moskal. .