Sezon 1922 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze A klasa 1922 Mecze towarzyskie międzynarodowe Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi Turnieje
Rezerwy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1922

1922 rok. Rok przełomowy w historii Wisły. Nie ze względu na sportowe sukcesy, choć Wisła była o krok, by wreszcie wygrać rywalizację z Cracovią na krakowskim podwórku, ale z tego powodu, że po 16 latach doczekała się wreszcie własnego stadionu, który służył jej potem długie lata.

Rozgrywki A-klasowe

Mimo wielu krytycznych uwag co do systemu rozgrywek o MP, PZPN tylko w niewielkim stopniu je zmodyfikował. Wynikało to z faktu zwiększenia liczby OZPN-ów (z 5 do 8). W związku z tym 8 drużyn wygrywających w swych okręgach w dalszym etapie rozgrywek miało utworzyć 2 grupy eliminacyjne. Zwycięzcy tych grup mieli się zmierzyć w dwumeczu o tytuł MP. Forowano w ten sposób te rejony Rzeczpospolitej, które dopiero raczkowały w polskim piłkarstwie - jak 3 nowo utworzone okręgi: śląski, lubelski i wileński. Z jednej strony miało to służyć lepszej propagandzie piłki nożnej w całej Polsce, z drugiej krzywdziło najlepsze i najsilniejsze okręgi (krakowski i lwowski). Wiadomo bowiem było, że druga czy nawet ostatnia drużyna krakowska jest o wiele silniejsza od mistrza okręgu lubelskiego. W skład KOZPN-owskiej a-klasy weszły liczące się niemieckie drużyny z Bielska (BBSV i Sturm). Spowodowane to było tym, że Śląsk Cieszyński i obszar byłego Wschodnio Śląskiego Okręgu Piłkarskiego po plebiscycie włączono do KOZPN. Decydowały o tym nie tyle względy sportowe, co polityczne - chodziło bowiem o zneutralizowanie wpływów niemieckich na tych terenach. Oprócz Wisły, Cracovii, klubów bielskich w a-klasie występowały 2 kluby żydowskie: Jutrzenka i Makkabi.

Wisła wchodziła w nowy sezon piłkarski z nowym statutem, prezesem (Wilhelmem Śliwińskim) i nowymi nadziejami na lepszą grę swoich piłkarzy. Spełnieniu nadziei służyć miał nowo-otwarty stadion piłkarski TS Wisła. Otwarcie stadionu jednak przekładano parokrotnie i 2 pierwsze mecze w ramach rozgrywek a-klasowych przyszło Wiśle stoczyć na obcych boiskach. Przegrany mecz sparingowy przed rozpoczęciem sezonu z Makkabi (0:1) i nienajlepsza gra Wisły nie wróżyły w oczach obserwatorów sukcesów Wiśle. Potwierdzać to miał pierwszy mecz w a-klasie z Sturmem. Wisła wygrała go pewnie (19.03 5:3), ale swą postawą nie zachwyciła, biorąc pod uwagę, że gra Sturmu „robiła wrażenie dzikiego uganiania się za piłką”. „Drużyna 'czerwonych' jakkolwiek umie walczyć, nie znajduje się jeszcze na tej wysokości, by skutecznie konkurować z przodującymi drużynami Polski” - skwitowano w prasie to spotkanie, jakby zapominając, że był to dopiero pierwszy mecz sezonu. Należało jednak docenić grę Wisły, która już w 2 minucie przegrywała to spotkanie po błędzie Cepurskiego i rzucie karnym dla gości. Mimo to doprowadziła do wyniku 5:1 na kwadrans przed końcem meczu. Brak koncentracji w końcówce spotkania zmniejszył rozmiary tej wygranej. Nienajlepsze recenzje po tym spotkaniu jakie zebrała Wisła, mimo pewnej wygranej, zweryfikował następny mecz „starych współzawodników, a najlepszych w Polsce drużyn”, czyli Wisły i Cracovii. Wypełnione po brzegi boisko Makkabi nie było w stanie pomieścić wszystkich chętnych do obejrzenia tego spotkania. Komentarze prasowe po meczu różniły się znacznie jeśli chodzi o przebieg tego meczu i przewagi obu drużyn, co tylko pokazywało jak daleko było ówczesnym dziennikarzom sportowym do obiektywizmu. „Tygodnik Sportowy” sympatyzujący z Cracovią tak przedstawiał walory obu drużyn w tym meczu: Cracovia była ucieleśnieniem ofensywy, Wisła defensywy. Cracovia to technika, styl i metoda w grze, Wisła to siła, zdrowie, odwaga i zawadiackość w grze. „We Wiśle pracują mięśnie, w Cracovii mózg”. Walka regenerującej swe siły Wisły i silniejszej ale zmierzającej w „kierunku degeneracji Cracovii” zakończyła się remisem (2.04. 1:1). Dla jednych zasłużonym, dla innych szczęśliwym dla Wisły dzięki dobrej grze Wiśniewskiego w bramce. Podobnie rozbieżne oceny dotyczyły gry poszczególnych zawodników. Najbardziej wyważona wydawała się ocena „Przeglądu Sportowego”: „Wynik zdawałby się wskazywać, że „Wisła” staje się znowu groźnym przeciwnikiem naszego mistrza, że rok ubiegły, kiedy to biło się „Wisłę” łatwo w stosunku 3:0 i 5:0, należy do przeszłości, natomiast powróciły te dawne czasy, gdy to walczono ze zmiennym szczęściem, zwyciężając lub ulegając różnicą jednej bramki”.
Kibice niestety nie dostroili się do poziomu piłkarzy na boisku obrzucając graczy drużyny przeciwnej wyzwiskami „masarze, rzeźnicy”.
Był to ostatni mecz Wisły na obcych, wynajmowanych za niemałe pieniądze boiskach, gdyż już 8.04 doszło do długo oczekiwanego otwarcia stadionu Wisły.

O historii pozyskiwania przez Wisłę własnych obiektów sportowych można przeczytać tutaj.

Jak to wspominał potem Reyman: ”dzięki niezmordowanym wysiłkom drużyny jak również ofiarności p. Wojasa, stajemy wreszcie w r. 1922 na własnym gruncie”. Stadion z krytą trybuną, która przypominała skrzyżowanie „chińskiej pagody z polskim dworkiem szlacheckim” robił spore wrażenie na kibicach już w trakcie budowy (na trybunie zasiąść mogło 1800 osób). Kibiców od murawy odgradzać miała bieżnia, a za nią 1 metrowy drewniany płot. W skrzydle drewnianej trybuny mieścił się bufet - czynny w czasie zawodów. Naprzeciwko drewnianej trybuny usypano wał ziemny dla stojących kibiców.

Otwarcie boiska Wisły parokrotnie odraczano głównie ze względu na pogodę. Choć nie tylko, gdyż jeszcze „w noc poprzedzającą” pierwszy mecz Wisły „na własnych śmieciach” przygotowywali boisko do gry „piłkarze wszystkich drużyn Wisły, a wśród nich i tej, która miała nazajutrz rozegrać mecz”. Ostatecznie otwarcie stadionu Wisły nastąpiło w sobotę 8.04. Całą uroczystość poprzedziła msza św. w kościele OO. Kapucynów w kaplicy Loretańskiej, podczas której „poświęcony został sztandar przywieziony Wiśle w podarunku przez lwowską Pogoń”. Poczym udano się na boisko gdzie też nastąpiło „uroczyste poświęcenie boiska i trybuny, obecnie bezsprzecznie największej i najpiękniejszej w całej Polsce”. Po wielu okolicznościowych przemowach szeregu zgromadzonych oficjeli prezes KOZPN Dembiński stwierdził, że Wisła - „której tak brak było podstawy rozwoju - przez budowę własnego boiska, zyskuje pewne oparcie i przyszłość ma zapewnioną”. Na skropioną święconą wodą murawę wybiegli następnie gracze Wisły i Pogoni rozgrywając pierwsze spotkanie. Po ładnej i dobrej grze wygrała Wisła 4:2. „Pogoda dopisała wspaniałe, dzień ciepły, wiosenny; publiczność tłumnie wypełniła trybunę i obydwa partery, dając „dowód swej sympatii dla najstarszego towarzystwa sportowego w Krakowie''” - jak donosił „Sport” lwowski. Dzień zakończono uroczystym bankietem w hotelu Pollera. Prasa kurtuazyjnie zauważała przy tej świątecznej okazji, że „gra naogół była żywa, a w drugiej połowie nawet bardzo interesująca. Wisła zrobiła jak najlepsze wrażenie. Drużyna czerwonych zawsze należała do zespołów, które Niemcy nazywają „Kampfmannschaft”. Teraz zauważyliśmy również i liczne udatne próby kombinowania. Jeśli jeszcze do tej starej cechy Wisły dołączy się i to, co określają jako „Spielmannschaft”, może „Wisła stać się w niedalekiej przyszłości chlubą sportu polskiego”, tembardziej, że dysponuje również prawie, że gotowym materjałem rezerwowym, z którego Adamek wybija się na plan pierwszy”. Dobre rezerwy wróżyły niewątpliwie lepszą przyszłość Wiśle.


Zaledwie dzień później na boisko Cracovii wbiegli piłkarze Wisły w meczu o mistrzowskie punkty. W Krakowie nieco obawiano się tego pojedynku, bojąc się by Wisła wytrzymała ten mecz kondycyjnie (dzień wcześniej grała przecież z Pogonią). Obawy okazały się płonne i jak pisano Wisła „znajduje się teraz stanowczo pod znakiem 'restauracji' swego prestige w każdym kierunku. W drużynie tej widać szczerą ofiarność i ambicję i rzetelną pracę treningową w zespole. Te przymioty przyniosły jej w ostatnim spotkaniu tak znaczną wiktorię. Bo jakkolwiek w pierwszych fazach gry było nader wątpliwem, kto zwycięży, zwłaszcza, że „Wisła” dzień przedtem grała z lwowską „Pogonią” na własnem grząskiem boisku, to jednak druga połowa niedzielnego spotkania wykazała jasno , że ambicja i ofiarność w połączeniu z dobrym treningiem są tymi czynnikami, które zapewniają zwycięstwo". Wygrana 5:0 z Jutrzenką była tego koronnym dowodem. Jutrzenka w zasadzie nie podjęła walki w tym meczu i Wiśniewski w bramce Wisły pozostawał praktycznie bezrobotny. Ponieważ Cracovia równie pewnie pokonała Sturm 3:0 na czele tabeli znajdowała się Wisła i Cracovia z dorobkiem 5 punktów (przy równej ilościpunktów o miejscu decydowała nie różnica bramek, a ich stosunek).


Następny pojedynek Wisły na wyjeździe z BBSV (23.04) potwierdzał tylko dobrą formę Wisły i coraz lepszą dyspozycję strzelecką Reymana. Gra prowadzona była fair i ofensywnie z „techniczną i finezyjną przewagą Wisły”. Co w efekcie przyniosło „zasłużone zwycięstwo drużyny krakowskiej, której ładną grę licznie zebrana publiczność nagrodziła rzęsistymi oklaskami. Przez to zwycięstwo nad najpoważniejszym po Cracovii przeciwnikiem wysunęła się Wisła na pierwsze miejsce w mistrzostwie, którego stan przedstawia się obecnie następująco: Wisła 7 punktów, Cracovia 5 p., Jutrzenka 4p., (wszystkie drużyny grały po 4 razy)”.

Cracovia niespodziewanie przegrała z Makkabi 0:1 i to dało Wiśle dwupunktową przewagę w tabeli. Było to spore zaskoczenie dla obserwatorów życia sportowego w Krakowie. Wisła udowodniła, że w ciągu krótkiego czasu zniwelowała dystans dzielący ją od Cracovii. A była to spora sztuka, biorąc pod uwagę fakt, że jej gracze przygotowywali się do spotkań bez trenera. Świadczyło to wymownie o ogromnych możliwościach drzemiących w tej drużynie, która uzyskując własną bazę treningową potrafiła w ciągu miesiąca stać się najlepszą drużyną w Krakowie. Trzeba tu dodać, że wówczas nie tylko Cracovia miała stałego trenera (Pozsony), ale również inne kluby krakowskie: Fuerst trenował Makkabi, a Zeisler Jutrzenkę. Brak rodzimej kadry szkoleniowej świadczył jednak wymownie o dystansie, jaki dzielił polską piłkę od czołowych krajów Europy.


Kolejny mecz „wyjazdowy” w a-klasie z Makkabi zapowiadał się interesująco z powodu pokonania przez gospodarzy Cracovii. Przedmeczowe zapowiedzi się sprawdziły, choć samo spotkanie zakończyło się bezbramkowym wynikiem (30.04), który jednak nie odzwierciedlał wydarzeń na boisku. Niestety negatywnym bohaterem dnia okazał się sędzia, który gwizdał spalone, gdy tylko Wisła mogła strzelić gola. Odwdzięczał się potem rzutami wolnymi dla Wisły. Makkabi postawiło w tym meczu na obronę i ta taktyka się sprawdziła. Reyman starał się w tym meczu jak mógł, dobrze współpracował z pomocą, ale sędzia nie pozwalał mu na rozwinięcie skrzydeł. Gwizdał spalone nawet w wypadku jego samotnych przebojów na bramkę Makkabi. Celnie podsumował wysiłki obu drużyn „Przegląd Sportowy”: „Jeśli „Wisła” dała może więcej umiejętności i dobrych strzałów, to Makkabi przeciwstawiła równowartościową ambicją i ofiarnością w grze. Były niezbyt długie okresy przewagi Wisły i energicznego oblegania bramki przeciwnika, jednak doskonale w tym dniu usposobiona obrona biało-niebieskich, a zwłaszcza Osiek w bramce, umieli wyjść zwycięsko z najgroźniejszych momentów. Gdy i oni zawodzili, przychodził z pomocą tak zwany „pech” Wisły, wyrażający się trzema strzałami Danca i Kowalskiego II. w słupki”.

Cracovia nisko wygrała z Jutrzenką 3:2 i zbliżyła się na jeden punkt do Wisły. Przebieg gier o mistrzostwo a-klasy wskazywał wyraźnie, że o ostatecznym zwycięstwie zadecyduje mecz rewanżowy Wisły z Cracovią. Dobra forma piłkarzy Wisły zaowocowała powołaniami do szerokiej kadry reprezentantów Polski przygotowujących się do spotkania z Węgrami. Pierwszymi piłkarzami Wisły, którzy dostąpili zaszczytu występwania z białym orłem na piersi byli Stefan Śliwa i Henryk Reyman. Stało się to 14 maja 1922 roku na stadionie Cracovii w meczu Polska - Węgry (0:3). Był to drugi w historii mecz Reprezentacji Polski i pierwszy przed własną publicznością. Rezerwowymi wiślakami w tym meczu byli: Mieczysław Wiśniewski, Kazimierz Kaczor i Władysław Kowalski.


Mecz w Krakowie, który miał być rewanżem za ubiegłoroczną porażkę, do udanych nie należał i to zarówno jeśli chodzi o występy Wiślaków, jak i całej polskiej jedenastki. Wysoka przegrana mówiła sama za siebie. Pewnie dlatego na kolejny mecz reprezentacji Polski Wiślacy pojechali głównie w charakterze rezerwowych (jedynie Wiśniewski z Wisły stanął w bramce biało-czerwonych). Między występami reprezentacji Wisła rozegrała kolejną kolejkę w rozgrywkach a-klasowych. Rewanżowy mecz z Makkabi udał się Wiśle jeśli chodzi o rezultat spotkania (21.05 5:0), choć gra nie stała na zbyt wysokim poziomie. Do końca pierwszej połowy gracze Makkabi, grając z wiatrem mieli nawet przewagę i dotrzymywali kroku „Czerwonym”. Po przerwie Wisła, wykorzystując warunki pogodowe, uderzyła z ogromnym impetem i po kilku minutach prowadziła już 3:0. Worek z bramkami otworzył Reyman w 47’. Nawałnica „Czerwonych” wywoływała niemilknące oklaski na widowni. Mimo strzelenia 5 bramek „Tygodnik Sportowy” stwierdził po tym meczu, że „napad, z wyjątkiem Reymana, czyniącego stałe i dobre postępy, słaby”. Widocznie sprawozdawców tej gazety zadowalały tylko wyniki dwucyfrowe. Cracovia również pewnie pokonała Jutrzenkę 4:0 i status quo w tabeli został zachowany. Nic się nie zmieniło także po następnej kolejce. Dwaj faworyci rozgrywek solidarnie wygrali swe spotkania. Cracovia z BBSV (4:0), a Wisła z Sturmem w Bielsku (2:0). Wisła wyraźnie przeważała w tym meczu, tak w zgraniu poszczególnych formacji, jak i starcie do piłki. Wynik mógłby być wyższy, ale źle przygotowane boisko nie pozwalało Wiśle na wykazanie swej przewagi technicznej. Gole padły dopiero w II połowie meczu.


W następnym meczu z Jutrzenką (18.06). „Czerwoni” poradzili sobie bez Reymana, wygrywając pewnie 3:0. Ponieważ Cracovia rozgromiła Sturm 6:0 w tabeli nic się nie zmieniało, choć wyższe wygrane dawały „biało-czerwonym” przewagę w liczbie strzelonych rywalom goli. Jeden punkt przewagi Wisły dawał ten komfort, że w przedostatnim meczu z Cracovią praktycznie wystarczał jej remis do wygrania rozgrywek a-klasowych. Trudno było bowiem przypuszczać, by w ostatnim meczu z BBSV Wisła straciła punkty. Nic dziwnego, że pojedynek Wisły z Cracovią wzbudził ogromne zainteresowanie pod Wawelem. 10.000 widzów na długo przed rozpoczęciem meczu wypełniło stadion (25.06). Mecz zadowolił licznie zebranych widzów co do poziomu gry. Rozpoczął się od obustronnych ataków i wyrównanej gry. Z czasem jednak lekką przewagę zyskali gracze Wisły dobrze kierowani przez Reymana. W II połowie gra staje się jeszcze żywsza. Szczęście uśmiecha się do Cracovii, która po pięciu minutach prowadzi 1:0. Wisła uzyskuje teraz coraz większą przewagę, ale to znowu Cracovia zdobywa w 20 min. gola (Kogut był na spalonym, czego sędzia nie odgwizdał). W odpowiedzi już w 22 min. Kowalski II strzelił kontaktowego gola dla Wisły. Dalsze ataki „Czerwonych” nie przyniosły zmiany rezultatu. Bramkarz Cracovii okazał się bohaterem meczu. Mimo ogromu ambicji Wisła niezasłużenie przegrała ten pojedynek, grzebiąc tym samym szanse na awans do dalszego etapu gier o Mistrzostwo Polski. Tak też to widziano w prasie sportowej: „Jesteśmy wreszcie po meczu, tak długo oczekiwanym i tak ważnym - rozstrzygającym o mistrzostwie okręgu krakowskiego, a może i Polski. Nie zawiódł on, jak zwykle bywa, pokładanych nadziei. Gra była ostra, mimo ogromnego upału żywa, miejscami piękna, a co najważniejsza - otwarta. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widzieliśmy Wisłę, dotrzymującą kroku Cracovii i choć zwycięstwo nazwiemy zasłużonem, to jednak było ono wywalczone z wielkim trudem, a wynik był do ostatniej chwili niepewny”.


Wisłę chwalono po tym meczu, ale zwycięskie laury ponownie zgarnęła Cracovia. Trudno było przypuszczać, że biało-czerwoni przegrają ostatni mecz z Makkabi, a tylko taki scenariusz dawałby Wiśle I. miejsce w tabeli. „Czerwoni” podłamani takim obrotem zdarzeń zaledwie zremisowali ostatni mecz z BBSV (29.06 1:1). Pechowy koniec tych rozgrywek nie może przesłonić faktu dobrej, a nawet bardzo dobrej gry Wisły wiosną tego roku. Z 10 spotkań „Czerwoni” wygrali aż 6, 1 przegrywając i 3 remisując. Byli równorzędnym rywalem Cracovii, a nawet według wielu obserwatorów przewyższali ją w prezentowanej formie. Jakościowy skok w porównaniu z rokiem ubiegłym był widoczny gołym okiem.

Gry towarzyskie


Druga część sezonu upłynęła więc Wiśle na grach towarzyskich. Toczono je ze zmiennym szczęściem, tak z rywalami krajowymi, jak i zagranicznymi. Widać było jednak, że z graczy Wisły uszło jak gdyby powietrze po przegranej rywalizacji z Cracovią.
Z ciekawszych spotkań warto wymienić te toczone z Pogonią i Polonią Warszawa w ramach zorganizowanego przez lwowian turnieju na 15-lecie klubu (1-2 lipiec 1922). Wisła, nie chcąc popsuć uroczystości jubilatce, przegrała w niespotykanych wcześniej rozmiarach 1:5. Na usprawiedliwienie „Czerwonych” trzeba jednak dodać, że mecz toczył się w anormalnych warunkach, na błotnistym boisku i przy padającym deszczu. Piłka co chwilę grzęzła w kałużach błota i gra wyglądała dość humorystycznie. Nic dziwnego, że w takich warunkach kombinacyjna grą Wisły zupełnie się nie udawała mimo zaangażowania zawodników w grę. Przy stanie 1:3 na początku II. połowy Wisła zaproponowała nawet przerwanie meczu z uwagi na to, że gra bardziej przypominała piłkę błotną niż nożną. Nie chcąc jednak psuć jubileuszu gospodarzom na ich prośbę kontynuowała grę, tracąc w tej błotnej kąpieli 2 kolejne bramki. W „Sporcie” pisano o tym spotkaniu: „obie drużyny z podziwu godnym poświęceniem starały się w pełni zadowolić publiczność”. Mecz z Polonią rozegrano dzień później. Wprawdzie nie padało, ale jak zauważył sprawozdawca, zaczynając relację meczową: „Boisko grzązkie - jedna połowa olbrzymie bajoro lepkiego błota. Wisła wybiera błoto” .

Warto zaznaczyć, że był to 5. mecz w ciągu tygodnia Wisły. Przewagę techniczną Wisły Polonia niwelowała wybieganiem i ambicją. Był to ładny mecz, przy dużej ilości oddawanych strzałów z obu stron. Bagniste boisko nie sprzyjało kombinacyjnej grze i wpłynęło zdecydowanie na osłabnięcie Wisły w końcówce spotkania, co przyniosło Polonii gola na 4 minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego i remis 4:4.

Inne mecze nie wywoływały już takich emocji. Może poza potyczkami z Czarnymi Lwów. Z trzech potyczek Wisła wyszła zwycięsko dwa razy. W pamięci kibiców i przede wszystkim piłkarzy pozostał również wyjazdowy mecz z Legią w połowie października (3:0). Legia zagrała ten mecz wyjątkowo brutalnie, a Wisła kończyła go w 9 z powodu kontuzji graczy.

Mecze międzynarodowe

Zupełnie inny charakter miała rywalizacja międzynarodowa Wisły w tym roku. „Czerwoni rozegrali aż 10 takich spotkań. Z czego aż 9 z klubami czeskimi w Krakowie i na wyjeździe.

Lata 1918-1921 nie były sprzyjające do rozgrywania spotkań międzynarodowych. Czas wojenny na pewno nie sprzyjał rozwijaniu sportowych kontaktów międzynarodowych. Dopiero rok 1921 wraz z zakończeniem działań wojennych przyniósł w tej kwestii przełom i zintensyfikowały się znacznie kontakty międzynarodowe. Spustoszenia jakie dokonały w polskiej piłce lata wojny 1914-1921 widać było jednak w tych pierwszych konfrontacjach az nadto. Właściwie jedynie Cracovia utrzymywała do 1921 ożywione i systematyczne kontakty z klubami niepolskimi, mimo trwającej wojny. Jak było to ważne dla zachowanie odpowiedniej formy sportowej świadczyły osiągane potem sukcesy w rozgrywkach o MP. Nic dziwnego, że to właśnie Cracovia na krakowskim podwórku jest tym klubem, który kontratakuje najwięcej klubów zagranicznych w pierwszych latach II RP. Korzystają z tego oczywiście inne kluby krakowskie. Powszechnie bowiem przyjętą zasadą było, że klub kontraktował drużynę zagraniczną na kilka spotkań. Wiązało się to oczywiście z kosztami sprowadzenia do Krakowa takiej drużyny, które były wyższe wypadku rozegrania tylko jednego spotkania. Potem oferowano innym klubom krakowskim (i nie tylko) odstąpienie zakontraktowanego rywala na jedno ze spotkań. Dzięki temu zapobiegliwi włodarze klubowi starali się opłacić pobyt nie tylko zaproszonej drużyny, ale i zarobić niezłe pieniądze na sprzedaży praw do gry ze sprowadzoną z zagranicy drużyną. Z reguły były to drużyny atrakcyjne dla kibiców, pochodzące z krajów o wyższej kulturze piłkarskiej, cieszące się dużą estymą w Polsce. Szczęśliwie były to także kluby z bezpośredniego sąsiedztwa Polski (Czech, Węgier, czy Austrii) więc koszty przyjazdu nie były tak duże. Oczywiście oprócz korzyści finansowych takie przyjazdy przynosiły wiele pożytków szkoleniowych, gdyż polskie drużyny nadal uczyły się kunsztu piłkarskiego od lepiej grających klubów zagranicznych. Bezpośrednia konfrontacja stylów, systemów gry na boisku przynosiła najwięcej korzyści i pokazywała najwymierniej na jakim poziomie stoi polska piłka w danym momencie. Nie mogły tego dać najlepiej nawet prowadzone zajęcia praktyczne i teoretyczne z trenerami (z reguły zagranicznymi). I trzeba powiedzieć, że Polska pięła się systematycznie wzwyż w europejskiej hierarchii piłkarskiej, a czołowe polskie kluby osiągały więcej niż przyzwoite wyniki z czołowymi zespołami europejskimi. Czasy kiedy to polskie drużyny w konfrontacji z czołowymi drużynami czeskim osiągały wyniki oscylujące wokół wyników dwucyfrowych należały już do przeszłości.


Dorobek Wisły w meczach z zagranicznymi rywalami w okresie II RP nie był zbyt imponujący. Ale też trzeba przyznać, że były to zwykle liczące się drużyny środkowoeuropejskie. Nie dziwi więc fakt, że przeważnie były to pojedynki przegrane. Miało to i swoje zalety, gdyż nic tak nie uczy jak przegrana z wymagającym i lepszym rywalem.

Właśnie taki charakter miały mecze z drużynami czeskimi w 1922 r. W pierwszych meczach międzynarodowych w 1922 r. to Wisła występowała w roli gospodarza i zapraszającego drużyny zagraniczne. Dobre stosunki Wisły z czeską federacją piłkarską przed wojną i częste kontakty na boiskach z klubami czeskimi (szczególnie w latach 1910-11) na pewno były tu pomocne. Nie były to jeszcze zespoły z I klasy europejskiej, ale te znajdujące się cieniu wielkich rywali. Mimo to niewiele ustępowały poziomem gry najlepszym zespołom swych rodzimych krajów. Od czegoś trzeba było jednak zacząć. W pierwszym dwumeczu sezonu międzynarodowego Wisły przyszło jej się zmierzyć z Victorią Żiżkov (7. i 8 05). Zespołem reklamowanym w prasie jako „pierwszorzędna drużyna praska”, która wygrała wcześniej z Unionem Berlin 5:0. I trzeba przyznać, że nie zawiodła krakowskiej publiczności prezentując się jako zgrany, dobry technicznie zespół. Potrafiący grać krótkimi podaniami, choć bez większych gwiazd w składzie. Pierwszy mecz przegrała Wisła 1:3. Nie wiodło się również działaczom „Czerwonych” poza murawą boiska, gdyż nie udało się odsprzedać zakontraktowanego rywala innym krakowskim klubom i dzień później (w poniedziałek) Wisła zmierzyła się z prażanami po raz drugi. Wynik i tym razem się powtórzył. Gra obu zespołów podobała się jednak publiczności, gdyż prowadzona była w szybkim tempie i ofensywnie z obu stron. Nie osłodziło to specjalnie goryczy porażek.

Rywal z Pragi okazał się zbyt wymagającym rywalem, więc do następnego pojedynku wybrano słabszego rywala dla podreperowania nastroju i statystyk TS Wisła. Tym razem była to Slavia z Morawskiej Ostrawy. Jak ją określano przeciętna czeska drużyna, choć dobra technicznie. W pierwszym pojedynku Wisła, grając rezerwami przegrała 1:2. Z tego też powodu posypała się na krakowską drużynę lawina krytyki w prasie. Dziwiono się, że Wisła nie szanuje swych barw i gra z tak „prymitywnym” rywalem. W drugim meczu dla podreperowania reputacji „Czerwonych” wystawiła już mocniejszy skład z Henrykiem Reymanem na czele. Wystarczyło to na słabego, jak się okazało, rywala. Wisła pokonała Slavię pewnie 5:1, choć zwycięskie bramki strzelała dopiero w ostatnich 20 minutach gry i to grając z przewagą jednego zawodnika. W trakcie meczu doszło do niemiłego incydentu kiedy to jeden z kibiców krzyknął w stronę prowadzącego zawody s. Lustgartena, że teraz to nawet sędzia nie pomoże Slavii. Lustgarten nie wytrzymał nerwowo i zażądał wydalenia z trybun niesfornego kibica.


Pechowo zaczął się i zakończył kolejny mecz Wisły. Tym razem z wiedeńskim Hakoahem. Rywal był wymagający. Hakoah jako pierwszoklasowa drużyna wiedeńska prezentował wszystkie walory czołowych drużyn austriackich, a więc dobrą technikę i grę kombinacyjną. Mecz rozegrano 13.08 i był to naprawdę pechowy dzień dla Wisły. Nie dość, że nie prezentowała wówczas dobrej formy to jeszcze prześladowało ją jakieś fatum. Najpierw po dwóch kiksach Kaczora goście strzelają dwie bramki Następnie po pół godzinie gry boisko musiał opuścić Cepurski ze złamaną kością policzkową. Osłabienie Wisły wykorzystali goście strzelając jeszcze trzy gole.
Zdecydowanie lepiej radziła sobie Wisła w potyczkach z drużynami czeskimi i na zakończenie sezonu międzynarodowego właśnie z nimi rozegrała szereg spotkań. Zarówno podejmując te drużyny w Krakowie na własnym boisku, jak i goszcząc w ramach rewanżu na ziemi czeskiej. W ten sposób owocowały pierwsze kontakty międzynarodowe Wisły. Nie były to jeszcze najsilniejsze czeskie drużyny, ale i na te szybko przyszła pora. Wyjazdy na tournee do mniej znanych zagranicznych klubów niosły jednak ze sobą pewne ryzyko. I nie chodziło tu bynajmniej o wynik sportowy takich potyczek. Przekonała się o tym Wisła goszcząc w Morawskiej Ostrawie. Miejscowa Slavia okazała się bowiem klubem niewypłacalnym. Wisła za rozegranie meczu z tym właśnie klubem miała otrzymać 2000 KČ i tych pieniędzy nie otrzymała. Dla borykającej się z ustawicznymi kłopotami finansowymi Wisły była to kwota niebagatelna. Z powodu trudności finansowych Slavia była podobno w likwidacji. Pokazywało to wyraźnie pułapki przed jakimi stawały kluby piłkarskie kontraktując mecz z drużynami zagranicznymi. Wydawać by się mogło, że wyjazd na płatne tournee był świetnym interesem dla klubu. Przykład z Slavią pokazuje, że nie zawsze tak było. Oczywiście podobne wpadki raczej nie zdarzały się w wypadku wyjazdów na zaproszenie klubów o ustalonej renomie w Europie. Ale by dostąpić takiego zaszczytu trzeba było najpierw udowodnić we własnym kraju, że się jest jedną z najlepszych drużyn. Wisła była dopiero na początku tej drogi i musiała się na razie zadawalać rywalizacją z klubami będącymi zapleczem uznanych firm futbolowych. Jeszcze bardziej ryzykowne było sprowadzanie klubów zagranicznych do kraju. Koszta zakontraktowania klubu na jeden lub więcej spotkań wynosiły od kilkuset dolarów wzwyż. A wcale nie było gwarancji, że koszta te się zwrócą. Kluby zazwyczaj kontraktowały zespoły na więcej niż jedno spotkanie. Potem starano się jedno z nich odsprzedać innym klubom licząc tym samym na zwrot części poniesionych kosztów. Nie zawsze to się udawało i czasem trzeba było rozgrywać dzień po dniu mecze z tym samym rywalem. Tak było właśnie z dwumeczami Wisły w 1922 r. najpierw z Victorią Żiżkov, a potem z Slavią Morawska Ostrawa. Klub stawał wówczas przed dylematem jak dwa razy sprzedać kibicom ten sam towar i to w odstępie jedno lub dwudniowym (im krótszy bowiem czas pobytu tym mniejsze koszty utrzymania drużyny zagranicznej). Jak można sądzić po potyczkach z klubami czeskimi metodą Wisły było wystawianie w pierwszym spotkaniu drużyny rezerwowej. Ta zwykle osiągała nie najlepszy wynik, a to mogło zachęcić kibiców do przyjścia na mecz rewanżowy z Wisłą w jej najlepszym składzie. Ta kalkulacje nie zawsze się sprawdzały. Do tego nigdy nie było gwarancji, że kibice dopiszą. Promocja meczów międzynarodowych Wisły w prasie sportowej i codziennej nie była najlepsza. Do tego kapryśna aura mogła zniechęcić kibiców do przyjścia na stadion. Nie należy również zapominać o tym, że konkurencja także nie zasypywała gruszek w popiele. Wcale nie rzadko zdarzało się, że rywalizujące z Wisłą kluby organizowały zawody piłkarskie w tym samym czasie. To wszystko powodowało, że zamiast spodziewanych dochodów klub wykazywał straty. Jednym zdaniem ciężkie było życie klubów piłkarskich w Polsce. Pozbawione dotacji z kasy państwowej czy miejskiej, nękane wysokimi podatkami od imprez sportowych nakładanymi przez władze miejskie, ledwo wiązały koniec z końcem.


Wracając do rywalizacji międzynarodowej. Jesienne potyczki z klubami czeskimi toczyła Wisła ze zmiennym szczęściem. O czym wymownie świadczył bilans tych gier: 2 wygrane, 2 przegrane i jeden remis, a rywalami były drużyny Slovana Moravksa Ostrava, SK Pardubice i SK Nachod. Wrześniowa potyczka z Pardubicami zapadła jednak kibicom krakowskim w pamięć, ale niestety nie z powodów sportowych. Otóż „tuż przed końcem zawodów miało miejsce małe „mordobicie”, które spowodował lewy back czeski, kopiąc brutalnie starszego Reymana”. Wcześniej z powodu ostrej gry gości złamania nogi doznał Stopa. Mimo nienajlepszych doświadczeń Wisła wyjechała w październiku na rewanż do Pardubic. Widocznie mecz ten był wcześniej zakontraktowany i nie można było tego meczu odwołać.

Podsumowanie

Wraz z końcem roku przyszła pora na podsumowanie całorocznego wysiłku piłkarzy. Wisła rozegrała w tym sezonie 41 spotkań. Z czego 22 wygrała, a 12 przegrała (stosunek bramek 112-60). Do najbardziej niezawodnych graczy Wisły należał Gieras, który opuścił zaledwie 1 spotkanie. Najskuteczniejszym zawodnikiem okazał się Kowalski II z dorobkiem 38 goli. Rok ten był ostatnim w jego karierze jako najlepszego snajpera Wisły. W latach następnych to miano należało już bezapelacyjnie do Reymana. Towarzystwo Sportowe Wisła krzepło organizacyjnie i jak wspominał Reyman „z czasem barwy nasze, wyniki, oraz mrówcza praca przyciągnęła szereg osób, z którymi łącznie stworzyliśmy z ukochanego klubu towarzystwo, jedno z pierwszych w Polsce”. Świadczyła o tym rosnąca liczba jego członków (475) i zmiana na fotelu prezesa klubu. W listopadzie wybrano na to stanowisko Aleksandra Dembińskiego. Ten niewątpliwie zdolny organizator (zawodowo prezes Towarzystwa Ubezpieczeniowego) w latach ubiegłych przyczynił się do sukcesów wielkiej rywalki Wisły, Cracovii. Tym razem stanął na czele Wisły i efekty jego pracy stały się szybko widoczne w nadchodzącym sezonie. Niestety przyniósł również do klubu bagaż konfliktów z działaczami Cracovii, co psuło atmosferę wokół Wisły w najbliższych latach. Zmieniało się oblicze klubu i atmosfera w nim panująca. Bliskie, niemal rodzinne stosunki panujące w nim między jego członkami nadal trwały, choć rósł też dystans miedzy działaczami zasiadającymi z zarządzie klubu a sportowcami. Malał więc nieco wpływ samych piłkarzy na to co się dzieje w klubie, a rosła rola działaczy, którzy niekoniecznie mieli za sobą jakąś przeszłość sportową. Trzeba jednak dodać, że wszystkie funkcje piastowano wówczas w klubie bezinteresownie. Co więcej zaszczyt należenia do klubu o takich tradycjach łączył się z obowiązkiem uiszczania na jego rzecz pokaźnych sum finansowych w formie składek i darowizn. Im wyższa i bardziej honorowa funkcja tym te kwoty były z reguły wyższe.


Wisła posiadała u końca 1922 r. trwałe podstawy, na których można było już sukces sportowy. Własny stadion, grono oddanych działaczy i utalentowani i oddani Wiśle całym sercem piłkarze to były atuty, które musiały zaprocentować. Dostrzegano to w prasie pisząc o TS Wisła: „mimo braku własnego boiska przez tyle lat, umiało jednak utrzymać się w rzędzie pierwszych klubów krakowskich”. Co więcej „entuzjazm, ofiarność i przywiązanie do swego klubu, które to cechy charakteryzują graczy Wisły, każą przypuszczać, że rola jaką odegrają czerwoni w najbliższym roku będzie jeszcze większa niż ubiegłego”. Tak też się stało. Dostrzegano również postęp w grze każdej niemal formacji „Czerwonych”. Dobra gra obrony to był już znany atut Wisły. Teraz dostrzegano przede wszystkim postęp w grze ataku i Reymana, który „jakkolwiek nieco za powolny, okazał się dopiero teraz dobrym kierownikiem ataku, a otoczenie jego rozumie go doskonale”.


Widać było również zmianę w stylu gry Wisły. Drużyna ta dotychczas imponowała twardą, nieustępliwą walką. Ambicja i ofiarność w grze to były atuty zawodników Wisły. To się nie zmieniło. Teraz jednak dochodziła do tego poprawa gry kombinacyjnej. Do tego stopnia, że nawet zarzucano „Czerwonym” zbyt kombinacyjną grę, co szkodziło jej skuteczności. Powoli krystalizował się styl gry Wisły, oparty na szkole krakowskiej łączył nienaganną technikę graczy z skutecznością. Kraków zawsze słynął z graczy dobrze wyszkolonych technicznie. W nadchodzącym sezonie w pierwszej drużynie Wisły starych zasłużonych graczy (Cepurskiego, Bujaka, Szuberta i Śliwę) zaczęli zastępować młodsi. Stopniowo wprowadzani do drużyny okazali się nie gorsi od swych poprzedników. Co więcej to oni prowadzeni umiejętnie przez Reymana zaczynali decydować o obliczu tej drużyny przyczyniając się do jej sukcesów. Nazwiska Adamka, Balcera czy później Kotlarczyka stały się wkrótce znane w całej Polsce.


Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006
cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej: „Przeglądu Sportowego”, „Tygodnika Sportowego”, „Sportu” lwowskiego”, „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”; tekst oparto również na księgach jubileuszowych TS Wisła i protokołach z posiedzeń władz TS Wisła.

Ważniejsze wydarzenia

  • 8 kwietnia - otwarcie i poświęcenie nowego stadionu Wisły przed meczem z Pogonią Lwów 4:2. Stadion mieścił się u zbiegu al. 3 Maja i ul. Miechowskiej (dzisiaj Reymana).
  • 14 maja - Henryk Reyman i Stefan Śliwa zostali pierwszymi Wiślakami reprezentującymi barwy narodowe w meczu Polska - Węgry (0:3) na stadionie Cracovii.
  • 21 maja - pierwszy mecz o punkty na nowym stadionie, Wisła Kraków - Makkabi Kraków zakończył się pewnym zwycięstwem gospodarzy 5:0.
  • 25 czerwca - Decydujący bój z Cracovią o mistrzostwo A-klasy niestety przegrany przez Wiślaków. Na boisku w każdym elemencie piłkarskiego kunsztu lepsza była Wisła, której zabrakło "jedynie" skuteczności. Cracovia w obecności 10 tys. widzów wygrywa 2:1.
  • Wisła kończy rozgrywki znów za Cracovią, 6 razy wygrywając, 3 razy remisując i tylko raz przegrywając w całych rozgrywkach.
  • 1-2 lipca - Turniej jubileuszowy Pogoni Lwów. Wisła ulega gospodarzom aż 1:5 i remisuje z Polonią Warszawa 4:4.
  • 9 lipca - Wisła wygrywa 5:1 ze Slavią Morawska Ostrawa.
  • 10 września - Wisła pokonuje 4:1 Czarnych we Lwowie.
  • 23 września - Biała Gwiazda wygrywa 3:1 z KS Pardubice.

Artykuły prasowe

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1922