Sezon 1923 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze A klasa 1923 Mistrzostwa Polski Mecze towarzyskie międzynarodowe Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi
Turnieje Rezerwy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1923

Turniej Wielkanocny

„Każdy to powie Wisełka rządzi w Krakowie”

Rozgrywki a-klasowe

Okolicznościowe tableau Wisły
Okolicznościowe tableau Wisły


Jaki będzie ten sezon w wykonaniu Wisły? Takie pytania zadawali sobie sympatycy tego klubu. Pierwsze gry sparingowe mówiły wyraźnie, że drużyna jest dobrze przygotowana do gier wiosennych. Już w pierwszym oficjalnym meczu towarzyskim z „najsilniejszą drużyną polską na Górnym Śląsku” Pogonią Katowice Wiślacy wykazali się dobrą kondycją (25.02 7:1). A zaimponować kondycją, tradycyjnie dobrze wybieganym drużynom śląskim nie było łatwo. „Do pauzy miejscowi trzymali się dzielnie i nawet zaraz z początku zdobyli jedyną swą bramkę; W drugiej połowie jednak siły ich zupełnie się wyczerpały i bramki zaczęły się sypać. Gracze Pogoni zależnie od stopnia zmęczenia zaczęli pojedynczo opuszczać szeregi, zdając się na "odpoczynek" tak że sędzia p. Beym na kilka minut przed końcem stwierdził brak kompletu w drużynie Pogoni (pozostało 7 graczy) i odgwizdał zawody”. W ostatnim meczu przed rozpoczęciem gier w a-klasie również „Wisła wykazała dobre przygotowanie” i pewnie wygrała z Polonią Przemyśl 5:2.
Gry sparingowe i towarzyskie to jednak co innego niż mecze mistrzowskie, więc z pewnym niepokojem czekano na pierwsze mecze a-klasowe. Tym bardziej, że rozgrywki te w 1923 r. rozpoczynały się od razu od wielkiego uderzenia meczem Wisły z Cracovią (11.03). Choć trzeba dodać, że wskutek wyjątkowo zimowej i dżdżystej aury mogło do tego meczu w ogóle nie dojść w tym terminie. Jak pisano: „ciągle słońce nie chce się pokazywać, by osuszyć arenę tych zawodów. Sytuacja stawała się przykra dla obu zainteresowanych stron. Z jednej strony Wisła, która obecnie miała doskonała sposobność, by zatrjumfować nad swym dawnym rywalem, bała się, że wskutek niezdatności do gry boiska, moment ten nie zostanie wykorzystany, z drugiej strony Cracovia, której to wczesne rozpoczęcie "tańca" o punkty najbardziej, wskutek dyskwalifikacji względnie choroby swych graczy, dało się we znaki, nie miała pewności, czy zawody te dojdą do skutku, czy nie. Mijały więc dni pod znakiem zupełnej niepewności, aż we czwartek pojawiły się na mieście ogłoszenia zapowiadające te krakowskie derby. Ogłoszenia czytano tłumnie, ale i tak odbycie spotkania było wątpliwe. Tymczasem Wisła nie czekała zmiłowania się nieba i słońca: pracą swych członków oczyściła w czasie tygodnia boisko swe z zalegającego śniegu, przez parę następnych dni czyściła je i pielęgnowała, jak swe najdroższe dziecko - i osiągnęła rezultat. Sędzia p. Rosenfeld z Bielska uznał w niedzielę rano boisko Wisły za zdatne do gry o mistrzostwo”.
Obie drużyny wystąpiły bez paru podstawowych zawodników w swoich składach. I widać to było na boisku, choć głównie w grze Cracovii, która zagrała bez zdyskwalifikowanych przez piłkarskie władze Sperlinga i Kałuży. Z kolei rezerwowy Wisły, Adamek, okazał się pełnowartościowym zmiennikiem, co wróżyło dobrze na przyszłość. Nic dziwnego, że mecz ten obie drużyny zagrały zabezpieczając przede wszystkim swoje tyły. Stąd często widywano tak Reymana, jak i Chruścińskiego w okolicach swych bramek. Ciężkie warunki do gry, zimno i ledwo odśnieżone boisko Wisły, nie sprzyjały składnej grze. Stąd pierwsze minuty były dość chaotyczne z obu stron. Cracovia grała z wiatrem w I. połowie, ale nie potrafiła tego wykorzystać. „W ataku czerwonych doskonali byli Reyman I. i Kowalski”, którzy potrafili uspokoić grę swej drużyny. Dzięki temu z czasem Wisła zaczynała osiągać przewagę w polu nad Cracovią. Uwidoczniło się to wyraźniej w II. połowie, kiedy to, wykorzystując dogodny wiat, strzela jedyną bramkę meczu. Jej autorem był Reyman, który potrafił z zimną krwią wykorzystać kombinacyjną akcję swej drużyny w 38’. Po meczu chwalona za grę Reymana „doskonałego kierownika ataku, [który] przytem posiada silny i celny strzał”. Zwrócono również uwagę na grę młodego Adamka.: „Alea iacta est. Po raz drugi od czasu rozgrywania zawodów o mistrzostwo Polski zwyciężyła Wisła swego rywala Cracovię. W smutny, pochmurny dzień marcowy, patrzało przeszło 3.000 widzów na tę detronizację biało-czerwonych. Z żalem patrzano na wysiłki, poświęcenia i ambicję przerzedzonych z dawnych filarów szeregów eksmistrza. Nie była to kapitulacja; walczono twardo przez cały czas gry i do ostatniej chwili nieznaczne zwycięstwo Wisły było niepewne. Czerwoni zaś mają zasłużoną nagrodę za swą pracę, która się jeszcze od zimy datuje, i za swój wprost nadludzki wysiłek, bo też podkreślić należy, że i w ich drużynie każdy starał się dać z siebie wszystko, co mógł najlepszego”.


To co nie udało się osiągnąć na boisku próbowali odwrócić działacze Cracovii przy zielonym stoliku, składając protest do Wydziału Gier i Dyscypliny KOZPN. Zarzucano organizatorom meczu, że bramki nie były pomalowane na biało, lecz na biało-niebiesko i nie było linii białej w bramce. WGiD odpowiedział zgodnie z duchem gry, że nie miało to wpływu na przebieg meczu. Zaogniło to stosunki międzyklubowe i stało się powodem niemiłych zdarzeń podczas spotkania Wawelu z Cracovią, kiedy to działacze Wisły z Dembińskim na czele wprowadzili na swym boisku „moralny gwałt i terror”, krzycząc i gwiżdżąc na graczy Cracovii. Nie tym jednak należało tłumaczyć kiepską grę Cracovii w tym sezonie i kolejną porażkę 0:1.
Mecz z Cracovią potwierdził bardzo dobre przygotowanie „Czerwonych” do sezonu. Po raz pierwszy bowiem gracze Wisły przygotowywali się do rozgrywek nie zaniedbując systematycznego treningu na własnych obiektach i rozgrywając kilka niezbędnych przed sezonem sparingów. W trakcie sezonu nie było już z tym najlepiej o czym świadczyła skarga kierownika sekcji lekkoatletycznej, że piłkarze i lekkoatleci nie uczęszczają na treningi. W związku z tym na posiedzeniu zarządu klubu „uproszono prezesa, aby użył swego wpływu na graczy i skłonił ich do pilnego uczęszczania i racjonalnego uprawiania ćwiczeń lekkoatletycznych”.


Jeśli chodzi o pracę treningową I. drużyny w porównaniu do lat poprzednich postęp był ogromny. Zaraz po reaktywowaniu Wisły w 1918 r., jak wspominał Reyman, „rozpoczęliśmy pracę, zaczynając nie jak inni w tym czasie od sprowadzenia trenera i chodzenia na treningi, lecz od uzyskania swego kąta”. Ponieważ do 1924 r. Wisła nie zatrudniała żadnego trenera treningi prowadził kapitan drużyny wraz z kierownikiem sekcji. Z reguły kierownikami sekcji w pierwszych latach II RP zostawali byli zawodnicy. O tym, że z frekwencją na treningach nie było wówczas najlepiej świadczą groźby władz klubowych wobec graczy, którzy zaniedbywali ten obowiązek. Zespoły pozbawione własnych trenerów podglądały pracę zatrudnionych w innych klubach fachowców i przenosiły te wzorce do siebie. A trzeba dodać, że trenerką parali się wówczas dawni zawodnicy po zakończeniu swojej kariery. Rzadko kończyli jakikolwiek kurs trenerski. Z reguły „stosowali jakiś zestaw ćwiczeń” (dbając o przygotowanie kondycyjne) i pokazywali zagrania techniczne (co, jako byli piłkarze, potrafili bardzo dobrze). W Wiśle oprócz oparcia się na doświadczeniu dawnych graczy korzystano także z sugestii zawartych w klasycznych podręcznikach piłkarskich. Kopalnią wiedzy w tym zakresie był J. Weyssenhoff, zbierający wówczas materiały do swojej książki poświęconej piłce nożnej. Dzielił się potem swą wiedzą z graczami Wisły. Oczywiście nie trzymano się jego zaleceń sztywno i w zasadzie trening przed meczem ograniczono do zrobienia „kilku rund wokół boiska”. Przy czym „starsi gracze byli zwolnieni z tego biegania”. Jak wspominał S. Mielech „na treningach nie uprawiano gimnastyki, nie stosowano rozgrzewki, nie uwzględniano treningu taktycznego..., nie stosowano treningu indywidualnego, nie planowano treningów, nie przerabiano na nich poszczególnych problemów technicznych (np. strzelania). Trening bywał chaotyczny, gdyż zawodnicy przychodzili nań w różnych porach dnia, a poza tym trenowało się na ogół niezbyt intensywnie". Kto miał większe ambicje sam nadrabiał te zaległości własną pilnością i podpatrywaniem słynnych piłkarzy. Przed sezonem piłkarskim w modzie było uprawianie szwedzkiej gimnastyki. „Czerwoni” korzystali też z pływalni oficerskiego klubu 5 baonu saperów. Wojskowi dali bezpłatnie Wiśle 11 biletów sezonowych, a te przekazano I. drużynie.


Niezwykle udany początek sezonu podbudował graczy Wisły, którzy meczem z Cracovią rozpoczęli imponujący serial zwycięskich pojedynków w rozgrywkach a-klasowych. Tydzień później (17.03) rywalką Wisły była Jutrzenka. Bardzo dobra dyspozycja „Czerwonych” i Reymana znalazła pełne potwierdzenie w tym spotkaniu. Goście wyjechali bowiem ze stadionu Wisły z bagażem 6 bramek, a bohaterem tego meczu był Reyman (autor 3 goli i współautor następnych). Dość długo jednak Wisła nie potrafiła przełamać obrony Jutrzenki i dopiero ostatni kwadrans okazał się nokautujący dla gości. Gol Śliwy i 3 bramki Reymana do przerwy sprawiły, że już po I. połowie meczu wiadomo było, kto wyjdzie zwycięsko z tej potyczki. Nic dziwnego, że jak pisano: w Wiśle „zadowoliła w szczególności linja ataku z pracowitym i grającym z całem poświęceniem Reymanem I na środku”. Widać to było i po przerwie, kiedy to „Wisła robi z przeciwnikiem co chce” i strzeliła dalsze dwa gole. Po dwóch kolejkach Wisła miała już 4 punkty przewagi nad najgroźniejszą rywalką Cracovią. Teraz czekał ją wyjazd do Bielska i mecz z BBSV (25.03 2:1). Nie był to może najlepszy występ „Czerwonych” w tym sezonie, ale cenne 2 punkty ponownie wzbogaciły ich konto. Wisła przeważała w tym meczu pod każdym względem, choć jej napastnicy „kombinowali zbyt wiele pod bramką przeciwnika i umożliwiali defensywę obrońcom”. Niespodziewanie dla obserwatorów w rozgrywkach deptał po piętach Wiśle Wawel, mając tylko o 2 punkty od niej mniej. Z tego też powodu zbliżający się pojedynek między tymi klubami wzbudzał zrozumiałe zainteresowanie w Krakowie. Grać miały bowiem najlepiej spisujące się drużyny w tym sezonie. Mogło już wcześniej dojść do spotkania Wisły z Wawelem, gdyż obie te drużyny, wykorzystując przerwę świąteczną, grały w turnieju wielkanocnym. Turniej ten wygrała pewnie Wisła, pokonując w pierwszym meczu Warszawiankę. Gości przyjęto pod Wawelem serdecznie tym bardziej, że jak pisano była to „sympatyczna drużyna [...] posiadająca zupełnie niestołeczny rys skromności i bezpretensjonalności". Dobrze zagrała na ofsajd, sprawiając tym kłopot Wiśle i prowadziła otwartą grę. Wisła zagrała poprawnie i skutecznie co wystarczyło na odniesienie zwycięstwa 5:1. W drugim meczu z Makkabi również nie było wątpliwości, która drużyna jest lepsza (Wisła-Makkabi 3:0).


Słabe wyniki Wawelu w tym turnieju spowodowały, że nie doszło do konfrontacji między tymi klubami. Obserwatorzy dostrzegli jednak wyraźną przewagę w umiejętnościach dzielącą Wisłę od reszty występujących w tym turnieju zespołów. Jak pisano: „Duszą drużyny jest Reyman, który już dawno nie był tak dobrze dysponowany, jak obecnie. Gracz ten porywa naprzód cały atak, dodaje mu życia i siły i kieruje umiejętnie jego pociągnięciami. Każdą sytuację stara się zaraz wykorzystać, co mu się dotychczas doskonale udaje”. Czy kiepska gra Wawelu w turnieju była tylko zasłoną dymną przed meczem o punkty przekonano się 15.04. Wawel znajdował się wówczas w przyjacielskich stosunkach z TS Wisła. Właśnie na stadionie „Czerwonych” trenował i rozgrywał swoje mecze. W treningach pomagał graczom Wawelu sam Wiśniewski, a boisko często Wisła użyczała bezinteresownie co nie było wówczas wcale tak powszechną praktyką. Wspomniany wyżej turniej wielkanocny organizowała Wisła właśnie z Wawelem. Przy czym ustalono, że w razie deficytu oba kluby miały się podzielić kosztami po połowie. I właśnie te wspólne przedsięwzięcia finansowe stały się końcem przyjaźni łączącej oba kluby. Wawel nie wywiązał się z zobowiązań dotyczących użyczania boiska Wisły i w związku z tym umowa z tym klubem została rozwiązana. Takie było tło meczu Wisły z Wawelem. Duże zainteresowanie meczem i spore rozczarowanie jego poziomem ze strony Wawelu - to krótka charakterystyka tego spotkania. Po pogromcy Cracovii spodziewano się o wiele więcej. Tymczasem wygrana Wisły była gładka. Przewaga „Czerwonych” udokumentowana została „już w piątej minucie [kiedy to] fenomenalny strzał Reymana [„z odległości 30 m.”] grzęźnie w siatce przeciwnika”. Do przerwy jeszcze dwukrotnie bramkarz Wawelu wyciągał piłkę z siatki. Po przerwie przebieg gry był podobny. Wisła była „częściej przy piłce, a wspaniałe rozdzielanie jej przez Reymana pozwala atakowi na częste i niebezpieczne zagrażanie bramce przeciwnika”. W tej części gry padła tylko jedna bramka po samotnym rajdzie Adamka. Całe spotkanie zakończyło się wynikiem 4:0. Cracovia odzyskiwała wyraźnie formę, o czym świadczyło zaaplikowanie tuzina bramek Sturmowi. Drużynie, z którą Wisła miała się zmierzyć w następnym meczu. Obserwatorzy dostrzegali pewien spadek formy „Czerwonych” i gdyby nie fenomenalna gra Reymana, Wisła w nadchodzących meczach mogła potracić sporo punktów. Tak było właśnie w meczu ze Sturmem (22.04 4:0). Wisła zagrała bowiem chaotycznie „a wszelkie usiłowania doskonałego Reymana trafiały na opór reszty graczy napadu, którzy okazali jakby ospałość, lub niechęć do gry”.
Gra, która miała mieć przebieg zupełnie jednostajny, zamieniła się w ostrą, jakkolwiek zawsze bardzo fair prowadzoną walkę, która głównie w pierwszej połowie dawała równe szanse obu walczącym drużynom”.
Nic dziwnego, że do przerwy wynik brzmiał 0:0. Po przerwie Wisła zagrała ze słońcem i wiatrem i bramki dla „Czerwonych” zaczęły wreszcie padać. Mimo pewnego spadku formy Wisła nadal z kompletem punktów przewodziła stawce rywali. Na drugie miejsce wysunęła się Cracovia, ale fatalny start powodował, że dystans punktowy do Wisły się utrzymywał. „Tygodnik Sportowy” wylewał krokodyle łzy nad poziomem gry w KOZPN, w której nad pięknem dominuje walka o punkty. Cóż to nie ich ulubiony klub znajdował się na czele tabeli z kompletem punktów!!!


Pewien spadek formy Wisły potwierdzał następny pojedynek z BBSV (30.04). Skromna wygrana 2:0 wynikała z nienajlepszej dyspozycji Reymana, który tym razem nie trafił do siatki rywala i nie wykorzystał rzutu karnego. „Czerwoni” w tym meczu nie zachwycili. Należało jednak docenić klasę zespołu, który mimo słabszej dyspozycji potrafił wygrywać. Imponował przy tym ambicją i twardą grą w każdym spotkaniu. Co zresztą nie wszystkim się podobało: „U Wisły należy stwierdzić spadek formy, który uwydatnia się już od zawodów z Vivo A.C. Jeżeli nadal czerwoni biją swych przeciwników dość pokaźnie, zawdzięczają to jedynie szalonej ambicji, by nie tylko nie stracić żadnego punktu i nie zmniejszyć szans uzyskania upragnionego mistrzostwa, lecz i zdobyć jak najlepszy stosunek bramek. Ten nadmiar zapału wyładowuje się aż za często w ostrej, nawet niebezpiecznej dla zdrowia przeciwnika grze (skakanie na przeciwnika, wpadanie nań całą siłą, podkładanie nóg). Ten zwyczaj gry powinni czerwoni zarzucić, jeśli nie chcą stracić do reszty sympatji publiczności”.
Niesprawiedliwa wydawał się również opinia „Tygodnika Sportowego” o Wiśle, mającej cechy, „które ani jej, jako drużynie pierwszoklasowej, ani Krakowowi, w razie zdobycie przez nią tytułu mistrza okręgowego, bynajmniej zaszczytu przynieść nie mogą”. Podobne opinie można było przeczytać w Ikacu. Nic dziwnego, że takie nieobiektywne komentarze spowodowały z czasem ostry konflikt na linii TS Wisła-prasa. Uchwalono nawet podczas posiedzenia zarządu klubu na wniosek Orzelskiego odebranie Ikacowi prawa bezpłatnego wstępu na zawody dopóki recenzentem będzie tam p. Wacław Sperben (szkodzący sportowi polskiemu „przez kłamliwe, stronnicze i prawdą niezgodne przedstawianie przebiegu zawodów”). Sprawę jednak potem załagodzono po rozmowach z wydawcą gazety p. Dąbrowskim i zmianie stanowiska Sperbena.
„Tygodnik Sportowy” dotknęła podobna przykrość przeszło rok później. Nie służyło to na pewno dobremu wizerunkowi Towarzystwa w prasie. Niestety tego typu incydenty zdarzały się i potem. Wina w tego typu konfliktach leżała jak się wydaje po obu stronach. Z jednej strony działacze TS Wisła uczuleni na punkcie obrony dobrego imienia swego klubu reagowali zbyt nerwowo na krytykę prasową. Z drugiej strony sympatie i antypatie dziennikarzy powodowały nieraz tendencyjne i zbyt krytyczne wobec Wisły komentarze.


Wisła, świadoma szansy jaka przed nią stoi, awansu po raz pierwszy do finałów Mistrzostw Polski, grała z niezwykłą determinacją o miano najlepszej krakowskiej jedenastki. Potwierdzał to rewanżowy pojedynek z Wawelem (6.05). Wisła przystępowała do niego zaraz po wyczerpującym spotkaniu derbowym z Cracovią (3.05 1:1). Towarzyskie Derby były „bardzo interesujące, zwłaszcza w pierwszej połowie. Obie drużyny, szczególnie zaś Wisła, walczyły bardzo ambitnie, a przytem poprawnie... W Wiśle duszą ataku był Reyman I., reszta natomiast miała słaby dzień”.


Przyjaźń między Wisłą i Wawelem pozostawała już tylko bladym wspomnieniem. Fioletowi, którzy dotąd korzystali z gościny Wisły, zmienili front i przeszli do obozu Cracovii. Wraz z biało-czerwonymi toczyli wojnę podjazdową z Wisłą o władzę i wpływy w KOZPN. Mecz toczył się na boisku Jutrzenki, bo Wawel nie chciał grać na b. Wisły. Nastroje na widowni zmieniły się więc radykalnie. Tym razem to kibice Cracovii przybyli dopingować Wawel, licząc na odebranie punktów Wiśle. I trzeba powiedzieć, że niewiele brakowało, by do tego doszło, gdyż po bezbramkowej pierwszej połowie meczu, w drugiej części gry Wawel prowadził w 60’ 1:0 po tym jak Wiśniewski sam sobie wepchnął piłkę do bramki. Rozjuszyło to Wisłę, która przystąpiła do ostrej walki na całym boisku. Wawel zaczął murować bramkę, ale zaczął wykazywać wyczerpanie upałem i tempem gry. Wisła była świadoma stawki meczu „i zmiażdżyła Wawel w ostatnich 25 min.” „Reyman z Kowalskim i z oboma skrzydłami wspaniale operują piłką, tak że już 19 minuta po pauzie pozwala Reymanowi wyrównać”. W 35 i 36’ ustalają wynik meczu na 3:1 Kowalski i Gieras. Loże „białoczerwone” (czerwone ze szczęścia po golu na 0:1) stały się teraz „‘Fioletowymi’ z powodu beznadziejności nadziei, pokładanej we fioletowych”. Po tym spotkaniu wydawało się że już nic nie może przeszkodzić Wiśle w wygraniu mistrzostw okręgowych. Wisła w 7 grach miała komplet 14 punktów. Cracovia pewnie wygrała z BBSV 7:0 i po sześciu meczach gromadziła 8 punktów. Tylko kataklizm mógłby odebrać Wiśle I. miejsce.


Dobrą formę potwierdzali „Czerwoni” na gościnnych występach w Warszawie i Poznaniu. W stolicy pewnie pokonując Legię (3:2) i Warszawiankę (6:1). Jak pisano w prasie warszawskiej „Goście pokazali nam grę b. ładną, obfitującą w rozmaite "trycki" footballowe. Dokładne podania, dobre ustawianie się, technika, siła fizyczna, bieg, no i taktyka to zalety Wiślaków". Fajerwerki taktyczno-techniczne uniemożliwiały kałuże wody i masy błota na boisku. Małe tournee Wisły po Warszawie zakończył pojedynek z Warszawianką (6:1), który prasa warszawska skwitowała: „Europejska gra krakowska i żakowska nieudolność warszawska". Wisła zaimponowała grą w pierwszej połowie strzelając w tej części gry wszystkie bramki. W drugiej widać było już po jej graczach wysiłek rozgrywania meczów dzień po dniu i jak napisano: „Zwierz jest bezwzględnie przemęczonym. Wisła pokazała ładną grę ataku, najlepsi są bracia Reyman".


Ostrzeżeniem, że nie należy lekceważyć słabszego rywala była jednak porażka w Toruniu z TKS 2:4. Wszystko wróciło do normy dzień później w Poznaniu (13 maja). W rywalizacji z miejscową Unią „gra toczyła się przy ciągłej przewadze Wisły, która "grała ładnie, celowo, kombinacyjnie" i na dodatek fair. Jako ciekawostkę warto nadmienić, że było to 7 spotkanie Wisły rozegrane w ciągu 12 dni. Wysoka wygrana z Unią 5:1 uśpiła nieco „Czerwonych”. Jak się wydaje zbyt pewni siebie wyszli tydzień później na boisko Cracovii (20.05) na mecz z tradycyjną rywalką w rozgrywkach a-klasowych. Powszechnie wówczas sądzono, że Wisła ma już zagwarantowane I. miejsce w tabeli i mecz derbowy będzie tylko walką o prestiż: "Długo oczekiwane powtórne spotkanie tych drużyn w walkach o mistrzostwo zapowiadało się nader interesująco. Pewną bowiem rzeczą było, że Cracovia zechce pomścić godnie swą poprzednią porażkę, a Wisła wytęży wszystkie siły by zaszczytny tytuł mistrza okręgu zatrzymać z honorem i nie dać się pokonać przeciwnikowi. Toteż wynik stanowił zagadkę dnia”.
Braku koncentracji graczy Wisły oraz „lenistwu i lekkomyślności Wiśniewskiego” zawdzięczała Cracovia szybko strzelone gole (w 7’ prowadziła już 2:0). Potem gra się wyrównała. Po przerwie Wisła grała przeciw słońcu i wiatrowi i mimo to osiągnęła dużą przewagę, ale gola na 3:0 strzeliła pierwsza Cracovia. Do końca meczu trwała już wymiana ciosów, która w efekcie przyniosła wynik 4:2 na korzyść Cracovii: „Gra prowadzona była przez obie strony ogromnie ambitnie i poza małymi wyjątkami poprawnie... Wisła dorównywała biało-czerwonym wytrzymałością, zapałem oraz dyscypliną. W pierwszej połowie gra górna i mało precyzyjna, zmieniłą się w drugiej części w błyskotliwą, przyziemną kombinację, podczas której piłka przenosiła się szybko z miejsca na miejsce, a interesujące momenty podbramkowe wyprowadzały ze stoickiej równowagi nawet bardziej spokojnych widzów. Tempo pomimo silnego upału było przez cały czas żywe, co chlubnie świadczy o harcie fizycznym wszystkich zawodników...”


Przegrana z Cracovią wprowadziła pewną nerwowość w szeregach Wisły. Do końca rozgrywek pozostały bowiem jeszcze 2 spotkania i w wypadku utraty 2 punktów (przyjmując wygranie przez Cracovię wszystkich pozostałych spotkań) to biało-czerwoni ponownie zdystansowaliby Wisłę w mistrzostwach okręgowych. Perspektywa była mało prawdopodobna, ale możliwa, biorąc pod uwagę fakt rozgrywania tych spotkań na wyjazdach. Szczęśliwie dla Wisły nastąpiła teraz blisko miesięczna przerwa spowodowana meczami reprezentacji Polski z Jugosławią i reprezentacji Krakowa z Lwowem.
Przerwa w rozgrywkach niewątpliwie posłużyła graczom Wisły. Bowiem pierwszy mecz na boisku Jutrzenki (17.06 3:1) toczył się przy dużej przewadze „Czerwonych”. Rozmiary zwycięstwa powinny być dużo większe. Mimo to mogło dojść do niespodzianki, gdyż przy stanie 1:1 Jutrzenka miała sytuacje do strzelenia gola. „Ale w szeregach Wisły znalazł się zawodnik - Reyman - który pojął sytuację i w ostatnim kwadransie gry potrafił przechylić szalę zwycięstwa na stronę Wisły”. Ojciec zwycięstwa strzelił dla „Czerwonych” wówczas 2 gole.


Ostatni mecz mistrzostw okręgowych wcale nie okazał się formalnością (24.06 4:0). Sturmowi bowiem groziła degradacja z a-klasy i mecz ten był dla niego ostatnią szansą utrzymania się w tej klasie rozgrywkowej. Wisła wprawdzie mogła sobie pozwolić na remis w tym spotkaniu, ale była świadoma tego, że taka taktyka mogłaby się okazać zbyt ryzykowna. Dlatego spotkanie to nie było dobrym widowiskiem piłkarskim, a gra z obu stron była chaotyczna. Przewaga Wisły była jednak wyraźna w całym spotkaniu. Reyman strzelił pierwszego gola meczu po rzucie karnym. W 2’ po przerwie podwyższył na 2:0 (po podaniu Danza) i w zasadzie było już po meczu.

Podsumowanie


Wisła kończyła więc rozgrywki z imponującym dorobkiem 18 punktów w 10 meczach (w bramkach 31:7), będąc bezapelacyjnie najlepszą drużyną Małopolski. Co ważniejsze, osiągnęła ten wynik, jak pisano, mimo przeciwności losu i nieprzychylnemu traktowaniu przez sędziów.W ogromnej mierze ten sukces zawdzięczała Reymanowi, który nie tylko okazał się najskuteczniejszym strzelcem swej drużyny(13-14 goli w 10 meczach), ale wielokrotnie dzięki swej niebywałej dyspozycji strzeleckiej decydował o zwycięstwach Wisły w momentach dla drużyny krytycznych.


Władze klubowe w ramach podziękowania piłkarzom za mistrzostwo Krakowa ofiarowało im pamiątkowe odznaki i zaprosiły na uroczystą kolację (bankiet) u „Pollera”. Takie to były wówczas gratyfikacje materialne.

O włos od mistrzostwa

Grupa Zachodnia


Przygotowaniom do finałowych gier o Mistrzostwo Polski służyły lipcowe mecze towarzyskie Wisły, choć jedynie pojedynki z czołowymi drużynami lwowskimi toczone w ramach turnieju zorganizowanego z okazji 20-lecia Czarnych Lwów (Wisła-Pogoń 30.06 4:4; Wisła-Czarni 1.07 2:1) stanowiły prawdziwy sprawdzian umiejętności graczy Wisły. Spotkanie z Pogonią miało niezwykle dramatyczny przebieg, gdyż Wisła prowadziła w nim już 4:1, prezentując nie tylko skuteczny, ale i ładny dla oka futbol. Po przerwie niestety „spuchła” i oddała pole rywalowi, który umiejętnie wykorzystał swą przewagę i fenomenalną grę Bacza (strzelca 3 bramek dla Pogoni). Wynik 4:4 nie krzywdził jednak żadnej z drużyn. Wisła zaprezentowała w tym meczu poukładaną grę. Pogoń zaimponowała żywiołowością i ambicją. Mecz stanowił przedsmak październikowych pojedynków finałowych o Mistrzostwo Polski. Mecz z Czarnymi z kolei przypominał „czasy dawnych przyjacielskich spotkań w ścisłem tego słowa znaczeniu. Starzy rywale odczuli widocznie powagę chwili, wydobyli ze siebie tylko umiejętność gry, na jaką ich stać było, dali licznym widzom zadowolenie, bez rozbudzenia ambicji klubowej, lub też międzymiastowej, występującej w tak nieraz przykrych formach przy walce o "dwa punkty"”. "Rozmach, wysoka technika i umiejętność kombinacyjna, a przy tem gra fair, udowodniły, że zdobycie mistrzostwa okręgu krakowskiego słusznie jej przypadło w udziale", gdyby jeszcze do tego doszła wytrzymałość to należała by do faworytów rozgrywek pisał „Przegląd Sportowy”. Po meczu wszystkie drużyny wzięły udział w uroczystości jubileuszowej. Przemawiał m.in. Dembiński w imieniu Wisły, a ponieważ Danz też obchodził jubileusz to znieśli go z boiska gracze lwowscy na rękach.

Potem przez miesiąc brakowało Wiśle konfrontacji z wymagającymi rywalami, co potwierdził pierwszy mecz Wisły toczony w ramach rozgrywek finałowych o mistrzostwo. Pierwszym etapem rozgrywek były gry w dwóch grupach (Wschodniej i Zachodniej). W każdej z grup grało po 4 mistrzów okręgowych. Pogoń już tradycyjnie trafiała do łatwiejszej grupy z Polonią Warszawa, Laudą Wilno i WKS Lublin. Wisła miała o wiele trudniejszych rywali: Wartę, ŁKS i Iskrę Siemianowice. W zasadzie tylko ta ostatnia drużyna odstawała poziomem od reszty zespołów. Potwierdzały to pierwsze pojedynki.
Wisła trafiała w pierwszym meczu na cenioną w Krakowie drużynę Warty. Spotkanie to odbyło się w Poznaniu przy kilkutysięcznej widowni (12.08 4:2). Kombinacyjna gra z obu stron podobała się kibicom, a szczególnie końcowy wynik tej konfrontacji: „Gra [była] ładna i żywa, tocząca się na całym boisku. Obie strony starały się o poprawną grę. Do przerwy miała Wisła więcej z gry, po przerwie lekka przewaga Warty”. Warta stwarzała groźniejsze sytuacje i zagrała zdecydowanie skuteczniej od „Czerwonych”. Pomógł jej w tym nienajlepiej dysponowany bramkarz Wisły Wiśniewski puszczając w odstępie jednej minuty dwie bramki. Niewykorzystanie karnego przez Danza pokazywało, której stronie sprzyja fortuna w tym meczu. Kontaktowa bramka do szatni stwarzała Wiśle jeszcze nadzieje na poprawę wyniku. Rozwiał je szybko Einbacher, strzelając 3. gola dla Poznaniaków w kilka minut po rozpoczęciu spotkania. Do końca spotkania każda z drużyn strzeliła jeszcze po jednej bramce. Zbyt nerwowa gra Wisły i brak skuteczności zadecydowały o porażce w tym meczu. Punkty pozostały więc w Poznaniu. Nieudany początek rozgrywek sprawił, że następny mecz z Iskrą Wisła musiała już wygrać. Ewentualna porażka w praktyce pozbawiałaby ją szansy na wygranie swojej grupy. I tym razem przyszło jej grać na wyjeździe. Ułożenie kalendarza gier wybitnie nie sprzyjało Wiśle. W ciągu tygodnia bowiem „Czerwoni” musieli podróżować: najpierw do Poznania, a potem do Katowic (z przystankiem na mecz towarzyski w Oświęcimiu). Faworytem meczu z Iskrą w Katowicach była oczywiście Wisła. Rywala jednak nie należało lekceważyć, gdyż ŁKS wygrał z nim po ciężkiej walce zaledwie 3:2. Potwierdził to mecz toczony na boisku Diany (19.08 3:2). Wiślacy niepomni doświadczeń Łodzian przystąpili do gry z pewnym lekceważeniem dla przeciwnika. Tym bardziej, że jak pisano Wiślacy wyglądali przy Ślązakach jak olbrzymi. „Czerwoni” pewnie prowadzili do przerwy 2:0, ale oddali pole gospodarzom w II. części gry, dając sobie strzelić dwa gole. Na szczęście serię bramek dla Iskry przedzielili golem, który dał im zwycięstwo. Podobno sędzia sprzyjał „Czerwonym” i na „dwadzieścia jeden pozycji spalonych Wisły, odgwizdał tylko sześć”.
Słaby początek drugiej części sezonu piłkarskiego dla Wisły (utrata punktów w Poznaniu i ledwie wywalczone zwycięstwo na Śląsku) sprawiał, że na zbliżający się pojedynek z ŁKS patrzono z niepokojem. Tym bardziej, że i tym razem przyszło Wiśle walczyć na wyjeździe w Łodzi (26.08). Łodzianie wprawdzie również nie spisywali się rewelacyjnie w tych rozgrywkach (ostatni mecz zremisowali z Wartą 1:1), ale przy gorąco reagującej publiczności, dawali z siebie wszystko. Drużynom przyjezdnym w takiej atmosferze grało się nienajlepiej. I tym razem publiczność łódzka nie zawiodła i zjawiła się na stadionie ŁKS w komplecie (mimo strajku tramwajarzy). Nad piaszczystym boiskiem gospodarzy po każdym kopnięciu piłki wzbijały się tumany kurzu, co utrudniało oglądanie meczu, który tylko do przerwy wydawał się nierozstrzygnięty (0:0) i wyrównany. Po pauzie Wisła przebywała niemal cały czas na polu karnym ŁKS i to najlepiej charakteryzowało przebieg meczu, w którym tylko momentami łodzianie przechodzili do ofensywy. „Masywny atak Wisły z Reymanem na czele ma dobry ciąg na bramkę”, czego efektem były 3 bramki strzelone w ciągu pierwszego kwadransa tej połowy meczu. Łodzianie atakowali sporadycznie i chaotycznie i jedynego gola w meczu strzelili po rzucie karnym na 10 minut przed końcem meczu. Ostatnie 3 bramki dla Wisły padały w końcowych fragmentach tego spotkania „wskutek zniechęcenia i beznadziejnej sytuacji mistrza Łodzi, którego gracze nie chcieli, a może nie umieli dalej walczyć”. Pewna wygrana Warty nad Iskrą 7:0 sprawiała, że to w niej upatrywano głównego faworyta tej grupy. W grupie Wschodniej spacerkiem wygrywała lwowska Pogoń, gromiąc m.in. Laudę 13:0.


W zaistniałej sytuacji wydawało się, że mecz w Krakowie między Wisłą i Wartą (9.09) zadecyduje o wygraniu grupy i awansie do finału Mistrzostw Polski. Dla Poznaniaków było jasne, że kluczem do zwycięstwa w tym meczu było wyeliminowanie z gry najlepszego gracza „Czerwonych” i motoru jej ofensywnych akcji - Reymana. Tak też się stało, choć nie wynikło to z jakichś specjalnych rozwiązań taktycznych gości. Obie drużyny przystąpiły to tego meczu z wolą zwycięstwa i to było widać od pierwszego gwizdka sędziego. Gra była męska i ostra z obu stron. Wisła powinna wygrać ten mecz, grała ambitnie i stwarzała liczne sytuacje podbramkowe. Świeżo darniowane boisko utrudniało nieco grę. Wśród sporej ilości kibiców znaleźli się i ci z drugiej strony Błoń, którzy dopingowali rywalkę Wisły i swym zachowaniem w poważny sposób przyczynili się do rozwoju wypadków na boisku. To, że oklaskiwali grę gości nie było oczywiście niczym zdrożnym. Swoim zachowaniem wymuszali jednak na słabo dysponowanym sędzim błędne decyzje, których ofiarą padł właśnie Reyman. Mecz rozpoczął się od ataków gości w pierwszym kwadransie meczu. Potem do przodu ruszyła Wisła, „a Reyman prowadzi swych partnerów do niebezpiecznych ataków”. Sytuacje z obu stron były jednak niewykorzystane. „Wisła nie bawi się w efektowne pociągnięcia piłką, nie kładzie żadnego nacisku na piękno swej pracy, ale wszystkie wysiłki obraca ku jednemu celowi, którym jest wywalczenie zwycięstwa i zdobycie cyfrowego wyniku”. „Czerwoni” grali ostro, w jednym z starć lewego obrońcy Warty (32’) „z Reymanem ... zielony z krzykiem pada na ziemię”, symuluje ciężką kontuzję i sędzia dopiero po pewnym czasie „zdecydował się wykluczyć Reymana, co było zupełnie nieuzasadnionem i formalnie niedopuszczalnem, gdyż wykluczenie mogło, lub winno nastąpić bezpośrednio po gwizdku, ale nie po dyktandzie galerji i graczy, nie mówiąc już, że na rozstrzygającym meczu mistrzowskim nie wyklucza się solidnego zresztą gracza, stanowiącego ostoję partji, bez żadnego upomnienia, tembardziej, że gracz, rzekomo silnie i niebezpiecznie skontuzjowany, za kilka chwil wstał i grał bez przeszkody ... aż do końca zawodów. Wykluczenie Reymana zdecydowała de facto o wyniku i pozbawiło Wisłę zasłużonego zwycięstwa, o czem świadczy przebieg gry II. połowy i całkowita przewaga Wisły, grającej z brawurą i ambicją w 10-ciu aż do samego końca”. Jedyny gol dla Wisły padł w II. połowie (Balcer) podobno z pozycji spalonej. Gol dla Warty padł po wątpliwym rzucie rożnym w ostatniej minucie meczu. Huraganowe ataki Wisły w ostatnich sekundach nie dały jej gola. Sędzią w tym spotkaniu był Grabowski i jego słabą dyspozycję krytykowano potem w całej prasie sportowej. Wykluczenie Reymana z gry także uważano za pochopne, gdyż „była to stanowczo za dotkliwa kara, należało w najgorszym razie Reymana upomnieć i dopiero przy ewentualnym powtórnem przewinieniu usunąć go z boiska”. Tym bardziej, że „Celler z tyłu skoczył na niego i przytem potłukł się” - co wyjaśniał korespondent lwowskiego „Sportu”. Usunięcia Reymana z boiska domagał się energicznie Staliński i sędzia mu uległ przy rykach źle orientującej się trybuny. Grabowskiego omal nie pobito po meczu - bronić go musieli, prezes Wisły Dembiński i kpt. Strusiewicz. Tym sposobem ,jak pisano potem w prasie, „Wisła niezasłużenie odpada z finału. Krakowska klasa doznała ponownie śmiertelnego ciosu. Tym razem pochodził on z Warszawy”. W atmosferze takiego oto skandalu zakończył się ten ładny i interesujący mecz. „Tygodnik Sportowy” się jednak pomylił. Remis z Wartą nie oznaczał końca nadziei „Czerwonych” jeśli chodzi o wywalczenie awansu do finału MP. Opatrzność (która posłużyła się graczami ŁKS) okazała się dla niej łaskawa. Łodzianie bowiem wygrali z Wartą aż 5:2. Tym sposobem to właśnie mecz Wisły z Łodzianami mógł zadecydować o wygraniu Grupy Zachodniej. Niefortunny kalendarz gier, który zmuszał Wisłę do rozegrania 3 pierwszych spotkań na wyjazdach, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności dawał teraz Wiśle handicap rozgrywania pozostałych 2 meczów na własnym stadionie. Zakontraktowany mecz Krakowa we Lwowie i późniejsze zawody finałowe o mistrzostwo Armii spowodowały, że Wisła mecz z ŁKS zagrała dopiero w ostatnim dniu września. Te trzy tygodnie przerwy były dla piłkarzy Wisły okresem niezwykle intensywnie wykorzystanym, jeśli chodzi o grę w piłkę nożna. Najpierw musieli bronić barw Krakowa w przegranym meczu ze Lwowem (16.09 1:2). Potem w mistrzostwach Armii musieli prowadzić 20 pp. do trzeciego z rzędu zwycięstwa w tych rozgrywkach. Dodatkowo 5 zawodników Wisły broniło barw Polski w meczu z Finlandią (23.09) i Estonią (25.09). Do meczu z ŁKS Wiślacy przystępowali więc niejako z marszu. Wielu z nich było zmęczonych i to było widać w meczu z Łodzianami (30.09 1:0).
Zawody te oczekiwane z naprężeniem, które miały rozstrzygnąć kto z grupy zachodniej wejdzie do ostatecznej rozgrywki o mistrzostwo Polski, zgromadziły mimo niepewnej pogody znaczną ilość widzów. Na zawody przybyli również z Łodzi sympatycy klubowi ŁKS., których liczba – sądząc z poruszenia jakie wywoływali na trybunach manifestacjami na rzecz swego klubu – musiała być bardzo znaczną. Po ciężkiej walce zwyciężyła Wisła zasłużenie, jednak bez widocznej przewagi, w grze ostrej, nieinteresującej, niemniej przeto obfitującej w burzliwe momenty”. I. połowa toczyła się przy przewadze Wisły. Właśnie w tej części gry padł jedyny gol meczu. Po przerwie atakowali goście. Nie przebierali przy tym środkach czego efektem było wykluczenie ich 2 zawodników z boiska w końcówce meczu. Według prasy łódzkiej mecz miał być ustawiony i sędzia Wojakowski nie uznał 2 prawidłowo strzelonych goli przez ŁKS, a gol dla Wisły został uznany, mimo iż Cyll wykopał piłkę pół metra przed linią bramkową. W związku z tym goście ostro protestowali już w trakcie meczu i grozili zejściem z boiska. Obiektywna prasa warszawska odrzucała te oskarżenia twierdząc, że gol dla Wisły padł prawidłowo (poruszyła się siatka w bramce ŁKS), a po strzale Śledzia z kolei piłka odbijając się od poprzeczki nie przekroczyła linii bramkowej. Oskarżanie zaś byłego sekretarza Cracovii Wojakowskiego o sprzyjanie Wiśle to żart.
Dzięki tej wymęczonej wygranej mecz z Iskrą decydował o zwycięstwie Wisły w Grupie Zachodniej. Zdecydowanym faworytem spotkania była Wisła i potwierdziła to w tym spotkaniu (7.10 8:3). I tym razem jednak w komentarzach prasowych więcej się mówiło o kiepskiej dyspozycji sędziego niż o sportowym wymiarze tego pojedynku, który przecież decydował o finaliście Mistrzostw Polski. Kpiono sobie po meczu, że sędzia Rząsa odstawiał w nim kabaret z rzutami karnymi. Jak pisano 4 karne i 4 wykluczenia „lub coś takiego w przybliżeniu” to jego norma w każdym spotkaniu i tak też było tym razem. Na boisku oglądano „kino” za sprawą sędziego Rząsy, który podyktował 3 karne i za jednym „zamachem wyprawił czterech graczy z boiska”. Jak mawiano, najpiękniejszym dniem w jego karierze było podyktowanie 4 karnych w meczu Polonia-Pogoń. Tym razem „gdy nie dociągnął do chlubnej tej cyfry, zemścił się na czterech graczach od razu” taką to ma idee fix - kpił „Przegląd Sportowy”. Iskra przedstawiła się w Krakowie jako drużyna surowa, ale ambitna. Wisła zaś „miała swój normalny dzień z paru pysznemi bombami Reymana, kilku kozłami Śliwy i jedną bramką nonszalancko puszczoną prze Wiśniewskiego. Grę interesującą i nawet nie zbyt ordynarną, ukoronował zjadliwy piruet Krupy z przyłożeniem obcasów do szczęki jednego z Ślązaków. Rewanż w postaci kilku kopniaków nasunął się sam przez się. Tu doskoczył Reyman i odepchnął pierona”. Skończyło się na wydaleniu z boiska Krupy, Reymana i dwu Ślązaków. Według sprawozdawcy wystarczyło tylko tych, którzy kopali, gdyż Reyman wystąpił w obronie swego kolegi. Spotkania z Iskrą zweryfikowano potem jako walkowery dla Wisły (po 5:0). Podobnie zresztą i 2 inne mecze tej drużyny z Wartą i ŁKS.

Finał


W finale czekała na Wisłę Pogoń, która przeszła przez swoją grupę w imponującym stylu, wygrywając wszystkie spotkania i aplikując rywalom aż 42 bramki. Wisła z kolei musiała twardo walczyć o pierwsze miejsce praktycznie aż do ostatniego spotkania z Iskrą. Tydzień po nim musiała przystąpić do gier z Lwowianami (14.10). Mecz ten potwierdził wyczerpanie graczy Wisły i związany z tym spadek formy całego zespołu. Jak oceniono po tym meczu: na Wiśle zemściło się zmęczenie sezonem i „oranie” Reymanem i Markiewiczem na mistrzostwach wojskowych. Gra prowadzona była fair. Do tego była ładna i bogata w momenty „kombinacyjne i techniczne”. Wyraźnie wyeksploatowani sezonem „Czerwoni” oparli w tym meczu grę całej drużyny na Reymanie, „któremu ustawicznie podawano piłkę, nie dając chwili wypoczynku do zebrania sił na wykonanie przeboju, lub oddanie skutecznego strzału”. Okazało się to błędem. Do tego Wisła miała „szalonego pecha w strzałach, atak, pracujący sprawnie pod flegmatycznym i niezawodnym Reymanem, grał skrzydłami, z których szczególnie niebezpiecznym był Adamek”. Słabsza gra pomocy i niepewny Wiśniewski w bramce to były jednak główne powody zasłużonej, choć może zbyt wysokiej porażki (3:0). Przegrywając do przerwy 1:0 „Czerwoni” ruszyli ostro do ataku w pierwszych minutach II. połowy. Nie wytrzymali kondycyjnie ostrego tempa gry i stracili 2 gole w ciągu jednej minuty (18-19). Ambitna gra do końca nie zmieniła już wyniku tego meczu. Dobra taktyka Pogoni w tym meczu i ostre krycie Reymana przez Fichtela okazały się kluczem do sukcesu.
Przykra i wysoka porażka nie stawiała jednak Wisły na straconej pozycji przed rewanżem w Krakowie. Powodował to regulamin rozgrywek, który w wypadku równej ilości punktów zdobytych przez obie drużyny przewidywał rozegranie meczu dodatkowego na neutralnym terenie (niezależnie od zdobytych i straconych bramek w dwumeczu). Wystarczyło więc tylko wygrać (nawet w najskromniejszych rozmiarach), by doszło do trzeciego spotkania. Mając w pamięci mecz we Lwowie, przed rewanżem w Krakowie stawiano jednak na Pogoń. Jak pisano Pogoń gra „jak huragan, ale też nagle znika i mija jak huragan. W Krakowie po huraganie pozostało tylko wspomnienie. Wisła przygotowała się do tego pojedynku starannie, zarówno jeśli chodzi o stronę sportową, jak i organizacyjną całego przedsięwzięcia. Zgodnie z zaleceniami zarządu klubu postanowiono: „zawody... odpowiednio zareklamować w dziennikach miejscowych; zamówić hotel dla drużyny Pogoni...; oddać do druku 200 afiszów; zamówić policję w liczbie 7. pieszych i 1. konnego; sprawić 20. opasek biało-czerwonych dla porządkowych; uprosić p. kpt. Strusiewicza o przysłanie 30. żołnierzy dla pilnowania porządku; 8) udzielić członkom zarządu 1. lożę, zaś członkom klubu Pogoni wolnego wstępu za okazaniem legitymacji”. Ukazuje to spory wysiłek, jaki pociągało za sobą organizowanie spotkań piłkarskich.
Wisła zagrała z Pogonią (21.10) jeden z najładniejszych meczów w jej historii, zdając sobie sprawę, że chodzi tu o prestiż. Pogoń w przeciwieństwie do meczu lwowskiego zagrała bez strategii, chaotycznie. Wisła zaś posiadając graczy o lepszej technice, taktyce miała „ciągi kombinacyjne”. „Wysyłani przez Reymana skrzydłowi i łącznicy otrzymywali piłkę w nieobsadzone miejsca i niebezpieczna sytuacja gotowa. Reyman jest znakomitym dyrygentem, nie tylko grając na środku ataku, nie tylko zapalając współgraczy i dyktując im wprost każdy krok, ale w danej chwili sam czynnie wkracza i zawsze, przy każdym strzale, jest niezwykle niebezpiecznym, jego każdy strzał jest mierzony i niezwykle silny i może siedzieć”. „Czerwoni” nie mieli w tym meczu słabych punktów i przeważali w każdej formacji. „Reyman doskonale prowadził atak, raz po raz posyłał w bój lotne, niebezpieczne skrzydła, a i sam groźnie strzelał. Zwłaszcza jego wolne rzuty, bite celnie i wzorowe technicznie, wywoływały żywe oklaski. W ogóle nigdy jeszcze Wisła za piękną grę nie była tak często oklaskiwana, jak na meczu niedzielnym”. Wracając do wydarzeń na boisku: Po pierwszych nerwowych minutach meczu z przewagą Pogoni do głosu doszła Wisła. Jej ataki sunęły falowo na bramkę Pogoni, „gdzie napastnicy nie tańczą modnego obecnie u napadów krakowskich pląsu dookoła piłki, lecz strzelają groźnie z każdej sytuacji. Akcjom Wisły brak finezji i piękna, ale za to, co ważniejsze, cechuje je siła i moc uderzenia”. Gra była godna finałów. W napadzie „Czerwonych” „najlepszym był Reyman I., dusza ataku”. On też był autorem pierwszego gola dla Wisły w 17’ „dostawszy piłkę od prawego skrzydła”. Wynik meczu mógł wypaczyć sędzia Rząsa (był to jego 3 z rzędu mecz z udziałem Wisły w mistrzostwach), kiedy to po pół godzinie gry doszło do kuriozalnej sytuacji: „dwóch graczy krakowskich biegnie ku Garbieniowi, a w tym momencie sędzia p. Rząsa odgwizduje karny przeciw Wiśle, bo rzekomo gracze miejscowi 'mieli zamiar' zrobić przeciwnikowi prasę”. Na szczęście Batsch strzelił ponad bramką. Obraz gry nie zmienił się i w II. połowie. Wisła atakowała z pasją i dało jej to prowadzenie 2:0. Pod koniec meczu napięcie wzrosło niepomiernie, gdy najpierw Kuchar strzelił kontaktowego gola, a potem Rząsa podyktował drugiego karnego dla gości. Znakomicie tym razem spisał się w bramce Wisły Wiśniewski, broniąc strzał Garbienia i dobitkę Szabakiewicza. Załamało to Pogoń, która już do końca meczu nie potrafiła poważnie zagrozić bramce Wisły i strzelić wyrównującego gola. Po meczu „nastąpił najpiękniejszy moment dnia gdy uznojonych i spracowanych graczy Wisły znieśli z boiska na ramionach gracze Cracovii przy akompaniamencie huraganu oklasków, którymi darzono zwycięzców”, „rewanżując się za ten sam czyn Wisły po zwycięstwie Cracovii nad Pogonią we Lwowie również 2:1”. Honor Krakowa został uratowany.


Sprawa zdobycia mistrzostwa pozostawała więc otwarta. O wszystkim miał zadecydować dodatkowy mecz w Warszawie. Trzy dni wcześniej Reyman jako jedyny Wiślak dostąpił jeszcze honoru bronienia barw narodowych w meczu ze Szwecją. Oparcie drużyny narodowej aż na 7 zawodnikach Cracovii można było tłumaczyć chęcią oszczędzenia sił graczy Wisły i Pogoni przed zbliżającym się meczem o Mistrzostwo Polski w Parku Sobieskiego.
Listopadowa aura nie sprzyjała piłkarzom (murawa była rozmokła). Piłkarze, zdając sobie sprawę ze stawki meczu, zagrali pierwsze pół godziny nerwowo i asekuracyjnie. Nic dziwnego, że gra toczyła się głównie na środku boiska. W Wiśle zawodził szczególnie atak „poza Reymanem, który daje z siebie co może, wszyscy inni nie stoją na normalnej wyżynie” (Kowalski grał chaotycznie, Balcer niecelnie centrował, a Danz wyczyniał piruety). Gracze Pogoni nie prezentowali się lepiej, ale to do nich w końcówce I. połowy uśmiechnęło się szczęście (Kuchar wpakował piłkę w siatkę obok wybiegającego Wiśniewskiego). Bramka do szatni nie załamała „Czerwonych”. Zaraz po przerwie nastąpił rajd skrzydłem Balcera, centra - Reyman „dobiega i bije w kierunku bramki, obok M. Kuchara... piłka toczy się wolno, więc dla pewności popycha ją jeszcze Kowalski i usadza w siatce”. Od tej chwili gra była żywa i składna, ale za ostra (Gulicz, Szneider i Danz „dają jej wyraz w postaci nieprawidłowego remplowania, podkładania nóg, stołeczków i innych podobnych objawów miłości bliźniego”). Wisła przeważała nad Pogonią „technicznie i taktycznie” w tej części gry. Stwarzała też szereg niebezpiecznych sytuacji podbramkowych. Wynik jednak się nie zmienił. Nastąpiłae dogrywka. Pierwsza i ostatnia w historii meczów o Mistrzostwo Polski. Także w przedłużonym czasie gry Wisła była stroną przeważającą. Ostatnie minuty należały jednak do Pogoni, która na dwie minuty przed końcem strzeliła decydującą o zwycięstwie bramkę (Garbień): „był to strzał górny, tak silny, że bramkarzowi Wiśniewskiemu piłka ręce w tył wygięła”. Rozpaczliwe ataki Wisły w końcówce nie przyniosły zmiany rezultatu (sędzia nie odgwizdał faulu Olearczyka w polu karnym). Po meczu zwycięzców zniesiono na rękach z boiskach, Wisłę nagrodzono oklaskami. Tak to pechowo zakończył się pierwszy finał Mistrzostw Polski z udziałem Wisły. Szczęście sprzyjało graczom lwowskim, którzy tym samym zdobyli drugi tytuł mistrzowski z rzędu. Wiśle na pocieszenie pozostały tylko pochlebne artykuły w prasie krakowskiej: „Przegrała... niezasłużenie drużyna lepsza, która przez cały czas pracowała, jak maszyna, grała we wszystkich liniach równo, a kombinacją w ataku, ogólnem zgraniem, a przytem grą fair, przewyższała Pogoń o całe niebo”. Ciekawostką był fakt, że dochód z meczu przeznaczono na „potrzeby reprezentacji olimpijskiej”.

Sezonowe ostatki i podsumowania


Na pocieszenie a zarazem zakończenie sezonu w Krakowie Wisła rozgromiła w lokalnych derbach swoją rywalkę Cracovię 5:1 - co wymownie świadczyło o tym, że zasłużenie wywalczyła tytuł najlepszej drużyny Krakowa i grała o mistrzowski tytuł z Pogonią.
Mecz mimo trudnych warunków do gry był od początku interesującym widowiskiem. Gra była ostra i ambitna z obu stron. Wisła od początku narzuciła ostre tempo gry i przez pierwszy kwadrans miała przygniatającą przewagę. Potem gra się nieco wyrównała. Pierwszy gol dla Wisły padł z rzutu karnego. Po przerwie do ataku rzuciła się Cracovia, ale animuszu starczyło jej na kilkanaście minut. Dało jej to wprawdzie bramkę strzeloną przez Węglowskiego, ale to było wszystko na co było ją stać w tym meczu. Nie wytrzymała po prostu narzuconego przez Wisłę tempa gry. Wisła od momentu utraty gola całkowicie zdominowała wydarzeniana boisku, co przyniosło jej dwa gole strzelone przez Stefana Reymana. Potem następowało już tylko dobijanie rozbitego psychicznie przeciwnika. Egzekutorami byli kolejno: Henryk Reyman,kiedy „pięknym strzałem” pokonał Fryca (zastępującego kontuzjowanego Latacza w bramce) oraz Adamek ustalający wynik spotkania w ostatniej minucie meczu (w bramce stał już ponownie Latacz). Mecz kończył się w mgle, pragnącej jak gdyby zakryć wstyd zawodników Cracovii. Na uwagę zasługiwało również skandaliczne zachowanie kibiców Cracovii. Nienawykli do oglądania tak dotkliwych porażek swoich pupili obrażali nienajlepiej prowadzącego to spotkanie jako sędzia Konkiewicza. Prowadzić to spotkanie miał s. Rosenfeld, ale Cracovia nie wyraziła na to zgody i chyba po meczu tego żałowała.


Sprawozdawca „Przeglądu Sportowego” tak podsumował to spotkanie: „Bywają zawody, z których trudno napisać mniej więcej rzeczowe sprawozdanie. Spotkanie Wisła z Cracovią, zakończone niebywałą porażką Cracovii, należy do tych, wobec których sprawozdawca, o ile nie jest klubowym rekinem, staje bezradny lub conajmniej z tęgą zawieruchą w głowie. Śnieg, zalegający niemal całe boisko, mgła gęstniejąca ku końcowi zawodów w welon nieprzebity, za którym migały się tylko mistyczne sylwety graczów, stworzyły z góry warunki do niezwykłego widowiska. W mgle sędzia i jego niepojęte oznaczenia, za mgłą tłum i jego chorał nieprzerwany: kaaloosz. Następnie przebieg gry najzupełniej dziwacznej, a której jedyną niewątpliwą rzeczą było to, że Wisła wygrała. I wygrała uczciwie i zasłużenie. Że mimo tego mecz ten ani wynik nie okazuje istotnego stosunku sił, kwestji ulegać nie może”.

Wcześniej podczas jubileuszowego meczu z Podgórzem - Śliwie, Mrozowi i Kaczorowi na 10-lecie „oraz Reymanowi I, Kowalskiemu i Danzowi I, którzy grali po 100 meczów w I drużynie Twa. - uchwalono ofiarować złote sygnety, których zakupienie przekazano komisji złożonej z pp. Dembińskiego, Potockiego, Kornasia i Kopecia”. 6 sygnetów miało kosztować 39,5 $. W obcej walucie wobec szalejącej inflacji postanowiono się od tej pory rozliczać.

Ocena gry Wisły na zakończenie sezonu musiała wypaść pozytywnie (mimo porażki w finale Mistrzostw Polski). W całym sezonie Wisła rozegrała 44 mecze z czego: 30 wygrała, 8 przegrała i 6 zremisowała. Najwięcej spotkań rozegrał Wiśniewski (39). Reyman wdziewał koszulkę z białą gwiazdą aż 37 razy, co było imponującym osiągnięciem, biorąc pod uwagę jego obowiązki żołnierskie i grę w drużynie 20 pp., reprezentacji Polski i Krakowa. Stosunek bramkowy był równie imponujący: 130-54. „Najwięcej bramek strzelił Reyman H. 48”. Co ciekawe, w całej swej historii Wisła rozegrała do końca 1923 r. ogółem 292 spotkań. Z czego 159 wygrała, 44 zremisowała, a 89 przegrała. Stosunek bramkowy wynosił: 809-466. Rekordzistą występów w brawach Wisły pozostawał Śliwa, który wdziewał koszulkę z białą gwiazdą 169 razy (Reyman 102). Po raz pierwszy w historii TS Wisła na czele klasyfikacji najlepszych strzelców znalazł się Reyman. Co potwierdzała tylko jego dobrą i wyrównaną formę strzelecką w całym sezonie. Wyprzedził znacznie najlepszego dotychczas strzelca Wisły Kowalskiego, który zaliczył 32 trafienia. Co charakterystyczne, przez I. drużynę przewinęło się aż 33 zawodników, co świadczyło o bogactwie rezerw. Przy takiej fluktuacji kadry dziwić musiało zachowanie stabilnej i wysokiej formy przez drużynę przez cały sezon. Stałe miejsce w I. drużynie zdobyli sobie przebojem dwaj skrzydłowi: Adamek i Balcer. Z ich nazwiskami łączyć się będą nierozerwalnie sukcesy Wisły w nadchodzących latach.


Adamek pracowitością zdobył sobie pozycję jednego z najlepszych prawoskrzydłowych. Szybki bieg, dobra technika (z inklinacjami do gry kombinacyjnej), dobre centry i celny ostry strzał to były jego znaki firmowe. Jego styl gry określano jako „elegancki”. Jak pisano: „Adamek, zawodnik niezmiernie... elegancki, bo nawet na boisku staje w kołnierzyku i barwnym krawacie”. Oburzało to niektórych sprawozdawców sportowych, ale formalnie nie było zabronione. Ten styl gry nie przyjął się jednak na polskich boiskach, a sam Adamek z czasem zrezygnował z tej ekstrawagancji. Potrafił grać ostro i należał do „graczy, u których rozum koncentruje się głównie w nogach” - tzn. najpierw zagrał potem pomyślał.
Jeśli o Adamku mówiło się, że był szybkim graczem to Balcer jawił się jako rozpędzona torpeda na boisku. Posiadał świetny strzał w biegu, który niejednokrotnie decydował o wyniku spotkania gdy drużynie nie szło. Wysoki, szybki i niezwykle ambitny. Jego mankamentem była jednak słabsza technika i niedostatki taktyczne. Złośliwi pisali, że był niespełnionym talentem... lekkoatletycznym. Na pewno jednak nie byli to obrońcy i pomocnicy drużyn przeciwnych, którzy jeśli tylko się rozpędził to mogli oglądać jego plecy na boisku.
Reyman swą skuteczność zawdzięczał właśnie (oprócz swoich naturalnych predyspozycji), „duetowi świetnych skrzydłowych: Balcerowi i Adamkowi”. Umiejętnie dyrygował nimi na boisku „wykorzystując ich szybkość. Jego podania wracały we właściwym momencie do niego, a on je zamieniał na bramki”.
Nic dziwnego, że mając takich graczy w ataku tę formację Wisły zaliczano „do najlepszych w Polsce, a zwłaszcza Reyman I i Czulak okazują się graczami, których nie powstydziłyby się przodujące drużyny zagraniczne”. Opinia dotycząca Czulaka była nieco na wyrost, gdyż dopiero pod koniec sezonu zadebiutował w barwach Wisły. Niemniej już wcześniej zdobył sobie uznanie swą grą w krakowskiej Sparcie i zdążył już niejednokrotnie zagrać w reprezentacji Krakowa. Był graczem dobrze wyszkolonym technicznie o dobrych długich podaniach. Potrafił grać kombinacyjnie i dobrze strzelał z voleya. Prezentował jednak nierówną formę. Z reguły grywał jako łącznik, choć radził sobie także z grą na skrzydle. Linię ataku uzupełniał jako łącznik Władysław Kowalski - gracz uniwersalny, wyborny strzelec. Wadą była jego nadmierna skłonność do ostrej gry.
Podpora pomocy Stefan Śliwa właśnie w tym roku kończył karierę w Wiśle i trwały poszukiwania jego następcy. Przed wyjazdem wręczono mu pamiątkową papierośnicę w dowód uznania dla jego gry w barwach Wisły. Śliwa w zasadzie nie miał stałych partnerów po bokach, co też powodowało nierówną grę tej formacji w całym sezonie. Często u jego boku występował Majcherczyk, gracz nienajwyższych lotów, ale imponujący ambicją. Witold Gieras z kolei był dobrym duchem drużyny. Na boisku imponował dobrym ustawianiem się.
Najczęstszą parę w obronie Wisły stanowili Kaczor i Markiewicz. Kaczor grywał zarówno na prawej jak i lewej obronie. Był graczem niezwykle opanowanym, potrafił grać ostro. Nie należał do szybkobiegaczy, ale nadrabiał to dobrą techniką i zmysłem taktycznym. Mając długie nogi, słynął z „hamowania przeciwnika”. Markiewicz z kolei słynął z pracowitości. Jako dobry technik zawsze najprostszymi metodami parł do celu.
Jeśli chodzi o bramkarzy to Wisła zawsze miała na tej pozycji wybitnych przedstawicieli. Od 1921 r. królował na tej pozycji Mieczysław Wiśniewski. Prawdziwy globtroter, który u progu swej kariery zaliczył grę w czołowych zespołach wiedeńskich. Zwykle tryskał humorem i był lubiany przez kolegów. Wysoki, o sporej rutynie. Stąd dobry przy piłkach górnych, „które brał w jedną rękę”. Słabo grał jednak dołem, a wręcz tragicznie nogą.
Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne to TS Wisła prowadzone wprawną ręką prezesa Dembińskiego zdobywało trwałe podstawy materialne (budowa latryn była tego wymownym dowodem). Wynajęto również lokal na potrzeby klubowe (przy ul. Długiej 5/1od Firmy „Pharma” za 3,5 zł i remont w poniedziałki, środy, soboty i niedziele), dzięki czemu nie musiano spotykać się w przygodnych pomieszczeniach czy kawiarniach. Towarzystwo rosło w siłę sportową (rozwijały się nowe sekcje). Sukces sportowy przyciągał kibiców i możnych mecenasów. Nie znaczy to, że klub nie borykał się z kłopotami finansowymi. Pieniędzy bowiem zawsze brakowało, a wydatki były coraz większe. Własny stadion przynosił bowiem pewne zyski z wypożyczania boiska na treningi i mecze innym krakowskim drużynom. Utrzymanie jednak obiektu kosztowało i to niemało. Samo ubezpieczenie pochłaniało krocie. Do tego dochodziły koszta związane z utrzymaniem stadionu (np. remont rynien i dachu poważnie nadwyrężył finanse klubu i upoważniono nawet prezesa Dembińskiego do zaciągnięcia pożyczki dla spłacenia zobowiązań Towarzystwa). Nie równoważyły tego wpływy ze składek, organizowanych zawodów, czy zyski z reklam i bufetu. Dlatego poważnie myślano o połączeniu Wisły z krakowskim Sokołem w jedno towarzystwo sportowe. Pomagał tu fakt zajmowania eksponowanego stanowiska w Sokole przez współzałożyciela Wisły Józefa Szkolnikowskiego. Do tego jednak nie doszło, ale Wisła utrzymywała nadal dobre stosunki z Sokołem i jej zawodnicy korzystali w zimie z urządzeń sportowych i kadry szkoleniowej tego zaprzyjaźnionego towarzystwa płacąc 2 zł za godzinę.
Nie wszystkim porządki zaprowadzane przez Dembińskiego w Wiśle się podobały. Szczególnie piłkarzom, którzy czuli się nieco odsunięci od wpływu na losy swego klubu, bowiem coraz rzadziej brali udział w posiedzeniach zarządu klubu i malał ich wpływ na podejmowane decyzje. Doszło nawet w trakcie sezonu z tego powodu do małego konfliktu między piłkarzami a prezesem, w wyniku którego Dembiński złożył rezygnację z funkcji (szybko jednak wycofaną). TS Wisła rozrastało się w szybkim tempie z pewną szkodą dla niemal rodzinnych stosunków w nim panujących. Nie wszyscy chcieli się pogodzić z tym faktem.
W grudniu ponownie wybrano Dembińskiego na prezesa TS Wisła. Kierownikiem sekcji piłki nożnej Kopcia i co najważniejsze kapitanem I drużyny wybrano Reymana (a jego zastępcą Markiewicza).


Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej
„Przeglądu Sportowego”, „Tygodnika Sportowego”, „Kuriera Sportowego”, „Raz, Dwa, Trzy”, „Sportu Ilustrowanego”, „Stadionu”, „Wiadomości Sportowych” oraz książek: S. Mielecha: "Gole faule i ofsajdy" i "Sportowe sprawy i sprawki"; J. Bryla, Wacław Kuchar; A. Konieczny i J. Kukulski, Najlepsi piłkarze świata a-z. Kalejdoskop. Tekst oparto również na protokołach z posiedzeń władz TS Wisła i wydawnictwach jubileuszowych TS Wisła.

Ważniejsze wydarzenia

  • Aleksander Dembiński zostaje nowym prezesem TS Wisła.
  • Marzec - Kpt. Wilhelm Cepurski , grający 17-ty rok w pierwszej drużynie Wisły Kraków, został wybrany kapitanem honorowym drużyny.
  • 11 marca - na początek rozgrywek a-klasowych Wisła wygrywa 1:0 z Cracovią po dobrym meczu i golu strzelonym przez niezawodnego Reymana. Wynik meczu próbowano potem odwrócić przy zielonym stoliku, a powodem były pomalowane na biało-niebiesko bramki.
  • T.S. Wisła Kraków zawiadamia o zmianie adresu. Gustaw Kornaś, Kraków, ul. Kościuszki 34, I. p.
  • 6 maja - Wisła-Wawel 3:1. Na boisku Jutrzenki Wiślacy w siódmej kolejce spotkań wygrywają po raz siódmy i bezapelacyjnie prowadzą w a-klasowych rozgrywkach.
  • Czerwiec - Wisła po raz pierwszy zwycięża w rozgrywkach A klasy i awansuje do gier finałowych o mistrzostwo Polski.
  • 12 sierpnia - Poznań. Wisła-Warta 2:4. Debiut Wisły w finałowych meczach o MP. Pierwszego gola dla Wisły w tych rozgrywkach strzelił gracz Warty – Kosicki w 42 minucie gry!
  • 7 października - ostatni mecz w grupie finałowej z Iskrą decydować miał o wejściu do finału rozgrywek. Nic dziwnego, że na boisku Wisły aż iskrzyło od ostrych starć i strzelonych bramek. 8:3 dla Wisły, w wyrzuconych z boiska piłkarzach remis 2:2.
  • 15-21 października - finałowy dwumecz z Pogonią Lwów na remis: 0:3 i 2:1. Według regulaminu o mistrzostwie miał zadecydować mecz barażowy.
  • 4 listopada - po porażce w barażowym meczu z Pogonią Lwów 1:2 Wisła zdobyła tytuł wicemistrza Polski. Wisła była w tym meczu lepsza „technicznie i taktycznie”. Ostatnią bramkę straciła pechowo na dwie minuty przed końcem dogrywki.
  • 25 listopada - pocieszenie na koniec piłkarskiego sezonu. Rozgromienie Cracovii na jej własnym boisku 5:1!

W prasie

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1923