Sezon 1924 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze Rozgrywki A-klasowe Mecze towarzyskie międzynarodowe Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi Wisła jako reprezentacja Krakowa
Rezerwy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1924

Gry towarzyskie

Rok olimpijski w Polsce rozpoczęto od przełożenia rozgrywek okręgowych. PZPN rozpisała w tej sprawie referendum, a potem podjęła taką decyzję na Walnym Zgromadzeniu. W zamyśle miało to służyć lepszemu przygotowaniu reprezentacji do występu olimpijskiego. Nie była to jednak decyzja szczęśliwa, gdyż drużyny krajowe zamiast konfrontować swoje umiejętności w meczach o punkty (w mistrzostwach okręgowych) musiały zadawalać się rozgrywaniem szeregu towarzyskich spotkań z drużynami krajowymi i zagranicznymi. Nie sprzyjało to mobilizacji drużyn i graczy w nich występujących. Szczególnie niezadowolona z takiego stanu rzeczy mogła być Wisła, która przed Olimpiadą prezentowała wyborną formę. Świadczyły o tym wymownie wyniki osiągane zarówno z krajowymi rywalami jak i z wymagającymi zagranicznymi przeciwnikami. Już na początku sezonu rozgromiła a-klasową Jutrzenkę 13:2. Pół tuzina goli zaaplikował rywalom Reyman, a cały atak Wisły prezentował się w tym spotkaniu wyśmienicie. Podobnie było i w innych wiosennych meczach towarzyskich Wisły z krajowymi rywalami, które „Czerwoni" wygrywali pewnie i wysoko. Wyjątkiem był tylko wyjazdowy mecz z AKS, ale w tym wypadku można tłumaczyć tę wpadkę kiepskimi warunkami do gry, śliskim boiskiem, które na pewno bardziej służyło wybieganemu rywalowi (30.03 3:6).



Z innych gier towarzyskich warto wymienić spotkanie w Parku Sobieskiego z warszawską Polonią (06.04 5:2), w którym Wisła pokazała miejscowej publiczności jak się gra w piłkę. Wprawdzie pierwsza straciła 2 gole po błędach obrony, ale zaprezentowała się w Warszawie jako bardzo solidna drużyna, wnosząc „do gry nieskomplikowaną, ale celową kombinację, bardzo znaczny zasób rutyny i dobrą taktykę walki".
Swoistym rewanżem za ubiegłoroczne finały Mistrzostw Polski był wygrany pojedynek z lwowską Pogonią 4:2. O ile mecz z Pogonią można uznać za „swoisty rewanż” to już w pojedynku z ŁKS (13.04) łodzianie zadbali o to, by nikt nie miał wątpliwości, że tak było w istocie.
Tym razem gospodarze mieli według graczy Wisły zadbać o „odpowiednią” obsadę sędziowską i wziąć rewanż za ubiegłoroczny pojedynek w Krakowie. Świadczyć o tym miało usunięcie z boiska Adamka za "zwracanie uwagi arbitrowi". Chwilę potem sędzia chciał usunąć z boiska Wójcika: "Kapitan drużyny Reyman zaczyna głośno (tak głośno nie prosi się p. Reyman) prosić o kompromis. Sędzia ustępuje". Jak potem napisano „boisko zamienia się w targowisko. Sędzia jest sprzedającym. Wisła (horribile dictu) kupującym i targującym się. Czyż to ma być objawem kultury sportowej Aten polskich?". Tym samym wymiar sportowy widowiska zszedł na dalszy plan. Niesłusznie gdyż był to dobry mecz, który udowodnił, że "Kraków nadal dzierży hegemonię w piłkarstwie", a Wisła "jest nadal extraklasą piłkarską". Zwyciężyła "pracowitością i dokładnością w grze faktycznie. Formalnie zwyciężył... Reyman I. goalgetter Wisły i strzelec dnia. Jego zdolność strzelania jest godną podkreślenia, a że posiada dobrą orientację i jeszcze lepszy strzał, więc gra też bardzo skutecznie". ŁKS wyraźnie ustępował Wiśle tak "pod względem biegów, startu do piłki i zgrania".. "Wszystkie 3 punkty zdobył dla Wisły Reyman I 2 ostatnie bramki, jedna strzelona w prawy, druga w lewy róg, dały świadectwo o tym niepospolitym strzelcu”.

Mecze międzynarodowe


Prawdziwym sprawdzianem przygotowania „Czerwonych” do sezonu piłkarskiego były jednak potyczki międzynarodowe Wisły.
W ten sposób dramatyczna i pechowo przegrana walka z Pogonią Lwów o tytuł mistrzowski w 1923 r.przyniosła w następnym sezonie największą liczbą gier międzynarodowych Wisły w jej historii. Tak to owocowała dobra gra w krajowych rozgrywkach i systematyczne wyrabianie sobie marki drużyny klasowej. Trzeba tu dodać, że były to konfrontacje przeważnie z czołowymi drużynami środkowoeuropejskimi. Wyniki zaś osiągane z tak wymagającymi rywalami należy ocenić za więcej niż przyzwoite. Był to niewątpliwie najlepszy sezon Wisły w jej konfrontacjach międzynarodowych w okresie II RP. Tak wielka ilość gier z czołowymi drużynami europejskimi zapewne miała wypełnić lukę spowodowaną Igrzyskami Olimpijskimi i brakiem gier mistrzowskich w kraju. Trzeba przyznać, że Wisła w pełni wykorzystała tę przerwę w rozgrywkach.

Na pierwszy ogień poszła licząca się drużyna niemiecka Berliner Sport-Verein (jeden z najstarszych klubów berlińskich). Tym razem udało się włodarzom Wisły odstąpić drużynę BSV krakowskiemu Makkabi. Posunięcie to okazało się udane z komercyjnego punktu widzenia, gdyż Niemcy dzień wcześniej pewnie pokonali Makkabi 4:0. Mecz z Wisłą (21.04) wywołał więc zrozumiałe zainteresowanie kibiców, które nieco ochłodził padający deszcz. Poza tym termin poniedziałkowy nie był najlepszy na rozgrywanie tego typu spotkań. Mimo to widownia dopisała i nie zawiodła się na grze Wisły. O dziwo Wiślacy lepiej się czuli na zlanym deszczem boisku i „gra toczyła się pod znakiem silnej przewagi Wisły”. Bohaterem meczu był Balcer, który wykorzystywał swą szybkość i strzelił po solowych biegach 3 gole (4. Czulak z karnego). Dzień po tym spotkaniu czekał już następny wymagający rywal. Slovan - bo o nim mowa - był czeską drużyną, grającą od roku w I. klasie wiedeńskiej. Przebywał właśnie na torunee po Polsce. Kilka dni wcześnie rozegrał dwa mecze we Lwowie (z Hasmoneą 6:1 i Pogonią 2:2). W drodze powrotnej zatrzymał się w Krakowie i rozegrał 2 mecze z Wisłą i Cracovią. Goście byli na pewno zmęczeni spotkaniami lwowskimi i podróżą do Krakowa, ale i gracze Wisły czuli w nogach wcześniejszy mecz z BSV. Jeśli chodzi o ocenę umiejętności piłkarskich gości to w prasie sportowej doceniano jego klasę. Miał to być „znakomity zespół”, dobrze wyszkolony technicznie i kombinacyjnie. „Przegląd Sportowy” nie szczędził krytyki Wiśle uważając, że mimo wielkich talentów... oraz ogromnej bojowości ma wielkie braki techniczne i zupełny brak stylu” i gra „prymitywnie”?! Jak to się więc stało, że taka drużyna toczyła, mimo osłabienia, otwarty i wyrównany pojedynek z Slovanem, sprawozdawca sportowy nie odpowiada. Zresztą sam sobie potem przeczy pisząc, że Wisła już w 7' „zyskuje przez Reymana I. z ładnej kombinacji pierwszą bramkę”. Slovan wyrównał wynik meczu jeszcze w pierwszej połowie. W II części gry natomiast uzyskał sporą przewagę. Co było zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że z boiska za zbyt ostrą grę został usunięty Kaczor. Mimo to jedna z kontr Wisły kończy się golem. Wtedy to „idzie wódz Wisły, Reyman, do defensywy i stara się utrzymać zwycięstwo”. Przed samym końcem meczu pada jednak wyrównanie. W komentarzach prasy wiedeńskiej z tego tournee ten właśnie pojedynek uważano za najlepszy w wykonaniu Slovana, co weryfikuje mocno komentarze prasy polskiej, co do poziomu i stylu gry Wisły. W sumie mecz był ładnym widowiskiem i zadowolił licznie zebraną publiczność. Dopisała tym razem pogoda, a widowisko uświetniała orkiestra wojskowa.


Serial gier z wymagającymi rywalami trwał. Kilka dni później Wisła podejmowała czołową drużynę węgierską Budapesti Torna Club. Był to 5. mecz z rzędu drużyny budapesztańskiej w ciągu ostatnich 8 dni. Wcześniej zdążyła już rozegrać we Lwowie mecze z Pogonią (2 razy) i Hasmoneą. W Krakowie z kolei pewnie pokonała Makkabi 2:1. Wyczerpujące tournee po Polsce odbiło się na formie graczy budapesztańskich, stąd mecz nie stał na najwyższym poziomie. Gra była jednak otwarta z obu stron. Szybkie i zmienne akcje podobały się 1500 widowni, która mimo padającego deszczu zjawiła się na trybunach Wisły. Znowu w tym meczu zaimponował Balcer, którego „biegowi nikt nie mógł sprostać”. Wynik 3:1 dla Wisły odzwierciedlał przebieg wydarzeń na murawie. Podobny przebieg miał rozegrany tydzień później (3.05) mecz z tradycyjnym rywalem Wisły już od czasów austriackich, DSV Opawa. Niemiecka drużyna z Czechosłowacji prezentowała się dobrze technicznie i taktycznie. Dobre podania, takiż start do piłki i gra głową, przy tym niezła kombinacja w polu - to były atuty gości. Wisła mimo, że nie zagrała dobrego meczu pewnie pokonała DSV 3:1, rozstrzygając wynik spotkania praktycznie już do przerwy. Walory gości zniwelowała szybką „decyzją w sytuacjach podbramkowych i niespożytą energią”, temu też zawdzięczała swe zwycięstwo. Po pauzie wyraźnie już oszczędzała siły.
Serial gier międzynarodowych przerwał derbowy pojedynek z Cracovią (11.05 2:0).


Spotkanie odbywało się na rozmiękłej z powodu opadów deszczu murawie. Wydawało się, że będzie to sprzyjać lżejszym graczom Cracovii itak było w pierwszych minutach tego meczu. Po przerwie gra stała się wyrównana i otwarta z obu stron. Przewaga Wisły stała się wyraźna z chwilą, gdy boisko musiał opuścić zmęczony i kontuzjowany Gintel. Na efekty bramkowe nie przyszło długo czekać. Najpierw „szpargę” Wójcika z wolnego puścił Przeworski, potem dobił rywali Czulak (z centry Balcera). O wyniku zadecydowała dobra gra obrony Wisły i fatalna gra tej formacji u rywali. Jak pisano w prasie, tylko dobra gra Przeworskiego w bramce uratowała Cracovię od klęski.


Piłkarze byli już jednak myślami przy zbliżających się wielkimi krokami Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Wiślaccy kadrowicze z Reymanem na czele także. Nic dziwnego, że pozostałe majowe pojedynki Wisły w grach towarzyskich toczyły się bez ich udziału. Najważniejszy meczem sezonu był dla nich pojedynek z Węgrami na Olimpiadzie. Szczególnie dla Reymana, który miał prowadzić atak polskiej drużyny jako środkowy napastnik i co ważniejsze, jako jej kapitan. Chaotyczne przygotowania do Igrzysk i niefortunna wyprawa do Szwecji na parę dni przed meczem z Węgrami musiały fatalnie zaowocować w Paryżu. W naszym debiucie olimpijskim przegraliśmy wysoko 0:5. Reyman zagrał na łączniku i był cieniem zawodnika jakiego znano z gry w kraju. Inni polscy gracze (z wyjątkiem Kuchara) nie zagrali lepiej. Piłkarze wracali do kraju w nienajlepszych nastrojach ale z bagażem wielu wrażeń. Mieli bowiem podczas pobytu we Francji okazję do podglądania w akcji najlepszych graczy europejskich.


Taką okazję mieli i ci Wiślacy, którzy zostali w kraju, gdyż od początku czerwca mieli okazję konfrontacji z Vivo Budapeszt (2:0) i Admirą Wiedeń (2:2). W połowie czerwca dołączyli już do drużyny olimpijczycy, ale najwyraźniej nie byli w najlepszej dyspozycji, co też od razu odbiło się na grze całej drużyny. Potwierdzały to przegrane pojedynki z drużynami zagranicznymi. Od połowy czerwca do końca lipca Wisła rozegrała aż 6 takich gier i w żadnym z tych spotkań nie potrafiła nawet zremisować!
Pierwszym rywalem z tej serii rywalem było Makkabi, była zawodową drużyną z Berna. Wcześniej rozgrywała mecze we Lwowie i pokazała tam już swe walory zespołu prezentującego dobrą technikę, kombinację i dyscyplinę w grze. Tak też się zaprezentowała w Krakowie remisując z Cracovią 1:1. Wisła pokazała gościom „drużynę bojową, którą złamać a zwłaszcza zdeprymować nie należy do rzeczy łatwych. Silne nerwy tej drużyny pozwalają jej mimo przewagi przeciwnika bronić się skutecznie a nawet w wypadku, gdy jest zwyciężaną nie wątpić o wyniku”. Jak zauważali sprawozdawcy system gry Wisły się klaruje: „Porzucając nadmierną kombinację i niezbyt wyrabiając techniczne wyszkolenie, drużyna ta utrzymuje dobrą formę kondycyjną i jako całość broni się i w dogodnym momencie jako całość atakuje. Gdy bramka Wisły jest zagrożoną, skupia się ku jej obronie większość drużyny, pociągając za sobą przeciwnika. W dogodnym jednak momencie wypady Wisły na odsłonięte pole przeciwnika zawsze są groźne i sposobność zwyczajnie wyzyskana. Że zaś przy tem drużyna gra ostro z wyzyskaniem wagi zawodników a w napadzie ma lotne i niebezpieczne skrzydła i groźny strzał w środku, jest przeciwnikiem nie łatwym do pokonania”. Potwierdził to mecz z Makkabi. Szybko stracone 2 bramki nie załamały „Czerwonych” i jeszcze przed przerwą Balcer strzelił kontaktową bramkę na 1:2. Gra, mimo prowadzenia gości, była wyrównana i podobała się kibicom. Dobra gra Wisły w II. połowie przyniosła jej wyrównanie po strzale Kowalskiego. Goście wygrali jednak szczęśliwie, strzelając zwycięską bramkę (3:2) w ostatniej minucie meczu. Była to pierwsza przegrana Wisły w tym sezonie na własnym boisku, a przecież gościła u siebie silne drużyny węgierskie i austriackie. Mimo porażki gra Wisły pozostawiła jednak dobre wrażenie, choć olimpijczycy z Reymanem na czele prezentowali się w tym meczu słabiej niż zwykle.


Mecz z Makkabi stanowił przygrywkę do pojedynków z praską Slavią. Drużyną, która w Krakowie cieszyła się zasłużoną estymą już od czasów austriackich. Wtedy to właśnie Slavia na zaproszenie Wisły gościła w Krakowie, wygrywając z „Czerwonymi” 10:3. Slavia powszechnie uchodziła w Polsce za najlepszą wówczas drużynę w Europie. Rywal był tak atrakcyjny, że Wisła zdecydowała się rozegrać z Czechami dwa kolejne mecze, nie starając się o odstąpienie jednego ze spotkań innej krakowskiej drużynie. Zainteresowanie meczami Slavii było ogromne i skarbnik Wisły mógł tylko zacierać ręce. W pierwszym sobotnim pojedynku (5.07) Wisła wystawiła drużynę rezerwową i ta zgodnie z oczekiwaniami wyraźnie przegrała 1:4. Dzień później do boju stanęli już wszyscy najlepsi gracze Wisły i od razu widać byłą zmianę jakości gry „Czerwonych”. Jak to zwykle w takich wypadkach bywa, konfrontacja legendy towarzyszącej występom gości z rzeczywistością na boisku powodowała, że sprawozdawcy czuli się nieco zawiedzeni grą Slavii. Ta bowiem grała wprawdzie szybko, ale częściej górą niż ziemią i do tego zawodziła strzałowo. Kilkutysięczna widownia mogła natomiast być zadowolona z gry Wisły. „Czerwoni” bowiem grali nie tylko ambitnie, ale o klasę lepiej niż w sobotę. Według sprawozdawców Wisłamogła była nawet ten mecz wygrać, gdyby Reyman był trafił do pustej bramki, a Kowalski z dwóch metrów nie przestrzelił”. Gra była szybka i otwarta z obu stron od początku do końca spotkania i to musiało się podobać kibicom. Gole w tym meczu padały w ostatnich minutach I. i II. połowy. Na bramkę gości odpowiedziała szybko Wisła „z rzutu wolnego, uderzonego wspaniale przez Reymana w prawy róg bramki”. Otwarta gra i szereg niebezpiecznych sytuacji z obu stron cechowały to spotkanie również w II. połowie. Zwycięski gola padł na dwie minuty przed końcem meczu z wyraźnego spalonego (bramkę uznał jednak prowadzący to spotkanie Lustgarten).


Trzy dni później wyraźnie zmęczona Wisła przystąpiła do meczu z duńską drużyną Akademisk Boldklubben. Po graczach Wisły widać było wyraźnie w tym spotkaniu zmęczenie po meczach z Slavią. Mieli w tym dniu swój zdecydowanie słabszy dzień. Atak Wisły „poza Reymanem i Balcerem” zawiódł wyraźnie. Nic dziwnego, że Duńczycy, prezentując dobrą technicznie, choć może nieco zbyt hiperkombinacyjną grę wygrali pewnie 3:1. Była to przykra nauczka dla Wisły, by nie lekceważyć rywali.
W ogóle druga część sezonu nie była dobra w wykonaniu Wisły. Serial porażek w międzynarodowej rywalizacji zapoczątkowany przegraną z Makkabi Brno trwał już do końca tego sezonu. Dwa ostatnie mecze Wisła rozegrała z drużynami wiedeńskimi. O ile nikłą porażkę z mocną drużyną Rapidu Wiedeń przyjęto w Krakowie ze zrozumieniem, to po wyraźnej przegranej z Wackerem nie szczędzono Wiśle słów krytyki. Pierwszy pojedynek odbył się wakacyjną porą (22.07). Rapid był wówczas 4. drużyną Wiednia i wracał do kraju po wygranych wysoko meczach z lwowską Hasmoneą. Ocena gry gości była w zależności od tytułu prasowego diametralnie różna. Według „Sportu Ilustrowanego” Rapid był najlepszą drużyna jaką w Krakowie dotychczas widziano. Z kolwi według sprawozdawcy „Przeglądu Sportowego” spodziewano się po Rapidzie cudów, a tymczasem „gwiazdy bledną”. „Wisła grała bardzo dobrze i był to może jej najlepszy match w tym sezonie. Reyman sprawił miłą niespodziankę, od czasu Olimpiady nie widzieliśmy go jeszcze tak ładnie grającego”. Szczególnie podobała się licznie zgromadzonym kibicom I. połowa meczu, która toczyła się „pod znakiem przewagi Wisły, która już w 3 min. zdobywa prowadzenie przez Reymana z pozycji wypracowanej przez Balcera”. Wisła grała w tym spotkaniu ofiarnie i strzały, po których traciła bramki w II. połowie meczu można było obronić. Niestety jej gracze opadli z sił w tej części gry i mimo ambicji nie potrafili w końcówce odrobić strat. W sumie jednak „Czerwoni” zaprezentowali się nad wyraz dobrze, a ich gra podobała się parotysięcznej rzeszy kibiców, którzy mimo dnia powszedniego tłumnie przybyli na stadion Wisły.


Międzynarodowy sezon Wisły kończyło spotkanie z wiedeńskim Wackerem. Goście przybywali wcześniej w Warszawie, grając z Polonią i Legią. Wystawienie paru rezerwowych graczy świadczyło wyraźnie, że Wisła potraktowała ten mecz treningowo. Zapewne zlekceważono rywala, który wygrał wcześniej z Jutrzenką zaledwie 4:3. Zemściło się to na „Czerwonych”, którzy przegrali mecz 2:4. Samo spotkanie było jednak dość ciekawym widowiskiem z szeregiem niebezpiecznych sytuacji.
Letnia seria porażek międzynarodowych Wisły nie może jednak przesłonić korzyści, jakie te konfrontacje przyniosły klubowi. I niw mówimy tu tylko o stronie finansowej. Działacze „Czerwonych” zadbali bowiem o sprowadzenie pod Wawel kilku czołowych klubów środkowoeuropejskich. Konfrontacja z lepszymi drużynami mogła tylko służyć lepszej grze Wisły w przyszłości, a i kibice w Krakowie mogli pooglądać dobre widowiska piłkarskie z udziałem wielu czołowych piłkarzy Europy. Zdecydowanie lepiej prezentowali się gracze Wisły w meczach przed Igrzyskami Olimpijskimi. Wystarczy podać, że w 6 spotkaniach nie ponieśli oni żadnej porażki. Okres po Igrzyskach był już zdecydowanie gorszy, gdyż ani razu nie udało się Wiśle wygrać rywalizacji międzynarodowej. Tym niemniej nikłe porażki z takimi zespołami jak Slavia Praga czy Rapid Wiedeń ujmy „Czerwonym” nie przynosiły. Warto zauważyć także i inną prawidłowość: forma i wyniki Wisły zależały w dużej mierze od dyspozycji Reymana. Wyraźnie świadczyło to o rosnącej roli tego piłkarza w drużynie.

Rozgrywki a-klasowe


Na rozpamiętywanie porażek międzynarodowych w Wiśle nie miano czasu, gdyż już początkiem sierpnia zaczynały się przełożone rozgrywki okręgowe. Wisła startowało do nich jako ubiegłoroczny mistrz. Stąd zrozumiałe było, że uważano ją za faworyta rozgrywek. Pod Wawelem zresztą nic się od lat nie zmieniało. O dominację walczyły ciągle te same kluby: Wisła i Cracovia.
Pierwsze koty za płoty - tak można było powiedzieć o pierwszym pojedynku Wisły z BBSV (3.08 4:0). Mecz nie stał bowiem na najwyższym poziomie ale Wisła wykazała się podczas niego niebywałą skutecznością wykorzystując wszystkie sytuacje podbramkowe. Skutecznymi egzekutorami okazali się w tym meczu Reyman i Czulak (strzelając po 2 gole). Następny pojedynek z Jutrzenką (15.08) również był bez historii. Pewna wygrana 5:0 i kolejne 2 gole bardzo dobrze grającego Reymana charakteryzowały ten mecz. Do przerwy jednak gra Wisły nie wyglądała wcale tak różowo, a jej „napad... grał bez pojęcia ... i na nic nie pomagały dobre piłki, jakiemi Reyman obdzielał łączników, bo ci albo za późno do niej dobiegali, albo też przed bramką pudłowali”. „Po przerwie przechodzi Wisła do ataku na całej linji, Jutrzenka zaś ogranicza się do obrony”. Układ gier w tegorocznych rozgrywkach sprzyjał jednak Wiśle. Niezbyt wymagający rywale na początku rozgrywek pozwalali „Czerwonym” na bezproblemowe wzbogacanie się o komplety punktów. Tak było i w następnym pojedynku z debiutującą w tej klasie rozgrywkowej Olszą (24.08). Wisła i tym zbytnio się nie wysilała i już do przerwy, grając z wiatrem rozstrzygnęła losy meczu (5:0 /3:0/). Reyman tym razem nieco spuścił z tonu i zaliczył tylko jednego gola w tym spotkaniu. Nadrobił zaległości z nawiązką w następnym pojedynku z Jutrzenką. 3-4 gole w jednym meczu i to z dość wymagającym rywalem miały swoją wymowę. Tym bardziej, że mecz ten (6.09) toczył się przy padającym deszczu, wichurze i na rozmiękłym i stojącym miejscami pod wodą boisku. Z tego też powodu mecz został na krótko przerwany przez sędziego, ale na skutek interwencji działaczy Wisły dokończono go w tych anormalnych warunkach. Stało się to potem pretekstem dla działaczy Jutrzenki, którzy złożyli w tej sprawie protest we władzach piłkarskich. Wynik 7:0 mówił z zasadzie sam za siebie, a tak wysoka porażka była efektem podjęcia przez Jutrzenkę otwartej gry z Wisłą. Gra była żywa, a „po pauzie Wisła grająca pod wiatr jest o wiele lepszą i przydusza formalnie swego przeciwnika”.


Dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach spowodowana meczem reprezentacji Polski na Węgrzech najwidoczniej pomogła Wiśle. Węgrzy i tym razem okazali się surowymi egzaminatorami naszych umiejętności i odesłali naszą ekipę z 4 bramkowym bagażem bramek do kraju. Ciekawostką było to, że mecz ten oglądał zatrudniony już przez władze TS Wisła pierwszy trener w jej historii - Imre Schlosser. O wiślackiej karierze Schlossera możesz przeczytać tutaj


Tydzień po meczu z Jutrzenką przyszło Wiśle bronić honoru Krakowa w meczu o Puchar Żeleńskiego. Rosenstock pozostawił Reymanowi, jako kapitanowi drużyny krakowskiej, wolną rękę jeśli chodzi o zestawienie składu na ten mecz. Ten przyjął to brzemię odpowiedzialności i skład oparł na graczach Wisły uzupełniając go tylko Krumholtzem z Jutrzenki. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż Kraków po niezwykle dramatycznym pojedynku pokonał Lwów 1:0. Nic dziwnego, że na krakowskim dworcu witano Wiślaków uroczyście przy dźwiękach orkiestry. Gracze Cracovii zaś wynieśli Wiślaków z wagonu na ramionach.
4 mecze i komplet punktów w dotychczasowych meczach a-klasowych. Do tego imponujący stosunek bramek 21:0, stawiały Wisłę w charakterze faworyta rozgrywek okręgowych. Tym bardziej, że Cracovia rozpoczęła znowu kiepsko (w 2 meczach zdobyła zaledwie 1 punkt). Nic dziwnego, że w derbowym pojedynku za faworyta uważano „Czerwonych”. Tym bardziej, że jej poczynaniami kierował już jako trener Imre Schlosser. Paradoksem tego meczu (21.09) był fakt, że zmiana systemu gry Wisły z naturalnej, żywiołowej - na szkolną, planowaną, kombinacyjną stała się przyczyną porażki. Drużyny jakby się zamieniły rolami w tym meczu. Cracovia zaimponowała poświęceniem, czyli cechami Wisły i wygrała 2:0. W Wiśle z kolei jak pisano po meczu „zginęła... dzika i nieopanowana gra, technika postąpiła niezwykle naprzód, kombinacja jest szybka i celowa, a atak gra dobrze, będąc najlepszą częścią drużyny”. „Duszą jego jest Reyman i lotne niebezpieczne skrzydła, z których Adamek lepszy”. „Gra toczyła się jak istne wahadło” pod znakiem obustronnych i zmiennych ataków. Cóż z tego skoro „Czerwoni” zawodzili strzelecko pod bramką Cracovii - nie wykorzystali nawet rzutu karnego podyktowanego „za ordynarny faul Fryca” w ostatniej minucie meczu (Markiewicz). Dumni kibice Wisły wracali do domów ze spuszczonymi głowami. W nocy doszło jednak do bijatyki fanatyków Wisły i Cracovii w dworcowej restauracji. Wydawało się, że będzie to przełomowy mecz dla Cracovii w tegorocznych rozgrywkach.

Przegrany mecz z Cracovią pokazywał w jakich bólach rodził się styl „wielkiej Wisły”. Kryzys Wisły spowodowany w dużej mierze zmianą systemu gry okazał się jednak krótkotrwały. Podobnie zresztą jak i zwyżka formy Cracovii. Potwierdziły to kolejne mecze. Pierwszy z Wawelem (28.09 3:0) był typowym meczem walki, w którym Wisła górowała techniką i rutyną o całą klasę. Walka była mimo to zacięta przez cały mecz z powodu niesłychanie ambitnej gry Wawelu. Prowadzenie dla Wisły uzyskał w I. połowie niezawodny Reyman. Dopiero po przerwie zdecydowana przewaga Wisły została udokumentowano 2 kolejnymi bramkami dającymi Wiśle pewne zwycięstwo.
W następnym wyjazdowym spotkaniu przyszło się zmierzyć Czerwonym z BBSV (5.10 5:2). Wisła, mimo że nie odpowiadało jej wyłysiałe boisko, „pokazała grę nieprzeciętną. Najlepsi to Reyman I., obaj skrzydłowi i rezerwowy Kotlarczyk”, który zdobywał sobie powoli prawo obywatelstwa w I. drużynie. Hat trickiem popisał się w tym meczu Reyman i jak pisano jego „dyspozycji strzałowej” zawdzięczała Wisła pewną wygraną.


Sprawdzianem jednak umiejętności graczy Wisły miał być rewanżowy pojedynek derbowy z Cracovią. Biało-Czerwoni mogli jeszcze wyprzedzić Wisłę w rozgrywkach. Rozegrali bowiem o 2 mecze mniej i w wypadku pokonania „Czerwonych” i zwycięstw w zaległych spotkaniach wyprzedziliby ich w tabeli o 1 punkt. Stawka meczu była więc ogromna. Graczy obu drużyn nie trzeba było mobilizować specjalnie do tego meczu, gdyż pojedynki w ramach „świętej wojny” zawsze były zacięte niezależnie od rangi spotkania. Tak było i tym razem (12.10). Tłumy widzów oglądały niezwykłe spotkanie toczone w wręcz zawrotnym tempie z obu stron. Kiedy po kilku zaledwie minutach Cracovia prowadziła 2:0 zanosiło się na pogrom Wisły. Entuzjazm wśród kibiców Cracovii sięgał zenitu. Wszyscy patrzyli teraz na ReymanaOpokę i skałę Wisły”- co zrobi. Od niego zależało jak zagra Wisła. Zdobył już sobie taki autorytet, że potrafił mobilizować graczy w beznadziejnych zdawałoby się sytuacjach. Jak napisał sprawozdawca „Tygodnika Sportowego”: „Reyman był w nadzwyczajnej formie. Już dawno, może nigdy dotąd nie widziałem go w tak dobrej kondycji. Jako kierownik ataku pracował on znakomicie. Widział on niezwykle słabe w tym dniu skrajne pomoce Cracovii i tam szły ciągle jego podania. Indywidualnie przebijał się spokojnie i pewnie, przeskakiwał zręcznie nogi przeciwników, wózkując śmiało i skutecznie. Nie strzelił on ani jednej bramki, wszystkie jednak przygotował”. Wisła pod jego kierownictwem ruszyła jak huragan do ataku, zaskoczona Cracovia zaczęła popełniać błędy. Najpierw Strycharz wpakował piłkę do własnej bramki. Potem następują minuty pojedynku Reymana z bramkarzem Cracovii. Do przerwy wynik brzmiał 2:2 i wszyscy czekali z niecierpliwością no to co się stanie w II połowie meczu. Wisła ostro natarła od pierwszych minut tej części gry. Po bramce Balcera Cracovia zrezygnowała z podjęcia walki, co źle świadczyło o jej psychice. Cisza na trybunach zajmowanych przez zwolenników Cracovii i „cyniczny triumf zwolenników czerwonych” - jak pisał niechętny Wiśle „Tygodnik Sportowy”. Biało-Czerwonych dobija Czulak „z centry dolnej Balcera... Dżentelmen Reyman puszcza mu ją do strzału: masz”. Nic dziwnego, że po meczu chwalono szczególnie atak Wisły. Równie gorące emocje jak na boisku panowały także na trybunach, gdzie zwolennicy obu klubów nie szczędzili sobie obelg (dotyczyło to także oficjeli zasiadających na trybunie honorowej).

Po tym meczu wydawało się, że wszystko jest już jasne: Wisła w 8 meczach zdobyła 14 punktów; Jutrzenka w 7 meczach 9, a Cracovia w 6 meczach zaledwie 7 punktów. Tylko jakiś kataklizm mógłby pozbawić Wisłę pierwszego miejsca. Musiałaby przegrać 2 ostatnie spotkania, a jej rywale wygrać wszystkie mecze. Scenariusz taki wydawał się mało prawdopodobny. Jednak przykra porażka z Wawelem (19.10 1:2) wywołała pewną nerwowość w obozie wiślackim. Wisła zagrała w tym meczu chaotycznie, nerwowo i słabo, „z wyjątkiem może Gierasa i Reymana”. Przebieg zawodów i wynik świadczył, że w piłce ogromną rolę odgrywa szczęście i drużyna gorsza może wygrać mecz. W II. połowie dochodziło do sytuacji, kiedy to przez długie minuty Wisła nie schodziła z pola karnego Wawelu (tłoczyło się tam około 20 graczy). Wawel zaimponował niezwykłą ambicją i to wystarczyło na odniesienie zwycięstwa. Jutrzenka jednak wygrała z Cracovią 1:0 i w zasadzie tylko ona mogła zagrozić jeszcze Wiśle w odniesieniu końcowego sukcesu w rozgrywkach. Ostatni mecz, dający „Czerwonym” ostateczny sukces Wisła wygrała rutyną, kondycją i siłą woli. Mecz z Olszą (26.10 3:0) nie był wielkim widowiskiem, ale ci którzy życzyli sobie sensacji zawiedli się.
Zwycięstwem tem, zresztą łatwem do przewidzenia i spodziewanem, zakończyła Wisła tegoroczne mistrzostwa okręgowe, zajmując definitywnie pierwsze miejsce w tabeli, w której cały czas od początku prowadziła. W zawodach tych, w których jedynie rozchodziło się o różnicę bramek, brakło tego nerwu, towarzyszącego zwykle grom o mistrzostwo. Jedynie żądni sensacjii ludzie mogli oczekiwać wyniku z napięciem, a nuż uda się Olszy odebrać Wiśle chodź jeden punkt, a może nawet gra, może doczekamy się trzeciego meczu Wisła - Jutrzenka, a może nawet Jutrzenka zostanie mistrzem (z ujemnym stosunkiem bramek ! przyp. zecera)! Ha! Wszystkiego się można było spodziewać po ostatnich senzacjach. Nieszczęściem dla tego gatunku ludzi odmówiła Wisła zrobienia im, tej przyjemności, bijąc lekko Olszę trzeba bramkami”, skomentowano po meczu.

Podsumowanie


Niespodziewanie 2. miejsce w rozgrywkach zajęła Jutrzenka po wygranej z Wawelem 1:0. Cracovia przegrała z BBSV 1:3, co wymownie świadczyło o wyraźnym kryzysie tej drużyny. Z 10 spotkań, Wisła wygrała 8, osiągając również imponujący stosunek bramek 37:8.
Wisła prowadziła w tabeli od pierwszej kolejki i nie oddała tego przodownictwa do końca. Wygrała zasłużenie prezentując równą formę we wszystkich niemal spotkaniach. Nie wszyscy w Krakowie chcieli się pogodzić z takim stanem rzeczy. W „Tygodniku Sportowym” pozwolono sobie nawet na kuriozalne twierdzenia, że to Cracovia zasługuje na mistrza i w kraju i za granicą za takowego jest uważana. Wiśle natomiast dużo do jej osiągnięć brakuje i choć oficjalnie osiągnęła mistrzostwo Krakowa - nieoficjalnie tytuł ten dzierży Cracovia. Jak widać osobiste sympatie zaćmiewały nieco umysły niektórych dziennikarzy. Redaktor naczelny „Tygodnika Sportowego” Henryk Leser toczył na łamach swego pisma jawną walkę „na śmierć i życie” (jak to wprost napisał) z prezesem Wisły Dembińskim. W tle wydarzeń boiskowych toczyły się bowiem zażarte walki o wpływy i władzę w KOZPN.


Próbowano również zaatakować Wisłę z innej strony. Oskarżano bowiem działaczy TS Wisła o kaperowanie zawodników. Był to proceder wówczas zakazany i w wypadku udowodnienia takich praktyk groziła klubowi nawet dyskwalifikacja. Chodziło tu o przejście do Wisły obrońcy Cracovii Pychowskiego. Sprawa ta odbiła się szerokim echem w prasie sportowej. Miała swój dalszy ciąg w swoistej prowokacji jakiej dopuścił się zawodnik Cracovii Zastawniak oskarżając Wisłę o próbę skaperowania go do tego klubu. Według swoistego śledztwa przeprowadzonego przez Wisłę to właśnie gracz Cracovii chciał się przenieść do Wisły za cenę gry w I. drużynie. Zarzuty Zastawniaka okazały się gołosłowne i cała sprawa nie nabrała większego rozgłosu. Jak się wydaje była to próba odebrania Wiśle należnego jej tytułu mistrza Krakowa przy zielonym stoliku. Na szczęście okazała się nieudana.


Tradycyjnie z okazji zdobycia mistrzostwa KOZPN miało się odbyć 22.11 zebranie towarzyskie „z kolacją płatną”. Zaproszono na nie graczy I. drużyny i przedstawicieli drużyny rezerwowej. Podczas Walnego zebrania TS Wisła na prezesa klubu ponownie wybrano Dembińskiego doceniając w ten sposób jego pracę organizacyjną. Do statutu wprowadzono nową instytucję - Radę Seniorów z wcale niemałymi kompetencjami. Dla zapewnienia trwałych wpływów finansowych postanowiono 5% dochodów netto z każdych zawodów przekazywać na konserwację urządzeń sportowych. Po reformie Grabskiego i umocnieniu złotego składki płacone przez członków zwyczajnych Towarzystwa wynosiły 5 zł rocznie. Członkowie założyciele płacili aż 100 zł. O sile organizacyjnej Wisły świadczył wymownie fakt przystąpienia do klubu krakowskiej Polonii „wraz z inwentarzem”.


Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej
„Przeglądu Sportowego”, „Tygodnika Sportowego”, „Sportu Ilustrowanego”. Tekst oparto również na protokołach z posiedzeń władz TS Wisła i wydawnictwach jubileuszowych TS Wisła


Ważniejsze wydarzenia

  • Pierwszy kontakt z drużyną z Niemiec:
  • 27 kwietnia - Wisła wygrywa z BTC Budapeszt 3:1.
  • Adam Obrubański zostaje pierwszym w historii kapitanem związkowym Reprezentacji Polski
  • Sierpień - słynny Imre Schlosser został zatrudniony w Wiśle jako trener, choć kibice krakowscy zobaczą go dopiero miesiąc później. Był to pierwszy zawodowy trener, jakiego Wisła miała od początku swego istnienia.
  • 3 sierpnia - Początek rozgrywek a-klasowych i pewna wygrana z BBSV 4:0.

W następnych meczach było podobnie. 4 mecze – 4 wygrane; stosunek bramek 21:0!

  • 14 września - piłkarze Wisły ratują honor Krakowa w Pucharze Żeleńskiego. Wygrana we Lwowie 1:0 rozpoczęła serię kolejnych 3 zwycięstw Krakowa, co zaowocowało zdobyciem pucharu na własność.
  • 21 września - w derbach lepsza Cracovia 2:0, dzięki czemu zniwelowała przewagę Wisły w tabeli w rozgrywkach okręgowych.
  • 12 października - rewanżowy mecz z Cracovią w praktyce decydował o zwycięstwie w rozgrywkach. W spotkaniu o niezwykłej dramaturgii najpierw było 2:0 dla Pasów, potem Wisła wzięła się do roboty, wygrywając 4:2.
  • Wisła drugi raz z rzędu została mistrzem Krakowa.
  • 16 listopada - Wisła gości na własnym stadionie Marszałka Józefa Piłsudskiego. W meczu o „moralne mistrzostwo Polski” „Czerwoni” przegrywają z Pogonią 2:3.
  • Wisła wygrywa rozgrywki KOZPN i awansuje do Mistrzostw Polski 1925.

Prasowe doniesienia

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1924