Sezon 1926 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, Rozgrywki A-klasowe, Puchar Polski, Mecze towarzyskie z rywalami krajowymi, Rezerwy,
Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1926

Rozgrywki a-klasowe


Wisłę, która od 1923 r. nie dawała sobie wydrzeć pierwszeństwa w rozgrywkach okręgowych, i tym razem uważano za faworyta. Potwierdzały to mecze sparingowe przed rozpoczęciem gier mistrzowskich. 8:2 z Garbarnią, czy też pokonanie Olszy „w miażdżącym stosunku 12:0” mówiły same za siebie.
Z optymizmem więc w wiślackim obozie podchodzono do pierwszego meczu a-klasowego z Cracovią (21.03 1:2) Przebieg meczu w pierwszej połowie zdawał się potwierdzać ten optymizm. Wisła przeważała w tej części gry i prowadziła pewnie 1:0 po strzale Reymana, który w 29’ „z niezwykle trudnej sytuacji, po walce z bliska, z dwoma przeciwnikami, uzyskuje pierwszy i jak się okazało jedyny punkt dla Wisły”. W II. połowie nieoczekiwanie to Cracovia lepiej wytrzymała trudy spotkania i uzyskała przewagę. Pomogła jej w tym kontuzja Czulaka, który „ubity” statystował na boisku. Mecz toczył się w śniegu i wietrze, co miało swoje znaczenie, gdyż szereg piłkarzy Wisły było osłabionych przebytymi chorobami. Po meczu uważano powszechnie, że sprawiedliwszy byłby remis w tym spotkaniu. Ale kto powiedział, że piłka nożna to jest gra sprawiedliwa. Chwalono także „niezwykle ofiarną i kapitalną grę” Reymana w ataku Wisły. Cóż z tego skoro punkty zainkasował rywal. Zwolennicy Cracovii znowu zapełnili swój stadion podczas następnego pojedynku Wisły z Wawelem, licząc na cud: „klęskę albo remis” Wisły. Jednak srodze się zawiedli bowiem Wisła odniosła „zdecydowane i stosunkowo wysokie zwycięstwo” (4.04 5:0). Żywe tempo meczu, obfitość sytuacji podbramkowych – to charakteryzowało ten interesujący mecz, w którym Wisła górowała nad rywalem „technicznym opanowaniem piłki i celowością akcji”. Cracovia pewnie pokonała Jutrzenkę w takim samym stosunku i w tabeli różnica między tymi klubami się nie zmniejszała. Podobnie było w następnym pojedynkach Wisły i Cracovii. Oba te zespoły grały z drużynami żydowskimi i niespodziewanie bardzo się męczyły ze swoimi rywalami. Wisła wygrała z Jutrzenką zaledwie 2:1 (11.04), a Cracovia Makkabi 6:4. Wynik meczu z Jutrzenką był nieco mylący, gdyż Wisła miała wyraźną przewagę w tym meczu. Zaczęła zresztą spotkanie serią „ostrych ataków, bronionych przez mur ciał 'Jutrzenkarzy' i sprzymierzone z nimi słupki i poprzeczkę”. Do tego sprzymierzeńcem gospodarzy okazał się wiatr wiejący w oczy „Czerwonych”. Stąd niezliczone strzały nie chciały wpadać do siatki (nawet karny Kotlarczyka trafił w słupek). Wreszcie imponujący regularnością od początku sezonu Reyman w 16' „z podania Adamka... uzyskuje pierwszą bramkę głową”. Kiedy po 50 minutach gry było już 2:0 wydawało się, że jest już po meczu. Kiks Łukiewicza w bramce Wisły dał jednak Jutrzence bramkę, a Wiśle nerwową końcówkę zakończoną happy endem.


Przewidziany następny pojedynek z Makkabi z powodu ulewnego deszczu się nie odbył. Zachwiało to nieco porządkiem gier. Nieregularność rozgrywania meczów była zresztą cechą charakterystyczną w KOZPN w tym roku. Dotknęło to szczególnie Wisłę, ale nie to było powodem słabszej dyspozycji „Czerwonych”. Wydaje się, że nienajlepiej ułożono w klubie terminarz gier zespołu. Zbyt dużo bowiem rozgrywano spotkań towarzyskich w przerwach między kolejkami mistrzowskimi. Wyczerpywało to nadmiernie piłkarzy i to odbijało się potem w walce o punkty. Stąd brała się słabsza dyspozycja w meczu z Jutrzenką (po wyczerpujących pokazowych spotkaniach Wisły w Warszawie z Polonią 3:1 i 4:2). Mecze z Polonią toczono w okresie świąt wielkanocnych i przyjazd Wisły do Warszawy był główną atrakcją sportową tych świątecznych dni w stolicy.
Nieco na siłę dopatrywano się też po tym dwumeczu zmian stylu gry Czerwonych, pisząc, że atak Wisły „nie posiada tej twardości i dokładności akcji, a przeciwnie nabył 'maniery' wysługiwania się doskonałemi zresztą skrzydłowemi. Całość drużyny nie wytrzymuje już fizycznych trudów 90 minut gry", ale mimo to bardziej się podoba od tej dążącej wszelkimi metodami do zwycięstwa i wkrótce stanie się "zespołem naprawdę doskonałym, poczemu ma wszelkie dane". W krakowskich drużynach imponowało warszawiakom to, że grały one systemem - czego niestety nie dało się powiedzieć o Polonii.
Wracając na małopolskie boiska i walki o a-klasowe punkty: W Bielsku przeciwko BBSV „Czerwoni” także nie zachwycili swą grą, szczególnie w napadzie. W meczu tym mieli „wybitną przewagę”. Strzelili jednak tylko 2 bramki. Ważne było jednak to, że zainkasowali kolejne dwa punkty (25.04). Bielszczanie z kolei udowodnili, „że na swym boisku są dla każdej drużyny groźnym przeciwnikiem”. Miało to i ten podtekst, że boisko BBSV było małe i gra kombinacyjna Wisły z tego powodu „cierpiała” W meczu tym Reyman strzelił pierwszą bramkę w pierwszej połowie, a jego brat zwycięską w drugiej części gry.


Przed meczem rewanżowym z Wawelem Wisła grała m.in. w ramach dnia PZPN z Jutrzenką (4:0), a po tym meczu gościnnie u Pogoni 3:1 i 1:1). W pierwszym meczu Wisła grała w polu dobrze, ale napastnicy nie cofali się by wspomagać obrońców i pomocników. O porażce Wisły zdecydowały pierwsze minuty (2. i 3.), kiedy to dwukrotnie Kuchar "wpakował piłkę do siatki", wykorzystując błędy w obronie „Czerwonych”. Dzień później (24.05) doszło do rewanżu. Wisła atakowała przez cały mecz. Jednak fatalna skuteczność nie przyniosła jej zwycięstwa. Prowadziła jednak po strzale Reymana z rzutu wolnego i kontrolowała przebiego wydarzeń na boisku. Do czasu, kiedy to Pogoni pomógł sędzia, usuwając "za drobne przewinienie" z boiska Balcera i dyktując w doliczonym czasie gry, w ostatnich sekundach, wątpliwy rzut karny. Wykorzystał go Batsch. Po tym meczu chwalono Wisłę za grę zbliżoną stylem "do drużyn węgierskich”. Pisano przy tym, że "goście przez obydwa dni, grając zupełnie poprawnie, bardzo dalecy od brutalnego sposobu gry niektórych zawodników gospodarzy, byli bardzo krzywdzeni przez sędziów ich niesłusznymi lub w ogóle błędnymi orzeczeniami". Niewątpliwymi bohaterami swych drużyn byli w tych spotkaniach Reyman i Kuchar. Przyjaciele poza boiskiem, na zielonej murawie walczyli ze sobą bez taryfy ulgowej o miano najlepszego gracza. W pierwszym spotkaniu górą był Kuchar, który „strzelał jak automatyczny pistolet”. W drugim swoją klasę pokazał Reyman. Obaj zaliczyli po 2 gole i udowodnili, że należą do graczy kluczowych dla swych drużyn.

Przekładanie spotkań a-klasowych i nie najlepiej zaplanowane gry towarzyskie powodowały, że Wisła nie potrafiła utrzymać dobrej formy. Mimo to nadal wygrywała, choć w niezbyt imponującym stylu. Potwierdzał to rewanżowy pojedynek z Wawelem (16.05 2:1). Wawel był wówczas określany jako drużyna, która „kiedy widz nad nim ręce załamuje z rozpaczy, ‘bierze na ambit’ i przybiera na siebie groźną powłokę jak kameleon”. Tak było i w tym meczu. Pierwsze trafianie zaliczył w tym meczu głową Balcer. Podwyższył potem na 2:0 Reyman „efektownym strzałem... z odległości 25 metrów w górny róg”. W tym samym dniu i o tej samej porze dnia toczyła swój pojedynek Cracovia (z Jutrzenką 6:1), odbierając tym samym sporą liczbę kibiców Wiśle. Porównanie formy obu drużyn wskazywało jednak, że to biało-czerwoni tym razem wyrastali na faworyta rozgrywek. Wisła wymęczała swe zwycięstwa, ale zarazem skrzętnie gromadziła punkty, licząc na potknięcie głównej rywalki. Tak było i w kolejnym (parokrotnie przekładanym) pojedynku z Makkabi. Wygrana 4:3 według prasy żydowskiej była oczywiście przypadkowa, a 3. gol dla Wisły (w 46’) padł, gdyż obrona Makkabi „nie zauważyła, iż gra się już rozpoczęła”. Bardziej obiektywni obserwatorzy dostrzegali jednak przewagę Wisły w tym meczu i choć zwycięstwo Czerwonym nie przyszło łatwo było jednak zasłużone. Małe boisko Makkabi utrudniało Wiśle grę skrzydłami, a sam mecz był emocjonujący do końcowego gwizdka sędziego.
Ponieważ Cracovia nie zwalniała tempa, pokonując BBSV 3:1, wiadomo było, że o zwycięstwie w rozgrywkach zadecyduje mecz rewanżowy Wisły z Cracovią. Jak to już tradycyjnie bywało, obydwie drużyny przygotowały się do tego pojedynku niezwykle starannie, a kibice tłumnie wypełnili stadion na długo przed rozpoczęciem spotkania. Był to niewątpliwie najlepszy mecz w wykonaniu Wisły w tegorocznych rozgrywkach. Walka była zacięta i wyrównana przez całe spotkanie. Jak pisano, sprawiedliwy byłby remis, ale fortuna sprzyjała tym razem biało-czerwonym. Gra toczyła się na wysokim poziomie taktycznym i technicznym. „Wisła pierwszorzędnie grała w linji napadu, którą doskonale kierował Reyman I”. Tym razem Reyman wystąpił nie w roli egzekutora ale obsługującego dobrymi podaniami swych partnerów. Tak było w pierwszych minutach przy pierwszej bramce tego meczu. „Nowy Dziennik” by udowodnić, że gra w piłkę nożna (a szczególnie Wisły) jest „grą przypadku” napisał: „W 5 minucie udaje się Wiśle po rzucie wolnym bitym przez Reymana zupełnie przypadkiem uzyskać prowadzenie. Piłka silnie uderzona przez Reymana odbija się zupełnie przypadkiem od Adamka i trafia do całkiem niespodziewającego się tego Kowalskiego” - ten oczywiście także przypadkiem strzela gola. Ostatni kwadrans I. części gry należy jednak do Cracovii, która strzeliła 2 bramki. Po przerwie Wisła rzuciła się do ataku. Sił starczyło jej jednak tylko na 20 minut (wtedy też padło wyrównanie stanu spotkania). Potem do głosu doszła Cracovia (choć zwycięską bramkę strzeliła ze spalonego). Opadnięcie z sił „Czerwonych” świadczyło wymownie o nie najlepszym przygotowaniu zespołu do sezonu. Mecz ten praktycznie rozstrzygnął losy rywalizacji w rozgrywkach a-klasowych, którą bezapelacyjnie wygrała Cracovia. Jak się okazało Wisła uległa jedynie Cracovii. Pozostałe mecze wygrała bowiem pewnie. Najpierw u siebie BBSV (27.06 2:1). W spotkaniu tym „gra do pauzy była wcale interesująca”. Toczyła się przy stałej przewadze Wisły, która po golach braci Reymanów prowadziła 2:0. W drugiej połowie „Wisła nie wytęża się”, mając na uwadze wtorkowy mecz w Łodzi w ramach Puchar Polski.


Przedostatni mecz w a-klasie nie decydował już o niczym poza honorowym pożegnaniem z rozgrywkami. Zakończył się pewną wygraną z Jutrzenką 3:0. Przy czym w tym meczu „wszystkie bramki zdobył doskonale dysponowany Reyman”. Reyman także należał do najlepszych graczy swego zespołu w ostatnim pojedynku z Makkabi pewnie wygranym 7:0. Nic dziwnego, że pisano po tym meczu, że „w napadzie wybił się na czoło przedewszystkiem Reyman I, które wykazuje obecnie może najlepszą formę”. Strzelił w tym meczu 4 bramki, a samo spotkanie z czasem zamieniło się w „trening na jedną bramkę”. Nie należy wyniku tego spotkania lekceważyć, gdyż nie był to wcale mecz bez wagi (Makkabi walczyło jeszcze o utrzymanie się w a-klasie).
Ostatni mecz z serji rozgrywek o mistrzostwo okręgowe klasy A wykazał znaczną przewagę Wisły, która grała doskonale we wszystkich linjach i jednocześnie zadecydował ostatecznie o powrocie Makkabi do klasy B” – napisał lakonicznie po meczu „Przegląd Sportowy”.

Gry finałowe Pucharu Polski i pierwszy tryumf


Decyzją WGiD PZPN postanowiono rozpocząć międzyokręgowe rozgrywki o Puchar w końcu czerwca 1926 roku . Zarząd związku zatwierdził przeprowadzoną weryfikację rozgrywek okręgowych i plan gier finałowych (19.04). Rozgrywki toczyć się miały w III grupach: I - Warszawa, Poznań, Toruń; II - Kraków, Łódź, Górny Śląsk; III - Lwów, Wilno, Lublin.
Do rozgrywek finałowych trafiły więc uznane firmy i nie było wcale łatwo wejść do tej fazy gier. Tym bardziej, że grupa do której trafiała Wisła była najsilniejsza. W finałowych rozgrywkach miało wziąć udział 9 drużyn, czyli było to odwzorowanie gier o MP i modyfikacja regulaminu z 1924 r. Lwów tradycyjnie trafiał do grupy z przedstawicielami najsłabszych okręgów, czyli Wilnem i Lublinem. Gospodarz spotkania miał być losowany .
Termin gier wprawdzie ułożono tak by nie kolidował on specjalnie z rozgrywkami toczonymi w ramach MP. Koniec rozgrywek o mistrzostwo okręgu miał być zarazem początkiem gier pucharowych w skali ogólnokrajowej. Półfinały i finał PP planowano rozegrać do końca lipca, by nie kolidowały z rozpoczynającymi się we wrześniu grami o Mistrzostwo Polski.
Te plany zweryfikowały potem wydarzenia boiskowe i pozaboiskowe. Ostatecznie piłkarskie władze wobec kłopotów towarzyszących tym rozgrywkom i z powodu napiętego kalendarza piłkarskiego zrezygnowały z podziału finalistów na grupy. 9 zwycięzców rozgrywek okręgowych przystąpić miało z końcem czerwca do gier na szczeblu centralnym. W celu wyłonienia 8 ćwierćfinalistów doszło do rozegrania rundy wstępnej Pucharu Polski. Wskutek losowania w rundzie tej zmierzyły się drużyny TKS Toruń i Warszawianki (5:3). Tym samym TKS awansował do ćwierćfinału Pucharu. Obok torunian i Wisły grać w tej fazie miały: Warta Poznań, Warszawianka, ŁKS, Ruch Chorzów, Sparta Lwów i Sokół Równe – zwycięzca w okręgu wileńskim nie przystąpił do dalszych gier. Tym samym w ćwierćfinale znalazło się zamiast planowanych ośmiu zespołów – tylko siedem. Oznaczało to, że jedna z drużyn trafi do półfinałów bez konieczności rywalizacji na boisku. Los sprzyjał tym razem Ruchowi.

Wisła przegrała rywalizację z Cracovią w rozgrywkach okręgowych, będących eliminacją do gier o Mistrzostwo Polski i Puchar Polski stawał się dla niej szansą powetowania tego niepowodzenia. Miała jednak pecha w losowaniu, gdyż mecz ćwierćfinałowy miała rozegrać na gorącym łódzkim terenie. ŁKS miał z Wisłą stare porachunki zarówno za ubiegłoroczną przegraną rywalizację w finałach Mistrzostw Polski (kiedy to Wisła domagała się walkowera w przegranym I. meczu), jak i wcześniejszą potyczkę z 1923 r. Gorąco reagująca, fanatyczna publiczność łódzka sprawiała, że drużyny przyjezdne nie czuły się zbyt pewnie na stadionie ŁKS. Dotyczyło to szczególnie Wisły z powodów przytoczonych powyżej. Tym niemniej walkę trzeba było podjąć, jeśli marzyło się o sukcesie w rozgrywkach. Przegrana przekreślała szanse na przejście do dalszych gier, gdyż nie przewidywano meczów rewanżowych. Czarne przewidywania co do nastrojów publiczności na trybunach niestety się sprawdziły. Co gorsza, gorąca atmosfera z trybun przeniosła się na boisko. I to dosłownie, gdyż zarówno sami zawodnicy tracili nerwy, jak i sama publiczność, która na 7 minut przed końcem wpadła na boisko. Doszło wówczas do gorszących ekscesów, kiedy to sędzia Mallow opuszczał boisko w gąszczu uderzających „lasek i parasolów”. Mocno poturbowanego sędziego musiała ochraniać interweniująca policja i meczu tego nie dokończono. Sędzia Mallow zastępował w tym meczu anonsowanego wcześniej jako arbitra Dudryka, który pewnie przewidywał bieg wydarzeń i nie zjawił się na łódzkim stadionie. Niekryjący swych sympatii dla miejscowych sprawozdawca „Stadionu” pisał, że poznański sędzia prowadził te zawody w stanie „podchmielonym” i sprzyjał Wiśle. Te pozasportowe wydarzenia zdominowały relację z samego spotkania, które tradycyjnie miało dramatyczny przebieg. ŁKS miał niewątpliwie pecha w meczach z Wisłą i przebieg meczu to potwierdzał. Mimo lekkiej przewagi w całym spotkaniu musiał uznać wyższość krakowskiej rywalki. Przez pierwszych 20 minut grał aktywnie i parł do przodu. Dobra gra obrony Wisły i bramkarza nie pozwoliły jednak napastnikom łódzkim na strzelenie gola. Po 20 minutach Wisła otrząsnęła się z przewagi łodzian i zaczęła poważnie niepokoić Fiszera. Co przyniosło efekt w 33’ po „dalekim strzale Reymana”. Po przerwie i tak już napięta atmosfera na boisku i poza nim stała się jeszcze bardziej gorąca. Wtedy to doszło do przepychanki między Adamkiem i Fiszerem. W efekcie sędzia usunął obu graczy z boiska. ŁKS atakował do końca tego dramatycznego meczu, ale nie przyniosło to efektów bramkowych. Wisła broniła się całą drużyną, sporadycznie kontrując i to dało jej drugą bramkę (w 65’ po strzale Balcera). W 84’ doszło do incydentu, sędzia nie podyktował karnego dla ŁKS i „wskutek dosadnego reagowania galerji” przerwał zawody: „publiczność wtargnęła na boisko i poturbowała sędziego, p. Mallowa z Poznania; z opresji wydobyła go dopiero policja, która przywróciła niebawem porządek”. Poziom spotkania nie okazał się najwyższy. Wisła była jednak „szybsza, bardziej zdecydowana pod bramką i dysponowała celnymi strzelcami”. Do tego miała w swych szeregach tak nietuzinkowych graczy jak Reyman, Adamek, czy Czulak.
Mecz z ŁKS zweryfikowano potem jako walkower dla Wisły, ale wysiłek włożony w to spotkanie przez piłkarzy nie został przez to anulowany. W pozostałych meczach TKS Toruń niespodziewanie pokonał poznańską Wartę 3:2, a Sparta Lwów poradziła sobie z Sokołem Równe 4:0.
Po ciężkim boju awansowali więc „Czerwoni” do półfinału. Tym razem szczęście im dopisywało, gdyż kolejne spotkanie z Ruchem Wisła grała na własnym boisku tydzień po meczu z ŁKS. Mimo to mecz ten okazał się równie ciężki dla Wisły. O czym wymownie świadczyła skromna wygrana 1:0 osiągnięta z „wielkim trudem”.
Zresztą jak pisano: „Wisła ma w bieżącym roku predystynację do nikłych zwycięstw, notując w swej kronice niemal same wyniki z różnicą 1 bramki. Zwycięstwo jej nad Ruchem było mimo to w pełni zasłużone. W ataku odbijał się ujemnie brak Reymana I”. Na środku ataku zastępował go młodszy brat, a jedynego gola w tym meczu strzelił Kowalski. Ruch – jak to określono – okazał się „naprawdę ruchliwą drużyną o wszystkich zaletach i wadach drużyn śląskich. Brak mu jedynie zdecydowanej akcji podbramkowej”.
Półfinały Pucharu Polski przewidywano rozegrać w połowie lipca, a finał w końcu tego miesiąca. Ostatecznie te terminy przesunęły się o przeszło miesiąc. Jakieś fatum ciążyło nad tymi rozgrywkami. Afery, skandale, przerywane przed końcem spotkania, walkowery, czy powtarzanie raz już odbytych spotkań - to była niezbyt zachęcająca otoczka towarzysząca pierwszej edycji rozgrywek o Puchar PZPN od samego początku. W lipcu ten scenariusz się powtórzył. Tym razem musiano powtórzyć mecz TKS-Warta. Pierwsze spotkanie niespodziewanie wygrali Torunianie, ale wskutek protestu poznaniaków mecz powtórzono. Tym razem pewnie wygrała faworyzowana Warta 7:0. Tym samym terminy gier zostały przesunięte o kilka tygodni. Na zwycięzcę tego pojedynku czekała już lwowska Sparta. Drużyna, która dopiero od 1925 r. uzyskała prawo gry w lwowskiej a-klasie. W 1926 r. nie radziła sobie najlepiej wśród najlepszych lwowskich klubów. O wiele lepiej prezentowała się w meczach o Puchar Polski i okazała się prawdziwą rewelacją tych rozgrywek. „Skorzystała ze zbytniej pewności siebie znanych firm [i] niespodziewanie zdobyła puchar okręgu, a potem doszła w premierowej edycji Pucharu Polski aż do finału” - napisano w publikacji poświęconej klubom lwowskim. Trzeba jednak dodać, że w wyeliminowaniu innych drużyn lwowskich pomogła Sparcie głośna afera dotycząca ukrytego zawodowstwa w najlepszych lwowskich klubach. Kluby te po prostu nie przystąpiły do tych rozgrywek, skupiając się na zawodach o Puchar LOZPN. Sparta, która w tych grach również wystąpiła zbierała tam cięgi od najlepszych lwowskich drużyn. W Pucharze PZPN wiodło jej się o wiele lepiej, choć rywali nie miała wymagających. Wygrana z Białym Orłem 2:1 dała jej finał na szczeblu okręgu. W finale miała się zmierzyć z ŻTG Drohobycz. Piłkarze z nie tak odległego przecież od Lwowa Drohobycza z braku pieniędzy nie wysłali drużyny na mecz do Lwowa i tym samym po przyznanym walkowerze Sparta trafiła do finału rozgrywek na szczeblu międzyokręgowym.
Po wyjściu z rozgrywek okręgowych wyeliminowała Sokół Równe. Nie był to silny rywal, ale i Sparta nie należała do potentatów na lwowskim podwórku. Dość powiedzieć, że w rozgrywkach a-klasowych zajęła ostatnie miejsce. Tym niemniej w półfinale poradziła sobie z faworyzowaną Wartą, wygrywając 1:0 (8.08) po golu Morskiego na 9 minut przed końcem meczu. Sam mecz był wyrównany, a obserwatorów zaskakiwała symboliczna wręcz liczba kibiców na trybunach (ok. 100 osób). Jak pisano: „wskutek powyższego wyniku wytworzyłą się oryginalna sytuacja... Sparta przechodzi do klasy B a równocześnie wskutek zwycięstwa nad Wartą zakwalifikowała się do finału o puhar PZPN”. Pierwsza edycja rozgrywek pucharowych sypnęła więc od razu ogromną niespodzianką. Dziś wiemy już, że taki jest już urok tych rozgrywek. Wtedy jednak traktowano to jako sensację.
Pechowo dla finalistów Pucharu termin ostatniego spotkania pokrywał się z rozpoczętymi rozgrywkami o Mistrzostwo Polski. Nie wywoływał więc on takich emocji i zainteresowania jak powinien. Do tego biorąc pod uwagę ich dotychczasowy przebiegi i perypetie mu towarzyszące na przestrzeni prawie całego roku nie może dziwić fakt, że w prasie pisano wprost „uciążliwe i długotrwałe rozgrywki o Puchar PZPN dobiegają wreszcie końca” . Dlatego też w gazetach zamieszczano z meczu finałowego dość skromne, by nie powiedzieć symboliczne komentarze. Mecz odbył się jednak na początku września w Krakowie co dawało spory handicap „Czerwonym”. Wisła przeważała przez całe spotkanie, „grała ładnie, ale taktycznie słabo” i „miała ze Spartą znacznie cięższą przeprawę niż się spodziewano”. „Sparta broniła się bardzo umiejętnie i dopiero w ostatniej minucie (na 37 sekund przed gwizdkiem sędziego jak skwapliwie to zanotowano) Reyman I zdobył decydującą o zwycięstwie Wisły bramkę” pieczętującą zasłużone zdobycie Pucharu Polski. Tak zakończył się „finał zwodów o Puchar” Polski, który „mimo zejścia się dwu drużyn o nierównej klasie i mimo przygniatającej przewagi przez cały czas zawodów drużyny Wisły, należał do bardzo interesujących meczów, gdyż z ze względu na niepewny do ostatniej chwili rezultat, trzymał widza uwagę w ciągłym napięciu”.


Podsumowanie


Podsumowując całą edycję tych pionierskich w Polsce rozgrywek trzeba przyznać, że Puchar trafił w ręce drużyny, która na to w pełni zasłużyła. Pewnie przebrnęła gry na szczeblu okręgu nie tracąc żadnej bramki. W finałach również udowodniła, że jest zdecydowanie najlepszą drużyną spośród wszystkich uczestniczących na tym szczeblu rozgrywek. Zwycięstwa Wisły nie były może zbyt efektowne, ale niewątpliwie zasłużone. Poza meczem z ŁKS nie była też bohaterką mniejszych i większych skandali, jakie niestety towarzyszyły tym rozgrywkom. Rzecz charakterystyczna, że rządzący PZPN dość długo zwlekali z weryfikacją rozgrywek o Puchar Polski i jeszcze w listopadzie 1926 r. pisano o ich niezatwierdzeniu przez piłkarską centralę. Co więcej, nadal czekał na rozpatrzenie protest ŁKS dotyczący meczu z Wisłą. By było śmieszniej to zwlekano nawet z wręczeniem Wiśle samego pucharu . Było to pierwsze poważne trofeum zdobyte przez Wisłę, które niewątpliwie uczciło obchodzony właśnie jubileusz 20-lecia klubu. Stało się też szczęśliwym początkiem przyszłych sukcesów, na które została skazana Wisła w pierwszych latach Ligi. Docenili to włodarze klubu uchwalając specjalne podziękowania dla I drużyny za zdobycie Pucharu Polski. Sukces ten doceniali również działacze KOZPN, którzy chcieli zatrzymać puchar dla siebie. Doszło w związku z tym wiosną przyszłego roku do nieco humorystycznego incydentu kiedy to TS Wisła nie chciało uiścić na rzecz związku należnych składek, jeśli ten nie odda Wiśle m. in. pucharu „PZPN zdobytego przez I drużynę” . KOZPN żądał od Wisły 10% od dochodów brutto z meczów międzyokręgowych o Puchar PZPN. Nie mogli się pogodzić z tym działacze Wisły i słali w tej sprawie nawet protesty do piłkarskiej centrali, uznając taki haracz za „niezgody ze statutem PZPN”.
W sumie Wisła rozegrała 6 pucharowych spotkań. Trzy na szczeblu okręgowym i trzy na szczeblu centralnym. Wszystkie zakończyły się zwycięstwami. Strzeliła w sumie w tych meczach aż 20 bramek, tracąc tylko jedną (w pamiętnym finale ze Spartą). Łupem bramkowym podzielili się: Henryk Reyman – 8 (w tym strzelił tę „złotą” bramkę w ostatniej minucie meczu finałowego), Józef Adamek – 3, Stanisław Czulak – 3, Jan Reyman - 2, Mieczysław Balcer 2, Władysław Kowalski 2.
Na następną edycję rozgrywek o Puchar Polski przyszło czekać ćwierć wieku. Złożyło się na to wiele przyczyn, z których bynajmniej nie najważniejsza była nienajlepsza opinia towarzysząca tym rozgrywkom, a spowodowana licznymi perturbacjami w ich przeprowadzeniu. Po prostu pomysł przeprowadzenie gier o „Puchar PZPN” powstał w chwili, gdy z powodu Igrzysk Olimpijskich doszło do przesunięcia rozgrywek o Mistrzostwo Polski. Puchar Polski miał tę lukę wypełnić. W roku 1926 kalendarz gier o MP wrócił do normy. Rok później ruszyła z kolei Liga z bardzo napiętym kalendarzem gier. Brakowało po prostu czasu na dodatkowe zawody, jakimi mogłyby być gry o Puchar Polski. Dość powiedzieć, że nawet reprezentacja miała kłopoty z rezerwacją odpowiednich terminów na mecze międzynarodowe. Z tego też powodu do wznowienia rozgrywek pucharowych doszło dopiero po wojnie. I tym razem finalistą tych rozgrywek była Wisła. Ale to już zupełnie inna historia.

Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty w tekście pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej: "Przeglądu Sportowego", "Stadionu", "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", "Kuriera Sportowego", "Kuriera Poznańskiego" oraz z publikacji A. Gowarzewskiego, Lwów i Wilno, kolekcja klubów oraz protokołów z posiedzeń władz TS Wisła.

Gry towarzyskie i podsumowanie sezonu


Jeśli chodzi rozgrywki okręgowe forma Wisły przyszła zdecydowanie zbyt późno. Lepiej jednak późno niż wcale. Bowiem druga część sezonu piłkarskiego toczyła się pod znakiem kończących się rozgrywek o Puchar Polski. Wisła, która bez problemu awansowała do tego etapu gier trafiała na wymagających rywali. Po twardych bojach potrafiła wyeliminować w drodze do finału zarówno ŁKS w Łodzi jak i Ruch. Nienajlepiej zorganizowane i przeprowadzone rozgrywki pucharowe, skandaliki im towarzyszące, przekładanie spotkań - to wszystko składała się na otoczkę pierwszej edycji spotkań pucharowych. Nic dziwnego, ze ich zakończenie przyjęto z ulgą i nie chciano ich więcej kontynuować. Termin meczu finałowego pokrywał się przy tym z rozpoczynającymi się grami finałowymi o Mistrzostwo Polski. Z tego też powodu mecz Wisły z lwowską Spartą nie cieszył się należnym mu zainteresowaniem ze strony prasy i kibiców. Zasłużona wygrana Wisły 2:1 przeszła bez większego echa. Zwycięstwo „Czerwoni” zawdzięczali niezawodnemu Reymanowi, który drugą bramkę strzelił w ostatniej minucie meczu.


Jesień kończyła więc Wisła meczami towarzyskimi. Grę prezentowaną przez jej graczy określano wówczas jako „koncertową”. Ulubionym liczbą „Czerwonych” była wówczas siódemka. Tyle bowiem bramek aplikowali po kolei swoim rywalom: Mysłowicom (7:0); Warszawiance (7:2) i Makkabi (7:1). Nic dziwnego, że pisano po tych meczach: „Białe gwiazdy b. mistrza krakowskiego wracają do pełnego blasku. Stara gwardia wiślacka znajduje się w dobrej formie, gra z sercem, strzela dużo i zwycięża wysoko”. Ponad siódemkową normę zaliczyła Olsza (9:1) i Warszawianka (10:1) - o Akademikach (11:1) już nie wspominając. Najwartościowszym jednak wynikiem było pokonanie mistrza Polski - lwowskiej Pogoni 4:2 (9.10). Mecz ten miał dla Wisły niezwykle ambicjonalne znaczenie. „Czerwoni” chcieli udowodnić wszystkim, że znalezienie się poza burtą rozgrywek o Mistrzostwo Polski było tylko wypadkiem przy pracy. Krakowska szkoła gry w piłkę nożna święciła triumf w tym spotkaniu. Reyman (autor 2 goli w tym meczu) poprowadził swych kolegów do pewnego zwycięstwa, które nawet mogło być wyższe. Honor Krakowa został uratowany. Nic dziwnego, że po tym meczu (jak i rewanżu, który odbył się dzień później i zakończył bezbramkowym remisem) pisano, że „obecny system gier o mistrzostwo jest kiepski, skoro eliminuje taką Wisłę, dopuszczając do gier zespoły podobne Lubliniance”. Tak tę rywalizację przedstawiał sprawozdawca „Przeglądu Sportowego”: „Wicemistrz Krakowa stanął w obronie starej stolicy piłkarstwa polskiego. W spotkaniu z mistrzem Polski Wiśle udało się istotnie zrehabilitować football Krakowa, przez co niewątpliwie zdobyła gorące zawsze dla rodzinnego miasta serca krakowian... Wisła pewna widocznie wysokiej odpowiedzialności honoru Krakowa, walczyła z wielką ambicją. W każdej bez wyjątku linji była też drużyną lepszą”.
Po niedzielnym remisie z kolei konkludowano: „Sobotnie i niedzielne zawody nie udowodniły nam, czy Pogoń jest w Małopolsce drużyna najlepszą. Do tego tytułu może słusznie pretendować i "Wisła", a nawet pobita w mistrzostwie Cracovia, w jednym ze swoich normalnych dni. Jedno jest pewnem, że o supremacji piłkarstwa lwowskiego nad Krakowem nie może być mowy”.
Do końca sezonu Wiślacy potwierdzali zwyżkę formy, tocząc pojedynki z klubami krakowskimi i śląskimi. Z reguły były to pojedynki zwycięskie. Z jednym wyjątkiem: dwukrotni schodziła pokonana z boiska w meczach z 1.FC Katowice.


Ten rok zaczął się dla Wisły nienajszczęśliwiej - przegraną w rozgrywkach a-klasowych. Potem przyszło wygranie Pucharu Polski i dobra gra „Czerwonych” w meczach towarzyskich kończących sezon piłkarski. Stąd ocena występów „Czerwonych” na krajowych boiskach nie jest jednoznaczna. Zdobycie Pucharu Polski jak się okazało stanowiło pewną cezurę w historii TS Wisła. Wraz z tym osiągnięciem rozpoczął się okres dominacji Wisły w polskiej piłce. Druga połowa lat dwudziestych należała zdecydowanie do Wisły. Nie przypadkiem łączyło się to z rewolucją jaką było zastąpienie dotychczasowej formuły gier o Mistrzostwo Polski rozgrywkami ligowymi.
Jak oceniano siłę Wisły i walory jej graczy w tym sezonie? Tak pisano o grze kapitana „Czerwonych”: „Reyman I, stary wyga, wyposażony w doskonałe umiejętności techniczne, wspaniały płaski strzał, niemal nieuchronny, jest pierwszorzędnym kierownikiem ataku. Robota jego nie posiada tych koronkowych cech, które tak wyróżniają Kałużę, jest jednak bardziej męską, stanowczą na czem może cierpi jej efektowność, lecz zyskuje efekt końcowy. Ulubionym pociągnięciem Reymana jest długie podanie do nieobstawionego skrzydła”. Doceniano i to, że potrafił grać nie tylko skrzydłami ale i trójką środkową, która „doskonale gra krótkimi przyziemnymi podaniami, aż do wyrobienia sobie pozycji do strzału, bez hyperkombinacji”. W ogóle atak Wisły zaliczany już był do najlepszych w Polsce. Ceniono także wysoki poziom gry innych formacji, choć i w nich dostrzegano pewne mankamenty: „W pomocy zabłysnął wprawdzie Kotlarczyk, lecz boczni jego koledzy pozostawiają wiele do życzenia. Kaczor w obronie przestał już być murowaną podporą drużyny, a rolę jego zdaje się przejmować Pychowski. Łukiewicz w bramce nie przenosi w niczem innych partnerów. Całość drużyny nie wytrzymuje już fizycznych trudów 90 minut gry”, ale mimo to bardziej się podoba od tej dążącej wszelkimi metodami do zwycięstwa i wkrótce stanie się „zespołem naprawdę doskonałym, poczemu ma wszelkie dane”. Tak pisano wiosną 1926 r. Jesienią maszyneria Wisły się już dotarła. Niewątpliwie na kręgosłup drużyny, która będzie sięgać po największe laury w polskiej piłce składała się gra Kotlarczyka na środku pomocy, Reymana jako kierownika ataku i wybornego strzelca, skrzydłowych Adamka i Balcera. Do tego dochodzili solidni bramkarze i obrońcy. Objawieniem na firmamencie polskiej piłki była niewątpliwie gra Jana Kotlarczyka. Tak oceniał jego grę Reyman: „właściwego uderzenia piłki nie posiadał i nigdy strzelcem nie był, nie mając w tym kierunku po prostu „smykałki”. Był za to wspaniałym taktykiem. To decydowało o jego wartości. Był pierwszym środkowym pomocnikiem typu ofensywnego na polskich boiskach. Technikę przyjęcia i oddania piłki miał wspaniałą. Był jednak nieco ociężały, ale nadrabiał to dobrą kondycją. W Wiśle rozegrał ponad 400 spotkań i był też rekordzistą występów w reprezentacji narodowej przed wojną. Jako ciekawostkę można dodać, że przyszedł do Wisły z krakowskiego Nadwiślanu (podobnie jak parę lat później jego młodszy brat Józef). Cała zresztą rodzina Kotlarczyków współtworzyła ten zasłużony krakowski klub. Z Reymanem współpracował znakomicie, z czasem coraz częściej biorąc ciężar prowadzenia gry na siebie.


Sam Reyman tak oceniał poziom prezentowany przez swoją drużynę u progu rozgrywek ligowych: „Wisła z każdym rokiem czyni znaczne postępy” Przyczyniła się do tego blisko roczna praca z drużyną trenera Schlossera. „W obecnym oraz poprzednim roku uzyskało towarzystwo cały szereg młodych, lecz pierwszorzędnych talentów. A ściągnęła ich znana troskliwość, jaką Wisła otacza zawsze zawodników. Młodzi zastąpić mogą śmiało na każdym stanowisku graczy pierwszego zespołu. Sekcja futbolowa posiada dziś bowiem niemal dwa równorzędne zespoły”. Wisła pod przewodnictwem Reymana, mając tak wielu utalentowanych graczy była po prostu skazana na sukces.

Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej: „Przeglądu Sportowego”, „Stadionu”, „Sportowca”. Tekst oparto również na protokołach z posiedzeń władz TS Wisła i wydawnictwach jubileuszowych TS Wisła oraz książki S. Mielecha, Gole faule i ofsajdy.


Ważniejsze wydarzenia

  • 21 marca początek rozgrywek a-klasowych i porażka z Cracovią 1:2.
    • Do meczu rewanżowego Wisła wygrywa w tych rozgrywkach wszystkie spotkania.
  • 20 czerwca - na boisku Cracovii znowu lepsze Pasy 3:2. Mecz zadecydował o przegraniu a-klasowej rywalizacji z Cracovią.
  • 1 sierpnia - Wisła zwycięża 7:0 z Makkabi Kraków na pożegnanie rozgrywek a-klasowych.
  • 5 września odbył się finałowy mecz Pucharu Polski na stadionie Wisły. „Biała Gwiazda” sięga po puchar, pokonując Spartę Lwów 2:1. Gola na wagę zwycięstwa strzelił w ostatniej minucie niezawodny Henryk Reyman.
  • Vlastimil Hofman uwiecznia zwycięską drużynę na słynnym obrazie z postaciami naturalnej wielkości, zapominając o Bajorku i Skrynkowiczu.

Artykuły prasowe

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1926