Sezon 1927 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi, Rezerwy
Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1927

Spóźniony jubileusz?

Wisła a powstanie Ligi w Polsce

Pierwsza korona Białej Gwiazdy

Przed sezonem

Mistrzowski medal
Mistrzowski medal
Mistrzowski medal
Mistrzowski medal
Mistrzowski Puchar
Mistrzowski Puchar

Po okresie wielkiej niepewności, czy pomysł powołania do życia rozgrywek ligowych w Polsce wbrew piłkarskiej centrali wypali, 20 marca 1927 r. rozgrywki te ruszyły pełną parą. Do rywalizacji stanęło ostatecznie 14 drużyn.

Liga niosła ze sobą wielką niewiadomą - kto okaże się najlepszą drużyną na przestrzeni całego roku? Teraz drużyny musiały się wykazać równą formą przez cały wyczerpujący sezon. 26 spotkań ligowych w ciągu roku i napięty kalendarz rozgrywek sprawiały, że drużyny myślące o najwyższych laurach musiały wykazywać się znakomitą kondycją i posiadać dobre rezerwy. Nic dziwnego, że pierwszy rok funkcjonowania ligi był okresem zbierania doświadczeń, które pozwoliłyby na wyeliminowanie ewentualnych błędów w przygotowaniach drużyn do następnego sezonu. Z tego też powodu trudno było wymieniać faworytów rozgrywek. Wisła jako najlepsza krakowska drużyna niejako z urzędu wymieniana była w gronie faworytów. Tym bardziej, że przedsezonowe pogłoski mówiące o odmowie podpisania deklaracji przystąpienia do rozgrywek ligowych w barwach Wisły Kolarczyka, Ketza, Żelaznego i Skrynkowicza okazały się nieprawdziwe.

Teoretycznie największe szanse w lidze powinna mieć Pogoń - bezapelacyjnie najlepsza polska drużyna od 1922 r.

Gra przez cały sezon i umiejętność przygotowania drużyny na tak wielki wysiłek mogły jednak doprowadzić do przetasowań w dotychczasowym układzie sił w polskiej piłce. Tak też się stało.

Jak oceniano „Wisła łączyła wysoki stopień umiejętności technicznych i kombinacyjny system gry (dzięki którym zespoły krakowskie i lwowskie odgrywały wówczas decydującą rolę) z przebojowością tak typową dla Śląska”. Bezdyskusyjnym liderem drużyny był Henryk Reyman. Naturalne cechy przywódcze i zdobyty na boiskach piłkarskich autorytet wybitnego strzelca i „reżysera gry” sprawiały, że koledzy z drużyny podporządkowywali się jego poleceniom bez szemrania. Jako kapitan drużyny miał też duży wpływ na skład podstawowej jedenastki.

Udane początki

Wisła rozpoczęła sezon ligowy z pewnym opóźnieniem w porównaniu z innymi zespołami. W ogóle w rozgrywkach nie przestrzegano wspólnych terminów dla poszczególnych kolejek ligowych - stąd brały się spore różnice w ilości rozegranych spotkań między poszczególnymi zespołami. W pierwszym w historii meczu ligowym przyszło Wiśle zmierzyć się z Jutrzenką (3.04). Debiut ligowy w Krakowie nie wypadł zbyt okazale jeśli chodzi o poziom gry. „Czerwoni” wygrali pewnie 4:0, choć gra była dość bezbarwna, „jeżeli pominiemy kilka ciekawszych momentów szczególnie pod bramką Jutrzenki - dzieło dobrze grającego Reymana”. Reyman strzelił ostatnią z bramek w tym meczu, co samo w sobie nie było niczym specjalnym. Zapoczątkowało jednak serię bramek, która dała mu na zakończenie sezonu tytuł króla strzelców. Następny pojedynek z Ruchem odbył się również w Krakowie (10.04). Pewna i zasłużona, choć niewysoka, wygrana 2:0 pozwalała co niektórym upatrywać w Wiśle jednego z faworytów rozgrywek. Pogląd ten szybko został zweryfikowany w meczu wyjazdowym z Klubem Turystów. Przykra i wysoka porażka 1:5 zaskoczyła wszystkich, a odniesiona została bez udziału Reymana, którego obowiązki żołnierskie zatrzymały w Krakowie. To, że bez Reymana „Czerwoni” mogą wygrywać udowodnili dzień później w Warszawie pokonując pewnie Legię 4:1 (18.04). Wisła zagrała w tym meczu szybko i ruchliwie, co wystarczyło na wojskowych. Styl gry Wisły nie zadowalał jednak sportowych komentatorów, którzy po meczu pisali: „Zdawało się, że prowadzący w mistrzostwie Ligi exmistrz Krakowa, jeden z bezsprzecznie najsilniejszych zespołów polskich pokaże grę nie tylko owocną i produkcyjną, ale również piękną i przemyślaną. Tymczasem niedysponowani widać krakowianie sprawili wyraźny zawód”. Jak widać od początku sezonu od Wisły wymagano o wiele więcej niż tylko skutecznej gry.

Niespodziewanie słabo rozpoczęła sezon Pogoń przegrywając z Czarnymi 1:3. Właśnie Czarni niespodziewanie prowadzili w tabeli ligowej i pierwszy punkt stracili dopiero w meczu z Polonią. Wisła szybko nadrabiała zaległości ligowe.

Juniorzy Wisły z 1927 roku
Juniorzy Wisły z 1927 roku

W prasie z rosnącym zainteresowaniem obserwowano zmagania ligowe. Po pierwszy kolejkach silono się nawet na pewne podsumowania. Liga weryfikowała siłę przedsezonowych papierowych tygrysów i jak pisano: zespoły zmuszone zostały do treningu wskutek niespodziewanych porażek, a „półbogi zeszły z niedostępnych piedestałów”. Skończyła się „bezpowrotnie nudna młócka mistrzowska”. Zawody zaczęły interesować całą Polskę, wyniki boiskowe okazywały się często niespodziewane. Spora frekwencja na trybunach, mimo często niesprzyjającej pogody, sprawiała, że pisano z emfazą: „Przez polską piłkę nożną przeszedł potężny, ożywczy i twórczy oddech wielkiego sportu”. O dziwo za faworytów ligi uważano 1.FC, ŁKS, Klub Turystów. Dopiero w dalszej kolejności Wisłę, Czarnych i Pogoń. Zauważano również, że w czołówce drużyn ligowych znajduje się 9 wyrównanych zespołów, a wyniki między nimi są nie do odgadnięcia. Wisłę początkowo niezbyt ceniono, uważając, że jest to drużyna „szybka, twarda, oparta o parę lotnych skrzydłowych Adamka i Balcera, nie potrafi [jednak] nadać grze swej wyrazu i stylu”.

Twardość, pracowitość i ambicja wystarczyły jednak na pewne pokonanie Hasmonei (24.04 3:1). Co ciekawe był to pierwszy mecz Wisły na własnym boisku (poddanym wcześniej renowacji). Hasmonea niespodziewanie prowadziła w tym meczu po golu bombardiera Steuermana. Potem jednak „Czerwoni” byli w nieustannym ataku co przyniosło im zasłużone zwycięstwo. Dzięki temu Wisła znalazła się na 2. miejscu w tabeli z dorobkiem 8 punktów w 5 meczach. Wyprzedzał ją tylko ŁKS (8 punktów w 4 meczach). Zaliczany do faworytów 1.FC znajdował się w dole tabeli, ale rozegrał dopiero 3 mecze (4:2 w punktach), przegrywając ostatni z Wartą. W ten sposób Wisła wyprzedziła rywali jeśli chodzi o ilość rozegranych spotkań i tak już zostało do końca sezonu.

O tym, że w lidze każdy wynik był możliwy świadczył pojedynek „Czerwonych” z Polonią w Warszawie (03.05 1:2). Był to niezwykle emocjonujący mecz, dawno niewidziany w Warszawie. Widowisko, które „zapiera dech w piersi i porywa każdego widza”. Do tego przyczyniły się obie drużyny. Gra była może nieco chaotyczna, ale „szybka, ambitna, porywająca i naszpikowana tragicznemi dla obu drużyn momentami podbramkowemi. Groźne sytuacje przewijały się jak we wstędze kinematograficznej i do ostatniej chwili nie można było przesądzić wyniku cyfrowego meczu”. Wisła górowała nad rywalką technicznie i taktycznie. W II. połowie „zdobycie bramki przez Reymana I z rzutu wolnego, który Gross z piersi wypuszcza do siatki zdaje się że przesądza wynik”. Potem jednak do głosu doszła Polonia i nie bez pomocy bramkarza Wisły Folgi strzeliła 2 gole. Z przebiegu gry sprawiedliwszy byłby remis lub nawet wygrana Wisły, ale 2 punkty pozostały w Warszawie.

Wiślacy za tę wpadkę w pełni się zrehabilitowali w kilka dni później. Do Krakowa bowiem zawitała czołowa drużyna ligowa, a zarazem najstarszy polski klub Czarni (8.05 4:0). Nic dziwnego, że na trybunach pojawiła się rekordowa liczba widzów (5000). Kibice przez cały mecz oklaskiwali dobrą grę Wisły, która „zademonstrowała grę piękną i celową, której Czarni zaledwie do pauzy zdołali stawić jaki taki opór”. Serię goli dla Wisły rozpoczął w I połowie Reyman. Po przerwie zdecydowana przewaga Wisły udokumentowana została jeszcze trzema celnymi trafieniami. Wobec porażki ŁKS z Warszawianką 1:2 „Czerwoni” objęli samodzielne prowadzenie w tabeli, mając jednak więcej meczów rozegranych od rywali.

Następny pojedynek z ŁKS zapowiadał się więc frapująco, gdyż stawały naprzeciwko siebie dwie najlepsze drużyny ligowe. Nic dziwnego, że mimo ustawicznie padającego deszczu stadion w Łodzi był pełen kibiców (15.05 0:0). Obie drużyny wyraźnie czuły wobec siebie respekt i grały niezwykle ostrożnie w obronie co zadecydowało o bezbramkowym wyniku tego spotkania. Jak pisano po meczu: „ŁKS, dowiódł, że jest absolutnie równorzędnym przeciwnikiem, a nawet przewyższa pod niektórymi względami krakowian”. W tabeli status quo został zachowany, ale dystans do prowadzącej czołówki wyraźnie zmniejszał 1.FC, który zdobył już osiem punktów. Z powodu nierównej ilości rozegranych meczów czytelniejsze było jednak patrzenie na liczbę straconych punktów. W takiej klasyfikacji na czele znajdował się 1.FC z 2 straconymi punktami, ŁKS stracił do tej pory 3, a Wisła aż 5.


Tym niemniej grę Wisły coraz bardziej doceniano. Potwierdził to mecz z Wartą (22.05 4:1). Skutecznego do tej pory egzekutora Reymana zastąpił w tym meczu S. Czulak – autor pierwszego w ligowych występach Wisły hat-tricku. Warta grała w tym dniu chaotycznie i stać ją było tylko na gola honorowego w drugiej połowie meczu. „Czerwoni” nie myśleli więc oddawać pierwszego miejsca w tabeli. Tym bardziej, że punkty stracił ŁKS, przegrywając z Pogonią. Na najgroźniejszego rywala wyrastał jednak niemiecki 1.FC, który szedł od zwycięstwa do zwycięstwa. Nic dziwnego, że następny pojedynek między tymi drużynami był niezwykle ważny dla układu tabeli. Niemcy stracili bowiem do tej pory tylko 2 punkty i remis bądź wygrana w Krakowie stawiałaby ich w roli głównego faworyta do tytułu mistrzowskiego. Do tego dochodził jeszcze kontekst polityczny: 1.FC miał bowiem nie najlepszą sławę w Polsce z powodu antypolskich wystąpień jego kibiców i działaczy. Ostra, zacięta i wyrównana gra w I. połowie zaowocowała tylko jedną bramką Adamka, po której z powodu niebywałego entuzjazmu widowni „trybuna groziła zawaleniem”. Serię niewyzyskanych przez Wisłę sytuacji w tym meczu kończy H. Reyman w 67’: „Wisła jednak nie daje się zdeprymować i w 22 m. Reyman I przebija się przez obronę i strzela swą niechybną bombą bramkę”. Od tej chwili 1.FC. „zaczyna grać ordynarnie, co chwila kilku 'ubitych' „Czerwonych” leży na boisku”. Z tego powodu w 30’ musiał zejść z boiska Reyman - próbowali to wykorzystać Katowiczanie. Po kilku minutach Reyman wraca na boisko „i inicjuje szereg przygniatających ataków Wisły”, których efektem jest 3. i ostatnia bramka meczu strzelona przez Balcera. „Wisła grała świetnie”, prezentując równą grę wszystkich formacji i rozegrała według obserwatorów najlepszy do tej pory mecz ligowy. Dzięki temu zwycięstwu umocniła się w tabeli. Z dorobkiem 15 punktów wyprzedzała 1.FC (12:4) i ŁKS (11:5). W tych też drużynach widziano teraz faworytów rozgrywek. Coraz lepiej jednak radziła sobie Pogoń (4:2 z Wartą) i Legia (4:1 z Hasmoneą).

Bohaterem następnego pojedynku z Warszawianką (16.06 2:0) dla sprawozdawcy „Przeglądu Sportowego” była piłka: „za duża, niedodęta i nieelastyczna wędrowała sobie po wybojach słynnego boiska w Agrykoli nie tam gdzie chcieli gracze, lecz gdzie ją niosła bodaj że zeszłoroczna jeszcze fantazja”. „O przebiegu meczu można powiedzieć tylko tyle, że rządził w nim w sposób wprost dyktatorski przypadek: Warszawianka zgóry oddała mu się w opiekę; Wisła próbowała grać z myślą i celem - bez powodzenia. Chaos gry jako całości przerwały dwie piękne bramki Reymana I-go, pierwsza strzelona przytomnie z podania... Redlicha, druga - Adamka”.

Dobra formę i skuteczną grę napastników potwierdziła Wisła w meczu z TKS (19.06 7:2). Pierwszego hat-tricka w lidze zaliczył w nim Henryk Reyman. Mecz był w zasadzie bez większej historii, gdyż Wisła przeważała nad Torunianami wyraźnie. Rozpoczął się jednak nieszczęśliwie dla Wisły bo już w 3' gospodarze prowadzili 1:0. Potem wszystko wróciło do normy (tzn. Wisła strzelała bramki). Ciekawe rzeczy działy się poza plecami Wisły. Główni rywale tracili bowiem punkty. Najbardziej cieszyła kibiców Wisły przegrana 1.FC u siebie z Legią (2:3). Dzięki temu po raz pierwszy „Czerwoni” prowadzili w tabeli z najmniejszą liczbą straconych punktów (19:5). Radość kibiców trwała jednak krótko, gdyż tydzień później przyszła przykra porażka z Pogonią (26.06 1:4). Spotkaniu temu towarzyszyło ogromne zainteresowanie. Grał wszakże aktualny mistrz Polski z liderem tabeli. I. połowa nie wróżyła Wiśle przykrego zakończenia, gdyż „Czerwoni” grali dobrze i mieli przewagę w polu. Cóż z tego, skoro w drugiej części gry bramki zdobywała tylko Pogoń, imponując ambicją i zaciętością. Bohaterem spotkania tym razem okazał się Wacek Kuchar, który sam zdobył w tym meczu dwie bramki. Nic dziwnego, że siedmiotysięczna widownia szalała z radości na trybunach.

I runda - podsumowanie

Mecz z Pogonią kończył I. rundę rozgrywek. Szansy dogonienia Wisły nie wykorzystał 1.FC przegrywając z Polonią 1:3. Status quo w tabeli został więc zachowany (Wisła 19:7, 1.FC 18:8, Pogoń i ŁKS 16:10). Pozwalało to obserwatorom na stwierdzenie, że „twardy zespół grodu podwawelskiego jest niewątpliwie najlepszą drużyną ligową”. Potwierdzała to przewaga 1 punktu nad 1.FC i imponujący stosunek bramkowy: 36:16. Dzięki dobrej końcówce rundy do grona faworytów dołączyła też lwowska Pogoń. Ostrożnie jednak oceniano szanse przed rundą rewanżową, mając na uwadze to, że nikt nie mógł przewidzieć czy drużyny będą w stanie utrzymać wyrównaną formę przez cały sezon. Miesięczna przerwa w rozgrywkach powodowała, że na mecze rewanżowe czekano z rosnącym oczekiwaniem. Czas ten wykorzystali także działacze piłkarscy doprowadzając wreszcie po paromiesięcznych negocjacjach do porozumienia między coraz mocniejszą Ligą a słabnącym PZPN. Do ostatecznej ugody doszło w lipcu. Z jej postanowień ciekawy był punkt regulujący kwestię awansu do ligi. Z ligi miał spadać jeden zespół, a wejść miała drogą kooptacji Cracovia i drogą eliminacji jeszcze jeden klub. Tym razem działacze Cracovii z ochotą przyjęli darowane miejsce w lidze. Po pierwszej rundzie spotkań ligowych zaczęto podsumowywać wady i zalety Ligi. Sądzono, że 14 zespołów to jednak zbyt wiele. Dostrzegano też fakt, że zespoły ligowe po raz pierwszy grając tym systemem wykazywały pewne braki treningowe, a szczupła kadra graczy nie gwarantowała równej formy drużyn przez cały sezon.

Pewny marsz po mistrzostwo

Lawina komplementów, która spadła na „Czerwonych”, zmuszała do dobrej gry na krajowych boiskach. W pierwszym meczu po przerwie letniej przyszło się mierzyć Wiśle z Czarnymi. Spotkanie to było żywe i niespodziewanie emocjonujące (szczególnie do przerwy). O skromnym zwycięstwie „Czerwonych” (24.07 3:2) zadecydował „napad, grający szybko i umiejętnie wyzyskujący sprinterskie walory swych skrzydeł”. Decydującego gola o zwycięstwie strzelił na kwadrans przed końcem meczu „czołowy motor akcji tej drużyny” - Reyman.

„Czołowy motor” Wisły wyraźnie zaskoczył w następnych meczach. Spotkanie z Warszawianką (31.07 8:2) było właściwie sparingiem. Po przerwie przewaga Wisły była tak „przygniatająca, że dwucyfrowy wynik mógłby być prawdziwym wykładnikiem sił obu drużyn... Atak prowadzony przez Reymana I szedł jak na sznurku”. Reyman pobił rekord strzelonych bramek zaliczając aż 5 celnych trafień w tym meczu. Wiśle dotrzymywał już kroku tylko zespół z Katowic po wygranej z Czarnymi 2:0 i lwowska Pogoń.

Sympatycy Cracovii sarkali nieco na styl gry Wisły, w którym brakowało podobno elegancji i błyskotliwej techniki. Tej jak „powszechnie było wiadomo” nie brakowało na a-klasowych boiskach w wykonaniu Cracovii. „Przegląd Sportowy” odpowiadał na te zarzuty, że „drużyna silna i twarda nigdy nie będzie grać lekko i błyskotliwie” - co okazało się także nieprawdą. Pozostawmy jednak na boku sarkania i kompleksy kibiców z drugiej strony Błoń.

Wisła parła teraz od zwycięstwa do zwycięstwa, co potwierdzał mecz z Jutrzenką (7.08 7:2). Siedem bramek w jednym meczu i ponowny hat trick Reymana miały swoją wymowę. Kibicom szczególnie podobała się gra kapitana „Czerwonych” po pauzie. Wtedy to właśnie mecz zamienia się w pojedynek Reymana z bramkarzem gości. 1.FC i Pogoń solidarnie wygrały swoje mecze. Na szczytach piłkarskiego Olimpu nic się więc nie zmieniało.

O tym ile znaczył Reyman dla swego zespołu świadczyła niespodziewana porażka Wisły w następnym meczu z Wartą (14.08 2:3). Jak pisano w prasie „W ataku brak było wyraźnie Reymana”. Choć jak pisano: „Wisła grała dobrze. Przegrana nie wystawia jej bynajmniej ujemnego świadectwa. Warta wygrała dzięki większemu szczęściu w grze. Taktycznie i siłą fizyczną górowała Wisła”. Straty punktów nie mogła powetować pewna wygrana dzień później w meczu towarzyskim z Wartą (7:1). Rozmiary tej wygranej kazały jednak traktować wynik z dnia poprzedniego jako wypadek przy pracy. 1.FC pewnie pokonał TKS 5:2 i dzięki potknięciu Wisły zajął pierwsze miejsce w tabeli.

Dostrzegano regres formy „Czerwonych”. „Przyczyn słabej gry Wisły szukać należy zdaniem mojem w złej formie Reymana I, który bawiąc ostatnio na manewrach nie jest w najlepszej kondycji fizycznej” - pisano po skromnie wygranym meczu Wisły z Legią (21.08 1:0). Nie najlepsza dyspozycja w tym dniu nie przeszkodziła kapitanowi „Czerwonych” strzelić zwycięską bramkę w zamieszaniu podbramkowym. Kryzys formy Wisły i Reymana okazał się krótkotrwały. Bombardier Wisły dobrze radził sobie z opiekunami. Udowodnił to w następnym pojedynku z Ruchem (28.08 4:0), strzelając 2 gole. Wisła zagrała dobry mecz i praktycznie przez całe spotkanie gra toczyła się pod jej dyktando. „Wisła fizycznie silniejsza przewyższała swego przeciwnika nie tylko lepszą grą taktyczną i techniczną, lecz przede wszystkiem wspaniałym startem do piłki i niezwykłą ambicją. Gra na ogół stała pod lekką przewagą Wisły za wyjątkiem pierwszych 10 minut, kiedy Ruch był panem boiska. Obie drużyny grały ostro lecz fair”. Fortuna sprzyjała wyraźnie Wiśle, gdyż 1.FC przegrał swój pojedynek (z Klubem Turystów 0:2) i stracił pozycję lidera. Wisła miała już 29 punktów zdobytych przy 9 straconych. 1.FC, mając o jeden mecz mniej, tracił do Wisły 3 punkty. Dystans ten nie zmniejszył się po następnej kolejce ligowej, gdyż obie drużyny pewnie wygrały swe mecze. 1.FC z Jutrzenką, a Wisła z ŁKS (4.09 3:1) po 2 rzutach karnych podyktowanych przez nie najlepiej dysponowanego sędziego. Sytuacja w tabeli stawała się klarowna. W zasadzie tylko Wisła i 1.FC liczyły się w walce o pierwsze miejsce. Trzecia w tabeli Pogoń nie dawała jeszcze za wygraną. Miała o 2 mecze mniej od Wisły i 7 pktów straty. Prezentowała jednak dobrą formę o czym świadczyło rozgromienie Legii 11:2.

Rywalizacja z 1.FC Katowice

Komentatorzy coraz więcej miejsca poświęcali drużynie 1.FC. Była to jednak przede wszystkim drużyna własnego boiska. Z reguły nie przegrała meczów na własnym stadionie w czym niewątpliwie pomagała jej fanatyczna publiczność. Emocje wśród publiczności niemieckiej były podczas meczów tak ogromne, że jak pisano w „Przeglądzie Sportowym” w wypadku niekorzystnego przebiegu meczu groziła ona gościom i sędziemu „zlinczowaniem”. Do tego krytykowano Niemców za brutalną i „ordynarną” grę. W zasadzie mecze z polskimi drużynami były jakby spotkaniami Polska-Niemcy. 1.FC tracił jednak wiele ze swej wartości na wyjazdach. Mecz Wisły z 1.FC zapowiadał się więc jako mecz sezonu i nabierał oczywistych aspektów politycznych.

Po drodze do niego Wisła musiała jeszcze stoczyć boje z TKS i Klubem Turystów. Mecz z Torunianami okazał się właściwie ostrym sparingiem, w którym „Czerwoni” ćwiczyli siłę i celność swoich strzałów. Powodem było osłabienie drużyny gości, która przyjechała na mecz tylko z 10 zdolnymi do gry zawodnikami. Do tego 4 z nich to byli gracze rezerwowi. Powodem takiego stanu rzeczy było aresztowanie na dworcu w Toruniu kilku czołowych zawodników TKS „aby w ten sposób zmusić ich do występu w meczu mistrzostw wojskowych”. Dzięki temu Wisła wygrała to spotkanie w rekordowym stosunku 15:0, będąc drużyną lepszą nie „'o głowę, lecz o 11 głów'”. Reyman strzelił aż 6 goli w tym spotkaniu. Okazało się, że był to rekord ligowy, który pobił dopiero w 1939 r. Ernest Wilimowski. Katowiczanie wymęczyli zwycięstwo z ŁKS (2:1) i dystans między czołowymi drużynami ligi się nie zmniejszał.

Mecz z TKS nie mówił wiele o formie Wisły. Imponowała jednak dobra dyspozycja strzelecka „Czerwonych”. Potwierdził to mecz z Klubem Turystów (18.09 5:1). „Czerwoni” wygrali pewnie i zasłużenie, nie wysilając się zbytnio. Po tym spotkaniu Wisła miała jeszcze 4 mecze do rozegrania, 1.FC - 6. Pięciopunktowa przewaga Wisły była więc jeszcze do zniwelowania. Pod warunkiem, że 1.FC wygra zaległe mecze i pokona Wisłę w zbliżającym się meczu na swoim stadionie. Niemcy z reguły nie oddawali punktów u siebie. Klasę zespołu niemieckiego doceniano w prasie sportowej (szczególnie jej waleczność). Jak na polskie warunki 1.FC (Erster Fussball Club) był klubem majętnym. Wspierali go bowiem finansowo niemieccy magnaci przemysłowi i sklepikarze.

Jak pisano w „Przeglądzie Sportowym”: „Powiedzmy głośno to, co mówiono sobie na ucho: zwycięstwo jedynej poważnej w kraju drużyny niemieckiej, zdobycie moralnego prymatu przez klub nie polski, lecz przez zespół wchodzący za wrogi - drażniło ambicję narodową sportowców i spotkaniu rywalów nadało charakter "wojny świętej". Doskonała i bitna drużyna katowiczan - stwierdzić to należy sine ira et studio - ale grała i nie ma wszystkich atutów, które uprawniałyby ją do pretendowania o najzaszczytniejszy tytuł w kraju. Brak jej "ciężaru gatunkowego", zbyt jest związana z swem boiskiem i poza niem reprezentuje nie więcej, niż połowę swej siły, z błędów technicznych grzeszy brakiem strzału i tendencją do hyperkombinacji. Ale czyż namiętność klubowa, przywiązanie do barw, wreszcie w tym wypadku szowinizm nacjonalistyczny pozwala na objektywną ocenę samego siebie?! Doszło zatem do tego, że I.F.C. uważało się za najsilniejszą w Polsce drużynę, a że tabela tu i ówdzie wskazywała na co innego, katowiczanie urobili sobie teorię o zwalczaniu drużyny niemieckiej przez sędziów polskich, itp.”.

Niemcy przygotowywali się do tego meczu niezwykle starannie: podglądali Wisłę w meczu z Klubem Turystów, agitowali swych sympatyków do przyjścia na mecz (w efekcie na mecz ten ściągnęli Niemcy nie tylko z Górnego Śląska ale i zza granicy niemieckiej z Bytomia, Gliwic i Zabrza). Reyman nazwał pojedynek z 1.FC największym meczem w historii TS Wisła.

Więcej o tym meczu znajdziesz tutaj

W tym miejscu warto wspomnieć, że spotkanie to oglądała na żywo niespotykana na polskich stadionach liczba widzów: około 15 do 25.000. W tym kilkutysięczna grupa kibiców Wisły, którzy specjalnymi pociągami zjechali do Katowic. Samo spotkanie toczyło się w gorącej atmosferze tak na trybunach jak i na boisku.

Widownia niemiecka w trakcie meczu zachowywała się skandalicznie grożąc i rzucając obelgi na zawodników Wisły. Kiedy w trakcie meczu kibice niemieccy wpadli na boisko, nie mogąc dopaść graczy Wisły, swą nienawiść wyładowali na piłce, „którą tną nożami na kawałki”. Interweniować mieli wówczas „kirasjerzy na koniach” Według prasy polskiej nie lepiej zachowywali się zawodnicy 1.FC prezentując na boisku „ordynarną grę”, czy wręcz posuwając się „wprost do polowania na kości przeciwnika”. Mecz zakończył się przed czasem. Według „Przeglądu Sportowego” przyczyną zejścia graczy 1.FC z boiska w 28 minucie gry (II. połowy) było nieuznanie przez sędziego bramki strzelonej przez Niemców. Było już wówczas 2:0 dla Wisły po golach Czulaka i Reymana. O ogromnym napięciu towarzyszącym temu spotkaniu może świadczyć fakt, że sędzia ze zdenerwowania odgwizdał koniec meczu na kwadrans przed upływem czasu gry i dopiero po chwili zmienił decyzję. Dla Niemców ten mecz „oczywiście był skandalem”. W prasie polskiej pretensje Niemców uważano za nieuzasadnione i krytykowano graczy 1.FC za pożałowania godny incydent, jakim było zejście z boiska. Potępiano również próby nadawania temu meczowi, jak i zresztą innym na boisku 1.FC, charakteru polityczno-narodowego. Mecz ten potem zweryfikowano jako walkower dla Wisły. Jak wspominał po latach H. Reyman: „Całe społeczeństwo polskie przyjęło z prawdziwą radością wieść o naszym zwycięstwie. Radość Polaków śląskich zamieniła się w swego rodzaju manifestację narodową, była dla niej czynnikiem krzepiącym duchowo. Miły był powrót do Krakowa, gdzie na dworcu czekały nas tysięczne zwolenników, orkiestra zagrała „Krakowiaka”, a graczy wyniosła uradowana brać na ramionach z wagonu. Okrzykom i składaniom gratulacyj nie było końca”.

Wisła mistrzem!

Po tym jakże dramatycznym spotkaniu sprawa tytułu mistrzowskiego wydawała się przesądzona. Zostały Wiśle wprawdzie jeszcze 3 mecze do rozegrania, ale nikt nie przypuszczał, by „Czerwoni” wypuścili szansę z rąk. Potwierdził to mecz z Polonią w Krakowie (2.10 7:1). Był on ładnym widowiskiem, a gra prowadzona była w szybkim tempie. „Reyman jak zwykle doskonały” poprowadził zespół do wysokiego zwycięstwa. Sam też strzelił 4 gole. 1.FC załamany po meczu z Wisłą wysoko przegrał z Legią 0:5. Tym samym na dwie kolejki przed końcem Wisła mogła już święcić tytuł mistrza Ligi.

Zdekoncentrowało to nieco piłkarzy Wisły i w następnym meczu ulegli oni niespodziewanie Pogoni. Dla Lwowiaków mecz ten miał spore znaczenie, gdyż w wypadku pokonania 1.FC mogli jeszcze zdobyć tytuł wicemistrzowski. W spotkaniu z Pogonią widać było, że z graczy Wisły uszło nieco powietrze. Było to zrozumiałe biorąc pod uwagę fakt, że niemal od początku sezonu powierzono im obronę „honoru Polaków” w rozgrywkach ligowych. A wyczerpujące pojedynki ligowe wywarły spore piętno na ich kondycji. Widać było spore zmęczenie „Czerwonych” w końcówce II. połowy meczu. Wtedy też gracze Pogoni rozstrzygnęli losy tego pojedynku na swoją korzyść (09.10 0:2.

Sezon ligowy kończyła Wisła remisowym meczem z Hasmoneą we Lwowie (16.10 2:2). Wiślacy wracali ze Lwowa nocnym pociągiem. Z krakowskiego dworca przeszli przez Błonia do domu Vlastimila Hoffmana mieszczącego się przy ulicy Spadzistej. Hoffman „był przyjacielem wszystkich wiślaków, każdy z nich miał swój portret malowany przez mistrza, nawet po kilka, także juniorzy... Jego dom był domem dla każdego wiślaka”. Nic dziwnego, że tej październikowej nocy Wiślacy prowadzeni przez swego kapitana udali się właśnie do niego. „Henryk Reyman zameldował sławnemu artyście zdobycie mistrzostwa. Radość była wielka i wspólna, śpiewy, najpierw hymn narodowy”. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż „wszystko czym żyła Wisła znajdowało swe odbicie w dyskusjach w domu przy ul. Spadzistej” .

Wracając do meczu z Hasmoneą to rzeczą charakterystyczną było, że Czulak otwierał konto bramkowe Wisły w pierwszym meczu ligowym z Jutrzenką i zamykał je w meczu z Lwowiakami. Tymi bramkami spinał niczym klamrą snajperski popis Reymana, który z dorobkiem 37 bramek został królem strzelców polskiej Ligi. To rekordowe i nie pobite do dziś osiągnięcie osiągnął w lidze liczącej 13 zespołów. Więcej o tytule króla strzelców znajdziesz tutaj

Podsumowanie sezonu i gry piłkarzy

Równie imponująco przedstawiają się osiągnięcia strzeleckie całej drużyny Wisły w pierwszym sezonie ligowym. Wisła była bowiem najskuteczniejszą drużyną, strzelając w całym sezonie aż 94 bramek. Straciła tylko 32 gole - najmniej w lidze. Tylko opierając się na tym dorobku można stwierdzić, że miała najlepszy atak w Polsce i najlepszą obronę. Pierwszemu mistrzowi ligi poświęcono wreszcie sporo miejsca w posezonowych komentarzach. Szukano przyczyn faktu, że to właśnie ta niedoceniana do tej pory drużyna okazała się najlepszą w Polsce. Cenzurki wystawione w „Przeglądzie Sportowym” mówiły wiele. W bramce przez większą część sezonu występował pozyskany z BBSV Emil Folga: nie do końca wyszlifowany talent, grający czasem nonszalancko, słabo wyrobiony gimnastycznie - co odbijało się na jego sprężystości i szybkości. Zimna krew, dobre ustawianie się i szybka orientacja - to były zalety równoważące powyższe wady. Filarem obrony był Skrynkowicz, który nie opuścił żadnego meczu w sezonie ligowym!!! Był szybki, ostry w taklingu, przytomny w gorących momentach. Jako jego partner występował w pierwszych meczach kończący już karierę piłkarską Kaczor: dobry taktyk, choć mało zwrotny i wolny. Zastępujący go Burek imponował na odmianę szybkością i solidnością. W końcówce sezonu powrócił na tę pozycję okularnik Pychowski: gracz nieustępliwy w grze, choć nieco zbyt pobudliwy. W środku pomocy królował Jan Kotlarczyk: najlepszy bodaj gracz Wisły i środek pomocy w Polsce; krępy, silny i przysadzisty. Do tego wytrzymały i pracowity, słynący z dobrych podań i odbioru piłki. Grał spokojnie i rozważnie, idealnie rozkładając swe siły. Według Reymana był prawdziwym filerem drużyny „Czerwonych”. Miał jednak jedną wadę: „właściwego uderzenia piłki nie posiadał i nigdy strzelcem nie był, nie mając w tym kierunku po prostu smykałki”. Był za to wspaniałym taktykiem. Inteligencja, dobra gra głową, świetny stopping, żelazna kondycja - to były jego znaki firmowe, które decydowały o jego wartości. Po jego bokach grywali także gracze nieprzeciętni. Jednym z nich był Wójcik: zawodnik posiadający średnie warunki fizyczne, poprawny i pożyteczny w grze. Zmieniał go Bajorek; gracz przeciętny bez należytej szybkości i elastyczności. Lepsze wrażenie sprawiał przybyły z Cracovii Makowski: elegancki technik, gracz ambitny, słabszy w ustawianiu się na boisku, ale dysponujący celnym strzałem. Na skrzydle imponował swą grą Adamek: jak pisano - jeden z najlepszych piłkarzy jakich wydała ziemia polska. „Żywe srebro” na boisku, cechowały go miażdżące biegi z piłką. Dzięki swej szybkości, zwrotności i ruchliwości gracz niezwykle skuteczny, ale nie najlepiej zachowujący się na boisku. Po drugiej stronie boiska grał kolejny as Wisły, Balcer: posiadał podobne do Adamka walory - „bardziej jednak nieokrzesane i pierwotne”. Był szybki i bojowy - brakowało mu jednak techniki i w grze prezentował zbyt wiele egoizmu. Z łączników wyróżniał się Czulak: grał jednak nierówno i był zbytnim indywidualistą. Jednak gdy miał swój dzień potrafił być niebezpiecznym strzelcem. Powoli żegnający się z piłką Kowalski wystąpił tylko 2 razy w zespole Białej Gwiazdy. Na jego pozycji najczęściej występował najmłodszy z Reymanów: dobry technik, ale za mało wkładał serca do gry. Z innych zawodników warto wymienić występującego i w pomocy i w ataku Józefa Kotlarczyka: zawodnika nie za szybkiego, ale poprawnego technicznie. No i wreszcie na koniec zostawiliśmy Reymana: „najlepszy strzelec ligi, obok szeregu zalet jak wytrzymałość, siła fizyczna, poprawna technika, ustawianie się, posiada poważny defekt w postaci zbytniej powolności. Gdyby graczowi temu dać szybkość i zwrotność W. Kuchara byłby on niezastąpionym kierownikiem napadu naszej reprezentacji”. W sumie ta mozaika graczy dobrych i wybitnych, połączona koleżeństwem i przyjaźnią na boisku i poza nim okazała się najlepszą w Polsce. Byli to ludzie wywodzący się z różnych środowisk społecznych i pracujący w różnych zawodach. Umiłowanie własnego klubu stanowiło wystarczające spoiwo by połączyć tak różne ludzkie charaktery w pracy dla dobra TS Wisła. Warto wymienić ówczesne zawody czołowych piłkarzy Wisły: Folga - urzędnik prywatny, Pychowski - student, Skrynkowicz - monter, Wójcik - drukarz, Kotlarczyk - ślusarz, Makowski - student, Adamek - urzędnik celny, Czulak - monter, Reyman III i Balcer – studenci, Henryk Reyman - zawodowy żołnierz, kapitan WP.

Tak naprawdę to dopiero liga weryfikowała prawdziwą siłę poszczególnych zespołów i klasę zawodników. Teraz liczyła się wyrównana forma drużyn przez cały sezon. Pojedyncza wpadka, przegrany pechowo mecz o niczym jeszcze nie rozstrzygał. Straty można było odrobić w następnych pojedynkach. W rozgrywkach okręgowych wystarczyła praktycznie jedna pechowa porażka z najgroźniejszym rywalem by je przegrać. Do tego wysokie wyniki osiągane ze słabeuszami z dolnych rejonów tabel okręgowych wcale nie przynosiły wielkiej satysfakcji. Podobnie było z napastnikami, których popisy strzeleckie w takich meczach trafiały do annałów i statystyk klubowych, ale pełnego zadowolenia nie mogły przynieść. W powszechnej opinii Wisła do tej pory nie miała szczęścia w mistrzostwach Polski, przegrywając bądź w rozgrywkach okręgowych z Cracovią, bądź zawodząc w finałowych grach w „chwilach kiedy zdawało się, że nic już nie stało na przeszkodzie do sięgnięcia po nęcący wawrzyn”.

Inaczej było w lidze. Tutaj grały ze sobą najsilniejsze kluby w Polsce i najlepsi zawodnicy. Wygranie takiej rywalizacji oznaczało beż żadnych "ale", że się jest najlepszą drużyną w Polsce, a najlepszemu strzelcowi satysfakcję z pokonania równie dobrych współzawodników i udowodnienia, że się jest najlepszym napastnikiem w kraju. I Wisła i Reyman to udowodnili. Osiągnięciom sportowym Wisły na pewno sprzyjała celowa i poukładana praca organizacyjna w klubie. Nic dziwnego, że Wisłę stawiano teraz jako wzór dobrze zorganizowanego klubu sportowego. O Wiśle pisał H. Szatkowski, że ciężką pracą doszła do sukcesów nie tylko w piłce nożnej ale i w innych dyscyplinach sportu mimo „nieprzychylnej jej na ogół opinii sportowej”. Będąc inicjatorką Ligi - pierwsza ją wygrała, co mówiło samo za siebie. Sekcja piłkarska kierowana przez Kopcia była ostoją klubu i jak oceniano: „mogą być w Polsce drużyny lepsze technicznie, mogą być gracze indywidualnie cenniejsi o czołowych asów Wisły, nie ma jednak w tej chwili zespołu, któryby wykazał taki hart i siłę wewnętrzną, jak właśnie Wisła”. System ligowy, ciężki, wyczerpujący wymagał bowiem „siły i spoistości moralnej drużyny - system ten znalazł w Wiśle najlepszą dla tych wymagań w Polsce drużynę”. Z drużyny do tej pory niedocenianej Wisła znalazła się na pierwszych stronach gazet. Starano się opisać jej styl gry, który doprowadził ją do takich sukcesów. Szatkowski kontynuując w „Przeglądzie Sportowym” swe rozważania na ten temat pisał, że Wisła w przeciwieństwie do technicznie grającej Cracovii prezentuje „pełen siły i energji, technicznie skończony (ale na technice się niekończący) typ footballu czeskiego”. Gra Wisły wyłamywała się z pewnych utartych w świadomości dziennikarzy sportowych schematów. Jej styl różnił się od gry Cracovii i nie znajdywał odpowiednika w grze innych krajowych i zagranicznych zespołów. Na pewno Wisła swą grą opierała „na wysokim wyszkoleniu technicznym, przemyślanej taktyce gry, a nade wszystko - nieustępliwej twardości i męskości całego zespołu”. Zgodzić się też można było z Mielechem, który przed nowym sezonem ligowym pisał, że jej „styl jest szczęśliwym połączeniem wyrafinowanego sposobu gry Cracovii z bojowością Pogoni”. Wynikało to po prostu z naturalnych predyspozycji graczy Wisły. Maksymalne wykorzystywanie ich talentów i możliwości na boisku było w ogromnej mierze zasługą Reymana. Mając takich graczy u swego boku jak Balcer i Adamek Reyman opierał grę Wisły właśnie na skrzydłach. Dlatego w meczach „Czerwonych” nie brakowało długich podań na wolne pole, „na fora” na skrzydło - stamtąd wracały potem celne piłki do Reymana, czy łączników, którzy zamieniali je na bramki. Oczywiście nie zawsze ta taktyka zdawała egzamin. Kontuzje, niedyspozycje skrzydłowych, bądź ostre ich krycie zmuszały do zmian w sposobie gry. Reyman to potrafił jak nikt inny w polskiej lidze. Prowadzenie gry skrzydłami nie wpłynęło ujemnie na jego umiejętności prowadzenia gry krótkimi podaniami. Do tego trzeba dodać, że był typem napastnika-przebojowca i w wypadku kiedy jego kolegom po prostu nie szło chętnie sam „szedł na przebój, z reguły kończąc go strzałem”, który jakże często lądował w siatce przeciwnika.

Taka była mistrzowska Wisła 1927 roku.

Tekst powstał na podstawie rozdziału z książki, Z białą gwiazdą w sercu. Cytaty pochodzą z prasy sportowej, jak również z wydawnictwa rocznicowego wydanego na 30-lecie TS Wisła.

Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006


Wiślacka gra o tron #1: 1927

Data publikacji: 06-10-2017 14:30


Przed ostatnim ligowym starciem z Jagiellonią Białystok piłkarze Białej Gwiazdy wyszli na rozgrzewkę w okolicznościowych koszulkach, upamiętniających 90-lecie zdobycia pierwszego tytułu mistrzowskiego przez Wiślaków. Ekipa, której trzon stanowili Henryk Reyman, bracia Kotlarczykowie, Stanisław Czulak, Władysław Kowalski czy Mieczysław Balcer, zostawiła w tyle takie zespoły, jak 1. FC Katowice, Wartę Poznań i Legię Warszawa. „Gra o tron” trwała jednak niemal do samego końca. Jak prezentowali się krakowianie w debiutanckim sezonie ligowym w Polsce? Cofnijcie się z nami do 1927 roku!

Przed rokiem 1927 mistrzostwa kraju były rozgrywane systemem nieligowym. Najpierw wyłaniano najlepsze drużyny na szczeblu regionalnym, a następnie zwycięzcy poszczególnych grup rywalizowali ze sobą w finałowym turnieju. Nie wszystkie ekipy mogły się ze sobą mierzyć i na dobrą sprawę takie wyniki były po prostu niewspółmierne. Pomysł wprowadzenia pierwszej ligi, w której wystąpi 14 najlepszych zespołów nie został zaakceptowany przez PZPN oraz działaczy Cracovii, którzy nie zdecydowali się na wystawienie własnego zespołu w tych rozgrywkach.

Debiut na czwórkę!

Związek szybko zreflektował się i już w kolejnym sezonie liga ruszyła pod jego auspicjami. W premierowym sezonie jednak nie można było liczyć ani na wsparcie PZPN-u, ani na udział piłkarzy Cracovii. Do ligi jako drugi krakowski zespół dokooptowano więc Jutrzenkę, z którą Biała Gwiazda zagrała w pierwszej kolejce. W ligowym debiucie Wiślacy zaaplikowali późniejszemu spadkowiczowi 4 gole, nie tracąc żadnego. 3 kwietnia o 15.45 sędzia Bronisław Danzigier z Łodzi zagwizdał po raz pierwszy, a o 16.06 Stanisław Czulak zdobył premierowe trafienie. Jego „ostry” strzał sprawił olbrzymie problemy Julianowi Elsnerowi, który nie utrzymał piłki w rękach, pozwalając jej na wturlanie się do siatki. Tak padł pierwszy z jak dotąd 3361 goli dla Wisły w lidze! Tydzień później, ponownie na stadionie Jutrzenki, znajdującym się w miejscu, w którym dziś kibice dopingują Białą Gwiazdę, krakowianie pokonali Ruch Wielkie Hajduki 2:0. Mecz nie został rozegrany na obiekcie Wisły ze względu na to, iż czekano na… wzmocnienie świeżo posianej trawy.


Pierwsze starcie poza Krakowem odbyło się w Łodzi, a przeciwnikiem był Klub Turystów. Wiślacy musieli radzić sobie bez Henryka Reymana, którego na południu kraju zatrzymały obowiązki wojskowe. Porażka 1:5 pokazała, jak ważnym ogniwem zespołu z Krakowa był jego kapitan. Kolejny mecz krakowianie rozegrali… niecały dzień później w Warszawie. Bez regeneracji i legendy Białej Gwiazdy Wiślacy wygrali z Legią 4:1 po golach Czulaka, Balcera i dwóch Adamka. Na pierwsze spotkanie ligowe w historii na własnym boisku kibice Wisły musieli poczekać do 24 kwietnia 1927 roku. Rywalką krakowian była lwowska Hasmonea, a pierwszym strzelcem ligowego gola na wiślackim obiekcie jej snajper, Zygmunt Steuermann. Wisła nie dopuściła jednak do tego, by przegrać ligowy debiut u siebie i trzykrotnie pokonała bramkarza gości. Dwa trafienia zaliczył Józef Adamek, a wygraną przypieczętował Mieczysław Balcer.

Lider nie do oddania!

Wisła co prawda rozpoczęła sezon nieco później niż inne zespoły, ale delegacje, podczas których krakowianie rozgrywali po dwa mecze sprawiły, że Henryk Reyman i spółka bardzo szybko prześcignęli rywali pod względem liczby rozgrywanych meczów. Jako że większość z nich była wygrana, Biała Gwiazda już w maju wysunęła się na pozycję lidera ligowej stawki. Przyczyniło się do tego wspaniałe zwycięstwo nad 1. FC Katowice u siebie. Wiślacy nie dali szans przedstawicielom mniejszości niemieckiej i pewnie wygrali 3:0, rozpoczynając marsz po mistrzostwo.


Rozpromienieni pokonaniem najgroźniejszego rywala piłkarze Wisły w następnych sześciu spotkaniach zdobyli 28 goli, z czego po siedem zaaplikowali golkiperom TKS-u Toruń i Jutrzenki, a osiem bramkarzowi Warszawianki. Na największy popis strzelecki przyszedł czas 11 września 1927 roku. 6 bramek strzelił Henryk Reyman, po 3 Józef Adamek i Jan Reyman, 2 trafienia dołożył Mieczysław Balcer a dzieła zniszczenia dopełnił Stanisław Czulak i Wisła wygrała z TKS-em Toruń 15:0. Co prawda goście przyjechali na spotkanie rezerwowym składem, gdyż najlepszych piłkarzy z Torunia zatrzymali wojskowi i zmusili do gry w militarnych mistrzostwach kraju, jednak wynik ten do dziś robi olbrzymie wrażenie. Od tego czasu żaden z klubów nawet na chwilę nie zdołał wyprzedzić Wisły w tabeli - nawet gdy 1. FC Katowice zrównało się liczbą punktów, znacznie przegrywało rywalizację bilansem bramkowym.

Najważniejszy mecz w historii ligi

W 23. kolejce wszystko mogło się wyjaśnić na korzyść Białej Gwiazdy. W meczu na szczycie, rozgrywanym w Katowicach z „Efcyjem” krakowianie musieli wygrać, by uciec na siedem punktów i być niemal pewnym końcowego triumfu. Tak też się stało - w „najważniejszym spotkaniu w historii polskiej ligi” Wisła pokonała 1. FC 2:0, a katowiczanie opuścili plac gry po 73. minutach, nie zgadzając się z werdyktami arbitra. Krakowianie dzięki bramkom niezawodnego w najważniejszych spotkaniach Stanisława Czulaka oraz Henryka Reymana byli o krok od tytułu. Świętowanie zaczęło się już w drodze na dworzec w stolicy Górnego Śląska. Kibice z całego południa Polski, którzy w potyczce z niemiecką ekipą ściskali kciuki za Wisłę, oficjalnie odprowadzili swych bohaterów na pociąg. Pochód przekształcił się w „manifestację polskości”, a akompaniowała mu orkiestra, grająca polskie pieśni patriotyczne.

Do stuprocentowego zagwarantowania pierwszego w historii tytułu ligowego wystarczyła wygrana w kolejnym starciu z groźną Polonią Warszawa. Na stadionie Wisły zaczęło się źle, ale skończyło się pięknie - za sprawą Stefana de Jelskiego to goście wyszli na prowadzenie, lecz potem gracze Białej Gwiazdy zaaplikowali rywalom aż 7 goli! Gdy z Warszawy dotarła informacja, że katowiczanie ulegli Legii aż 0:5, na stadionie Wisły rozpoczęło się święto. Już po 24 kolejkach Wisła zgarnęła tytuł, przez co nie była w stanie w pełni skoncentrować się na dwóch ostatnich spotkaniach z lwowskimi drużynami. Najpierw krakowianie przegrali z Pogonią 0:2, a na zakończenie premierowego sezonu zremisowali z Hasmoneą 2:2. Co ciekawe, ostatniego gola w tym meczu, a zarazem 95 Wisły w całych rozgrywkach zdobył Stanisław Czulak - ten sam, który otworzył worek z bramkami w pierwszym meczu z Jutrzenką.


Jak feta, to u wielkiego Wiślaka!

Po ostatnim, wyjazdowym meczu, krakowianie wsiedli w nocny pociąg do swojego miasta, a następnie przeszli z dworca przez Błonia, aż na ulicę Spadzistą - prosto do domu znanego malarza i wielkiego sympatyka Białej Gwiazdy, Vlastimila Hofmana. To właśnie w jego domu, pełnym portretów Wiślaków, odbyło się przyjęcie, na którym piłkarze świętowali swoje pierwsze mistrzostwo Polski. Z 40 zgromadzonymi punktami i bilansem bramek + 63, Biała Gwiazda znokautowała wszystkich rywali i, jak przyznawały media, absolutnie zasłużenie mogła się z niego cieszyć. Królem strzelców całych rozgrywek został Henryk Reyman, którego 37 goli do dziś pozostaje niepobitym rekordem. A przecież dziś gracze Ekstraklasy mają do dyspozycji nie 26, a aż 37 kolejek!

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Prasa o Wiśle

Ważniejsze wydarzenia

  • 6 stycznia - Z inicjatywy Wisły w Krakowie 13 czołowych polskich klubów tworzy Polską Ligę Piłki Nożnej.
  • 7 stycznia - Władze TS Wisła deklarują przystąpienie klubu do PLPN.
  • 10 kwietnia - Pokonując Ruch 2:0 Wisła odnosi pierwsze ligowe zwycięstwo w roli gospodarza (choć na boisku Jutrzenki).
  • 8 maja Wisła pokonuje Czarnych 4:0 a Józef Adamek przechodzi do historii jako autor pierwszego ligowego gola Wisły strzelonego głową.
    • Tego samego dnia Józef Adamek zapisał się w historii również jako pierwszy Wiślak, który w lidze nie wykorzystał rzutu karnego.
  • 22 maja w meczu z Wartą 4:1 zostaje ustrzelony pierwszy wiślacki hat trick w lidze. Jego autorem jest Stanisław Czulak.
  • 11 września Wisła odnosi najwyższe w historii zwycięstwo ligowe - 15:0 z TKS Toruń. Nie umniejsza tej zdobyczy fakt, że czołowych graczy z Torunia aresztowano na dworcu i zmuszono do gry w igrzyskach wojskowych. Przeciw Wiśle od początku grało jedynie 10 rezerwowych graczy.
    • Henryk Reyman zdobył wówczas sześć bramek, co było rekordową liczbą bramek strzelonych przez jednego gracza w jednym meczu.
  • 25 września - Tego dnia miał miejsce najważniejszy i najbardziej dramatyczny mecz stoczony przez Wisłę w rozgrywkach ligowych. Decydujący o mistrzowskim tytule pojedynek w Katowicach z niemiecką drużyną 1.FC wygrywa Wisła 2:0 po bramkach Czulaka i Reymana. Po meczu Wiślacy traktowani są jak bohaterowie narodowi.
  • 2 października Wisła gromi Polonię 7:1 i zapewnia sobie tytuł mistrzowski na dwie kolejki przed końcem rozgrywek.
  • Pod koniec sezonu Wisła zamontowała na swoim stadionie zegar boiskowy - pierwsze takie rozwiązanie w Polsce.
  • Henryk Reyman zostaje królem strzelców ligi z niepobitym do dziś rekordem 37 strzelonych bramek.