Sezon 1928 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi,
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Potwierdzenie mistrzowskiej klasy

Runda wiosenna

Medal za kolejne Mistrzostwo Polski
Medal za kolejne Mistrzostwo Polski
Liga weryfikowała siłę poszczególnych zespołów. Nie było już teraz miejsca na posługiwanie się wobec drużyn pechowo odpadających z rozgrywek mistrzowskich terminami „moralnych mistrzów Polski”. Dlatego dobrze się stało, że w następnym sezonie dokooptowano do grona ligowców Cracovię. Działacze Cracovii, którzy jeszcze rok temu twierdzili, że powstanie ligi „godzi w interesy słabszych klubów i …[nie] przyczyni się do podniesienia poziomu piłkarstwa w Polsce” teraz zmienili zdanie. Nie przeszkadzało im, że awans do najwyższej klasy rozgrywkowej osiągnęli nie w sportowej walce, ale zakulisowych zabiegach między działaczami. Jak by nie było pierwszy mistrz Polski (1921) mógł teraz zmierzyć swe siły z pierwszym mistrzem Ligi (1927). Teraz już beż żadnych wątpliwości w szrankach ligowych zmierzyć się miały najlepsze polskie drużyny piłkarskie.

Dla Wisły i jej graczy był to trudny moment potwierdzenia swej sportowej klasy. Wiadomo bowiem było, że łatwiej jest tytuł mistrzowski po raz pierwszy zdobyć - niż go w następnym roku obronić. Teraz „Czerwoni” musieli się liczyć w każdym spotkaniu z maksymalną mobilizacją w szeregach ich przeciwników. Zasada „bij mistrza” była bowiem tak stara, jak historia sportu. Wisła siłą rzeczy po tym co pokazała w roku ubiegłym musiała być zaliczana do faworytów rozgrywek. Stabilny skład Wisły, poukładana już gra składająca się na specyficzny wiślacki styl - to były niepodważalne atuty, z którymi wszyscy się musieli liczyć. Nieco na kredyt podobną rolę przypisywano Cracovii. Dopiero jednak pierwsze mecze o punkty weryfikować miały prawdziwą siłę zespołów.

Mecze sparingowe przed sezonem ligowym potwierdzały bardzo dobre przygotowanie do sezonu Wisły. Dwucyfrowe wygrane z krakowskimi rywalami: Spartą 15:1 i Legią 12:0 miały swoją wymowę. Podobnie jak 12 goli strzelonych w tych meczach przez Reymana. Można się było tylko obawiać, czy tak wyborna dyspozycja nie przyszła zbyt szybko. Kibice „Czerwonych”, jeśli tylko mieli takie obawy, pozbyli się ich po pierwszych ligowych potyczkach Wisły. Na pierwszy ogień poszedł Ruch (18.03 4:0). Ambitni Ślązacy prezentowali się dużo lepiej niż w ubiegłym sezonie, ale nie potrafili zatrzymać wiślackiej maszynerii, w której nie wszystkie tryby pracowały jeszcze jak należy. Po „Czerwonych” widać było „braki w treningu” i dlatego gra do pauzy była jeszcze w miarę wyrównana. Po przerwie Wisła zaprezentowała swoim kibicom „grę piękną, męską, a przede wszystkim ambitną i niezwykle żywą”. Z wszystkich formacji niewątpliwie najkorzystniej prezentował się atak Wisły.

Następny mecz z Klubem Turystów (25.03 3:0) w Łodzi miał dla Wisły prestiżowe znaczenie. Był bowiem okazją do powetowania sobie przykrej porażki 1:5 (najwyższej w ubiegłym sezonie). Zemsta była słodka, a wygrana zasłużona. Krakowianie zademonstrowali „najwyższy kunszt piłkarski. Atak, kierowany przez doświadczonego króla strzelców Reymana I, posiadający dwa lotne, najlepsze w kraju skrzydła i doskonale wyrobionych taktycznie łączników, kombinował pysznie”. Wynik był zbyt niski, biorąc pod uwagę różnicę klasy obu zespołów. W II. połowie meczu Wisła „rządzi się na boisku jak chce” - strzeliła jednak tylko jednego gola.

Po dwu pewnych zwycięstwach Wisła objęła samotne przodownictwo w tabeli. Tuż za nią z dorobkiem 3 punktów znajdował się 1.FC i Polonia. Cracovia rozpoczęła pierwszy sezon ligowy od efektownego zwycięstwa 6:0 nad Czarnymi. Liga zaczynała się więc interesująco.

W trzeciej kolejce Wisła miała się mierzyć z Czarnymi. Mecz zapowiadał się frapująco z powodu korespondencyjnego pojedynku z Cracovią. Ta pokonała przecież wcześniej lwowski klub wysoko. Czarni tym razem zaprezentowali się o niebo lepiej, a sam mecz toczony był w ostrym tempie do końca. Czarni atakowali żywiołowo. „Wisła grała wcale dobrze, aczkolwiek atak jej winien był zaznaczyć swą wyższość nad przeciwnikiem w lepszym stosunku”. Dobra gra obrony Wisły i skuteczność jej ataku dała jej pewną wygraną 3:0 (1.04).

Przerwę świąteczną Wisła wykorzystała na towarzyski dwumecz z wymagającym zagranicznym rywalem Vasasem z Budapesztu. Węgrzy wygrali oba mecze wcale nie będąc drużyną lepszą, a dodatkowo zagrali wyjątkowo brutalnie w efekcie czego kilku czołowych zawodników Wisły odniosło kontuzje. Na szczęście dłuższa przerwa ligowa pozwoliła „Czerwonym” dojść do siebie i w meczu z TKS w Toruniu (15.04 7:2) wystąpili już w tradycyjnym zestawieniu. Przyjazd mistrza ligi do Torunia wywołał ogromne zainteresowanie kibiców i na stadionie TKS padł rekord frekwencji. Wisła pokazała w tym dniu piękną kombinacyjną grę i górowała nad TKS w każdym elemencie piłkarskiego wyszkolenia i taktyki. Dobra gra ataku z „doskonałym w tym dniu Reymanem I i Balcerem” i nie gorsza pozostałych formacji to była podstawa popisu strzeleckiego Wisły i Reymana, który zaliczył w tym meczu hat trick. Jedynie do stanu 1:1 Torunianie dotrzymywali kroku Wiśle. Popełnili jednak poważny błąd, gdyż narzucili zbyt szybkie tempo gry, którego nie byli w stanie wytrzymać. Od wyniku 1:1 „Wisła zaczyna grać koncertowo. Krakowianie górują w pierwszym rzędzie doskonałem opanowaniem ciała, a co za tem idzie zwrotnością i szybkością celowych i celnych podań”. Efektem tej przewagi były kolejne gole. W ogóle w tym meczu Wisła prezentowała się doskonale, „a gra jej, pełna ładnych kombinacyj, podobała się niezmiernie widzom”.

W tabeli ligowej nic się nie zmieniało także z powodu kolejnych zwycięstw 1.FC, Polonii i Cracovii. Wisła prowadziła z jednopunktową przewagą, ale biało-czerwoni mieli o jeden rozegrany mecz mniej. Do grona ubiegłorocznych faworytów Wisły i 1.FC dołączała Cracovia (co przewidywano) i Polonia (co było pewną niespodzianką). Różnice między tymi zespołami były minimalne i jeden przegrany bądź wygrany mecz mógł spowodować spadek (bądź awans) o kilka pozycji.

Wisła kontynuowała nadal zwycięską passę. Wygrana w Krakowie z Wartą (22.04 3:2) nie przyszła jej jednak łatwo. W grze „Czerwonych” widać było jednak pewien spadek formy. Dlatego Wiślacy zagrali dość chaotycznie, a ich akcje się wyraźnie nie kleiły. Fatalny występ zaliczył Folga w bramce i był to jego ostatni mecz w koszulce z białą gwiazdą. Wartę przed sezonem uznawano za jednego z faworytów ligowych. Okazała się jednak papierowym tygrysem. W meczu z Wisłą stać ją było jednak na doprowadzenie do stanu remisowego (z 0:2 do 2:2). Było to jednak wszystko co pokazali Poznaniacy w tym meczu. Zwycięstwo Wisła zawdzięczała Reymanowi, który strzelił 2 bramki (w tym tę najważniejszą bo zwycięską tuż po przerwie). W nienajlepszym stylu, ale jednak Wisła odniosła cenne zwycięstwo. Cracovia niespodziewanie wysoko uległa Ruchowi 1:4, dzięki czemu nikt nie mógł zrównać się z Wisłą punktami (5 meczów - 10 punktów). Znajdujące się tuż za plecami Wisły: 1.FC i Polonia pewnie pokonały swych rywali i zachowywały tylko jednopunktową stratę do Wisły. W następnej kolejce te drużyny trafiały na siebie i ktoś musiał stracić punkty. Wisła z kolei jechała do Warszawy na mecz z Legią (3.05). Przed meczem redakcja „Stadionu” wręczyła „Reymanowi I. puchar 'króla strzelców”. W trakcie meczu kurtuazji wobec mistrza i króla strzelców już nie było. Pierwszy kwadrans meczu wskazywał, że wygrać go może tylko Wisła. „Kolosalna przewaga gości. Piłka wędruje o gracza do gracza, a piękne passingi braci Reymanów... świadczą o dużej technice, rutynie i kondycji sportowej”. ”Czerwoni” grali jednak nieskutecznie. Do tego sędzia przeszkadzał Wiśle i nie uznał nawet gola Reymana odgwizdując „grę niebezpieczną”. Jednak to nie postawa sędziego zaważyła na wyniku meczu. Wiśle starczyło animuszu na pół godziny gry. Potem gracze Legii zaczęli ostro kryć zawodników „Czerwonych” i ci nie potrafili sobie z tym poradzić. Jedyny gol meczu padł po kontrze Legii (Nawrot) w I. połowie, w okresie wyraźnej przewagi w polu Wisły. Przykrzejsza od porażki i utraty punktów była jednak kontuzja Adamka (ostro grający Ziemian złamał mu nogę), który nie zagrał w najbliższych 10 meczach, a po powrocie na boiska do końca sezonu nie potrafił wrócić do dobrej dyspozycji. Niemniej ważny był też aspekt psychologiczny tego meczu. Po nim Wisła straciła w oczach obserwatorów i piłkarzy opinię drużyny kompletnej i nie do pokonania. Jak słusznie zauważał „Przegląd Sportowy”: „Pierwszy tegoroczny występ Wisły w Warszawie nie przyniósł mistrzowi Ligi zaszczytu. Nie chodzi tu rzecz jasna o przegraną 0:1 z Legją. - to zdarzyć się może każdemu lecz o to co drużyna krakowska nam pokazała i co sobą reprezentuje. Otóż okazało się że ów "murowany" lider tabeli posiada niemniej słabych punktów co każda inna drużyna ligowa. Co zaś ważniejsze - nie stanowi ona, jak się okazało, klasy dla siebie lecz jest ulepiona z tej samej gliny co pozostałe 14-cie jej partnerek”.

„Czerwoni” przeżywali wyraźny spadek formy. Już wymęczone zwycięstwo z Wartą to potwierdzało. Dlatego dziwić mogła polityka działaczy klubowych, którzy nie odwołali zakontraktowanego wcześniej meczu w Pradze z Slavią. Wiązałoby się to z sporymi stratami finansowymi, ale to przecież nie pieniądze były celem gry w piłkę w tym czasie. Mecz ze Slavią odbył się trzy dni po meczu w Warszawie. Gracze Wisły zmęczeni podróżą dali sobie strzeli aż pięć goli. Potem czekał ich równie męczący powrót do Krakowa i znowuż do Warszawy na następny pojedynek ligowy z Warszawianką. Nic dziwnego, że i tym razem wrócono z tej eskapady bez punktów (13.05 1:2). Kryzys w Wiśle trwał. Do tego wskutek kontuzji i niedyspozycji graczy Wisła wystąpiła w tym meczu bez Czulaka, Adamka i Balcera. Cała więc koncepcja gry oparta na skrzydłowych legła w gruzach. Stąd atak Wisły prezentował się w tym meczu wyjątkowo anemicznie: „Wzajemne zrozumienie wykazują jeszcze tylko bracia Reymanowie, niestety zrozumienie to przeradza się na polu bramkowem w nieustanne wyrabianie sobie pozycji do strzału tak długo, dopóki piłka nie stanie się łupem obrony przeciwnika”. Ulewny deszcz i ciężkie boisko na pewno nie ułatwiało graczom Wisły zadania. Żywiołowość i młodość Warszawianki tym razem przeważyła. Wisła zagrała zbyt spokojnie i „bez Adamka, Balcera i Czulaka stanowiła nie więcej jak 40% swej wartości. Jej akcje ofensywne były bezsilne, pozbawione największego ich waloru - siły, potęgi, przeboju, nieprzepartego ciągu na bramkę no i wreszcie strzału. Z dawnej świetności pozostały perełki techniczne Reymana III, załamująca się na braku szybkości rutyna jego starszego brata a wreszcie.. Kotlarczyk na środku pomocy”.

Przodownictwo w tabeli Wisła straciła już po porażce z Legią na rzecz drużyny z Katowic (1.FC pokonał Polonię 3:1). Po meczu z Warszawianką strata punktowa Wisły do lidera jeszcze wzrosła. 1.FC niewysoko, ale jednak pewnie, pokonał Klub Turystów 2:1 i umocnił swą pozycję na szczycie tabeli: 1.FC (9 meczów - 17 punktów), Polonia (7-10), Wisła (7-10). Cracovia (7-9).

Następny mecz z Polonią nabierał więc szczególnego charakteru. Po pierwsze ze względu na trzeci w kolejności mecz z drużyną z Warszawy. Po drugie jako mecz na szczycie z wiceliderem tabeli. W wypadku straty kolejnych punktów Wisła poważnie ograniczałaby swe szanse na zwycięstwo w lidze. W Krakowie liczono na przełamanie się Wisły i nie przeliczono się. Wisła rozegrała bowiem jeden z najlepszych meczów w tym sezonie. „Drużyna dała z siebie wiele, dała przede wszystkim dowód, że odnalazła swą formę, charakterystyczną formę Wisły, jednolitą, silną i przez swą wytrwałość i zaciętość skuteczną... W meczu z Polonią na swoim boisku, podniecana przez prawie 6000 widzów grała Wisła jak dawniej, kulejąc jedynie na prawym skrzydle. Pierwsza połowa różniła się wyraźnie od drugiej, kiedy skuteczność gry Wisły wyrażająca się uzyskaniem w kilku minutach czterech bramek” załamałą zupełnie graczy warszawskich. Wisła zagrała tak jak dawniej bojowo i ofensywnie. Nawet padający deszcz nie przeszkodził jej w osiągnięciu efektownego zwycięstwa 7:2 (17.05). Jedynie pierwsza połowa była w miarę wyrównana. To nawet Polonia prowadziła w tym meczu 1:0. Z czasem jednak wyraźną przewagę w polu uzyskała Wisła. Sny o potędze Polonii rozwiały się w Krakowie pod naporem starego mistrza.

Kontakt z liderującym 1.FC został więc utrzymany. „Czerwonych” czekał teraz mecz z liderem u siebie. Nic dziwnego, że meczu oczekiwano z wielkim napięciem. Nie tylko z tego powodu, że spotykał się lider z wiceliderem (mistrz z wicemistrzem ligi). Miano bowiem w pamięci ubiegłoroczne zacięte pojedynki, które w praktyce zadecydowały o tym, że tytuł mistrza Polski znalazł się w polskich, a nie niemieckich rękach. Nic dziwnego, że jak pisano „Cały Kraków wybiera się na zawody 1.FC-Wisła”. Ostatecznie 22.05 zebrało się na boisku Wisły 10-11.000 widzów. Mecz nie zawiódł ich oczekiwań tak co do poziomu gry, jak i zaciętości przez całe spotkanie. W I. części gry szczęście było po stronie gości, którzy schodzili do szatni prowadząc 1:0. Ataki Wisły były ładniejsze i groźniejsze (szczególnie braci Reymanów) - jej napastnicy zawodzili jednak w sytuacjach podbramkowych. II. połowa zaczyna się jednak od mocnego uderzenia „Czerwonych”. Najpierw karnego wykorzystuje Skrynkowicz (4’), „a w trzy min. później Reyman I wspaniałym strzałem w róg, uzyskuje prowadzenie dla Wisły”. Napięcie na trybunach wzrosło, gdy 1.FC wyrównał stan spotkania. „Reyman I... umiał stwarzać swym partnerom dobre pozycje strzałowe” i Wisła szybko odpowiedziała ładną kombinacją (Reyman-Czulak-Balcer), z której ten ostatni ustalił wynik meczu. Jak już było w tradycji spotkań Wisły z 1.FC końcówka meczu przebiegała w gorącej atmosferze. Najpierw sędzia nie uznała gola dla 1.FC strzelonego ze spalonego, a potem wykluczył z gry za niesportowe zachowanie Machinka. Po meczu „rozentuzjazmowana publiczność wpada na boisko Wisły i wynosi graczy na rękach”. Jak to po meczu skomentowano: „Katowiczanie w meczu tym nie potrafili udowodnić jakoby klasa ich przewyższała już klasę krakowską. Przeciwnie, Wisła mimo wielu słabych punktów, była jako całość drużyną lepszą i na zwycięstwo dzięki świetnie granej drugiej połowie, w zupełności zasłużenie zasłużyła”.

Dzięki temu zwycięstwu Wisła zniwelowała przewagę 1.FC. Ten jednak nadal prowadził w tabeli (10-17 pkt.), Wisła (9-14), Polonia (8-11).

Tak to komentowano: „Ewenementem o znaczeniu wagi pierwszorzędnej w walce o prymat w piłkarstwie polskim było przede wszystkim zwycięstwo Wisły nad I. F. C. Walka tych dwu pretendentek do lauru mistrzowskiego po raz trzeci z kolei przyniosła w plonie sukces twardej drużynie krakowskiej.

Mimo tej porażki drużyna katowicka prowadzi w mistrzostwie bezapelacyjnie i dopiero po straceniu przez nią dalszych dwu punktów krakowianie zrównają się z I.F.C. swe szanse. Na trzecim miejscu utrzymała się pokonana w czwartek również przez Wisłę Polonia… Przebieg ostatnich walk wykazał również duże przesunięcia w formie poszczególnych drużyn. Ogólnie rzecz biorąc poprawę formy daje się zauważyć u Wisły, Pogoni,… upadek u I. F. C., Polonii, Cracovii i Legii… W każdym razie walka o prymat w piłkarstwie zaczyna nabierać coraz więcej ostrości i pikanterii sportowej”.

Wisłę czekał teraz kolejny ciężki mecz. Pojedynek derbowy z Cracovią zawsze wywoływał ogromne emocje pod Wawelem. Smaczkiem tego meczu był także fakt, że był on pierwszym meczem ligowym między tymi drużynami. Cracovia po dobrym początku przeżywała teraz gorszy okres. W poprzedniej kolejce przegrała pewnie z Wartą aż 0:3. Jednak w derbach, jak to w derbach,każdy wynik był możliwy. Niezależnie od tego jakie miejsce i formę prezentowały obie drużyny. Tak też było i tym razem.

Wisła przystąpiła do tego pojedynku zmęczona po dwumeczu z węgierskim Budai. Drużyny potraktowały to spotkanie „wyjątkowo, dając z siebie wszystko, nierzadko do utraty resztek sił”. Zaskoczyła in plus Cracovia zaangażowaniem w grę. Tradycyjnie już najgroźniejsi zawodnicy Wisły dostali swoich opiekunów i „Reyman I nie umiał pozbyć się towarzystwa Chruścińskiego”. Wisła grała jak zwykle „twardo i bezwzględnie”, choć można mieć co do tego wątpliwości biorąc pod uwagę fakt, że już na początku I. połowy kontuzji doznał Skrynkowicz i zniesiono go broczącego krwią z boiska. Wrócił potem na murawę, ale tylko po to by statystować w grze. W tym momencie było już 1:0 dla Cracovii. Mimo osłabienia Wisła grała planowo i kombinacyjnie. Brakowało „Czerwonym” jednak skuteczności w sytuacjach podbramkowych. O wiele skuteczniej grała Cracovia, która na pauzę schodziła z 2 golami na swym koncie. Po przerwie Wisła, wykorzystując pomoc wiatru, przystąpiła do ataku. Strzeliła jednak tylko jednego gola z rzutu karnego. Do tego momentu Cracovia nie była w stanie wyjść „przez połowę boiska”. Wisła atakowała wprawdzie do końca spotkania, ale nie potrafiła już zmienić wyniku (3.06 1:2).

1.FC nie zaprzepaścił okazji i wygrywając z Pogonią umocnił się na pozycji lidera (11gier-19 punktów); Wisła (10-14). Niespodziewanie do walki o najwyższe laury dołączyła poznańska Warta, która wygrywając zaległe mecze i wreszcie pokonując 1.FC 3:1 zrównała się punktami z Wisłą. „Czerwonych” z kolei czekał kolejny trudny pojedynek z Pogonią. Pojedynki Wisły z najlepszą lwowską drużyną miały długą tradycję i wpisywały się w prestiżową rywalizację między Lwowem i Krakowem o miano najlepszego ośrodka piłkarskiego w Polsce. W lidze Pogoni jednak nie szło i nigdy już nie powtórzyła takich sukcesów jak w meczach o MP rozgrywanych starym, przedligowym systemem. Wpływ na taki stan rzeczy miał zapewne fakt, że stara gwardia graczy lwowskich już powoli się wykruszała. O wysokiej porażce z Wisłą (24.06 6:1) zadecydowała też zapewne kontuzja Olearczyka już na początku meczu. Dlatego też z czasem Wisła osiągnęła wręcz przygniatającą przewagę na boisku, i jak pisano po spotkaniu, mecz ten przypominał zabawę „w kotka i myszkę”. Pół tuzina bramek (z czego 3 autorstwa Reymana) miały swoją wymowę. Kuchar uratował honor gości w ostatniej minucie meczu, co było jednak słabą pociechą. Tylu bramek w jednym meczu Pogoń jeszcze nigdy z Wisłą nie stracła. Rok ten w ogóle był pechowy dla drużyn lwowskich. Wszystkie bowiem spotkania ligowe z Wisłą trzy drużyny lwowskie przegrały z kretesem. Co więcej, w rozgrywanym w lipcu turnieju jubileuszowym z okazji 25-lecia Czarnych Wisła zaaplikowała jubilatom 6 bramek, a Pogoni aż 7. Po lwowskiej stolicy polskiego futbolu pozostało tylko wspomnienie.

Po wygranym meczu z Pogonią Wisła goniła 1.FC, mając rozegrany jeden mecz mniej i 3 punkty straty (11-16). Ten sam dorobek miała Warta. Za ich plecami usadowiła się Cracovia z 15 punktowym dorobkiem. Liczba pretendentów do miana mistrza Ligi więc rosła. Wisła trafiała teraz na serię meczów z mniej wymagającymi rywalami. Na początek przyszedł pojedynek z ŁKS (8.07 2:4). Wszyscy spodziewali się pewnej wygranej Wisły, a tymczasem doszło do sporej sensacji. „Czerwoni”, co im się raczej nie zdarzało, zlekceważyli przeciwnika. Wyszli na boisko pewni wygranej i zainkasowania 2 punktów. Taka nonszalancja srodze się na nich zemściła, gdyż do przerwy przegrywali aż 0:4. Cóż z tego, że po pauzie, jak pisano, grali „doskonale” skoro mur zawodników łódzkich nie pozwolił im na wyrównanie strat.

Warta wykorzystała potknięcie Wisły i wygrała z Legią 1:0. Cracovia zremisowała z 1.FC i zrównała się punktami z Wisłą. Najwięksi rywale doganiali i przeganiali Wisłę w tabeli. Sytuacja stawała się niewesoła, tym bardziej, że w następnych pojedynkach ligowych przyszło Wiśle grać bez Reymana. Na szczęście nie byli to zbyt wymagający rywale. Jednobramkowe zwycięstwa nad Śląskiem Świętochłowice („Wisła odniosła zwycięstwo, w którem szczęście odegrało role niepoślednią”) i Hasmoneą dały „Czerwonym” jakże potrzebne 4 punkty, które zniwelowały ich straty do czołówki ligowej. Po ich grze widać było jednak przemęczenie sezonem.

Mecz z lwowską drużyną kończył I rundę spotkań ligowych. Przyszła więc pora na pewne podsumowania. Na czele tabeli usadowiła się Warta (14 gier 21 punktów), 1.FC i Wisła mieli po 20 punktów, a Cracovia 19. Tłok był więc spory, a losy mistrzostwa otwarte. Mielech podobnie jak i inni obserwatorzy uważał, że Wisła do tej pory zawodziła w rozgrywkach. Kontuzja Adamka i krótkotrwałe niedyspozycje innych graczy nie tłumaczyły jednak do końca słabszej postawy Wisły, ale pokazywały wyraźnie, że „Czerwoni” pozbawieni Adamka tracili wiele ze swej wartości. „Styl gry Wisły nie zmienił się od ubiegłego roku. W doskonałej formie był w sezonie wiosennym Reyman II i Kotlarczyk I. Kotlarczyk I... jest graczem na miarę międzynarodową naszym najlepszym asem, najbardziej stylowym piłkarzem”. „Słabiej w bieżącym sezonie grywał Reyman I i Balcer, który nie robi żadnych postępów” - kończył ocenę zawodników Wisły Mielech.

Runda rewanżowa

Praktycznie nie było żadnej przerwy między I a II rundą rozgrywek ligowych. Drużyny nie miały więc czasu na przygotowanie się do tego etapu gier. Co więcej, gdy Wisła rozgrywała swój 14 mecz ligowy jej rywale mieli na koncie o jeden mecz więcej. Przekleństwem pierwszych lat ligowych było nieregularne rozgrywanie kolejek spotkań. W efekcie zajmowane w tabeli miejsca i zdobyte punkty były mylące, gdyż drużyna nadrabiając zaległości ligowe mogła niespodziewanie z dołów tabeli wysunąć się na jej czoło. Co było np. w 1928 r. roku udziałem Warty. Jeszcze gorzej sprawa ta przedstawiała się przy końcu rozgrywek. Mogło się zdarzyć i zdarzało się, że jedna z drużyn ukończyła już rozgrywki ligowe, a druga nie. Jeśli dzieliła ich możliwa do odrobienia różnica punktów, drużyna mająca jeszcze mecze do rozegrania stawała w uprzywilejowanej sytuacji i wygrywając zaległe spotkania mogła zepchnąć rywala z zajmowanego miejsca. Jeśli przy tym chodziło o miejsce w ścisłej czołówce to niosło to z sobą mniej lub bardziej uzasadnione podejrzenia co do sportowej wartości takich wyników.

Wisła rozpoczynała II. rundę od szczęśliwego dla niej rywala - toruńskiego TKS (5.08). Co więcej, drużynę wzmocnił już jej kapitan. Widać to było na boisku i w statystykach bramkowych. Mecz toczył się przez cały czas do jednej bramki i po przerwie była to w zasadzie gra treningowa Wisły. Mimo gry faul gości „Wisła wykazała wysoką formę”. Wynik 9:0 i 4 bramki króla strzelców polskiej ligi mówiły wszystko o różnicy w poziomie gry obu zespołów. Wyraźnie Torunianie nie mieli szczęścia do Wisły. W czterech dotychczas rozegranych meczach ligowych stracili 38!!! bramek z czego Reyman strzelił 15!!! Jak się okazało były to wszystkie mecze ligowe jakie rozegrała Wisła z TKS w historii. Taki bilans spotkań w najwyższej klasie rozgrywek jest ewenementem na skalę światową.

Kolejny rywal tradycyjnie należał do niewygodnych dla Wisły. Bowiem mecze z ŁKS zawsze obfitowały w niebywałe emocje, nie tylko te sportowe. Tak też było i tym razem. Dla zilustrowania nastrojów, jakie panowały wśród łódzkich kibiców podczas tych meczów warto zacytować obszerne fragmenty wspomnień Reymana z tego właśnie spotkania: „W sierpniu 1928 r. wyjechaliśmy na mecz mistrzowski przeciwko ŁKS-owi do Łodzi. ŁKS należał zawsze do przeciwników, którzy są niezwykle trudni do pokonania na własnym boisku. Z wieloletnich doświadczeń w Łodzi, na podstawie obserwacji zachowania się tamtejszej widowni, doszliśmy do wniosku, że właśnie publiczność łódzka zmusza niejako tamtejszych piłkarzy do wykrzesania z siebie maksimum ambicji i siły. Wiadomo zaś, że te walory mogą w niejednym wypadku przynieść zwycięstwo nawet nad lepszym technicznie i taktycznie przeciwnikiem. Piłkarze ŁKS-u, z którymi żyliśmy w serdecznej przyjaźni, zdradzili nam podczas wspólnych wyjazdów z reprezentacyjną drużyną ‘tajemnicę’, że czasem czują coś w rodzaju ‘lęku’ przed własną widownią. Wyznawała ona bowiem hasło: ‘vae victis’ (biada wam, jeśli... zostaniecie zwyciężeni). I to właśnie nakazywało i m walkę do upadłego... Tak też było w pamiętnym meczu w sierpniu 1928 roku. Mecz ten prowadzony był w bardzo szybkim tempie, ale jednocześnie w jakiejś nerwowej atmosferze. Nasze ataki i ostre strzały Balcera i Adamka... rozbijały się o twardo grającą obronę ŁKS-u i będącego we wspaniałej formie bramkarza łodzian - Mili. Już w 6-tej minucie obronił on taką ‘bombę’ Balcera, że my - przeciwnicy i w danym momencie ‘poszkodowani’ - skłonni byliśmy złożyć mu... gratulacje... Mimo długotrwałej przewagi Wisły ŁKS zdobył prowadzenie. Jeden z szybkich wypadów łodzian zaskoczył naszą obronę a celny strzał ugrzązł w siatce. Zdobycie prowadzenia przez ŁKS podziałało na widownię jak iskra na lont. Odtąd każdemu atakowi ŁKS-u na naszą bramkę towarzyszył bezustanny doping... widzów. Nagle ucichło wszystko” po zdobyciu bramki dla Wisły. „Grobowa cisza... zaległa na stadionie... Druga połowa rozpoczęła się od obustronnych, gwałtownych ataków, kończonych, z reguły celnymi strzałami na bramkę przeciwnika. Obaj bramkarze mieli sporo roboty, lecz nie dali się zmusić do kapitulacji przez pewien okres czasu... nasza przewaga zaczęła się zwolna uwidoczniać..., rzuciliśmy wszystkie swoje siły do ataku i doprowadziliśmy do oblężenia bramki ŁKS-u” a po faulu na Czulaku „sędzia gwizdnął i wskazał na punkt karny. Ale w tym momencie publiczność wdarła się na boisko, nie zezwalając na wykonanie rzutu karnego a w dalszej konsekwencji na dokończenie meczu... Zarząd i drużyna ŁKS-u wypełniły swój obowiązek, chroniąc sędziego i nasz zespół przed wybrykami nieobliczalnych i szowinistycznych jednostek, które długo ‘pikietowały’ na stadionie i w jego okolicy”. Relacje prasowe weryfikują nieco tę relację w paru istotnych szczegółach – zobacz szczegóły

W zaistniałej sytuacji walkower dla Wisły wydawał się pewny. Sprawa jednak przewlekała się i została rozstrzygnięta przez WGiD w niecodzienny sposób. Zarządził on bowiem dogrywkę meczu. Spotkanie dokończono po sezonie piłkarskim . Zajmiemy się nim więc w odpowiednim miejscu.

Szczęśliwie dla Wisły punkty tracili i rywale Wisły. Dzięki temu przed meczem Wisły z Ruchem „Czerwoni” mieli szanse w wypadku wygranej na objęcie przodownictwa w tabeli. Piłkarze zdawali sobie z tego sprawę, co widać było po ich grze. „Mecz był ciekawy. Szybka i ostra gra, doskonała orjentacja graczy, ciekawe kombinacje i groźne sytuacje po obu stronach dały widowni dużo zadowolenia, objawionego wykrzykami i brawami”. Nic dziwnego, że mecz podobał się zgromadzonej na boisku 1.FC publiczności. Przegrywając do przerwy, po pauzie Wisła ruszyła jeszcze żywiej do ataków, co dało jej wyrównującego gola po strzale powracającego po kontuzji na boiska ligowe Adamka (19.08 1:1).

Ten remis sprawił, że na czele tabeli z takim samym dorobkiem punktowym znajdowała się Warta i 1.FC (17-24), za nimi zaś Wisła i Cracovia (17-23). Sporo mogła wyjaśnić następna kolejka ligowa. Lider tabeli podejmował bowiem u siebie mistrza. Mecz na szczycie zadowolił kibiców (2.09). Tym bardziej, że gospodarze jak się okazało wygrali ten mecz 2:0 rozstrzygając losy spotkania do przerwy. „Gra była zupełnie fair choć ostra, w prawdziwie przyjacielskiej jednak atmosferze prowadzona. Pod tym względem uznanie należy się obydwu drużynom, że nie rozegrały zawodów tylko pod kątem zdobywania punktów, lecz grały istotnie tak, jak na czołowe zespoły polskie przystało. Wisła, którą od meczu przegranego z Legją prześladuje jakiś pech w tegorocznych rozgrywkach, nie okazała się tą twardą i niebezpieczną drużyną, która w roku ub. słusznie zdobyła mistrzostwo Ligi” – zauważał komentator sportowy.

Jak się wydaje piłkarze Wisły podeszli ze zbytnią kurtuazją do rywali w tym dniu. Wiązało się z jubileuszem jaki obchodził w tym dniu gracz Warty Spojda (300. mecz). Świętowanie jubileuszu Spojdy na tyle rozkojarzyło graczy Wisły, że nie potrafili się pozbierać do końca I połowy. Po pauzie atakowali niemal non stop: „Strzały to Balcera to Reymana, ustawicznie idą na bramkę”. Widownia ucichła nawet pod wrażeniem ofensywy Wisły, która jednak nie przyniosła efektu bramkowego.

Po tej porażce Wisła spadła na piąte miejsce w tabeli, tracąc do liderującej Warty 3 punkty.

Nic dziwnego, że po meczu pisano: „Krok za krokiem umacnia Warta swoją czołową pozycję w lidze i zdecydowanie zmierza ku zdobyciu mistrzostwa. Niedzielny przeciwnik był jednym z najgroźniejszych, nic więc dziwnego, że zawody stały się sensacją nie tylko lokalną, ale całej Polski”.

W Krakowie na Wisłę czekała już Cracovia. Wobec straty punktów w Poznaniu „Czerwoni” nie mogli sobie pozwolić na porażkę, gdyż oznaczałoby to praktycznie zredukowanie ich szans na obronę tytuły mistrzowskiego niemal do zera. Do tego dochodziła jeszcze chęć rewanżu za pechową porażkę w I. rundzie. Mecz był niezwykle zacięty i ostry, w czym celowała Cracovia. W efekcie boisko musiał opuścić z powodu kontuzji świeży rekonwalescent Adamek i na krótko Makowski. Ostra gra nie pomogła Pasom, gdyż Wisła dała z siebie w tym meczu dużo wysiłku, dobrej woli i ambicji. Szła naprzód niepohamowanie. „Energja, niezłomna wola zwycięstwa, wykorzystanie każdej chwili słabości i zdenerwowania u przeciwnika, twardość i nieustępliwość w walce” - to były składniki zwycięstwa. Do tego zagrała skutecznie w przeciwieństwie do Cracovii. Wynik 5:1 mówił sam za siebie. Sama „gra stała na bardzo wysokim poziomie i obfitowała w niezwykle interesując momenty” Nic dziwnego, że pisano po meczu, że „'Wisła zrobiła jako całość doskonałe wrażenie celowości, wybitnej pracowitości i - last not least - dobrego instynktu piłkarskiego'”. Z pewną przesadą nawet pisano, że „Czerwoni rozegrali...jeden ze swoich najlepszych meczów od chwili istnienia klubu... wszystkie ich linje pracowały z taką precyzyjnością, jaką się rzadko widzi na zawodach naszych, najlepszych drużyn ligowych. Od początku aż do samego końca pracowali „Czerwoni” z niezwykłą ambicją, ofiarnością, oraz świadomością doniosłości tego spotkania”. I jeszcze jedna opinia: „Mecz, jako całość, był jednym z najpiękniejszych widowisk, jakie oglądał Kraków ostatnimi czasy. Specjalnie Wisła grała wprost koncertowo. Energia, niezłomna wola zwycięstwa, wykorzystanie każdej chwili słabości i zdenerwowania u przeciwnika, twardość i nieustępliwość w walce – oto tak charakterystyczne dla tej drużyny cechy, które przyniosły jej świetny triumf nad miejscowym rywalem”.

Na uwagę zasługiwał także fakt powrotu do drużyny „Czerwonych” w tym spotkaniu po dłuższej przerwie Kowalskiego. Co więcej, był to udany powrót. Wobec kontuzji Adamka wzmacniało to siłę ofensywną drużyny.

Na czele tabeli nadal znajdowała się Warta po wygranej z Polonią 3:1 (20 gier-30 punktów). Wisła traciła pięć punktów do lidera, ale miała o dwa rozegrane mecze mniej. W czołowej piątce tabeli znajdowała się jeszcze Pogoń (20-26), 1.FC (20-26) i Cracovia (19-25). Wszystkie te drużyny miały jeszcze szanse na odniesienie ostatecznego sukcesu.

Wyczerpanie meczem z Cracovią dało znać o sobie w następnym meczu Wisły z Czarnymi we Lwowie. „Czerwoni” zaprezentowali się nieco słabiej niż zwykle i mecz był dość wyrównany. Czarni zagrali najlepszy mecz w sezonie i dwukrotnie prowadzili w tym meczu. Przy stanie 1:2 Wisła zaatakowała „z temperamentem i wielką maestrią”, a jej przewaga w ostatnich 20 minutach gry „była ogromną”. Co zaowocowało zwycięstwem 3:2. Kibice niezadowoleni z przebiegu gry wyżywali się na sędzim krzycząc niezasłużenie „sędzia fuj”. Nieco odmiennie widział sytuację na boisku i widowni sprawozdawca „Przeglądu Sportowego pisząc: „Ostatnia wizyta Wisły u Czarnych potwierdziła dobrą opinię tej drużyny. Mistrz Polski nie potrzebuje się wstydzić swej gry, która zwłaszcza przy akcjach napadu spotykała się z niekłamanym entuzjazmem widowni”.

Warta niespodziewanie wysoko przegrała z ŁKS 0:6. Dystans punktowy między tymi klubami szybko się zmniejszał i co ważniejsze widać było, że Wisła odzyskuje formę, a Warta ją traci. Potwierdziły to następne pojedynki wiślacko-warszawskie pewnie i wysoko wygrane przez „Czerwonych”. Najpierw przyszła kolej na Warszawiankę (23.09 6:2). Jak pisano: „Występ niedzielny czarno – białych rozczarował wszystkich. Potwierdził on opinię, której nie chciało się przez tyle lat powtarzać, że Warszawianka jest typową drużyną fuksów, grająca systemem „hurra”, zespołem epigonów ceniących w foootballu nie rozum, system i styl, lecz bieganinę, improwizację i t. zw. „grę na wariata”. Wisła bez Reymana I i w osłabionym składzie miała w I-ej połowie pół godziny gry pokazowej i wprost porywającej”. Nic dziwnego, że w 28’ gry prowadziła już 4:0.

Reyman nie zagrał w tym meczu, gdyż musiał tym razem bronić honoru Wojska Polskiego w potyczkach z Armią Rumuńską i tamtejszym Juventusem. Zdążył jednak na następny pojedynek. Tym razem rywalem Wisły była drużyna Polonii. Mecz do przerwy nie zapowiadał pogromu(30.09 7:2). Polonia prowadziła 2:1. Było to ciekawe widowisko z powodu starcia się z sobą dwu różnych systemów gry. Warszawiacy dopóki starczyło im sił dużo biegali i imponowali swą szybkością. Wisła zagrała typową krakowską grę: piłka chodziła regularnie od nogi do nogi „Czerwonych”, a za nią biegał rywal, bezproduktywnie tracąc siły. W efekcie po zmianie stron doszło do pogromu. W tej części gry „Reymanowie wodzą za nos pomocników [Polonii] i wyrabiają swym partnerom doskonałe sytuacje”. W sumie Wisła strzeliła rywalowi pół tuzina bramek nie tracąc żadnej, pokazując „doskonałą grę” i wykazując „duże zalety bojowe i techniczne”. „Wisła była drużyną absolutnie od jubilatów lepszą. Mimo to ostatni grali tak ambitnie, ofiarnie i na ogół zupełnie poprawnie, że doprawdy na sześć bramek straconych w ciągu 45 minut gry nie zasłużyli. Było to dla nich podwójnie bolesne, gdyż do przerwy wynik brzmiał na korzyść Polonii”.

Mecz ten uświęcał otwarcie boiska Polonii. Wisła nie okazała zbytniej kurtuazji i wylała kubeł zimnej wody na gospodarzy w tym meczu.

Warta kontynuowała czarną serię i przegrała z Cracovią 2:5. Dzięki temu Wisła po 21 kolejkach miała tylko jeden punkt straty do lidera, ale także jeden mecz mniej, trzecia Cracovia traciła do Wisły 2 punkty, mając o jeden mecz rozegrany więcej. W praktyce więc rywalizacja o tytuł mistrzowski rozegrać się miała między tymi drużynami.

Wisła nie zwalniała tempa i w następnym meczu (7.10) pokonała pewnie Hasmoneę 4:1. Nie był to wielki mecz „Czerwonych”, ale punkty zostały zainkasowane. Nie bez racji pisano wówczas, że „Wisła technicznie stoi obecnie może najwyżej w Polsce”. W meczu z drużyną lwowską „Czerwoni” imponowali grą kombinacyjną w ataku (może nawet nazbyt kombinacyjną). Tymczasem Warta i Cracovia zaledwie zremisowały swoje spotkania. Dzięki temu po długiej przerwie Wisła ponownie wyszła na czoło ligowej tabeli. Następny mecz Wisła wygrała jedną bramką z Legią (14.10 2:1). Nieobecność Reymana w tym meczu wywołała wiele komentarzy. Ikac sugerował nawet, że nie była ona przypadkowa. W Warszawie „zabrakło wodza pierwszej drużyny, kapitana Reymana, niezwolnionego przez swój odział wojskowy w Wilnie. Fakt ten... rzuca dziwne światło na stosunki panujące u nas w sporcie wojskowym. Nie chcemy wierzyć pogłoskom, jakie kursowały już na tygodnie przedtem na temat nieprzyjazdu z Wilna kierownika drużyny Wisły na wczorajszy mecz i jakie sprężyny odegrały tam swoją rolę”. Absencja Reymana w tym meczu miała po prostu wynikać z faktu, że „Czerwoni” mieli się zmierzyć z drużyną wojskową i odpowiednie czynniki zadbały o to by „wodza Wisły” zabrakło. Niewątpliwie miało to wpływ na przebieg mecz i nikłą wygraną Wisły. Przebieg meczu komentowano lakonicznie: „O ile Legja wykazała nadzwyczajne walory techniczne, dające w braku celności strzałów, wynik negatywny - o tyle Wisła parła chęcią wygrania, zawdzięcza swój wynik ambitnej i szczęśliwej rzec można grze”. Ponieważ główni rywale „Czerwonych” także zainkasowali komplet punktów status quo w tabeli został zachowany (Cracovia-Hasmonea 2:0, Warta Pogoń 3:2).

Na 4 kolejki przed końcem rozgrywek Wisłę czekało w zasadzie tylko dwóch wymagających rywali (Pogoń i 1.FC) i 2 słabeuszy (Klub Turystów i Śląsk). W tabeli miała tyle samo punktów co Warta (35), ale jeden rozegrany mecz mniej. Wszystkie atuty były po stronie Wisły. Tym bardziej, że w zanadrzu pozostawał jeszcze niedokończony mecz z ŁKS.

Mecz z Pogonią miał więc duże znaczenie. Wygranie tego spotkania i perspektywa gier w dwu następnych pojedynkach z słabszymi rywalami dawała Wiśle niemal pewne punkty i „ogromne szanse na ponowne zdobycie” tytułu mistrzowskiego. „Czerwoni” w meczu z najlepszą lwowską drużyną zastosowali sprawdzoną już na Polonii taktykę. Operując stoppingiem i krótkimi podaniami zmęczyli szybko Poganiaczy: „Zawody Wisła - Pogoń stały na wyjątkowo wysokim poziomie i zrehabilitowały po części nadszarpaną opinję meczów ligowych. Gra obu drużyn odpowiadała ich tradycji, to też po długim czasie byliśmy znów świadkami wartościowego widowiska piłkarskiego. Przechodząc z kolei do krytyki drużyny podnieść należy u Wisły równomierniejszy rozkład sił i doskonale rozwinięty zmysł gry pozycyjnej. Dobre ustawianie się pozwala drużynie krakowskiej przetrzymać dobrze tempo od początku do końca”. W II. połowie „Czerwoni” wypunktowali wyczerpanych gospodarzy i pewnie wygrali 2:0 (21.10). Warta straciła punkt remisując z Warszawianką (1:1). Wisła usadowiła się więc samodzielnie na fotelu lidera z przewagą punktową.

Krótka przerwa w rozgrywkach ligowych spowodowana meczami reprezentacji Polski nie wytrąciła Wisły z dobrej formy. Potwierdzili to „Czerwoni” w meczu z Klubem Turystów. Koncertowa gra wszystkich formacji zaowocowała 5 bramkami. Dobrą dyspozycję potwierdził Reyman strzelając 3 gole. Zwycięstwo mogło być wyższe, ale i tak kibice byli zadowoleni. „Tak piękne zwycięstwo Wisły nad groźnymi Taurystami zostało osiągnięte zupełnie zasłużenie, a kto wie nawet, czy wynik ten nie jest raczej za niski w stosunku do możliwości Wisły…Wisła miała dobry dzień. Od początku do końca gra była prowadzona ambitnie i ofiarnie, a na piękne zwycięstwo złożyła się całą drużyna”.

Obudziła się również Warta, pokonując wysoko Legię (6:2). Wisła pozostawała więc na czele tabeli z jednopunktową przewagą nad Poznaniakami i z zapasem jednego meczu. By nie zostawiać żadnych nadziei w stolicy Wielkopolski w następnym meczu „Czerwoni” rozgromili Śląsk Świętochłowice 9:2 (11.11). Był to jednostronny pojedynek, a „Wisła cisnęła Ślązaków bezlitośnie, demonstrując od czasu do czasu grę pokojową, wobec której porywczy, ale pozbawieni stylu Ślązacy byli bezsilni”. Bramek mogło paść więcej, ale „Czerwoni” po zejściu kontuzjowanego Balcera grali w osłabieniu. Tym niemniej 4 gole Reymana w tym meczu pozwoliły mu na wysunięcie się na czoło listy najlepszych strzelców ligowych. Przez dłuższy czas prowadził na niej Gintel, który zadziwiał obserwatorów swą skutecznością.

W ostatnim meczu sezonu Wisła miała się zmierzyć z 1.FC. Praktycznie wystarczał jej remis by sięgnąć po raz drugi z rzędu po tytuł mistrzowski (zakładając oczywiście wygraną Warty). Mecz ten wywołał niezdrowe emocje z paru powodów. M. in. dlatego, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom mecz ten prowadził nie sędzia łódzki (jak zapowiadano), a poznański, co wobec rywalizacji Wisły z Wartą o tytuł mistrzowski wywoływało różne spekulacje. Tradycyjnie już mecz w Katowicach rozgrywany był w asyście policji (18.11). Nie dziwiło to, biorąc pod uwagę ubiegłoroczną rywalizację tych klubów i perypetie boiskowe i pozaboiskowe. I tym razem nie obyło się bez awantur na trybunach, na których „było mnóstwo krakowian. Nie brakło też i poznańczyków, którzy zjechali na mecz, by być świadkami ewentualnej przegranej Wisły, co wysunęłoby Wartę na mistrza Polski”. Powodem kłótni i starć kibiców była nadmiernie ostra gra gospodarzy. Ofiarami tej gry stał się najpierw Kotlarczyk (zniesiony na kilka minut z boiska), a potem Kowalski. Jeśli chodzi o sportową stronę tego widowiska to nie było ono imponujące. Była to typowa twarda walka o punkty. Prowadzenie dla Wisły uzyskał w I. połowie Reyman (strzelając po centrze z rzutu rożnego). Po przerwie w ataku był 1.FC, ale zdołał strzelić tylko 1 gola, który jak się okazało ustalił wynik meczu. Wisła mogła nawet przegrać, ale 1.FC nie potrafił wykorzystać rzutu karnego. Pod koniec meczu niezadowolona z wyniku publiczność wpadła na boisko. „Przykre wrażenie na widowni robiły celowe faule Machinka, który za punkt honoru wziął sobie rozbijanie przeciwników. Gracz ten już po skończonych zawodach w nieprzyzwoity i niesportowy sposób kopnął schodzącego z boiska gracza Wisły, który dopiero po kwadransie przyszedł do siebie. Zajście to, prócz niesmaku pewien ferment na widowni, który uciszyła dopiero policja piesza i konna, wjechawszy w ogrodzenie boiska”.

Okazało się, że Warta nie wierząc w ostateczny sukces przegrała z Klubem Turystów 0:1. Więc nawet przegrana z Katowiczanami dawała Wiśle zwycięstwo w lidze.

Po ciężkich bojach Wisła obroniła tytuł mistrzowski. Na koniec sezonu trzeba było jeszcze odrobić zaległości związane z przerwanym przez kibiców meczem w Łodzi. Spotkanie to nie miało większego znaczenia dla graczy Wisły świętujących wygranie ligi. Dla Łodzian miało jednak charakter bardzo prestiżowy. ŁKS w każdym meczu z Wisłą chciał udowodnić swoją wyższość. Niezależnie od tego czy były to mecze towarzyskie czy o charakterze mistrzowskim. Decyzja WGiD PZPN nakazująca dogranie brakujących 27 minut spotkania na stadionie ŁKS bez udziału publiczności sama w sobie była kuriozalna. Opinia sportowa w Polsce spodziewała się bowiem walkowera. Takich praktyk ani wcześniej ani potem już nie stosowano. Wisła nie odwoływała się od tej decyzji bo i po co skoro mecz nie miał większego znaczenia. Spotkanie miano rozpocząć od rzutu karnego. Otoczka tego spotkania była niesamowita, o co też skrupulatnie zadbali łódzcy działacze. Mecz teoretycznie miał się odbyć bez kibiców (25.11). W praktyce już na długo przed nim włodarze tego klubu sprzedawali opaski dla porządkowych po cenie 5 zł sztuka (a trzeba dodać, że przeciętna cena biletu na mecz ligowy wahała się wówczas w granicach 72 gr. - 1, 63 zł). Takich opasek sprzedano około 450, co dawało niezły dochód. W praktyce jednak na stadionie liczba „porządkowych” była jeszcze większa. Jak wspominał Reyman: „Już od momentu przybycia do Łodzi znaleźliśmy się w ‘dziwnej’ atmosferze. Dochodziły nas słuchy o prowadzonych przez naszego przeciwnika jakichś ‘tajemniczych’ przygotowaniach. Kierować miał nimi podobno ówczesny trener ŁKS... Odrzuciliśmy te niedorzeczne - jak się wydawało nam plotki - a tymczasem... dogrywka okazała się starannie wyreżyserowana. W chwili, gdy weszliśmy na boisko, na którym w myśl zarządzeń znajdować się mieli tylko porządkowi - stwierdziliśmy..., że na boisku znajduje się kilka tysięcy ludzi. Każdy z nich miał na ręce opaskę z napisem: ‘porządkowy’. Zgrupowani oni byli pod bramką ŁKS-u i przywitali nas tzw. ‘kocią muzyką’. Nie zrobiło to na nas specjalnego wrażenia, ale inne dalsze ‘wyczyny’ musiały nas jednak wytrącić z równowagi. Tak np. przygotowano i ustawiono na punkcie karnym piłkę, której waga i wymiary były sprzeczne z przepisami. Była ona przede wszystkim niesłychanie lekka i źle napompowana. Jak dowiedzieliśmy się później w Łodzi, przygotowano na ‘każdą’ pogodę inną piłkę. A że w tym dniu wiał dość silny wiatr od strony bramki, na którą paść miał rzut karny - wtedy przygotowano piłkę, którą specjalnie trudno strzelić pod wiatr. Już przed wyjściem na boisko postanowiliśmy, że karnego mam ja egzekwować... Lecz zdeprymowany niecodziennymi warunkami i... postawą sędziego chciałem w ostatniej chwili cofnąć się. Prosiłem kolegów, by któryś z nich wziął na siebie wykonanie tego rzutu karnego. Nikt się tego podjąć nie chciał, a sędzia ponaglał... Nie było więc innej rady. Cofnąłem się kilka kroków dla nabrania rozpędu, wystartowałem i całej siły kopnąłem piłkę. Trafiłem nią w piersi bramkarza ŁKS-u, który upadł na ziemię - piłka zaś wolno potoczyła się w moim kierunku. Skoczyłem do niej, lecz w tym momencie bramkarz ŁKS-u w jakimś tygrysim skoku, poderwał się z ziemi i rzucił do przodu. Byłem rozpędzony i zderzywszy się nim mógłbym na pewno doprowadzić do kontuzji. Wybrałem... ‘stratę’ bramki i punktów mistrzowskich kosztem uchronienia bramkarza od następstw. Dalsza gra była już tylko parodią zawodów. Ilekroć bowiem piłka wyszła na aut, a wykopywali ją tam często zawodnicy ŁKS-u, to wracała na boisko ‘przebita’. ‘Porządkowi’ mieli bowiem przygotowane gwoździe, którymi przekłuwali dętki. Stale trzeba było wymieniać piłki i... odliczać czas. To wszystko wytrącało nas z równowagi, uniemożliwiało rozwinięcie gry. Nasi przeciwnicy postawili sobie przy tym za zadanie nie dopuścić nas do pozycji strzałowej. Dosłownie rzucano się pod nogi i tarasowano sobą drogę. Mimo to nasi łącznicy Kowalski i Krupa mieli świetne okazje do zdobycia bramek. W decydujących momentach zawiodły ich nerwy... Trudno się zresztą dziwić. Kiedy dochodziliśmy do strzału, jakiś potworny ‘ryk’ rozfanatyzowanych ‘porządkowych’ całkowicie odbierał na panowanie nad sobą. Tak więc, ŁKS, utrzymując stan sprzed dogrywki, wygrał z nami”.

Tak oto kabaret wkroczył na polskie boiska.

Podsumowanie mistrzowskiego sezonu

Ocena drużyny

Wywalczenie po raz drugi z rzędu przez Wisłę tytułu mistrza Polski miało swoją wymowę. Tym bardziej, że zostało znowu osiągnięte bez trenera. Ponownie „Czerwoni” okazali się drużyną najskuteczniejszą i tracącą najmniej bramek w lidze. 99 bramek zdobytych przy 36 straconych świadczyło wymownie, że Wisła (drugi raz z rzędu) miała najlepszy atak i najlepszą obronę. Nic dziwnego, że najlepszą polska drużynę nazywano wówczas „synonimem polskiego piłkarstwa”. Unikalność tej drużyny polegała też na tym, że potrafiła ona połączyć zalety piłkarskie wzajemnie się uzupełniające: „szybkość przeprowadzanych akcji,... ich odporność psychiczna, umiejętność rozkładania sił,... nieustępliwość w walce, bojowość,... spokojne dążenie do zwycięstwa, kondycja fizyczna,... sztuka wykorzystywania słabości przeciwnika”. To były cechy wyróżniające „Czerwonych” na krajowych boiskach. Dlatego uważano ją za bezsprzecznie najlepszą drużynę w Polsce:

W poświęconych Wiśle artykułach podkreślano wyjątkową pozycję Wisły na piłkarskiej mapie naszego kraju:

Ileż ciężkich godzin spędzonych na boisku całej Rzplitej, w ogniu zażartych walk ligowych, ile trudu i znoju treningowego, ile wysiłku organizacyjnego kryje się w tych słowach. Fakt powtórnego zdobycia mistrzostwa przez świetną drużynę krakowską dokonał się jeszcze przed ostatecznym ukończeniem potwornego, ciągnącego się w nieskończoność tasiemca 210-ciu gier mistrzowskich. Rozstrzygnięcie padło niemal równocześnie na dwu boiskach 1. F.C. w Katowicach i Warty w Poznaniu.

I przyznać trzeba - na świat piłkarski spadło niespodziewanie. Bo któż się spodziewał, że Warta da się pokonać na własnym boisku Taurystom i że grający ostatnio koncertowo 1. F.C. w walce o honor swojego dobrego imienia w piłkarstwie polskim da sobie wydrzeć Wiśle bodaj jeden punkt. To też oczy wszystkich już zgóry szukały szczelin w parkanie zamkniętego dla publiczności boiska Ł.K.S-u, gdzie w ciągu 27-miu minut dogrywki - zdawał się - zostanie rozstrzygnięta ostatecznie walka, o laur mistrzowski.

Tymczasem los chciał inaczej. Nonszalancja i pewność zwycięstwa Warty zaprzepaściła nie ulegający wątpliwości jej triumfu nad Turystami; żelazna wola zwycięstwa i walka do ostatka Wisły pozwoliła świetnej drużynie krakowskiej wywalczyć wśród 6-cio tysięcznego wrogiego tłumu jeden cenny punkt. Niezbadane wyroki losu chciały, że bramki decydujące o tej historycznej chwili zdobycia mistrzostwa przez Wisłę mniejwięcej w tym samym czasie: kiedy na boisku Warty Stolarski strzelił jedyny punkt dnia, groźny pomruk widowni w Katowicach zaakcentował celny strzał Reymana....

Zwycięstwo Wisły każdy sportowiec polski powita z prawdziwą radością. Fakt bowiem, że jest ona najlepszą obecnie naszą drużyną piłkarską nie ulega obecnie najmniejszej wątpliwości. Twarda, męska, bojowa, świadoma broni, która walczy Wisła przedstawia niewątpliwie ideał drużyny prawdziwej amatorsko, predestynowanej do zwycięskiego ukończenia 28-miu meczów mistrzowskich w ciągu sezonu. Wyrafinowaną a bezpłodną finezję techniczną i mdłe hiperkombinacje podbramkowe potrafili krakowianie zastąpić z pełnią powodzenia w lawinę prostych i niewyszukanych, ale skutecznych ataków, przebojów i strzałów.

Ich gra nie zachwyca, ale porywa. Jest w niej pełnia męskiej świadomości, wyraźne dążenie do celu i umiejętność operowania posiadanymi środkami.

Wisła doprawdy godna jest ponownego zdobycia tytułu mistrza Polski!”


W zdetronizowanej od dwu lat stolicy polskiego futbolu - Lwowie - także doceniano grę Wisły. Szczególnie fakt, że po raz drugi zdobyła tytuł najlepszej polskiej drużyny „walcząc ciężko z różnymi przeciwnościami i to nie tylko na zielonej murawie”. Utrata poprzez kontuzje i dyskwalifikacje szeregu czołowych graczy, „a wreszcie fakt, iż na jej zawody zjeżdżać i brać udział musieli po wyczerpującej podróży gracze tej miary co Balcer i Reyman” dowodzą, że tytuł dostał się we właściwe ręce i „prymat w piłkarstwie polskiem dzierży znowu gród podwawelski”. „Gazeta Poranna” chwaliła Wisłę za „ogromny chart nerwów i woli”. Zauważała przy tym, że kiedyś „unieszkodliwienie Reymana było równoznaczne z zagwożdżeniem całej siły ofensywnej” tej drużyny. Dziś jest to zespół dysponujący szerokimi i wyrównanymi rezerwami. Sława Wisły sięgnęła i Wiednia, a tamtejszy „Sportagblatt” pisał, że „polski sport piłki nożnej nie mógł mieć w tym roku żadnego godniejszego reprezentanta na mistrza”.

Ocena graczy

Tym co pozwoliło Wiśle obronić miano najlepszej ligowej drużyny to stabilność składu. Przez drużynę przewinęło się w trakcie sezonu 20 zawodników, ale jej trzon stanowili gracze mistrzowskiej drużyny z 1927 r.

Komu Wisła zawdzięcza tytuł mistrzowski"? – pytał w „Przeglądzie Sportowym” Jerzy Grabowski. I sam odpowiadał na to pytanie, kreśląc sylwetki mistrzów Polski:

19-tu reprezentacyjnych graczy piłkarzy krakowskich

Zwycięski pluton rycerzy z pod znaku białej gwiazdy na czerwonem polu jest świetnie znany każdemu bywalcowi meczowemu. Harold Lloydowskie okulary Pychowskiego, apolińska budowa jego partnera Skrynkowicza, szeroko rozstawiony na nogach, jakby chciał niemi zasłonić całe boisko Kotlarczyk I-szy, nerwowy w każdem poruszeniu Czulak, sunący jak lawina poprzez przeszkody nóg i ciał przeciwników Balcer czy dyrygujący całym zespołem potężny Reymann I-szy - oto sylwetki, na których zatrzymywało się z lubością, upojeniem, a nierzadko nawet ekstazą dziesiątki tysięcy par oczu. Wymienieni gracze sztandarowi wraz z równie ich godnymi pozostałymi partnerami stanowią w sumie komplet wcale niewielki - 19-tu piłkarzy.

Owa dziewiętnastka wyszła zwycięsko z 28-miu ciężkich gier ligowych, godnie zniosła na swych barkach obowiązki piłkarzy pierwszych w Polsce i nie tylko że potrafiła zachować dla Wisły tytuł mistrzowski, lecz przyczyniła się kolosalnie do zyskana popularności i sławy imienia tego klubu.

Skład drużyny krakowskiej po dokonaniu szeregu zmian spowodowanych bądź zmienną formą graczy bądź ich kontuzjami ustalił sie pod koniec sezonu w sposób następujący: Koźmin; Pychowski, Skrynkowicz; Bajorek, Kotlarczyk I, Makowski; Czulak, Reymann III, Reymann I, Kowalski, Balcer. Poza tą jedenastką reprezentacyjną, w której brak przedewszystkiem kontuzjowanego na meczu z Legją asa atutowego czerwonych - Adamka, jeszcze siedmiu graczy dłużej lub krócej, lepiej lub gorzej walczyło o tytuł mistrzowski Wisły. Ale przejdźmy ad personam:

Koźmin w bramce, mimo, że zadebiutował dopiero w drugiej połowie rozgrywek okazał się graczem nietylko zdolnym i dobrze wyszkolonym. Jest on ponadto jednym z talentów bramkarskich w Polsce. Jego świetne warunki fizyczne,opanowanie nerwowe, dobra technika chwytu poparte w przyszłości nabyta rutyną i pewnością siebie pozwolą Koźminowi prędzej czy później dostąpić godności reprezentowania barw polskich w grach międzypaństwowych. Z pośród kolegów Koźmina, którzy w r.b. bronili bramki Wisły. Kätz wykazał kwalifikacje bodaj że lepsze od filaru rozgrywek zeszłorocznych - Folgi. Ponadto raz czy dwa grał Łukiewicz.

Para Pychowski - Skrynkowicz stanowi duet, który bodaj, że ani razu w ciągu serji 28-miu gier nie został rozbity przez wstawienie gracza rezerwowego. Poszczególnie każdy z graczy tych nie przedstawia specjalnej klasy.Może nawet i jako para obrońców nie są oni w Polsce najlepsi. Temniemniej i Pychowski i Skrynkowicz są tak świetnie wmontowani w całość drużyny, że w ciągu całych mistrzostw jedynie dwa razy, raz Warcie i raz Ł.K.S-owi udało się pokonać czerwonych dwiema bramkami różnicy. Pozostałe cztery porażki przyniosły pogromcom Wisły tylko jedną bramkę przewagi.

Pychowski należy do rzędu obrońców-taktyków: wie gdzie się ustawić, kiedy się cofnąć, a kiedy "wejść" w przeciwnika. Skrynkowicz jest typem obrońcy, który rozbija ataki nieprzyjacielskie więcej w dosłownem, niż przenośnem słowa tego znaczeniu. Pierwszy - mały,lekki nie dysponuje ani szybkością, ani dobrym wykopem i dlatego tylko w momentach pełni swej formy jest graczem indywidualnie pełnowartościowym. Drugi zbyt wiele jeszcze liczy na twardość swych kości, zbyt mało na głowę.

Trio pomocy Bajorek-Kotlarczyk I-Makowski stanowi stos pacierzowy całej drużyny. Rdzeniem tego stosu jest - rzecz prosta - Kotlarczyk I, najlepszy środkowy pomocnik polski. Owa trójka pomocy jest równie potrzebna Reymanowi i Balcerowi w napadzie, jak obrońcom i Koźminowi w defensywie. I jej to jest zasługą , jeśli już chcieć koniecznie rozczłonkowywać zasługi poszczególnych części drużyny, że Wisła po raz drugi z kolei ujęła w swe dłonie berło ligowe.

Najlepszy bezsprzecznie gracz Wisły Kotlarczyk jest uosobieniem typu środkowego pomocnika. Krępy, silny, przysadzisty, z szeroko rozstawionemi, zda się, wrośniętymi w ziemię nogami jest jest równie niezawodny w tacklingu jak w podaniu, w akcji napastniczej, jak w gorączce podbramkowej. Największą zaletą Makowskiego jest dużej miary technika i oddawany rzadko, ale celny i niebezpieczny strzał. Wyczuwa się w nim brak stuprocentowego serca w walce.Bajorek osiągnął swą najwyższą formę w jesieni i wtedy dopiero potrafił się dostosować do poziomu mistrza ze środka. W normalnej formie odbija on wyraźnie od swych partnerów,a wskutek rzucającej się w oczy sztywności i braku biegu, dla lotnego skrzydła współgrającego z dobrym łącznikiem nie może stanowić groźnej zapory. Oprócz trójki wspomnianej szereg razy grał w pomocy "generalny" rezerwowy Wisły Kotlarczyk II oraz na meczu z Czarnymi w drugiej kolejce (3:2) przypomniał sie ongiś as pierwszej jakości - Gieras.

Napad: Czulak, Reymann III, Reymann I, Kowalski, Balcer mimo, że może poszczycić się dwukrotnym zdobyciem rekordu bramkowego w Lidze posiada wiele słabych punktów.Najpoważniejszym minusem Wisły jest brak łączników w pełnem słowa znaczeniu, a więc graczy szybkich, ostrych, silnych, obdarzonych nieuchronnym strzałem, na który decydują się przy każdej okazji. Ani miękki, świetny zresztą technicznie, ale niezdecydowany i kwitujący z góry z przeboju Reymann III , ani wydobyty z lamusa klubowego na drugi mecz z Cracovią (5:1) mądry taktycznie, złośliwy pod bramką ale już sztywny Kowalski nie mogą podołać obowiązkom nakładanym na dobrego łącznika i spełniają je tylko częściowo.

Ostoją napadu Wisły, zresztą od lat paru jest Reymann I na środku i dwaj świetni skrzydłowi Balcer i Adamek. Pierwszy stanowi gracza niezastąpionego w Wiśle raczej ze względu na swe znaczenie moralne dla tej drużyny oraz rolę głównego dyrygenta całego zespołu. Zresztą nie można pominąć milczeniem jego nieprzeciętnych zdolności strzeleckich, które wespół z Gintlem z Cracovii zapewniły Reymannowi I-mu wspaniały tegoroczny rekord strzelecki w postaci 29-ciu bramek strzelonych na 98 zdobytych wogóle przez Wisłę. Wadą Reymanna I-go jest zbytnia powolność oraz przejrzystość jego posunięć ofensywnych.

Superasami napadu Wisły są niewątpliwie obaj skrzydłowi Adamek i Balcer. Obu cechuje kolosalna szybkość w biegu z piłką, nieprzeparty, zmierzający wprost do celu ciąg na bramkę, niebezpieczny, skuteczny strzał, oraz duży zapas sił fizycznych. Jeśli chodzi o skuteczność ich gry doprawdy trudno zauważyć w niej jakieś większe istotne różnice. Na poszczególnych meczach występują pewne dyferencje, ale mają one swe źródło bądź w różnicy formy obu tych graczy, bądź w większem zatrudnieniu i lepszem zużytkowaniu talentu jednego z nich na niekorzyść drugiego. Po złamaniu przez Adamka nogi w spotkaniu z Ziemianem pozycja prawoskrzydłowego została z powodzeniem obsadzona przez Czulaka, który cechuje się tu dużo lepiej, niż na łączniku. Jego miękkie celne centry są świetnym materiałem, z którego Reymann I-szy czy Kowalski sfabrykowali już niejedną bramkę.

Oprócz szóstki wymienionej, z graczy rezerwowych najczęściej debiutował na pozycji prawego łącznika Kotlarczyk II, który oprócz niemałych zdolności kombinacyjnych wniósł również element gry foul notowany pozatem najczęściej u Adamka, Skrynkowicza i Kowalskiego. Pozatem w napadzie Wisły grał kilkakrotnie Krupa II i Nowosielski na lewym skrzydle.

Omówiony zespół Wisły jak każda zresztą drużyna miał w tegorocznych mistrzostwach dni świetne, przeżywał jednak również przykre klęski. Jest ciekawe, że drużyna, która w ciągu dwu lat rozgrywek odebrała krakowianom najwięcej punktów (5), jest ulokowany na 11-tem miejscu (!) Ł.K.S., który raz tylko został przez Wisłę pokonany 3:1, raz uzyskał wynik 0:0, a dwa razy w r.b. ją zwyciężył 4:2 i 2:1. Zeszłoroczny dwukrotny pogromca wiślaków ex-mistrz Polski Pogoń w r.b. zeszedł z boiska pokonany bezapelacyjnie 6:1 i 2:0, natomiast Warta co roku ujęła skrzętnie czerwonym z ich zdobyczy po 2 punkty. Polonia, która obok T.K.S. straciła do Wisły największą ilość bramek , bo 22 - zyskała ich zarazem aż 7 t.j. tyle co Pogoń i Ł.K.S. mniej o jedną niż Warta i więcej niż wszystkie inne ligowe kluby. Na T.K.S-ie drużyna krakowska zarobiła w 4-ch grach rekord zaiste imponujący 38 bramek, co stanowi prawie 20 procent ogólnego dorobku bramkowego”.


Tytułowi mistrzowskiemu towarzyszyło ponowne zdobycie tytułu króla strzelców przez Henryka Reymana. Powtórne zdobycie tytułu króla strzelców polskiej ligi mówiło samo za siebie. Rzecz charakterystyczna, że nikt wówczas nie podważał tego faktu. Uczynił to dopiero A. Gowarzewski w swych opracowaniach poświęconych rozgrywkom ligowym, przyznając tytuł króla strzelców L. Gintlowi z dorobkiem 28 goli. Reymanowi przyznaje tylko 27 bramek! Nie dolicza do tego dorobku goli strzelonych w meczach: 4. kolejki z TKS; 15. kolejki ponownie z TKS; 27. kolejki z Śląskiem Świętochłowice. W sumie daje to różnicę aż 4 bramek na niekorzyść Reymana i utratę miana najskuteczniejszego strzelca ligi. Utratę po 70 latach, gdyż do drugiej połowy lat 90-tych nikt nie podważał zdobycia przez niego tego tytułu. Liczba bramek strzelonych przez Reymana wynosiła, wg różnych źródeł: 27-31.

O utraconym tytule możesz przeczytać tutaj


Podsumowując ten sezon charakterystyczne było to, że najlepsi strzelcy ligowi reprezentowali „krakowską szkołę gry w piłkę nożną”. Do tej pory „Czerwoni” w zasadzie nie zawodzili kibiców swoją grą. Dzięki temu Wisła była drużyną, która ściągała najwięcej widzów w meczach na obcych boiskach (44052 w całym sezonie) i jak mówił choćby skarbnik ŁKS-u „gdyby zgodziła się rozegrać w Łodzi oba spotkania mistrzowskie (mecz i rewanż) to jego klub byłby najbogatszym klubem w kraju”. Nieco gorzej było z frekwencja na własnym stadionie. W tych statystykach zajmowała trzecie miejsce (37304), a wyprzedzała ją Cracovia i Pogoń.


Na podstawie rozdziału z książki, Z białą gwiazdą w sercu. Piszac ten artykuł wykorzystano także cytaty z ówczesnej prasy codziennej i sportowej (głównie „Przeglądu Sportowego i „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”.

Wisła w prasie

Rezerwy

Wisła II - Grzegórzecki Ks 7:2. Połowa marca. zaw. tow.

Sparta - Wisła Ib 1:1 tow. Początek kwietnia.

‎]

Krowodrza - Wisła Ib 4:3 klasa A.

Wawel - Wisła Ib 0:0 klasa A. Połowa kwietnia.

Wisła Ib - Olsza 7:2 klasa A. Po 20 kwietnia.

Wisła Ib - Korona 5:1 klasa A. Początek maja.

Wisła Ib - Sparta 6:2. 17 maja klasa A.

Wisła - Zwierzyniecki 9:0 klasa A. 20 maja.

Podgórze - Wisła Ib 6:1. Koniec maja.

Wisła Ib - Tarnovia 10:1. Początek czerwca.

Makkabi - Wisła Ib 6:3 17 czerwca.

Wisła Ib - Cracovia Ib 0:0 klasa A - po 20 czerwca.

Krowodrza - Wisła Ib 3:2 klasa A. Przed 10 lipca.

Wisła Ib - Jutrzenka 3:1 klasa A. 29 lipca.

Wisła Ib - Korona 10:1. klasa A. Początek sierpnia.

Garbarnia - Wisła Ib 3:1 klasa A. Przed 14 sierpnia.

Podgórze - Wisła Ib 5:3 klasa A.

Wisła Ib - Tarnovia 2:1 klasa A. 2.września.

Ważniejsze wydarzenia

  • 17 maja - Pierwsza czerwona kartka dla piłkarza Wisły w rozgrywkach ligowych - otrzymał ją Józef Kotlarczyk w meczu z Polonią Warszawa (7:2) za brutalne potraktowanie bramkarza rywali.
  • 3 czerwca - Pierwszy ligowy pojedynek Wisły i Cracovii kończony się porażką 1:2.
  • 29 czerwca - 1 lipca - Wisła wygrywa turniej jubileuszowy Czarnych we Lwowie, pokonując Czarnych 6:3 i Pogoń 7:4.
  • 29 lipca - Po wygranej z Hasmoneą 1:0 na półmetku rozgrywek Wisła jest druga, tracąc jeden punkt do Warty.
  • 9 września - Wisła rozgromiła Cracovię 5:1. Mecz ten zapoczątkował serię 9 kolejnych zwycięstw ligowych „Białej Gwiazdy”, rekord pobity dopiero w erze „Telefoniki”.
  • 18 listopada - Wisła remisuje w Katowicach (1:1), zapewniając sobie tytuł mistrzowski.
  • 25 listopada ma miejsce ligowy precedens. Wisła dogrywa po sezonie mecz z ŁKS (15.08. spotkanie zostało przerwane przez kibiców łódzkich na 27 minut przed końcem meczu). Nie miał on znaczenia dla ligowej tabeli, gdyż już wcześniej Wisła obroniła tytuł mistrzowski.
  • Henryk Reyman ponownie został królem strzelców – tytuł dzisiaj podważany, gdyż źródła prasowe podają różną liczbę strzelonych przez niego goli. Od 27 do 31. W pierwszym przypadku tytuł powinien trafić do Gintla z Cracovii, w pozostałych do Reymana.