Sezon 1929 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:51, 7 paź 2020; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze I liga Mecze towarzyskie międzynarodowe Mecze towarzyskie i sparingi Rezerwy
Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1929

Runda wiosenna

Miniony sezon, choć mistrzowski, wskazywał, że Wisła nie wygrała już ligi tak zdecydowanie jak rok wcześniej, a poziom gry zespołów coraz bardziej się wyrównywał. „Czerwoni” mieli drużynę stosunkowo młodą i S. Mielech prognozował, że będzie się liczyć w najbliższych latach w walce o najwyższe laury: „Wisła kultywuje grę mało dla oka efektowną, ale skuteczną. Gracze jej posiadają wyszkolenie techniczne solidne, atak ma świetnego kierownika w Reymanie I i doskonałych skrzydłowych”. Nic dziwnego, że przed rozpoczynającym się sezonem Wisła już tradycyjnie zaliczana była do faworytów. Uzyskała zresztą wyjątkowego protektora w osobie Rydza Śmigłego. Jak chwalił się kierownik sekcji piłkarskiej TS Wisła A. Obrubański, zarząd klubu zadbał, by podczas przerwy zimowej piłkarze mogli uprawiać gimnastykę i sporty zimowe. Co więcej, wreszcie pozyskano doświadczonego trenera jakim niewątpliwie był F. Kożeluh. Kożeluh znany był w Krakowie już przed I wojną światową. Wtedy to bowiem trenował już Cracovię i dał podstawy temu, co później nazwano krakowską szkołą gry. On pierwszy nauczył graczy krakowskich gry zespołowej „operowania trójkątami, wychodzenia na pozycję i trzymania piłki przy ziemi”. Uczył zresztą głównie techniki i sam potrafił pokazać każde zagranie na boisku. Był praktykiem a nie teoretykiem jeśli chodzi o fach trenerski. Wisła już w czasie gdy trenował ją Schlosser (gdy zapadła decyzja o nieprzedłużaniu z nim kontraktu) czyniła pewne starania o pozyskanie Kożeluha. Ten wówczas trenował jeszcze Cracovię. Szybko jednak pozbyto się go z tego klubu pod pretekstem nieosiągania należytych wyników. Wisła pozyskała go dopiero w 1929 r. To co było jednak dobre 15 lat wcześniej nie wystarczało na ligowe wymagania pod koniec lat dwudziestych. Sam Kożeluh zresztą nie przykładał się specjalnie do swych obowiązków i więcej czasu spędzał na kortach tenisowych niż Wiśle. Nic dziwnego, że jego przygoda z Wisłą trwała tylko ten jeden sezon. Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że większy wpływ na przygotowanie drużyny do poszczególnych meczów, trening piłkarzy - i co równie ważne nastawienie psychiczne zawodników - miał wówczas Reyman, jako kapitan drużyny i A. Obrubański, jako opiekun piłkarzy. Właśnie Obrubański przed sezonem uspakajał kibiców Wisły, prezentując urzędowy optymizm. Optymizm, biorąc pod uwagę dotychczasowe sukcesy zrozumiały, ale, jak się okazało na wyrost: „Zmian w drużynie nie będzie na razie żadnych ... drużyna nasza bowiem składa się z graczy w przeważnej części młodych i fizycznie należycie rozwiniętych którzy z łatwością potrafią znieść jeszcze i tegoroczne tarapaty ligowe... nie zaniedbaliśmy niczego aby graczy utrzymać w odpowiedniej formie, obecnie wystarczy im kilka treningów pod okiem trenera, aby byli dostatecznie przygotowani do oczekujących ich zmagań ligowych...
Ponadto sekcja dysponuje wartościowym narybkiem drużyn młodszych, którego zawsze użyć może, a który, mam nadzieję potrafi również godnie odpowiedzieć zadaniu.
Jak więc pan widzi przyszłość mamy należycie zabezpieczoną i o ile nie zajdą jakieś nadzwyczajne nieprzewidziane okoliczności, oczekiwać jej możemy z zupełnym spokojem”.
O formie piłkarzy „Białej Gwiazdy” przed rozpoczęciem sezonu trudno było wyrokować, gdyż Wisła rozegrała zaledwie parę spotkań towarzyskich przed ligową inauguracją. Remis z Garbarnia 2:2 na tydzień przed pierwszym ligowym pojedynkiem nie nastrajał zbyt optymistycznie, gdyż Wisła zaledwie zremisowała z „Brązowymi” 2:2, wykazując w drugiej połowie braki kondycyjne.
Tym razem do rywalizacji ligowej stanęło 12 zespołów. Mecz Wisły z Warszawianką, który odbył się „na boisku oślizgłem i częściowo pokrytem śniegiem, wykazał dość słabą formę u mistrza Ligi (31.03 4:2). Z tego też powodu nie stał na wysokim poziomie i o formie drużyn trudno było coś więcej wyrokować. Wygrana „Czerwonych” była jednak pewna. „W Wiśle bez zarzutu funkcjonowali skrzydłowi, wysyłani doskonale w bój przez 'starego' Reymana”. Właśnie Reyman otworzył konto bramkowe Wisły w rozpoczynającym się sezonie.
Zima w tym sezonie najwyraźniej nie dawała za wygraną i w wyjazdowym meczu w Łodzi przyszło Wiśle znowu grać w śnieżycy i chłodzie (7.04 2:2). Większa kultura gry Wisły na ośnieżonym boisku ŁKS była niwelowana ambicją i poświęceniem graczy łódzkich, którzy dwukrotnie przegrywając doprowadzili ostatecznie do remisu w tym meczu. Co więcej w drugiej połowie gry mieli nawet sporą przewagę. Nic dziwnego, że po meczu pisano: „Śmiało rzec można, że Wisła tylko dzięki wielkiej dozie szczęścia i mylnemu rozstrzygnięciu sędziego (2-ga bramka wepchnięta ręką) nie wyjechała pokonaną. Wynik więc w żadnym wypadku nie może być miernikiem sił”.
Świąteczna przerwa niewątpliwie pomogła graczom Wisły na dojście do siebie. Udowodniła to w meczu wyjazdowym z Pogonią (21.04 4:2). Do tego wiosenna aura spotkania wreszcie sprzyjała grze w piłkę. „Wisła odniosła zasłużone zwycięstwo, będąc drużyną lepszą od przeciwnika. Wyrównana we wszystkich linjach, dobra technicznie i biegowo, wykazywała w sumie nad Pogonią przewagę, która uwidoczniła się też w większej ilości bramek”.
Wisła zaczęła ten mecz niezwykle pechowo, gdyż już w 1’ przegrywała po strzale Batscha. Radość Lwowian trwa tylko 60 sekund, bo tyle potrzebował Kowalski, by w zamieszaniu podbramkowym strzelić wyrównującego gola. Potem na boisku dominowała już Wisła „dobra technicznie i biegowo”, a do tego niemająca słabych punktów w swych formacjach.
Obok Wisły nadspodziewanie dobrze rozpoczęli sezon: Ruch i debiutant ligowy Garbarnia. W następnej kolejce przegrali jednak swe spotkania (Ruch z ŁKS 1:2, a Garbarnia z Pogonią). Wisła wykorzystała potknięcia rywali i pewnie pokonała Legię 2:0 (28.04). „Oczekiwane z wielkiem zainteresowaniem przez krakowski światek sportowy zawody między mistrzem Ligi a mistrzem Warszawy nie dały widzom pełni spodziewanych emocyj. Gra Legji podobała się tylko do przerwy... W drużynie mistrza Ligi na specjalne wyróżnienie zasługuje linja pomocy, stojąca o klasę wyżej od tej samej linji przeciwnika - w szczególności Kotlarczyk I, świetny w ofensywie, niezawodny defensywnie”. I tym razem Reyman otworzył konto bramkowe w tym meczu (w 34’) kiedy to po podaniu Balcera „z bliskiej odległości strzela nieuchronnie”. Po przerwie Wisła przeważał wyraźnie w tym meczu, ale udokumentowała to tylko jednym golem. Po prostu jej „napad grał z wielką ambicją, ale bez szczęścia pod bramką”.
Na czele tabeli z dorobkiem 7 punktów znajdowała się Wisła, Ruch i ŁKS. Tuż za nimi plasował się beniaminek Garbarnia. I właśnie z tym zespołem przyszło zmierzyć się Wiśle w następnej kolejce. Garbarze prezentowali solidną szkołę gry. Nic dziwnego, że na stadion Wisły przyszła rekordowa w tym sezonie ilość widzów (5.05 5:2). Mistrz tym razem pokazał uczniowi swoją klasę, choć do przerwy mecz był niespodziewanie dość wyrównany. Co więcej, to Garbarze pierwsi objęli prowadzenie w tym spotkaniu. Podziałało to otrzeźwiająco na graczy Wisły: „drużyna Wisły przyszła do siebie, jej atak kierowany przez rutynowanego gracza, jakim jest Reyman I, wsparty przez doskonałą pomoc, zaczyna bardziej napierać na bramkę przeciwnika”. Silne tempo gry i obustronne ataki podobały się kibicom. Po przerwie na boisku istniała już tylko Wisła, której pomoc grała wręcz koncertowo. Garbarze nadrabiali braki nadmierną ostrością w grze, a jej ofiarą stał się Koźmin - który mocno poturbowany dotrwał jednak do końca spotkania. Odpowiedzią Wisły na brutalność w grze gości były gole Kowalskiego i Adamka.
Emocjonujący i niespodziewanie zacięty przebieg miało następne spotkanie Wisły z Czarnymi. Mecz rozegrano w środku tygodnia (w czwartek 9 maja 4:4). Czarni od początku spotkania udowadniali, że tanio skóry nie sprzedadzą. Dwukrotnie prowadzili w I. połowie gry. Jednak do przerwy przegrywali jedną bramką po golach Reymana i Kowalskiego (2). Po przerwie nie dawali za wygraną i znowu wyszli na prowadzenie, wykorzystując zejście z boiska wskutek kontuzji Skrynkowicza. Ciekawostką i dodatkowym smaczkiem tego meczu był fakt, że 4 bramkę dla gości strzelił najmłodszy z Reymanów, który jeszcze w ubiegłym sezonie bronił barw Wisły. Grę w Czarnych łączył ze studiami doktorskimi w tym mieście. Ponieważ ŁKS również zremisował z Garbarnią na czele ligowej tabeli niewiele się zmieniało. Obie drużyny miały po 10 punktów, za ich plecami Ruch gromadził 7 oczek.
Kilkunastodniową przerwę w meczach ligowych Wisła nadrobiła grami towarzyskimi. Z tych najważniejszym był derbowy pojedynek z Cracovią 12 maja. „Charakterystyczną cechą meczu była ostrożność, z jaką grę prowadzono. Typowe było obstawienie poszczególnych groźniejszych graczy, co spowodowało niemożność prowadzenia akcji całemi linjami. Rezultatem tej gry był fakt, że w ciągu 90-ciu minut gry padły tylko 2 strzały na bramkę”. Dodajmy, że mecz zakończył się sprawiedliwym wynikiem 1:1. Krótka wycieczka do Poznania (wygrana i remis z miejscową Legią i Pogonią) jest warta nadmienienia o tyle, że pozwoliła Wiśle utrzymać rytm meczowy przed następnymi grami ligowymi.
Mecz z Polonią (26.05 4:2) był 4. z rzędu spotkaniem ligowym Wisły toczonym na własnym stadionie. Mimo, że goście pozostawili dobre wrażenie po tym meczu wyjechali z bagażem 4 goli, z czego 2 były autorstwa Reymana, który „jak zwykle, spełnił obowiązek swój w zupełności”. „Sam przebieg gry wykazał dość znaczną przewagę gospodarzy”, którzy wręcz przesiadywali na połowie gości. Polonia odgryzała się kontrami i dało jej to nawet prowadzenie w tym meczu. Potem już niespodzianek nie było i „Czerwoni” wypunktowali rywala pewnie.
W tabeli nic się więc nie zmieniało, choć na trzecie miejsce awansowała Garbarnia z dorobkiem 8 punktów. Wynikało to z faktu pauzowania Ruchu przez parę tygodni. Dopiero mecz Wisły z Ruchem na boisku AKS przerwał tę długą przerwę. Posłużyła ona gospodarzom, którzy niespodziewanie zremisowali z Wisłą 2:2 (30.05). Remis ten dał Wiśle jednak samodzielne prowadzenie w lidze, gdyż punkty stracił ŁKS. Po Wiśle widać było jednak spadek formy więc i w prasie proroczo prognozowano: „Mistrzowie Ligi daleko do szczytu formy, to też trzeba się liczyć z możliwościami, że najbliższe mecze wyjazdowe mogą mu przynieść porażki”. Kalendarz gier na pewno nie służył Wiśle. Cały sezon bowiem ułożył się dla „Czerwonych” w ten sposób, że grali seriami po kilka meczów u siebie, a potem na wyjeździe. To, że granie jednego po drugim meczu na własnym stadionie nie sprzyjało też większemu zainteresowaniu kibiców meczami Wisły było jakby tego naturalną konsekwencją. Mecz z Ruchem był z kolei pierwszym w serii trzech kolejnych gier tego zespołu na wyjeździe.
Następny wyjazd Wisły nie był daleki, bo na drugą stronę Błoń na mecz z Cracovią. Mecz ten jak zwykle obudził spore zainteresowanie w mieście: „Popularność Cracovii, mimo częściowego zaniku, powstającego z powodu jej ostatnio słabszej formy, utrzymuje się głównie między starszą generacją, pamiętającą jej świetne wyczyny ubiegłych lat, natomiast popularność Wisły jest nowszej daty, rośnie jednak widocznie w miarę coraz piękniejszych sukcesów mistrza Ligi” .
Cracovia spisywała się na początku tego sezonu bardzo słabo i zajmowała 10 pozycję w lidze. Na boisku tego nie było widać, choć początek meczu nie wróżył niespodzianki. Wisła bowiem pierwsza strzeliła gola już w 10 minucie gry. Potem jednak do głosu doszli gospodarze i już do przerwy prowadzili pewnie 3:1. Po pauzie heroicznie obronili ten wynik. Wisła wykazała w tym meczu wyraźny spadek formy. Reyman pilnowany ostro przez Seichtera nie mógł sobie pograć, jedynie pomoc grała dobrze. Co gorsza „Czerwoni” nadrabiali braki zbyt ostrą grą, co wywołało ferment na widowni. Publiczność wpadła nawet na boisko chcąc pobić piłkarzy Wisły po jednym z fauli. Policja została zmuszona do opanowania napiętej sytuacji. Po meczu gracze Cracovii i policja chronili zresztą schodzących z boiska piłkarzy Wisły przed agresywnym tłumem. Była to pierwsza porażka Wisły w lidze. Do tego odniesiona w stylu przypominającym „odrabianie przymusowej pańszczyzny”. Ponieważ przegrał również ŁKS na dwóch pierwszych miejscach w tabeli nic się nie zmieniało. Garbarnia zmniejszała jednak dystans do lidera i gromadziła już 10 punktów, mając rozegrany mecz mniej.
Sygnalizowany od dłuższego czasu spadek formy Wisły znalazł swoje apogeum w meczu z Wartą (16.06 0:5): „Oczekiwane z tak niezwykłem zainteresowaniem spotkanie mistrza ligi z wicemistrzem zakończyło się wynikiem stanowiącym największą tegoroczną sensację rozgrywek ligowych. Wyniku tego nie spodziewali się nawet najzagorzalsi zwolennicy Warty! Z ręką na sercu przyznać trzeba jednak, że na tak wysoką porażkę Wisła nie zasłużyła, a do sukcesu Warcie wydatnie pomógł bramkarz Koźmin, który trzy pierwsze bramki musi wziąć na swoje sumienie.
Drugim faktem, rzucającym się w oczy, był spadek formy u mistrza Ligi. Gwiazda Wisły zaczyna blednąć! To już nie ta sama Wisła, która w roku ubiegłym szła twardo od zwycięstwa do zwycięstwa, a atak zdobył największą ilość bramek” – skomentowano po meczu. Wisła zagrała w tym meczu ostro ale fair. Widać było jednak po jej graczach zmęczenie podróżą. Zwycięstwo Warty było zasłużone, choć za wysokie. Wszystkie bramki padły w II połowie gry. Poznaniacy potwierdzali tym meczem swe aspiracje do odegranie czołowej roli w tegorocznych rozgrywkach ligowych.
Wraz z punktami Wisła straciła fotel lidera tabeli. W lidze prowadził teraz ŁKS z dorobkiem 14 punktów w 10 meczach. Czytelniejsza była jednak statystyka straconych przez drużyny punktów. Tu prowadzili Czarni (5), przed ŁKS i Ruchem (po 6). Dopiero 4. była Wisła, tracąc już 7 punktów 10 meczach.
Szukając formy Wiślacy wyjechali na tournee po Niemczech. Wzmocnieni czołowymi zawodnikami warszawskiej Legii rozegrali tam dw dobre spotkania(z VFB Lipsk 2:2 i Guts Muts 2:1). Nic dziwnego, że pracownicy polskiego konsulatu wysoko ocenili nie tylko sportową stronę tej eskapady: „Wyprawa Wisły do Lipska i Drezna zakończyła się wbrew wizji pesymistów wielkim sukcesem zarówno sportowym, jak i propagandowym. Dwie najsilniejsze drużyny Niemiec środkowych zostały pokonane i to pokonane bezapelacyjnie, może nie w zbyt wysokim stosunku, ale w porywającym stylu i pięknej formie. Podkreśla to zgodnie prasa niemiecka, podnosząc, że poza mistrzem Niemiec I. F. C. Nurnberg, żadna drużyna nie pozostawiła w Lipsku tak świetnego wrażenia”.
Wraz z powrotem na własne śmieci poprawiła się dyspozycja „Czerwonych”. Teraz z kolei cztery następne mecze ligowe Wisła miała grać na własnym boisku. Ofiarą poprawy gry Wisły stał się Klub Turystów (29.06 5:0). Wisła przeważała od początku spotkania zdecydowanie i nie oddała inicjatywy do końca meczu. Zagrała fair, a jej „system i styl musiał się każdemu podobać”. Przez pół godziny Turyści mieli szczęście, gdyż strzały graczy Wisły nie wpadały do siatki. Dopiero po 30' „daleki przyziemny strzał Reymana grzęźnie po raz pierwszy w siatce”. Po przerwie obraz gry był podobny: Wisła atakowała, a „Reyman pięknie rozdzielał piłki” (strzelił kolejne dwa gole dla Wisły). Przy stanie 3:0 Turyści zerwali się na krótko do ataku, ale braki w umiejętnościach nadrabiali nadmiernie ostrą grą. W efekcie Balcer i Skrynkowicz musieli opuścić boisko. Mimo straty 2 graczy Wisła dobiła gości dalszymi golami.
Ponieważ wiele drużyn nadrobiło zaległości ligowe tabela zmieniła swoje oblicze. Na jej czele po serii zwycięstw znalazła się Warta (16 punktów). Wisła po 11 kolejkach zajmowała pozycję wicelidera z 15 punktami. Jeśli chodzi o liczbę straconych punktów to najmniej straciła ich Wisła razem z Czarnymi (po 7), następnie Warta i ŁKS (po 8).
Meczem kończącym I. rundę rozgrywek był pojedynek z 1.FC. Katowiczanie w tym sezonie byli już tylko cieniem zespołu, który w poprzednich latach walczył zawzięcie z Wisłą o tytuł mistrzowski. Spotkanie to nie było wielkim widowiskiem i zakończyło się skromną wygraną Wisły 2:1 (14.07) w dużej mierze dzięki dobrej dyspozycji Balcera (autora zwycięskiej bramki). Po remisie Czarnych z ŁKS (3:3) Wisła objęła samotnie fotel lidera z dorobkiem 17 punktów. Punkt za nią znajdowała się Warta, a 2 punkty dzieliły od Wisły ŁKS.
I tym razem podobnie jak w latach ubiegłych brakowało dłuższej przerwy oddzielającej rundę wiosenną od letniej. Zachwiany był również kalendarz gier. Brakowało konsekwencji w jego układaniu i przestrzeganiu.

Runda rewanżowa


Zaledwie tydzień po meczu z 1.FC Wisła zmierzyła się w pierwszym meczu rundy rewanżowej z Ruchem. Mimo, że zagrała w tym meczu bez Reymana i Adamka odniosła pewne zwycięstwo 5:1, umacniając się na pierwszej pozycji w tabeli. Główni rywale Wisły z Wartą na czele także nie tracili punktów.
Wydawało się, że forma „Czerwonych” rośnie. Okazało się, że było wręcz przeciwnie. Trzy tygodnie przerwy w rozgrywkach wyraźnie nie posłużyły Wiśle. O czym wymownie przekonał krakowskich kibiców mecz z ŁKS (11.08 1:4), po którym nie bez słuszności napisano, że „tak licho grającej jedenastki Wisły już dawno a dawno się nie widziało”. Łodzianie nigdy nie należeli do wygodnych przeciwników dla Wisły, ale tak wysoka porażka, i to u siebie, wskazywała na regres formy. „Czerwoni” zagrali słabo w obronie, do tego chaotycznie. Nie potrafili nawet wykorzystać rzutu karnego (Skrynkowicz).
Po tej porażce tabela ligowa w czołówce uległa niezwykłemu spłaszczeniu. Po 14 kolejkach na czele nadal znajdowała się wprawdzie Wisła z 19 punktami, ale tuż za nią znajdowała się Warta (18 punktów), a ŁKS i Garbarnia mieli tylko 2 punkty mniej.
Dwa dni po meczu ligowym przyszło Wiśle się zmierzyć towarzysko z PSV Eindhoven. Pewna i wysoka wygrana 4:0 miała „świadczyć o podniesieniu się poziomu klasy polskiego piłkarstwa” i lepszej formie „Czerwonych”. Okazało się to jednak złudne, a potwierdziły to kolejne mecze ligowe.
Teraz dla odmiany czekały Wisłę 3 mecze wyjazdowe. Wprawdzie nie byli to zbyt wymagający rywale (poza Garbarnią), ale przy obecnej dyspozycji „Czerwonych” kibice mieli prawo obawiać się o wyniki tych konfrontacji. Tym bardziej, że atak Wisły wystąpił w tych meczach w dość eksperymentalnym składzie. Najważniejszą zmianą był brak na środku ataku Reymana. Odbiło się to od razu na wynikach osiąganych przez Wisłę. W tych trzech meczach „Czerwoni” tylko raz pokonali rywali (18.08 Klub Turystów 3:0). Potem przyszły porażki z Warszawianką (25.08 2:3) i Garbarnią (1.09 0:1). Pierwszy mecz z Turystami, choć wygrany, nie napawał obserwatorów i kibiców Wisły zbytnim optymizmem: „Turyści znów przegrali niezasłużenie, mając zwycięstwo w garści, hiperkombinacja i brak strzelców w ataku, oto przyczyny porażki. Najsprawiedliwszy byłby wynik remisowy, ...Trzeba nadmienić, że Turyści grali pierwszą połowę pod silny wiatr, a po przerwie jak na złość wiatr zaczął dąć w przeciwną stronę i znów fjoletowi mieli podwójnego przeciwnika. Egipskie ciemności, panujące podczas drugiej połowy utrudniały też niezmiernie zawody. Wisła zademonstrowała zwłaszcza w pierwszej połowie b. dobrą grę”.
Z kolei mecz z Warszawianką nazwano „zbiorem niespodzianek... Gdy zaczęto jednak grać i po kilkunastu minutach Wisła zdobyła pierwszą bramkę po ładnym driblingu Ketza, każdy z widzów pokiwał głową żałośnie: "wszystko jednak pójdzie po dawnemu". I tu właśnie kryła się druga niespodzianka, gdyż już po dwu minutach Warszawianka wyrównała szanse, po szczęśliwym przeboju Szenajcha i odtąd do końca połowy była stroną więcej atakującą. Po przerwie zaraz, miast ofenzywy Wisły, widownia jest świadkiem rzeczy niesłychanych: gospodarze zdobywają dwie kolejno dwie dalsze bramki... i Warszawianka prowadzi 3:1!!”. Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 3:2 dla drużyny stołecznej: „Czy jest on sprawiedliwy: tak i nie. Sprawiedliwy gdyż gracze Warszawianki zdobyli cztery bramki, a Wisła - jedną. Sprawiedliwy - gdyż walczyli o zwycięstwo ambitnie, a pod koniec umieli mądrą taktyką utrzymać je przy sobie. Natomiast wynik możnaby nazwać niesłusznym jeżeli oceniamy umiejętności drużyn: krakowianie byli bowiem zespołem lepszym jako całość pod każdym względem. Cóż, kiedy formalnie nie chcieli zmusić się do walczenia o zwycięstwo”.
Podobnie było w meczu z Garbarnią. Brak „kierownika napadu Reymana daje się dotkliwie we znaki” pisano po spotkaniu. Mecz wykazał „słabą formę mistrza ...[to, że] Wisła znajduje się obecnie w czołowej grupie ligi, to zasługa przedewszystkiem doskonałych Kotlarczyków”. Poza tym „Wisła w niczem nie przypominała mistrza Polski, a gra faul większości jej zawodników” nie podobała się kibicom. Nic dziwnego, że Wisła utraciła fotel lidera. Co więcej, szanse na przegonienie Wisły miała już teraz nawet Cracovia. W tabeli prowadziła Warta (16 gier i 22 punkty). Dalsze miejsca zajmowali: Wisła i ŁKS (17-21), Garbarnia (15-19), Cracovia (15-18).
Powrót na własne boisko pomógł Wiśle odnieść niezwykle ważne zwycięstwo nad zawsze groźną Pogonią (8.09 3:1). Tym bardziej cenne, że osiągnięte nadal bez udziału Reymana. Co więcej, gra Wisły odzyskiwała powoli dawny blask: „Wisła po ostatnich niepowodzeniach zrehabilitowała się w pełni wobec czterotysięcznej publiczności, a jej gra szczególnie w pierwszej połowie, stojąca na wysokim poziomie, zyskała ogólne uznanie”.
Punkty natomiast stracili Garbarze (0:3 z Ruchem) i ŁKS (3:3 z Warszawianką). Sytuacja w lidze stawała się niezwykle ciekawa nie tylko w górnych rejonach tabeli. Także na dole trwała zażarta walka o utrzymanie się w lidze. Zagrożone spadkiem były nawet tak znane firmy jak Pogoń i 1.FC. Nic dziwnego, że grom ligowym towarzyszyły zakulisowe działania mając na celu wybronienie się przed spadkiem dzięki np. walkowerom, czy nawet unieważnieniem rozgrywek!!
Gracze Wisły byli myślami przy czekającym ich meczu derbowym z Cracovią (22.09). Huraganowy wiatr i niepewna pogoda sprawiły, że na trybunach zjawiło się nieco mniej niż zwykle kibiców (8000). Spotkanie to jak słusznie zauważano miało obok „moralnego znaczenia... także decydowało o szansach w finałowych rozgrywkach”. Mecz nieoczekiwanie dla wszystkich miał jednostronny przebieg. Wisła odniosła zasłużone i wysokie zwycięstwo 5:1. Grała „niezwykle ambitnie, wykazując technicznie postawioną grę, wszystkie jej linje dopowiedziały zadaniu, a niewątpliwie do ich sukcesu przyczynił się powrót Reymanna, niezmordowanego kierownika napadu. On też był duszą linji napadu, grającego znakomicie”. „Reyman obrał słuszną taktykę przed pauzą. Licząc na pomoc wiatru, strzelał z każdej możliwej sytuacji i rachuby jego okazały się zupełnie trafne. Strzały te zawsze były niebezpieczne”. Bohater dnia zaliczył w tym dniu swój kolejny hat trick w lidze. Co więcej, asystował także przy ostatniej bramce dla Wisły. Cracovia, będąc w tym dniu tylko tłem dla dobrze grającej Wisłyk, przyjęła błędną taktykę krycia skrzydłowych Wisły. Dzięki temu Reyman miał więcej miejsca na boisku. Wykorzystał to w sposób wzorowy. Co warto odnotowania, mecz ten toczył się w dżentelmeńskiej atmosferze.
Szanse Wisły na obronienie tytułu mistrzowskiego rosły. Tym bardziej, że Garbarnia pokonała w Poznaniu Wartę. Dzięki temu Wisła po 19 kolejkach miała 25 punktów, Warta 24, a ŁKS 23. Garbarze, mając o jeden mecz mniej, gromadzili 22 punkty. Teraz czekały Wisłę 3 mecze wyjazdowe. Pierwszy na gorącym katowickim terenie z 1.FC (29.09 4:2). Mecz i tym razem toczył się w skandalicznej atmosferze na boisku i poza nim. Jak zwykle ochraniała stadion policja konna. Szkoda, bo było to bardzo dobre sportowe widowisko. Popsuły go burdy i awantury toczące się nie tylko na trybunach , ale i na boisku. Szowinistyczna niemiecka widownia podjudzana była wyraźnie przez kpt. 1.FC Machinka, który nawet przebijał piłki Wisły na boisku. Do tego sędzia nie panował nad sytuacją. W efekcie zniesiono dwu kontuzjowanych bramkarzy z boiska, a jednego gracza 1.FC sędzia wykluczył z gry. Sam mecz to była ładna, twarda walka, toczona na wysokim poziomie technicznym. Spotkanie to miało znaczenie dla 1.FC tym razem takie, że katowiczanie bronili się przed spadkiem z ligi. Dlatego natarli na Wisłę od początku meczu i pierwsi zdobyli bramkę w 15’. Wisła odpowiadała kontrami i podczas jednej z nich w „40-ej minucie następuje solowy przebój Reymana. Strzał broni szczęśliwie Spałek, jednakowoż Balcer poprawia i zyskuje w ten sposób wyrównanie”. Katowiczanie jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie po skutecznie egzekwowanym rzucie karnym. Zmianie stron towarzyszyła zmiana sytuacji na boisku. Teraz Wisła przystąpiła do ataków. Na jej skutki nie trzeba było długo czekać. Hat trick Czulaka ustalił wynik meczu, który w końcówce przerodził się za sprawą gospodarzy w brutalne widowisko. Dla niektórych kibiców mecz nie skończył się wraz z gwizdkiem sędziego i po meczu „groźna publiczność i łobuzy wybili szyby w autokarze, raniąc niektórych graczy Wisły”. Na szczęście obrażenia nie były poważne. Dobra i skuteczna gra Wisły w ostatnich meczach dał kilku Wiślakom powołania do kadry narodowej na mecz z Austrią. Mecz ten toczony był w ramach Amatorskiego Pucharu Środkowej Europy. Polska pewnie pokonała rywala w tym meczu (w Gracu), a drużynę poprowadził do zwycięstwa Reyman, którego „wpływ moralny na towarzyszy” w tym meczu był ogromny. Dodać należy, że towarzyszyło mu dodatkowo 4 zawodników Wisły.
W lidze Warta przegrała z Klubem Turystów (1:2), a ŁKS pokonał Polonię 2:1. Dzięki temu Wisła samotnie prowadziła w tabeli mając po 20 kolejkach 27 punktów i już 2 punkty przewagi nad ŁKS, a 3 nad Wartą . W tle z takim samym dorobkiem jak Warta czaiła się jeszcze Garbarnia z zaległym meczem. O wszystkim decydować miała końcówka ligi. Wiśle pozostawały 4 mecze do rozegrania (w tym 3 na wyjeździe). Nie wróżono Wiśle sukcesu, gdyż rywalom „Czerwonych” groził spadek. Potwierdziły to niestety dwa kolejne mecze Wisły. Najpierw przyszła nikła porażka z Legią (13.10 0:1). Mecz był wyrównany, ale skuteczniejsi okazali się gospodarze. W Wiśle wyróżniała się pomoc i Reyman w ataku, który „dobrze prowadził skrzydła, ale sam grał mało i miękko”. Zawodzili łącznicy Wisły i jak słusznie pisano: „Spotkanie z Legją nie wypadło dla Wisły w chwili szczęśliwej. Mistrz Ligi stracił w ostatnich walkach dwu swych czołowych łączników Ketza i Czulaka, a kiedy przyszło sięgnąć do rezerw, okazało się, że gracze ci nie mają godnych siebie zastępców. Słowem – stara historia o słabych rezerwach naszych klubów czołowych powtórzyła się raz jeszcze”. „Akcje ofensywne „owej Wisły, która jak Liga Ligą zawsze przodowała pod względem bramek strzelonych, której ataki zawsze niosły w sobie niemal pewność bramki – tym razem były słabe, bez wyrazu, żadne”.Nie znajdując wsparcia u kolegów, Reyman sam próbował przebojów - bezskutecznie. Wisła, choć w ostatnich 20 minutach gry wprost „siedziała na połowie rywali”, nie zdołała zmienić wyniku meczu. Jeszcze przykrzejszą porażkę poniosła Wisła we Lwowie (22.10 0:4). „Wisła przegrała w tak wysokim stosunku głównie na skutek słabego opanowania nerwowego. Utraciwszy w pierwszych minutach gry bramkę, zdetonowała się zupełnie, zapominając o wszelkich zasadach taktyki”. Grała do tego niezwykle pechowo: „Kilka bomb Reymana z kilku kroków poszło w aut, lub w słupek”. Kotlarczyk nie potrafił nawet strzelić rzutu karnego. A kiedy w II. połowie zszedł z boiska jego kontuzjowany brat, szanse na wywiezienie ze Lwowa jakichś punktów zmalały do zera. Ambicja, zapał i poświęcenie graczy Czarnych triumfowały w tym spotkaniu.
Końcówka sezonu była fatalna dla Wisły. Rywale natomiast skrzętnie gromadzili punkty. Garbarze w 2 ostatnich meczach zdobyli 3 punkty, a Warta 4. Nic dziwnego, że Wisła spadła aż na 4 miejsce w lidze. Prowadziła Garbarnia (22 mecze i 29 punktów) przed ŁKS (23-29), Wartą (22-28) i Wisłą (22-27). Szanse na mistrzostwo były już tylko iluzoryczne, gdyż nawet w wypadku samych zwycięstw trzeba było liczyć na stratę punktów przez najgroźniejszego rywala, Garbarnię. Jakie by te szanse nie były najbliższy mecz z Wartą w Krakowie (10.11) trzeba było koniecznie wygrać. Poznaniacy przyjechali do Krakowa z jedną myślą - by nie przegrać tego meczu. Zagrali niezwykle defensywnie, ostro kryjąc czołowych graczy Wisły. W meczu tym atakowała od początku Wisła, ale grała nerwowo i nieskutecznie. Widoczny był brak szybkości i zwrotności ataku. To spowodowało, że grając niemal wyłącznie na połowie Warty „Czerwoni” nie potrafili strzelić gola. Warta kończyła więc rozgrywki ligowe z dorobkiem 31 punktów. Bezbramkowy remis w meczu Wisła-Warta był na rękę Garbarni, która gromadziła tyle samo punktów co Poznaniacy, ale miała jeszcze jeden mecz do rozegrania. Po raz pierwszy w lidze Wisła mogła się tylko przyglądać co zrobią rywale. „Czerwonym” pozostawał jeszcze jeden mecz do rozegrania z Polonią w Warszawie (17.11 4:3). Mecz z najstarszym warszawskim klubem mogli więc „Czerwoni” zagrać na luzie. Tak też się stało. Wisła zaprezentowała mistrzowską formę, a kibicom imponowała szczególnie krótka krakowska gra na własnej połowie, technika i rutyna „Czerwonych”. Gra była emocjonując i szybka, obfitowała też w sporą ilość goli, co musiało się podobać publiczności. Ostatnie trafienie dla Wisły zaliczył Reyman, choć głównym bohaterem tego meczu był Balcer (autor 3 goli). Nic dziwnego, że będąc pod wrażeniem gry skrzydłowego Wisły napisano: „Fenomenalna szybkość Balcera, poparta wagą 80-in kilo, wspaniałem opanowaniem ciała i gra, z której odrzucono wszystkie sztuczki i wykrętasy na korzyść bezpośredniego dążenia do celu, jest doprawdy imponująca”.


Garbarnia wykorzystała niepowtarzalną szansę i remisując z Pogonią 2:2 wyprzedziła o jeden punkt w tabeli Wartę. Wisła dzięki wygranej w Warszawie ostatecznie zajęła 3. miejsce. Nie był to może imponujący wynik, biorąc pod uwagę poprzednie lata triumfów. W wiślackim obozie przyjęto ten wynik jako porażkę. Tym bardziej, że wyprzedził Wisłę w tabeli lokalny rywal i to on odebrał jej mistrzowskie laury. Tak się przynajmniej wydawało. Bowiem losy mistrzowskiego tytułu rozstrzygnęły się nie na boisku ale przy zielonym stoliku. Otóż Warta oprotestowała przegrany przez nią mecz z Klubem Turystów 1:2. W barwach Łodzian miał bowiem wystąpić nieuprawniony zawodnik (Żurkowski). Protest został uwzględniony i tym samym Warta wzbogacona o 2 punkty wyprzedziła Garbarzy o jeden punkt w tabeli. Zakrawało to wszystko na skandal, gdyż gdyby Garbarze wiedzieli o tym w trakcie sezonu na pewno tak łatwo nie potracili by punktów w meczach z Ruchem (0:1) czy Pogonią (2:2). Decyzja jednak okazała się nieodwołalna i tytuł mistrzowski pojechał do Poznania.

Podsumowanie sezonu


Dla Reymana podobnie jak i Wisły sezon ten wydawał się niezbyt udany. Stracił bowiem miano najlepszego strzelca w lidze. Z dorobkiem 16-17 bramek nadal jednak należał do czołowych napastników i gdyby nie absencja w 5 meczach ligowych pewnie znacznie poprawił by ten rezultat. Nadal doceniano jego instynkt strzelecki i S. Mielech po sezonie pisał: „H. Reyman po złożeniu, jeżeli są tylko centry lub auty wolne, powiększa sobie rekord goli. Słabsza forma Adamka i brak łączników są przyczyną jego gorszych wyników, gdyż mimo pewnej powolności zawsze jest groźnym”. Właśnie tu leżała przyczyna słabszej dyspozycji całego ataku Wisły w tym sezonie. Mimo to nadal ta formacja należała do najlepszych w lidze i obok Garbarni to właśnie Wisła strzeliła najwięcej bramek w lidze. A nie było to już takie łatwe jak w latach poprzednich, gdyż poziom drużyn ligowych wyraźnie się wyrównywał. Wyniki dwucyfrowe należały już zdecydowanie do rzadkości. Patrząc na samą statystykę strzelonych i straconych bramek (62:46) można raczej sądzić, że o słabszym wyniku Wisły w 1929 r. zadecydował gorsza gra obronna całego zespołu. Bowiem aż 5 zespołów w lidze straciło mniej goli od Wisły. Do tego dochodził brak wartościowych zmienników. Wisła, która słynęła od lat z dobrych rezerw, w tym roku nie potrafiła wypromować ani jednego perspektywicznego talentu piłkarskiego. Dlatego musiała opierać swą grę na graczach, którzy lata swej świetności mieli już za sobą i przymierzali się do zakończenia kariery piłkarskiej. Jeśli do tego dochodziła nienajlepsza dyspozycja dotychczasowych kluczowych zawodników (jak choćby Adamka) gra Wisły traciła sporo ze swej wartości. „Czerwoni” nadal należeli do czołówki ligowej, ale dopływ świeżej krwi był bardzo potrzebny. Wisła należała do zespołów najchętniej oglądanych w meczach wyjazdowych. U siebie najwięcej kibiców gromadziła nadal Cracovia.
Tak podsumował ten wiślacki sezon „Przegląd Sportowy” piórem J. Grabowskiego:
„Dwukrotny mistrz ligowy Polski , krakowska Wisła w roku 1929-ym nie potrafiła dokonać sztuki utrzymania, przy sobie tytułu po raz trzeci. Bezkonkurencyjna w roku 1927-ym kiedy to od wicemistrza Ligi IFC dzieliło Wisłę 4-y punkty, w roku 1928-ym zdobyła drużyna krakowska dwa punkty awansu przed Wartą już w najwyższym wysiłku, aby w trzecim roku rozgrywek ligowych załamać się na dobre.
Zresztą załamanie to nie przyszło z nagła, niespodziewanie. Kadry dwukrotnego mistrza Ligi kruszyli przeciwnicy wolno i systematycznie. Zły los uderzył w najsilniejszy punkt zespołu krakowskiego – w jego napad. Pierwszym wyłomem było złamanie nogi Adamkowi i jeszcze w roku 1928-ym na meczu z Legią w Warszawie. Od tego czasu znakomity prawoskrzydłowy Wisły stracił co najmniej 50 proc. swych wspaniałych cnót piłkarskich. Dalsze luki w szeregach ofensywy mistrza przyniosły tegoroczne walki, które wyeliminowały na dłuższy okres czasu dwu czołowych łączników Wisły – Kowalskiego i Czulaka.
Ubytek trzech graczy z pośród pięciu – rzecz prosta – musiał wpłynąć w sposób zasadniczy na fizjonomię i wyniki drużyny. Mecze mistrzowskie przestały już być dla zespołu krakowskiego zabawką, w której jednym problemem jest pytanie, w jakim stosunku zejdzie przeciwnik pokonany z pola.
Wraz z zaciętym, a coraz częściej zwycięskim oporem rywali, w psychice wiślaków zjawiła się automatycznie niepewność wyniku i w grę zaczęły wchodzić tak zgubne w sporcie w skutkach nerwy. Ów okres depresji zjawił się dopiero w drugiej rundzie rozgrywek, do której Wisła przystąpiła jeszcze w całym splendorze swych tytułów dwukrotnego mistrza z lat 1927 i 1928, oraz wiosennego mistrza roku1929-go.
Początek bowiem mistrzostw bynajmniej nie zapowiadał katastrofy. Po zwycięskim swym pierwszym meczu w dniu 31 marca z Warszawianką (4:2) i remisie z tak silnym wtedy ŁKS (2:2). Wisła miażdży kolejno Pogoń (4:2), Legię (2:0) i Garbarnię (5:2), aby stracić drugi punkt z kroczącymi wtedy od zwycięstwa do zwycięstwa Czarnymi (4:4) , a trzeci z niemniej silnym w tym okresie Ruchem (2:2). Mecz z Polonią (4:2), przynosi rzecz prosta, kolejne dwa punkty, jak również dwa końcowe mecze tej rundy z turystami (5:0) i IKP (2:1)
Dwie klęski w tej kolejce przynoszą Wiśle jedynie spotkania z Cracovią (1:3) i z Wartą (0:5). Dorobek z tego okresu walk, wyrażający się 7-iu zwycięstwach, 3-ch remisach i dwu tylko porażkach wystarcza, aby usadowić się na czele tabeli przed Wartą, Ł. K. S-em, Czarnymi, Cracovią i Garbarnia.
Historia drugiej rundy nie jest bynajmniej podobna do pierwszej. Tutaj już świetne zwycięstwa przeplatają się raz po raz z równie wielkimi klęskami, a wynik każdego meczu jest taką samą zagadką, jak u jakiejś Pogoni, Ruchu czy Warszawianki.
Po zwyciężeniu Ruchu 5:1 i trzytygodniowej pauzie. Wisła ulega na własnym boisku ŁKS-owi 1:4. Coprawda w tydzień potem krakowianie rewanżują się Turystom 3:0, ale wnet dalsze cztery punkty tracą z warszawianką (2:3) i Garbarnią (0:1). Ostatnim pięknym zrywem są trzy mecze z Pogonią 3:1, Cracovią 5:1 i IKP 4:2.
To jednak w decydującym finiszu, Wisła pozbawiona swych obu łączników, nie może sprostać swym przeciwnikom. Porażka 0:1 z Legią, niewytłumaczona klęska 0:4 z Czarnymi i remis 0:0 z Wartą, definitywnie pieczętują pozbawienie Wisły tytułu mistrzowskiego. Osłodę przynosi ostatni mecz sezonu z Polonią, wygrany nie tyle przez Wisłę, ile przez fenomenalnego wtedy Balcera 4:3. Końcowy efekt tej rundy, wyrażający się w sześciu zwycięstwach, jednym remisie i aż pięciu klęskach, daje możliwość wylądowania Wiśle dopiero na trzecim miejscu tabeli z 30-tu punktami i stosunkiem bramek 62:46.
Mimo tej formalnej degradacji, trzeba skonstatować, że Wisła jest ciągle czołowym zespołem ligowym i przedstawia typ drużyny, mogącej liczyć na wiele jeszcze pierwszorzędnych sukcesów.


Twarda w walce, dążąca do celu najprostszą drogą, ambitna ale opanowana, pełna spokoju wewnętrznego i rutyny meczowej, Wisła jest bodaj czy nie najbliższą syntetycznego ideału polskiej drużyny piłkarskiej. Fakt, że los zepchnął ją na trzecie miejsce, jest w równej mierze kwestią przypadku, jak choćby zdobycie mistrzostwa przez Wartę. Dziś bowiem posiadamy w Lidze pięć drużyn absolutnie godnych tytułu mistrza i to, że któraś z nich znalazła się na pierwszym, a nie na piątem miejscu, jest raczej konsekwencją drobnych pomyślnych okoliczności, niż zalet czysto sportowych drużyny. Co innego, że dziś nie może być zupełnie mowy o jakiejkolwiek hegemoni Wisły, która bez dopełnienia swych kadr młodszymi graczami, łatwo może spotkać tragiczny los Pogoni, z najwyższym wysiłkiem ocalałej od spadku do klasy A.
Reprezentacyjny skład dwukrotnego mistrza Polski, według ostatnich zestawień przedstawiałby się następująco: Kożmin; Pychowski, Skrynkowicz; Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Makowski; Adamek, Czulak, Reyman, Kowalski, Balcer.
Maksymilian Koźmin z pośród 24-ch walk swej drużyny tylko w dwu zastąpiony był przez Tadeusza Kilińskiego. Wysoki, spokojny i opanowany, reprezentacyjny bramkarz Wisły, jest typem gracza, który może zagrać na pięć lecz nigdy nie zejdzie poniżej trójki.
Obrońcy: Aleksander Pychowski i Emil Skrynkowicz nie mogą się, jak w latach ubiegłych, wykazać najmniejszą z pośród wszystkich drużyn ilością bramek straconych. Przeciwnie – ich bilans 46 piłek wyjętych z własnej bramki stawia Wisłę dopiero na szósty miejscu za Wartą, Legią, Cracovią, ŁKS i Garbarnią, a tuż przed Ruchem, mającym na swym koncie 47 bramek straconych. Para omawiana jest raczej syntezą jednego pełnowartościowego obrońcy. Pychowskiemu brak bowiem warunków fizycznych i biegowych Skrynkowicza, który znów nie może się wylegitymować talentem taktycznym i wielką intuicją, oraz rutyną Pychowskiego. Pychowski grał w r. ub. 23 razy, Skrynkowicz 19-cie, ponadto Makowski i Zasada po 2 razy, a Bajorek i Kotlarczyk II po razie.
Linia Pomocy: Józef Kotlarczyk, Jan Kotlarczyk, Bronisław Makowski jest niewątpliwie kamieniem węgielnym zespołu wiślaków. Oparta o dwu futbolistów z krwi i kości, braci Kotlarczyków, pomoc Wisły jest jedną z nielicznych, które w Polsce więcej uwagi poświęcają naporowi na bramkę przeciwnika, niż rozbijaniu ataków, skierowanych na swe tyły.
Jan Kotlarczyk bezkonkurencyjny środkowy pomocnik w Polsce, jest zarazem głównym motorem całej Wisły. Rasowy piłkarz nie boi się piłki, przeciwników i gorączki walki, działa z rozmysłem, w miarę szybko, a co najważniejsze – niezawodnie. Twardy w taklingu, nieomylny w podaniu. Kotlarczyk jest jednym z najtęższych piłkarzy, jakich dotychczas wydała nasza ziemia.
Jego brat Józef to talent nie mniej potężny, a może bardziej wszechstronny. Widać to choćby z użytkowania go w grach ligowych zarówno w napadzie, jak pomocy, czy nawet obronie. Świetny technik, nie posiada jeszcze rutyny i opanowania nerwowego starszego brata, co czyni grę Kotlarczyka II, mniej syntetyczną, a przez to również mniej optyczną.
Największą wadą Makowskiego jest nierówność jego gry. Raz niezastąpiony, za tydzień gra ledwo średnio lub wręcz słabo. Uzdolnienia jego i wiadomości skrystalizują się jednak niewątpliwie prędzej czy później i stworzą piłkarza o sylwetce widywanej nie tak znów często. Kotlarczyk Jan, mimo szeregu poważnych kontuzji, notowany jest w protokołach sędziowskich na wszystkich 24-ch grach. Makowski ma ich za sobą 19-cie. Kotlarczyk Józef 14-cie.ponadto w pomocy Wisły występował wielokrotnie Karol Bajorek, legitymujący się 15 grami, ale słabszy niepomiernie od swych kolegów reprezentacyjnych.
Napad Wisły: Józef Adamek, Stanisław Czulak, Henryk Reyman, Władysław Kowalski, Władysław Balcer, ani razu w ciągu trzech lat rozgrywek ligowych nie dał się zdystansować żadnej drużynie polskiej pod względem bramek strzelonych. Fakt ten służ ofensywie wiślaków za najlepszą legitymacje ich umiejętności i bojowości.
Ale.. jest jedno ..ale. Oto podczas gdy w r. 1927-ym Wisła zdystansowała drugą zkolei pod względem łupu bramkowego wartę o 19-cie goli, a w roku 1928-ym przewaga Wisły nad Legią wynosiła tych bramek 21 (!). Obecnie dorobek 62 goli wystarczył jedynie aby zrównać się w łupie bramkowym z Garbarnią a Cracovię zdystansować o 2 bramki.
Raz jeszcze zaznaczamy, że w bilansie tym, jak również nie zdobyciu przez Wisłę mistrzostwa, wiele należy położyć na karb kontuzji obu łączników. Z drugiej jednak strony musimy podkreślić , że drużyna ligowa i to drużyna mistrza, bez rezerw nie może liczyć na efekt końcowy w postaci zdobycia tytułu. W piłce nożnej jak na wojnie, wygrywa nie tylko ten, kto wystawi lepszą armię bojową, lecz ten który nie zapomni przytem i o odpowiedniej organizacji rezerw.
Niestety rezerw tych Wisła nam w r. ub. nie pokazała, gdyż operowała albo graczami z innych linii, jak pomocnikiem Kotlarczykiem, czy bramkarzem Ketzem, albo też wystawiała materiał zupełnie surowy i słaby.
Klasą dla siebie był w ofensywie wiślaków Balcer, gracz niemal że samowystarczalny i operujący skalą walorów fizycznych, stojących bodaj, że na skraju możliwości ludzkich. Kapelmistrz drużyny Reyman wobec b. słabego Adamka i tak często rezerwowych łączników czuł się często bardzo osamotniony i bezsilny wobec szybkości przeciwników. Występy Kowalskiego mimo dłuższej pauzy przyniosły mu pełny sukces i dowiodły jeszcze raz jak potężną role w piłce nożnej spełnia myślowe opanowanie jej arkanów.
Czulak najmniej może nadaje się do piątki ofensywnej Wisły, ze względu zarówno na nierówność swej gry, jak wielką nerwowość i niemożność przystosowania się do płaskich dolnych podań. Rekord gier w napadzie posiada Balcer, legitymujący się 22 meczami. Dalej idą: Reyman i Adamek po 19-cie, Czulak – 18-cie, Kowalski - 14-cie, Ketz – 9, Kotlarczyk II – 8, Reyman III i Lubowiecki po 3. Nowosielski i Stefaniak po 2, wreszcie Makowski z jedną.
Trzecia w tabeli zdobyła natomiast Wisła pierwszeństwo w grze fair. Oto ufundowana przez PKS nagroda za najbardziej dżentelmeńskie zachowanie się na boisku przypadła Wiśle, której miejsce to przyznali niemal jednocześnie zarówno sędziowie ligowi jak i ich protokoły, notujące na koncie drużyny krakowskiej jedynie cztery napomnienia”. „Wisła, drużyną dżentelmenów”, w rozgrywkach 1929 r. to było zbyt mało, by zadowolić rozbudzone ambicje graczy i kibiców „Białej Gwiazdy”...

Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej
„Przeglądu Sportowego”, „Stadionu”, „Ilustrowanego Kuriera codziennego”. Tekst oparto również na wydawnictwach jubileuszowych TS Wisła oraz książki S. Mielecha, Gole faule i ofsajdy.

Prasa o Wiśle

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1929

Ważniejsze wydarzenia

  • Honorowy protektorat gen. Rydza Śmigłego nad TS Wisła.
  • 5 maja miały miejsce pierwsze ligowe derby z Garbarnią, wygrane przez Wisłę 5:2.
  • Derbowe pojedynki z Cracovią na remis (w punktach), w bramkach jednak lepsza Wisła, która w rewanżu ponownie zaaplikowała Pasom 5 bramek (22.09).
  • 13 sierpnia - PSV Eindhoven - pierwszy holenderski przeciwnik „Białej Gwiazdy” - przegrywa w Krakowie 0:4.
  • Październik - przegrane w wyjazdowych meczach pozbawiają Wisłę szans na obronę mistrzowskiego tytułu.
  • 17 listopada - Wisła kończy rozgrywki na 3. miejscu.