Sezon 1930 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie i sparingi, Rezerwy Juniorzy
Turnieje
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Sezon 1930

Runda wiosenna


U progu nowego sezonu uważano, że „Wisła jest ciągle czołowym zespołem ligowym”. Oceniając grę poszczególnych piłkarzy uważano, że z takimi zawodnikami Wisła może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Tym bardziej, że udało się jej pozyskać niezwykle utalentowanego i do tego młodego napastnika Waleriana Kisielińskiego. Nie imponował on wprawdzie techniką, ale posiadał intuicję strzelecką. Do tego był graczem przebojowym i walecznym. Niespodziewanie cios na klub spadł ze strony władz miasta. Wisłę przed sezonem pozbawiono bowiem bieżni lekkoatletycznej. Taką decyzję wydał wiceprezydent Krakowa (Ostrowski). Tereny, na których znajdowały się obiekty sportowe TS Wisła, dzierżawiono od miasta. Wg planów urbanistycznych przez bieżnię miała przebiegać ulica. Strata dla Wisły i całego sportowego środowiska była ogromna, gdyż była to najbardziej reprezentacyjna bieżnia w Krakowie. Piłkarze Wisły tracili tym samym jeden z podstawowych obiektów sportowych służący im do treningów.
W meczach sparingowych przed rozpoczęciem sezonu Wisła wykazywała się sporą skutecznością. Wysokie wygrane z lokalnymi rywalami (Koroną 7:1 i Wawelem 9:1) wskazywały, że piłkarze „Czerwonych” wytrzymywali kondycyjnie trudy spotkań rozgrywanych na ośnieżonych boiskach. Stąd powszechnie uważano, że Wisła jest „przygotowana zupełnie do mistrzowskich gier”. Potwierdził to ostatni mecz towarzyski przed ligą. Tym razem rywalem był zespół z Mysłowic, a „Wisła, grając za wyjątkiem Balcera w pełnym składzie, wykazała przed najbliższą rozgrywką ligową znakomitą formę. To też przez cały czas krakowianie przebywali na połowie boiska Mysłowic... Wisła w tej rozgrywce wykazała zgranie i równorzędność całego zespołu, a na pierwszy plan wybijali się Reyman I i Kotlarczyk”.
Po tym meczu pisano, że „forma ataku, zwłaszcza Reymana, polepsza się z każdym meczem”. Zmieniała się jednak rola kapitana Wisły na boisku. Nadal pozostawał podporą swej drużyny i niezastąpionym kierownikiem ataku, ale funkcje skutecznych egzekutorów zaczęli przejmować od niego młodsi partnerzy. W pierwszym meczach ligowych 1930 r. był to Lubowiecki, a po przejściu do Wisły w kwietniu tego roku W. Kisieliński. Potwierdzały to pierwsze mecze Wisły w sezonie. W pierwszych czterech pojedynkach regularnie trafiał do siatki rywali Lubowiecki. Potem rolę najlepszego snajpera „Czerwonych” przejął Kisieliński.
Sezon w liczącej tym razem 12 zespołów lidze zaczął się dla Wisły pomyślnie. Pewna wygrana, choć osiągnięta po ciężkiej walce z Warszawianką (30.03 3:1) niewiele mówiła o formie „Czerwonych”, gdyż sympatyczni goście nie należeli do potentatów ligowych. Trzeba jednak nadmienić, że po pierwszych chaotycznych minutach gry w pierwszej połowie Wisła „ujęła inicjatywę w swe ręce” i szybko uzyskała prowadzenie (gol Lubowieckiego z podania Reymana). Goście szybko doprowadzili do wyrównania. Równie szybko je stracili. Po pauzie niespodziewanie to Warszawianka przeważała w tym spotkaniu i dopiero Reyman przypieczętował zwycięstwo w tym meczu w 85 minucie „znakomicie strzelonym rzutem wolnym, który przypominał jego dawne czasy”. W sumie Wisła, „mimo wielkiej przewagi technicznej, wobec braku zgrania w linii napadu, nie pokazała gry takiej, jakiej się po niej spodziewano”.
Prawdziwym sprawdzianem formy Wisły był następny mecz określany słusznie jako „walka dwu filarów ligi”. Pod Wawel zawitała bowiem poznańska Warta (13.04 1:1). Piękna, słoneczna pogoda i atrakcyjny rywal sprawiły, że na mecz przyszło kilka tysięcy widzów. Obie drużyny zagrały asekuracyjnie. Kontuzja Józefa Kotlarczyka, który przez kwadrans w I. połowie przebywał poza boiskiem dała gościom handicap, z którego skwapliwie skorzystali, prowadząc do przerwy jedną bramką. Po zmianie stron starali się już tylko utrzymać korzystny wynik. Stąd gra w ich wydaniu, polegająca na wzmocnionej defensywie i wykopach piłki na auty, nie mogła podobać się kibicom. Wisła parła do przodu w II. części gry, przeprowadzając „szereg pięknych ataków”, ale zbytnia hyperkombinacja jej ataku i nieskuteczność napastników sprawiły, że zdołała tylko wyrównać po golu Lubowieckiego.
Przy słabszej dyspozycji Reymana ciężar gry drużyny brała na siebie pomoc Wisły z niezawodnym Janem Kotlarczykiem. Tak był w kolejnym spotkaniu z równie jak Warta wymagającym przeciwnikiem. Tym razem Wisła udała się w gości do lokalnego rywala - Garbarni. „Moralny mistrz Polski” z ubiegłego sezonu, którego tylko zakulisowe machinacje przy zielonym stoliku pozbawiły należnego tytułu, rozpoczął mecz z Wisłą ze sporym respektem. Grał z kontry i ta taktyka przyniosła „brązowym” prowadzenie w 13’. W miarę upływu czasu sytuację na boisku opanowała Wisła. Z szeregu groźnych sytuacji wykorzystała tylko jedną do przerwy (Czulak). Po przerwie na boisku dominowała właściwie tylko jedna drużyna, a była nią Wisła. Dobra gra wszystkich formacji, szczególnie zazębiająca się współpraca pomocy i ataku, przyniosły wręcz oblężenie bramki Garbarni i pewne zwycięstwo 3:1 (20.04). Bohaterem meczu był Czulak (autor 2 bramek w tym meczu). „Silne zwarcie” najlepszych krakowskich i polskich drużyn przyniosło więc pewną wygraną „Czerwonym”.
Forma Wisły wyraźnie zwyżkowała. Na czele tabeli znajdowała się jednak Cracovia z kompletem punktów. Wisłę czekał teraz, jak się spodziewano, ciężki mecz w Łodzi z ŁKS (27.04). „Wisła w mistrzowskiej formie”, „świetne zwycięstwo Wisły w Łodzi” tego typu tytuły w zasadzie mówiły wszystko o tym spotkaniu. Wisła wygrała w Łodzi zaskakująco łatwo 2:0, a jej występ „pozostawił znakomite pod każdym względem wrażenie. Jej koncertowa gra była pełną rehabilitacją krakowskiej piłki nożnej po ostatniej porażce Garbarni”. Do tego zaprezentowała ładną dla oka grę, stojącą na wysokim poziomie technicznym. Co więce, w zespole brakowało słabych punktów: „Drużyna krakowska pokazała grę, stojącą na bardzo wysokim poziomie. Począwszy od bramkarza który mając parokrotnie pole do popisu zdumiewał swą brawurową obroną w groźnych nieraz chwilach a skończywszy na ataku wszystkie linje dopisały”.
Na czele tabeli znajdowały się więc krakowskie kluby. Cracovia po 4 meczach gromadziła komplet punktów. Przy czym pomógł jej w tym WGiD PZPN, przyznając walkower w przegranym meczu z Polonią. Sprawa ta odbiła się głośnym echem w prasie sportowej, gdyż podstawy formalne do takiej decyzji były wątpliwe. Walkower przyznano Psom z powodu wystepów w barwach warszawskiego klubu 2 zawodników. Zgłoszeni zostali wprawdzie do gry, ale na piśmie klubowym brakowało daty, więc PZPN nie potwierdził tego zgłoszenia. Polonia odwoływała się od decyzji WGiD, ale przegrała głosowanie w tej instancji stosunkiem głosów 9:7. W „Przeglądzie Sportowym” skomentowano to dobitnie, że „decyzja ta powstała z ducha partyjnictwa klubowego i chęci szkodzenia konkurentowi”. Jak by nie było na koncie Cracovii znajdowało się 8 punktów, a Wisła traciła do rywalki 1 punkt. Niektóre zespoły dopiero rozpoczynały gry ligowe. I tak np. Pogoń rozegrała dopiero 2 spotkania gromadząc 3 punkty i teoretycznie miała szanse zrównać się punktami z Wisłą.
Właśnie z Wisłą przyszło się zmierzyć Lwowianom w następnym meczu (3.05). Było to 3. z rzędu wyjazdowe spotkanie „Czerwonych”. Mecz był dobrym widowiskiem. Więcej z gry miała w nim Wisła, ale jej gracze podeszli do rywala ze zbytnią nonszalancją. Pogoń zagrała skuteczniej i prowadziła nawet 2:0. W „40-tej min. Reyman wykorzystuje błąd tyłów przeciwnika i ładnym strzałem zdobywa punkt pierwszy”. Po przerwie wyrównał stan spotkania Kisieliński. Był to pierwszy gol w barwach Wisły najskuteczniejszego, jak się okaże w końcu sezonu, gracza „Czerwonych”. Charakterystyczny dla obrazu tego meczu był fakt, że Wisła grała w II. połowie w osłabieniu (po kontuzji Lubowieckiego). Mimo to przeważała do końca spotkania. Dzień później te same zespoły zmierzyły się jeszcze jeden raz ze sobą. Tym razem w meczu towarzyskim, który również zakończył się wynikiem remisowym 2:2 i co więcej autorami bramek dla Wisły byli ci sami gracze (z tym, że w odwrotnej kolejności). Chwalono Wisłę po tym spotkaniu, gdyż „pokazała ładną dla oka grą, aczkolwiek mało skuteczną” . Sam zaś mecz był okazją do przetestowanie nowych ustawień zawodników na boisku.

Ponieważ Cracovia pokonała Warszawiankę 3:1 zyskiwała nad Wisłą przewagę 2 punktów. Teraz krakowskim klubom przyszło się zmierzyć z zespołami warszawskimi. Cracovia niespodziewanie przegrała 2:3 z Legią. Wisła nie zaprzepaściła szansy i wykorzystała potknięcie rywala. W Warszawie pokonała Polonię 4:3 (11.05). Sam mecz nie był wielkim widowiskiem i, jak pisano, „piłka wędrowała po boisku jak pijana, odbierał ją z zasady nie adresat, a najczęściej gościła za linią autu”. Wisła wygrała spotkanie równą grą wszystkich formacji. Polonia, grając chaotycznie, nie potrafiła dorównać „Czerwonym”. Mecz w zasadzie rozstrzygnął się w ciągu 3 minut po przerwie (między 49 a 52 minutą gry). Wisła przegrywając 1:2 potrafiła strzelić gospodarzom 3 gole. Drugi gol w tej serii był autorstwa Reymana („18-metrowy szczur”). Co cieszyło obserwatorów: „Reyman powoli dochodzi do dyspozycji strzałowej, którą w pewnej mierze rozporządza i Kisieliński”.
Potwierdził to w następnym pojedynku ligowym z ŁTSG (25.05 1:0). Łodzianie nastawieni na grę destrukcyjną nie ułatwiali zadania Wiśle. Jedyny gol meczu padł w dość przypadkowych okolicznościach: piłka wybijana przez łódzkiego obrońcę trafiła w Reymana i wpadła do siatki. Obserwatorzy tego meczu byli zgodni co do tego, że zwycięstwo zawdzięczali „Czerwoni” przytomności Reymana w ataku i dobrej dyspozycji Koźmina w bramce, który obronił rzut karny. Zauważano również, że „ex mistrz znajduje się obecnie w słabej formie”.
Po zwycięstwie Cracovii nad Pogonią oba krakowskie kluby przewodziły pewnie w ligowej tabeli z 12 punktami w 7 meczach. Dobra forma graczy Wisły zaowocowała powołaniami do reprezentacji Krakowa na prestiżowe spotkania z Wiedniem (1:6) i Zagrzebiem (5:1). Zespół krakowski oparty był głównie na graczach Wisły, gdyż Garbarze grali w tym samym czasie w lidze z Wartą.


Najlepsze drużyny w lidze były zarazem najlepszymi krakowskim zespołami. Nic dziwnego, że mecz derbowy do jakiego miało dojść w następnej kolejce był wydarzeniem tej rundy spotkań (8.06). Bilety wyprzedano już na 2 dni przed meczem. Pierwsze minuty spotkania należały zdecydowanie do Wisły. „Specjalnie początek zawodów (Reyman, Kisieliński) zdawał się być zapowiedzią powrotu ataku do jego najlepszej formy”. Cóż z tego skoro na prowadzenie wyszła Cracovia. Gra stała się teraz żywa. Ostre tempo meczu i zmienne ataki podobały się kibicom. W końcówce I. połowy szczęście uśmiechnęło się ponownie do Cracovii, która w zamieszaniu podbramkowym podwyższyła wynik na 2:0. Po przerwie atakowała zawzięcie Wisła (m.in. strzały Czulaka i Reymana pewnie bronił Otfinowski). Przyniosło to bramkę kontaktową Kowalskiego. Wisła atakowała do końca meczu. Cracovia obroniła jednak wynik, wybijając piłki na auty i cofając się całą drużyną pod swoją bramkę. Prestiżowy pojedynek rozstrzygnęła więc na swoją korzyść Cracovia, co dało jej samotne przodownictwo w tabeli.
Parotygodniowa przerwa w rozgrywkach miała posłużyć dobremu przygotowaniu się polskiej reprezentacji do rewanżowego meczu z Austriakami w ramach rozgrywek o Puchar Amatorów Europy Środkowej. Mecz ten w zasadzie miał rozstrzygnąć komu przypadnie zwycięstwo w tym turnieju. Dlatego przed rewanżem z Austrią kapitan związkowy Loth ponownie sięgnął po Reymana i graczy Wisły (w sumie zagrało ich 4), którzy udowodnił już w Grazu, że potrafią poprowadzić drużynę narodową do zwycięstw. Tak też było i tym razem. Właśnie Reyman otworzył worek z bramkami w tym meczu i był motorem poczynań polskiej reprezentacji, co też dało nam pewne i zasłużone zwycięstwo 3:1 i w końcowym efekcie zwycięstwo w całych rozgrywkach.


Po przygodzie reprezentacyjnej przyszła pora na codzienny chleb ligowy. Rywalem Wisły miał być teraz zespół Ruchu. Ślązacy w przeciwieństwie do lat poprzednich nie byli już chłopcem do bicia w polskiej lidze. Co więcej, od paru miesięcy nie przegrali meczu. Do Krakowa przyjechali po zwycięstwo, ale grali stanowczo zbyt ostro, co stało się przyczyną kontuzji Koźmina i Kotlarczyka. Wisła zagrała ten mecz hyperkombinacyjnie i dość wolno. Nic dziwnego, że pierwszą bramkę meczu zdobył Ruch. Wisła wyrównała dość szybko po strzale Czulaka. Po przerwie swoje trafienia dołożyli jeszcze Kisieliński (2) i Reyman „ugruntowując zwycięstwo pięknym strzałem”. Tym sposobem Wisła zasłużenie wygrała 4:2, a „zwycięstwo Wisły było zupełnie zasłużone. Przewaga w linii pomocy w której znów świetnie grał Kotlarczyk I i wysoka klasa Pychowskiego uzasadniały w zupełności zdobycie dalszych 2 punktów”.
Dzięki przegranej Cracovii z Wartą Wisła gromadziła tyle samo punktów (14) co biało-czerwoni i prowadziła w tabeli po 9 meczach. O jeden punkt mniej miała Warta. Czwarta Legia z 10 punktami w 6 meczach miała nawet szanse na objęcie przodownictwa w wypadku wygrania zaległych spotkań. Dlatego najbliższy mecz Wisły z Legią (6.07) nabierał dużej wagi dla obu zespołów. Nic dziwnego, że na boisku toczyła się twarda walka. Do tego sędzia wyraźnie nie panował nad zawodnikami: „Już dawno boiska warszawskie nie oglądały walki tak zażartej i, niestety, wykraczającej często poza ramy przepisów i obowiązującego dżentelmeństwa boiskowego, jak ostatni mecz Legji z Wisłą. Stawka o jaką zawody o te się toczyły - torowanie drogi do zdobycia tytułu mistrza wiosennego Ligi, a tem samem i do ewentualnego odebrania berła mistrzowskiego z rąk Warty, sprawiła, że gra niedzielna wyszła daleko poza ramy popieranej przez nas męskości, ofiarności i ostrości i wkroczyła na tory z których najłatwiej wyjechać jest do... szpitala”.
Bohaterem spotkania był wiatr, którego „porywiste podmuchy psuły szyki najlepszym nawet technikom, rwały ciągłość akcji na strzępy i procent przypadkowości wyolbrzymiały wprost nieprawdopodobnie”. Bramki strzelali tylko ci co grali z wiatrem. Do przerwy Wisła, a po przerwie Legia. Stąd I. połowa należała zdecydowanie do Wisły, która większość czasu spędzała na połowie gospodarzy. Efektem tej przewagi były 2 gole Kisielińskiego. Po przerwie Legia wykorzystała sprzyjające warunki pogodowe. Do tego grała ostro, a ofiarami tej gra stali się Koźmin i Balcer, zmuszeni do opuszczenia boiska wskutek kontuzji. W końcówce meczu to samo spotyka jeszcze Czulaka i Kisielińskiego. W efekcie osamotniony w ataku Reyman i towarzyszący mu Stefaniuk nie mogli wiele zdziałać. Łukiewicz, zastępujący Koźmina, grał niepewnie i puścił nawet bramkę strzeloną niemal z połowy boiska. W sumie Legia okazała się drużyną skuteczniejszą i strzeliła Wiśle 3 gole. Punkty zostały więc w Warszawie, a Wisła spadła na trzecie miejsce w tabeli za Cracovią (11 gier 18 punktów) i Wartą (11-15). Większą stratą okazał się brak kilku czołowych zawodników Wisły w następnym meczu z Czarnymi. Bez Koźmina, Makowskiego, leczącego od dłuższego czasu kontuzję Adamka i Balcera Wisła nie była w stanie sprostać gospodarzom i przegrała 2:4 (13.07). Słabsza dyspozycja dotychczasowych podpór Wisły Kotlarczyków i Reymana do przerwy (0:2) była przyczyną porażki.. W II połowie „Czerwoni” chcieli jednak odrobić straty i emocji w tej części gry nie brakowało. Kiedy brat Henryka Jan Reyman strzelił trzecią bramkę dla Lwowian, a w kilka minut potem Czarni objęli prowadzenie 4:0, zapowiadało się na pogrom. Wisła zagrała jednak ambitnie do końca. Jej ataki przyniosły jednak tylko dwa celne trafienia Kisielińskiego. W sumie osłabiona Wisła w tym meczu „robiła wrażenie zespołu przemęczonego, nie zdolnego do walki o piłkę i niewykazującego żadnej ofiarności i ambicji”.

Runda rewanżowa

Na półmetku ligi zajmowała więc dopiero 4. miejsce w tabeli, tracąc 4 punkty do prowadzącej Cracovii. Tym razem „Czerwoni” mogli trochę odpocząć, gdyż przerwa w rozgrywkach trwała 3 tygodnie. Pozwoliło to Wiśle nieco wylizać rany. Do bramki po kontuzji wrócił Koźmin - a na prawe skrzydło Adamek. Przed meczem z Ruchem (3.08) brakowało jednak w składzie Balcera. Atak „Czerwonych” nie mógł więc znowu wystąpić w optymalnym składzie. Wisła, mimo braków kadrowych, pokazała, że ma spore rezerwy. Zaprezentowała na boisku 1.FC grę „godną oklasku”. Ruch bronił się do przerwy zażarcie. Po przerwie Wisła górowała zdecydowanie „w technice, jak taktyce gry a również w starcie i w szybkości owładnęli całkowicie boiskiem i tylko pech w strzałach prześladujący napastników „Czerwonych”, nie pozwolił im w należyty sposób uwidocznić swej supremacji”. 4:0 miało jednak swoją wymowę.
Dotrzymywała kroku Wiśle Cracovia, wygrywając z ŁTSG (5:0). Legia przegrała z Garbarnią (2:3). Dzięki temu Wisła zbliżyła się do warszawskiego klubu na jeden punkt (12 gier - 16 punktów). W następnym meczu Wisła znowu wystąpiła bez swoich etatowych skrzydłowych i z tego powodu „gra musiała ucierpieć”. Widać to było w grze ataku „Czerwonych” w meczu z ŁKS w Krakowie (10.08 1:0). Do tego śliska po deszczu murawa nie sprzyjała składnej grze. Mimo to Wisła wygrała zasłużenie, choć w najskromniejszych rozmiarach. Rozstrzygająca o wyniku bramka padła w II. połowie meczu: w 7' „szybki atak Wisły, piłkę podaje Reyman Kisielińskiemu, który błyskawicznie strzela w róg”.
Po tym zwycięstwie Wisła zajmowała drugie miejsce w tabeli. Jednak dystans dzielący ją od Cracovii się nie zmniejszał, gdyż Pasy pokonały pewnie Warszawiankę 3:0 i po 13 kolejkach gromadziły 22 punkty (o 4 więcej niż Wisła). Następny mecz przyszło Wiśle rozegrać z dobrze spisującą się w ostatnich meczach Polonią (31.08 2:2). Mecz rozstrzygnął się w I. połowie. Wisła rozegrała dobre spotkanie, a że goście dostroili się do jej poziomu gry, kibice nie mogli narzekać na brak emocji w tym meczu. „Czerwoni” prowadzili po 20 minutach 2:0 i wydawało się, że pewnie pokonają gości. Tym bardziej, że byli „stroną górującą i pracującą znacznie lepiej pod bramką”. Drugą bramkę dla Wisły strzelił Reyman „ostro szpicem, znów w lewy róg”. Wystarczyły jednak dwie minuty nieuwagi, by Polonia doprowadziła do remisu. Co więcej, miała jeszcze w I połowie znakomitą szansę na prowadzenie, ale nie wykorzystała rzutu karnego. Po przerwie obie drużyny miały jeszcze sporo okazji do zmiany wyniku, ale bramki w tym meczu już nie padły. Cracovia przegrała i ten remis pozwolił Wiśle na zbliżenie się do rywalki na trzy punkty. Tyle samo punktów co Wisła gromadziła Warta, mając o jeden rozegrany mecz mniej.
W następnym pojedynku „Czerwoni” podejmowali lokalnego rywala Garbarnię. W meczu tym Wisła była tylko tłem dla rewelacyjnie spisujących się Garbarzy i zagrała w tym dniu fatalnie praktycznie w każdej formacji. Być może wpływ na jej dyspozycję miała absencja w tym meczu Skrynkowicza. Faktem jest, że Wisła została rozgromiona na własnym stadionie aż 1:6. Tylu bramkę „Czerwoni” nie stracili do tej pory w żadnym z dotychczas rozegranych spotkań ligowych. Nic dziwnego, że ten wynik przyjęto w kraju z pewnym niedowierzaniem. „IKC” pisał po tym meczu, że „znana ze swej twardości i zaciętości drużyna Wisły, która na własnym boisku nie tak łatwo uginała czoła przed najsilniejszym nawet przeciwnikiem, uległa w tak wysokim stopniu grającej z najwyższą ambicją i ofiarnością Garbarni”. Co więcej po utracie 3. gola „Czerwonym” najwyraźniej odeszła ochota do gry. W „Przeglądzie Sportowym” nie znalazł się nawet cień relacji z tego meczu. Przyczyną był konflikt między TS Wisła a tą gazetą, która pozostawała niemalże monopolistą na rynku prasy sportowej w tym czasie. Wisła odmawiała korespondentowi „Przeglądu Sportowego” Rosenstockowi biletu wstępu na mecze „Czerwonych” od dłuższego czasu. Oskarżała bowiem tę gazetę o stronniczość. Kiedy jednak Kopeć i Kornaś odmówili prawa fotografowania meczu Wisły pracownikowi „Przeglądu Sportowego” p. Peryemu reakcja gazety była zdecydowana. Postanowiono ni mniej ni więcej tylko nie dawać sprawozdań z meczów Wisły na jej boisku. Jak pisano w „Przeglądzie Sportowym” przy okazji braku relacji z meczu Wisły z Garbarnią uczyniono to z żalem ze względu na świetną grę „Czerwonych”, „wspaniały duch walki lojalnej i dżentelmeńskiej Reymana, któremu tyle mamy do zawdzięczenia w meczach międzypaństwowych z Austrią w Gracu i Krakowie”, szacunek dla klubu i jego poziomu gry. Tak pisano oficjalnie. Nieoficjalnie wiadomo było, że za tak drastycznymi decyzjami stał konflikt między kierownikiem sekcji piłki nożnej Wisły A. Obrubańskim a PZPN i Rosenstockiem. Wynikał on z tego, że Obrubański w sposób zdecydowany krytykował na łamach Ikaca nieudolność związku, selekcjonerów polskiej reprezentacji, których działania powodują systematyczne obniżanie się poziomu polskiego piłkarstwa. W tej krytyce sporo było racji. „Przegląd Sportowy” był przez lata oficjalnie organem związku. Po przeniesieniu jego redakcji do Warszawy prezentował też „stołeczny” punkt widzenia i bronił władz PZPN. W efekcie cała sprawa nabierała charakteru „wojny prasowej” między Krakowem i Warszawą. Wojny, która zakończyła się dla Obrubańskiego ukaraniem go przez zarząd PZPN (30 października 1930). Za krytykę prasową, ni mniej ni więcej, zdyskwalifikowano go na 2 lata i zakazano mu w tym czasie „piastowania jakichkolwiek funkcji w piłkarstwie”. Ta skandaliczna decyzja wywołała burzę w prasie sportowej. W zasadzie broniła jej tylko prasa warszawska. Świadczyła też wymownie o stosunkach panujących wówczas we władzach PZPN. Mimo formalnego ukarania tajemnicą poliszynela był fakt, że Obrubański nadal pracował w Wiśle i zachował spory wpływ na ustalanie składu podstawowej jedenastki „Czerwonych”.
Zostawmy jednak na boku te zmagania działaczy a wróćmy do wydarzeń na boisku. Przegrana z Garbarnią zepchnęła Wisłę aż na 5. miejsce w tabeli. Po 15 kolejka prowadziła Cracovia z 23 punktami (po remisie z Legią 2:2). Wisła traciła do niej 4 punkty. Tym razem Legia przetestować miała umiejętności Wisły. Skromna, ale pewna wygrana 1:0 (14.09) pozwoliła utrzymać Wiśle dystans dzielący ją od Cracovii (ta pokonała później Garbarnię 3:2). Mecz ten był częściową rehabilitacją „Czerwonych” po laniu jakie otrzymali w Krakowie od Garbarzy. Mimo padającego deszczu, były to „zawody emocjonujące i trzymające widza w napięciu”. Co równie ważne, stały na wysokim poziomie i według obserwatorów, kto wie czy nie były najlepszym występem ligowym Wisły w tym sezonie. Wygrana z groźną Legią miała swą wymowę i z tego powodu, że „Czerwoni” wystąpili w tym spotkaniu w osłabionym składzie.


Strata 4 punktów do Cracovii stawiała Wisłę w trudnej sytuacji. Nie mogła sobie bowiem pozwolić na porażki jeśli myślała o odzyskaniu tytułu mistrzowskiego. I rzeczywiście „Czerwoni” pokazali w pozostałych 6 meczach swój charakter. Mecz z Legią zapoczątkował bowiem serię spotkań bez porażki Wisły, która trwała do końca sezonu. Wisła wyraźnie wracała do mistrzowskiej formy, a jej atak wreszcie zaczął występować w optymalnym zestawieniu z Adamkiem, Balcerem, Reymanem, Czulakiem i Kisielińskim. Pierwszą ofiarą „Czerwonych” stała się drużyna ŁTSG (21.09 4:1).
Wisła była zespołem o klasę lepszym i na wysokie zwycięstwo w zupełności zasłużyła. Miała ona dużą przewagę w polu i pod bramką przeciwnika, górowała nad gospodarzami technicznie i taktycznie”. Piękna gra drużyny krakowskiej” zaowocowała 4 bramkami, z których 2 strzelił powracający do dobrej dyspozycji strzeleckiej Reyman. On też „z jemu tylko właściwą energią i przytomnością umysłu kierował linią ataku”, wykorzystując jak dawniej lotne skrzydła i Kisielińskiego. Mecz z powodu dużej przewagi Wisły nie należał do zbyt ciekawych i wcale nie był łatwy. ŁTSG mimo całej serii porażek ligowych nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Zanosiło się nawet na niespodziankę, gdyż pierwsza akcja ŁTSG dała tej drużynie prowadzenie w tym meczu w pierwszej minucie gry (po strzale Herbstreicha). Potem już dominowała na boisku tylko jedna drużyna, dając popis gry szczególnie w II. połowie. Po pauzie „Czerwoni” nie odpuszczali rywalom dzięki czemu zawody „obfitowały w wiele ciekawych momentów”.
Sprawdzianem formy Wisły był następny mecz z liderującą Cracovią (5.10 1:0). Jeśli „Czerwoni” myśleli o dogonieniu rywalki musieli ten mecz wygrać. Stawka meczu dla obu drużyn była ogromna. Nic dziwnego, że na trybunach zjawiło się około 10.000 widzów, mimo pochmurnego i deszczowego dnia . Mecz potwierdził, że spotkały się najlepsze zespoły w Polsce. Był zacięty, ostry i wyrównany. Prowadzony do tego w szybkim tempie. O wyniku zadecydowała „lepsza strona kondycyjna i opanowanie nerwów” jednej z drużyn. Cracovia zagrała zbyt kombinacyjnie. Wisła „zagrała z większym spokojem i wykazała bardziej zrównoważoną grę”. Prostymi środkami dążyła do wygranej i „była drużyną więcej zwartą i jednolitą, zachowywała większy spokój i te walory wystarczyły do uzyskania bramki”. Bramki jak się okazało jedynej i zwycięskiej. „W ataku Wisły spokojnie i celowo prowadzonym przez Reymana, najenergiczniejszy okazał się Kisieliński”. On to właśnie strzelił tego jakże ważnego gola już w 14 minucie gry.
Dzięki tej wygranej Wisła zrównała się z Cracovią punktami, ale miała o jeden rozegrany mecz więcej (18-25 punktów).
Po ciężkim boju z Cracovią mecz z Warszawianką okazał się dla Wisły spacerkiem (12.10 5:1). Wisła zagrała „równo we wszystkich formacjach”, a „Reyman zrobił swoje” skomentowano to spotkanie, w którym jedynie przez pierwszy kwadrans gospodarze starali się uzyskać przewagę na boisku. Potem „Wisła przejęła całkowitą inicjatywę, a drużyna Warszawianki prawie nie istniała na boisku. Świetna taktycznie, technicznie gra Wisły zaowocowała 5 bramkami. Reyman I, któremu niezbyt szybkie tempo gry dogadzało prowadził atak wzorowo. Na zmianę - to długiemi podaniami posyłał w bój skrzydła, to prostopadłemi podaniami wypuszczał łączników na przebój. Jego bramką strzelona z 25 m. była majstersztykiem”. Był to ostatni gol tego meczu. Wisłą dzięki temu zwycięstwu wyszła na prowadzenie w lidze (19-27 punktów). Cracovia traciła do „Czerwonych” 2 punkty, ale miała dwa mecze w zapasie więcej. Co szczególnie ważne, odwołanie Polonii za przyznany walkower Cracovii zostało odrzucone przez WGiD PZPN, który podtrzymał wcześniejszą decyzję WGiD Ligi. Decyzja ta była dość kontrowersyjna, ale dawała ostatecznie jakże ważne punkty krakowskiemu klubowi. Punkty, które okazały się w ostateczności na wagę mistrzowskiego tytułu. Na razie jednak wszystko było jeszcze możliwe i szanse na tytuł poza klubami krakowskimi miała jeszcze Warta.
Następna kolejka przyniosła sporo niespodzianek: przegraną Cracovii z Ruchem (0:1) i remis Warty z Garbarnią. Wisła stanęła przed szansą odskoczenia od głównych rywali. Mecz z Czarnymi, choć był popisem strzeleckim Reymana (hat trick) zakończył się jednak niespodziewanie remisem 5:5 (19.10). Remisem brzemiennym w skutki, gdyż Cracovia odrabiając zaległości ligowe zainkasowała komplet punktów w meczach z Polonią (3:2) i Pogonią (3:0). Na ile wpływ na postawę „Czerwonych” miały zawirowania wokół osoby kierownika sekcji Obrubańskiego trudno zdecydowanie odpowiedzieć, choć może bez ryzyka powiedzieć, że nie wpływały mobilizująca na ich grę. Mimo to spotkanie to było jednym z ładniejszych jakie rozegrano do tej pory w lidze w tym sezonie. Wisła już tradycyjnie miała pecha do Czarnych, a ci, jak to mieli już w zwyczaju, wykorzystywali prawie każdą sytuację do powiększania konta bramkowego. Mecz rozpoczął się od prowadzenia Czarnych (już w 1 minucie). Nie zraziło to „Czerwonych”, którzy „przeprowadzają szereg pięknych ataków”. Otwarta gra z obu stron, często zmieniające się sytuacje na boisku składały się na dobre widowisko, w którym szczęście było po stronie Lwowian - o czym świadczyło niewykorzystanie rzutu karnego przez Kisielińskiego. Tenże gracz zdołał jednak wyrównać chwilę potem (z podania Reymana). Jednak przy następnym rzucie karnym Kisielińskiego wyręczył już kapitan Wisły, co dało Wiśle remis 2:2. Do pauzy to jednak Czarni prowadzili 3:2. Po przerwie Wiślacy ostro wzięli się do roboty i po golach Reymana i Czulaka (z podania Reymana) prowadzili nawet 4:3. Spoczęli jednak na laurach, co pozwoliło gościom ponownie doprowadzić do remisu. Na pięć minut przed końcem meczu Reyman ponownie wziął ciężar gry na siebie i strzelił kolejną (już 3) bramkę w tym meczu. Błąd Koźmina w ostatnich minutach gry sprawił, że mecz ten zakończył się tylko remisem 5:5.
Wisłę czekał teraz trudny mecz wyjazdowy z mającą podobne do niej aspiracje Wartą (2.11). Cracovia z kolei miała się mierzyć z nienajwyżej notowanymi w lidze Czarnymi. Wisła niezrażona decyzjami PZPN dotyczącymi odsunięcia od pracy w klubie i polskiej piłce A. Obrubańskiego poradziła sobie pewnie w Poznaniu. Skromny wynik 1:0 nie odzwierciedlał przebiegu wydarzeń na boisku. Mecz ten, choć zacięty, przyniósł zasłużone zwycięstwo Wiśle, która szybko opanowała nerwy i dominowała na boisku - szczególnie w II. połowie. Pomoc Wisły zadecydowała o sukcesie, choć atak zagrał również dobrze, operując głównie skrzydłami, które na „gładkiej jak stół murawie, czuły się w swoim żywiole, zwłaszcza, że Reyman umiejętnie je w bój wysyłał”. Jedyny gol meczu padł w 70 minucie gry, kiedy to Adamek ograł obronę i zacentrował wprost na nogę Kisielińskiego. Ten nie zmarnował okazji. Warta po tej przegranej praktycznie została wyeliminowana z walki o tytuł.
Cracovia pokonała Czarnych skromnie 2:1, ale to dało jej fotel lidera i jeden punkt przewagi nad Wisłą. Do końca sezonu została tylko jedna kolejka gier. Cracovii wystarczał remis z ŁKS, by sięgnąć po pierwszy tytuł mistrza ligi. Miała lepszy od Wisły stosunek bramek i wypadku równej ilości punktów to ona wygrywała ligę. Ale grać miała na jakże gorącym łódzkim terenie, a do tej pory nigdy jeszcze nie wygrała w Łodzi. Wisła z kolei jechała do Lwowa, by zmierzyć się z Pogonią. Oba krakowskie kluby trafiały więc na wymagających rywali i wcale nie było powiedziane, że muszą w tych meczach zainkasować jakieś punkty.
We Lwowie Wisła odniosła jednak zasłużone zwycięstwo, a jej przewaga w całym meczu nie podlegała dyskusji (30.11 3:0). „Mimo pozornej równorzędności obu zespołów w polu, zwycięstwo Wisły nietylko było zasłużone, ale w żadnej fazie gry nie podlegało wątpliwości. Wprawdzie w tyłach drużyny znać było pewne przemęczenie po roku ciężkiej walki ligowej, posiadała ona jednak jeszcze tyle energii, aby utrzymać w szachu dobrego technicznie przeciwnika, jakim w tym dniu była Pogoń. Atak gospodarzy znajdował się przytem w dobrej dyspozycji strzałowej, zaś Koźmin w bramce był nie do pokonania”. Wisła „swą piękną grą nie zawiodła widzów, których uwaga od początku aż do samego końca meczu pochłonięta była niezliczonemi emocjonującemi sytuacjami podbramkowemi”. „Najlepiej wypadł stosunkowo atak Wisły, któremu Reyman znakomicie przewodził, wyzyskując świetnego obecnie Adamka. Trzecia bramka dla Wisły uzyskana z 25-metrowej bomby Reymana w róg, była majstersztykiem”. Wszystkie bramki padły w II. części gry, ale cały mecz w zasadzie przebiegał pod dyktando Wisły, choć do pauzy tempo nie było zbyt mocne. Po przerwie „Wisła wyszła na boisko z silnem postanowieniem zwycięstwa” i to postanowienie wprowadziła w czyn.
Cracovia jednak nie wypuściła okazji z rąk i po meczu zakończonym w atmosferze skandalu sięgnęła po tytuł mistrzowski. Wystarczy przypomnieć, że sędzia nie panował nad sytuacją, dochodziło do awantur i targów na boisku. Po wydaleniu z boiska jednego z graczy łódzkich publiczność wtargnęła na murawę, a mecz został przerwany na kilka minut. Kiedy mecz się już zakończył sędzia musiał opuszczać boisko pod osłoną policji. Ochroniło to p. Niedźwiedzia, ale nie graczy Cracovii, których wówczas opluto i poturbowano. Jak wspominał potem gracz Cracovii Mitusiński napastnicy byli dorośli i elegancko ubrani. Niedorostki rzucały szkłem, kamieniami i obelgami, „inteligencja” „ordynarnie biła pięściami i laskami, kopała i pluła”. Jednym z „bohaterów” okazał się złapany przez policję tamtejszy prezes Związku Inwalidów Wojennych w Łodzi. W efekcie tej pomeczowej napaści m.in. Lasota miał całą głowę oplutą, Otfinowski dostał pięścią w skroń, a Mitusiński kopniaka w krzyż.

Podsumowanie

W takich to okolicznościach zakończyły się rozgrywki ligowe. Cracovia z dorobkiem 33 punktów zajęła pierwsze miejsce w lidze. Wisła ustępowała jej tylko o jeden punkt. Biorąc pod uwagę kłopoty kadrowe „Czerwonych”, był to nadspodziewanie dobry wynik. W obozie wiślackim przyjęto go jednak jako porażkę, a to z tego powodu, że Wisłę wyprzedziła Cracovia. Nic dziwnego, że towarzyski mecz na zakończenie sezonu właśnie z Cracovią był okazją dla graczy Wisły by udowodnić urbi et orbi, że to oni są najlepszą drużyną piłkarską w Polsce. I to udowodnili wygrywając zasłużenie 2:1. Co ważniejsze mecz toczył się w uroczystej atmosferze, a gra prowadzona była fair z obu stron. Zwiastować to miało dobre stosunki między tymi klubami - co zapowiadał i realizował prezes Wisły Bieżeński.


Zdecydowanie o przebiegu tegorocznych rozgrywek zadecydowała środkowa część sezonu. Wtedy to Wisła pozbawiona kontuzjowanych Adamka i Balcera straciła najwięcej punktów, a jej atak wyraźnie stracił na wartości. Wyraźnie mówią o tym statystyki ligowe. Gdyby „Czerwoni” grali w całym sezonie tak, jak w pierwszych i ostatnich 7 spotkaniach sięgnęliby bezapelacyjnie po tytuł mistrzowski. Brak wartościowych zmienników pokazywał luki w najlepszej jeszcze niedawno drużynie w kraju. Na pewno sporym wzmocnieniem okazało się przybycie do drużyny W. Kisielińskiego, który po raz pierwszy w historii gier Wisły w lidze wyprzedził Reymana w statystykach najskuteczniejszych zawodników „Czerwonych”. Jego przybycie świadczyło jednak także o postępującej komercjalizacji polskiej piłki nożnej. Kisieliński był bowiem piłkarzem, dla którego gra w piłkę stanowiła główne źródło utrzymania. Oczywiście nieoficjalnie. Oficjalnie nadal bowiem wg Statutu celem PZPN było „popieranie sportu piłki nożnej w Polsce jako sportu amatorskiego przez:... przestrzeganie zachowywania w Polsce zasad przyjętych w międzynarodowym amatorskim sporcie piłki nożnej tak w sprawach organizacyjnych jak i technicznych”. Stąd narzucano przez związek wysokość oficjalnych diet wypłacanych zawodnikom za wyjazdy na mecze była stosunkowo niska. Na początku lat trzydziestych wynosiła „10 zł dziennie dla 13 osób”. W wypadku podróży dalej niż 150 km. bądź więcej jak 4 godziny pociągiem diety płacono podwójnie. Nieoficjalnie tajemnicą poliszynela było, że te kwoty bywały parokrotnie wyższe ale też wynagrodzenia piłkarzy zależały od osiąganych przez drużynę wyników. W bogatych klubach płacono bowiem sporo pod warunkiem, że się wygrywało spotkania. Tak to polska piłka przechodziła z etapu czystego amatorstwa do ukrytego półzawodowstwa. Właśnie Kisieliński należał do tych zawodników, którzy z takich dobrodziejstw już korzystali. Do tego jako osoba spoza Krakowa zaliczał się do osób nieidentyfikujących się już tak z klubem jak dawni gracze, dla których był on drugim domem. Kisieliński już przed wstąpieniem do Wisły zaliczył parę klubów śląskich, a po 2 latach gry z białą gwiazdą na piersi wdział biało-czerwoną koszulkę Cracovii, by na zakończenie kariery występować w barwach warszawskiej Polonii. Traktował jednak swoją profesję nadzwyczaj poważnie i pracodawcy byli z jego gry zwykle zadowoleni.


Wracając do oceny sportowych osiągnięć Wisły w kończącym się sezonie piłkarskim warto odnotować fakt, że Reyman obok Pychowskiego i Kotlarczyka należał do tych zawodników, którzy nie opuścili żadnego meczu ligowego w 1930 roku.. Dzięki Reymanowi atak Wisły (nawet poważnie osłabiony) nadal stanowił o sile zespołu. Świadczyła o tym statystyka zdobytych bramek, dająca Wiśle trzecie miejsce w lidze (po Legii i Polonii). Podobnie zresztą było z obroną „Czerwonych”, która jednak w końcówce sezonu została poważnie osłabiona nieobecnością Skrynkowicza. Trener Garbarni Franz Sedlatschek oceniając polską ligę twierdził, że o sile Wisły nadal decyduje pomoc (bracia Kotlarczykowie) i rutynowany Reyman. Podobnie oceniała jego grę prasa sportowa. J. Grabowski pisał jednoznacznie, że Reyman „jest w chwili obecnej jednym z najrozumniejszych i najbardziej rutynowanych kierowników napadu w Polsce. Gra ofensywna Wisły jest bez niego nie do pomyślenia”.
Jeśli chodzi o odmładzanie drużyny to na razie nadzieje spełniał tylko sprowadzony do klubu Kisieliński. Sołtysik, Łyko i Pachner nie potrafili wywalczyć sobie stałego miejsca w I. drużynie. Po prostu stara wiślacka gwardia okazywała się na razie nie do zastąpienia. W prasie sportowej oceniano siłę poszczególnych formacji zespołów ligowych. Jeśli chodzi o obronę to parę Pychowski-Kotlarczyk stawiano dopiero na II miejscu w lidze (za parą Legii i Cracovii). Niewątpliwie ze Skrynkowiczem w obronie ta formacja byłaby wyżej oceniana: „... Pychowski jest mistrzem taktyki. Mały, niepozorny, bardzo przeciętny technicznie krótkowidz, potrafi on dzięki swej "głowie" stale utrzymywać się w grupie czołowej naszych obrońców, a wrazie dobrej formy fizycznej -- walczyć z powodzeniem o miejsce w reprezentacji. Jeśliby próbować obrazowo przedstawić zdolności taktyczne Pychowskiego, to można zaryzykować twierdzenie, że w chwili niebezpieczeństwa znajduje się on zawsze tam, gdzieby chciał go widzieć zwolennik jego klubu”.
Z kolei pomoc Wisły nie miała konkurencji w lidze: „Wśród polskich środkowych pomocników klasą dla siebie jest od szeregu lat Kotlarczyk I z Wisły. Jego sposób przyjmowania piłki, umiejętność trzymania jej przy nodze, doskonały, ostry ale fair takling konkuruje z wspaniałą orjentacją boiskową i rzadką umiejętnością dostarczania piłki tam, gdzie właśnie należy ją lokować. Taksamo walory psychiczne Kotlarczyka I nie pozostawiają nic do życzenia. Uparty w walce, wytrzymały nerwowo, karny i lojalny, przedstawia on w sumie typ gracza, którego można zaprezentować najbardziej nawet wybrednej publiczności zagranicznej. Jedyną słabszą stroną Kotlarczyka jest jego kondycja fizyczna. Praca zawodowa nie pozwala na utrzymanie jej stale na wyżynach, to też czasami pod tym względem Kotlarczyk zawodzi”. Pomocnicy boczni to: Kotlarczyk II, który umiejętnie łączył defensywną grę z pójściem do przodu. Dobrze grał ciałem, podawał i współpracował z partnerami. Był poza tym graczem uniwersalnym i dobrze radził sobie także w obronie. W czołówce pomocników znajdowali się także Bajorek i Makowski.
Jeśli chodzi o grę napadu to znowu Wisła wyprzedzała rywali (Legię i Cracovię). Kierownik napadu był pozycją kluczową tej formacji i jak oceniał Grabowski: o ile pomocnik ma więcej miejsca do gry - to napastnik gra na centymetrach i uwija się jak „mucha w ukropie”, mając na karku graczy przeciwnych. Stąd musiał posiadać dobrą orientację, technikę, szybkość decyzji, być opanowanym i doświadczonym. U progu sezonu ceniono grę Nawrota na tej pozycji, choć przy końcu roku wyraźnie przyznawano pierwszeństwo Reymanowi: „najbardziej rutynowany i wysłużony obecnie środkowy napastnik w Polsce, rozpatrywany indywidualnie, nie może otrzymać punktacji, która należałaby mu się, gdyby traktować go specjalnie, jako kierownika napadu Wisły.
Brak sprężysytości i układ mięśniowy przystosowany raczej do wymagań środkowego pomocnika, utrudnia Reymanowi grę w napadzie w sposób rzucający się w oczy. To tez przy szybkich obrońca indywidualnie nie jest on graczem groźnym. Natomiast niebezpieczny, długi i ostry strzał, bardzo dobre wykorzystywanie w grze skrzydłowych, wybitne morale, a co najważniejsze wielki autorytet Reymana, będącego kierownikiem nietylko napadu, lecz i całej drużyny, sprawiają, że zaliczyć go należy do rzędu graczy naprawdę wysokowartościowych”.
Jako łącznika miał do pomocy Kisielińskiego (drugiego w klasyfikacji po Ciszewskim z Legii). Był „talentem nowo odkrytym, jeśli chodzi o teren ligowy. Wobec takiego Sperlinga, Reymana, Nawrota, Ciszewszkiego czy innych, jest on doprawdy... niemowlęciem. Mimo to, niespełna dwa lata działalności wystarczyły, aby w r. ub. Kisieliński przywdział koszulkę z białym orłem na piersi i zdobył jedyną naszą bramkę na pamiętnym meczu Czechosłowacja -- Polska w Pradze. Według nas Kisieliński posiada wszelkie warunki na idealnego łącznika. W miarę szybki, agresywny, bojowy, mocny, dość wytrzymały i ruchliwy, posiada naogół dużą dyspozycję strzałową. Chwilowo razi u niego ciągle jeszcze brak rutyny, często gubi się w akcjach i nie jest jeszcze wolny od nerwowych przyruchów, które mimo, że optycznie niby to przyspieszają akcję, w rzeczywistości są wolniejsze od zagrań gracza zupełnie opanowanego i zgóry wiedzącego co ma robić”. Czulak odstawał nieco od czołówki polskich łączników (krytykowano jego półgórne podania - trudne do odbioru przez partnerów).
Jeśli chodzi o skrzydłowych to najwyżej ceniono grę Balcera i Sperlinga. Balcer nadal imponował warunkami fizycznymi, szybkością. Do tego zachowywał się na boisku jak sportowiec dżentelmen. Z kolei, ajk pisano: „posiada w historji polskiej piłki nożnej już niejedną pięknie zapisaną kartę. Jego świetną karjerę przerwał niestety w r. 1929-ym fatalny wypadek złamania nogi na meczu z Legją. Od tego czasu świetny skrzydłowy nie mógł odnaleźć siebie w ciągu przeszło roku. Dopiero pod koniec ubiegłego sezonu cień dawnego Adamka począł nabierać rumieńców życia -- ciała, krwi i kości. Jego ostatnie mecze zeszłoroczne pozwalają przypuszczać, że w roku bieżącym stanie na wyżynach z lat ubiegłych ,a kto wie, czy nawet nie posunie się w swym rozwoju dalej. Walorami Adamka, przy dużo większej technice i opanowaniu myślowem gry, niż u Balcera, jest tak samo, jak u jego kolegi z lewego skrzydła, niebezpieczny strzał, nieprzeparty ciąg na bramkę i wielki animusz bojowy”.


Źródło: Paweł Pierzchała "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)", Kraków, 2006

cytaty pochodzą z ówczesnej prasy sportowej i codziennej
„Przeglądu Sportowego”, „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Tekst oparto również na wydawnictwach jubileuszowych TS Wisła, Podręczniku dla sędziów piłkarskich., Warszawa 1932 oraz książce S. Mielecha, Sportowe sprawy i sprawki.


Podsumowania prasowe

Ważniejsze wydarzenia

  • 30 marca, w pierwszym meczu sezonu, z Wisłą żegna się Jan Ketz: bramkarz, napastnik tenisista, piłkarz ręczny, któremu służba wojskowa uniemożliwiła rozwój sportowej kariery.
  • 10 sierpnia w barwach Wisły zadebiutował w lidze Antoni Łyko.
  • 7 września - Wisła doznaje na własnym boisku porażki z Garbarnią1:6, co pozbawiło Wisłę szans na tytuł mistrzowski.
  • Rok konfliktów Wisły z prasą i PZPN owocuje czasowym brakiem relacji z meczów „Białej Gwiazdy” w Przeglądzie Sportowym i 2-letnią dyskwalifikacją Adama Obrubańskiego. Po Obrubańskim funkcję kierownika drużyny przejmuje Czesław Delekta.
  • 30 listopada - Wisła została wicemistrzem Polski, tytuł zdobyła Cracovia.
  • 8 grudnia - w prestiżowym meczu o miano najlepszej krakowskiej drużyny Wisła pewnie pokonuje mistrzowską Cracovię 2:1.