Sezon 1932 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi, Turnieje,
Rezerwa, Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów

Spis treści

Sezon 1932

Turniej Zakopiański

Futbolowa wiosna

Przed nowym sezonem piłkarskim zelektryzowała krakowskich kibiców informacja, że w barwach Wisły może zabraknąć Henryka Reymana, który powoli już myślał o zakończeniu piłkarskiej kariery. Jednak pod wpływem władz klubowych i opinii publicznej zawiadomił kierownictwo sekcji, „iż rezygnuje na razie z prośby o zwolnienie” z klubu. Tak też się stało.
Charakterystyczne zresztą było to, że z Wisły systematycznie odchodziło starsze pokolenie piłkarzy, którzy decydowali o sile drużyny w latach ubiegłych. Mimo to „Czerwoni” nadal zaliczali się do faworytów rozgrywek ligowych. Zauważał to „Przegląd Sportowy” pisząc o ligowym dorobku Wisły: „tyle lat chlubnej działalności świadczy nie tylko o racjonalnem kierownictwie i dobrym treningu pierwszej drużyny, lecz – co jest o wiele ważniejsze – o wyrabianiu sobie kadr młodych talentów, które w odpowiednim czasie zmieniłyby starzejących się luminarzy pierwszego zespołu. Wszystkie te objawy prawdziwego zdrowia sekcji piłki nożnej w Wiśle można łatwo zaobserwować. Chociaż bowiem na pozór zdawałoby się, że skład 1-ej drużyny jest od lat ciągle ten sam, wystarczy przypomnieć sobie jak jeszcze niedawno znane nazwiska Kaczora, Wiśniewskiego, Krupy, Czulaka czy Kowalskiego, aby uświadomić sobie, że jednak zmiany te zachodzą jakkolwiek niezauważalnie, ale temniemniej stale. Rok bieżący był pod tym względem wyjątkowo ciężki. Ubył więc z jej szeregów nazawsze słynny obrońca ś. p. Skrynkowicz, pomału wycofuje się również ze stałego czynnego udziału długoletni kapitan drużyny i jej generalny dyrygent w boju kpt. Reyman oraz obrońca Pychowski. Próby z zamianą tych filarów graczami młodymi jakkolwiek przeprowadzone w czasie bodaj czy nie najgorętszych walk o punkty wypadły na ogół bardzo dobrze. Rzecz jasna – doświadczenia i rutyny boiskowej nie zastąpi największy zapał młodości i najlepiej przyswojona nawet teorja. A jeśli zespół pozbawiony swego trzonu ofensywnego potrafi opierać się skutecznie, a nawet zwyciężać najtęższych nawet przeciwników krajowych, to przecież mówi dostatecznie wiele o wartości narybku drużyny”.
Ten narybek wiślacki nie radził sobie jednak najlepiej w pierwszych meczach ligowych. Zresztą zwiastunem zmiennej formy Wiślaków były już wyniki przedligowych gier towarzyskich, w których zdarzały się Wiśle przykre porażki: np. z Naprzodem Lipiny 0:4 (14 marca). Dla odmiany w rywalizacji międzynarodowej z Bratislavią przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych zaprezentowali się więcej niż przyzwoicie (28 marca, 1:2), odnosząc niezasłużoną porażkę.


Zastępujący Reymana na środku ataku Artur i Obtułowicz nie potrafili jeszcze wziąć ciężaru gry na siebie i prezentować równej i wysokiej formy w każdym spotkaniu. Podobnie było z innymi wprowadzanymi do drużyny młodymi graczami. W zasadzie w każdej z formacji takich piłkarzy nie brakowało: w obronie stawiano na młodego Oleksika; w pomocy na Jezierskiego, a w ataku na Artura i Kisielińskiego. Stąd zasadne wydawało się pytanie zadawane przed sezonem przez sprawozdawcą „Przeglądu Sportowego”: „Czy Wisła zmontowana w ten sposób zdoła utrzymać swe czołowe stanowisko?.... W każdym razie lekko nie przyjdzie jej to z pewnością. Konkurencja doskonale zmontowanych i operujących graczami w pełni sił i rozkwitu Garbarni i Legji oraz tężejącej z roku na rok Pogoni, może łatwo sprawić, że drużyna krakowska po raz pierwszy w r. 1932-im zapozna się bliżej z klubami środka tabeli”.
Pierwsze ligowe mecze przegrane przez Wisłę (z Legią 0:1 i ŁKS 0:2) były słabymi występami całej zresztą drużyny. Już pierwszy pojedynek z faworyzowaną przed sezonem Legią dawał odpowiedź o dyspozycji futbolowej „czerwonych”. Jak pytano przed meczem w prasie: w szeregach Wisły wystąpili „starzy znajomi, nie jeden z nich nosił koszulkę z Białym Orłem. Obok nieznane twarze- terminatorzy kunsztu piłkarskiego. Czy dostosują się do poziomu swoich kolegów?”. Przegrana słaba gra, przede wszystkim ataku Wisły mówiła samo za siebie. Scenariusz wydarzeń boiskowych powtórzył się w meczu z ŁKS, w którym „ani jeden z nowicjuszów nie zdołał choć w części zastąpić starych rutyniarzy”.
Wisła znalazła się na ostatnim miejscu w tabeli, co było wydarzeniem bez precedensu w jej dotychczasowych występach ligowych. Wygrane towarzyskie derby z Cracovią (święcącą w tym roku swój jubileusz) zapowiadały lepszą formę Wisły (3 maja, 3:0). Jak pisano w „Przeglądzie Sportowym” „Wisła wygrała, owszem, zasłużenie. Była lepsza, w pierwszem rzędzie pod względem zespołowym, więcej miała z gry. W każdym razie atak funkcjonował sprawniej niż ostatnio. Powód – Reyman: wrócił stary tank czerwonych. I jakkolwiek daleko mu jeszcze do dawnej formy, to jednak znać już było „pańską rękę”.

Jeśli myślano, że powrót Reymana odmieni grę „Czerwonych” w lidze niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to się zawiedziono. W meczu z Pogonią (8 maja, 0:1) „Reyman był przed pauzą zupełnie dobry, po przerwie zabrakło mu jednak tchu”. Faktem było i to, że mecz toczony był w fatalnych warunkach atmosferycznych, przy padającym deszczu, a mimo to rutynowani Wiślacy kontrolowali grę. Mieli jednak wyraźnie pecha. Jedyną bramkę meczu stracili w kontrowersyjnych okolicznościach. W 29’ strzał Skowrońskiego złapał nakrywką Seylhuber. Sędzia jednak orzekł, że piłka przekroczyła linię bramkową. Wiślacy rozzłoszczeni atakowali z animuszem do końca pierwszej połowy, ale bez efektu bramkowego. Potem gra się wyrównała, choć „Wisła zdradzała wyczerpanie”. Ostatnie minuty należały znowu do Wisły, ale lwowska obrona grała bez zarzutu, nie dopuszczając do groźniejszych sytuacji.
Tym samym Wisła znowu schodziła z boiska pokonana i okupowała ostatnie miejsce w tabeli. Trzy porażki z rzędu w lidze - tak kiepskiej serii Wisła jeszcze nie miała. Teraz czekał ją mecz z zajmującą czołową lokatę w tabeli kolejną drużyną lwowską - Czarnymi. Tym razem grano w Krakowie i miało to swoje znaczenie (16 maja). „Czerwoni” nie rozegrali dobrego spotkania, prezentując się wyraźnie poniżej swoich możliwości. Wystarczyło to jednak na odniesienie skromnego zwycięstwa 1:0.
„Przesilenie zaobserwowane ostatnio w drużynie czerwonych nie doszło jeszcze do punktu przełomowego. Drużyna gra ciągle poniżej swej normalnej formy. Najlepszym graczem na boisku był Bajorek i w ogóle linja pomocy. Niestety brak skuteczności w ataku nie pozwala na uzyskanie rezultatów cyfrowych” pisano po meczu. Jedyna bramka meczu i pierwsza w tym sezonie padła dopiero w II połowie w 77’ gry: „Poród ten odbył się w gorących okolicznościach: Balcer po kombinacji z Nawarą wtłacza piłkę do bramki”. Goście protestowali potem, twierdząc, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Mecz ten został zresztą później i tak zweryfikowany przez WGiD jako walkower dla Wisły z powodu gry w barwach lwowian nieuprawnionego gracza.
Po tym meczu Wisła nadal okupowała ostatnie miejsce w tabeli. Na jej drugim krańcu znajdowała się Legia z kompletem 12 punktów. „Czerwoni” nie zmienili swej pozycji po następnej kolejce. Co więcej, w meczu z Wartą w Poznaniu (22 maja, 3:8) stracili aż 8 bramek. Tylu goli jeszcze żadna krajowa drużyna nie strzeliła Wiśle w całej jej historii. Do tego grały ze sobą drużyny zamykające ligową tabelę. Mecz został rozstrzygnięty już do przerwy. Przegrywając 0:5, w II połowie „Czerwoni” walczyli już tylko o honor. Od początku spotkania Wisła grała wolno i nieskutecznie. Jak napisano po meczu: „Warta nigdy nie słynęła wśród drużyn ligowych z szybkiego startu do piłki. Na niedzielnym meczu jednak wszyscy jej gracze byli szybsi od wszystkich graczy Wisły. Tak powolnej gry, jaką zademonstrowali goście krakowscy Poznań na meczach ligowych dotychczas nie widział. To też Warta musiała wyjść z boiska jako zdecydowany zwycięzca. W Wiśle zawodził każdy gracz z osobna i wszyscy razem tak, że aż przykro było patrzeć na tak słabą grę drużyny kroczącej niegdyś od zwycięstwa do zwycięstwa”.


Szansą na ratowanie prestiżu i podreperowanie konta punktowego był mecz z beniaminkiem z Siedlec (26 maja, 5:2). W tym spotkaniu „Wisła wykazała …pewną konsolidację i skrystalizowanie formy. Drużyna ta zaczyna się zespalać, akcje poszczególnych formacyj zazębiają się coraz bardziej. Uwidoczniło się to szczególnie w ataku”, który : „ przy końcu drugiej połowy opanował całkowicie boisko”. Odniosła też pewne i zasłużone zwycięstwo. Postawienie Artura jako łącznika przy Reymanie okazało się trafnym rozwiązaniem. „Reyman na centrze ataku był ośrodkiem ofensywy, rozdzielał umiejętnie piłkę, wykorzystując szczególnie ruchliwego Artura, który raz po raz zagrażał bramkarzowi przeciwnika”. Wisła atakowała od początku ostro. Szczególnie aktywny był Reyman, który sporo strzelał. Gol padł jednak dopiero w 29’ „po pięknym biegu Stefaniuka i górnej centrze Reyman zbiera piłkę z powietrza i płaskim rzutem lokuje ją w rogu siatki”. Gości stać było jedynie na krótkotrwały zryw, który dał im wyrównującego gola. Potem na boisku dominowała już tylko Wisła.
Następny mecz z zajmującą 3 pozycję w tabeli Cracovią miał zweryfikować formę „Czerwonych” (12 czerwca, 2:2). Faworyzowana przed meczem Cracovia pierwsza opanowała nerwy i po 11 minutach prowadziła 2:0. „Wisła nie załamuje się jednak. Atak kierowany przez niezmordowanego Reymana nie rezygnuje z walki. Biegi Balcera zagrażają coraz częściej świątyni Biało-czerwonych” i już w 20’ tenże gracz, mijając 2 piłkarzy Cracovii, strzelił obok bramkarza na 1:2. Gra się teraz wyrównała, choć obrona Wisły grała niezbyt pewnie. Po przerwie w miarę upływu czasu Cracovia traciła siły i Wisła przystąpiła do ataku. Losy meczu rozstrzygnęły się w 35’, kiedy to „Nawara otrzymawszy piłkę od Reymana przechodzi na lewą stronę i dolnym strzałem uzyskuje wyrównanie”. Do opisu tego meczu dodać należy dobrą grą Koźmina w bramce i osłabienie Wisły brakiem Jana Kotlarczyka (zastępował go na tej pozycji brat, ale nie potrafił pokierować grą tej formacji z równym kunsztem).
Dzięki temu zwycięstwu Wisła awansowała na 9. miejsce w tabeli. Teraz jednak czekał ją mecz z mistrzem Polski. W kolejnych krakowskich derbach Wisła potrafiła narzucić swój styl gry „Garbarzom” (19 czerwca, 2:1). Od początku meczu kibice obserwowali żywe tempo gry i obustronne ataki. Po długiej przerwie wystąpił w Wiśle ponownie brat Henryka Reymana- Jan. Zagrał w parze z Arturem, przez co zmianie uległ sposób gry Wisły w ataku na bardziej kombinacyjny. Jak napisano po meczu: „Cenne punkty zdobyte przez Wisłę w walce z mistrzem Ligi są chyba największym sukcesem tego zespołu w tegorocznej kampanii mistrzowskiej. W ciężkiej walce pierwszej połowy potrafiła Wisła przechylić szalę na swoją stronę, narzucając przeciwnikowi swe tempo, nie potrafiła jednak zdyskontować tej przewagi cyfrowo, w drugiej zaś połowie pomimo groźnych momentów przeciwnika potrafiła je umiejętnie odparować. Decyzja zapadła w ostatniej minucie” dzięki celnemu trafieniu Artura.
Teraz Wisła usadowiła się pewnie w środku tabeli ligowej, której przewodziła Legia z 14 punktami. Niespodziewanie jednak światek piłkarski w Polsce dotknęła kolejna afera, która zepchnęła na dalszy plan rozgrywki ligowe. Otóż Czarni zostali przez władze piłkarskie pozbawieni 9 zdobytych na boiskach punktów. Wszystko to za sprawą gry w barwach lwowskiej drużyny w pięciu ligowych meczach nieuprawnionego gracza. Był nim znany już wcześniej i karany za podobne przewinienie w 1929 r. za grę w Klubie Turystów Roman Żurkowski. Był to niewątpliwie uzdolniony piłkarz, który imponował skutecznością. Na początku tego sezonu przewodził nawet w klasyfikacji najlepszych strzelców. Miał jednak wyjątkowego pecha, stając się w przeciągu paru lat parokrotnie sprawcą piłkarskich afer o podobnym podłożu. W wypadku zatwierdzenia dyskwalifikacji mogło dojść do sporych przetasowań w tabeli ligowej. Wisła na tym niewiele zyskiwała, gdyż pokonała Czarnych w meczu ligowym. Zyskać mogły te kluby, które w meczach z lwowskim klubem straciły punkty. Tak było np. z Cracovią.
Nim władze piłkarskie zajęły się przypadkiem Żurkowskiego, liga rozegrała parę kolejek spotkań. W 9. meczu sezonu Wisła zmierzyła się z Polonią w Warszawie (29 czerwca, 1:0). Spotkanie to określono jako „mecz dymisjonowanych wielkości”. Mizerna gra byłych mistrzów, słaba technika i zanik bojowego ducha składały się wg sprawozdawcy „Przeglądu Sportowego” na „zmierzch i zachód” Wisły. Polonia dostosowała się do gry rywala, a nawet go przewyższała w słabej grze. Pisano złośliwie, że mecz był walką z przeszkadzającą graczom piłką. Krytykowano w zasadzie wszystkich po tym spotkaniu, w tym Reymana, który robił wrażenie „starego dżentelmena, który gra, aby nieco rozruszać swe kości i mięśnie”. Inne gazety nie były już tak bezwzględne w ocenie, np. Mielech napisał: „Polonia sama się pokonała, gdyż okazało się, iż pechowa próba Bułanowa odebrania piłki Reymanowi I zakończyła się ‘samobójczą bramką, która jednocześnie była jedyną bramką strzeloną na tych zawodach”, choć murowanych sytuacji do strzelenia bramek w tym meczu nie brakowało (Artur nawet strzelił prawidłowo bramkę, lecz sędzia jej nie uznał). Było to cenne zwycięstwo i dało Wiśle ósme miejsce w tabeli. Prowadziła w niej Cracovia z dorobkiem 16 punktów w 10 meczach.
„Czerwoni” zaczęli wreszcie odnosić zwycięstwa i skrzętnie gromadzić punkty. Nie były to może mecze stojące na najwyższym poziomie, a zwycięstwa przeważnie jednobramkowe, ale widać było poprawę gry zespołu. Widać ją było i w grach towarzyskich, a wymownym tego dowodem był remis z czołową wiedeńską drużyną Wackerem 3:3 (14 lipca).
Podobnie było w meczu ligowym z Ruchem (17 lipca, 1:1). Był to szybki i ciekawy mecz z obu stron. Wisła była częściej przy piłce, a jej akcje były „dla oka przyjemniejsze”, „ płynniejsze, toczyły się bardziej według ustalonych zasad geometrji piłkarskiej i dlatego tworzyły obraz zespołu jednolitego”. Bohaterem meczu był Artur, który zagrał tym razem koncertowo, wypracowując sytuacje kolegom. Jedyny gol dla „Czerwonych” padł w II połowie z rzutu karnego podyktowanego za faul na Balcerze. Pewnym wykonawcą jedenastki był Reyman.
Uwaga piłkarskiej opinii publicznej i tym razem zwrócona była w stronę władz PZPN, które 24 lipca usunęły ze statutu paragraf 32 dający lidze 34% głosów w PZPN w sprawach ją dotyczących. Traktowano to jako pierwszy krok do zlikwidowania ligi. Starzy działacze piłkarskiej centrali upokorzeni przez bunt ligowców w 1927 r. próbowali teraz brać odwet. „Przegląd Sportowy” pytał nawet, czy nad polską piłką nie wisi znowu groźba nowego rozłamu. W końcu lipca wyjaśniła się również sprawa Żurkowskiego. Odwołanie Czarnych Zarząd Ligi odrzucił i walkowery zostały potwierdzone.
W dniu, w którym zapadały w piłkarskiej centrali niepokojące postanowienia, Wisła rozgrywała nieopodal mecz ligowy z Warszawianką (24 lipca, 6:0). Po niespełna miesięcznej przerwie Wisła zaprezentowała się w Warszawie jako drużyna „energiczna, pełna myśli, rutyny i wiadomości technicznych” - jednym zdaniem - nie ta sama co w meczu z Polonią. Warszawianka odwrotnie, zagrała „nikczemnie” słabo. Gra Wisły była zarazem popisem jej napadu (Reymana III, Artura i Reymana I). „Reyman I jako dyrygent i ostoja moralna drużyny spełniał swoją rolę niemal w stu procentach: jego batutę znać było w większości akcyj. Jako gracz wypadł on słabiej”. Jednak to właśnie on otworzył worek z bramkami w tym meczu w 32’ gry, kiedy to po centrze Czulaka „skierował piłkę z wolnego wprost do siatki”. Do tego obsługiwał dokładnymi podaniami swego przyszłego następcę i wybijającego się gracza tego meczu, Artura. Dzięki temu asystował przy 5. i 6. bramce meczu, a Artur był autorem hat tricka i „doskonałym wykonawcą pomysłów taktycznych Reymana I”. Swoje 2 bramki dodał także najmłodszy z Reymanów - Jan. Szczególnie kuriozalna była jedna z nich, gdy bramkarz warszawski, wybijając piłkę spod własnej bramki, trafił Jana w plecy - odbita w ten sposób futbolówka wpadła do siatki.
Dzięki temu zwycięstwu Wisła awansowała na półmetku rozgrywek na piątą pozycję w tabeli z dorobkiem 12 punktów. Tabeli przewodziła Cracovia z 18 punktami. Druga Pogoń już w zasadzie rozpoczęła rundę rewanżową i w 12 meczach gromadziła 16 punktów. Te dwa punkty różnicy między prowadzącymi zespołami zawdzięczała Cracovia walkowerowi z meczu z Czarnymi.

Futbolowa „jesień”


Rundę rewanżową rozpoczynała Wisła od pojedynku z ŁKS (15 sierpnia, 2:1). Upał nie pozwalał w tym dniu na zbyt forsowne tempo gry. Mimo to Wisła wytrzymała trudy spotkania i jak pisano: „Wynik powyższy nie odzwierciedla przebiegu tego spotkania. Wisła prawie przez cały czas meczu miała przewagę i powinnaby wygrać w wyższym stosunku”, a jej gra „w każdem spotkaniu staje się coraz solidniejsza. Okres nerwowości zdaje się znikł bezpowrotnie, toteż akcje wykazują umiar i celowość”. Jako ciekawostkę można dodać, że mecz ten rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem z powodu niepojawienia się na murawie sędziego. Z tego też powodu spotkanie kończyło się w mroku.
W kolejnym meczu ligowym z Cracovią (4 września, 0:3) na środku napadu zastępował Henryka Reymana młodszy brat i było to kiepskie zastępstwo. Cracovia narzuciła swój gry i tym należy tłumaczyć przegraną. Do tego w tym dniu sędzia wyraźnie sprzyjał „Biało-czerwonym”.
W następnym pojedynku z Legią w Warszawie Henryk Reyman już zagrał (11 września, 3:2). Było to zrozumiałe, gdyż właśnie Warszawa była teraz miejscem jego stałego pobytu. Spotkanie rozpoczęło się od jednominutowej ciszy dla uczczenia pamięci tragicznie zmarłego w katastrofie samolotowej Żwirki. Mecz „był widowiskiem imponującym i prawdziwym popisem sztuki piłkarskiej”. Obie drużyny „były doskonale usposobione”, a szczególnie napad Wisły: funkcjonował on „doskonale co jest przedewszystkiem zasługą Reymana, który grał jak za dawnych czasów”. Szybka gra, wysoki poziom techniczny, rajdy skrzydłowych, gra fair – to cechowało spotkanie. Wisła zaimponowała warszawskim kibicom grą szczególnie w II połowie, kiedy to „poszedł od niej wiew starej klasy, reprezentowanej przez Reymanów, Kotlarczyków i Balcera”. Właśnie gra tego ostatniego zadecydowała ostatecznie o wyniku meczu. Trzeba dodać z kronikarskiego obowiązku, że w ostatniej minucie Legia nie wykorzystała rzutu karnego. Ciekawostką tego meczu był także fakt uznania przez sędziego bramki dla Legii strzelonej w boczną siatkę, ale na szczęście dla Wisły po konsultacji z sędzią bocznym decyzja ta została cofnięta.
Po tym meczu Wisła zajmowała szóste miejsce w tabeli. Po 14 meczach gromadziła 16 punktów. Pierwsza Cracovia rozegrała o trzy spotkania więcej i miała na swym koncie 25 punktów. Druga Pogoń po 15 meczach zebrała 21 punktów. Nierówna ilość rozegranych przez drużyny ligowe spotkań, będąca przekleństwem tych rozgrywek od początku ich istnienia, wyraźnie zaciemniała obraz tabeli.
Wydawało się, że „Czerwoni” doszli do dyspozycji, która pozwalała im w latach ubiegłych corocznie zajmować czołowe miejsca w lidze. Strata punktów na początku sezonu i skrzętne ich gromadzenie przez czołowe drużyny ligowe nie pozwalały jednak myśleć poważnie o dogonieniu rywali. Prezentowana forma w meczu z Legią dawała jednak nadzieje na zajęcie miejsca trzeciego. Tymczasem niespodziewanie w dwu następnych pojedynkach ligowych Wisła odniosła przykre i wysokie porażki. Najpierw z Ruchem na wyjeździe 0:5 (18 września). Przeważając technicznie nad rywalem Wisła źle rozłożyła siły, forsując zbyt ostre tempo w pierwszych minutach meczu, co odbiło się na kondycji i oddaniu pola w II połowie. Jak pisano: „Na tle doskonałych Ślązaków goście wypadli blado i na swoje dobro mogli zapisać jedynie rzeczywiście ładną grę techniczną. Na ogół cechowała krakowian miękka gra i absolutny brak wykończenia korzystnych nieraz sytuacji”. Od początku spotkania jej atak „prowadzony przez doświadczonego Reymana” stwarzał szereg niebezpiecznych sytuacji”. Do przerwy przegrywała jednak 0:1. Po przerwie gospodarze dobili „Czerwonych” w pierwszych 20 minutach gry i górowali nad krakowską drużyną wyraźnie. Równie przykra była porażka z Wartą w Krakowie (25 września, 0:3). Kibiców „Czerwonych” bardziej od utraty punktów martwił spadek formy całej drużyny: „Tak słabo grającej Wisły nie widzieliśmy jeszcze w tym sezonie” – pisał „Przegląd Sportowy”. Praktycznie żadna z wiślackich formacji nie zagrała dobrze. Nad spadkiem formy „Czerwonych” ubolewał „IKC” pisząc, że drużyna ta na taki los nie zasługuje, gdyż jest w niej „szereg jednostek wartościowych, którymi szczycić się może i reprezentacyjny zespół”. Same nazwiska jednak nie grają, a kiedy jeszcze (co było zaskakujące) zawodnikom brakło „ducha walki, a także treningu, wytrzymałości, a skutkiem tego i kondycji”, to efekty tej kombinacji musiały być opłakane.
„Czerwoni” tracili punkty na boisku, a Czarni jeszcze mieli nadzieję je odzyskać na nadzwyczajnym zjeździe PZPN. By taki wniosek w ogóle mógł być rozpatrywany potrzeba było poparcia 5 ligowych klubów. Czarni na razie uzyskali poparcie Pogoni i Legii.
10-dniowa przerwa trochę pomogła „Czerwonym”, w następnym meczu z Garbarnią (9 września, 2:2) osiągnęli bowiem remis i widać było pewną poprawę w ich grze. „W ataku należy podkreślić grę Kisielińskiego, rutynę Reymana I, dobrą orientację przy wybitnym pechu strzałowym Artura”. Przez pierwsze pół godziny meczu wydawało się, że Garbarnia weźmie srogi rewanż na Wiśle, dominując na boisku. Z czasem zabrakło jej sił, a umiejętności ulatniały się w miarę upływu minut coraz bardziej i do głosu doszła Wisła, która w ostatecznym rachunku stworzyła więcej sytuacji do strzelenia goli. W sumie wynik można uznać za sprawiedliwy. Jak napisano po meczu: „ na boisku mieliśmy równą walkę dwóch twardych zespołów, których akcje przenosił się szybko z pod jednej bramki pod drugą, a poszczególni gracze nie szczędzili kostek przeciwnika”.
„Czerwoni” wyraźnie zasmakowali w remisach 2:2, bo takim rezultatem zakończył się następny ich mecz z Czarnymi (16 października) we Lwowie. Również w tym meczu gra była wyrównana, a Czarni nadrabiali braki ambicją. Wisła, mimo osłabienia (brak Balcera, Koźmina i Reymana III), sprawiała nieco lepsze wrażenie. Mimo spadku formy pokazała „wysoki poziom techniczny, w niektórych momentach zaś bardzo dobrze pomyślane pociągnięcia kombinacyjne”. O wyniku w dużej mierze zadecydował słaby sędzia Drożdż, który „poszkodowywał Wisłę jak tylko mógł, aplikując jej z niewytłumaczalnych przyczyn rzuty karne, usuwając bez przyczyn z boiska Adamka, a nadto wielokrotnie przerywając jej akcje ofensywną w sytuacjach, które w zupełności tego nie wymagały”. Czarni grali o życie ligowe i imponowali ambicją, dzięki czemu gra była żywa i prowadzona w ostrym tempie, co podobało się kibicom.
Gra Wisły podobała się również kibicom w Siedlcach, a jeszcze bardziej punkty, jakie zainkasował miejscowy 22 pp. (23 października, 0:3). Cóż z tego, że atak Wisły prezentował się w swym siedleckim debiucie „bez błyskotliwych wprawdzie ‘tricków’, cechujących drużyny krakowskie, ale pełen finezyj technicznych i uprawiających szybką, skuteczną taktykę”, skoro zawodził strzałowo pod bramką gospodarzy. Mecz z 22 pp. był 20 spotkaniem Wisły w lidze. W następnej kolejce przyszło się jej zmierzyć z Pogonią. Drużyna ta miała wówczas niepowtarzalną szansę na zdobycie tytułu mistrzowskiego i mecz ten w wypadku wygranej mógł jej dać mistrzostwo. O dziwo, słabo spisująca się w lidze Wisła była w tym spotkaniu drużyną wyraźnie lepszą (6 listopada, 2:1). Mądrze kontrolowała grę dzięki dobrej grze pomocy, a jej „kombinacje [były] efektowne i dobrze przemyślane”. W ataku wybijał się Obtułowicz i Adamek. W Pogoni zawiódł przede wszystkim atak. Gra od początku meczu była żywa, a w grze Wisły „ambicja i ofiarność święciła prawdziwe triumfy”. Zgodnie z lwowskim planem pierwszą bramkę strzeliła Pogoń już w 8 minucie spotkania. Od tej chwili Wisła grała prawie non stop na połowie przeciwnika. Brakowało jej jednak „wykończenia” akcji. Pogoń odpowiadała sporadycznymi kontrami. Nacisk Wisły przyniósł dopiero skutek w 33’, kiedy to Adamek po ładnym przeboju strzelił gola. Po przerwie nadal przeważała Wisła dzięki znakomitej grze pomocy i „bombardowała usilnie bramkę Pogoni”. Bramki jednak nie padały, a strzały Reymana, Balcera i Adamka trafiały najczęściej w Albańskiego. Gdy zostało do końca pół minuty, „wtem strzał Reymana z 16 metrów i burza oklasków kończy sukces gospodarzy, zasłużony, bo wywalczony po okresie przewagi”.
Gol Reymana pogrążył Pogoń i wywołał euforię w obozie Cracovii. Pogoń bowiem meczem z Ruchem (2:1) kończyła już rozgrywki z dorobkiem 28 punktów. Cracovia zgromadziła 27 punktów, ale miała jeszcze jeden mecz do rozegrania z Legią. Szanse na MP miał nawet ŁKS (26 punktów) w wypadku porażki Cracovii z Legią i wygranej łodzian z tym samym klubem. Wszystko to składało się na dość zagmatwany i nieciekawy obraz rozgrywek, w którym lwowianom przyszło tylko czekać na to, co zrobią ze swoją szansą krakowianie i łodzianie. Rządzący polską piłką najwyraźniej nie panowali nad materią ligową. Nie panowały nad nią i gazety sportowe, drukując sprzeczne dane o miejscach zajmowanych przez poszczególne kluby i liczbie zdobytych przez zespoły punktów. Do tego sprawa walkowerów dla Czarnych nie była jeszcze do końca wyjaśniona i mogła zmienić diametralnie obraz tabeli. Rozstrzygnięcie tej sprawy miało zapaść podczas Walnego Zgromadzenia Ligi 20 listopada. Tajemnicą poliszynela było, że wpływ na te rozstrzygnięcia miał aktualny układ tabeli. Spór bowiem dotyczył tego ile odebrać im punktów: 7 czy 9, a związane to było z rozstrzygnięciem czy Żurkowski mógł grać już w barwach Czarnych po 22 maja, czy też dopiero po 30 maja (Zarząd Ligi mówił, że po 22 - a PZPN i WGiD, że po 30). Dochodziło do tak kuriozalnych pomysłów, że drużyny zagrożone spadkiem proponowały, żeby nikt z ligi nie spadał i nikt nie wchodził. Podczas zgromadzenia ligowców dyskutowano też o sprzedaży punktów. Ostatecznie ligowcy postanowili sprawę Czarnych przesłać do rozpatrzenia Zarządowi Ligi.
Wisła nie uczestniczyła w tych przepychankach. Dla niej pozostałe mecze w lidze były już tylko walką o prestiż. W meczu z Pogonią udowodniła, że drzemią w niej spore możliwości. Nie potwierdziła tego w spotkaniu z Warszawianką (14 listopada, 1:2). W I połowie tego meczu dominowała wprawdzie na boisku, ale brakowało jej wykończenia akcji. W II oddała pole gościom, którzy tym samym odnieśli pierwsze zwycięstwo w Krakowie nad Wisłą. Reyman nie zagrał w tym spotkaniu, a zastępujący go na pozycji środkowego napastnika Lubowiecki nie sprostał zadaniu.
W ostatnim meczu z Polonią Reyman już zagrał i miało to wpływ na postawę całego zespołu. Mecz ten miał ogromne znaczenie dla Polonii, która w wypadku zwycięstwa mogła utrzymać się jeszcze w lidze (licząc na walkowery Czarnych). Gdyby Polonia przegrała z Wisłą, Czarni utrzymaliby się w lidze nawet w wypadku walkowerów. Mecz ten miał i dodatkowy smaczek, gdyż liga żądała od Wisły wpłacenia do jej kasy 900 zł przed meczem. Groziła przy tym walkowerem w wypadku niespełnienia żądań. Ostatecznie wszystko rozstrzygnęło się na boisku. Walka na murawie toczyła się na całego. Polonia walczyła o życie i grała z niezwykłą ambicją. Jan Reyman, grający przez lata w drużynie Czarnych, walczył jak lew dla swego dawnego klubu. Dostosowali się do tego jego koledzy. „Atak Wisły zastartował bardzo ładnie. Reyman I wyprowadzał starych swych skrzydłowych jak dawniej, cóż kiedy kondycja fizyczna nie dopisała” i z czasem brakowało sił skrzydłowym. Polonia zagrała chyba najlepszy mecz w tegorocznych występach w Krakowie. Grała z poświęceniem i była godnym rywalem Wisły. „Czerwoni” rozpoczęli atakami i już w 5’ po rogu „Reyman głową strzelił, a Balcer poprawił, dobijając tą piłkę”. To było preludium walki, w której „zawodnicy prześcigali się w ofiarności. Po przerwie atakowała Polonia, ale to Wisła w 15’ zainicjowała „ucieczkę Adamka i podanie górą wykorzystuje Reyman, posyłając piłkę w róg bramki”. Był to ostatni gol meczu i do tego strzelony przez Reymana głową, co mu się nieczęsto zdarzało. Mimo frontalnego ataku Polonii wynik się nie zmienił głównie dzięki znakomitej postawie Koźmina w bramce Wisły. Graczom warszawskim brakowało w tym dniu szczęścia (np. po wolnym Szczepaniaka piłka, odbijając się od dwu słupków, wyszła w pole).

Podsumowanie sezonu


Zwycięstwo Wisły nad Polonią zadecydowało nie tylko o tym, kto utrzymał się w lidze (Czarni), ale także o tytule mistrzowskim. Mając zagwarantowany już byt ligowy, Czarni zrezygnowali bowiem z walki o odzyskanie punktów straconych wskutek gry w ich barwach Żurkowskiego. Miało to swoje znaczenie, gdyż w wypadku przywrócenia Czarnym punktów odebranych walkowerem (m.in. po zwycięstwie nad „Biało-czerwonymi” 1:0) mistrzem ligi zostałaby nie Cracovia, a Pogoń. Nic dziwnego, że podsumowując sezon ligowy pisano, że w tym roku żadna z drużyn nie zasłużyła na zdobycie MP.
Nie był to dobry rok dla polskiej piłki. Być może powodem słabego poziomu rozgrywek była postawa dotychczasowej podpory ligowej, jaką była w minionych latach Wisła. „Czerwoni” kończyli rozgrywki na 6 miejscu - najgorszym w dotychczasowej historii. W sumie prezentowali chimeryczną formę w całym sezonie. Kiepski początek sezonu wróżył im nawet walkę o utrzymanie się w lidze. Potem przyszła jednak letnia seria dobrych spotkań bez porażki i widmo spadku się oddaliło, podobnie jak widmo zajęcia lepszego miejsca w lidze. Pochwalić jednak należy piłkarzy Wisły za charakter jaki zaprezentowali w końcówce sezonu. Grali już wtedy „o pietruszkę”, a potrafili pokonać walczącą o mistrzostwo Pogoń i broniącą się przed spadkiem Polonię.
Wisła wprowadzała e tym sezonie do I drużyny utalentowanych młodych graczy. Artur właśnie w 1932 roku zdobył miano czołowego i etatowego napastnika „Czerwonych”. Za nim do drużyny wchodzili i inni młodzi i obiecujący gracze: Jezierski, Obtułowicz, Szumilas. Stara gwardia wiślacka powoli się kruszyła. Widać to było szczególnie w ataku „Czerwonych”. Jak pisano po zakończeniu sezonu, starsza generacja „należy już do przeszłości”. Adamek był już cieniem zawodnika sprzed lat. Reyman myślał o zakończeniu kariery. Jedynie Balcer nadal utrzymywał się w dobrej dyspozycji. Zastępowali ich młodsi, którzy jeszcze nie osiągnęli poziomu gry starszych graczy. Zmiany te wpływały na formę zespołu. Nic dziwnego, że obok dobrych spotkań zdarzały się i przykre wpadki. W sumie, jak podkreślano w prasie: „Sławna swą kondycją fizyczną, bojowością oraz hartem ducha drużyna, w tym roku nagle straciła bardzo dużo ze swych zalet”. Przyczynami tego stanu rzeczy był fatalny początek sezonu i częste zmiany składu w obronie i ataku. Jedynie pomoc z Kotlarczykami i Bajorkiem nie zawodziła niemal w całym sezonie.

Podsumowania prasowe

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1932

Ważniejsze wydarzenia

  • Kwiecień. Fatalny początek rozgrywek ligowych. Po dwóch porażkach z Legią i ŁKS (0:1, 0:2) Wisła zamyka tabelę – rzecz bez precedensu w dotychczasowej historii klubu.
  • 3 maja - Godnie uczczony jubileusz Cracovii. Litościwa Wisła wygrywa tylko 3:0.
  • 22 maja - Rekord straconych bramek przez Wisłę w jednym meczu ligowym w okresie II RP. W Poznaniu Warta gromi Wisłę 8:3.
  • Wrzesień. Fatalny miesiąc dla Wisły. Tylko jedno zwycięstwo i aż trzy porażki, z Pasami, Legią i Ruchem (w bramkach 3:13). Koniec marzeń o dobrym miejscu w lidze.
  • Na koniec sezonu Wisła zajmuje szóste miejsce, z ujemnym bilansem bramkowym – po raz pierwszy w historii występów Wisły w I. lidze.