Sezon 1933 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga Grupa Zachodnia, I liga Grupa Mistrzowska, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi,
Turnieje, Rezerwa, Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów

Spis treści

Piłkarska wiosna

Pod złym znakiem rozpoczynał się sezon piłkarski 1933. Wisła do tego nieopacznie weszła w spór z prezesem KOZPN, a zarazem prezesem Wawelu i członkiem Rady Seniorów TS Wisła, gen. Mondem. Kiedy z początkiem roku kilku bokserów Wawelu przeszło do Wisły, Mond oskarżył Wisłę o skaperowanie tych zawodników i złożył godność członka Rady Seniorów. Był człowiekiem pamiętliwym i ten zatarg nie wyszedł na dobre Wiśle.
Na czele sekcji piłkarskiej w Wiśle stał Cz. Delekta. Ważniejszy dla rozwoju klubu był jednak fakt powołania na stanowisko jego prezesa Tadeusza Orzelskiego, Wiślaka z krwi i kości, który na tym stanowisku przetrwał aż do 1949 roku, budując potęgę TS Wisła.
W planach rządzących klubem było systematyczne odmładzanie zespołu piłkarskiego. Zdaniem kierownika sekcji futbolowej rok 1933 miał być „marszem po utracone berło mistrzowskie”, które chciano osiągnąć „o własnych siłach, wykorzystując szereg dobrych rezerw, które u nas się wychowały, przyczem nie rezygnujemy z naszych starych wypróbowanych już sił”. „Przeprowadziliśmy własnemi siłami odmłodzenie naszego zespołu, oparliśmy go o graczy młodych, którzy przy boku starszych kolegów tworzyć będą nasz tegoroczny zespół. Już dzisiaj niejeden z naszych młodszych jest na poziomie wcale dobrym. Po tej linii będziemy kroczyli konsekwentnie” – deklarował „Przeglądowi Sportowemu” Delekta.
W pierwszych przedligowych sparingach „Czerwoni” pewnie i wysoko ogrywali lokalnych, krakowskich rywali. Prawdziwym sprawdzianem ich formy „po szeregu spotkań sparringowych” była potyczka z Garbarnią: "prawdziwy" mecz rozegrany przez dwa zespoły ligowe. Obfitował on w cechy charakterystyczne dla spotkań ligowych, a więc twardą grę, chwilami zbyt ostrą, szybkie tempo, trochę przebłysków dobrej techniki”. Zakończył się pewnym zwycięstwem Wisły 2:0 (25 marca). Wisła rozpoczynała rozgrywki ligowe w Grupie Zachodniej. Radosna twórczość włodarzy naszej piłki podzieliła w tym roku rozgrywki na dwa etapy: w pierwszym 12 zespołów podzielona na dwie grupy rozgrywkowe, z których do fazy finałowej miały awansować po 3 najlepsze drużyny, rozgrywając spotkania systemem mecz i rewanż.
Dobre przygotowanie do sezonu piłkarskiego potwierdził pierwszy ligowy występ. 9 kwietnia do Krakowa zawitał Ruch i był tylko tłem dla dobrze grających Wiślaków (2:0). Szczególnie podobała się gra ataku „Czerwonych”: „W trójce środkowej zaimponował Reyman I. Stary wyga i rutyniarz nie mógł wprawdzie zadowolić pod względem szybkości, ale za to rutyną i strzałem nadrabiał te braki”. Wisła przejęła inicjatywę już od pierwszych minut tego meczu i nie oddała jej do końca. „Przebieg zawodów należał do zajmujących, żywe tempo, ustawiczna zmiana sytuacyj na skutek częstego [przerzucania] piłki przez skrzydłowych Ruchu”. Bramki padały jednak dopiero w II połowie.
Okazja do rewanżu nadarzyła się Ruchowi bardzo szybko, bo już w następnym meczu. Tak to wówczas układano kalendarz gier. Po dwóch tygodniach Wisła zawitała na Śląsk. Mimo że jej atak „wykazał świetną technikę” dawno tutaj nieoglądaną, przegrała 0:1 i był to najniższy wymiar kary. Cóż z tego, że „Reyman na środku pracował wzorowo i nieustannie próbował pchać swoją linię naprzód, a obaj skrzydłowi zaimponowali kilku pięknemi biegami”, skoro tylko on „stanął na wysokości zadania”, a punkty zainkasował rywal. Niewykluczone, że wpływ na postawę „Czerwonych” miały wcześniejsze potyczki w meczach towarzyskich (z 1.FC 5:2 17 kwietnia i 18 kwietnia z DFC Praga 1:4). W pierwszym meczu „gracze Wisły dali z siebie wszystko na co ich było stać. Dali ambicję i ofiarność”. Dzień później musieli już zmierzyć się z czeskimi Niemcami. Mecz ten rozgrywany w ciężkich warunkach pogodowych wyczerpał poważnie siły Wiślaków. DFC Praga w swych dotychczasowych pojedynkach w Polsce z najlepszymi naszymi drużynami nie doznał nigdy porażki. Wydawało się jednak, że będzie w zasięgu Wisły i Cracovii (obie te drużyny konfrontowały swe umiejętności z prażanami). Z takimi też nadziejami, mimo wichru i deszczu, przybyła na stadion Wisły kilkutysięczna publiczność. Początek spotkania nie wskazywał na porażkę „Czerwonych”, choć widać było w ich grze wyraźne symptomy braku formy. W efekcie już po 33 prażanie prowadzili 3:0. Po przerwie zmiany w składzie i roszady w kiepsko ustawionej do tego spotkania drużynie Wisły przyniosły efekt w postaci kontaktowej bramki Artura. To wszystko, na co było stać w tym dniu Wisłę. Goście kontrolowali grę i przy zapadających ciemnościach ustalili wynik meczu na 4:1 strzałem z wolnego z 40-50 metrów, co kompromitowało tylko postawę bramkarza. Cracovia okazała się „lepsza” od Wisły, gdyż przegrała z DFC „tylko” 1:3.
Pierwsza przegrana w lidze smuciła, ale system rozgrywek był tego typu, że nie tyle liczyła się ilość zdobytych punktów, co miejsce w czołowej trójce swej grupy, bo to gwarantowało występy w grupie finałowej. Wisła prezentowała się na początku sezonu przyzwoicie, co potwierdził następny pojedynek ligowy z Wartą (30 kwietnia, 2:1). Do tego dopisywało jej piłkarskie szczęście. Jak oceniono po meczu: „Spotkanie dwóch eksmistrzów ligi, dwóch starych rywali w walce o prymat w piłkarstwie wzbudziło w Poznaniu ogromne zainteresowanie. Przy pięknej bezwietrznej pogodzie zebrało się na boisku Warty zgórą 5 tys. osób, które z niezwykłym napięciem śledziły przebieg meczu. I tu stała się katastrofa. Warta, która powinna była mecz wygrać i to wysoko i bezapelacyjnie, zeszła z boiska pokonana. Przyczyniły się do tego dwie rzeczy: zbyt nerwowy sędzia i nieprawdopodobne, fantastyczne wprost szczęście gości. Osądzając spotkania według ilości murowanych pozycji, których likwidację zawdzięcza się nie umiejętnościom graczy, ale niebywałemu szczęściu, powinna Warta była wygrać przy najostrożniejszej ocenie 3:1”. Był to mecz ostrej walki przez 90 minut. Warta po wcześniejszych wygranych z Podgórzem i Garbarnią uchodziła za pogromczynię drużyn krakowskich, jednak po meczu schodziła z boiska pokonana.
„Czerwoni” po 3 meczach ligowych gromadzili 4 punkty. Tabeli przewodził Ruch z dorobkiem 6 punktów (w 4 meczach) i Cracovia z 5 punktami. Nic dziwnego, że następny pojedynek Wisły z Cracovią, obok derbowych emocji, decydował o prowadzeniu w lidze (3 maja, 1:1). Mecz był wyrównanym, choć nerwowym widowiskiem do przerwy. Po pauzie do momentu strzelenia gola przez Wisłę (8’ Czulak) „Czerwoni” uzyskali wyraźną przewagę. Nie potrafili jej jednak wyzyskać i mimo stwarzania szeregu dogodnych sytuacji (m.in. strzał Artura w poprzeczkę) wynik nie ulegał zmianie. W końcówce szczęście uśmiechnęło się do Cracovii. Rzut wolny z linii pola karnego w 89’ zamienił na bramkę z podania Kisielińskiego - Pająk. Przebieg gry nie wskazywał na takie rozstrzygnięcie, więc podział punktów zadowolić mógł jedynie Cracovię.

Zagraniczne wojaże


Teraz na parę tygodni Wisła „odpoczęła” od ligowej szarzyzny. Czekało ją w tym czasie atrakcyjne tournee po Francji i Belgii. Wyjazd był dość pechowy, bo przyniósł Wiśle, mimo niezłej gry, same porażki. Kończył się również w atmosferze skandalu meczem z Racing Paryż, kiedy to krewcy gospodarze próbowali skopać piłkarzy Wisły na boisku, a pobić ich po zakończeniu spotkania w szatni. W sumie „Czerwoni” rozegrali w ciągu kilku dni aż 5 spotkań.
Tournee to zorganizował m.in. PZPN we Francji dla uświetnienia 10-lecia swego istnienia. Wiślacy najwyraźniej przeliczyli się z siłami i niepotrzebnie rozegrali aż tak dużą ilość spotkań w tak krótkim czasie (od 15 maja do 24). Niezależnie od aspektów czysto sportowych wyjazd ten przyniósł Wiśle szereg niecodziennych doświadczeń Przed meczem z belgijskimi Diables Rouges Wisła trenowała na boisku Union Saint Gilloise „przy świetle elektrycznym. Był to wielki atut naszej drużyny, bowiem po 40-minutowej grze treningowej, otrząśnięto się z obaw, jakie mogły budzić reflektory elektryczne w miejsce słońca”. W prasie belgijskiej przed tym spotkaniem reklamowano Wisłę jako mistrza Polski i PZPN zamierzał nawet wysłać w tej sprawie sprostowanie. Mecz ten odbył się w niecodziennej scenerii. Po raz pierwszy bowiem Wisła grała spotkanie o godzinie 21.00, przy reflektorach i w obecności 35.000 widzów. Wśród publiczności na poczesnym miejscu zasiadł król Albert i ks. Leopold, a obok miejscowi oficjele i polskie poselstwo. Reyman przed meczem wręczył pamiątkową tarczę klubu gospodarzom i zaczęło się. „Czerwone Diabły” uważano wówczas za nieoficjalną reprezentację Belgii. Krakowskim „Czerwonym” z kolei nie dawano w tej potyczce wielkich szans, gdyż wcześniej porażki od miejscowych odnosiła i praska Sparta (1:2), i Slavia (1:4), i wiedeński Hakoah (0:5). Sam mecz był emocjonujący i stał na wysokim poziomie. W pierwszych minutach Wisła zaprezentowała wszystko co najlepsze w krakowskiej szkole gry, a więc grę dołem i dobre opanowanie piłki. Belgowie okazali się jednak szybsi i tym samym niebezpieczniejsi. Pisano, że „gra Belgów była koncertowa. Piłkę podawano z niezwykłą dokładnością po ziemi. Nieprawdopodobna dyspozycja strzałowa napastników, doskonała gra pomocy w ofensywie i defensywie, becy pewni w wykopach, w grze głową i doskonali taktycznie”. Z takim piłkarskim „ideałem” nie można było wygrać. Nic dziwnego, że mecz ten zakończył się porażką 0:3 (17 maja). Na osłodę porażki po meczu król Albert z następcą tronu uściskał dłonie graczom z Polski. Ciekawostką był fakt, że miał on „odjechać po pierwszej połowie”. „Był jednak tak zachwycony grą, iż pozostał na cały mecz”. Wiślacy starali się do maksimum wykorzystać pobyt w Belgii i autokarem zwiedzali Brukselę. Nie omieszkali również przybyć do Waterloo. Zdecydowanie pobyt Wisły w Belgii i osiągane tam wyniki nie miały wiele wspólnego z Waterloo. Potwierdził to następny mecz z FC Antwerp (wówczas wicemistrzem Belgii). Wisła, pragnąc rehabilitacji za porażkę z „Diabłami” zaatakowała od początku i nic nie wskazywało, że spotkanie to zakończy się tak wysoką i przykrą porażką, tym bardziej, że jak pisano, „była pod każdym względem lepsza od przeciwnika”, a zagrała „o całe dwie klasy gorzej” niż w środowej potyczce z Belgią (sic!). Wisła nie schodziła z połowy Antwerp, ale to Belgowie strzelali bramki. Wiślacy podłamani takim obrotem wydarzeń na boisku zagrali resztę spotkania „bez serca i ambicji”. Mecz zakończył się wynikiem 1:5 (20 maja). Nic dziwnego, że w komentarzach pomeczowych w kraju pisano, że wyjazd Wisły do Belgii był kiepską propagandą polskiego sportu i lepiej by było, gdyby Wisła nie przyjeżdżała. Polemizowała z tą opinią prasa krakowska sugerując, że była to dobra prezentacja polskiego futbolu. Faktem pozostaje, że od tej pory nasiliły się kontakty międzynarodowe między polskimi i belgijskimi klubami.
Po wyczerpujących spotkaniach w Belgii i kolejnej przegranej potyczce z Reprezentacją Emigracji Francuskiej Wisła przybyła do stolicy Francji. Również tu „Czerwoni” ponieśli porażkę (24 maja, 0:1), ale nie strona sportowa tego występu zajęła główne miejsce w relacjach z meczu. Tym razem rywalem Wisły był „najlepszy zawodowy klub francuski” - Racing. Podobnie jak w Belgii Wisłę szeroko reklamowano w prasie jako mistrza Polski. Tym samym wg Francuzów miał się zmierzyć mistrz Paryża z mistrzem Polski, „czemu nie można się dziwić, gdyż jest to w zwyczaju, iż zawsze przed każdem spotkaniem międzynarodowem w celu ściągnięcia jak największej liczby publiczności wypisuje się o przeciwniku wprost niestworzone rzeczy”. Jako ciekawostkę można podać, że po raz pierwszy piłkarze Wisły wystąpili w koszulkach z numerami na plecach, bo tego wymagały przepisy francuskie. Na stadionie Bufallo „Czerwoni” znowu mieli okazję do gry przy świetle elektrycznym (grano o 21.00). Był to także pierwszy występ polskiej drużyny w Paryżu od 9 lat (od Olimpiady w 1924 r.). Paryżanie byli wymagającym rywalem (pokonali wówczas m.in. Milan 6:0). Drużyna Racingu była także ekipą międzynarodową, grali w niej m.in. Węgier, Anglik i Senegalczyk. Przegrana z takimi internacjonałami 1:0 nie przynosiła ujmy graczom Wisły, tym bardziej, że mecz był wyrównany i jak to określono, „Wisła potrafiła godnie zaprezentować nie tylko swój klub, swoje miasto, ale i polskie zarazem piłkarstwo”. Obie drużyny zagrały ofensywnie i piłka szybko przenosiła się z jednej połowy boiska na drugą. Jedyny gol padł na minutę przed końcem I połowy. W pamięć obserwatorów zapadła niesłychanie brutalna gra gospodarzy w II połowie meczu. Nic nie zapowiadało takiego scenariusza zdarzeń, gdyż spotkanie miało uroczystą oprawę (w obecności polskiego ambasadora i francuskiego ministra WF grano hymny obu zaprzyjaźnionych państw). I połowa przebiegała jeszcze w sportowej atmosferze. Gra była ładna i podobała się widzom. Po utracie gola przez Wisłę, Francuzi, nie mogąc sobie poradzić z atakami Wisły, zaczęli grać brutalnie, na co pozwalał im miejscowy sędzia. W rezultacie wskutek kontuzji graczy Wisły grę coraz częściej przerywano (2 min. przed końcem półprzytomnego Kotlarczyka zniesiono z boiska). Widoczne było, że miejscowi woleli rozstrzygnąć rywalizację nie na boisku i w grze w piłkę nożną. Zdecydowanie woleli inną dyscyplinę sportu. Efektem tej swoistej rywalizacji była jedna przypadkowo strzelona bramka i kilku graczy Wisły kontuzjowanych (Kotlarczyka odwieziono karetką do szpitala). W „Przeglądzie Sportowym” J. Gryż pisał z Paryża: „Każdy Polak na boisku był śmiertelnym wrogiem każdego Francuza, toteż kilkakrotnie cudem tylko nie doszło do bójki, wdzięczni jesteśmy graczom Wisły, że opanowali nerwy i nie pozwolili się sprowokować”. Niestety, do gorszących zdarzeń doszło i po meczu w szatni, kiedy to „gracze Racingu w ordynarny sposób rzucili się na Polaków, kopiąc ich, a trener drużyny francuskiej uderzył w twarz Ałaszewskiego”. Sprawą miała się zająć ambasada Polska. Tak to sport, zamiast zbliżyć do siebie narody, mógł się stać przyczyną konfliktu dyplomatycznego. Do polsko-francuskiej „wojny futbolowej” oczywiście nie doszło, ale nie było to wymarzone zakończenie tournee.

Powrót na ligowe boiska


Psychicznie i fizycznie zmęczeni tymi wojażami Wiślacy, po powrocie do kraju przegrali dwa kolejne mecze ligowe. Najpierw z Garbarnią (28.05 0:2), a potem rewanż z Cracovią (11.06 1:4). Już w meczu z „Garbarzami” widać było efekty wyczerpującego tournee. Wisła tylko przez pierwsze pół godziny dyktowała warunki na boisku. Potem fatalne błędy obu bramkarzy Wisły (Kilińskiego i Ałaszewskiego) dały dwie bramki „Brązowym” i pewną wygraną w tym meczu. „Czerwonym” gra się wyraźnie nie kleiła, choć trzeba dodać, że samo spotkanie charakteryzowało się po pauzie „grą w miarę żywą i ciekawą”.
Dwa tygodnie przerwy nie pozwoliły Wiśle na dojście do siebie. Przed meczem z Cracovią liczono jednak na przebudzenie Wisły, gdyż „spotkania starych rywali zawsze obfitowały w specjalny nastrój, opanowujący tak drużyny, jak i widownię. To było przyczyną, że nigdy nie można było z góry przewidzieć zwycięzcy, nawet jeśli jedna z drużyn była w tym okresie wybitnie słabszą. Rywalizacja wieloletnia zmieniała gruntownie oblicza graczy i drużyn, które prześcigały się w ambicji i ofiarności. Ponieważ nadto prawie zawsze nosiły one charakter walki, ale walki fair i na wysokim poziomie, ściągały widzów w rekordowej ilości. Jasnem jest, że nerwy zawodników wystawione były na wyjątkową próbę, którą najczęściej doskonale przetrzymywały”. 12 maja 1933 r. jednak nie wytrzymały. Mecz ten miał spore znaczenie, gdyż mógł „przesądzić w wysokim stopniu [o] dostaniu się jednej z walczących drużyn do grupy finałowej”. Ale po kolei. W meczu z Cracovią Wisła zaprezentowała grę chaotyczną, bez tempa - do tego nieskuteczną. Jednak to nie sportowa strona zelektryzowała kibiców piłkarskich po tym meczu.
Już do przerwy „Czerwoni” przegrywali 0:2, a Cracovia grała z „animuszem”. Do tego „zaraz w pierwszych minutach sędzia bielski Rosenfeld wydawać zaczął cały szereg decyzyj niezrozumiałych dla widzów, a krzywdzących wybitnie graczy Wisły. Spowodowało to u niej nastrój nerwowy i zdeprymowało ją od początku tak, że przez cały mecz nie było na boisku ani jednego gracza, któryby wykazał normalną przeciętną formę”. Już po drugim golu dla „Pasów” Reyman musiał „uspokajać parokrotnie graczy swojej drużyny, niemogących opanować się nerwowo z powodu niesłusznych decyzyj sędziego”.

W efekcie w drugiej połowie, przy stanie 1:4 (po bramce strzelonej dla Cracovii z wyraźnego spalonego) doszło do scysji na boisku między H. Reymanem a sędzią, w wyniku której cała drużyna Wisły opuściła boisko. Konsekwencje tego postępku okazały się brzemienne dla dalszej sportowej kariery Reymana. Wydarzenia na boisku Cracovii odbiły się też szerokim echem w całej Polsce. Dla Reymana oznaczały koniec piłkarskiej kariery, dla drużyny Wisły ukaranie walkowerem.
Przypadki zejścia drużyn z boiska podczas meczów nie należały wówczas do rzadkości, by wspomnieć choćby mecz Wisły z 1.FC (w 1927 r.). Jak jednak podkreślano, zejście „z boiska drużyny „Czerwonych”... zdarzyło się im po raz pierwszy od istnienia klubu”. Nawet sympatyzujący z Wisłą sprawozdawca „IKC” napisał, że taki „krok Wisły nie można nazwać szczęśliwym”.
Nad incydentem na boisku Cracovii szybko można było przejść do porządku dziennego. Tak się jednak nie stało, a sprawę rozdmuchał na całą Polskę prezes KOZPN, a zarazem dowódca DOK Kraków gen. Mond. Wezwał najpierw do siebie Reymana i wysłuchał jego relacji. Sprawa wg Monda była poważna, gdyż dotyczyła oficera w służbie czynnej. Na ile na stanowisku Monda zaważył konflikt z Wisłą (spowodowany przejściem do Wisły na początku sezonu bokserów z prowadzonego przez niego Wawelu), trudno jednoznacznie wyrokować. Faktem jest, że generał najpierw podejmował decyzje, a potem zastanawiał się nad ich sensem. DOK Kraków wydało więc zakaz gry „wojskowych w klubach cywilnych”, zwróciło się do MSWojsk. o takowy w całym państwie. Zakaz obejmował także żołnierzy przybywających na mecze do Krakowa. Przy tym niedwuznacznie stwierdzano, że powodem jego wydania były wypadki podczas meczu Cracovia-Wisła. W efekcie te niezbyt przemyślane decyzje czynników wojskowych doprowadziły do upadku sportowego na kilka lat wielu czołowych wojskowych klubów w Polsce.
Wisła niespodziewanie więc została pozbawiona swego kapitana, którego moralny wpływ na całą drużynę na boisku i poza nim był nie do przecenienia. Musiała sobie z tym poradzić w następnych ligowych kolejkach. Była w sytuacji niezbyt komfortowej, gdyż przegrana z Cracovią spychała ją 4. miejsce w tabeli z podobnym dorobkiem punktowym jak Garbarnia (5). Do końca rozgrywek grupowych pozostawały zaś tylko 4 kolejki. W następnym meczu „Wisła „cywilizowana” – już bez wojskowych – z trzema nowicjuszami w ataku” podejmowała wyprzedzającą ją w tabeli Wartę, która „ zademonstrowała po pauzie grę ostrą, przechodzącą w brutalność”. Nic dziwnego, że schodzących „z boiska warciarzy oczekują przy furcie zamiast entuzjastów coraz większe grupki... policjantów, mających ich chronić przed „pożegnaniem z „widownią”. Sam mecz toczony w „deszczu na śliskim boisku do wielkich nie należał, a o zwycięstwie zadecydował jak napisano: „Żywiołowy napad i wspaniała pomoc Wisły”. Gola na wagę skromnego zwycięstwa (18 czerwca, 2:1) strzelił na kilka minut przed końcowym gwizdkiem sędziego Artur i w nagrodę „powędrował do szatni na rękach kibiców”. Niespełna dwudziestoletni młodzian z zaskakującą dojrzałością zastępował w tym i następnych meczach na środku ataku swego mentora Henryka Reymana. Dzięki temu zwycięstwu Wisła awansowała na 3. miejsce w tabeli, wyprzedzając o punkt Wartę i mając w zanadrzu jeszcze jeden mecz więcej do rozegrania. Groźniejszym rywalem w walce o awans wydawała się teraz Garbarnia, z którą przyszło Wiśle rywalizować właśnie w następnym pojedynku ligowym. Tym bardziej, że Warta zaprzepaściła swe szanse w następnym meczu przegranym z Cracovią w Poznaniu 0:2. Młodziutki atak Wisły okazał się bohaterem spotkania z „Brązowymi”, w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. W pierwszej połowie zdeprymowany niekorzystnym przebiegiem meczu statystował na boisku, a Wisła przegrywała mecz 0:2 (25 czerwca). W drugiej połowie „młodzież zerwała się do walki… i grała o klasę lepiej”. Co też zaowocowało dwoma golami i zasłużonym remisem 2:2. Bramki strzelali dla Wisły Artur i Sołtysik. Tym samym nadal nie było wiadomo, która z tych drużyn uzyska awans do dalszej fazy gier ligowych. Nie wyjaśniła tego i następna kolejka w której Garbarze niespodziewanie pokonali Cracovię, a Wisła rozgromiła Podgórze aż 10:1 (2 lipca)… Wynik mówił sam za siebie, tym niemniej obserwatorzy zauważali „coraz bardziej poprawiającą się formy Wisły, której młody, żywiołowy atak nabiera rutyny i szlifu”. Wiśle pozostawał więc tylko jeden mecz do rozegrania, rewanż z Podgórzem, Garbarnia miała dwa zaległe mecze i mogła w zasadzie tylko liczyć na potknięcie Wisły lub Cracovii w ostatnich meczach, gdyż stosunek bramek miała od tych drużyn o wiele gorszy. Zaległy mecz z Podgórzem Garbarze wygrali zaledwie 1:0 (9 lipca), a mecz zapadł w pamięć kibiców jedynie z powodu „aresztowania” przez wojskowego żandarma gracza Podgórza Kreta i zejścia tejże drużyny z boiska na wyraźne żądanie krakowskich kibiców…
Niespodziewanie przed ostatnią kolejką Grupy Zachodniej doszło do przepychanek i zakulisowych rozgrywek, w których główną rolę odegrała Garbarnia. Porozumiała się ona bowiem z Podgórzem, gospodarzem meczu z Wisłą, że klub ten rozegra swój mecz z Wisłą właśnie na obiekcie Garbarni o godzinie 15:30. Dwie godziny później mieli rozegrać na tym samym stadionie spotkanie z Ruchem „Brązowi”. Wywołało to protesty Wisły, która była całą tą sprawą mocno zniesmaczona – Garbarnia przystępując do pojedynku z Ruchem znałaby już wynik meczu Wisły… Szanse Garbarni były iluzoryczne, bo w wypadku wygranej Wisły musiałaby pokonać Ruch różnicą 10 bramek. No ale nie takie cuda się zdarzały i zdarzają w naszej lidze. W wypadku utraty punktów w meczu z Podgórzem, Garbarni wystarczała nawet najskromniejsza wygrana. Stąd zapewne te zabiegi wokół Podgórza czynione przez działaczy „Brązowych”. Ostatecznie o porze rozegrania tych spotkań zadecydowała piłkarska centrala, która odwróciła kolejność rozgrywania meczów. Pierwsza na boisko wybiegła Garbarnia i pokonała faworyzowany Ruch 4:2, co jakoś nikogo nie zdziwiło. Ci którzy liczyli na potknięcie Wisły srodze się zawiedli. Mieli wprawdzie nadzieję na niespodziankę, gdyż do przerwy wynik był bezbramkowy. Po pauzie jednak Artur i Obtułowicz dwukrotnie pakowali piłkę do siatki Podgórza i mecz zakończył się pewną wygraną 4:0 (16 lipca). Tym samym Wisła z 3. miejsca awansowała do Grupy Finałowej rozgrywek ligowych, gromadząc tyle samo punktów co Garbarnia, ale mając o wiele lepszy stosunek bramkowy.

Piłkarska jesień

Grupa Mistrzowska


Tuż przed meczami finałowymi Wisłą próbowała swych sił w grach towarzyskich. Przykrą porażkę w meczu derbowym z Cracovią powetowała sobie gromiąc mistrza A-klasy Olszę aż 13:2 (30 lipca).
Ligę rozpoczęła jednak zwycięsko (13 sierpnia), pokonując w Warszawie Legię 3:2. Nic jednak nie zapowiadała takiego wyniku, gdyż po 21 minutach i fatalnych błędach Madejskiego w bramce Wisły wojskowi prowadzili 2:0: „Miast załamać się, w następstwie błędów bramkarza, krakowianie z pasją prą naprzód, oblegają pole Legji i wkrótce (35 i 37 min.) wynik brzmi już 2:2. Jest to dziełem Obtułowicza i Artura, którzy błyskawicznemi strzałami lokują raz po raz piłkę w siatce… Rozstrzygnięcie meczu pada w 2-ej minucie po przerwie, kiedy znowu Artur wykorzystuje zamieszanie obrońców Legji, spowodowane wypadem Fereta”. Potem czekał ją wyjazd do Łodzi na mecz z ŁKS (15 sierpnia, 1:1). Remis po bezbarwnym meczu, w którym „kręciło się na boisku 22 graczy z zasady nie podający sobie piłek, tylko odkopujących je ślepo” – trudno było uważać za sukces. Tym niemniej 3 punkty wywiezione z trudnych wyjazdów miały swoją wymowę. Bez straty punktu w lidze pozostawał wówczas tylko Ruch i właśnie z „Niebieskimi” przyszło się zmierzyć Wiśle w następnej kolejce (27 sierpnia, 1:0). „Oczekiwane z wielkiem zainteresowaniem zawody Wisły z Ruchem zakończyły się zasłużonem zwycięstwem czerwonych, którzy zwłaszcza do przerwy mieli wielką przewagę nad przeciwnikiem” – napisano po tym meczu. Bramkę na miarę zwycięstwa strzeli niezawodny w tym sezonie Artur. Zwycięstwo nad silnym Ruchem miało swoją wymowę. Podobnie jak pokonanie na boisku Cracovii lokalnego rywala (3 września, 3:1), mimo słabej postawy Madejskiego w bramce. Nie zawiódł po raz kolejny atak Wisły, który „żył Arturem, najlepszym graczem na boisku. Piątka młodych chłopców produkowała pod jego batutą wcale dobre zagrania szczególnie pod koniec” meczu. Pewnie zmierzający po tytuł króla strzelców Woźniak strzeli dwa gole w tym meczu, będąc zdecydowanie lepszym od swego konkurenta Malczyka z Cracovii. Dzięki temu zwycięstwu Wisła usadowiła się samodzielnie na fotelu lidera tabeli, stając się niespodziewanie dla wielu obserwatorów jednym z głównych faworytów rozgrywek. Co tylko potwierdziła pewnie, choć skromnie pokonując w rewanżu ŁKS 1:0 (17 września). „Jedyną decydującą o zwycięstwie bramkę strzelił pięknie Artur w 19 minucie po ładnem podaniu Obtułowicza”. Tym samym na półmetku rozgrywek Wisła gromadziła 9 punktów (w 5 meczach); Pogoń 8 (6); Ruch 6 (5). Z tym, że np. Cracovia rozegrała dotychczas zaledwie trzy mecze…
Weryfikacja młodych wiślackich talentów nastąpiła w meczu z wiceliderem tabeli – lwowską Pogonią. I była to przykra weryfikacja. Jak pisano po meczu: „Spotkania Pogoni z drużynami krakowskimi mają specjalny urok. Tym razem zwiększył on się wielokrotnie dzięki sytuacji, jaka wytworzyła się w grupie mistrzowskiej, gdzie jak za dawnych lat walka o prymat rozgrywa się pomiędzy Lwowem a Krakowem. Moment ten sprawił, że zainteresowanie spotkaniem Pogoni z Wisłą było olbrzymie i boisko lwowskie wypełniło się około 5000 widzów. Szczęściem drużyny lwowskiej było to, że grając w pierwszej połowie przeciw wiatrowi przetrzymała bez straty okres energicznej ofenzywy przeciwnika. Wisła bowiem nie osiągnąwszy niczego w ciągu 45 pierwszych wyczerpujących minut, po przerwie nie wytrzymałą impetu lwowian i ostatecznie skapitulowała”. Trzeba dodać, że „Czerwoni” nie byli gorsi piłkarsko w tym meczu, grali ambitnie i ładnie dla oka (24 września, 0:1). Tym samym Pogoń wyprzedziła w tabeli Wisłę o jeden punkt (przy jednym meczu więcej). „Przegląd Sportowy” po tej kolejce ligowej oceniał szanse na mistrzostwo obu klubów i Ruchu jako równe (Ruch w 6 meczach gromadził 8 punktów).
Wisła zdawało się potwierdzać w następnym ligowym pojedynku z Legią, pewnie wygranym 3:0. „Analizując przebieg tego spotkania trudno pomyśleć o wygranej Legii. Można było mówić o wyniku remisowym, gdyby atak Wisły nie strzelił bramki. Możnaby mówić o przegranej Wisły, gdyby jej bramkarz puścił jakąś beznadziejną piłkę, ale trudno sobie w meczu tym wyobrazić wygraną na skutek umiejętności i woli drużyny warszawskiej” – napisał lapidarnie „Przegląd Sportowy” i była to prawda. Tym samym Wisła ponownie wyszła na czoło ligowej tabeli.
W następnej kolejce jej szanse mistrzowskie miał zrewidować kolejny kandydat do tego tytułu – chorzowski Ruch. Pogoń z kolei miała w Krakowie walczyć o punkty z Cracovią. Pogoń poległa w meczu z Cracovią 1:3. Wisła z kolei nie dała rady Ruchowi (8 października, 1:2), ulegając pechowo w ostatnich minutach tego spotkania. Ranga tego spotkania najwidoczniej spętała nogi Wiślaków. Kto wie czy nie był to mecz, który w ostatecznym rachunku zadecydował o utracie przez Wisłę szans na mistrzostwo. Wprawdzie na czele tabeli nadal znajdowała się Wisła, ale Ruch miał zaledwie jeden punkt mniej i jeden mecz do rozegrania więcej. Do tego Wisła miała w dwóch ostatnich kolejkach ligowych bardzo wymagających rywali: Cracovię i Pogoń; Ruch najsłabsze w Grupie Mistrzowskiej: ŁKS i Legię. Ruch pewnie pokonał Łodzian 4:1, choć mecz ten toczono w ramach jubileuszu łódzkiego klubu. Wisła tylko zremisowała w derbach 1:1 (22 października). Tym razem „trójka muszkieterów” w pomocy i dobry Artur w ataku (autor bramki) nie byli w stanie przechylić losów pojedynku na rzecz „Czerwonych”. Ruch po tej kolejce „tylko” zrównał się liczbą punktów z Wisłą (po 12); Pogoń gromadziła 10 punktów (w 8 meczach). Ruch miał jednak jeden mecz w zapasie, podobnie jak Pogoń. Wisła w ostatniej ligowej kolejce grała właśnie z Pogonią. Ta z kolei miała jeszcze zaległy mecz z ŁKS. Ruch miał do rozegrania mecze z Cracovią i Legią. Szanse na mistrzostwo Wisły były więc już tylko iluzoryczne. Jako iluzoryczne traktowano też szanse Cracovii. Tymczasem niespodziewanie Ruch poległ w Warszawie w meczu z Legią (29 października, 0:1), a Cracovia pokonała ŁKS 3:2, zwiększając swe szanse na miejsce na pudle. Dwa dni później do rywalizacji przystąpiła Wisła i Pogoń. „Wysoka była stawka tej walki, przez 90 min. trzymała w napięciu blisko 4-tysięczną rzesze. Widzowie śledzili zacięty bój o każdą "piędź ziemi", walkę która do przerwy stała na wysokim poziomie i należała do najpiękniejszych w tym sezonie”. I zakończyła się podziałem punktów (1:1) co oznaczać mogło dla obu drużyn utratę szans na tytuł mistrzowski. „Wisła ukończyła młóckę ligową” napisano i z dorobkiem 13 punktów przewodziła w ligowej tabeli, ale najgroźniejsi rywale nadal walczyli o tytuł. Wisła miała 13 punktów; Ruch 12; Pogoń 11; Cracovia 9. Z tym, że Cracovia miała jeszcze 2 mecze do rozegrania, w tym jakże ważny z Ruchem i wypadku wygranej miała realne szanse na mistrzostwo (choć musiałaby jeszcze wygrać wcześniejszy mecz z Legią w Warszawie). Ruch także w wypadku wygranej zapewniał już sobie tytuł. Pogoń grać miała z ŁKS i raczej dopisywano im pewne dwa punkty w tym meczu, ale musiała liczyć na potknięcia rywali. Pierwsza odpadła z walki Cracovia remisując zaledwie w Warszawie 2:2 (5 listopada). Pogoń pewnie pokonała ŁKS i wyprzedzała w tabeli Wisłę lepszym stosunkiem bramek. Mecz z ŁKS, w którym musiała wygrać różnicą siedmiu bramek, by wyprzedzić w tabeli Wisłę, i wygrała 9:0, wzbudzić miał niesmak u obserwatorów. W tabeli mógł wyprzedzić Pogoń jedynie Ruch w wypadku wygranej w meczu z Cracovią na wyjeździe. I tak się niestety dla Lwowian stało. 12 listopada Cracovia uległa Ruchowi 1:2. Tym samym Wisła zakończyła ligę na trzecim miejscu. Mogła sięgnąć po mistrzostwo, ale fatalna końcówka sezonu te szanse pogrzebała. Zaledwie dwa punkty zdobyte w 3 ostatnich meczach o tym zadecydowały, a wystarczyło tylko zremisować z Ruchem w Wielkich Hajdukach…
Zmienna forma „Czerwonych” w całym sezonie była zrozumiała biorąc pod uwagę jak wielu młodych graczy przewinęło się przez tę drużynę. Był to rok debiutów i odejść z drużyny graczy w dużej mierze decydujących o grze Wisły. Warto wymienić nazwiska tych, dla których był to ostatni sezon w wiślackich barwach, by zdać sobie sprawę jak wielka była to strata: Henryk Reyman, Stanisław Czulak, Józef Adamek, Ferdynand Pachner i Marian Kiliński. Nawet jeśli uwzględnimy, że byli to gracze, którzy najlepsze futbolowe lata mieli już za sobą. Młodzi debiutanci zastąpili ich niezwykle udanie, co dawało dobre perspektywy przed Wisłą w nadchodzących sezonach.

Prasa o Wiśle

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Tygodnik Sportowy. 1933, nr 11

W obozie Czerwonych.

Gdy się mówi o Cracovii, mimowoli wspomina się Wisłę. Dwadzieścia sześć lat rywalizacji zrobiły już swoje. Obecny kierownik sekcji piłkarskiej p. Czesław Delekta nie jest już po raz pierwszy na tern stanowisku i stąd wynurzenia jego jako już nienowicjusza na tem polu dać mogą obraz tego, jakie na najbliższy okres są plany i zamierzenia klubu.

Byliśmy zwolennikami dwuletniej karencji, a członkowie naszego Towarzystwa dawali temu niejednokrotnie wyraz na łamach prasy — mówi p. Delekta. Przyzwyczajeni jesteśmy do pracy no własnych śmieciach, na których mieliśmy szczęście wychować wiele talentów.

Dość wspomnieć, iż nawet takie gwiazdy, jak śp. Antoni Poznański, Józef Kałuża, kpt. dr Mielech Stanisław i w. i. rozpoczynały swoją karjerę we Wiśle. Nie tak dawne to zresztą czasy, gdy koszulka z białym Orłem zdobiła piersi nie tylko każdego gracza I drużyny, ale zaszczyt ten spotykał nawet i naszych rezerwowych zawodników. Niektórzy przepowiadają nam wprawdzie, iż czasy kryzysu nas nie oszczędzą. Ja osobiście jestem jednak zdania, iż okres ten należy do przeszłości i nadchodzi teraz nowy, w którym piąć się będziemy ku wyżynom. Nazwałbym ten okres marszem po utracone berło mistrzowskie. Dążyć, do tego będziemy o własnych silach, wykorzystując szereg dobrych rezerw, które u nas się wychowały, przyczem nie rezygnujemy z naszych starych wypróbowanych już sił.

W linji napadu obok starej gwardji, jak bracia Reymanowie, Balcer, Adamek i Czulak obok młodszej, jak Artur i Lubowiecki, możemy się poszczycić i narybkiem (Koziarski, Feret). Linja pomocy jest już tradycyjnie naszą najsilniejszą bronią, nazwiska braci Kotlarczyków, Jezierskiego i Bajorka mówią same za siebie. Do obrony po dłuższej przerwie wraca napowrót rutynowany Pychowski, obok niego zobaczymy zależnie od formy Pachnera, Szumilasa, czy też Oleksika. W bramce Koźmin stanowić będzie ostatnią instancję, która nie łatwo lubi kapitulować. Obok niego są i młodsi gracze, jak Seylrhuber, Białko.

Poza rozgrywkami ligowemi, na które siłą rzeczy zwrócona będzie wytężona uwaga, stoi przed nami ciężkie zadanie — zadanie, z którego doniosłości zdajemy sobie sprawę, a mianowicie reprezentowania barw polskich już za 2 miesiące w Belgji i Francji. W czasie od 10—21-go maja drużyna nasza rozegra pięć spotkań, z tego dwa w Belgji, a trzy we Francji. Przeciwnikami w Belgji będzie w jednym meczu Diables Rouges (nieoficjalna reprezentacja Belgji, drugim zaś jedna z drużyn belgijskich, prawdopodobnie Antwerp. Wprawdzie mecz z Diables Rouges, jako grany przy świetle elektrycznem jest traktowany w Belgji tylko jako propagandowy, celem udowodnienia publiczności, iż można grać całkiem dobrze o tej porze mecze, wprawdzie ostatnio reprezentacja Niemiec zachodnich wygrała z Diables Rouges aż 7:0, to jednak wagi tego spotkania bynajmniej nie niedoceniamy. Trzy mecze we Francji nie będą zapewne już tak groźne, aczkolwiek klasa emigracji naszej we Francji, z którą grać będziemy dwukrotnie jest coraz wyższą, ale trzeci mecz w Paryżu prawdopodobnie z Racing Cloub nakłada ciężkie na nas obowiązki. Drużyna nasza zdaje sobie z tego sprawę i wzięła się też. wyjątkowo w tym roku do wcześniejszej i intensywniejszej, jak po inne lata za prawy.

Mamy zawsze w pamięci nasz ostatni wyjazd do Niemiec, dokąd nasza wyprawa pod względem propagandowym dała jak najlepsze wyniki, sądzimy też, że i tym razem nie zawiedziemy.

Żegnamy naszego sympatycznego rozmówcę, życząc mu jak i Klubowi jak największych sukcesów.

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 27

Parszywe owce.

W codziennej prasie brukowej czytamy obecnie w pełnym sezonie coraz więcej sensacyj, coraz więcej doniesień o brudnych spraw ach w sporcie: przekupnych sędziach, podkładających się klubach, upitych graczach. Wszystko to ubrane jest w ogólniki z przeróżnemi dodatkami, jak „na wesoło”. „mówią że”, „rzekomo“ i t p. tak, byle tylko ręka sprawiedliwości nie mogła dosięgnąć autora takiej spreparowanej sensacji, mającej dostarczać „tysiące“ czytelników swemu brukowcowi, zbrukanem u do reszty jadem , żrącym wszystko, co szlachetne, co uczciwe w sporcie. Nie dojrzy się zato w tych pism ach brukowych żadnej notatki, któraby podkreślała, ile to daje zadowolenia w życiu sport, jakie są jego walory, jakie wartości pedagogicznie i t p. Ich stać tylko na wyszukiwanie rzeczy brudnych, bo ich umysł wyżej wznieść się nie potrafi.

Dla przykładu weźmy jeden z ostatnich meczów ligowych: Wisła—Podgórze 10:1. Wysoki wynik, niebywałe zwycięstwo drużyny jednej nad drugą, daje asumpt tym reporterom nie do zachwytu nad formą, nad wysiłkiem jednego zespołu, ale daje pole do zrabowania całego wysiłku zwycięzców, do rzucania inwektyw na przeciwnika Wisły, iż miał graczy upitych, że umyślnie wystąpił osłabiony, bez kilku zawodników; krótko mówiąc, celowo się podłożył.

Taki reporter — prawdziwa parszywa owca dziennikarska — wie tylko, iż nie mając żadnych dowodów, nie może wystąpić z otwartemi zarzutami, boby się naraził na skargę sądową i dla4:go ubiera całą tę rzecz „na wesoło”, w różne ogólniki, domyślniki, byle tylko zohydzić klub i osoby mu niemiłe, nie pytając i nie zdając sobie sprawy z tego, iż zohydzając sport, szkodzi przedewszystkiem sobie samemu, bo ogół, czytając w sporcie same brudy tylko, zacznie od tego sportu się odwracać i wkońcu go znienawidzi i... wkońcu nie będzie już o nim co pisać.

W przyszłości przeto nie ograniczymy się do tej notatki, ale ogłosimy imiennie autorów tych notatek i oddamy ich pod pręgierz opinji publicznej. W sprawie zaś poruszonego przez nas meczu. Wisła—Podgórze od zarządu pierwszego z łych klubów otrzymaliśmy następujące pismo z prośbą o zamieszczenie:

„Po ostatnich zawodach naszej drużyny ligowej z K. S. Podgórze ukazało się w kilku pismach codziennych parę ..., których treść, ujęta w ogólnikach, mogłaby rzucić pewne podejrzenie na prawidłowość uzyskania przez naszą drużynę zaszczytnego wyniku. Nasza dotychczasowa działalność, dobrze zapisana w sporcie polskim, wolna zawsze od jakichkolwiek zarzutów, gdy chodzi o uczciwą walkę na zielonej murawie, jest dostateczną rękojmię normalności każdej naszej rozgrywki i zwalnia nas od obowiązku podejmowania jakiejkolwiek polemiki na ten temat. Autorów tych notatek, pragnących zrabować naszej drużynie jej cenny wysiłek przez rzucanie ogólnikowych podejrzeń, a uchylających się od odpowiedzialności sądowej przez brak wystąpienia męskiego, jawnego, bez podania jakichkolwiek dowodów, uważać musimy za zwyczajnych tylko oszczerców!

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 33

Nikczemna napaść.

W jednem z krakowskich pism brukowych ukazał się artykuł p. t. „Przekupstwo kwitnie w drużynach ligowych", w którem zamieszczony został list Klubu Sportowego „Garbarnia .wy stosowany do Ligi Polskiego Związku Piłkl Nożnej. List ten zawiera cały szereg zarzutów pod adresem Towarzystwa Sportowego „Wisła” oraz członków naszej redakcji i to dziwić się należy, iż mogło się znaleźć w Polsce pismo, mające czelność je opublikować. Przeciwko autorom tego pisma wniesiono skargę. Niezależnie od powyższego Zarząd Sportowego „Wisła zwrócił się do Ligi PZPN z prośbą o przyspieszenie zbadania sprawy, ... konsekwencyj wobec autorów pisma, jak i Klubu Sportowego „Garbarnia .

Dla wyjaśnienia informujemy, że Klub S portowy „Garbarnia" zarzucał w tein piśmie, iż bramkarza Podgórza Koczwarę specjalnie wprowadzono w stan nietrzeźwy, chcąc w ten sposób osłabić jego grę, że najlepsi gracze Podgórza Otfinowski, Kret i w. in. tylko na skutek tajemniczych machinacyj nie wzięli udziału w meczu Wisła-Podgórze, że wreszcie wynik tegoż meczu (16:1 ma Wisły) nie został osiągnięty w sposób zgodny z zasadami sportowemi, lecz został uzyskany na skutek pobocznych zabiegów osób zainteresowanych.

Rozumiemy, iż brukowiec krakowski pragnie przez to tworzenie sensacyj powiększyć sobie koło czytelników, ale myli się, bo nie łatwo znaleźć kogoś, coby szedł na lep ordynarnych i kłamliwych łgarstw.

Opinję Tow. Sport. „Wisła“, traktującego autorów zarzutów jako zwyczajnych oszczerców, już poznaliśmy z pism a wystosowanego do nas przed paru tygodniami, obecnie zaś dla ilustracji — co warte są zarzuty stawiane przez autorów listu K. S. „Garbarnia" i publikującego je „Expressu Ilustrowanego", zamieszczamy narazić nast. oświadczenia zainteresowanych osób: W związku z wczorajszym artykułem w jednym z dzienników krakowskich prosiłbym o łaskawe umieszczenie w Ich poczytnem piśmie mego sprostowania:

Nieprawdą jest jakobym od kogokolwiek pobrał pieniądze i z tego tytułu nie brał udziału w zawodach przeciw T. S. Wisła. Prawdą natomiast jest, że grać nie mogłem z powodu osłabienia i niedyspozycji, co każdemu człowiekowi, a. więc i zawodnikowi przydarzyć się może. Przeciw oszczercom zwracam się na drogę sądową, nie mogąc niestety inaczej reagować na ubliżające memu honorowi brednie i bajki niegodne ich autorów.

Z poważaniem

kap. I. Drużyny K. S. Podgórze. Brożek Stanisław

Kraków, 11 sierpnia 1933.

W związku z artykułem „Przekupstwo kwitnie w drużynach ligowych“, zamieszczonym w „Expressie Ilustrowanym “ z dn. 12 sierpnia 1933 Nr. 222 proszę o łaskawe zamieszczenie w Ich poczytnem piśmiennego oświadczenia nast.:

Nieprawdą jest, jakobym wystąpił do zawodów Wisła Podgórze w dn. 2 lipca 1933 r. w stanie opilstwa. Zarzut ten niegodny sportowca piętnuję. Nieprawdą jest, jakoby ktokolwiek w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" straszył mnie lub wpływał na mnie kiedykolwiek utratą posady w związku z moją grą w piłkę nożną lub wogóle uprawianiem sportu, a więc tem bardziej nie mogło być m wy o tem w związku z meczem Wisła— Podgórze w dn. 2 lipca 1933 r.

Nieprawdą jest, jakoby spotkał m nie w drodze na mecz Podgórze—Wisła w dn. 2 lipca 1933 r. inż. Krautwirth. jadący wózkiem. Posiadam bowiem świadka, który jechał wraz ze mną z Podgórza tram wzajemna powyższe zawody i w czasie mej drogi na powyższy mecz nie spotkaliśmy zupełnie inż. Krautwirtha i tem samem nie mogliśmy zamienić z nim żadnych słów.

Dodatkowo pragnę wyjaśnić, iż gracz Wisły Kotlarczyk Jan z okazji pobytu na zawodach Liga Wschód—Liga Zachód w Warszawie w dn. 29 czerwca 1933 r., dowiedziawszy się, iż gracz Podgórza Kret wyjeżdża na ćwiczenia dywizji do Rybnika, zawiadomił mnie o tem lojalnie, abyśmy się starali o jego przyjazd na mecz Wisła—Podgórze w dn. 2 lipca 1933 r. O fakcie powyższym zawiadomiłem członków zarządu K. S, Podgórze pp. Hausnera i Banacha.

Koczwara Mieczysław.

Kraków, 12 sierpnia 1933 r.

W odniesieniu do artykułu zamieszczonego w nr. 222 „Expressu Ilustrowanego“ z dn. 12 sierpnia 1933 p. t. „Przekupstwo kwitnie w drużynach ligowych“, stwierdzam niniejszem , iż nieprawdę jest, jakoby p. Wacław Scchorz, współpracownik zakładów graficznych „I. K. C." opowiadał m i treść jakiejkolwiek rozmowy toczącej się jakoby w gmachu „I. K. C“ na temat- zawodów Wisła—Podgórze, natomiast prawdą jest, że p. W. Sechorz żadnej podobnej rozmowy mi nie opowiadał.

Wilczkiewicz Eugenjusz.

Kraków, 13 sierpnia 1933 r.

W odniesieniu do artykułu zamieszczonego w „Expressie Ilustrowanym “m z dn. 12 sierpnia prawdą jest, jakobym był świadkiem żynach ligowych“, stwierdzam niniejszem , że nieprawdą jest, jakobym był świadkiem rozmowy na temat zawodów Wisła—Podgórze, toczącej się jakoby przed powyższym meczem w gmachu „I. K. C". ja k również nieprawdą jest, że przebieg jakiejkolwiek rozmowy na ten temat opowiadałem p. Eugeniuszowi Wilczkiewiczowi. natomiast prawdą jest, że nie brałem udziału i nie byłem świadkiem żadnej podobnej rozmowy i nie opowiadałem żadnej rozmowy dosłownie p. Wilczkiewiczowi. Kraków. 14 sierpnia 1933.

Wacław Sechorz

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 43

Bandytyzm w sporcie napiętnowany.

Kruków, 23 października.

Przez długi czas Czytelnicy nasi byli świadkami, jak pewien krakowski organ brukowy z całą furją i zaciętością, godną lepszej sprawy walczył w obronie podniesionych przez siebie i Klub Sportowy Garbarnia zarzutów z okazji meczu w dn. 2 lipca Wisła—Podgórze 10:1. Zarzuty te wysunięto bez jakiegokolwiek przeprowadzenia nań dowodu, zeszkalowano przytem niewinnych zawodników, zainteresowane kluby i wiele osób.

Z inicjatywy Tow. Sport. „Wisła" zajęła się podniesionemi zarzutami Liga PZPN, która przez swój Wydział gier i dyscypliny oraz specjalną komisję, wysłaną do Krakowa, zbadała cały materiał.

Wyniki jej po żmudnem przeprowadzeniu dochodzeń podała nam w dniu 20 bm. Liga PZPN komunikatem za I.. 1115,33. Oto treść jego:

„W związku z meczem Wisła—Podgórze w dniu 2 lipca 10:1 KS Garbarnia wystąpił z szeregiem zarzutów, kwest jonujących wynik meczu. Skrupulatnie przeprowadzone w tej sprawie dochodzenie przez W. G. i I). Ligi PZPN wykazało bezpodstawność wszystkich zarzutów Garbarni przeciwko Wiśle.

Wobec tego Zarząd Ligi na posiedzeniu w dniu 19 bm. na wniosek W. G. i 1). postanowił ukarać Zarząd KS Garbarnia, za niewłaściwą treść pism, skierowanych do władz piłkarskich, za podawanie zarzutów w formie faktów bez uprzedniego ich stwierdzenia, a w następstwie tego w farmie wyrządzającej szkodę sportowi piłkarskiemu, a w pierwszym rzędzie godzącej w dobre imię Ligi, za dopuszczenie do publikowania zarzutów w prasie przed ukończeniem dochodzeń przez władze piłkarskie grzywną Zł. 200 (dwieście), zawiadomić o powyższem zainteresowane kluby i wydać odpowiedni komunikat prasowy. — Ze sportowem pozdrowieniem: Sekretarz honorowy:

(—) R. Mosin i prezes: (—) l)r Żołędziowski, płk.

Tyle mówi suchy komunikat. Dla nas, dla szerszego ogółu i społeczeństwa sportowego ma on jednak jeszcze inne znaczenie — znaczenie bez porównania donioślejsze.

Jest on potępieniem tych pismaków brukowych, którzy dla brudnej, bo obliczonej na krótkotrwały efekt sensacji, puścić się usiłowali na oplwanie niemiłych im klubów, niemiłych im osób, aby za cenę ich oszkalowania podnieść upadającą poczytność brukowego pisemka. Słusznie też wypowiedział się w tej sprawie warszawski „Kurjer Poranny“ w Nr. 293 z dn. 22 bm. w artykule p. I „Oszczerstwa przykładnie ukarane“... „Decyzji lej należy gorąco przyklasnąć, a jedno tylko zarzucić: kara jest zbyt niską. Szkalowanie „przeciwnika" stało się tak modne ostatnio w sporcie polskim, że tytko maksymalne wysiłki związków oraz bardzo wysokie kary nakładane na oszczerców mogą przeciąć nić rozwielmożniającego się łajdactwa".

Ważniejsze wydarzenia

  • Ligowy kwiecień przeciętny w wykonaniu Wisły. „Biała Gwiazda” zajmuje po 4 kolejkach 3. miejsce w swej grupie.
  • Maj 1933. Pechowe tournee Wisły po Belgii i Francji. Piłkarze „Białej Gwiazdy” przegrali wszystkie mecze (w tym z reprezentacją polskiej emigracji).
  • 17 maja 1933: Pierwszy mecz Wisły przy sztucznym oświetleniu. Reprezentacja Belgii („Diables Rouges”) na Heysel pokonuje Wiślaków 3:0.
  • 24 maja 1933: Ostatni mecz tournee z Racingiem Paryż przegrany 0:1. W meczu tym piłkarze Wisły po raz pierwszy wystąpili z numerami na koszulkach.
  • 28 maja 1933: Jedyne ligowe spotkanie w bramce Wisły rozgrywa późniejszy słynny karykaturzysta, Edward Ałaszewski. W 35. minucie zmienia Mariana Kilińskiego Wisła przegrywa z Garbarnią.
  • 11 czerwca 1933: Czarna data w historii klubu. Podczas derbowego meczu z Cracovią drużyna Wisły po raz pierwszy w historii na znak protestu wobec stronniczego prowadzenia zawodów przez sędziego Rosenfelda schodzi z boiska. Dla ukaranego czerwoną kartką Henryka Reymana będzie to ostatni mecz w barwach Wisły.
  • 2 lipca 1933: Ligowy debiut Edwarda Madejskiego w bramce Wisły i zwycięstwo w derbowym pojedynku (10:1 z Podgórzem).
  • Październik/Listopad 1933: Zaledwie dwa punkty strzelone w trzech ostatnich meczach sezonu ligowego zadecydowały o przegraniu walki o mistrzostwo. Porażka z Ruchem 1:2 i remis z Pogonią śniły się później wielokrotnie piłkarzom „Czerwonych”.
  • Wisła znów na pudle, ale „tylko” na 3. miejscu.
  • Królem strzelców został Artur Woźniak z dorobkiem 19 goli.