Sezon 1935 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 11:00, 7 paź 2020; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze, I liga, Mecze towarzyskie międzynarodowe, Mecze towarzyskie i sparingi, Turnieje
Rezerwa Juniorzy
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Ważniejsze wydarzenia

  • 31 marca 1935: Wisła - Legia 0:4. Ostatni mecz ligowy Mieczysława Balcera.
  • 5 maja 1935 Wisła - Cracovia 4:0. Henryk Kopeć autorem 500. gola strzelonego przez piłkarzy Wisły w lidze (75’).
  • Zagraniczne tournee piłkarzy Wisły po Belgii i Holandii.
  • 20 czerwca 1935: Andrzej Woźniak kończy przygodę z Wisłą.
  • Według informacji Ilustrowanego Kuriera Codziennego, na przełomie lipca i sierpnia Wisła przebywa na "obozie ćwiczebnym" w Warszawie.
  • 4 sierpnia 1935: Wisła - Warta 2:3. Ostatni mecz ligowy Aleksandra Pychowskiego.
  • 14 sierpnia 1935: Wichura niszczy drewnianą trybunę Wisły, a boiska zostaje całkowicie zalane wodą po gwałtownej ulewie.
  • 8 września 1935: Pechowy debiut zaledwie 16-letniego Mieczysława Gracza w ligowych bojach. W derbach Wisła uległa Cracovii aż 0:5.
  • 13 października 1935: 200. mecz Wisły w rozgrywkach ligowych przypadł na pojedynek z Pogonią Lwów (3:1).
  • Wisła dopiero czwarta w lidze. Sezon bez trenera.

Prasa o Wiśle

Przebieg rozgrywek ligowych

Wisła w latach 30-tych XX wieku zwykła się utrzymywać w czołówce ligowej, ale w jej piłkarskiej alchemii brakowało jakiegoś pierwiastka, który dałby ostateczną dominację nad rywalami. Sezon 1935 był kolejnym, w którym sympatycy Białej Gwiazdy liczyli na powtórzenie triumfów z 1927 i 28 roku. Niestety, nadzieje te okazały się płonne i z roku na rok mistrzowskie sukcesy Wisły stawały się coraz bledszym wspomnieniem.

Zgodnie z zapewnieniami kierownika sekcji piłkarskiej, Czesława Delekty, do piłkarskich bojów przystępowali Wiślacy dobrze przygotowani, po solidnej porcji treningów. Dodatkową motywacją, "potężnym moralnym bodźcem" do "usilnej i wytężonej pracy", była persepktywa zagranicznego tournee, zakontraktowanego na połowę kwietnia. Celem przygotowań było więc znalezienie się wcześniej niż zwykle w optymalnej formie (Wywiad z Cz. Delektą, 5 marca 1935).

Wiosenne sparingi nie były miarodajnym wskaźnikiem formy. Krakowskie kluby z niższych klas (Legia, Grzegórzecki, Korona, Zwierzyniecki i Krowodrza) nie potrafiły przeciwstawić się wiślackim ligowcom (stosunek bramek w pięciu meczach 47:3 dla Białej Gwiazdy). Dopiero w ostatnim teście przed startem ligi Wisła zmierzyła się z rywalem z wyższej półki - Garbarnią - i test ten nie wypadł pomyślnie (przegrana 2:4).

31 marca 1935 roku Wisła zanotowała bolesny falstart ligowy. Choć porażka z Legią w Warszawie 4:0 była w zgodnej opinii komentatorów zbyt wysoka, to chaos w grze, brak sytuacji strzeleckich i dynamiki indywidualnej stawiał pod znakiem zapytania słuszność zapewnień o solidnym przygotowaniu Wiślaków. Przegląd Sportowy posunął się nawet do odradzania wyjazdu na zagraniczne tournee i wzywał PZPN do ewentualnej interwencji w tej kwestii (Przegląd Sportowy, numer 27/1935 rok strona 1).

Choć dramatyczne apele Przeglądu Sportowego uznać wypada za zdecydowanie przesadne, to jednak problem Wisły był wyraźny i kierownictwo klubu zdecydowało się na przetasowania - tak personalne, jak i taktyczne. Na drugim meczu ligowym w składzie Wisły zameldowali się Mieczysław Jezierski i Julian Samborski, do obrony przesunięty został Józef Kotlarczyk, a Łyko z łącznika przekwalifikowany został na skrzydłowego. Zmiany te przyniosły połowiczny sukces, to znaczy Wisła odniosła zwycięstwo nad Śląskiem Świętochłowice, ale jakość gry ciągle wymagała poprawy. Przebieg następnego meczu z Ruchem wskazywał, że forma Wisły zmierzała we właściwym kierunku. Biała Gwiazda przez długie fragmenty pojedynku ze Ślązakami - mistrzami Polski i głównymi kandydatami do tytułu w 1935 roku - była równorzędnym przeciwnikiem, nie dało to jednak Białej Gwieździe punktów (przegrana 2:4).

Pod koniec kwietnia Wisła wyjechała na zapowiadane tournee w Belgii i północnej Francji. Program zawodów był bardzo intensywny - w ciągu tygodnia Biała Gwiazda zagrała... 5 spotkań! Późniejsze rezultaty ligowe świadczą jednak, że turniejowe i towarzyskie rozgrywki były bardzo potrzebnym przetarciem treningowym. Wisła powróciła w mocnym stylu i w 4 oraz 5 meczu ligowym rozprawiła się z lokalnymi rywalami. 4:0 z Cracovią i 4:2 z Garbarnią dało Wiśle prestiżowe pierwszeństwo w krakowskim piłkarstwie.

Kontuzji w meczu z Garbarnią nabawił się jednak Stanisław Szczepanik, a skład obronny Wisły zdekompletowała absencja Władysława Szumilasa (według lakonicznych stwierdzeń w prasie, jej powodem było "zarządzenie władz wojskowych"). W tej sytuacji przetasowania kadrowe rozbiły spójność zespołu i zwycięskiej passy nie udało się przedłużyć do 3 spotkań (przegrana 1:3 z Pogonią).

W tych warunkach dwutygodniową przerwę na kolejne tournee zagraniczne witano zapewne z ulgą i nadzieją na dalszą poprawę gry, tym razem jednak po powrocie z wojaży Wisła kiepsko punktowała. Niewykluczone, że morale drużyny podłamała dwucyfrowa porażka z reprezentacją Rotterdamu na koniec tournee (3:10). O ile stratę punktów z Warszawianką można uznać za rezultat przemęczenia podróżą - szczególnie że w kolejnym meczu Biała Gwiazda rozprawiła się z silną Wartą Poznań - o tyle stratę punktów z Polonią Warszawa trudno w jakikolwiek sposób usprawiedliwić. Czarne Koszule były w tamtym sezonie absolutnym outsiderem ligowym, w całym sezonie zanotowały jedynie 3 zwycięstwa. Niestety, jedno z nich przypadało na 7 lipca i pojedynek z Wisłą. Fatalnie tego dnia spisała się obrona Wisły, a jej atak zmagał się z bolączką, która często w 1935 roku towarzyszyła drużynie: mimo przewagi Biała Gwiazda nie dochodziła do sytuacji strzeleckich. "Słaba drużyna zwycięża beznadziejną" - skomentował (ciągle krytyczny wobec Wisły) Przegląd Sportowy. Na koniec pierwszej części sezonu Wisła pokonała w Łodzi ŁKS 2:1, przy czym zwycięska bramka padła w ostatnich minutach.

Runda rewanżowa w wykonaniu Wisły rozpoczęła się fatalnie. Przegrana 2:3 z Wartą, 0:2 z beniaminkiem ze Świętochłowic i niechlubne 0:5 z Cracovią dramatycznie zaważyły na całym sezonie. Dość powiedzieć, że na koniec sezonu Białej Gwieździe do tytułu mistrzowskiego zabrało 3 punktów...

Jaka była przyczyna tak fatalnej postawy Wisły w sierpniu i wrześniu 1935? Trudno jednoznacznie ocenić, zapewne jak zwykle w takich przypadkach zadecydował splot różnych czynników. Z relacji prasowych wynika, że Wiślacy grali bez wiary we własne siły. Szczególnie raziła nieskuteczność napastników, w środku pola zawodzili bracia Kotlarczykowie, wyglądający na przemęczonych. Dodatkowo na początku meczu ze Śląskiem kontuzję odniósł Obtułowicz - w efekcie przez większość spotkania Wisła grała w osłabieniu a w następnym pojedynku musiano eksperymentować ze składem, wystawiając na środku ataku młodziutkiego Mieczysława Gracza.

Wszystko to nie stanowi jednak usprawiedliwienia dla fatalnych wyników uzyskanych z Wartą, Śląskiem i Cracovią, szczególnie że Wisła z każdym z tych zespołów wygrała na wiosnę. Na początku września Wisła była wymieniana w gronie kandydatów do spadku. W tych okolicznościach pięciotygodniową przerwę w rozgrywkach ligowych przyjęto zapewne z ulgą.

Wisła powróciła do ligowych pojedynków w mistrzowskim stylu. W ostatnich 7 meczach Biała Gwiazda zanotowała 5 zwycięstw i 2 remisy przy bilansie bramkowym 24:6. Krakowianie powstrzymali pretendentów do tytułu (Pogoń Lwów pokonana 3:1, remis 0:0 z Ruchem Chorzów) i odnotowali kilka imponujących wyników z pozostałymi drużynami (8:1 z Polonią Warszawa, 5:0 z Legią Warszawa, 4:2 z ŁKSem). Napastnicy Wisły w końcu popisywali się skutecznością i Biała Gwiazda pięła się w górę tabeli. Niestety, finisz rozpoczęty został zbyt późno i Wisła zdołała się przesunąć jedynie na 4 miejsce.

Wisła strzeliła 51 bramek (na 20 meczów), co daje średnią 2.55 bramki na mecz. Więcej goli w lidze zdobyła jedynie druga w tabeli Pogoń Lwów. Jeżeli przypomnimy, że napastników Wisły sprawozdawcy często ganili za małą skuteczność w sytuacjach podbramkowych, to uświadomimy sobie potencjał ofensywny Białej Gwiazdy. Z drugiej strony 38 straconych goli plasowało Wisłę na czwartym miejscu od końca w ligowej stawce. Mniej bramek straciła nawet Cracovia, która przecież spadła z ligi.

Zajęcie 4 miejsca przez Białą Gwiazdę uznać wypada za wynik niesatysfakcjonujący. Wisła w kilku momentach sezonu 1935 pokazała, że jej potencjał był wystarczający na włączenie się do walki o mistrzowskie laury. Niestety, w innych fragmentach rozgrywek Biała Gwiazda spisywała się słabo i gubiła punkty z drużynami obiektywnie zdecydowanie słabszymi. Te okresowe wahania formy przełożyły się na ostateczne miejsce w tabeli.

Ocena zawodników

Bramkarze

Wisła Kraków rozpoczęła sezon z Maksymilianem Koźminem jako podstawowym golkiperem. Doświadczony bramkarz był już wówczas u schyłku swojej piłkarskiej kariery. Współcześnie 29-letni zawodnik to piłkarz w kwiecie wieku, szczególnie na pozycji bramkarza, gdzie mniejsze znaczenie ma kondycja, a większe doświadczenie. Wówczas jednak realia były inne, Koźmin zaliczał się już do starszych graczy z kadry, na dodatek w 1933 roku doznał poważnej kontuzji, która na ponad rok wyeliminowała go z gry (złamanie nogi).

W 1935 roku Koźmin spisywał się... zmiennie - dobre występy przeplatał słabymi. Trudno oprzeć się wrażeniu, że bramkarz Wisły dopasowywał się do formy całej drużyny - gdy Wiśle mecz się układał, jej golkiper także spisywał się dobrze, gdy zaś Biała Gwiazda przegrywała, Koźmin wypadał blado. Sezon zaczął - tak, jak cała drużyna Wisły - źle. W przegranym meczu z Legią Koźmin był niezdecydowany i niepewny. W drugiej kolejce Wisła pokonała Śląsk Świętochłowice i wtedy bramkarz w kilku sytuacjach ochronił drużynę przed stratą gola. W trzeciej kolejce Wisłę pokonał Ruch, a Koźmin był słaby i nerwowy, stwarzał zagrożenie, wypuszczał piłkę z rąk i źle się ustawiał. W kolejnym meczu Biała Gwiazda zdominowała Cracovię i tego dnia Koźmin był świetnie usposobiony, dobrze spisywał się w trudnych sytuacjach, zasłużył na wyróżnienie...

Ta zmienność w dyspozycji bramkarza z pewnością nie dawała stabilizacji w linii obronnej Wisły.

W meczu z Garbarnią przeciwnik wyszedł na prowadzenie po pechowej sytuacji z udziałem Koźmina - piłka trafiła w słupek, po czym odbiła się od golkipera Wisły prosto do bramki. Gol ten zdeprymował Wiślaków, jednak zdołali oni odwrócić losy meczu. Koźmin poza tym niefortunnym zagraniem oceniony został na plus.

W przegranym meczu z Pogonią Koźmin oceniony został najlepiej spośród Wiślaków, mimo straty 3 bramek. Jednak już w kolejnym spotkaniu bramkarz Wisły raził niepewnością i zawinił dwie bramki, w czym sprawozdawcy upatrywali przyczyny straty punktów przez Wisłę. Koźmin "nie jest zły, ale nie jest też dobry i pewny. Za wiele ryzykuje i pozuje i możliwe do obrony sytuacje zaprzepaszcza" - podsumowywał Nowy Dziennik. Gdy w kolejnej rundzie gier Koźmin "słabo orientował się", kierownictwo drużyny zdecydowało się na zmiany.

W 9 kolejce ligowej Koźmina zastąpił między słupkami Edward Madejski. Patrząc z dalszej perspektywy, można by powiedzieć, że była to "zmiana powrotna" - Madejski bowiem zastępował już Koźmina w 1933 i 34 roku, gdy starszy kolega leczył kontuzję.

Madejski zbierał pozytywne oceny za swoją grę. Poza pierwszym meczem, gdzie grał nerwowo i wypuszczał piłkę z rąk, był zdecydowanie chwalony za swoją postawę. Znaczną różnicą przy porównaniu z Koźminem było to, że nawet gdy Wisła grała słabo, Madejski nie schodził poniżej pewnego poziomu i swoją grą starał się polepszyć ostateczny rezultat. Tak było 4 sierpnia, gdy bramkarz uchronił Wisłę przed wyższą porażką z Wartą Poznań, tak było nawet w haniebnych derbach przegranych 0:5, gdy Madejski nie zawinił przy żadnej z bramek, a nawet obronił rzut karny ("z poświęceniem rzucał się w błoto, w wielu sytuacjach poważnych ratował skutecznie, a nawet obronił rzut karny. Wynik nie obciąża go" - tak komentował sprawozdawca Raz, Dwa, Trzy).

Możliwe jednak, że Madejski miał "lepszą prasę" od swojego konkurenta do gry. Dziennikarze oceniali go pozytywnie nawet za mecz przegrany ze Śląskiem Świętochłowice, gdy Edward przy jednej z bramek wypuścił piłkę z rąk - usprawiedliwiano go atakiem przeciwnika i... oślepieniem przez słońce.

Tak czy inaczej, Madejski był konsekwentnie wyróżniany jako jeden z najlepszych zawodników Wisły, chwalono go za spokój w grze i przytomne i pewne interwencje.

10 listopada 1935 w meczu z Legią Madejski na kilkanaście minut ustąpił miejsca Koźminowi. Kontuzjowany po jednej z interwencji, Madejski zszedł na kwadrans z boiska by dojść do siebie, w drugiej połowie kontynuował jednak grę (ówczesne przepisy pozwalały bramkarzom na takie zmiany). Koźmin przez tych kilka chwil wykazał się dobrą formą. Ostatecznie wywalczył sobie powrót między słupki wiślackiej bramki na dwie ostatnie kolejki ligowe - i to już bez kontuzji kolegi. W tych dwóch spotkaniach Koźmin zebrał pozytywne oceny, pisano, że gra jak za najlepszych lat.

W ogólnym rozrachunku, pominąwszy początkowe wahania formy Koźmina, można stwierdzić, że Wisła dysponowała w 1935 roku dwoma bramkarzami o porównywalnym, całkiem wysokim poziomie.

Obrońcy

Obrona była w 1935 roku najsłabszą formacją w drużynie Wisły. Podstawową parę obrońców stanowili wówczas Stanisław Szczepanik i Władysław Szumilas, jednak często z różnych względów dochodziło do przetasowań. To z pewnością nie wpływało pozytywnie na jakość gry defensywy.

W pierwszej kolejce w linii defensywnej Wisły wystąpił Eugeniusz Oleksik. Prasa ograniczyła się jedynie do stwierdzeń, że jego partner z obrony (Szumilas) wypadł lepiej. Był to ostatni mecz Oleksika w barwach Białej Gwiazdy.

W obronie trzy razy wystąpił przesunięty z linii pomocy Józef Kotlarczyk. Kotlorz zebrał za te występy pozytywne oceny - chwalono jego zmysł taktyczny i skuteczność w obronie. W pojedynku z Ruchem Chorzów przytrafiła mu się jednak niefortunna interwencja, gdy przy jego próbie wybicia piłka trafiła w Wilimowskiego i zawędrowała następnie do bramki. W tym też meczu Kotlarczyk miał pozwalać sobie na aroganckie zachowanie wobec przeciwnika i sędziego. W ogólnym rozrachunku, Kotlarczyk był mocnym punktem linii obronnej Wisły, ale przesunięcie go na tę pozycję było jedynie wyjściem awaryjnym i tworzyło lukę w linii pomocy, na nominalnej pozycji Kotlorza.

Taki sam charakter miały oba występy Andrzeja Woźniaka - zawodnik ten pojawił się w składzie Wisły, gdy zagrać nie mógł Szczepanik. Tak było 2 czerwca w meczu z Pogonią i 20 czerwca w pojedynku z Warszawianką. Brat Artura grał ambitnie, ale nie był w stanie zagwarantować takiego poziomu w defensywie, jak nieobecny Szczepanik. W jego postawie zauważyć można było brak doświadczenia na najwyższym szczeblu - po kilku błędach Woźniak zaczął grać nerwowo, przytrafiały mu się faule w groźnych rejonach boiska, a nawet zagranie ręką na linii pola karnego. W obu tych meczach Wisła straciła po 3 bramki. Dla Woźniaka były to ostatnie występy w barwach Białej Gwiazdy (ogółem zanotował jedynie 3 mecze).

Jeden jedyny występ w 1935 roku zanotował Aleksander Pychowski - był to z resztą pożegnalny mecz doświadczonego i zasłużonego obrońcy. Pychowski zastępował Szumilasa 4 sierpnia w przegranym meczu z Wartą Poznań, gdy Szumilas odbywał karę zawieszenia. Filigranowy defensor pokazał w tym meczu wysoką klasę, ale jednocześnie - co dziwić nie powinno - dwójce obrońców Wisły brakowało zgrania.

Dwukrotnie Szczepanika w składzie Wisły zastępował debiutant Stanisław Cholewa. Były to spotkania pod koniec sezonu, bez większego wpływu na układ tabeli. 21-latek zebrał pozytywne oceny, w derbach z Garbarnią został wymieniony w gronie najlepszych na boisku. Cholewa nie przebił się jednak do pierwszego składu, wystąpił jeszcze tylko w jednym meczu w 1936 roku.

Ogółem aż w 8 z 20 spotkań skład obrony Wisły miał charakter eksperymentalny. W sytuacji, gdy linia defensywna zgodnie z ówczesną taktyką składała się z dwójki obrońców, zgranie defensorów miało kluczowy charakter. Przy częstej rotacji składu o zgranie takie było niezwykle trudno.

W pozostałych 12 spotkaniach parę obrońców ("beków", jak wówczas z angielskiego back nazywano graczy na tej pozycji) stanowili Stanisław Szczepanik i Władysław Szumilas.

Szczepanik przebił się do pierwszego składu dopiero w 4 kolejce. W pierwszej kolejce zagrał Oleksik, dla którego był to pożegnany występ, w dwóch kolejnych spotkaniach awaryjnie na obronie zagrał Kotlarczyk, dopiero w kolejnym meczu sięgnięto po Szczepanika. Piłkarz ten z Wisłą związany był od 1929 roku, ale do tej pory miał na koncie jedynie 4 występy w sezonie 1932, poza tym grał w rezerwach. Sytuacja ta pokazuje, że układ linii defensywnej krystalizował się dopiero w trakcie sezonu, co stawia pod znakiem zapytania jakość taktycznych i personalnych przygotowań drużyny do rozgrywek.

W grze Szczepanika komentatorzy dostrzegali braki w ograniu i doświadczeniu. Wskazywano, że Szczepanik źle się ustawia, popełnia błędy i kiepsko wybija piłkę. Przykładowo w meczu z ŁKSem 14 lipca kiks Szczepanika o mało nie zakończył się samobójczym trafieniem. W tym samym meczu obrońca Wisły miał szczęście, że sędzia nie dostrzegł jego zagrania piłki ręką w polu karnym. Błąd Szczepanika był powodem straty bramki w pojedynku z Pogonią 13 października - defensor nie trafił w piłkę, futbolówka przeleciała mu pod nogą, a przeciwnik skrzętnie skorzystał z tej okazji. "Szczepanik wyprawiał karygodne harce", "Szczepanik wyprawiał straszne rzeczy, katastrofalnie kiksując" - niestety, tego rodzaju komentarze pojawiały się w sprawozdaniach z meczów Wisły. Jednocześnie jednak wydaje się, że z biegiem czasu Szczepanik poprawiał swoją grę, kilkukrotnie zbierał nieśmiałe pochwały (w relacji z meczu z Garbarnią gazeta Raz, Dwa, Trzy nazwała go "wcale dobrym" partnerem Szumilasa, gdy zaś kontuzja odniesiona w tym spotkaniu wykluczyła go z kolejnej kolejki gier, pisano o osłabieniu drużyny i zatraceniu przez obronę swojego oblicza), aż w ostatnim meczu ligowym był wyróżniany za dobrą grę i rozumną taktykę. W ogólnym jednak rozrachunku jego postawa w przeciągu 1935 roku mogła być lepsza.

Spośród obrońców Wisły najwyżej ocenić należy Szumilasa. Jemu też zdarzały się błędy, jak w meczach ze Śląskiem i z Cracovią, gdy jego faule i zagrania ręką przeciwnicy zamieniali na bramki. Szumilas ma też na sumieniu po jednej bramce straconej z Warszawianką i z Polonią, a w tych dwóch spotkaniach Biała Gwiazda pogubiła bardzo cenne punkty. O wiele częściej jednak Szumilas był chwalony za swoją postawę, do tego stopnia, że w sierpniu komentatorzy apelowali, "by kapitan związkowy zainteresował się nim przy zestawianiu reprezentacji Polski". W jego grze chwalono energiczne i skuteczne interwencje, opanowanie taktyczne, dobre wspieranie bramkarza. "Szumilas wkraczał zdecydowanie i we właściwym momencie, zawsze trafiał w piłkę, chodź wykopy czasem miał z powodu wiatru niezbyt pewne" - tak po ostatnim meczu ligowym podsumowywało jego postawę Raz, Dwa, Trzy.

Szumilas był żelaznym punktem w składzie Wisły - nie zagrał tylko w dwóch spotkaniach: 2 czerwca "na skutek zarządzenia władz wojskowych" oraz 4 sierpnia przez karę zawieszenia. Ten drugi przypadek zasługuje na uwagę, gdyż karę nałożył Wydział Gier za "pogróżki względem przeciwnika". Najprawdopodobniej dotyczyło to meczu z ŁKSem, gdy sędzia Romanowski z Warszawy dopuścił do brutalnej gry i sam wielokrotnie podejmował błędne decyzje. W tych okolicznościach zapewne doszło między piłkarzami do potyczek słownych. Wisła odwoływała się od zawieszenia Szumilasa, nie przyniosło to jednak efektu.

Jak już wspomniano, linia defensywna Wisły była w 1935 roku najsłabszą formacją. Biała Gwiazda traciła średnio 1,9 bramki na mecz i był to 4 najgorszy wynik spośród ligowców. Na początku sezonu kierownictwo drużyny ewidentnie miało kłopot z zestawieniem kadrowym defensywy, a gdy już zdecydowano się na ustawienie Szczepanik-Szumilas okazywało się, że brak jest wartościowych zmienników na wypadek absencji jednego z "beków". Ponadto obrońcy zbyt często sami stwarzali zagrożenie pod własną bramką.

Artykuły prasowe

Artykuły prasowe. Piłka nożna 1935