Sezon 2008/2009 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:10, 20 sty 2023; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
poprzedni sezon Rozgrywki w tym sezonie następny sezon
Wszystkie mecze Ekstraklasa Puchar Polski Superpuchar Puchar Ekstraklasy
Liga Mistrzów Puchar UEFA Mecze towarzyskie Mecze towarzyskie międzynarodowe Młoda Ekstraklasa
Juniorzy starsi Juniorzy młodsi Trampkarze
Kadra Statystyki Spis Sezonów


Spis treści

Runda jesienna

Bez pucharów, bez podium - Wisła po pierwszej rundzie (cz.1)


Choć za oknem mróz i śnieg, wielkimi krokami zbliża się do nas wiosna. Na razie tylko ta piłkarska. Już w najbliższy piątek ekstraklasa wraca do gry, a wraz z nią Wisła, która w Bytomiu zmierzy się z tamtejszą Polonią. Aby lepiej przygotować się do drugiej części sezonu, proponujemy lekturę artykułów dotyczących minionej rundy oraz tego, co może nas czekać w najbliższych miesiącach. Dziś część pierwsza, w której przypomnimy sobie przebieg minionej rundy.


Beitar Jerozolima, czyli pierwsze koty za płoty


Porażka, lecz z nadziejami

Beitar rozgromiony przy Reymonta! Gramy z Barcą!

Sezon 2008/2009 Wisła miała rozpocząć od meczu z Ruchem. Jak wszyscy wiemy za sprawą afery korupcyjnej( i nieudolności naszego związku piłki nożnej) dwie pierwsze kolejki zostały przełożone, a Wisła musiała ruszyć w pucharowy bój bez ligowej rozgrzewki. Fortuna w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów skojarzyła krakowski klub z Beitarem Jerozolima. Rywal wydawał się dość egzotyczny, jednakże mistrzostwo wywalczone w dobrym stylu, gracze klasy reprezentacyjnej( Abreu, Boateng) opłacani przez bogatego właściciela, do tego daleka i męcząca podróż do kraju, w którym gorący klimat ustępuje tylko gorącym głowom mieszkańców - wszystkie te czynniki sprawiały, że wielu kibiców widziało pucharową przyszłość Wisły w czarnych barwach.

Dwumecz z Izraelczykami dowiódł, że obawy te były mocno przesadzone. Beitar okazał się drużyną dobrą, ale, pomimo zainwestowanych pieniędzy, daleką od europejskich standardów. O ile ofensywne możliwości zespołu i technika poszczególnych piłkarzy robiły wrażenie, o tyle, tradycyjnie dla drużyn z regionu, Beitar prezentował się słabo w defensywie - tak indywidualnie jak i zespołowo. Wisła mogła przesądzić losy dwumeczu już w Jerozolimie. Wiślacy wyszli na murawę nieco przestraszeni, grali ze zbyt dużym respektem dla rywali. Mimo to udało się im wyjść na prowadzenie a potem stworzyć sobie okazje do podwyższenia wyniku. Niestety niedokończona akcja Sobolewskiego zakończyła się kontrą, po której gospodarzom udało się wyrównać stan spotkania. Rywale poszli za ciosem, zdobyli drugą bramkę i to oni cieszyli się ze zwycięstwa w pierwszym spotkaniu. Ponadto Wisła straciła przed rewanżem Marka Zieńczuka, który otrzymał czerwoną kartkę (za dwie żółte). Jednak największą stratą była kontuzja Arkadiusza Głowackiego w ostatnich minutach meczu. Stoper Wisły do zdrowia powracał przez ponad miesiąc, co gorsza do końca rundy nie zdołał w pełni odbudować swojej formy.

Obok kontuzji naszego kapitana, tym, co najbardziej martwiło po meczu w Izraelu, były błędy popełnione w sferze psychicznej. Wisła to drużyna dość doświadczona w europejskich pucharach, a jednak wciąż popełnia podobne błędy. W sześćdziesiątej pierwszej minucie zamiast grać w piłkę, Wiślacy stanęli i zaczęli wykłócać się z arbitrem. Beitar wyprowadził kontrę i zamiast 0-2 na tablicy świetlnej widniał wynik 1-1. Od razu przypomina się podobna sytuacja z meczu z Panathinaikosem. Po utracie bramki Wiślacy nie potrafili zapanować nad przebiegiem spotkania, ale przede wszystkim nie potrafili uporządkować własnej gry. Ponadto zbyt bojaźliwie grająca Wisła, po błędach indywidualnych, mogła zostać skarcona utratą bramki już w pierwszych minutach spotkania. Wiślacy przegrali mecz w Jerozolimie w swoich głowach. Niestety nie był to ostatni mecz minionej rundy, w którym czynnik mentalny odgrywał po stronie Wisły kluczową rolę.

Rewanż był przeciwieństwem pierwszego spotkania. Wisła od pierwszych minut grała odważnie i ofensywnie. Rywale pod presją nacierających krakowian i wspierających ich trybun szybko stracili pierwszą bramkę. Tym samym wynik spotkania premiował awansem Wisłę, a przyjezdnych stawiał pod ścianą. Drużyna Shuma zupełnie nie poradziła sobie z ciśnieniem, jej piłkarze raz za razem tracili piłki i razili niedokładnością. Wisła wykorzystała słabość rywali i bezlitośnie udowodniła swoją wyższość wygrywając aż pięć do zera. Był to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy mecz Wisły w minionej rundzie.


Inauguracja w cieniu Barcelony


Wisła skromnie pokonała Polonię Bytom

Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że dwa powyższe tytuły w zadowalającym stopniu pokrywają temat meczu z Polonią. Jednakże moim zdaniem było to jedno z ważniejszych spotkań w całej rundzie. Trener dał szansę zawodnikom, którzy podówczas nie mieli miejsca w podstawowym składzie, ale silnie naciskali swoich konkurentów. Chodzi tu o Małeckiego, Niedzielana i Singlara. Wszyscy trzej nie spełnili pokładanych w nich nadziei i wszyscy trzej zamiast zbliżyć, oddalili się od pierwszego składu Wisły. Szczególnie rozczarował Małecki, który dał dobre zmiany w meczach z Liverpoolem i Beitarem oraz wyrósł na lidera Wisły w spotkaniu o superpuchar z Legią, ale w starciu z bytomianami był bardzo chaotyczny i mało produktywny. Mały zdołał na nowo przekonać do siebie trenera dopiero w połowie rundy. Podobnie rzecz się miała z Singlarem, choć Słowak zaliczył kilka występów w pierwszej drużynie jeszcze w pierwszej połowie rundy, to występy te były w sporym stopniu wymuszone sytuacją kadrową. Niedzielan z całej trójki dostawał swoje szanse najregularniej, jednakże nie były to występy w zbyt dużym zakresie czasowym, na dodatek często Niedzielan musiał grać na nieswojej pozycji - lewej pomocy.

Sam mecz był raczej mało ciekawym widowiskiem. Wisła nacierała, ale nie potrafiła znaleźć recepty na mądrze broniących się rywali, którzy w dodatku potrafili groźnie skontrować. Dużo ożywienia do gry Wisły wniosły zmiany, szczególnie wejście Rafała Boguskiego, który asystował przy jedynej bramce meczu.

Cztery gole na Camp Nou. Po Lidze Mistrzów

Trzeba przyznać, że Wisła w awans wierzyła przez dwadzieścia pięć minut dwumeczu z Katalończykami. O ile jeszcze po pierwszej bramce widać było po Wiślakach wiarę w ostateczny sukces, o tyle po bramce Xaviego wszystko pękło. Niby założenia pozostawały te same, bronić się i starać kontratakować, jednak z minuty na minutę mniej było sił, mniej również wiary w sens walki. Oczywiście po meczu wielu kibiców odczuwało niedosyt, bo Wisła nie była w stanie nawet nawiązać walki z Barceloną, traciła niemalże wszystkie piłki w środku pola. Jednakże w świetle tego, co widzimy dzisiaj, 4-0 wcale nie było takim złym wynikiem. Barcelona odprawia w lidze kolejnych rywali z podobnym bagażem bramek, często nawet się nie starając, a na liście ich ofiar są przecież takie uznane marki jak Atletico Madryt.

Brożek rozbił Polonię

Trzecie zwycięstwo, dwa samobóje, jeden debiut

Choć nadzieje na awans Wisły do elitarnego grona uczestników Ligi Mistrzów po pierwszym meczu były niewielkie, to cała Polska czekała na przylot wielkiej Barcy do naszego kraju. W tym czasie Wisła rozegrała dwa mecze, które miały całkiem spory wpływ na ostateczny układ tabeli. Wielu nie wierzyło, że nowa Polonia Warszawa będzie w stanie wmieszać się w walkę o mistrzostwo, ani w to, że Bełchatów będzie liczącą się siłą w ekstraklasie. Sezon jednak brutalnie zweryfikował te prognozy. Polonia wiosnę rozpocznie jedną lokatę wyżej niż Wisła, a i strata Bełchatowa do nas nie jest wielka. W tym świetle niezbyt okazałe i wydarte w nie najlepszym stylu zwycięstwa zyskują na wartości. Jakkolwiek można narzekać na styl, to zwycięstwa te były dosyć pewne. Jedyne, co mogło niepokoić, to słabsza postawa drużyny przy kontratakach rywali oraz kontuzja Sobolewskiego, której nasz defensywny pomocnik nabawił się w meczu z Polonią Warszawa, a którą potem odnowił w meczu z Bełchatowem. Na szczęście Sobol szybko powrócił do zdrowia i do formy, a zastępujący go w tych meczach Jirsak był wyróżniającą się postacią.

Historyczne zwycięstwo

Trudno nie zgodzić się z tym tytułem. Zwycięstwo nad Barceloną i to mocną Barceloną na pewno zapadnie w pamięć kibiców na długie lata. Nie chodzi nawet o to, że żadna polska drużyna nie pokonała wcześniej Barcy, przede wszystkim polskim drużynom w ogóle nie zdarza się wygrywać z tak mocnymi rywalami, szczególnie kiedy ci grają na poważnie, a tak było w wypadku Dumy Katalonii. Na wyróżnienie w tym meczu zasługują wszyscy Wiślacy bez wyjątku. Naprawdę serce rosło, kiedy patrzyło się na Wiślaków pogrywających w dziada w defensywie z największymi gwiazdami światowego futbolu. A sytuacje, kiedy bezsilni Henry, czy Eto'o z frustracji uciekają się do faulu dowodzą tylko, że rywalom zależało na zwycięstwie, a mimo to przegrali.


Nierówny wrzesień

Remis w Wielkich Derbach Krakowa

Wisła rozbita przy Reymonta!

O ile triumf nad Barcą przejdzie do historii Wisły, o tyle dwa kolejne mecze Wisły nie są już tak wiekopomne, a jednak kibice zapewne szybko ich nie zapomną. Remis przy Kałuży na pewno nie jest rezultatem tragicznym, ale biorąc pod uwagę kiepską postawę drużyny w starciu ze zdecydowanie słabszym rywalem, musiało zacząć się rodzić pytanie - która Wisła jest prawdziwa - ta, która gromi Beitar i wygrywa z Barceloną, czy ta, która zalicza kolejne bezbarwne spotkanie w lidze? Piłkarze Białej Gwiazdy po raz kolejny grali zbyt wolno i zbyt przewidywalnie, aby rozbić skomasowaną obronę rywali. Na dodatek znowu kontry siały popłoch w naszej defensywie, a co gorsza po stałych fragmentach gry Wisła miała problem z wyjściem z własnej połowy. Jedna z kontr przyniosła gospodarzom rzut karny i bramkę. Po raz pierwszy w tym ligowym sezonie mecz ułożył się po myśli rywali, a nie Wisły i nasza drużyna nie potrafiła sobie z tym poradzić. Wiślacy zdołali strzelić jedną bramkę, ale było to zbyt mało, by wygrać derby.

Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Mecz z Lechem miał być idealną okazją, aby wybić koziołkom z głowy marzenia o mistrzostwie. Wprawdzie była to dopiero piąta kolejka, ale gdyby udało się wygrać dystans pomiędzy obiema drużynami, wynosiłby już siedem punktów. Niestety Wisła nawet przez chwilę nie była bliska zrealizowania swojego celu. Dwie szybkie bramki ułożyły spotkanie pod dyktando Lecha, który mógł zagęścić swoją defensywę i czekać na okazję do kontry. Wisła była zagubiona w zaistniałej sytuacji i popełniała kolejne błędy. Pięć minut przed końcem pierwszej połowy Lech podwyższył prowadzenie na 0-3 po katastrofalnym błędzie Pawełka. Po przerwie Wisła wyszła lepiej ułożona, wiedziała, co ma grać, kilka akcji ładnie się zazębiło, a bramka z pięćdziesiątej pierwszej minuty rozbudziła nadzieje na dobry wynik. Niestety Lewandowski szybko podciął skrzydła Wiślakom przywracając Lechitom trzybramkową przewagę.

Wisła wyszła na mecz niedostatecznie skoncentrowana, na dodatek zupełnie nieprzygotowana na ewentualność szybkiej utraty dwóch bramek. Mecz ten uwypuklił kolejny mankament naszej drużyny - kiedy w pierwszej połowie coś nie idzie, zespół próbuje doczekać do przerwy, żeby dostać instrukcje od trenera. Niestety, o ile takie rozwiązanie „przechodzi” w konfrontacji z ligowymi przeciętniakami, o tyle z lepszą drużyną może skończyć się bardzo źle. Ponadto tych kilkunastu zmarnowanych minut może potem zabraknąć na zdobycie zwycięskiej bramki. Jedyny pozytyw tego meczu to kilka ładnych, składnych, szybkich akcji, jakich w lidze w wykonaniu Wisły oglądaliśmy w tej rundzie jak na lekarstwo.

Tottenham - Wisła 2:1

Kolejny dobry mecz Wisły w tej rundzie, choć tym razem przegrany. Biała Gwiazda i The Spurs stworzyli atrakcyjne i przede wszystkim wyrównane widowisko. Na tle świetnie przygotowanych fizycznie i wyszkolonych technicznie piłkarzy Tottenhamu Wisła wyglądała naprawdę solidnie, była dobrze zorganizowana, starała się utrzymać w posiadaniu piłki i narzucić własne tempo gry. Mecz ten był początkiem kolejnego krótkiego okresu wyższej formy Wiślaków, ale również częścią wyczerpującego tygodnia na walizkach, w którym to Wisła kolejno odwiedzała Londyn, Gdańsk i Białystok. Do tego kluczowym zawodnikom przyplątały się infekcje,a Piotr Brożek został w Krakowie, by leczyć uraz. Niestety po powrocie do drużyny forma Brożka nie była tak wysoka, jak w pierwszej części sezonu.

Jagiellonia pokonana

Wisła rozgromiła Arkę przy Reymonta!

Po kiepskim początku miesiąca Wisła złapała drugi oddech w ligowych konfrontacjach z Jagiellonią i Arką. Sześć zdobytych bramek, zero straconych i dorobek punktowy powiększony o sześć oczek. O ile zwycięstwo nad Jagiellonią nie było zbyt okazałe, to mecz z Arką pokazał, że obecną Wisłę nadal stać na efektowne zwycięstwa w lidze (choć warto również podkreślić, że było to jedyne tak wysokie ligowe zwycięstwo Wisły). Oprócz samych wyników warto również wspomnieć o dobrej grze całego zespołu we wspomnianych meczach. Biała Gwiazda dyktowała warunki w tych spotkaniach, długo trzymając piłkę, konstruując kolejne ataki i uniemożliwiając rywalom stworzenie realnego zagrożenia pod bramką Pawełka. Jedynym mankamentem Wisły była mała liczba akcji doprowadzonych do końca. W meczu z Jagiellonią Wisła oddała tylko 9 strzałów, a z Arką 12, co nie odzwierciedlało przewagi, jaką Wiślacy uzyskali na boisku.


Słaby październik

Żegnamy się z pucharami

Po efektownym zwycięstwie nad Arką wielu uwierzyło w triumf nad przeżywającym kryzys Tottenhamem. Te oczekiwania chyba przerosły naszych piłkarzy. Tottenham był drużyną w naszym zasięgu, a tego konkretnego dnia rozegrał kiepski mecz. Wisła grając poniżej swoich możliwości była i tak drużyną lepszą. Jednak patrząc na piłkarzy Białej Gwiazdy miało się wrażenie, że nie boją się rywala, czy ewentualnej porażki tylko samego faktu, że z Tottenhamem można wygrać, że jest w zasięgu i wszyscy mają prawo oczekiwać awansu. Mimo to Wisła kilkukrotnie była bliska odmiany losów spotkania, czy to pod koniec pierwszej części spotkania, gdzie zabrakło skuteczności i zimnej krwi by wyjść na prowadzenie, czy to w drugiej połowie, gdzie londyńczyków uratował słupek. Tottenham był do ogrania, ale ograny nie został i Wisła pożegnała się z pucharami już w pierwszych dniach października.

Wisła zremisowała w Zabrzu

Po remisie z Tottenhamem Wisła wybrała się do Zabrza, gdzie misji ratowania tonącego Górnika podjął się Henryk Kasperczak. Pierwsza połowa, choć niezbyt udana, nie zwiastowała tego, co miało się stać po zmianie stron. W pierwszej części gry, choć Górnik dochodził do głosu i to na wyraźną prośbę Wiślaków, to Wisła atakowała groźniej i brakowało jej jedynie precyzji, czy to w ostatnim podaniu, czy w wykończeniu akcji. Niestety po przerwie gra Wisły wyglądała tak jakby drużyna była przeświadczona o tym, że zwycięstwo jest jedynie kwestią czasu - nie było. Nawet pomimo kryzysu Górnik jest drużyną z potencjałem indywidualnym i wykorzystał słabszą postawę Wisły. Rywale wyszli na prowadzenie, a Wisła po raz kolejny w tym sezonie musiała gonić wynik, po raz kolejny taka sytuacja skończyła się dla Wisły utratą punktów. W żaden sposób piłkarzy nie usprawiedliwiał fakt, że w składzie było kilka roszad. Wisła zremisowała kolejne spotkanie z drużyną słabą i pogrążoną w kryzysie, z drużyną będącą outsiderem ligi. To co najbardziej dziwiło w tym meczu to fakt, że z jednej strony Wisła zlekceważyła słabego rywala, a z drugiej strony na każdy stały fragment gry ściągała w swoje pole karne niemalże wszystkich piłkarzy( co swoją drogą owocowało długimi okresami w których Górnik zamykał Wisłę na jej połowie).

Beniaminek pokonany, Wisła liderem!

Klasyczny mecz bez historii. Wisła nie zagrała wielkiego spotkania, ale zainkasowała trzy punkty. Warto nadmienić, że rywal był na tyle słaby, że nie był nawet w stanie spróbować wykorzystać błędów wiślackiej defensywy, których w tym meczu było całkiem sporo. Jednakże mistrzostwa zdobywa się wygranymi nad słabymi rywalami, a nie notami za styl.

Wisła pokonana na Łazienkowskiej

Szlagier ligi, niestety przegrany. Z jednej strony w przekroju całego spotkania Legia sprawiała wrażenie drużyny lepszej, z drugiej strony liczba piłek wybronionych przez Muchę powoduje, że ostateczny rezultat spotkania przez kibica Wisły nie może być nazwany inaczej jak pechowy. Prawda jest również taka, że choć spotkanie na tle ligi stało na wysokim poziomie, to obie drużyny dalekie były od optymalnej formy i trudno na tej podstawie wyrokować o wyższości którejś z drużyn. Odpowiednio (lub nieodpowiednio) przepracowany okres przygotowawczy może sprawić, że wynik tej konfrontacji na wiosnę będzie zupełnie inny. Warto również podkreślić, że mecz stał się impulsem dla trenera do przeprowadzenia kilku roszad w pierwszym składzie Wisły. Ponadto mecz z Legią wyznaczał dla Wisły pewną granicę w sezonie, po tym meczu naszą drużynę czekały spotkania z drużynami przynajmniej teoretycznie słabszymi, czyli prawdziwa walka o mistrzostwo.


W pogoni za mistrzostwem


Ruch pokonany po bramkach Brożka i Diaza

Pierwsze z jesiennych starć z Ruchem zakończyło się pewnym zwycięstwem Wisły. Szybka bramka pozwoliła Wiślakom narzucić swoje warunki gry. Choć brakowało nieco konsekwencji w grze naszych piłkarzy, a momenty dobrej gry przeplatały się z przestojami, to Wiślacy pozostawili po sobie pozytywne wrażenie. Szczególnie kilku piłkarzy, którzy w tym meczu wskoczyli do pierwszego składu. Warto też odnotować pewną zmianę taktyczną. Od meczu z Ruchem boczni obrońcy Wisły zaczęli grać zdecydowanie mniej ofensywnie, było to z pewnością podyktowane wcześniejszymi doświadczeniami z sezonu, gdzie drużyny chowały się przed Wisłą za podwójną gardą, a potem groźnie kontratakowały wykorzystując luki po spóźnionych bocznych obrońcach.


Tylko punkt z ŁKS-em

Po raz kolejny punkty Wiśle urwał ligowy outsider, choć tym razem przebieg meczu był nieco inny. Wisła bezapelacyjnie dominowała na murawie jednakże nie potrafiła tej dominacji przekuć na zdobycz bramkową. Przede wszystkim ponownie zawiodła precyzja pod bramką rywali. Często dobre akcje były marnowane przez kiepskie ostatnie podanie lub nieskuteczne wykończenie. Choć nie udało się wygrać, nie można tego meczu stawiać w jednym szeregu ze spotkaniami z Cracovią i Górnikiem, gdzie Wisła remis dostawała niejako na własne życzenie, podczas gdy w meczu z ŁKS-em ważną rolę odegrał antyfutbol w wykonaniu łódzkiej drużyny.


Zabójcza końcówka w Wodzisławiu

Mecz w Wodzisławiu długo zapowiadał się na powtórkę ze spotkania z ŁKS-em. Wisła grała ofensywnie, kontrolowała przebieg spotkania, ale raziła niedokładnością i brakiem skuteczności. Na szczęście w doliczonym czasie gry udało się przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Trzeba też podkreślić, że po raz kolejny Wisła miała przed sobą drużynę grającą antyfutbol i koncentrującą się na bronieniu dostępu do własnej bramki.


Zabójcze osiem minut Wisły!

Choć na trybunach mecz odbywał się w atmosferze przyjaźni, na boisku mieliśmy do czynienia z kolejną ligową młócką. Kolejny rywal przyjechał do Krakowa zamurować własną bramkę. Po raz kolejny Wiśle gra nie kleiła się do czasu zdobycia pierwszej bramki. Choć trzeba przyznać, że Lechia potrafiła stworzyć zamieszanie pod bramką Pawełka i to za równo z wykorzystaniem małej liczby piłkarzy, jak i tej większej. Trzeba też podkreślić, że po stracie bramki Lechia wyraźnie upadła na duchu, a co za tym idzie natychmastowo zmęczenie zaczęło dawać się we znaki zawodnikom. Jednakże również po stronie Wisły widoczna była wyraźna odmiana. Wiślacy wykorzystali pozostałe dwadzieścia minut na przeprowadzenie kilku ładnych, koronkowych akcji. Ta sytuacja zastanawia, Wisła ma duże problemy z grą przy stanie 0-0 lub gdy przegrywa, a rozkręca się dopiero gdy zdobędzie prowadzenie. W poprzednim sezonie udawało się wcześnie wychodzić na prowadzenie, w tym sezonie jest z tym problem i gubimy punkty. Na pewno jest to kluczowa kwestia nad którą należy pracować, jeśli chcemy zdobyć mistrzostwo.


Czerwona porażka w meczu przyjaźni...

Z jednej strony jest to mecz, o który do Wiślaków najtrudniej mieć pretensje. Śląsk to całkiem dobra drużyna, która w końcówce sezonu była w niezłej formie, podczas gdy Wisła wyraźnie goniła już resztkami sił. Jednocześnie nie jest to drużyna, która mogłaby w piłkarzach wyzwalać jakąś dodatkową mobilizację, przynajmniej jeszcze nie teraz. Porażki z takimi klubami większość drużyn ma wkalkulowane. Niestety z drugiej strony trudno zapomnieć o okolicznościach porażki. Rozumiem gniew, rozumiem emocje, nie w pełni rozumiem wszystkie decyzje arbitra, ale faktem jest, że tak doświadczeni piłkarze jak Sobolewski i Baszczyński powinni zachować się lepiej. Po raz kolejny w tym sezonie psychika, która powinna być atutem tak doświadczonej drużyny jaką jest Wisła, staje się przyczynkiem do porażki.


Porażka na Śląskim

Drugi mecz z Ruchem Chorzów nieoczekiwanie zakończył się porażką Białej Gwiazdy. Nieoczekiwanie tym bardziej, że Wisła w pierwszej połowie była drużyną lepszą, jednakże po raz kolejny nie potrafiła przełożyć swojej wyższości na bramki. Brakowało sytuacji podbramkowych, ciekawe akcje kończyły się, zanim któryś z Wiślaków mógł oddać dobry strzał, brakowało precyzji w kluczowych podaniach. Po przerwie błąd po stałym fragmencie gry zadecydował, że ze Stadionu Śląskiego Wisła wróciła bez choćby jednego punktu.


Pewne zwycięstwo na zakończenie, hat-trick Boguskiego

Ostatni mecz rundy jesiennej to na szczęście pozytywny akcent, który może napawać optymizmem przed rundą rewanżową. Wisła zagrała dobre spotkanie, stworzyła sobie dużo sytuacji, po wyjściu na prowadzenie grała naprawdę ładnie. Dobrze zagrali piłkarze, na których trener zaczął stawiać w trakcie sezonu tacy jak Diaz, Małecki, czy Singlar. Dobrą zmianę dał Marek Zieńczuk, który w trakcie rundy zawodził. Na dodatek Rafał Boguski pokazał, że może być snajperem i wyręczać Pawła Brożka w zdobywaniu bramek. >>> Wisła w tabeli po 17. kolejce


Podsumowanie


Patrząc przez pryzmat wyników, rundę jesienną trzeba niestety uznać za nieudaną. W europejskich pucharach trudno było liczyć na awans do Ligi Mistrzów w sytuacji, gdy naszym rywalem była Barcelona. Jednakże odpadnięcie ze słabym Tottenhamem musi być traktowane jako porażka, bo jeśli nie wygrywamy z outsiderem ligi angielskiej, to jaki jest sens uczestniczenia w europejskich pucharach? Z kim mamy grać, żeby wygrywać? Można mówić, że Wisła w tym sezonie zebrała cenne doświadczenie, ale przecież większość zawodników Wisły jest już zaprawiona w pucharowych bojach, a jednak nie przynosi to oczekiwanych rezultatów.

Do tego dochodzi kwestia występów ligowych. Wiadome było jeszcze przed sezonem, że powtórki z zeszłego roku nie będzie, ale mimo to przeskok jakościowy może być szokujący. Bo chodzi właśnie o jakość gry, a nie o wyniki. Wyniki można by przecierpieć, gdyby gra była solidna, ale niestety słabe wyniki w tym sezonie są rezultatem słabej gry. Jest to tym bardziej niepokojące, że widać wyraźną różnicę pomiędzy tym, co Wisła prezentowała w europejskich pucharach, a tym, co grała w lidze. Z jednej strony można by oskarżyć piłkarzy Wisły o minimalizm i próbę wygrywania jak najmniejszym kosztem, nawet obrona obniżyła loty. Ale z drugiej strony w wielu meczach było widać, że drużyna zwyczajnie ma problem. Chce, ale nie może, dopiero po strzeleniu bramki zaczyna grać.

Nie jest to zresztą jedyny problem natury mentalnej, który trapi naszą drużynę. Gdy gramy w europejskich pucharach, po naszych piłkarzach widać o wiele wyższy poziom stresu, który często wydatnie wpływa na postawę boiskową Wiślaków, szczególnie w pierwszych minutach spotkania. Niestety nie pomaga tu doświadczenie naszych piłkarzy, co więcej, nawet ci najbardziej doświadczeni zachowują się na boisku nieodpowiedzialnie. Dwie czerwone kartki ze Śląskiem, bramka z Beitarem. Łatwo można odszukać analogiczne sytuacje z poprzednich sezonów, a jednak nie widać wyciągniętych wniosków.

Problemem było również przygotowanie piłkarzy do sezonu. Kilku zawodników rozpoczęło sezon zupełnie bez formy. Inni za sprawą urazów mieli przerwy w treningach, a po powrocie do gry prezentowali zdecydowanie niższy poziom. Na dodatek wraz z upływem sezonu było widać, jak Wiślacy słabną fizycznie. Na pewno jest to materiał wart przeanalizowania w kontekście następnych sezonów. Jednakże runda wiosenna będzie zupełnie inna, krótsza od jesiennej, ale za to bardziej intensywna, szczególnie dla reprezentantów. Dobre przygotowanie do rundy może okazać się kluczowe dla losów mistrzostwa, szczególnie, że główni pretendenci prezentują podobny poziom sportowy.

W kwestiach kadrowych na pewno martwi niezbyt szeroka kadra. Do tego w ofensywie brakuje kreatywności i skuteczności pod bramką rywali. Przydałby się jeszcze przynajmniej jeden ofensywny lider drużyny, zawodnik, który z jednej strony umiałbypokierować drużyną, z drugiej posiadałby wybitne umiejętności indywidualne, które umożliwiałyby mu branie ciężaru gry na siebie, kiedy drużynie nie idzie.

Pozytywem tej rundy jest na pewno rozwój wielu piłkarzy. Paweł Brożek to jeszcze lepszy napastnik niż w zeszłym sezonie. Rafał Boguski pomału dojrzewa do roli lidera drużyny. Junior Diaz poczynił ogromny postęp i stał się jednym z bardziej wartościowych zawodników w kadrze Wisły. Patryk Małecki pokazał, że zasługuje na grę w Wiśle, a Piotrek Brożek przed urazem pokazał olbrzymi potencjał. Do tego dochodzi obiecujący Marcelo. Przebłyski dobrej gry mieli Jirsak i Singlar i nadal mogą wnieść dużo dobrego do drużyny.

Więcej na temat indywidualnej postawy poszczególnych zawodników w następnej części analizy.


wislakrakow.com (Uran235)

Źródło: The White Star Division


Runda rewanżowa

Podsumowanie

Jaśniej nad Krakowem

Po miesiącach dyskusji o wielkim Lechu w Europie, o Polonii, która męczy oczy kibiców, ale wygrywa, o Chinyamie, co pcha Legię do mistrzostwa, ekstraklasa powiedziała: – Sprawdzam, i jak zwykle się okazało, że najmocniejsze karty miała Wisła.

Ta Wisła, którą podczas sezonu odesłano od stołu już kilka razy, wmawiając jej, że została z blotkami. Że coś pękło między piłkarzami a Maciejem Skorżą, że transfery zamiast mistrza wzmacniać, osłabiają go, że piłkarski entuzjazm Bogusława Cupiała topnieje w takim samym tempie, w jakim w jego zagrożonej przez kryzys Telefonice trzeba likwidować miejsca pracy.

Taki już los potęg. Zasada „bij mistrza” nie dotyczy tylko boiska. Od Wisły zawsze się wymaga najwięcej, na niej każdy się zna i każdy zrobiłby lepiej. Pozwoliła odejść Kamilowi Kosowskiemu – źle. Dariuszowi Dudce – jeszcze gorzej. Wypuściła Adama Kokoszkę – kompromitacja. Sprzedała Clebera – sportowe samobójstwo. Dziś Kosowski jest na Cyprze, Dudka we Francji, Kokoszka we Włoszech, Cleber w Czeczenii, a Wisła na tronie. Czyli na swoim miejscu. Obroniła tytuł w czasach przebudowy drużyny, to musi smakować jeszcze lepiej niż poprzedni tytuł, którego była pewna właściwie już po rundzie jesiennej.

Tym mistrzostwem zawstydziła swoich rywali bardziej niż kiedykolwiek. Nie dała im żadnych wymówek. Nie wydała fortuny na transfery, nie sprzyjali jej sędziowie ani szczęście. Maciej Skorża budował z tego, co miał. Pokazał, że nie jest trenerem tylko na słoneczną pogodę. Nie mógł piłkarzy kupować, to ich sobie wychowywał, sprawdzał na różnych pozycjach, przyuczał do nowych zadań. Kontuzje zatrzymywały Pawła Brożka i Rafała Boguskiego, przestał strzelać gole Marek Zieńczuk, Wojciech Łobodziński zniknął z radarów na długo, ale Wisła pozostała najskuteczniejszą drużyną ligi. Piłkarzy zawsze można nauczyć czegoś nowego. Pokazali to też Dariusz Fornalak, ratując Piasta Gliwice, i Ryszard Wieczorek, wyciągając z bagna Odrę Wodzisław. Szkoda tylko, że Odrę ratowały gole m.in. Tomasza Moskala, który w przyzwoitym środowisku po zatrzymaniu za korupcję zrobiłby sobie urlop, gdzieś zniknął, a nie od razu wracał do pracy.

Cracovia i Górnik Zabrze to inne historie. W Krakowie każdy trener odbija się od tej samej ściany: starszyzny drużyny, która z koła zamachowego drużyny zamieniła się w kamień młyński u szyi. A w Zabrzu bardziej niż jakość liczył się ostatnio marketing. Witany jak zbawca Henryk Kasperczak zawiódł w każdej roli: odpowiedzialnego za transfery, motywatora (gdy przyszło co do czego, pozwolił, by wyręczyli go kibice), w końcu nauczyciela gry w piłkę. Od kiedy Kasperczak odszedł z Wisły, jego cień wisiał nad każdym trenerem, który pojawiał się w tym klubie. Teraz nad Reymonta zrobiło się jakby jaśniej.

Paweł Wilkowicz, Rzeczpospolita (rp.pl)

Ważniejsze wydarzenia

  • 2008.07.19: Wisła woli zagrać sparing z Liverpoolem, niż dzień później powalczyć o Superpuchar.
  • 2008.08.26: FC Barcelona pokonana! W Krakowie "Duma Katalonii" przegrała z Wisłą 0:1
  • 2009.03.04/04.08: Po dwóch porażkach z Lechem (0:1 i 1:2) już w 1/4 finału, Wisła żegna się z Pucharem Polski.
  • W lidze bez błysku, ale mistrzostwo zostało obronione.