Stalinowskie "kwiatki"

Z Historia Wisły

Spis treści

Stalinowskie „kwiatki”

W artykule tym, opisującym głównie lata 1949-1955, postaramy się przedstawić „zaangażowanie” sportowców i działaczy klubowych w tym mrocznym okresie. Zaangażowanie widoczne w domenie publicznej, na łamach ówczesnych gazet w postaci opisywanych działań i oficjalnych deklaracji. W ograniczonym zakresie posiłkować się będziemy materiałami archiwalnymi czy relacjami świadków i uczestników tych zdarzeń. Chcieliśmy ograniczyć się tylko do działań związanych z naszym klubem, ale okazało się, że materiał byłby zbyt skromny w porównaniu choćby do „dokonań” w tym zakresie jednego z klubów, niezwykle uczulonego w kwestii pierwszeństwa. Stąd szersze opisanie zaznaczonego w tytule problemu. Skupimy się głównie na „krakowskim podwórku” , nie unikając jednak ogólnopolskich odniesień.

I jeszcze jedno wyjaśnienie skierowane do dzisiejszego czytelnika, niezbyt zorientowanego w specyfice tamtych lat.

Ówczesne władze komunistyczne, zdając sobie sprawę z nośności i popularności sportu w społeczeństwie, do propagandy nowych porządków zaczęły wciągać systematycznie wybitnych sportowców. Robiono to indywidualnie i masowo. W tych czasach sportowcy i działacze musieli (nieliczni chcieli) spłacać trybut władzom za swoją uprzywilejowaną pozycję. Mając wątpliwości, czy należy dziś przypominać tę niezbyt chlubną kartę w ich życiorysach, pozwolimy sobie jednak podać ku przestrodze parę przykładów wykorzystywania popularności sportowców w tym czasie. Zastrzegamy przy tym, że to nie oni byli inicjatorami różnego rodzaju posunięć propagandowych. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, że niejednokrotnie byli przymuszani do takich a nie innych deklaracji… W apogeum stalinowskich porządków w Polsce, na początku lat pięćdziesiątych, niewielu wierzyło w zmianę sytuacji politycznej, a ludzkie charaktery łamały się w obliczu sowieckich represji i terroru. I to trzeba brać pod uwagę przy ocenie ówczesnych ludzkich postaw.

Pierwsze „jaskółki” nowych porządków. 1945-1948

Nie wdajemy się w dywagacje czy stalinizm w Polsce rozpoczął się z chwilą wkroczenia na polskie ziemie wojsk sowieckich i obejmowania władzy w kraju przez PKWN, czy też dopiero po wyeliminowaniu opozycji politycznej po sfałszowanych wyborach do Sejmu parę lat później. Zaznaczamy jednak, że w miarę swobodna działalność klubów i związków sportowych trwała do końca 1948 roku. Oczywiście z upływem lat ta swoboda się zmniejszała.

Pierwsze zwiastuny nowego porządku pojawiły się w Krakowie stosunkowo szybko – bo już w lutym 1945 roku, kiedy to powołano tzw. Tymczasowy Komitet Sportowy. Wydawał on deklaracje, że osobników, „którzy z tych czy z innych względów dostali się znów do sportu polskiego i usiłują czynić zamęt i propagować w słowie i czynie powrót do stosunków z okresu przedwojennego” musimy wyeliminować „z naszego życia sportowego”, gdyż hamują rozwój sportu na nowych zasadach [1]. W pierwszych powojennych latach nie burzono jednak sprawdzonego przed wojną modelu funkcjonowania stowarzyszeń i związków sportowych. To, że tak się jednak stanie, było jasne dla każdego kto znał sowieckie rozwiązania w sporcie. Zresztą komunistyczne przybudówki w postaci np. Związku Walki Młodych sprawę jesienią 1945 roku stawiały jasno, ubolewając że żywiołowy rozwój sportu w Polsce po wojnie „wykorzystywała reakcja, tworząc najróżniejsze kluby sportowe, które w rzeczywistości były jej oddziałami” [2]. Faktem było, że fala ludzkiej aktywności zmierzającej do podniesienia Polski ze zniszczeń wojennych, jaka przepływała przez nasz kraj w tych latach, była ogromna. Przejawiała się w różnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego. Mogłoby się wydawać, że sport nie należał do tych sfer ludzkiego życia, które należało odbudować w pierwszej kolejności. Z tego też powodu nie leżał w centrum zainteresowań nowych władz. Dawało to ludziom zajmującym się sportem parę lat spokojnej pracy bez szczególnych interwencji. Sport rozwijał się w tym okresie żywiołowo.

Imponujący był rozwój organizacyjny i sportowy samego Towarzystwa Sportowego Wisła, które w ciągu zaledwie paru lat stało się potęgą organizacyjną i sportową, skupiając w kilkunastu sekcjach blisko 5000 członków. Do 1948 roku zdobyli oni w Mistrzostwach Polski indywidualnie i drużynowo 9 złotych, 32 srebrne i 26 brązowych medali w dziesięciu dyscyplinach sportu!!!

Według urzędowej „charakterystyki działalności i oblicza politycznego” Towarzystwa w skład jego zarządu „wchodziła przeważnie inteligencja pracująca” – co w ówczesnej sytuacji nie było jeszcze poważnym obciążeniem ideologicznym. Obciążeniem takim mogło być zachowane w dokumentach określenie oblicza politycznego stowarzyszenia jako „nieskrystalizowanego”, a to pod koniec 1948 roku na pewno nie było mile widziane. Faktycznie władze TS Wisła przez cały powojenny okres ograniczały swoją działalność do spraw czysto sportowych, unikając zaangażowania politycznego. Nawet w dokumentach urzędowych za cele Towarzystwa uznano „uprawianie ćwiczeń we wszystkich gałęziach sportu dla poparcia rozwoju fizycznego i sportowego swoich członków”. Dlatego też zarówno w statucie klubowym, jak i określanych publicznie celach TS Wisła nie znajdujemy żadnych odnośników do aktualnej sytuacji politycznej. Podobnie zresztą było i w Cracovii, o czym świadczy statut tego klubu i określenie działalności zarządu jako apolitycznej. „Biało-czerwonym” na pewno jednak pomagał zapis statutowy, mówiący o tym, że protektorem stowarzyszenia był „każdoczesny Prezydent stoł.-król. miasta Krakowa” [3].

Nie znaczy to, że nie płacono wówczas małych trybutów nowej władzy. Nie mówimy tu tylko o honorowaniu władz miejskich przy okazji różnych klubowych uroczystości, bo to była praktyka stosowana już przed wojną (np. z okazji jubileuszu Wisły podczas Walnego Zgromadzenia klubu nadano „honorową odznakę i dyplom J. E. Ks. Metropolicie Sapiesze, wojewodzie Dr. Pasenkiewiczowi, prezydentowi miasta... i wiceprezydentowi”) [4].

Takim trybutem było uczestnictwo wszystkich krakowskich klubów w pochodach pierwszomajowych. Jeszcze przed zakończeniem wojny 1 maja 1945 roku, jak pisał „Dziennik Polski” „po raz pierwszy w swej historii sportowcy krakowscy wzięli czynny udział w Święcie Pracy” - w tym w pochodzie, w którym wyróżniały się szczególnie: „AZS, Cracovia, Groble, Legia, Juvenia i Wisła” [5]. Przy okazji informowano, że „w ramach Święta Pracy odbyła się rewia sportowa” z udziałem m.in. Cracovii i Wisły, a dochód z niej przeznaczyć miano na „budowę Pomnika Wdzięczności dla Armii Czerwonej” [6]. Oczywiście były to intencje i zamierzenia sportowych władz, a nie klubów, które jednak w tym wydarzeniu uczestniczyły. Zresztą lewicowe i komunistyczne święta będą odtąd zwykle „uświetniane” szeregiem imprez sportowych. Tak będzie corocznie 1 maja czy 22 lipca przez cały okres PRL. W czasach stalinowskich dochodziły jeszcze do tego „uświetnianie” rocznicy rewolucji bolszewickiej.

Na szczytach władzy PRL miano wówczas (do 1948 roku) ważniejsze sprawy niż zajmowanie się sportem w Polsce. Przypomnijmy, że działała wówczas oficjalnie opozycja, a w skład tzw. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej wchodził szef PSL Stanisław Mikołajczyk jako wicepremier i minister rolnictwa.

Wydawało się, że istnieje dość duże pole swobodnego działania dla niezależnego życia sportowego. Potwierdził to Kongres 18 związków sportowych, który odbył się w Warszawie 24.03.1946. W obecności m.in. wiceministra obrony narodowej M. Spychalskiego powołano wtedy Związek Polskich Związków Sportowych. Będący pod kontrolą „koncesjonowanej PPS” Związek Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych wypowiadał się zdecydowanie przeciwko utworzeniu ZPZS, co motywował tym, że poszczególne związki sportowe „pozostawały pod decydującym wpływem klubów niezależnych, mieszczańskich, a w tych warunkach stworzenie scentralizowanej władzy sportowej mogło umocnić reakcyjne siły w sporcie” [7]. ZRSS założony i kierowany przez działaczy PPS pretendował do roli kierowniczej w sporcie. Jak się wydaje, ta swoista rywalizacja o władzę w sporcie, powstałego z inicjatywy socjalistów ZRSS i pozostającego pod kontrolą PPR ZWM, odkładała na później kwestię ścisłego podporządkowania władzom życia sportowego w Polsce.

Wraz z likwidacją opozycji politycznej nasiliły się dążenia do podporządkowania całego sportu władzom komunistycznym. Do bezpośredniego kierowania sprawami kultury fizycznej powołano Główny Urząd Kultury Fizycznej. Z chwilą jego utworzenia (1948 rok) przystąpiono do likwidacji poszczególnych związków i tradycyjnych klubów.

Już wcześniej można było zaobserwować zwiastuny nowych czasów. I tak dla polskiej piłki nożnej brzemienny w wydarzenia okazał się już rok 1947. Wtedy to w sposób zakulisowy zaczęto usuwać ze stanowisk w piłkarskiej centrali niewygodnych ideologicznie ludzi. Współgrało to z ogólną atmosferą polityczną w kraju, która coraz bardziej się zagęszczała. Aresztowania, procesy i wieloletnie wyroki więzienia dla ludzi o niewłaściwych życiorysach stawały się ponurą codziennością.

W PZPN szykan doświadczył wówczas Henryk Reyman, selekcjoner reprezentacji Polski, któremu odmówiono parokrotnie wydania paszportu na mecze drużyny narodowej za granicą. Henryk Reyman rozumiał ku czemu zmierza rozwój wypadków. Jak się wydaje, jego późniejsze rezygnacje z funkcji kapitana związkowego PZPN i posady państwowej w WUWFiPW były swego rodzaju ucieczką do przodu przed przewidywanymi posunięciami władz, zmierzającymi wyraźnie do usunięcia go z tych stanowisk. Potwierdziły to wydarzenia, do jakich doszło w polskiej piłce w 1948 r. Następcą Reymana na stanowisku selekcjonera został Zygmunt Alfus, były gracz Cracovii i działacz ŚOZPN.

Wyraźnie widać było, że władze zamierzają zlikwidować niezależność i samorządność związków sportowych i klubów. Pierwszym tego etapem był wpływ na obsadzanie stanowisk w związkach sportowych przez ludzi spolegliwych wobec władz. Presja polityczna była wówczas na tyle duża, że łamała ludzkie charaktery i ludzi do tej pory przyzwoitych zmuszała do działań niegodnych. Niepokornych z kolei odsuwano od pracy w sporcie w sposób zakamuflowany, a jak trzeba to i z głośnym hukiem propagandowym, by zmusić do posłuszeństwa innych. Takim poletkiem doświadczalnym i swoistym przykładem dla reszty Polski w polskiej piłce okazał się Śląsk. Otóż jesienią tego roku, na skutek nacisku władz, udała się do Katowic specjalna Komisja PZPN przysłana z Warszawy, która przy udziale miejscowego delegata GUKF dokonała czystki w ŚOZPN wśród „szkodników sportu ludowego” [8]. Wymusiła m.in. rezygnację kpt. zw. ŚOZPN i PZPN Zygmunta Alfusa, zdyskwalifikowała 4 innych działaczy za „wrogie klasowo nastawienie do sportu robotniczego;... faworyzowanie klubów niezwiązanych z ideologią Polski Ludowej”. W imieniu PZPN i GUKF Komisja wydała także wiele mówiące oświadczenie, „że naczelne władze sportu polskiego przeprowadzą w przyszłości konsekwentne wyeliminowanie z życia sportowego Polski Ludowej elementu o obcym i wrogim nastawieniu do klasy pracującej”. Tym haniebnym poczynaniom towarzyszyła nagonka propagandowa. Prasa podgrzewała jeszcze atmosferę twierdząc, że należy teraz zrobić czystkę w tych klubach, z którymi ci ludzie byli związani. Oświadczenie to podpisali m.in. w imieniu PZPN zasłużeni do tej pory działacze piłkarscy, jak Andrzej Przeworski (eks gracz Cracovii, w nagrodę później mianowany prezesem PZPN)!! i Czesław Krug [9].

Apogeum stalinizmu w polskim sporcie. 1948-1954

1948-1949

Lata 1948/1949 były okresem przełomowym dla całego polskiego sportu. Atmosfera wokół sportu w Polsce wyraźnie się zagęszczała. Widać to było w prasie sportowej, w której coraz częściej zaczynały się ukazywać artykuły krytykujące starych działaczy sportowych i domagające się radykalnych zmian w sporcie. Zaczęto także nagłaśniać propagandowe imprezy, które ze sportem miały niewiele wspólnego, jak np. masowe marsze jesienne dla uczczenia rocznicy bitwy pod Lenino [10].

Zwiastuny zmian były widoczne już wcześniej, od połowy 1948 roku.

Z okazji 22 lipca „Krakowskie kluby sportowe wystąpiły na defiladzie ze sztandarami klubowymi” [11].

Sportowcy Cracovia na defiladzie z okazji 22 lipca
Sportowcy Cracovia na defiladzie z okazji 22 lipca

O czystce w ŚOZPN pisaliśmy we wcześniejszym rozdziale.

Poprzedziły ją ataki klubów robotniczych ogłaszane skwapliwie wcześniej w prasie sportowej i nie tylko [12]. Swoją rolę odegrał tu (trzeba zaznaczyć, że bardziej jako figurant) przodownik pracy Wiktor Markiewka [13]. Z zawodu górnik, ale w latach młodości piłkarz (od 1920 r.) Śląska Świętochłowice, potem kierownik sekcji piłkarskiej tego klubu. Zdyskwalifikowany dożywotnio za jedną z powojennych afer piłkarskich na Śląsku po czystce w ŚOZPN dla tamtejszej prasy sportowej stał się pozytywnym bohaterem i, jak pisano z zadowoleniem, ci którzy go karali zostali już ze swych „stanowisk usunięci”. Markiewka był prawdziwym stachanowcem i już od roku bił rekordy w przekraczaniu norm w ramach współzawodnictwa pracy. Zaczynał „skromnie” w grudniu 1947 r. od 261% normy, by we wrześniu następnego roku osiągnąć rekord 611,5%. (na nowym pokładzie). Osiągnięciami Markiewki pasjonowano się w prasie niemniej niż wynikami sportowców, a apogeum zainteresowania jego osobą przypadło na grudzień 1948 r.. Wtedy to Markiewka postanowił poprawić rekord w ogólności należący do niejakiego Cyronia a wynoszący 702%. Oczywiście Markiewka jak na sportowca przystało taktycznie przygotowywał się do bicia tego rekordu. Pracował od 6 do 13.30, potem odpoczywał (spał), następnie musiał się „rozerwać przez czytanie gazet”, by w końcu opracować strategię bicia rekordu. Machina propagandowa była już tak bardzo rozkręcona, że oczywiście nie mogło być mowy, by Markiewka rekordu nie pobił. Były z tym wprawdzie pewne „kłopoty” i przez dłuższy czas rekordowe osiągnięcie górnika-piłkarza było „w opracowaniu” i „Komisja sędziowska” zwlekała z jego ogłoszeniem. Wreszcie doniosła o pobiciu rekordu o 1,6%[14].

Rok ten zresztą kończył się i innymi wiekopomnymi osiągnięciami sportowo-propagandowymi. Takim na pewno była „Sztafeta gigant” składająca się z 12.413 biegaczy, która po przebiegnięciu 3.000 km „przyniosła życzenia na Kongres Zjednoczenia” (PPS z PPR=PZPR) [15]

12 grudnia z kolei piłkarze czołowych klubów krakowskich Cracovia/Garbarnia - Wisła/Tarnovia rozegrali mecz piłkarski, a dochód z niego przeznaczono „na budowę wspólnego Domu Partyjnego”. Do piłkarzy przemawiał przed pierwszym gwizdkiem sędziego „drugi sekretarz PPR, Wiórkowski” [16].

Pod koniec tego roku ostatecznie likwidowano samodzielność polskich klubów i związków sportowych, wciskając je w ciasne ramy wzorców ze Wschodu. Najpierw zreorganizowano sport związkowy, powołując 22.12.1948 dziewięć zrzeszeń sportowych. Oprócz zrzeszeń związkowych powstały wojskowe przy MON, sportowe Gwardia przy MBP oraz AZS. „W ten sposób zamykano drogę rejestracji i egzystencji jakichkolwiek klubów samodzielnych, co miało wyraźnie klasowe ostrze, skierowane przeciw reakcji i silnym w sporcie wpływom mieszczańskim” – jak to zgrabnie ujął w swej pracy Gutowski [17]. Potem powiązano poszczególne kluby z tymi zrzeszeniami. Programowo konsekwencją tych zmian było scentralizowanie władzy w sporcie przez zetatyzowanych, partyjnych urzędników (często niekompetentnych). Na dole tej drabiny stało koło sportowe przy zakładzie pracy. Często utworzenie takiego koła było fikcją. Oficjalnie umasowienie sportu postępowało w tempie niemal geometrycznym (w 1949 w kołach i klubach sportem zajmowało się 589,5 tys. osób, by w 1954 r. osiągnąć liczbę 1647,8 tys.) [18]. Oczywiście sprzyjać to miało rozwijaniu socjalizmu. Opieka nad kołem spoczywała w rękach organizacji partyjnej i związkowej (co na jedno wychodziło). Ideologia wkraczała w życie sportowców.

Sport poddawany był obróbce propagandowej i uczestniczył w wszelkich akcjach o naturze ideologicznej i politycznej.

Apogeum stalinowskich czystek i porządków w polskim sporcie i poszczególnych klubach przypadł na 1949 rok. Towarzyszyła temu imponująca akcja propagandowa w prasie z wykorzystaniem popularności kubów i ich sportowców.

I tak z początkiem roku wybrano nowe władze Cracovii/Ogniwa i zgodnie z sugestią powołano do zarządu jednostki „o wyrobionym pionie ideowym” [19].

Wiosną Wisła, naśladując wcześniejsze posunięcia Cracovii i Garbarni, udostępnia 200 miejsc bezpłatnych na trybunie dla młodzieży pracującej (stojących) i 17 miejsc dla przodowników pracy.

Z okazji 1 maja w pochodzie kroczyli oczywiście sportowcy. Na ich czele w Krakowie szła kadra polskich piłkarzy z trenerem W. Kucharem. „Następnie szli przedstawiciele sportu związkowego, zgrupowani w swoich zrzeszeniach sportowych: ZS Ogniwo z licznymi sekcjami Cracovii... Za sportowcami sportu związkowego kroczyli liczni przedstawiciele ZS Gwardii, LZS i AZS” [20]. Kolejność w marszu sugerowała swoistą gradację ważności poszczególnych klubów w Krakowie – co zapewne wynikało z robotniczego charakteru święta. Co ciekawe Wisła w przeciwieństwie do Cracovii w ogóle nie została zaszczycono wymienieniem w relacji krakowskiego dziennika (w dziale sportowym, bo w politycznym owszem)... „Ponad głowami maszerujących wiatr napręża transparenty... „Niech żyje socjalizm”.

Przed defiladą sztafety Ogniwa składały meldunki o Czynie 1.Majowym. Kluby podjęły też okolicznościowe uchwały w tej sprawie: Ogniwo/Cracovia „dla zbratania chłopa z klasą robotniczą, której synowie reprezentują barwy Cracovii drużyny piłkarskie tegoż klubu wyjeżdżać będą na wieś wraz z ekipą lekarską … by nieść zdrowie, siłę i godziwą rozrywkę ludności wiejskiej”; Gwardia/Wisła: „aby utrwalać i pogłębić więzy serdecznej przyjaźni mieszkańców miasta i wsi udostępni wiejskim przodownikom pracy a w szczególności członkom LZS bezpłatne oglądanie zawodów najwyższej klasy” [21].

Przy okazji derbów majowych, sprawozdawca „Piłkarza” w płomiennych słowach, zachwycając się obecnością komunistycznych dygnitarzy na meczu, kończy felieton słowami: „sport jest jednym z zasadniczych elementów współtworzących nowego człowieka, człowieka, który przygotowuje drogę do Socjalizmu”. [22]

Nieco humorystycznie wygląda w tym kontekście strofowanie działaczy Cracovii za zbytnią gorliwość w dostosowywaniu się do nowych czasów. Działacze „Ogniwa” zrezygnowali bowiem z dodawania starej klubowej nazwy do nazwy zrzeszenia, co o dziwo spotkało się z potępieniem krakowskich czynników partyjnych. W „Gazecie Krakowskiej”, organie KW PZPR (nr 136) ukazał się w lipcu nawet artykuł, w którym czytamy: „klub sportowy Ogniwo-Cracovia używa ostatnio już tylko nazwy „Ogniwo”. Uważamy, że Cracovia, klub o starych tradycjach, silnie związany z dziejami sportu polskiego, winien obok nazwy „Ogniwo” zatrzymać starą nazwę. Byłoby to niewątpliwie najsłuszniejszym rozwiązaniem, symbolizującym połączenie nowej treści masowego sportu z tradycyjnymi formami”. „Partia locuta, causa finita” można by to skomentować, gdyż przez następnych kilka miesięcy używano w prasie wobec Cracovii dwuczłonowej nazwy. Szkoda tylko, że czynniki partyjne milczały, gdy w Gwardii/Wiśle rezygnowano z tradycyjnej nazwy na rzecz tylko zrzeszeniowej [23].

Latem trwała wzmożona praca w terenie, zgodnie z obietnicami czynów pierwszomajowych. W lipcu motocykliści Gwardii i innych klubów pojechali do kopalni „Artur” w Sierszy „aby wyrazić uznanie tamtejszym przodownikom pracy za ich wkład i wysiłek w odbudowie państwa polskiego oraz aby zacieśnić więzy przyjaźni z tamtejszymi górnikami”. Po czym przodownicy i motocykliści udali się na mecz piłkarski Gwardii z Ruchem w Chorzowie [24]. W lipcu także swą niepiłkarską twarz ukazał w „Przeglądzie sportowym” Tadeusz Parpan, ciesząc się, że „dążymy do wyrównania wielowiekowej niesprawiedliwości podziału na kasty i stany…, że pracujemy z zapałem bez oglądania się na zapłatę, bo chcemy jak najbardziej skrócić czas oczekiwania na pełną sprawiedliwość społeczną” [25]

Wytyczną dla rozwoju i organizacji sportu była uchwała BP KC PZPR z września 1949 (wzorowana na wcześniejszej radzieckiej), która zalecała oczywiście poddanie sportu „jednolitemu, państwowo-społecznemu kierownictwu i kontroli” przez GKKF przy Radzie Ministrów oraz „zwiększenie opieki ideologicznej ze strony Państwa” itd. Sport będąc integralną częścią systemu tak samo poddawany był obróbce propagandowej i uczestniczył w wszelkich akcjach o naturze ideologicznej i politycznej. Prostą drogą przenoszono do sportu uchwały III Plenum KC, dotyczące zagrożeń wynikających z „prawicowym i nacjonalistycznym odchyleniem i brakiem czujności rewolucyjnej”. Środowisko sportowe nie wolne więc było od podejrzliwości i tropienia odchyleń różnej maści. W takiej atmosferze sporo działaczy starej daty uznało, „że nie warto poświęcać wolnego czasu po to, by narażać się na polityczną dyskryminację”. Kompetentnych działaczy sportowych zastępować zaczęli zetatyzowani biurokraci, dbający bardziej o poprawność polityczną, a nie o dobro sportu. Powołany przy prezesie Rady Ministrów GKKF miał za zadanie planowanie, kierowanie i kontrolę nad całokształtem spraw kultury fizycznej i sportu (ustawa z 30.12.1949). W jego składzie nie było już miejsca na żadnego działacza sportowego z prawdziwego zdarzenia [26].

Nic dziwnego, że wzmożenie ideologiczne wśród sportowców podtrzymywano przez cały rok. Z gorliwością neofitów składano coraz to nowe deklaracje wierności wobec „umiłowanych przywódców” i systemu. W październiku pierwszą okazją do jego zademonstrowania był „Międzynarodowy Dzień Pokoju”.

Największe uroczystości z tym związane odbyły się w Warszawie na stadionie Wojska Polskiego z udziałem m.in. premiera Cyrankiewicza i przedstawicieli zrzeszeń sportowych. W imieniu sportowców głos zabierał „najlepszy sportowiec Polski” Stawczyk, deklarując „wolę walki przeciw imperialistycznym podżegaczom wojennym”; zacieśnianie więzów przyjaźnie „ze sportowcami ZSRR i krajów demokracji ludowej”; zwalczanie „w swych szeregach wszelkich objawów nacjonalizmu i wszelkich prób szerzenia imperialistycznej propagandy” itp itd. Deklarację kończyły akty strzeliste ku czci Stalina i Bieruta. [27]

W Krakowie okazję zaprotestowania przeciwko „zakusom Anglo-Amerykanów” mieli Władysław Bajorek i Władysław Giergiel, którym przypadło w „zaszczycie” odczytanie oświadczenia: „Nie chcemy być mięsem armatnim... W dążeniach naszych przewodzić nam będą słowa Pierwszego Obywatela i Pierwszego Bojownika o pokój w naszym kraju Prezydenta Bolesława Bieruta”... Osobno podobne w treści deklaracje składali przedstawiciele klubów związkowych i AZS. [28]

To był dopiero początek, gdyż nadchodziła nieubłaganie rocznica rewolucji bolszewickiej i „Miesiąc Pogłębienia Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”. W jaki sposób tę przyjaźń pogłębiano? W bardzo prosty: 22 kluby województwa krakowskiego przystąpiły do TPPR: w tym Ogniwo i Gwardia, a był to dopiero początek. I tak np. z okazji 70 rocznicy urodzin Stalina 32.332 sportowców związkowych z 9 ZS „zadeklarowało swe przystąpienie do TPPR” [29]. Przyjaźń z Sowietami pogłębiano w ZS Gwardia 2. listopada na specjalnej Akademii w sali teatru „Studio”. Gdyby ktoś chciał się z tego wymigać wprost takich śmiałków ostrzegano, że obecność jest obowiązkowa... Akademię otworzyli działacze resortowi wraz z Tadeuszem Orzelskim. Zgromadzeni musieli najpierw zapoznać się z „uchwałą BP KC PZPR w sprawie wf i sportu”. Po czym po serii drętwych przemów, w tym przodowników-sportowców akademię zakończono śpiewem i tańcami. [30]. By nie być posądzonym o zmniejszoną czujność rewolucyjną działacze i sportowcy Ogniwa/Cracovii pobili gwardzistów na głowę 7 listopada „w rocznicę Wielkiej Rewolucji Październikowej”. Zapoznawali wówczas zebranych na specjalnej akademii „z życiem sportowym oraz wielkimi osiągnieciami na każdym polu Zw. Radzieckiego prezes Cracovii dr Czapnicki, w-prezes Wł. Gędłek, który równocześnie przedstawił różnice jakie zaszły w sporcie polskim między okresem obecnym z przedwojennym. Zebrani sportowcy manifestowali na cześć generalissimusa , Prez. Bieruta, marsz. Rokossowskiego i PZPR. Specjalną rezolucję z tej okazji odczytał „najlepszy piłkarz Ogn. Cracovii T. Parpan”. Sportowcy zrzeszeni w „Ogniwo - Cracovii” zobowiązują się w niej do przodowania w pracy nad wychowaniem nowego człowieka, świadomego twórcy ustroju socjalistycznego. Rezolucję tę, odczytaną przez reprezentacyjnego piłkarza - Parpana, przyjęli zebrani przez aklamację, manifestując przy tym na cześć Prezydenta Bieruta, Generalissimusa Stalina, Marszałka Rokossowskiego i trwałej przyjaźni polsko – radzieckiej” [31]. Z tej samej okazji sportowcy Związkowiec/Garbarni wysłali list do moskiewskiego Spartaka, w którym również oddawali cześć samej rewolucji i „nieugiętemu obrońcy pokoju generalissimusowi Stalinowi”, deklarując stanie u jego boku „w walce o pokój i postęp”.

Nic dziwnego, że 21. grudnia, w 70. rocznicę urodzin Stalina w ramach „najgorętszych życzeń narodu polskiego dla Twórcy nowej epoki” nie mogło zabraknąć i sportowców. I tutaj prym wiedli sportowcy Związkowca, spotykając się na specjalnej akademii. [32].

GKKF realizował wytyczne partii i zlikwidował polskie związki sportowe (które istniały dotąd jako organizacje o osobowości prawnej). Utworzył w ich miejsce sekcje kierujące daną dyscypliną sportu. Faktycznie przyjmowano bezkrytycznie sowieckie wzorce, a w pracy GKKF „obowiązywała zasada czujności” rewolucyjnej i swoista psychoza „przed opanowaniem władz sportowych przez aktyw obcy ideologicznie”. Stąd samorządność sekcji była w praktyce całkowicie ograniczona. Sport tak, jak i inne sfery działalności społecznej poddany został odgórnemu planowaniu. Ponieważ piłka nożna była najpowszechniej uprawianą dyscypliną, próbowano przez planowanie ograniczyć jej zasięg, popierając inne dyscypliny [33]. Sekcje sportowe były finansowane centralnie przez państwo. Kluby sportowe pozbawiono osobowości prawnej i przemianowano w koła sportowe oparte o zakłady pracy i podległe nowo utworzonym pionom branżowym – zrzeszeniom sportowym. Usunięto z nich niewygodnych ludzi, zastępując działaczami z urzędu, z reguły niekompetentnymi. Towarzyszyła temu zmiana tradycyjnych nazw, barw i symboliki poszczególnych klubów, a więc wszystkiego tego co składało się na tradycję. Brak poszanowania tradycji klubowych był bowiem swoistym testem, który zapowiadał dalsze głębokie zmiany w funkcjonowaniu klubów w Polsce. Nadzór i kierowanie kołami spoczywało w gestii CRZZ, MON i MBP. Mechaniczne przenoszenie wzorów sowieckich święciło triumfy.

Przywiązano sportowca do zrzeszeń sportowych niczym chłopa pańszczyźnianego do ziemi. Miało to uniemożliwić nieuzasadnione zmiany przynależności organizacyjnej sportowców. Traktowano to jako „zlikwidowanie złych tradycji sportu burżuazyjnego” [34]. Wprowadzano sztuczną rywalizację sportową wewnątrz zrzeszeń, na dalszy plan zsuwając zawody ogólnopolskie. Towarzyszyła temu propaganda sukcesu i „planowe osiągnięcie”, czy nawet przekraczanie wskaźników rozwoju kultury fizycznej.

TS Wisła wtłoczono w ramy Zrzeszenie Sportowego Gwardia.

Klub przyjął teraz podwójną nazwę Gwardia-Wisła, kolory i emblemat Wisły miały być jednak zachowane. W ten sposób kończył pewien etap w historii Towarzystwa Sportowego Wisła i rozpoczynał nowy. Dublowanie stanowisk we władzach klubu (jeden gwardzista – jeden Wiślak) miało gwarantować zachowanie wpływu na działalność Towarzystwa przez oddanych klubowi działaczy.

Nadzieje na to okazały się płonne, a podpisane porozumienia tyle warte ile papier, na którym je napisano. Symbolicznym tego przykładem stała się zmiana nazwy klubu, który już od następnego roku występował oficjalnie jako Gwardia Kraków. Z eksponowanych stanowisk w klubie zaczęto systematycznie usuwać niewygodnych działaczy, a ci co pozostali nie mieli w praktyce wpływu na to w jakim kierunku zmierzało Towarzystwo.

Szerzej o okolicznościach przeczytasz w artykule : Gwardyjskie dekady.

Stalinowska noc rozciągała się wówczas na wszystkie dziedziny ludzkiego życia. Sport nie był wyjątkiem. Wprzęgnięto go w propagandę komunistyczną. Nawet wywodzący się z koncesjonowanej PPS działacze komunistyczni nie przebierali wówczas w słowach, które i dziś mogą zmrozić postronnego obserwatora. Np. dyrektor GKKF L. Motyka tak przedstawiał wówczas sytuację w świecie: „kto nie stoi przy boku Związku Radzieckiego, ten musi się stać sługą anglosaskich imperialistów” jak Tito, gdyż w świecie następuje podporządkowanie „narodowych interesów zmarszalizowanych krajów bankierom z Wall-Street”. Rzucając gromy na wstrętnych kapitalistów z drugiej strony wznosił peany na cześć ZSRR i krajów „demokracji ludowej”, w których trwa świetny rozwój we wszystkich dziedzinach życia [35].

Wszechobecną indoktrynację widać było szczególnie w prasie sportowej, która regularnie opisywała wszelkie masowe imprezy sportowo-propagandowe. To one stawały się głównymi wydarzeniami sportowymi roku. Tak było np. z tzw. marszami jesiennymi, które powiązano od początku z historią walki Armii Czerwonej na ziemiach polskich. Oczywiście przy okazji każdego komunistycznego święta, czy też rocznicy urodzin lub śmierci komunistycznych przywódców, poświęcano tym „wydarzeniom” czołowe kolumny, cytując złote myśli takich znawców sportu jak Stalin, Bierut czy Lenin. Wódz rewolucji miał powiedzieć, że „kultura fizyczna i sport to 50% obronności kraju i 30% dobrobytu specjalistycznego społeczeństwa” [36]. A skoro tak powiedział wódz, należało sportowi poświęcić odpowiednią uwagę.

PZPR w swej uchwale (z IX 1949) najpierw zdiagnozowało sytuację polskiej kultury fizycznej, która obciążona jest „niesławnym spadkiem burżuazyjnego sportu Polski przedwrześniowej” ponieważ organizacje sportowe „kierowane przez sanacyjnych dygnitarzy wychowywały swych członków w aspołecznym duchu nacjonalizmu i szowinizmu”[37]. Po takiej diagnozie podano receptę na poprawienie tej sytuacji w sporcie, który powinien się stać jednym „ze środków wychowania w duchu międzynarodowej solidarności sił postępu [oraz...] walki o trwały i demokratycznym pokój”. Służyć temu miało upowszechnienie i ideologizacja sportu co miano z kolei osiągnąć przez kierownictwo i kontrolę GKKF i instancji partyjnych. Oczywiście prasa i działacze sportowi prześcigali się w wiernopoddańczych deklaracjach o dobroczynnych skutkach dla polskiego sportu takich rozwiązań.

Jak daleko upadła niezależność i samodzielność polskich związków sportowych, świadczyć mogą przykłady czym zajmował się przy końcu 1949 r. KOZPN. Otóż na uroczystym posiedzeniu KOZPN, dla uczczenia Rewolucji Październikowej i z okazji „Miesiąca Pogłębiania Przyjaźni Polsko-Radzieckiej”, wydano odpowiednią rezolucję i zobowiązano do „organizowania wykładów i prelekcji o osiągnięciach ZSRR dla umocnienia więzów nierozerwalnej przyjaźni z ZSRR” [38]. W odpowiedzi na tę rezolucję kluby organizowały Koła Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, a skupieni w nich sportowcy przesyłali „wyrazy czci wodzowi międzynarodowego proletariatu Generalissimusowi Stalinowi”. Dogorywający KOZPN szedł rzeczywiście w awangardzie ówczesnych przemian. Tego typu deklaracje niewiele pomogły zmieniającym na gwałt swoje poglądy działaczom piłkarskim.

1950

Tym niemniej już od początku roku działacze prześcigali się w politycznych deklaracjach. Wzmożenie ideologiczne z roku ubiegłego siłą rozpędu trwało i przez cały 1950 rok. Z okazji powołania do życia GKKF działacze krakowskiej Gwardii, nie zważając na śnieg i mróz, uchwalili rezolucję zobowiązując się do „walki o utrwalenie pokoju, przodownictwa pracy nad budową zrębów naszej socjalistycznej ojczyzny, pełnego realizowania planu sześcioletniego w sporcie”, deklarując zarazem „podniesienie jego wartości ideologicznej, moralnej i wychowawczej, czerpiąc przy tym coraz więcej doświadczeń ze wspaniałych osiągnięć sportu radzieckiego”... [39]. Inni przedstawiciele krakowskich klubów uczcili to wiekopomne wydarzenie w Teatrze „Studio” na specjalnie zwołanej akademii. „Zasadniczy referat” podczas akademii wygłosił wówczas piłkarz Cracovii, „a zarazem inspektor ZS Unia” Edward Jabłoński, deklarując w imieniu sportowców „zespolić siły w walce o oblicze ideologiczne ruchu sportowego, o jego wartości wychowawcze i moralne, mając za wzór wspaniałe osiągnięcia ZSRR” [40].

W lutym swe Walne Zebranie odbyło Ogniwo/Cracovia informując delegatów, że w „codziennej swej pracy poświęcił wiele wysiłków w kierunku umasowienia sportu i podniesienia poziomu ideologicznego swych członków”. Dalej czytamy: „Poważny udział członków klubu w uroczystościach 1 Maja, Święta Odrodzenia Polski, Międzynarodowego Dnia Pokoju... świadczy o podniesieniu uświadomienia politycznego”. Na zakończenie obrad nadano tytuł honorowego przewodniczącego klubu „I sekr. KM PZPR Pawlakowi”. [41]. Z kolei Walne Zebranie tegoż zrzeszenia w okręgu krakowskim 12 marca wydało oświadczenie, wyrażając „radość z powodu wejścia w życie historycznej uchwały Biura Politycznego PZPR w sprawie wf i sportu i zobowiązała się spontanicznie wprowadzić ją w życie” [42]. W życie wprowadzano i socjalistyczne współzawodnictwo w poszczególnych sekcjach Ogniwa. I tak sekcja lekkoatletyczna 18 marca zobowiązała się „do współzawodnictwa w werbunku nowych członków, podniesienia poziomu ideologicznego” [43]. Podobne zobowiązania miały to do siebie, że można je był bez ustanku powtarzać przy innych okazjach. Tak też uczyniono i z okazji „Święta Pracy” [44].

Kiedy informowano o przygotowaniach krakowskich klubów do sezonu piłkarskiego, więcej miejsca w relacjach poświęcano „szkoleniu ideologicznym piłkarzy” niż właściwemu zajęciom czysto sportowym. W czasie pobytu na obozach przygotowawczych specjalnie delegowani członkowie sekcji organizowali cotygodniowe „prasówki” i na ich podstawie próbowali wciągać do dyskusji na tematy polityczne piłkarzy. W 1950 r. na tapecie była m.in. sprawa „nadużyć w Caritasie” i uchwały II plenum KC PZPR. Jak donoszono potem entuzjastycznie w prasie, dzięki temu szkoleniu ideologicznemu piłkarze stawali się coraz bardziej uświadomieni i wchłaniając dziennie 8 tys. kalorii przygotowywali się do sezonu. Bez szkolenia ideologicznego pewnie nie byliby w stanie wchłonąć tyle kalorii. Zresztą w każdym klubie prowadzono typu indoktrynację (od juniorów począwszy). Podobnie było z elitą polskich piłkarzy, których na obozach kondycyjnych również raczono „pogadankami politycznymi”. Jak wspominali piłkarze Wisły po latach: „W tym czasie to przed każdym treningiem mieliśmy godzinę przeznaczoną na pogadanki polityczne… Pamiętam takiego kapitana z UB - Kozłowskiego, który nam urządzał takie pogadanki. On mówił, a myśmy się z tego trochę nabijali. Musieliśmy także obowiązkowo chodzić na pochody organizowane z okazji 1 maja, czy 22 lipca”. Żarty się skończyły, kiedy „zdyskwalifikowano dożywotnio” w klubie A. Wapiennika za to, że jego żona rzekomo upuściła celowo czerwoną szturmówkę podczas obchodów pierwszomajowych [45].

Życie sportowe tym samym zostało zideologizowane horrendalnie. Całe szczęście, że faktycznie te „ambitne” plany zostały zrealizowane cząstkowo i więcej miejsca zajmowały w oficjalnych komunikatach, relacjach prasowych i rezolucjach niż w codziennym życiu sportowców.

Warto może wspomnieć w jak karykaturalny sposób próbowano wówczas przenosić wzorce „Współzawodnictwa pracy” z zakładów przemysłowych do sportu.

I tak legendarna postać polskiej piłki w tym czasie Mieczysław Gracz podczas obozu kondycyjnego kadry narodowej w Wiśle wystąpił z wnioskiem „o wprowadzenie współzawodnictwa indywidualnego i zbiorowego zarówno pomiędzy zawodnikami w poszczególnych klubach, jak i między drużynami ligowymi” [46]. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że po ubiegłorocznym meczu Wisła-Warta (3.07) został przez WGiD zdyskwalifikowany na przeszło pół roku za niesportowe zachowanie. Teraz za powrót do łask musiał zapłacić złożoną propozycją współzawodnictwa, która oczywiście została przyjęta przez aklamację zebranych piłkarzy i działaczy.

W konsekwencji miano opracować regulamin tegoż współzawodnictwa i przesłać do PZPN do zatwierdzenia. WOZPN wykazał się jeszcze większą gorliwością i na posiedzeniu 17 lutego podjął zobowiązanie, by drogą prelekcji i pogadanek przyczyniać się „do propagowania osiągnięć i doświadczeń przodującego w świecie sportu radzieckiego oraz do podniesienia świadomości społecznej i politycznej piłkarzy”, a także pobudzenia piłkarzy „do współzawodnictwa w pracy zawodowej” wzorem górnika Markiewki. Wszystko to oczywiście w koordynacji z PZPR. Idea współzawodnictwa piłkarzy wydaje się dzisiaj groteskowa, a proponowany regulamin (zawierający m.in. punktację za treningi, zachowywanie się na boisku, tryb życia poza boiskiem) wręcz śmieszny. Wtedy jednak traktowano to nadzwyczaj poważnie, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że była to jedna wielka hucpa propagandowa, którą poważnie wydaje się potraktowano jedynie w krakowskiej Garbarni. Właśnie piłkarze tego klubu stali się ulubionym tematem prasowych doniesień w tym temacie[47]. Na co dzień byli pracownikami Garbarni nr 1, która to w 1949 r. „zdobyła sztandar współzawodnictwa” bijąc m.in. garbarnie w Warszawie i Bydgoszczy i jako pierwsza zgłosiła wykonanie planu 3-letniego (3.10.1949). Głównym bohaterem prasowych doniesień z frontu walki o współzawodnictwo w piłkarstwie stał się środkowy pomocnik Garbarni Stanisław Lasiewicz. On to (wraz z kolegami) już w lutym 1950 r. przystąpił do współzawodnictwa pracy i znacznie przekroczył normę produkcji. Oczywiście nie przeszkadzało mu to w uprawianiu sportu, a sądząc z jego wypowiedzi wręcz pomagało: np. nieraz się zdarzało, że po przeszło ośmiogodzinnej pracy, garbarze szli prosto na boisko na mecze o mistrzostwo II ligi, by walczyć o awans do I ligi. W pierwszym miesiącu współzawodnictwa Lasiewicz osiągnął 175% normy. Po sukcesach produkcyjnych garbarze pod jego wodzą przystąpili do współzawodnictwa w sporcie. W kwietniu 1950 na zebraniu zawodników Lasiewicz wysunął „projekt współzawodnictwa piłkarzy polskich, gdzie liczyłyby się punkty dodatnie za udział w reprezentacji Polski, Krakowa, Zrzeszenia, za pilność w treningach, za wzorowe życie prywatne, za dbałość o sprzęt, a punkty ujemne za absencję w treningu, niesportowe zachowanie się, nadużywanie alkoholu” [48]. Docenił to zaangażowanie GKKF i z okazji 22 VII przyznał Lasiewiczowi 50 tys. zł jako „wzorowemu sportowcowi i przewodnikowi pracy”.

Zresztą aspekt finansowy bywał aż nadto widoczny w tle tego typu zaangażowania. Dotyczył wprawdzie tylko najlepszych, czy najbardziej usłużnych sportowców, ale nie można go pominąć. Państwowe nagrody pieniężne były już wówczas dość wysokie. W 1950 r. wręczał nagrody przodownikom sportu Lucjan Motyka, określając je przy okazji jako „najbardziej socjalistyczną formę pomocy”, której prekursorem jest oczywiście ZSRR. Wtórował mu oczywiście usłużny redaktor „Przeglądu Sportowego”, dając odpór dziwiącym się, że członkowie kadry otrzymują pieniądze, gdyż jest to przejaw „pokutującego wśród nas burżuazyjnego światopoglądu, który dziś jeszcze święci 'triumfy' w państwach kapitalistycznych, stwarzając tam dziwolągi 'absolutnego amatorstwa', bzdurę, pod pokrywką, której kryje się nieudolne brudne zawodowstwo, elitaryzm i wyzysk klasowy” [49].

PZPN oczywiście nie mógł pozostawać w tyle i zaakceptował postępowe zasady podjęcia współzawodnictwa w sporcie „o miano najlepszego budowniczego Polski Ludowej” [50]. Powołał do życia Główny Komitet Współzawodnictwa. W klubach miały powstać jego odpowiedniki (Komitety Klubowe Współzawodnictwa), a udział w tym iście kabaretowym przedsięwzięciu mieli brać zawodnicy z I i II ligi. Całe szczęście, że udział we współzawodnictwie nie był na razie obowiązkowy.

Ledwo współzawodnictwo wprowadzono, a już po krótkim czasie prezes PZPN Andrzej Przeworski chwalił się, że „podnieśliśmy poziom ideologiczny i dyscyplinę sportowca wyczynowego”, a współzawodnictwo daje wyniki w dyscyplinie, treningu i sportowym trybie życia zawodników. Jak naprawdę wyglądało to przenoszenie wzorców sowieckich do sportu można się było dowiedzieć z „Przeglądu Sportowego” dopiero w okresie odwilży 1956 roku. Fikcyjne etaty, kaperownictwo, uprzywilejowanie pionów wojskowego, gwardyjskiego i ZS Start to ogólne elementy ówczesnej sytuacji [51].

W maju odbył się ostatni zjazd KOZPN. Wybrano podczas niego owe władze z gwardyjskim prezesem Marianem Kozłowskim. Ten w okolicznościowym przemówieniu skrytykował dotychczasową działalność związków sportowych i ludzi nimi kierujących, gdyż odciągały „młodzież od walki klasowej” w imię „apolityczności sportowej”, zaniedbując tym samym „szkolenie ideologiczne” [52]. Na koniec obrad KOZPN wydał rezolucję popierającą Apel Sztokholmski i zadeklarował realizowania postanowień BP PZPR dotyczące sportu. Na tym przykładzie widać było, że związki sportowe zostały już całkowicie spacyfikowane i bezkrytycznie realizowały postanowienia monopartii. Szkoleniem ideologicznym zawodników poszczególnych sekcji mieli się zajmować (wg wytycznych) specjalni kierownicy, a program szkolenia powinien obejmować m.in. takie kwestie jak: „Marks i Engels - twórcy naukowego socjalizmu; ZSRR kraj zwycięskiego socjalizmu; PZPR czołowa siłą narodu polskiego; Młodzież świata w walce o pokój”[53].

W czerwcu dogorywający KOZPN, doceniając „znaczenie ideologicznego szkolenia sportowców” zalecał wszystkim zrzeszonym klubom ich organizowanie [54]. Odpowiednio wyrobieni ideologicznie piłkarze Cracovii już w tym samym miesiącu w defiladzie pozdrawiali na niesionych transparentach „sportowców radzieckich”.
Zawodnicy Ogniwa pozdrawiający sowieckich sportowców
Zawodnicy Ogniwa pozdrawiający sowieckich sportowców
.

Z kolei makietę gołębia pokoju i transparenty „z hasłami pokojowymi” przyczepione do balonów puszczano przy okazji derbów 22 czerwca. [55].

Kolejnym przykładem wykorzystywania sportowców w celach propagandowych było podpisywanie Apelu Sztokholmskiego. Ów Apel był rozdętą do niebywałych rozmiarów akcją propagandową, zorganizowaną przez sterowany przez komunistów Komitet Obrońców Pokoju. W Apelu domagano się zakazania użycia broni jądrowej i wzywano do przeciwstawienia się próbom wywołania przez państwa imperialistyczne nowej wojny. Podpisać go miało na całym świecie około pół miliona osób (głównie w krajach komunistycznych; w Polsce 18 mln w tym ponoć wszyscy sportowcy[56]) - oczywiście do tych danych należy podchodzić z ostrożnością. W Polsce jako jeden z pierwszych podpisał tenże Apel Lasiewicz razem z innymi graczami Garbarni, którzy oprócz tego, że są zawodnikami „są już obecnie obrońcami pokoju” i w ramach wart pokoju „skrócą wykonanie planu na 1950 r. o 3 miesiące”, podnosząc przy okazji jakość produkcji - donoszono z entuzjazmem w prasie. Widać z tego , że ciężki był żywot piłkarza w tamtych czasach - nie tylko, że musiał grać z piłkę, przekraczać normy produkcyjne w zakładach pracy - to jeszcze na jego barkach spoczywała odpowiedzialność za utrzymanie pokoju w świecie. Smutne w całej tej historii było to, że Apel ten podpisywano obowiązkowo przed meczami piłkarskimi i wymigać się z tego bez konsekwencji nie było można[57].

I tak np. w Krakowie 21.05 przed meczem Unia (Ruch)-Ogniwo (Cracovia) Parpan odczytać musiał rezolucję żądając „bezwarunkowego zakazu użycia energii tomowej. Odpowiedzią na to, na zakusy anglo-amerykańskich podżegaczy wojennych będzie wzmożona praca nad szybszym i lepszym wykonaniem planu 6-letniego…”. Nic dziwnego, że wynik meczu w związku z tą akcją propagandową był sprawą drugorzędną. Inna sława polskiej piłki Cieślik „pisał” do swego włoskiego kolegi Silvio Pioli (który też podpisał Apel Sztokholmski), by nadal walczył o pokój [58].

Ze strony Wisły „ciężar odpowiedzialności” za zajmowanie odpowiedniego stanowiska musiał przyjąć na siebie kapitan drużyny piłkarskiej Jerzy Jurowicz, który zresztą stał się wdzięcznym obiektem dla ówczesnej prasy z tego choćby względu, że pracował jako robotnik w Krakowskich Zakładach Graficznych jako „chemigraf – przodownik pracy”. Podobną rolę w Cracovii spełniał Tadeusz Parpan, który przy tej okazji we właściwej tym czasom poetyce oświadczał: „Solidaryzując się z międzynarodowym ruchem obrońców pokoju, sportowcy polscy wnoszą swój wkład do walki przeciw podżegaczom wojennym”. [59]

Trudno oprzeć się wrażeniu, że propagandowa akcja związana z podpisywaniem apelu Pokoju stanowiła swoistą dywersję ideologiczną w obliczu zbliżającej się zbrojnej agresji komunistycznej w Korei (25 czerwca).

Skupiliśmy się tutaj na piłkarzach, choć to bynajmniej nie oni byli głównymi bohaterami tych wydarzeń. Podobne deklaracje i apele podpisywali przedstawiciele wszystkich dyscyplin sportu. Oczywiście władze nagłaśniały głównie te nazwiska, które były popularne w społeczeństwie (stąd piłkarze) i osiągały wymierne sukcesy na arenie międzynarodowej (np. Władysław Skonecki i Helena Rakoczy, której sukces na MŚ w Bazylei wg Motyki osiągnięty dzięki „zastosowaniu przodujących wzorów gimnastyki radzieckiej... dobrze służy sprawie pokoju i socjalizmu”) [60].

W lipcu kolejną rocznicę powstania PKWN uczciło Ogniwo/Cracovia, kończąc ją oczywiście odegraną „Międzynarodówką” [61]. Stadion Ogniwa stał się zresztą główną areną imprez sportowo-politycznych, które odbyły się tego dnia w Krakowie.

O pokój walczono zawzięcie i nieustannie przez całe lato. Nawet podczas Mistrzostw Polski w pływaniu, które odbywały się sierpniu w Krakowie. W przerwie mistrzostw specjalna delegacja pływaków z całej Polski udała się do Filharmonii, gdzie „odbywała się Miejska Konferencja Wyborcza Obrońców Pokoju i złożyła” deklarację solidaryzującą się z „ogólnoświatowym obozem postępu i pokoju”. Dalej czytamy: „wstrząsnięci jesteśmy do głębi napaścią imperializmu amerykańskiego na bohaterski naród Korei, piętnując agresorów imperialistycznych stajemy z pełną świadomością w pierwszych szeregach bojowników o pokój. Zdajemy sobie sprawę, że utrwalenie pokoju jest możliwe tylko dzięki wzmocnieniu sił postępu i sprawiedliwości społecznej, którym przewodzi niezwyciężony Związek Radziecki i jego wódz Generalissimus Józef Stalin... Budując potęgę naszego kraju najskuteczniej przeciwstawimy się krwiożerczemu imperializmowi. Niech żyje obóz pokoju ze Związkiem Radzieckim na czele!” [62].

Wśród zaangażowanych pływaków wymieniono na pierwszym miejscu zawodniczkę Cracovii Dobranowską. Za parę lat pływaczka ta zaliczy nawet występy w barwach Gwardii, ale brak nam informacji czy wówczas też walczyła o pokój. Niewykluczone, że o pokój z kuchnią [63].

W awangardzie walki o pokój dzielnie kroczyło Ogniwo/Cracovia, które z końcem sierpnia zorganizowało „wielką manifestację pokojową z okazji I Kongresu Pokoju w Polsce. W obecności sportowców ze wszystkich sekcji na zakończenie manifestacji Zygmunt Buhl odczytał rezolucję: „My członkowie ZS Ogniwo Kraków solidaryzując się z ogólnoświatowym obozem postępu i pokoju piętnujemy wystąpienia imperialistycznych prowokatorów oraz zbrodniczą napaść na naród koreański. Potępiając imperialistów dążących do rozpętania nowej wojny światowej, stajemy z pełną świadomością w pierwszym szeregu bojowników o pokój, postęp i socjalizm. Wzmacniając coraz bardziej braterską przyjaźń i bojowy sojusz ze Związkiem Radzieckim… mamy niezłomną wiarę, że sprawa utrwalenia pokoju, o którą walczą masy pracujące całego świata, pod przewodnictwem niezłomnego wodza obozu pokoju tow. Stalina, jest słuszna i w niedługim czasie w walce tej osiągniemy zwycięstwo” [64].

Z kolei z okazji I Polskiego Kongresu Pokoju przed meczem Związkowiec-Ogniwo (3 września, 1:1) Gędłek z Ogniwa przemawiał obok dygnitarzy, mówiąc o roli sportu, który ma dostarczać zdrowych, ideowych ludzi, „którzy staną na posterunkach socjalistycznej pracy” [65]].

Czujność rewolucyjną zachowywali działacze Ogniwa/Cracovii nie tylko w obliczu problemów całego świata, ale i wobec własnego środowiska o czym świadczyło ukarania Ludwika Poświata dożywotnią dyskwalifikacją. Przy tej okazji określono go jako jednostkę pozbawioną „wszelkich walorów etycznych, moralnych i sportowych, nie przedstawia[jącą] żadnej wartości i nie ma [więc] dla niego miejsca w szeregach sportowców Polski Ludowej”. [66].

Coroczne wzmożenie rewolucyjne nasilało się jesienią w związku z rocznicą rewolucji. Tym razem pod Wawelem mało kto mógł pobić w deklaracjach ZS Budowlani. Na Radzie Zrzeszenia tak w płomiennych słowach oceniano to wiekopomne wydarzenie: „wyzwalając miliony ludzi spod ucisku kapitalistyczno-obszarniczego stworzyła pierwsze państwo socjalistyczne przodujące i prowadzące inne narody do walki o wolność i sprawiedliwość oraz kierujące pod wodzą Wielkiego Stalina walką o trwały pokój - rewolucji, która przywróciła dwukrotnie naszemu narodowi niepodległość, postanawiamy: 1) zmienić nasz dotychczasowy styl pracy przez wzmożenie rewolucyjnej czujności, usunięcie z naszych szeregów elementów klasowo obcych oraz pełne realizowanie zadań postawionych przed nami uchwała BP KC PZPR w sprawie sportu...; 3) nastawić naszą pracę na jak najsilniejsze upolitycznienie kultury fizycznej i sportu przez objęcie wszystkich sportowców akcją szkolenia ideologicznego... przez kierowanie najlepszych sportowców do aktywnej pracy w ZMP” [67].

Ogniwo/Cracovia akademię ku czci rewolucji zorganizowało 23 października, a obecność na niej była obowiązkowa [68]

W listopadzie i grudniu kluby zawzięcie pogłębiały przyjaźń polsko-radziecką i na specjalnych akademiach wręczano przy okazji odznaki SPO. By nie była żadnych wątpliwości: obecność na akademii ZS Gwardia była obowiązkowa, a referat ”o osiągnięciach przodujących w świecie sportowców radzieckich wygłosił znany lekkoatleta Gwardii - Biernat” [69].

Sezon polityczno-sportowy kończyły uroczyste akademie z okazji II Światowego Kongresu Obrońców Pokoju. 18 grudnia zorganizowały taką wspólnie Ogniwo/Cracovia i Związkowiec. [70].

1951

Rok 1951 przyniósł kolejną hucpę propagandowa związaną z Apelem Światowej Rady Pokoju. Tzw. Kartę Narodowego Plebiscytu Pokoju podpisywali oczywiście i sportowcy (w połowie maja złożono w Polsce ponoć 11 milionów podpisów) [71].

Przy tej okazji m.in. mistrzyni świata w gimnastyce Helena Rakoczy dzieliła się z czytelnikami „swymi” przemyśleniami dlaczego walczy o pokój. Poza zwykłą normą propagandy na uwagę zwracał pasus, że nie chce dopuścić do nowych Oświęcimiów „przygotowanych znowu dla ludzkości przez imperialistów anglosaskich”. „Wraz z milionami ludzi na całym świecie, którym przewodzi wielki Chorąży Pokoju - Józef Stalin -podpisuję Apel Światowej Rady Pokoju”. Tekst oświadczeń zdradzał wyraźnie, że to nie sportowcy je układali. Inna sprawa, że się godzili na wykorzystywanie swych nazwisk.

Na krakowskim podwórku znowu Ogniwo/Cracovia nie dało się wyprzedzić konkurencji i przy okazji meczu piłkarskiego z Włókniarzem 18 marca zorganizowało, jak to ujęto „potężną manifestację pokojowej pracy całego społeczeństwa”. Wiceprezes Ogniwa, Seyboth, w przemówieniu z ubolewaniem zauważał, że istnieją jeszcze na świecie narody, które nie mogą nawet marzyć o uprawianiu kultury fizycznej, gdyż wśród okrutnych prześladowań walczyć muszą o wolność i byt przeciw krwiożerczym imperialistom… Świadomość krzywdy narodu koreańskiego mobilizuje ogół sportowców polskich do nieustępliwej walki w obronie pokoju. Walkę tę prowadzą sportowcy Polski Ludowej drogą systematycznego podnoszenia poziomu ideologicznego oraz drogą spotęgowanych wysiłków w walce o przedterminowe wykonanie zadań 6-letniego Planu gospodarczego”. Swoje „trzy gorsze” dodał i kapitan Pasów Henryk Bobula przyrzekając, „że podpisy pod apelem Światowej Rady Pokoju składać będą przez codzienny spotęgowany trud, dla podniesienia kultury fizycznej, w której widzą źródło siły, ułatwiającej im zdobywanie zaszczytnych tytułów przodowników pracy, sportu i nauki”. Na koniec oczywiście pozdrowił sportowców radzieckich, „z których sportowcy polscy zawsze biorą sobie przykład”. Po czym przedefilowano z okrzykami na ustach ”na cześć pokoju i jego chorążego, Generalissimusa Stalina” Defiladę zakończono odegraniem „Międzynarodówki”. Wzmożenie ideologiczne najwyraźniej pomogło, bo mecz wygrało Ogniwo 1:0. [72]

Z okazji 1. Maja odbywają się zbiórki sportowców na stadionach krakowskich, którzy potem wzięli udział w pochodzie. Tradycyjnie już na czele sportowców znajdowali się sportowcy związkowi z ZS Unia i Stal. Gwardziści maszerowali później i w relacjach prasowych jakoś nie wyróżniali się niesionymi transparentami i wznoszonymi okrzykami. [73].

Z rozpędu sprawa walki o pokój była podejmowana w tym roku, choć już nie z takim entuzjazmem. O dziwo tym razem w ramach ZS Gwardia postarali się zabłysnąć członkowie sekcji piłki ręcznej. Sekcji dogorywającej sportowo, ale wykazującej właściwą postawę. Trzeba jednak dodać, że rezolucja szczypiornistów wypadła dość blado w porównaniu z wcześniejszymi enuncjacjami sportowców z innych zrzeszeń. Z okazji Plebiscytu Pokoju deklarowali bowiem, że „przez bardziej wydajną pracę, przez sumienną naukę i terminowe ukończenie będziemy realizować szczytne hasło 'Przodownik sportu - przodownikiem nauki i pracy' i w ten sposób poprzemy czynem w Plebiscycie Pokoju oddany głos. Za szczypiornistami podobne zobowiązania złożyli i piłkarze, a chodziło w nich o „propagowanie sportu piłkarskiego, szczególnie w Nowej Hucie oraz w LZS”. Do piłkarzy dołączyli potem i motocykliści [74].

Narciarze w walce o pokój
Narciarze w walce o pokój

Na wschód od Łaby z reguły łączono imprezy polityczno-propagandowe z sportowymi. Tak było np. Na sierpniowym Złocie Młodych Bojowników o Pokój, któremu towarzyszyły tzw. Akademickie Mistrzostwa Świata w sporcie. Spęd taki odbywał się w Berlinie. Polska wysłała oczywiście na tę imprezę swych sportowców. W tym piłkarzy. Z prasy można się dowiedzieć, że takim akademikiem był wówczas i G. Cieślik. W kraju oczywiście również uczczono ten zlot. A to uczczenie polegał na biegach sztafetowych reprezentacji zrzeszeniowych [75].

W prasie sportowej kpiono sobie wówczas z „kapitalistycznego” hasła „sport dla sportu”, gdyż odpowiadało ono egoistycznym potrzebom „klas rządzących” [76]. W socjalizmie wg zaleceń BP KC PZPR sport miał na celu „wychowanie młodzieży w duchu ideologii marksistowskiej, pomnożenia jej sił i zdrowia oraz uzyskania przez nią wszechstronnej sprawności, a przez to samo podniesienie zdolności wytwórczych i obronnych kraju”. Służyć temu miało np. wprowadzenie odznaki sprawności fizycznej „Sprawny do Pracy i Obrony”, wzorowanej na odpowiednikach sowieckich. Zdobywać ją miały już dzieci od 11 roku życia - oczywiście Bierut otrzymał pierwszą honorową odznakę SPO [77].

W okresie kultu masowej kultury fizycznej sport wyczynowy tracił na znaczeniu. Oczywiście nadal się liczył, gdyż sukcesy międzynarodowe sportowców z krajów komunistycznych świadczyć miały o wyższości ustrojowej. W cenie jednak były głównie imprezy masowe w myśl zasady: „Nie jednostki, lecz masy będą rozsławiać sport polski”, gdyż „jednostki łamią się i kruszą a masa trwa” [78]. Dlatego chwalono się masowymi imprezami w rodzaju jesiennych marszów szlakami „zwycięstw Armii Czerwonej i Wojska Polskiego”, których frekwencja rosła oficjalnie w postępach niemal geometrycznych: w 1948 r. gromadzić miały 520000 uczestników, w 1949 1.026.000. Start do tych biego/marszów miał miejsce m.in. na stadionach Gwardii i Ogniwa [79].

Kiedy w latach 1949-1951 Wisła zdobywała trzy razy z rzędu tytuł mistrza ligi, co było niebywałym osiągnięciem w historii polskiej piłki nożnej, prasa sportowa nie poświęcała temu faktowi większej uwagi, skupiając się właśnie na owych marszach jesiennych. . Ciekawostką był fakt, że za pierwszy tytuł mistrzowski piłkarze otrzymali wówczas „zegarek szwajcarski i kupon na ubranie. Za drugi też ubranie oraz walizkę skórzaną, a także paczkę dzieł Lenina i Stalina...Za rok po wygraniu ligi, Wiślakom wręczono zegarki niemieckie” [80].


Niezależne życie sportowe zostało już praktycznie spacyfikowane, a dogorywające związki sportowe i ich działacze prześcigali się w wiernopoddańczych deklaracjach. Mimo to, w myśl zasady, że w miarę wprowadzania w życie komunizmu nasila się walka klasowa, wrogów szukano tam, gdzie już ich nie było.

Motyka nie oszczędził nawet dogorywającego w stalinowski kazamatach więzieniu legendarnego przywódcę PPS Kazimierza Pużaka (m.in. więźnia carskiego Szlisseburga, sowieckiej Łubianki po procesie 16 przywódców Polski Podziemnej), któremu wypominał szykanowanie przed wojną ZRSS [81]. Wrogiem zewnętrznym był oczywiście „rozbestwiony imperializm amerykański”, który „przerażony postępami obozu socjalizmu i pokoju... pcha świat do nowej wojny” [82]. Motyka ubolewał, że nie przełamano jeszcze do końca „burżuazyjnych naleciałości w sporcie” - ekscesów na boiskach, pieniactwa, kaperunku [83]. Dlatego należało wzmóc pracę ideologiczną w tych środowiskach. Na najbliższe lata należało więc nadal „zapoznawać społeczeństwo z przodującą w świecie kulturą fizyczną i sportem w Związku Radzieckim”, „demaskować zgniliznę sportu burżuazyjnego i jego pozostałości w polskim ruchu sportowym”, „wychowywać sportowców... w duchu serdecznej przyjaźni do naszego sojusznika Związku Radzieckiego i krajów demokracji ludowej [84]. Demaskować zbrodnicze poczynania imperialistycznych podżegaczy wojennych i aktywizować sportowców w ruchu obrońców pokoju”. Ostatecznie formułkę o „duchu serdecznej przyjaźni” zamieniono z początkiem roku 1951 na ducha duchu „bezgranicznej miłości” [85].

Perspektywy dla polskiego sportu rysowały się więc przerażająco. Nic dziwnego, że niewielu wierzyło w zmianę sytuacji politycznej, stąd takie a nie inne zachowania w obliczu stalinowskiej codzienności.

Wybitni sportowcy zdobywając popularność i uznanie, szybko mogli ją stracić. Jak wielka była wówczas wszechwładza urzędników partyjno-sportowych w klubach pokazuje historia znanego piłkarza krakowskiej Wisły A. Wapiennika. Donos do klubu na jego żonę, która miała ponoć podczas pierwszomajowego pochodu rzucić czerwoną szturmówką o ziemię doprowadził do dożywotniego zdyskwalifikowania piłkarza, „gdyż nie potrafił wywierać na swych najbliższych pozytywnego wpływu”. Upadek szturmówki na ziemię (najprawdopodobniej przypadkowy) potraktowano w milicyjnym gronie za „akt celowy, wrogi klasie robotniczej i ludowej ojczyzny”. Całe szczęście dla piłkarskiej kariery Wapiennika wstawił się za nim ŁKS i za cenę gry tego piłkarza w barwach łódzkiego klubu doprowadził do anulowania kary. Obrazuje to wyraźnie fakt, że jedną, ideologiczną decyzją można było przekreślić karierę sportową każdego sportowca [86].

Lektura ówczesnej prasy sportowej z jednej strony jest przygnębiająca z drugiej zabawna (choć wówczas nikomu nie było do śmiechu). Dowiedzieć się wówczas można było, że „Genialny umysł Lenina w stałym, ogromnym trudzie znajdował czas na zagadnienie kultury fizycznej. [...Lenin] stał się pierwszym propagatorem kultury fizycznej szeroko stosując w swym życiu ćwiczenia fizyczne, a Jego zamiłowanie do turystyki, łyżwiarstwa i pływania nie gasło nawet w okresie największego nasilenia pracy. Lenin jeździł dobrze na łyżwach, doskonale pływał, był świetnym szachistą i niestrudzonym turystą-alpinistą” [87]. Dlatego też w Tatrach oprowadzano turystów po tzw. „szlaku Lenina”, a dzieci w szkole karmiono prelekcjami pt.: „Kultura Fizyczna i sport w życiu Lenina” [88]. Dowiedzieć się z nich mogły, że w dzieciństwie Lenin lubił grę w palanta, strzelać z łuku, a zimą „Wołodia zjeżdżał na saneczkach z góry, obrzucał się z kolegami kulami śnieżnymi”. Oczywiście lubił też wycieczki, jeździł na rowerze „dużo i szybko”. Do tego codziennie się gimnastykował i polecał to siostrze w listach z więzienia. „Codziennie nacierał się zimną wodą, hartował się uprawiając sporty, dużo polował, zajmował się rybołówstwem”. Co roku zresztą liczba dyscyplin sportowych uprawianych przez wodza rewolucji systematycznie się powiększała. Gdyby tak stalinizm potrwał o kilka lat dłużej pewnie ich lista by się wyczerpała. Lenin był oczywiście ulubioną postacią prasy sportowej. Dzielnie sekundowali mu inni komunistyczni przywódcy: Stalin (z powodu przypadłości fizycznej trudno było jednak zrobić z niego herosa sportowego), Dzierżyński, Bierut, Marchlewski. Z okazji rocznic urodzin i śmierci poświęcano im czołowe kolumny w prasie sportowej. Podobnie było z komunistycznymi świętami i propagandowymi imprezami. Właściwe wydarzenia sportowe zajmowały miejsca dopiero na dalszych stronicach. Do szczególnie humorystycznych należały te działy gazet poświęcone sportowi w państwach „kapitalistycznych”. Ówczesny czytelnik przy byle okazji mógł się z nich dowiedzieć, jak to kapitalistyczni „podżegacze wojenni i ich wasale stosują przeciw postępowym sportowcom USA i krajów zachodnio-europejskich terror policyjny” [89]. Przykładem na to miał być Stanley Hofsham (angielski maratończyk), który biegnąc w tzw. Sztafecie Pokoju (z okazji Światowego Kongresu Pokoju w Shieffield) został aresztowany i ukarany grzywną 4 funtów „za naruszenie porządku publicznego”. W ogóle sport na Zachodzie był wynaturzony. W przedstawianiu tych wynaturzeń celował zwłaszcza „Sportowiec”, pisząc m.in. jak to w sporcie „burżuazyjnym” sportowców traktuje się jako towar, nie licząc się z ich zdrowiem i życiem. Imperialiści i kapitaliści traktowali bowiem sport jako „środek ogłupiania mas dla odwrócenia ich uwagi od problemów socjalnych i bieżących zagadnień życia, od walki klasowej”. Jakby tego było jeszcze mało, to (przodujący w tych bezeceństwach) imperialiści amerykańscy „wykorzystują sport jako jeden ze środków militarystycznej propagandy”. Dla potwierdzenia tych tez publikowano szereg zdjęć obrazujących ciężki żywot sportowców na Zachodzie. W tym m.in. boksera z zakrwawioną twarzą, zmuszonego do walki, gdyż celem sportu kapitalistycznego jest wyzysk, a „sportowcy pozostają w niewolniczej zależności” od swych mecenasów. Po właściwej stronie żelaznej kurtyny w trakcie walk na ringu bokserom z krajów „demokracji ludowej” nie zdarzały pęknięcia łuków brwiowych i nie krwawili. Sport do tego wykorzystywany był przez faszystowskie organizacje w USA jak np. Legion Amerykański by wychowywać „nożowników i morderców wykorzystywanych do napadów na zebrania postępowych organizacji i do zabójstw działaczy demokratycznych” [90]. Z kolejnych numerów „Sportowca” możemy się z kolei dowiedzieć jak to USA przez swoje narodowe sporty (takie jak football) „chciałoby amerykańską brutalność i pogardę dla ludzkiej godności zaszczepić także na stadionach zachodnich” [91].Z kolei w basseballu „podobnie jak i na innych odcinkach życia sportowego, panuje wszechwładnie duch bogacenia się za wszelką cenę, i sprzedajności” [92]. A wszystko to dlatego, że „cały szereg oficjalnych osobistości, tak z demokratycznej, jak i republikańskiej partii, jest ściśle związany z gangsterami od sportu i okazuje im wszelkie poparcie”. Artykuły o podobnej treści były przeważnie przedrukami z gazet sowieckich i przy całym swym fałszu miały zapewne i pewny walor atrakcyjności dla czytelnika, gdyż przy okazji pokazywano na zdjęciach fragmenty zawodów sportowych w dyscyplinach, o których w Polsce niewiele wiedziano.

Jak już wspominaliśmy przełom roku 1950/1951 był okresem likwidowania formalnie jeszcze istniejących związków sportowych. Utraciły one osobowość prawną, a ich miejsce zajęły sekcje przy GKKF i jego terenowych ogniwach. W miejsce spolegliwych, ale znających się na sporcie działaczy przyszli ludzie „z urzędu”, bez doświadczenia, niekompetentni, nierozumiejący ducha sportu, ślepo realizujący polecenia władz partyjnych. Nic dziwnego, że w polskim sporcie nastąpił regres.

Po likwidacji PZPN GKKF nie zasypywał gruszek w popiele i wysyłał w teren swych kontrolerów, badających czy przypadkiem nie kryją się jeszcze w sporcie „burżuazyjne” niedobitki [93]. W Krakowie odkryto, „że w wielu jeszcze komórkach organizacyjnych pogrobowcy kapitalizmu, wyparci z terenu działalności polityczno-gospodarczej, uwili sobie gniazdka w sporcie, aby pod płaszczykiem bezinteresownej pracy społecznej prowadzić dywersyjną robotę”. By uniemożliwić destrukcyjną „robotę wrogim elementom w sporcie”, postulowano więc wzmóc „czujność klasową” i zasilić organizacje sportowe nowymi kadrami „robotniczymi i ZMP-wcami”. Nowe władze sportowe miały więc pełne ręce roboty. Koła sportowe z kolei miały na celu według partyjnych założeń wychowywanie „pełnowartościowego obywatela Ludowej Ojczyzny, budowniczego ustroju socjalistycznego” [94].

1952

Scenka propagandowa: sportowcy debatują nad projektem konstytucji
Scenka propagandowa: sportowcy debatują nad projektem konstytucji

W tymże roku z kolei sportowcy żyli, jak to zgrabnie ujął u progu sezonu sportowego prezes Ogniwa/Cracovii H. Czapnicki, „w nastroju najwyższego zadowolenia i radości, zapoznając się z treścią historycznego dokumentu” – czyli stalinowskiej konstytucji [95]. Oczywiście należy odróżnić propagandę ówczesnej prasy od rzeczywistości. Obraz sportowca na co dzień zmuszanego do deklaracji propagandowych i zaangażowania politycznego byłby na wskroś fałszywy. Młodzi ludzie uprawiający sport w zasadzie niewiele różnili się od swych uczących się i pracujących rówieśników. Nadal pozostawali amatorami i łączyli z reguły życie sportowe z codzienną pracą czy nauką. Do pewnych patologii w polskim sporcie dochodziło wówczas z reguły na szczytach sportowego wyczynu.

Kontynuowano także walkę z imperializmem amerykańskim na przy okazji towarzyskiego meczu ZS Gwardia - ZS Unia. „Młody aktywista zetempowski - piłkarz Kotaba” odczytał rezolucję: „potępiamy nową zbrodnię imperializmu amerykańskiego, jaką stanowi użycie broni bakteriologicznej przeciw walczącemu o i o swoje prawa bohaterskiemu narodowi koreańskiemu”. Wcześniej podobne w duchu rezolucje ogłosili członkowie związkowych kół sportowych z Włókniarzem/Garbarnią na czele. [96]. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że bohaterowie tej opowieści, powtarzając rok w rok te same rutuały, byli już tym nieco znużeni – podobnie jak dziennikarze.

Znużony nie wydawał się jednak S. Lasiewicz, który z okazji 60 rocznicy urodzin B. Bieruta „podniósł swą wydajność produkcyjną do 128% normy”[97].

O tym, że zaangażowanie ideologiczne popłacało w karierze pozasportowej miał przekonać czytelników „Przeglądu Sportowego” los Władysława Gędłka – nadal czynnego piłkarza Ogniwa/Cracovii, reprezentanta Polski. W 1952 roku pracował w Okręgowym Komitecie Frontu Narodowego. Co więcej kandydował na posła PRL razem z prezesem swego klubu, członkiem PZPR Mrugaczem. W październiku odbywał szereg spotkań przedwyborczych o czym usłużnie informowała nie tylko prasa codzienna, ale i sportowa. Tak agitację prowadził na krakowskim Kazimierzu: „Pamiętamy dobrze wybory w Polsce przedwrześniowej, do których niedopuszczone były masy ludowe, w których nie mogła brać udziału młodzież i wojsko. Pamiętamy te wybory, kiedy na czele listy kandydatów chłopskich stał obszarnik, a na czele listy kandydatów robotniczych znienawidzony fabrykant. Pamiętamy te czasy, kiedy młodzież polska nie miała żadnych warunków do uprawiania sportu… Towarzysze kandydaci na posłów! My sportowcy województwa krakowskiego zapewniamy, że będziemy realizować Program Frontu Narodowego, umacniać władzę robotników i chłopów, walczyć z ciemnotą i zacofaniem, walczyć w pierwszych szeregach o rozwój nauki, wzrost kultury, o podwyższenie poziomu sportowego wśród najszerszych mas, o zwycięskie zbudowanie socjalizmu w Polsce!”. [98]. Nie można nie zauważyć przy tej okazji, że był to już o wiele wyższy poziom zaangażowania. Dotychczas bowiem wykorzystywano tylko popularność sportowców, dając im do czytania przy różnych okazjach przygotowane z góry teksty. Tym razem w grę wchodziło czynne wejście w politykę i to na szczeblu wyborów do sejmu PRL…

Kierownicze gremia sekcji i kół sportowych zajmowali wówczas często „działacze” z zewnątrz. Tak na pewno było w Wiśle/Gwardii. Miało to swoje „dobre” i złe strony. Tak o tym pisała pełna gwardyjskiego triumfalizmu księga jubileuszowa wydana z okazji 60-lecia TS Wisła: …”włączenie Wisły do ZS Gwardia w praktyce nie zawsze przychodziło gładko; popełniano także błędy. Sukcesy sportowe nie zawsze szły w parze z właściwą pracą, opartą o społeczną działalność aktywy klubowego. Dlatego też po pewnym czasie praca społeczna niemal zanikła – co oczywiście nie pozostało bez wpływu na wyniki sportowe Klubu. Wciągnięci do pracy klubowej nowi ludzie – wśród których wielu dotychczas nie miało ze sportem nic wspólnego – musieli się dopiero uczyć kierowania tą swoistą i dość skomplikowaną dziedziną życia. A że zostali pozbawieni współpracy i pomocy doświadczonych działaczy, sukcesy zaczęły się zawężać i coraz częściej odczuwało się jednak brak młodych kadr sportowców". ”Dobrą” stroną tych gwardyjskich porządków był fakt, że czystek i wiernopoddańczych deklaracji w duchu stalinowskim dokonywali w zasadzie w imieniu Gwardii Kraków ludzie z tym klubem wcześniej niezwiązani, z nadania resortowego, przeważnie ignoranci w sprawach czysto sportowych – a więc z punktu widzenia wiślackich kibiców ludzie obcy tradycji TS Wisła mentalnie i ideowo. W innych klubach bywało inaczej, a stalinowskie porządki w nich wprowadzali ich właśni, długoletni działacze, często z przedwojenną klubową przeszłością. Tak było w Ogniwie/Cracovii, którą prężnym krokiem w komunistyczne porządki wprowadzali oddani działacze PZPR.

Mimo to warto zaznaczyć, że na dolnych szczeblach tej klubowej drabiny znajdowali się jeszcze ludzie, którzy z oddaniem pracowali z młodzieżą. Sport bywał nawet pewnym azylem dla ludzi o niewłaściwych życiorysach. Tu znajdowali swoją przystań np. jako trenerzy ludzie o akowskiej przeszłości i mimo wrzawy propagandowej i kolejnych czystek zachowywali swoje stanowiska, gdyż trudno ich było zastąpić.

1953

Rok ten naznaczyło piętnem jedno wydarzenie - śmierć Stalina. Wraz z jego śmiercią odżyły w wielu ludziach nadzieje na zmianę sytuacji politycznej. Tak się stało, ale musiało upłynąć wiele miesięcy by dało się odczuć pierwsze odznaki odwilży politycznej we wszystkich komunistycznych krajach. Także tej w sporcie.

W marcu 1953 roku jednak wszystkie dzienniki i gazety sportowe opłakiwały śmierć komunistycznego dyktatora i pełne były wiernopoddańczych deklaracji także ze strony działaczy i sportowców: „Mówimy pokój, a myślimy - Stalin, myśli nasze biegły i zawsze biegną do niestrudzonego Chorążego Obozu Pokoju, który zapewnił wielu narodom spokojną i twórczą pracę, młodzieży naukę i możliwość uprawiania sportu - powiedział reprezentacyjny piłkarz, aktywny działacz Wojewódzkiego Komitetu Frontu Narodowego - Władysław Gędłek” [99]. Zresztą cóż tam Gędłek, cała czołówka polskich sportowców wypowiadała wówczas podobne słowa, które skrzętnie cytowano w prasie. Akurat odbywały się Mistrzostwa Polski w narciarstwie. Nic dziwnego, że w związku z tym specjalne oświadczenie opublikował legendarny narciarz Stanisław Marusarz. Zakrawało nawet na ponury żart, że z chwilą przemianowania przez władze PRL Katowic na Stalinogród również szereg sportowców publicznie wyrażało z tego powodu swoją radość (Teodor Wieczorek, czy Wiesław Hoffman) [100].

Stalinizm w sporcie, tak samo zresztą jak i w innych dziedzinach życia, trwał w najlepsze. Na czele GKKF stał wówczas Włodzimierz Reczek, który tak określał zasługi tego największego w historii zbrodniarza [101]: „Odszedł Ukochany Wódz i nauczyciel, Geniusz ludzkości Józef Stalin, ale żyje Jego wiekopomne dzieło” ZSRR. „Daremne były i będą zbrodnicze knowania ciemnych sił imperializmu i wojny” gdyż Stalin „nauczył nas budować siłę obronną ludowego, robotniczego państwa, nauczył nas tępić w zarodku wszelkie próby podkopywania naszej jedności i zwartości naszych szeregów”. „Nieśmiertelne nauki Józefa Stalina będą dla narodu polskiego gwiazdą przewodnią w pracy i w walce o zwycięstwo idei postępu, pokoju, o wolność wszystkich pracujących na świecie”, a sportowcy staną „w pierwszym szeregu walczących, by młotem, kielnią, pługiem czy piórem szybciej zbudować socjalizm w naszym kraju” i zrealizować „testament Wielkiego Stalina”.

Sportowcy zgodnie z tymi zapowiedziami odpowiedzieli. Znany piłkarz-przodownik St. Lasiewicz w imieniu swej brygady zgłosił zobowiązanie „podniesienia wydajności pracy do 135% normy”, gdyż jak sam powiedział: „Źródłem siły i natchnienia do walki o realizację naszych zadań jest imię nieśmiertelnego Stalina” [102]. Lasiewicz był zresztą ulubioną postacią ówczesnej prasy i co jakiś czas z okazji komunistycznych świąt składał kolejne zobowiązania produkcyjne. W tym samym roku dla uczczenia II Zjazdu PZPR z jego inicjatywy (28.11) koło sportowe Włókniarza-Garbarnii zebrało się na akademii [103]. Referat wygłosił sam Lasiewicz, a po nim podjęto zobowiązania „sportowe i produkcyjne”. Produkcyjne to podniesienie normy do 140% przez trzy brygady sportowe. Sportowe to powiększenie szeregów koła o 50 członków i „zredagowanie 2 gazetek ściennych poświęconych problemom Plenum PZPR”. Za wzorem Lasiewicza poszły oczywiście inne koła sportowe podejmując równie imponujące zobowiązania (np. brygada sportowa (piłkarze II ligowi) przy kole sportowym Kolejarz w Nowym Sączu zobowiązała się do przejechania „120000 km między naprawą okresową, regularnego prowadzenia pociągu i jazdy bez awarii i defektu” czym zaoszczędzi 200 ton węgla [104]. Czy jej się to udało i nie doszło do sabotażu dokonanego przez reakcję prasa już nie donosiła.

Odwilż” w sporcie

Charakterystyczne, że stalinowskie porządki w sporcie rozpoczęły się najpóźniej w porównaniu do innych form społecznej działalności w tych czasach. Najszybciej też zaczęły być ze sportu rugowane. Wyprzedzając o wiele miesięcy zmiany w innych dziedzinach życia publicznego (w tym w polityce).

Już w drugiej połowie 1954 r. dawało się dostrzec zmianę w patrzeniu na sprawy sportu w PRL. Wymownym tego świadectwem stał się obraz prasy sportowej. Mniej ideologii, a więcej sportu – tak w skrócie można by określić te nieśmiałe początkowo zmiany oblicza sportowych gazet. Do łask wrócili starzy dziennikarze, co wyraźnie poprawiło jakość publicystyki sportowej. Wraz z nimi powróciły na łamy gazet, jako recenzenci niewesołej sytuacji w polskim sporcie, postacie zepchnięte w ostatnich latach na margines życia sportowego: dawni sportowcy i działacze. Tak było choćny w „Sportowcu”, w którym cykl artykułów o kryzysie w polskiej piłce rozpoczął Stanisław Mielech.

Ważnym postulatem stawianym w publicystyce sportowej było powołanie na kierownicze stanowiska w piłkarstwie osób z autorytetem, które się w przeszłości sprawdziły [105]. Oczywiście tego typu krytyka nie mogła się odbywać bez zgody, a nawet inspiracji czynników politycznych. Wydaje się, że sport stał się wówczas małym poletkiem doświadczalnym dla poźniejszych zmian politycznych w kraju. Potwierdzała to potem wypowiedź W. Reczka, który uznawał zarzuty za zasadzie słuszne i ogólnikowo zapowiadał zmiany w polskim sporcie[106]. Do 1956 r. formalnie nadal jednak obowiązywało zarządzenie władz sportowych, by do pracy w sporcie z młodzieżą kierowano ludzi, którzy wykazywali się odpowiednim „wyrobieniem społeczno-politycznym [107].

Pierwszą symboliczną jaskółką zmian w polskim sporcie u progu 1955 r. było zarządzenie przewodniczącego GKKF (z 1.03), które otwierało przed kołami sportowymi możliwość powrotu do starych tradycyjnych nazw i barw klubowych. Oczywiście dziać się to miało na życzenie działaczy sportowych. O dziwo, tacy w Wiśle się znaleźli i co więcej, postanowili wykorzystać nadarzającą się okazję, przekonując do swoich racji milicyjnych prezesów rządzących klubem. Na pewno dopingowała ich do tego także presja ze strony kibiców, dla których Wisła nigdy nie przestała być Wisłą, niezależnie od politycznego i organizacyjnego usytuowania klubu na mapie sportowej Polski. TS Wisła nie było pierwszym klubem w Krakowie, który powrócił do swej tradycyjnej nazwy. Powody tego stanu rzeczy nie leżały w opieszałości czy szczególnym oporze władz klubowych. Oficjalnie Wisła mogła wrócić do swej macierzystej nazwy dopiero we wrześniu, a powodem tej zwłoki okazały się donosy do władz „życzliwych” klubowi osób. Przeszkodą przed wcześniejszym powrotem do nazwy Wisły miał być przedwojenny statut klubu, zawierający „rzekomy paragraf aryjski”. Jak pisano potem w prasie, „okazało się to złośliwą plotką” rozpowszechnianą przez wrogów Wisły. Tym niemniej gwardyjskie i sportowe władze wnikliwie zapoznawały się z statutem i historią Wisły. Po dokładnym przeanalizowaniu materiałów i dokumentów dotyczących TS Wisła Wojewódzki Zarząd ZS Gwardia w Krakowie powziął na posiedzeniu 10. września uchwałę, na mocy której wszystkie sekcje wyczynowe w Krakowie miały powrócić do nazwy Wisła [108]. Zostało to źle przyjęte przez gwardyjską centralę i zaowocowało obstrukcjami przy okazji jubileuszu klubu w roku następnym. Kraków huczał od plotek na ten temat”. Faktem pozostaje, że sympatyzujący z Wisłą i mający odpowiednie stosunki we władzach partyjno-sportowych S. Rzeszot pisał o tym w „Sportowcu”, opowiadając się za zorganizowaniem przez Wisłę pięćdziesięciolecia, skoro uczyniła to wcześniej Cracovia, „a kluby są równie zasłużone” [109]. Tak też się stało, choć dopiero jesienią tego roku.

Nie znaczy to, że i w tych latach brakowało wykorzystywania sportowców w akcjach propagandowych. W marcu 1955 roku sportowcy krakowscy składali podpisy pod „Wiedeńskim apelem Pokoju”. W środę (23 marca) przemaszerowali najpierw z transparentami ulicami miasta, by potem podczas wiecu w Teatrze Młodego Widza wysłuchać odpowiednich przemówień. „Wiec otworzył piłkarz Cracovii-Sparty T. Glimas” informowała prasa. Wśród wymienionych następnie mówców z krakowskich klubów brakowało reprezentanta Gwardii/Wisły. Jak to już znano z lat ubiegłych sportowcy wzywali „kolegów do współzawodnictwa sportowego przed II Międzynarodowymi Igrzyskami Młodzieży i Studentów”. Charakterystyczne, że na koniec zamiast Międzynarodówki odegrano sztukę „Murzyn Dick” [110].

Lata radosnej twórczości według stalinowskich wzorów przyniosły ogrom zniszczeń, które nie tak łatwo można było nadrobić. Dopiero bowiem w okresie odwilży zaczął wychodzić na jaw obraz patologii. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść…

Komunistyczna mała stabilizacja. Do 1989 roku

Cracovia i Wisła w pochodzie pierwszomajowym
Cracovia i Wisła w pochodzie pierwszomajowym

Zmiany w sporcie okazały się ograniczone. I tutaj, podobnie jak w latach ubiegłych, decydujący wpływ na ich zakres miała wielka polityka. Wraz z końcem „odwilży politycznej” w całym kraju kurczył się też margines swobody rozwoju poszczególnych klubów sportowych.

Powrót do stanu organizacyjnego klubów sportowych sprzed 1949 r. okazał się niemożliwy. Uzależnienie od państwowego mecenatu i dotacji finansowych na działalność klubów była przeszkodą nie do przebycia (nie wspominając o zagmatwanej sprawie własności gruntów, na których stały obiekty sportowe). O takim drobiazgu jak wola, czy raczej jej brak, władz politycznych na reaktywowanie klubów na dawnych zasadach nawet nie wspominamy.

Paradoksalnie w przypadku Wisły to nie czasy stalinowskie stanowiły główne zagrożenie dla klubowej tożsamości. Stalinizm minął, jak ciężka, ale krótkotrwała choroba, nie pozostawiając większych spustoszeń w wiślackiej świadomości. Uzależnienie natomiast codziennego bytu od pracy na resortowych etatach związywało poszczególnych sportowców z „gwardyjską Wisła” o wiele mocniej, a że trwało blisko trzydzieści lat to musiało wywrzeć swoje piętno, będące w wyraźniej opozycji do przedwojennych klubowych tradycji. Symbolicznym tego przejawem było dodanie przymiotnika „gwardyjski” do klubowej nazwy (1967 rok).

W okresie peerelowskiej stabilizacji od 1956 roku mocno ograniczono jednak udział sportowców w akcjach propagandowych.

Nie znaczy to, że nie było wyjątków od tej reguły. I tak w 1958 roku przy okazji III Zjazdu PZPR zobowiązania sportowe podjęła Cracovia [111]]. W Łodzi by uczcić tenże zjazd futbolowy Mistrz Polski ŁKS wzywał do budowy boisk piłkarskich i apelował o dofinansowanie „Domu Partii” w Warszawie.

Zdarzało się to jednak w porównaniu do ubiegłych lat incydentalnie. W zasadzie jedynie przy okazji większych „świąt komunistycznych”, jak pochodów pierwszomajowych, kibice mogli obserwować szeregi stadionowych sław maszerujących ramię w ramię ulicami miast. Co ciekawe w Krakowie dbano szczególnie o to by nie wyróżniać w tym względzie żadnego z czołowych klubów. Maszerowali więc obok siebie, choć w oddzielnych grupach przedstawiciele Cracovii i Wisły, co widać na publikowanych zdjęciach. To zrównanie obu klubów widać było szczególnie dobitnie z okazji jubileuszu ich 70-lecia. Wspólnie wówczas obchodzono ten jubileusz pod jednym protektoratem partyjnych władz miejskich i wojewódzkich. Wydano zresztą wspólne wydawnictwo rocznicowe.

Oczywiście rządzący na szczeblu centralnym i lokalnym lubili się ogrzać w blasku sławy sportowców i prasa często donosiła o tego typu spotkaniach, ale jest to praktyka stosowano nagminnie i dziś.

Z reguły jednak klubowi działacze wykazywali swoją wierność systemowi na wewnątrzklubowych zebraniach partyjnych. Polegało to w Wiśle m.in. na deliberowaniu podczas zebrań, jak by tu związać bardziej zawodników i członków Towarzystwa „z socjalistycznymi przemianami w naszym kraju”. W praktyce ograniczało się do uczestniczenia w szeregu imprez sportowych różnych sekcji z okazji rocznic powstania PRL, czy powołania MO i SB. Charakterystyczne było to, że dopiero w połowie lat siedemdziesiątych wprowadzono do klubowego statutu odniesienia do peerelowskiej rzeczywistości, określając w celach GTS Wisła wychowywanie swych członków „na świadomych obywateli PRL aktywnie zaangażowanych w dziele socjalistycznego budownictwa” [112]. Co współgrało zresztą ze zmianami jakie wprowadzono wówczas w Konstytucji PRL, wprowadzając do niej zapisy o „przewodniej sile” PZPR i „nierozerwalnej przyjaźni z ZSRR” (10 lutego 1976). Był to swoisty paradoks ówczesnej sytuacji politycznej – lata siedemdziesiąte bowiem to dekada „gierkowskiego” otwarcia na świat zachodni w różnych aspektach życia…

W GTS Wisła ciekawostką był fakt, że przez długie lata żaden z czynnych sportowców nie należał do PZPR (wiadomo, że do 1970 na pewno tak było, co do późniejszych lat nie mamy żadnych w tym względzie informacji). Po wielu staraniach udało się natomiast w 1970 roku założyć kilkuosobowe koło ZMS, który jednak nie wykazywało aktywności i z tego powodu było strofowane przez istniejącą w klubie podkomisję (komisję) ds. ideowo-wychowawczych, że „musi się uaktywnić” i bardziej „spontanicznie demonstrować przywiązanie do Polski Ludowej, naszego resortu i barw Towarzystwa” – jak pisano w sprawozdaniu klubowym. Podobne komisje (lub ich odpowiedniki) funkcjonowały wówczas w wielu klubach. W każdym zresztą klubie opracowywano program „pracy ideowo-wychowawczej” zgodnie z wytycznymi partyjnymi i władz sportowych. Taki program przedstawiano potem wojewódzkim władzom sportowym do oceny. Tak było i w Wiśle. Warto zauważyć, że miarę upływu lat malał w tych programach aspekt ideologiczny, a więcej uwagi poświęcano sprawom wychowania sportowców zgodnie z klubową tradycją. W latach osiemdziesiątych komisja ideowo wychowawcza nie wykazywała już żadnej aktywności.

Warto również zauważyć, że stosunkowo często w ówczesnej prasie spotkać można było informacje o zainteresowaniu czynników partyjnych losem podupadającej sportowo i organizacyjnie Cracovii. Przedstawiciele KW PZPR bywali obecni podczas wyboru władz klubowych i zapewne mieli wpływ na taki a nie inny ich skład. [113]. Wiązało się z to ze zbliżającymi się obchodami 70-lecia klubu. A skoro czynniki partyjne wzięły się za poprawę stanu organizacyjno-sportowego to musiały przyjść tego efekty – przynajmniej na łamach prasy. O czym informowano kibiców w 1974 roku: w maju „Sekretariat KW PZPR zapoznał się z aktualną działalnością KS Cracovia. Stwierdzono, że przyjęte przez nowy zarząd klubu kierunki działania … są słuszne”. Deklarowano dalej tworzenie „dobrej atmosfery dla klubu przez władze polityczne, administracyjne i sportowe”. [114]. Tak też było bo w roku następnym odbyło się nawet specjalne posiedzenie Prezydium Rady Narodowej miasta Krakowa, podczas którego deliberowano nad poprawieniem sytuacji tego klubu. Było to wydarzenie bez precedensu w dotychczasowej historii [115]. Na partyjnych konwentyklach zajmowano się sprawami Cracovii w tym samym kontekście i w latach osiemdziesiątych, z tym, że jak by już na niższym szczeblu [116].

W latach osiemdziesiątych walił się w gruzy zresztą cały system polityczny, a wraz z nim i ideologia, która i na sportowym aspekcie życia w PRL wywarła swoje niezatarte piętno… I to chcieliśmy czytelnikowi przedstawić w tym artykule.

Przypisy

W artykule wykorzystano fragmenty książki P. Pierzchały, Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963), Kraków 2006 – głównie z rozdziału „Stalinowska noc” .


[1] „Biuletyn Sportowy” z maja 1945.
[2] Gutowski A., Drogi rozwoju kultury fizycznej w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, Warszawa 1965, strona 22.
[3] Archiwum Państwowe w Krakowie:Zespół akt UWKr 1124 ( dokumenty dotyczące TS Wisła).;Zespół akt UWKr 1124 ( dokumenty dotyczące KS Cracovia).
[4] „Przekrój” z 15 grudnia 1946.
[5] „Dziennik Polski” z 4 maja.
[6] „Dziennik Polski” z 2 maja 1945.
[7] Gutowski A., Drogi rozwoju kultury fizycznej w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, Warszawa 1965, strona 25
[8] „Biało-Czerwoni” , tom 14, strona 32.
[9] „Sport i Wczasy” nr 72 z 4 października
[10] tamże.
[11] „Piłkarz” z 27 lipca
[12] „Piłkarz” nr 31.
[13] „Sport i Wczasy” nr 84 z 29 listopada.
[14] „Sport i Wczasy” nr 88 2 grudnia.
[15] „Sport i Wczasy” nr 92 16 grudnia.
[16] „Przegląd Sportowy” z 13 grudnia, strona 4.
[17] Gutowski A., Drogi rozwoju kultury fizycznej w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, Warszawa 1965, strona 63.
[18] „Kultura Fizyczna i Sport” nr 9.
[19] „Przegląd Sportowy” z 24 stycznia.
[20] „Dziennik Polski” z 2 maja.
[21] „Przegląd Sportowy” z 29 kwietnia.
[22] Piłkarz” z 29 maja 1949.
[23] Piłkarz” z 4 lipca 1949.
[24] „Dziennik Polski” z 2 lipca.
[25] „Przegląd Sportowy” z 1 sierpnia.
[26] Gutowski A., Drogi rozwoju kultury fizycznej w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, Warszawa 1965, strona 65-67 i 70-71.
[27] Piłkarz” z 3 października/
[28] „Dziennik Polski” z 4 października, strona 4; Piłkarz” z 7 listopada.
[29] „Sport i Wczasy” nr 108 z 22 grudnia.
[30] „Dziennik Polski” z 4 listopada.
[31] Ogniwo ku czci Stalina 1949; „Dziennik Polski” z 9 listopada.
[32] „Dziennik Polski” z 22 grudnia.
[33] Gutowski A., Drogi rozwoju kultury fizycznej w Polsce Ludowej w latach 1944-1956, Warszawa 1965, strona 79-80.
[34] Regulamin sportowy zxawodów piłki nożne, Warszawa 1951, strona 39.
[35] „Sportowiec” nr 5 z 15.10.
[36] „Sportowiec” nr 9 z 15.12.
[37] „Sport i Wczasy” nr 79 z 3 października.
[38] „Sport i Wczasy” nr 91 z 14 listopada.
[39] „Dziennik Polski” z 16 lutego 1950.
[40] „Dziennik Polski” z 17 lutego.
[41] Piłkarz” z 13 lutego 1950.
[42] Piłkarz” z 13 marca.
[43] „Dziennik Polski” z 21 marca.
[44] „Dziennik Polski” z 18 kwietnia; „Przegląd Sportowy” z 21 kwietnia.
[45] „Przegląd Sportowy” nr 14 i 16 z 1950; Wywiad z Stanisławem Flankiem i Adamem Koźminem.
[46] „Przegląd Sportowy” nr 16 z 1950.
[47] „Przegląd Sportowy” nr 21.
[48] Rotter J., 50 lat RKS Garbarnia, Kraków 1971, strona 16.
[49] „Przegląd Sportowy” nr 37 z 10 maja.
[50] „Przegląd Sportowy” nr 29.
[51] Np. „Przegląd Sportowy” nr 7 z 1956 roku.
[52] „Piłkarz” nr 22 z 22.05 1950.
[53] „Piłkarz” nr 25 z 12 czerwca.
[54] „Piłkarz” z 12 czerwca.
[55] Piłkarz” z 26 czerwca; Przekrój” z 2 lipca.
[56] „Przegląd Sportowy” nr 48.
[57] „Przegląd Sportowy” nr 40.
[58] „Przegląd Sportowy” z 22 maja; „Sportowiec” nr 23 w/z z orędziem I I Światowego Kongresu Obrońców Pokoju do ONZ.
[59] Piłkarz” z 22 maja; [[:Grafika:Piłkarz
1950-05-30a.JPG|” Piłkarz” z 30 maja]].
[60] „Przegląd Sportowy” nr 57 z 20 lipca.
[61] „Dziennik Polski” z 14 lipca.
[62] Piłkarz” z 24 lipca.
[63] Piłkarz” z 21 sierpnia.
[64] „Dziennik Polski” z 29 sierpnia.
[65] „Piłkarz” nr 39 4 września.
[66] „Dziennik Polski” z 3 października.
[67] Piłkarz” z 21 30 października.
[68] „Dziennik Polski” z 21 października.
[69] „Dziennik Polski” z 9 grudnia; Piłkarz” z 18 grudnia; Odznaczenia na akademii z okazji miesiąca Pogłębiania Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
[70] „Dziennik Polski” z 18 grudnia.
[71] „Piłkarz” nr 20 i 21 z maja 1951.
[72] „Przegląd Sportowy” z 19 marca.
[73] „Dziennik Polski” z 2 maja.
[74] „Dziennik Polski” z 13 i 19 maja
[75] „Piłkarz” nr 36 z sierpnia 1951; Piłkarz” z 6 sierpnia
[76] „Przegląd Sportowy” nr 47.
[77] „Sportowiec” nr 24.
[78] „Kurier Sportowy, Bydgoszcz nr 4 z 1945.
[79] „Piłkarz” z 15 października.
[80] „Dziennik Polski” nr 119 z 1999.
[81] „Przegląd Sportowy” nr 15.
[82] „Sportowiec” nr 16 z 15-31 sierpnia - II Plenarne posiedzenie GKKF.
[83] „Przegląd Sportowy” nr 62.
[84] „Przegląd Sportowy” nr 100 z 1950 - uchwała III plenum GKKF w/s zadań na 1951 rok.
[85] „Sportowiec” nr 1 z 1951.
[86] Gowarzewski A, 90 lat „Białej Gwiazdy” nr – księga jubileuszowa, Katowice 1996, strona 65-66.
[87] „Piłkarz” nr 3 z 21 stycznia.1952.
[88] „Sportowiec” nr 2 z 1953 - w szkole średniej nr 22 w Sierpuchowie.
[89] „Piłkarz” nr 56 z 27 grudnia 1950.
[90] „Sportowiec” nr 7 z kwietnia.
[91] „Sportowiec” nr 3 z 1953.
[92] „Sportowiec” nr 40 z 1953.
[93] „Piłkarz” nr 34 z 30 lipca.
[94] „Piłkarz” nr 45 z 1951.
[95] „Piłkarz” nr 5 z 4 lutego 1952.
[96] „Przegląd Sportowy” z 15 kwietnia.
[97] „Piłkarz” nr 15 z14 kwietnia.
[98] „Przegląd Sportowy” z 16 października.
[99] „Przegląd Sportowy” z 9 marca 1953.
[100] „Przegląd Sportowy” z 16 marca
[101] „Sportowiec” nr 10 z 11 marca.
[102] „Piłkarz” nr 11 z 16 marca.
[103] „Piłkarz” nr 48 z 30 listopada.
[104] „Piłkarz” nr 50.
[105] „Sportowiec” nr 13 z 30 marca.
[106] „Sportowiec” nr 42 z 20 października.
[107] Zarządzenie nr 133 z 31 XII 1955 w/s instruktorów sportu GKKF B” Sport i Wczasy” nr 1 1956.
[108] „Przegląd Sportowy” nr 96; „Głos Sportowca” nr 20.
[109] „Sportowiec” nr 23.
[110] „Dziennik Polski” z 24 marca.
[111] „Dziennik Polski” z 25 listopada.
[112] Zobacz sprawozdania z działalności GTS Wisła i Statut GTS Wisła z 1975
roku.
[113] np. „Dziennik Polski” z 21 grudnia 1972; 26 kwietnia 1973.
[114] „Dziennik Polski” z 21 maja 1974.
[115] „Dziennik Polski” z 24 stycznia 1975.
[116] „Dziennik Polski” z 9-10 czerwca 1982.