Stanisław Kowalski

Z Historia Wisły

Stanisław Kowalski
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 29.01.1894, Kraków
zmarł 02.06.1971, Kraków
miejsce pochówku Cmentarz Rakowicki, kwatera LXXVIII, rząd 7, grób 67.
pozycja prawy pomocnik
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1913-1922 Wisła Kraków
1921 WKS Warszawa
1924-1926 Legia Warszawa
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.

Stanisław Kowalski ( ur. 29 stycznia 1894 w Krakowie, zm. 2 czerwca 1971 również w Krakowie ) - piłkarz, zawodnik Wisły w latach 1913-1922, żołnierz Legionów Piłsudskiego i uczestnik walk o niepodległość 1918-1920, starszy brat Władysława.

Był wychowankiem Wisły i debiutował w I. drużynie „Czerwonych” jeszcze przed I. wojną światową: w 1914 r. W okresie legionowym wraz z bratem zakładał piłkarskie drużyny legionowe. W wiślackich barwach grywał do 1922 r., będąc w cieniu młodszego brata. W latach dwudziestych najprawdopodobniej występował w WKS/Legia Warszawa, gdzie też zakończył karierę piłkarską (patrz: dyskusja).

Spis treści

Żołnierskie losy

Stanisław Kowalski, starszy brat Władysława, także wstąpił do 5 pp Legionów J. Piłsudskiego i walczył w nim do momentu rozwiązania Legionów. Trafił potem do II Korpusu gen. Hallera i służył w nim jako zwiadowca.

Uczestnik walk o niepodległość Polski 1918-20.

Historia występów w barwach Wisły Kraków

  • Statystyki rozgrywek A-klasy z lat dwudziestych zamieszczamy osobno. Nie są one uwzględniane w ogólnych zestawieniach, gdyż nie udało nam się skompletować wszystkich składów meczowych Wisły w tych rozgrywkach (zobacz listę spotkań z brakującym składem).


Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
A 1921.05.08 Dom Makkabi Kraków 1-1      
A 1921.05.21 Dom Jutrzenka Kraków 2-1      
A 1922.04.02 Dom Cracovia 1-1      
A 1922.04.09 Wyjazd Jutrzenka Kraków 5-0      
A 1922.04.23 Wyjazd BBSV Bielsko 4-0      
A 1922.04.30 Wyjazd Makkabi Kraków 0-0      
A 1922.06.25 Wyjazd Cracovia 1-2      

Galeria

Wspomnienia Stanisława Kowalskiego

Wspomnienia Stanisława Kowalskiego spisane w 1966 roku. Maszynopis w zbiorach TS Wisła

Karny za wybicie głową!

W latach 1906-1910 treningi i mecze rozgrywało się na Błoniach. Wbijało się dwie tyczki, często bambusowe, ale się łamały, poprzeczka z taśmy, na rogach chorągiewki, parę ławek z desek dla grubszych ryb, reszta obwodu boiska to miejsca stojące. Między płacącymi widzami przy boisku, na zewnątrz, szeroki wolny pas i to wszystko otoczone sznurem na palikach. Między sznurem a boiskiem austriacka konna policja pilnująca porządku. Publiczności więcej przy sznurach. Co chwila jakaś gromadka odrywała się i biegiem włączała się do płatnych miejsc, policjanci szarżowali na nich i gonili, jakiegoś tam złapali, ale reszta była już na boisku. Uciechą było rozżutymi skórkami pomarańczy dmuchać na zady końskie, dostawało się też i mundurom.

Tymczasem gra toczyła się na boisku. Ale boisko nie było już prostokątem, lecz wielką ósemką. Narożniki wypełniły się publiką, „grube ryby” na ławkach pozostały w tyle, szerokość boiska na środku zmalała do 30 a nawet mniej metrów. I w tej ciasnocie szalało 20 młodych chłopów, w majtkach poniżej kolan. Bramkarze obciągali taśmę do wysokości swoich głów, pod taśmą gol, nad taśmą gola nie ma. Nie ratowała ich poprzeczka ani słupek: piłka w słupek, bramka się przewracała, gola nie ma. Podczas przerwy obowiązkowo na tacy pokrajane cytryny i pomarańcze dla graczy, publika pożywiała się preclami i piła krachle (1). Dwie fale kibiców były już połączone, paliki połamane, sznury splątane. Po przerwie grube ryby stały już na ławkach, sędzia przerywał grę dla zrobienia porządku - niewiele to pomagało. Nareszcie gwizdek, koniec i „hip hip hurra!”. Drużyny w otoczeniu swoich kibiców przeskakiwały Rudawę na „bliższe” do szatni w pawilonie Parku Jordana.

Kibice opowiadali o meczu: „widziałeś? Cepurski wykopał piłkę od bramki do bramki, a Bujak wybił piłkę głową i sędzia nakazał za to rzut karny. Głową nie wolno. - Wolno - Nie wolno, głowa może pęknąć. A nasz Szeligowski przeskoczył Rudawę 4 m i coś - tak, ale Wisły nie przeskoczy, dostaliście lanie”. Starsi kibice kończyli mecz u Lustgartena na Wolskiej, u Hawełki itp., a piłkarze, grube ryby, prezesi - na „Komersie” w Granadzie.

Ja miałem wtedy 12-16 lat, miałem swoją drużynę ze swojej i sąsiednich kamienic. Nazwy nigdy nie dało się uzgodnić, gdyż część chciała nazywać się Wisłą, a reszta Cracovią. W 1914 roku grałem już w I drużynie Wisły.

W tych czasach rodziły się też pierwsze kawały tzw. „wice” piłkarskie, np.:

Starsza pani podchodzi do nas trenujących na Błoniach i mówi „wstyd, takie stare chłopy biją się o jedną piłkę, dajcież ją mojemu wnuczkowi do zabawy”.

Albo: Drużyna pozdrawia przeciwników: „Macie worek na gole?”. A ci odpowiadają: „A wy macie worek na kości?”.

Wspomnień takich jest bez liku, jak też kawałów i anegdotek piłkarskich, które ktoś kompetentny mógłby zebrać i wydać, nawet w 1000 stronowym tomie.

Stanisław Kowalski,

Kraków, 29 XI 1966

(1) Krachla - rodzaj butelki zamykanej korkiem na pałąku. W Galicji tym słowem określano zarówno samą butelkę, jak i oranżady - czyli napój najczęściej przechowywany w takich pojemnikach (przyp. Historiawisly.pl)

Wisła płynie w Łodzi (pierwszy raz)

Szanowna Redakcjo!

Załączam moje wspomnienia sprzed 1/2 wieku, wyjaśniając, że jestem Kowalski I bo brat mój Władysław był II. Zdobywca największej ilości bramek dla Wisły przed II wojną, zdobywca rozstrzygającej bramki o puchar prof. Żeleńskiego. Zginął jako porucznik 3 Pułku Podhalańczyków w ostatniej wojnie. Ja na meczu z Pogonią we Lwowie złamałem nogę (może w 1926 r., nie pamiętam) musiałem przestać grać w piłkę i nawet z powodu tej nogi, jako kapitan, zostałem zwolniony na emeryturę, więc jestem właściwie inwalidą piłkarskim. Jeszcze parę lat temu chodziłem na mecz Wisły, ale obecnie (72 lata rencista starego portfela) sportem zajmuje się przez radio i naturalnie, od deski do deski czytając Tempo.

Ze sportowym pozdrowieniem Stanisław Kowalski I.

Wisła płynie w Łodzi (pierwszy raz)

Było to 52 lata temu, bo w 1914 roku. Po treningu, w altance obok malutkiego boiska Wisły w Oleandrach, odbyło się tajne głosowanie. Kto ma jechać na 3 mecze w Święta Wielkanocne do Łodzi. Prawie jednogłośnie wybrano: Szuberta, Bujaka, Cepurskiego, Śliwę, Konkiewicza, Kowalskiego, Podmokłego, Obrubańskiego, Olejaka, Mroza i Adamskiego (?). Do Królestwa Polskiego wszyscy zdobyli jakieś „lewe” paszporty. Stacja graniczna miała stronę austriacką i rosyjską. Już na austriackiej „Komorze”, gdzie oddaliśmy nasze dokumenty, zatrzymano nam bramkarza Szuberta i ciupasem odesłano do Krakowa. Na prośbę Łodzian mieliśmy ze sobą koszyk-walizkę z kilkunastoma parami butów „Macgregorów” i parę piłek. Buty były pomazane błotem, aby wyglądały na używane. Celnicy nie mogli zrozumieć, co to jest piła nożna, ale jakoś naszą kontrabandę przepuścili. Do pociągu weszli żandarmi rosyjscy.

– Kak wasza familia? – zapytał mnie jeden z nich.

– W Krakowie – odpowiedziałem myśląc, że mnie pyta gdzie „gdzie moja familia”?

Powtarza pytanie jeszcze raz – „w Krakowie” mówię . Już ze złością pyta mnie po raz trzeci: ja mówię „w Krakowie”.

Dopiero jakaś pani podpowiedziała mi, że on się pyta o nazwisko.

– Kowalski Stanisław – powiedziałem.

„Nu da”. Wyszukał w paczce papierów i oddał mi moją przepustkę.

Adamski, najniższy z nas miał „pożyczony” paszport ojca z dopiskiem: syn Stanisław. I oto on był ojcem, a synem wielkolud Konkiewicz. I jakoś cudownym sposobem wszystko się udało, a cud był w kilku rublach carskich na korytarzu wagonu. W Łodzi witano nas uroczyście, wożono po Piotrkowskiej ulicy, z afiszami na masce i plecach samochodów dla reklamy. Przyjmowano serdecznie i suto, jako pierwszych zagranicznych piłkarzy i to Polaków z Krakowa.

Mecze graliśmy dzień po dniu z ŁKS-em, z reprezentacją Łodzi i z jakąś niemiecką drużyną. Wszystkie wygraliśmy wysoko, coś 5:1, 6:1 i 7:0. Jedną bramkę strzelił nam „po znajomości” Benek Miller gracz Cracovii, który był w Łodzi na urlopie, a zagrał w ŁKS (mistrz Krakowa w skoku o tyczce 2 m 80 cm). Graliśmy w dziesiątkę przeciwko 11 do 20 graczy, gdyż nasi skrzydłowi musieli mijać także kibiców, którzy chcieli podać piłkę swoim. Gdy piłka szła na bramkę wyskakiwali zza bramki cywile (bo siatek nie było) i z uciechą wykopywali piłkę. Sędzia odgwizdywał neutralnego, rzucał piłkę w stronę bramkarza , a ten wykopywał na środek boiska. My mając dużą przewagę z uśmiechem przyjmowaliśmy te werdykty, udając angielskich mistrzów. Zmienialiśmy się w bramce co 10 minut. Ja podczas mojej „kadencji” w bramce wybiegłem kilka kroków złapałem piłkę, lecz przeciwnicy, którzy grali systemem „kupą panowie”, okrążyli mnie szczelnie „trykali” głowami we mnie i piłkę, chcąc mnie wepchnąć do bramki. Sędzia odgwizdał karnego, za przetrzymywanie piłki. Może bym i obronił tego karnego, choć w bramce grałem po raz pierwszy i ostatni w życiu, ale po kopnięciu piłki przez egzekutora, nie mogłem ruszyć się z miejsca. To 21szy gracz-kibic, trzymał mnie za koszulkę.

I tak to się za tamtych czasów grywało, bez dożywień, obozów, trenerów itd. przywożąc jakieś centusie do domu.

Mieliśmy już jakieś plecy, więc w Krakowie witał nas na dworcu, już wolny Michał Szubert. Z jedenastki tej, mnie się zdaje żyje tylko trzech, więc Ich i innych graczy i kibiców tamtych czasów serdecznie pozdrawiam.

Stanisław Kowalski I.

Kraków, 19.IX.1966

Źródła prasowe

W 25 rocznicę wymarszu Kadrówki - artykuł potwierdzający przynależność do Legionów

Requiescat in pace

Grób Stanisława Kowalskiego na Cmentarzu Rakowickim.

Kwatera LXXVIII, rząd 7, grób 67.