Statystyki 2003/2004 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(Podsumowujemy ubiegły sezon)
Linia 220: Linia 220:
Źródło: gazeta.pl
Źródło: gazeta.pl
-
 
-
==Podsumowujemy ubiegły sezon==
 
-
3. July 2003, 00:36
 
-
skomentuj
 
-
komentarze (4)
 
-
drukuj
 
-
wyślij
 
-
 
-
 
-
Zakończyliśmy plebiscyt na koniec wiosny 2003, czas na podsumowanie sezonu. Tradycyjnie już wybieramy najlepszego piłkarza, odkrycie i rozczarowanie sezonu 2002/03. O tytuł piłkarza sezonu rywalizują: Kamil Kosowski, Marcin Kuźba, Kalu Uche i Maciej Żurawski. Głosować będzie można do 27 lipca br.
 
-
 
-
Zapraszamy na stronę PLEBISCYTU.
 
-
 
-
W ostatnim plebiscycie podsumowującym dwie rundy w wykonaniu Wisły (za rok 2002) triumfowali: Maciej Żurawski (Piłkarz Roku), Kalu Uche (Odkrycie Roku) i Igor Sypniewski (Rozczarowanie Roku). A jak będzie tym razem?
 
-
 
-
Oto nominowani:
 
-
 
-
PIŁKARZ SEZONU 2002/03:
 
-
Kamil Kosowski - Bliski pokonania Macieja Żurawskiego w walce o tytuł Piłkarza Roku 2002. Najdrożej wyceniany zawodnik Wisły, ogrywający prawoskrzydłowych takich klubów jak Parma, Schalke czy Lazio.
 
-
Marcin Kuźba - Nominacja "z urzędu", jako najlepszy piłkarz wiosną 2003. W 27 meczach ligowych zdobył 21 bramek, a pokonywał też bramkarzy rywali w Pucharze Polski i Pucharze UEFA.
 
-
Kalu Uche - Nigeryjczyk, który był objawieniem zeszłego roku, teraz mierzy w trofeum najlepszego zawodnika Wisły. Najlepiej wyszkolony technicznie i najskoczniejszy piłkarz "Białej Gwiazdy". Niezwykle efektowny.
 
-
Maciej Żurawski - Najlepszy strzelec Wisły (22 bramki w lidze), ma szansę po raz drugi z rzędu zostać najlepszym zawodnikiem całego sezonu.
 
-
 
-
ODKRYCIE SEZONU 2002/03:
 
-
Mariusz Jop - Konia z rzędem temu, kto przepowiadał Mariuszowi regularne występy w pierwszej drużynie Wisły a nawet otarcie się o grę w reprezentacji Polski.
 
-
Marcin Kuźba - Zawodnik startuje też w kategorii Piłkarz Sezonu, a przecież przyszedł do Wisły latem zeszłego roku, z francuskiego 2-ligowca. I pomyśleć, że mógł grać w Widzewie...
 
-
Adam Piekutowski - Jesienią nie grał, bo lepszy był Hugues. Gdy zabrakło Francuza bronił znakomicie i szczęśliwie, co już zaowocowało podpisaniem dłuższego kontraktu.
 
-
Maciej Stolarczyk - patrz -> Mariusz Jop
 
-
Paweł Strąk - W zeszłym sezonie drugoligowiec w barwach Orlenu Płock, jesienią - podstawowy pomocnik Wisły. Nie wytrzymał nieco konkurencji na wiosnę, ale nadal jest postrzegany jako jeden z najbardziej obiecujących defensywnych pomocników.
 
-
 
-
ROZCZAROWANIE SEZONU 2002/03:
 
-
Mauro Cantoro - Nominacja "z urzędu", wszak wygrał głosowanie w tej kategorii jesienią 2002.
 
-
Grzegorz Kaliciak - Rozczarowanie Wiosny 2003, wszyscy wiemy dlaczego: nie grał, w dodatku narozrabiał...
 
-
Kamil Kuzera - W zeszłym sezonie odkrycie, w obecnym - sodówa... Na szczęście Kamil opamiętał się zimą i w rundzie wiosennej mozolnie odbudowywał swoją pozycję. Jeszcze mu się to nie udało...
 
-
 
-
{{TWSD|http://www.wislakrakow.com}}
 
-
(rav)
 

Wersja z dnia 22:44, 2 gru 2008

Za: http://www.wislaportal.pl

Spis treści

Podsumowanie sezonu

Za nami runda jesienna sezonu 2003/04, do której startowaliśmy jako Mistrz Polski i drużyna, która wreszcie miała wywalczyć dla naszego kraju Ligę Mistrzów! Najpierw odpadliśmy jednak z rozgrywek o Puchar Polski, później okazało się, że progi Champions League jeszcze są dla nas za wysokie. Początek rundy był więc kiepski. Później przyszło jednak kilka efektownych meczów w lidze i tytuł mistrza jesieni. Wszystko to przyćmiła niestety porażka z norweską Vålerengą w Pucharze UEFA...

Czy Wisła zawiodła w tej rundzie, czy też nie, odpowiedzieć możecie sami w ankiecie na naszej stronie. Wcześniej jednak warto przeczytać jak swoją grę oceniają nasi piłkarze, którzy w zdecydowanej większości opowiadają o niej w podsumowaniu rundy, które publikuje Gazeta Wyborcza:

Marcin Baszczyński: - Z całej rundy powinienem być zadowolony. Omijały mnie kontuzje. Wróciłem do kadry, zagrałem w zwycięskim meczu z Serbią i Czarnogórą. Przede wszystkim jednak jesteśmy mistrzami jesieni. Na pewno jest kilka elementów, które chcę poprawić. Jednak wszystko idzie w dobrym kierunku i z roku na rok widać, że coś się z moją grą dzieje.

Brasilia: - Gram coraz lepiej, ale nie jestem do końca zadowolony z tej rundy. Mówiłem trenerowi, że o wiele lepiej mogę grać na mojej podstawowej pozycji, czyli w ataku. Jednak trener postanowił, że będę grał na lewej pomocy, a ja mu mówię, że w takim wypadku trudno będzie o jakieś widoczne postępy. Przecież napastnikiem byłem przez dziesięć lat i tak z miesiąca na miesiąc nie przestawię się na inną grę.

Paweł Brożek: - To była najlepsza moja runda. Liczę jeszcze na lepsze i częstsze występy. Mam nadzieję, że trener będzie dawał mi szanse, postaram się odpłacać mu, strzelając bramki. Z całej jesieni najbardziej żałuję dwóch zmarnowanych sytuacji z meczu z GKS.

Piotr Brożek: - Wreszcie udało mi się strzelić gole dla pierwszej drużyny. Mam nadzieję, że ta runda zapoczątkowała lepszą przyszłość. Z meczów ligowych jestem zadowolony. W występach pucharowych brakowało mi pewności siebie i ogrania. Teraz już wiem: w lidze jest łatwiej, w Pucharze UEFA bardzo trudno.

Mauro Cantoro: - Mam już za sobą trzyipółmiesięczną przerwę z powodu kontuzji. W końcówce rundy zdążyłem jednak wykorzystać swój czas maksymalnie. Żałuję, że nie potrafiliśmy pokonać Norwegów. Na pewno stać mnie na jeszcze lepszą grę, co postaram się udowodnić.

Daniel Dubicki: - Cieszę się z goli, bo to o trzy więcej niż w rundzie wiosennej. Najbardziej wyszedł mi początek sezonu. Szkoda, że później straciłem miejsce w składzie. A trudno mi było o poprawianie strzeleckich wyników, skoro zdarzało mi się grać np. na lewej obronie.

Arkadiusz Głowacki: - Jestem zadowolony, że po tak poważnej kontuzji w ogóle wróciłem do gry w tej rundzie. Wygrywamy w lidze, zostaliśmy mistrzami jesieni. Pewnie nie jest to moja optymalna dyspozycja, ale w chwili obecnej chyba nie można więcej ze mnie wycisnąć. Byle do wiosny...

Tomasza Frankowskiego, Gazeta ocenia sama: - Gdyby nie bez przerwy powracające kontuzje, wyniki indywidualne "Franka" byłyby o niebo lepsze. Cztery bramki na półmetku dwukrotnego króla strzelców polskiej ligi to rezultat zdecydowanie poniżej oczekiwań. Pan Tomasz na wiosnę zrobi pewnie wszystko, by zastąpić w snajperskich zadaniach wiślacki numer dwa ataku poprzedniego sezonu Marcina Kuźbę.

Damian Gorawski: - Na wiosnę dorzucę do tego dorobku z osiem goli (śmiech). Jestem zadowolony z tej rundy. Najbardziej żałuję czerwonej kartki, jaką dostałem w Oslo. Miałem parę dobrych meczów, np. z GKS-em Katowice i z Lechem, bo strzeliłem w nim pierwsze w barwach Wisły bramki. Ktokolwiek by teraz do klubu w zimie przyszedł, ja swojego miejsca na prawym skrzydle już nikomu nie odpuszczę.

Mariusz Jop leczy kontuzję i jego grę ocenia Gazeta: - Zrobił największe postępy ze wszystkich obrońców Wisły. Dobrym ustawieniem, wygranymi pojedynkami główkowymi potrafił czyścić przedpole bramki Adama Piekutowskiego. Po złamaniu szczęki czeka go sześciotygodniowa przerwa w treningach.

Łukasz Nawotczyński: - Najważniejsze, że odzyskałem zdrowie po kontuzji. Przecież pauzowałem przez całą wiosnę. Nie ma się co usprawiedliwiać: moje występy nie były zbyt udane. Nie załamuję się, że znowu jestem w punkcie wyjścia. Liczyłem się z tym, że wcześniej czy później czeka mnie grzanie ławy. Jednak na wiosnę podejmę kolejny atak.

Lantame Ouadja: - Moim najlepszym meczem było starcie z Amicą, chociaż chwalono mnie również za wejście w drugiej połowie spotkania z Anderlechtem. Szkoda, że tak mało grałem. W 15, 20 minut trudno pokazać, na co cię stać.

Jacek Paszulewicz: - Na pewno mogę się cieszyć z tej rundy. Mecze, które rozgrywałem, były na niezłym poziomie. Nie udaje mi się nadal osiągnąć założeń, jakie sobie przyjąłem przed przyjściem do Wisły: chcę być wiodącą postacią w tej drużynie, wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Na razie muszę przekonywać trenera Kasperczaka do siebie, liczyć na okazje i je wykorzystywać.

Grzegorz Pater: - Cieszę się, że chociaż raz udało mi się strzelić bramkę i dwie wypracować. Na koniec rundy żałujemy, że nie przeszliśmy Norwegów. Nie wszystko wychodziło tak, jakbym sobie wymarzył. Mam nadzieję, że na wiosnę dostanę więcej szans gry. Jeżeli występujesz na okrągło, to czujesz się pewniej.

Adam Piekutowski: - Uważam, że cała runda była dla mnie udana, choć zdarzały mi się lepsze i słabsze mecze. Ale chyba nikogo nie zawiodłem. Nie zmienia to faktu, że ligowa jesień pokazała też moje mankamenty. Będę miał nad czym popracować przez trzy miesiące zimowej przerwy. Najlepszy mecz? Z Groclinem i z Widzewem. Najbardziej żałuję srogiej porażki z Legią na Łazienkowskiej. To boli. Tak samo jak odpadnięcie z Pucharu UEFA z Vålerengą. Nie mogę zapomnieć również nieszczęśliwego zderzenia z Mariuszem Jopem, po którym trafił ze złamaną szczęką do szpitala. Stało się to z mojej winy.

Maciej Stolarczyk: - W tej chwili wszystko przyćmiła porażka po rzutach karnych z Vålerengą Oslo. Z dużym niedosytem pojadę na urlop. Jednak w całej rundzie poczyniliśmy postępy w stylu gry. Po porażce z Anderlechtem wydawało się, że nasza forma nie ustabilizuje się tak szybko. Ale w lidze wygrywaliśmy często efektownie i wysoko.

Paweł Strąk leczy grypę i jego grę ocenia Gazeta: - Po niezłym początku sezonu zdecydowany regres formy. Momentami grał o klasę gorzej niż rok temu, np. w meczach z AC Parmą i FC Schalke. W trakcie rozgrywek przeżył tragedię rodzinną - zmarł mu ojciec. To go mogło wybić z równowagi.

Mirosław Szymkowiak: - Cieszę się, że tylko w trzech meczach dopadł nas kryzys. Głównie zawiedliśmy w meczu z Legią, bo zagraliśmy wtedy bardzo słabo. Z Amicą stwarzaliśmy jakieś sytuacje, z Odrą też.

...

Źródło: gazeta.pl

Henryk Kasperczak o mistrzowstwie i Wiśle

• - Cieszymy się, tym bardziej że po raz drugi z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo. Fety nie było, bo do sobotniego meczu Groclinu z Legią nie byliśmy pewni tytułu. Jestem przekonany, że kibice to nadrobią - mówił trener mistrzów Polski Henryk Kasperczak.

Córka pamiętała

- Oglądałem mecz Groclinu z Legią. Byłem zadowolony z remisu. Dużo telefonów z gratulacjami. Jako pierwsza zadzwoniła najmłodsza córka. Ucieszyła mnie, bo rodzina jest przecież po to, aby być blisko w takich chwilach. Nie możemy się zadowalać tym, co się osiągnęło. To zbyt niebezpieczne. Trzeba myśleć o nowych wyzwaniach.

Recepta na sukces?

- Wisła jest niepokonana od 24 października 2003 r. Dlaczego? Bo zespół ustabilizował się pod względem wyników. Chłopaki pokazali doświadczenie i wiarę w to, co robią. Do wygrywania w każdym meczu zmusiły nas cele, jakie postawiliśmy sobie przed sezonem, ale też przeciwnicy, którzy przeciwko nam rozgrywają zazwyczaj mecze życia. Wiemy, że i my musimy być gotowi na walkę w każdym spotkaniu. Najważniejsze to mieć zespół dobrej jakości i szeroką ławkę, żeby wystarczyło zawodników na całe rozgrywki.

Wzmocnienia

- Będziemy tworzyć zespół na eliminacje Ligi Mistrzów. Postaramy się o wzmocnienia. Po odejściu Kosowskiego, Kuźby i Kalu Uche, który nie grał przez jedną rundę, nasz potencjał ofensywny zdecydowanie się osłabił. Do tego doszły kontuzje i nie mieliśmy zespołu, który był w stanie powalczyć skutecznie o Ligę Mistrzów. Ale dobrze się przygotowaliśmy do rundy jesiennej, a później zaczęliśmy robić wzmocnienia. Pozyskaliśmy piłkarzy, którzy wnieśli sporo doświadczenia i wzmocnili defensywę. Przypomnę jednak, że najbardziej nas interesowało wzmocnienie ofensywy, żeby zastąpić Kuźbę i Kosowskiego.

Kuźba, Kosowski i Zieńczuk?

- Jesteśmy zainteresowani tymi zawodnikami, ale nie tylko nimi. Ostatnie wzmocnienia nie zepsuły atmosfery w zespole. Jaka jest tajemnica do stworzenia dobrego klimatu w drużynie? Trzeba osiągać dobre wyniki. Sukces jest gwarancją dobrej atmosfery.

Przełomowy moment

- Każde zwycięstwo prowadziło nas do celu. Gdybyśmy nie wygrali w Łęcznej, to w kontekście przerwy reprezentacyjnej [następny mecz Wisła gra dopiero 8 czerwca - przyp. red.] nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy mistrzostwa. Najważniejsze, że już jesteśmy mistrzem i możemy myśleć o nowym sezonie. Nigdy nie wątpiłem, że uda nam się wygrać ligę. Z natury jestem optymistą, ale z tyłu głowy coś mi nakazuje, abym był również realistą, bo w życiu nigdy nie jest łatwo. Uważam, że zawodnicy ze mną zrobili wielkie postępy. Zrozumieli, że jeśli chce się być mistrzem, to nie można nic kalkulować, tylko trzeba walczyć z determinacją na boisku. Do tego dochodzą sprawy techniczno - taktyczne.

Komu dedykuje mistrzostwo?

- Tym wszystkim, którzy nas lubią - kibicom, którzy jeżdżą na nasze mecze. Słowa podzięki należą się też właścicielowi klubu panu Cupiałowi. Bez niego tego zespołu by nie było. Doceńmy też pracę trenerów, lekarzy i masażystów, którzy bardzo mi pomagają. Mistrzostwo dedykuję też mojej rodzinie, bo ona zawsze jest blisko mnie.

Człowiek mądry po sezonie

- Tomasz Frankowski w końcówce okazał się być skutecznym egzekutorem. Chcę jego wyróżnić, bo na wynik pracował cały zespół. Każdy ma mocne i słabsze strony, dlatego traktujmy Wisłę jak zespół: wygrywamy wszyscy i przegrywamy również wszyscy. Nowi zawodnicy pokazali charakter. Żałuję tylko, że Kukiełka nie mógł się pokazać z powodu kontuzji. Mamy też w tej rundzie miłe symptomy: myśleliśmy na początku, że takiemu Cantoro będzie można pozwolić odejść z klubu, a okazał się być bardzo wartościowym zawodnikiem, odkryciem sezonu. Człowiek jest mądry po sezonie, wtedy może dokonać analizy i oceny zawodników.

Najpierw druga runda (Jeśli Monaco wygra Ligę Mistrzów, Wisła będzie rozstawiona w III rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Trener Kasperczak wie o tym dobrze, ale na razie nie zaprząta sobie głowy ostatnim etapem walki o LM.)

- Jestem człowiekiem, który nie przeskakuje dwóch przeszkód naraz. Na razie myślmy o losowaniu drugiej rundy i pokonaniu tego etapu, a później dopiero skoncentrujemy się na trzeciej. To tak jak skoczek wzwyż najpierw musi pokonać 1,80 m, żeby zaatakować 2,0. Owszem, naszym planem docelowym jest finał Ligi Mistrzów. No, ale najpierw przejdźmy przez eliminacje. Liga rusza 31 lipca, a eliminacje do Ligi Mistrzów już 28. Myślimy o nich. Cały program przygotowań do sezonu obmyślam pod tym kątem.

Kto z wypożyczonych piłkarzy może wrócić?

- Jeszcze za wcześnie na konkrety. Trwają negocjacje. Decyzje podejmiemy po ich zakończeniu. Trójka naszych piłkarzy (Dubicki, Pater, Nawotczyński) daje Polkowicom dużą satysfakcję, a Paweł Brożek przysparza sporo radości Katowicom. Nie wiem, dlaczego wielu dziennikarzy dziwi się, że zabraniamy grać przeciwko Wiśle zawodnikom, których wypożyczamy. Dlaczego nikt nie zauważy, że wartościowych graczy wypożyczamy za darmo, bo kluby nie mają pieniędzy, żeby za nich zapłacić? To co, mają nam jeszcze nasi piłkarze strzelać bramki? Tak jak kiedyś Sosin? Owszem, nie chcemy hamować rozwoju tych piłkarzy, jednak musimy dbać o nasz interes.

Wygrywać do końca

- Żadnego meczu z pozostałych nam do końca nie odpuścimy. Chcemy wygrać wszystko. Będziemy grali o prestiż, zmotywujemy zawodników. Przygotowania do nowego sezonu przeprowadzimy na dwóch zgrupowaniach: w Zakopanem i we Francji. Sparingpartnerów jeszcze nie ujawnię, bo nie są zakontraktowani.

Źródło: gazeta.pl

Tomasz Frankowski o mistrzostwie

• - To najspokojniejsze z wszystkich czterech mistrzostwo, bo dowiedziałem się o nim, siedząc z browarem w ręku przed telewizorem. Cały w tym urok - mówi dla Gazety Wyborczej, Tomasz Frankowski.

Michał Białoński: Jak zapamięta Pan to mistrzostwo Polski, czwarte w karierze?

Tomasz Frankowski: Wspaniale. Jako najspokojniejsze z wszystkich czterech, bo dowiedziałem się o nim, siedząc z browarem w ręku przed telewizorem. Cały w tym urok.

Nie musieliście się pocić, bo zrobił to za was Groclin?

- Nie do końca. Przecież musieliśmy się nabiegać w wielu meczach, choćby w Łęcznej, żeby przygotować grunt pod to mistrzostwo.

Lepiej byłoby gdybyście fetowali razem?

- To PZPN tak zadecydował, że tylko dwie ostatnie kolejki zostaną rozegrane o tych samych godzinach, podczas gdy w czubie tabeli wszystko jest już ustalone. Na dodatek jeszcze Canal Plus ustawił nasz mecz na piątek. Od dosyć dawna było już wiadomo, że mamy sporą przewagę nad Legią, można było przynajmniej ze trzy kolejki ustawić równolegle.

Na którym miejscu ulokuje Pan to mistrzostwo?

- Pewnie na drugim. Wiadomo, pierwsze cieszy najbardziej. W trzecim nie grałem, a teraz mam sporo satysfakcji, bo odzyskałem miejsce w wyjściowym składzie, strzeliłem parę bramek.

Otrzymał Pan już jakieś gratulacje?

- Sporo, telefon rozgrzał się do czerwoności. Dzwonili koledzy z boiska. Miło mi, że pamiętali o mnie Artek Sarnat i Grzesiu Pater.

Jeszcze sezon się nie skończył, a coraz głośniej mówi się o transferach. Nie boi się Pan, że straci miejsce w składzie?

- Takie ryzyko zawsze istnieje, ale to normalna rzeczywistość tego typu klubów co Wisła. Wiem, że jednym z kandydatów na napastnika Wisły jest Marcin Kuźba. Gdy był u nas rok temu, ja siedziałem na ławce, ale nie dlatego, że przegrałem z nim konkurencję, tylko z powodu kontuzji.

Ostatnie dwa mecze z Polonią i Lechem będziecie mogli potraktować jak sparingi przed eliminacjami do Ligi Mistrzów?

- Nic podobnego. Chcemy wygrać wszystkie mecze. Nie przechodzi mi apetyt na na strzelanie bramek. Poza tym ja i cały zespół zamierzamy pomóc Maćkowi Żurawskiemu w zdobyciu tytułu króla strzelców. Na razie "Żuraw" w czterech kolejkach nie strzelił gola, jednak to minie. Dawno nie dostaliśmy żadnego rzutu karnego. W tej rundzie ani jednego. Sędziowie nas nie rozpieszczają. Ostatniego karnego mieliśmy jesienią w meczu z Polonią. Może teraz też coś sędzia gwizdnie?

Jak się Panu gra z kontuzją ręki?

- Nie najlepiej, ale nie narzekam. Mam złamane śródręcze, po meczu z Górnikiem Łęczna odczuwałem ból. W tygodniu trenowałem z gipsem na ręce, lecz na samo spotkanie założono mi miękki opatrunek. Tylko po to, żebym mógł wystąpić w meczu. Teraz moja ręka wraca do gipsu.

Źródło: gazeta.pl

M. Szymkowiak o mistrzostwie

• - Głównym powodem afer jest brak wyników. My odnosimy sukcesy, więc wszystko dobrze się układa. Gdybyśmy przegrali albo zremisowali jakiś mecz, to mogło być różnie - mówi w obszernym wywiadzie, lider wiślackiej II lini, Mirosław Szymkowiak.

Jarosław Bińczyk: Czy to był najłatwiejszy tytuł mistrza Polski w Pana karierze?

Mirosław Szymkowiak: Może nie najłatwiejszy, ale chyba najdziwniejszy. Wszystko dlatego, że tak mało meczów rozegraliśmy w tym sezonie. Jedna porażka powodowała, że nie było szans na odrobienie strat. Tak właśnie było z Legią, która przegrała w Krakowie i już traciła do nas pięć punktów. Przez to było mniej emocji. Coś trzeba zrobić, żeby rozgrywać więcej meczów.

Jaki ma Pan pomysł?

- Może zostawić dziewięć zespołów i rozgrywać cztery rundy? Ale wtedy wielu piłkarzy straci pracę, a młodzi gracze nie będą mieli szansy pokazania się. Najlepiej jednak, by w ekstraklasie występowało 16 drużyn.

W pierwszej części sezonu wydawało się, że waszym najgroźniejszym rywalem będzie Groclin. Niespodziewanie jednak groźniejsza była Legia, która nie przeprowadziła wielkich transferów, wręcz przeciwnie - straciła Stanko Svitlicę.

- Jej postawa była dużym zaskoczeniem, tym bardziej że nawet jej zawodnicy mówią o braku rezerw. Mają w kadrze 14, 15 piłkarzy i kiedy przychodzą kartki i kontuzje, brakuje wartościowych zmienników. Jak na takie możliwości grała bardzo dobrze. Na drugie miejsce zasłużyła.

A kto Pana zaskoczył negatywnie?

- Wrócę jeszcze do pozytywów - takim była postawa Wisły Płock. Więcej zaś spodziewałem się po Groclinie i chyba także Amice Wronki. W obu drużynach wybuchły afery, które przeszkodziły im w zaprezentowaniu wszystkich możliwości. Żeby więcej na ten temat powiedzieć, musiałbym być w tym klubie. Tymczasem wiem tyle, ile przeczytałem w prasie.

W Wiśle jest niespotykana wręcz - jak na polską ligę - rywalizacja, a afer nie było...

- Głównym powodem afer jest brak wyników. My odnosimy sukcesy, więc wszystko dobrze się układa. Gdybyśmy przegrali albo zremisowali jakiś mecz, to mogłoby być różnie. Tak było, kiedy przyszedłem do Wisły. Groclin przestał wygrywać, dlatego zaczęto szukać kozła ofiarnego.

Wcześniej mówiło się jednak, że polscy piłkarze nie potrafią rywalizować o miejsce w składzie. Stąd na przykład brały się niepowodzenia w klubach zagranicznych. Tymczasem w Wiśle nawet reprezentanci siedzieli na ławce rezerwowych.

- Ten zespół budowany jest od czterech czy pięciu lat. Mamy dobrego trenera, który potrafi zadbać o dobrą atmosferę w zespole. Dlatego nie ma konfliktów.

Czy w trakcie sezonu miał Pan chwile zwątpienia, że jednak nie uda się zdobyć mistrzostwa Polski?

- Długo gram w piłkę i wiem, że w rundzie każdy zespół musi przejść kryzys. Na to nie ma mocnych. My mieliśmy słabsze mecze na początku rundy wiosennej. Przyszło wtedy dużo nowych zawodników i trudno było się zgrać. Na szczęście wygrywaliśmy, choć mało efektownie.

Dlaczego Maciej Żurawski przestał strzelać gole?

- On gra pod bardzo dużą presją. W każdym meczu jest pilnowany nawet przez dwóch rywali, a mimo to dochodzi do dobrych sytuacji. Może nie zdobywa tylu bramek co kiedyś, ale ma za to dużo asyst. To kluczowy zawodnik, bez niego trudniej byłoby zdobyć mistrzostwo Polski.

Może dzięki temu, że rywale bardziej pilnują Żurawskiego, więcej goli strzela Tomasz Frankowski...

- Każdy z naszych zawodników jest pieczołowicie pilnowany, bo rywale zwykle bronią się w dziewięciu czy dziesięciu. Tomek ma taką technikę, że bardzo trudno go upilnować. To taki lisek chytrusek, który w polu karnym potrafi zrobić wszystko.

Wielu trenerów twierdzi, że Wisła ma ogromny potencjał, którego jednak mimo wszystko nie wykorzystuje.

- Potrafimy zagrać bardzo dobrze, jak przez pierwsze pół godziny z Odrą Wodzisław, ale mamy też słabsze momenty. Przypominam jednak, że nawet Real Madryt przechodzi kryzys. Uważam, że stać nas na jeszcze lepszą grę, co pokażemy w europejskich pucharach. Po okresie przygotowawczym, który spędzimy we Francji, na pewno będziemy spisywać się lepiej. Tamtejsze zespoły grają najładniej w Europie, więc jest się od kogo uczyć. Wszyscy pamiętają nasze występy w pucharze UEFA i porównują do obecnego poziomu. A wtedy wszyscy wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Taki Kalu Uche jest moim zdaniem najlepszym zawodnikiem w Polsce, choć jest jeszcze daleki od optymalnej formy. W eliminacjach Ligi Mistrzów zagramy znacznie lepiej.

Który z nowych piłkarzy był największym wzmocnieniem?

- Na pewno pomogło nam przyjście Radka Majdana. To doświadczony zawodnik, ale musi się przyzwyczaić do naszej gry. Jak sam mówi, nigdy nie spotkał się z sytuacją, że przez cały mecz musi tylko złapać trzy dośrodkowania. Miał gorszy występ w Płocku, ale tam wszyscy zagrali słabiej. Wzmocnieniem będzie też Tomek Kłos, ale również musi dostosować się do naszego stylu gry. Przede wszystkim powinien oduczyć się długich podań, bo na naszą ligę wystarczą krótkie.

Po poprzednim mistrzostwie Polski z drużyny odeszło kilku kluczowych piłkarzy. Nie obawia się Pan, że sytuacja może się powtórzyć?

- Chyba nie. Nawet ja miałem propozycje z Zachodu, ale prezes Cupiał nie chce nikogo sprzedać. Wszystko zależy więc od niego. Mam nadzieję, że nauka z zeszłego roku, kiedy po lidze odeszli kluczowi zawodnicy, nie pójdzie w las.

Skąd ma Pan propozycje?

- Nie chcę o tym mówić. Na pewno są atrakcyjniejsze pod względem finansowym od polskiej ligi, choć drużyny nie są zbyt silne. Ale nie po to pół roku temu przedłużyłem kontrakt o pięć lat, żeby teraz płakać, że prezes mnie nie chce puścić. Na pewno przyjdzie czas, że prezes da mi wolną rękę, bo nie ukrywam, że chciałbym spróbować sił na Zachodzie.

Ma Pan wpisaną w kontrakt sumę odstępnego?

- Z tego, co wiem, w Wiśle nikt nie ma takiego zapisu. Wszystko opiera się na dżentelmeńskiej umowie z prezesem, który - jak zdążyłem się przekonać - jest słownym człowiekiem. W grudniu byłem blisko odejścia do Modeny, ale prezes Cupiał powiedział, że puści mnie, gdy znajdzie kogoś na moje miejsce.

Już od kilku tygodni wiele mówi się o nowych piłkarzach, którzy mają latem trafić do Wisły. Czy Pana zdaniem wzmocnienia są potrzebne?

- Też o tym słyszałem. Ja wolę jednak poczekać, bo Wisła już zimą ogłosiła, że Dawidowski z Zieńczukiem (z Amiki Wronki - przyp. red.) są już u nas. I wyszła z tego wielka klapa. Widocznie polska liga jeszcze nie dorosła do tego, żeby transfery przeprowadzać w profesjonalny sposób, tak jak w Niemczech, gdzie pół roku wcześniej piłkarze podpisują umowy z nowymi klubami. U nas wszystko trzeba przeprowadzać po cichu.

A czy przykład Kamila Kosowskiego nie odstrasza was od wyjazdu na Zachód?

- Ja bym jeszcze nie oceniał tego transferu negatywnie. Niemiecka piłka jest zupełnie inna od polskiej, dlaczego potrzeba czasu, żeby się zaaklimatyzował. Rozmawiałem z Kamilem na ten temat, opowiadał, że tam na treningu musi biegać trzy razy więcej niż w Polsce.

Kosowski powinien wrócić do Wisły?

- Jak już piłkarz wyjedzie na Zachód, to chce zostać jak najdłużej. Wiem, że Kamil Kosowski jest po rozmowie z trenerem Kaiserslautern na temat swojej przyszłości. Ja na jego miejscu starałbym się jeszcze tam zostać i powalczyć o miejsce w składzie. On jest jeszcze młodym zawodnikiem, 27 lat to najlepszy wiek, i stać go na to, żeby trafić do lepszego niemieckiego zespołu.

Nie odpowiedział Pan na pytanie, czy waszej drużynie potrzebne są wzmocnienia?

- Ja nie wiem. Wszystko zależy od trenera. Na pewno do naszego stylu gry trzeba się przyzwyczaić. Jest to trudne, szczególnie dla zawodników z polskich klubów. My przede wszystkim nie wybijamy piłki z obrony, a poza tym gramy atak pozycyjny.

Wisłę stać na walkę o Ligę Mistrzów?

- Wielka szansa była przed rokiem. Szkoda, że się nie udało, ale teraz wszyscy w klubie wyciągnęli z tego wnioski. Może uda nam się i będziemy rozstawieni w trzeciej rundzie. Wtedy jest szansa trafienia na teoretycznie słabszy zespół. Jednak piłka się wyrównała, co widać po finale Ligi Mistrzów, dlatego przy dobrej grze, zwłaszcza u siebie, stać nas na awans.

Długo świętował Pan zdobycie tytułu?

- Wcale nie świętowałem. Po spotkaniu z Łęczną pojechałem do Poznania do rodziców. Myślę, że feta będzie po spotkaniu z Polonią Warszawa w następnej kolejce.

Źródło: gazeta.pl