Statystyki 2003/2004 (piłka nożna)

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
(=Analiza potencjału Wisły - cz. I)
Linia 680: Linia 680:
(Markus)
(Markus)
 +
 +
 +
 +
 +
 +
 +
Majchrowski buduje Arenę na Suchych Stawach
 +
17. December 2003, 23:29
 +
skomentuj
 +
komentarze (28)
 +
drukuj
 +
wyślij
 +
 +
 +
- Imputowanie nam, że to my, Towarzystwo Sportowe Wisła, torpedujemy budowę Areny Kraków, jest sporym nadużyciem - denerwuje się prezes TS Wisła Ludwik Miętta-Mikołajewicz. Tymczasem Latający Cyrk Prezydenta Majchrowskiego buduje Arenę na Suchych Stawach.
 +
 +
Prezydent Majchrowski oskarżył TS Wisłę i KS Cracovię o zablokowanie lokalizacji Areny w Cichym Kąciku. Ta wypowiedź mocno uraziła prezesa TS Ludwika Mięttę-Mikołajewicza. Wieloletni działacz przedstawił "Gazecie Wyborczej" raport z posiedzenia u pełnomocnika prezydenta ds. prawnych Andrzeja Oklejaka, do którego doszło 1 grudnia. Z tego dokumentu wynika jasno, że "TS Wisła nie widzi żadnych przeszkód w budowie nowego stadionu - Arena i jest gotowe po zapoznaniu się z koncepcją tej inwestycji, dokonać stosownych rozgraniczeń między terenami TS Wisła, Cracovii i Tele-Foniki". Tak więc argumentacja Majchrowskiego przy zaniechaniu budowy wielkiej Areny była nieprawdziwa...
 +
 +
- Chociaż zarząd TS Wisła postanowił nie wycofywać z sądu sprawy o uzgodnienie treści księgi wieczystej, bylibyśmy skłonni to zrobić. Byle tylko interesy Towarzystwa zostały zagwarantowane - zapewnia Miętta-Mikołajewicz. Prezes TS wczoraj wysłał do magistratu oficjalne stanowisko popierające modernizację obecnego stadionu Wisły, połączone z prośbą o dotację na ten cel.
 +
 +
Tymczasem prezydent wraz ze swą świtą udał się na drugą stronę miasta, by tam mamić swoimi obietnicami. Dwa tygodnie temu wizytował obiekty Hutnika na Suchych Stawach. - Prezydent podtrzymuje wolę zbudowania stadionu miejskiego w Krakowie - deklaruje w imieniu prezydenta jego rzeczniczka Krystyna Paluchowska.
 +
 +
Wczoraj Majchrowski spotkał się z prezesem Hutnik SSA Władysławem Handziukiem i obiecał, że w przypadku budowy stadionu miejskiego na Suchych Stawach interesy Hutnika na tym nie ucierpią. - Terenu jest pod dostatkiem i można go z powodzeniem zagospodarować dla obu stron - twierdzi prezes Handziuk.
 +
 +
Pan prezydent niespodziewanie przyznał (w przyszłorocznym budżecie) hutniczej spółce 500 tys. zł (sic!) na niezbędne inwestycje. Hutnik SSA chce przeznaczyć pieniądze na ogrodzenie pięciu boisk treningowych i założenie krzesełek na dwóch sektorach stadionu głównego.
 +
 +
gazeta.pl
 +
(mat19)

Wersja z dnia 14:22, 3 gru 2008

== Źródło: Wisła Portal

==

Spis treści

Podsumowanie sezonu

Za nami runda jesienna sezonu 2003/04, do której startowaliśmy jako Mistrz Polski i drużyna, która wreszcie miała wywalczyć dla naszego kraju Ligę Mistrzów! Najpierw odpadliśmy jednak z rozgrywek o Puchar Polski, później okazało się, że progi Champions League jeszcze są dla nas za wysokie. Początek rundy był więc kiepski. Później przyszło jednak kilka efektownych meczów w lidze i tytuł mistrza jesieni. Wszystko to przyćmiła niestety porażka z norweską Vålerengą w Pucharze UEFA...

Czy Wisła zawiodła w tej rundzie, czy też nie, odpowiedzieć możecie sami w ankiecie na naszej stronie. Wcześniej jednak warto przeczytać jak swoją grę oceniają nasi piłkarze, którzy w zdecydowanej większości opowiadają o niej w podsumowaniu rundy, które publikuje Gazeta Wyborcza:

Marcin Baszczyński: - Z całej rundy powinienem być zadowolony. Omijały mnie kontuzje. Wróciłem do kadry, zagrałem w zwycięskim meczu z Serbią i Czarnogórą. Przede wszystkim jednak jesteśmy mistrzami jesieni. Na pewno jest kilka elementów, które chcę poprawić. Jednak wszystko idzie w dobrym kierunku i z roku na rok widać, że coś się z moją grą dzieje.

Brasilia: - Gram coraz lepiej, ale nie jestem do końca zadowolony z tej rundy. Mówiłem trenerowi, że o wiele lepiej mogę grać na mojej podstawowej pozycji, czyli w ataku. Jednak trener postanowił, że będę grał na lewej pomocy, a ja mu mówię, że w takim wypadku trudno będzie o jakieś widoczne postępy. Przecież napastnikiem byłem przez dziesięć lat i tak z miesiąca na miesiąc nie przestawię się na inną grę.

Paweł Brożek: - To była najlepsza moja runda. Liczę jeszcze na lepsze i częstsze występy. Mam nadzieję, że trener będzie dawał mi szanse, postaram się odpłacać mu, strzelając bramki. Z całej jesieni najbardziej żałuję dwóch zmarnowanych sytuacji z meczu z GKS.

Piotr Brożek: - Wreszcie udało mi się strzelić gole dla pierwszej drużyny. Mam nadzieję, że ta runda zapoczątkowała lepszą przyszłość. Z meczów ligowych jestem zadowolony. W występach pucharowych brakowało mi pewności siebie i ogrania. Teraz już wiem: w lidze jest łatwiej, w Pucharze UEFA bardzo trudno.

Mauro Cantoro: - Mam już za sobą trzyipółmiesięczną przerwę z powodu kontuzji. W końcówce rundy zdążyłem jednak wykorzystać swój czas maksymalnie. Żałuję, że nie potrafiliśmy pokonać Norwegów. Na pewno stać mnie na jeszcze lepszą grę, co postaram się udowodnić.

Daniel Dubicki: - Cieszę się z goli, bo to o trzy więcej niż w rundzie wiosennej. Najbardziej wyszedł mi początek sezonu. Szkoda, że później straciłem miejsce w składzie. A trudno mi było o poprawianie strzeleckich wyników, skoro zdarzało mi się grać np. na lewej obronie.

Arkadiusz Głowacki: - Jestem zadowolony, że po tak poważnej kontuzji w ogóle wróciłem do gry w tej rundzie. Wygrywamy w lidze, zostaliśmy mistrzami jesieni. Pewnie nie jest to moja optymalna dyspozycja, ale w chwili obecnej chyba nie można więcej ze mnie wycisnąć. Byle do wiosny...

Tomasza Frankowskiego, Gazeta ocenia sama: - Gdyby nie bez przerwy powracające kontuzje, wyniki indywidualne "Franka" byłyby o niebo lepsze. Cztery bramki na półmetku dwukrotnego króla strzelców polskiej ligi to rezultat zdecydowanie poniżej oczekiwań. Pan Tomasz na wiosnę zrobi pewnie wszystko, by zastąpić w snajperskich zadaniach wiślacki numer dwa ataku poprzedniego sezonu Marcina Kuźbę.

Damian Gorawski: - Na wiosnę dorzucę do tego dorobku z osiem goli (śmiech). Jestem zadowolony z tej rundy. Najbardziej żałuję czerwonej kartki, jaką dostałem w Oslo. Miałem parę dobrych meczów, np. z GKS-em Katowice i z Lechem, bo strzeliłem w nim pierwsze w barwach Wisły bramki. Ktokolwiek by teraz do klubu w zimie przyszedł, ja swojego miejsca na prawym skrzydle już nikomu nie odpuszczę.

Mariusz Jop leczy kontuzję i jego grę ocenia Gazeta: - Zrobił największe postępy ze wszystkich obrońców Wisły. Dobrym ustawieniem, wygranymi pojedynkami główkowymi potrafił czyścić przedpole bramki Adama Piekutowskiego. Po złamaniu szczęki czeka go sześciotygodniowa przerwa w treningach.

Łukasz Nawotczyński: - Najważniejsze, że odzyskałem zdrowie po kontuzji. Przecież pauzowałem przez całą wiosnę. Nie ma się co usprawiedliwiać: moje występy nie były zbyt udane. Nie załamuję się, że znowu jestem w punkcie wyjścia. Liczyłem się z tym, że wcześniej czy później czeka mnie grzanie ławy. Jednak na wiosnę podejmę kolejny atak.

Lantame Ouadja: - Moim najlepszym meczem było starcie z Amicą, chociaż chwalono mnie również za wejście w drugiej połowie spotkania z Anderlechtem. Szkoda, że tak mało grałem. W 15, 20 minut trudno pokazać, na co cię stać.

Jacek Paszulewicz: - Na pewno mogę się cieszyć z tej rundy. Mecze, które rozgrywałem, były na niezłym poziomie. Nie udaje mi się nadal osiągnąć założeń, jakie sobie przyjąłem przed przyjściem do Wisły: chcę być wiodącą postacią w tej drużynie, wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Na razie muszę przekonywać trenera Kasperczaka do siebie, liczyć na okazje i je wykorzystywać.

Grzegorz Pater: - Cieszę się, że chociaż raz udało mi się strzelić bramkę i dwie wypracować. Na koniec rundy żałujemy, że nie przeszliśmy Norwegów. Nie wszystko wychodziło tak, jakbym sobie wymarzył. Mam nadzieję, że na wiosnę dostanę więcej szans gry. Jeżeli występujesz na okrągło, to czujesz się pewniej.

Adam Piekutowski: - Uważam, że cała runda była dla mnie udana, choć zdarzały mi się lepsze i słabsze mecze. Ale chyba nikogo nie zawiodłem. Nie zmienia to faktu, że ligowa jesień pokazała też moje mankamenty. Będę miał nad czym popracować przez trzy miesiące zimowej przerwy. Najlepszy mecz? Z Groclinem i z Widzewem. Najbardziej żałuję srogiej porażki z Legią na Łazienkowskiej. To boli. Tak samo jak odpadnięcie z Pucharu UEFA z Vålerengą. Nie mogę zapomnieć również nieszczęśliwego zderzenia z Mariuszem Jopem, po którym trafił ze złamaną szczęką do szpitala. Stało się to z mojej winy.

Maciej Stolarczyk: - W tej chwili wszystko przyćmiła porażka po rzutach karnych z Vålerengą Oslo. Z dużym niedosytem pojadę na urlop. Jednak w całej rundzie poczyniliśmy postępy w stylu gry. Po porażce z Anderlechtem wydawało się, że nasza forma nie ustabilizuje się tak szybko. Ale w lidze wygrywaliśmy często efektownie i wysoko.

Paweł Strąk leczy grypę i jego grę ocenia Gazeta: - Po niezłym początku sezonu zdecydowany regres formy. Momentami grał o klasę gorzej niż rok temu, np. w meczach z AC Parmą i FC Schalke. W trakcie rozgrywek przeżył tragedię rodzinną - zmarł mu ojciec. To go mogło wybić z równowagi.

Mirosław Szymkowiak: - Cieszę się, że tylko w trzech meczach dopadł nas kryzys. Głównie zawiedliśmy w meczu z Legią, bo zagraliśmy wtedy bardzo słabo. Z Amicą stwarzaliśmy jakieś sytuacje, z Odrą też.

...

Źródło: gazeta.pl

Henryk Kasperczak o mistrzowstwie i Wiśle

• - Cieszymy się, tym bardziej że po raz drugi z rzędu zdobyliśmy mistrzostwo. Fety nie było, bo do sobotniego meczu Groclinu z Legią nie byliśmy pewni tytułu. Jestem przekonany, że kibice to nadrobią - mówił trener mistrzów Polski Henryk Kasperczak.

Córka pamiętała

- Oglądałem mecz Groclinu z Legią. Byłem zadowolony z remisu. Dużo telefonów z gratulacjami. Jako pierwsza zadzwoniła najmłodsza córka. Ucieszyła mnie, bo rodzina jest przecież po to, aby być blisko w takich chwilach. Nie możemy się zadowalać tym, co się osiągnęło. To zbyt niebezpieczne. Trzeba myśleć o nowych wyzwaniach.

Recepta na sukces?

- Wisła jest niepokonana od 24 października 2003 r. Dlaczego? Bo zespół ustabilizował się pod względem wyników. Chłopaki pokazali doświadczenie i wiarę w to, co robią. Do wygrywania w każdym meczu zmusiły nas cele, jakie postawiliśmy sobie przed sezonem, ale też przeciwnicy, którzy przeciwko nam rozgrywają zazwyczaj mecze życia. Wiemy, że i my musimy być gotowi na walkę w każdym spotkaniu. Najważniejsze to mieć zespół dobrej jakości i szeroką ławkę, żeby wystarczyło zawodników na całe rozgrywki.

Wzmocnienia

- Będziemy tworzyć zespół na eliminacje Ligi Mistrzów. Postaramy się o wzmocnienia. Po odejściu Kosowskiego, Kuźby i Kalu Uche, który nie grał przez jedną rundę, nasz potencjał ofensywny zdecydowanie się osłabił. Do tego doszły kontuzje i nie mieliśmy zespołu, który był w stanie powalczyć skutecznie o Ligę Mistrzów. Ale dobrze się przygotowaliśmy do rundy jesiennej, a później zaczęliśmy robić wzmocnienia. Pozyskaliśmy piłkarzy, którzy wnieśli sporo doświadczenia i wzmocnili defensywę. Przypomnę jednak, że najbardziej nas interesowało wzmocnienie ofensywy, żeby zastąpić Kuźbę i Kosowskiego.

Kuźba, Kosowski i Zieńczuk?

- Jesteśmy zainteresowani tymi zawodnikami, ale nie tylko nimi. Ostatnie wzmocnienia nie zepsuły atmosfery w zespole. Jaka jest tajemnica do stworzenia dobrego klimatu w drużynie? Trzeba osiągać dobre wyniki. Sukces jest gwarancją dobrej atmosfery.

Przełomowy moment

- Każde zwycięstwo prowadziło nas do celu. Gdybyśmy nie wygrali w Łęcznej, to w kontekście przerwy reprezentacyjnej [następny mecz Wisła gra dopiero 8 czerwca - przyp. red.] nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy mistrzostwa. Najważniejsze, że już jesteśmy mistrzem i możemy myśleć o nowym sezonie. Nigdy nie wątpiłem, że uda nam się wygrać ligę. Z natury jestem optymistą, ale z tyłu głowy coś mi nakazuje, abym był również realistą, bo w życiu nigdy nie jest łatwo. Uważam, że zawodnicy ze mną zrobili wielkie postępy. Zrozumieli, że jeśli chce się być mistrzem, to nie można nic kalkulować, tylko trzeba walczyć z determinacją na boisku. Do tego dochodzą sprawy techniczno - taktyczne.

Komu dedykuje mistrzostwo?

- Tym wszystkim, którzy nas lubią - kibicom, którzy jeżdżą na nasze mecze. Słowa podzięki należą się też właścicielowi klubu panu Cupiałowi. Bez niego tego zespołu by nie było. Doceńmy też pracę trenerów, lekarzy i masażystów, którzy bardzo mi pomagają. Mistrzostwo dedykuję też mojej rodzinie, bo ona zawsze jest blisko mnie.

Człowiek mądry po sezonie

- Tomasz Frankowski w końcówce okazał się być skutecznym egzekutorem. Chcę jego wyróżnić, bo na wynik pracował cały zespół. Każdy ma mocne i słabsze strony, dlatego traktujmy Wisłę jak zespół: wygrywamy wszyscy i przegrywamy również wszyscy. Nowi zawodnicy pokazali charakter. Żałuję tylko, że Kukiełka nie mógł się pokazać z powodu kontuzji. Mamy też w tej rundzie miłe symptomy: myśleliśmy na początku, że takiemu Cantoro będzie można pozwolić odejść z klubu, a okazał się być bardzo wartościowym zawodnikiem, odkryciem sezonu. Człowiek jest mądry po sezonie, wtedy może dokonać analizy i oceny zawodników.

Najpierw druga runda (Jeśli Monaco wygra Ligę Mistrzów, Wisła będzie rozstawiona w III rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Trener Kasperczak wie o tym dobrze, ale na razie nie zaprząta sobie głowy ostatnim etapem walki o LM.)

- Jestem człowiekiem, który nie przeskakuje dwóch przeszkód naraz. Na razie myślmy o losowaniu drugiej rundy i pokonaniu tego etapu, a później dopiero skoncentrujemy się na trzeciej. To tak jak skoczek wzwyż najpierw musi pokonać 1,80 m, żeby zaatakować 2,0. Owszem, naszym planem docelowym jest finał Ligi Mistrzów. No, ale najpierw przejdźmy przez eliminacje. Liga rusza 31 lipca, a eliminacje do Ligi Mistrzów już 28. Myślimy o nich. Cały program przygotowań do sezonu obmyślam pod tym kątem.

Kto z wypożyczonych piłkarzy może wrócić?

- Jeszcze za wcześnie na konkrety. Trwają negocjacje. Decyzje podejmiemy po ich zakończeniu. Trójka naszych piłkarzy (Dubicki, Pater, Nawotczyński) daje Polkowicom dużą satysfakcję, a Paweł Brożek przysparza sporo radości Katowicom. Nie wiem, dlaczego wielu dziennikarzy dziwi się, że zabraniamy grać przeciwko Wiśle zawodnikom, których wypożyczamy. Dlaczego nikt nie zauważy, że wartościowych graczy wypożyczamy za darmo, bo kluby nie mają pieniędzy, żeby za nich zapłacić? To co, mają nam jeszcze nasi piłkarze strzelać bramki? Tak jak kiedyś Sosin? Owszem, nie chcemy hamować rozwoju tych piłkarzy, jednak musimy dbać o nasz interes.

Wygrywać do końca

- Żadnego meczu z pozostałych nam do końca nie odpuścimy. Chcemy wygrać wszystko. Będziemy grali o prestiż, zmotywujemy zawodników. Przygotowania do nowego sezonu przeprowadzimy na dwóch zgrupowaniach: w Zakopanem i we Francji. Sparingpartnerów jeszcze nie ujawnię, bo nie są zakontraktowani.

Źródło: gazeta.pl

Tomasz Frankowski o mistrzostwie

• - To najspokojniejsze z wszystkich czterech mistrzostwo, bo dowiedziałem się o nim, siedząc z browarem w ręku przed telewizorem. Cały w tym urok - mówi dla Gazety Wyborczej, Tomasz Frankowski.

Michał Białoński: Jak zapamięta Pan to mistrzostwo Polski, czwarte w karierze?

Tomasz Frankowski: Wspaniale. Jako najspokojniejsze z wszystkich czterech, bo dowiedziałem się o nim, siedząc z browarem w ręku przed telewizorem. Cały w tym urok.

Nie musieliście się pocić, bo zrobił to za was Groclin?

- Nie do końca. Przecież musieliśmy się nabiegać w wielu meczach, choćby w Łęcznej, żeby przygotować grunt pod to mistrzostwo.

Lepiej byłoby gdybyście fetowali razem?

- To PZPN tak zadecydował, że tylko dwie ostatnie kolejki zostaną rozegrane o tych samych godzinach, podczas gdy w czubie tabeli wszystko jest już ustalone. Na dodatek jeszcze Canal Plus ustawił nasz mecz na piątek. Od dosyć dawna było już wiadomo, że mamy sporą przewagę nad Legią, można było przynajmniej ze trzy kolejki ustawić równolegle.

Na którym miejscu ulokuje Pan to mistrzostwo?

- Pewnie na drugim. Wiadomo, pierwsze cieszy najbardziej. W trzecim nie grałem, a teraz mam sporo satysfakcji, bo odzyskałem miejsce w wyjściowym składzie, strzeliłem parę bramek.

Otrzymał Pan już jakieś gratulacje?

- Sporo, telefon rozgrzał się do czerwoności. Dzwonili koledzy z boiska. Miło mi, że pamiętali o mnie Artek Sarnat i Grzesiu Pater.

Jeszcze sezon się nie skończył, a coraz głośniej mówi się o transferach. Nie boi się Pan, że straci miejsce w składzie?

- Takie ryzyko zawsze istnieje, ale to normalna rzeczywistość tego typu klubów co Wisła. Wiem, że jednym z kandydatów na napastnika Wisły jest Marcin Kuźba. Gdy był u nas rok temu, ja siedziałem na ławce, ale nie dlatego, że przegrałem z nim konkurencję, tylko z powodu kontuzji.

Ostatnie dwa mecze z Polonią i Lechem będziecie mogli potraktować jak sparingi przed eliminacjami do Ligi Mistrzów?

- Nic podobnego. Chcemy wygrać wszystkie mecze. Nie przechodzi mi apetyt na na strzelanie bramek. Poza tym ja i cały zespół zamierzamy pomóc Maćkowi Żurawskiemu w zdobyciu tytułu króla strzelców. Na razie "Żuraw" w czterech kolejkach nie strzelił gola, jednak to minie. Dawno nie dostaliśmy żadnego rzutu karnego. W tej rundzie ani jednego. Sędziowie nas nie rozpieszczają. Ostatniego karnego mieliśmy jesienią w meczu z Polonią. Może teraz też coś sędzia gwizdnie?

Jak się Panu gra z kontuzją ręki?

- Nie najlepiej, ale nie narzekam. Mam złamane śródręcze, po meczu z Górnikiem Łęczna odczuwałem ból. W tygodniu trenowałem z gipsem na ręce, lecz na samo spotkanie założono mi miękki opatrunek. Tylko po to, żebym mógł wystąpić w meczu. Teraz moja ręka wraca do gipsu.

Źródło: gazeta.pl

M. Szymkowiak o mistrzostwie

• - Głównym powodem afer jest brak wyników. My odnosimy sukcesy, więc wszystko dobrze się układa. Gdybyśmy przegrali albo zremisowali jakiś mecz, to mogło być różnie - mówi w obszernym wywiadzie, lider wiślackiej II lini, Mirosław Szymkowiak.

Jarosław Bińczyk: Czy to był najłatwiejszy tytuł mistrza Polski w Pana karierze?

Mirosław Szymkowiak: Może nie najłatwiejszy, ale chyba najdziwniejszy. Wszystko dlatego, że tak mało meczów rozegraliśmy w tym sezonie. Jedna porażka powodowała, że nie było szans na odrobienie strat. Tak właśnie było z Legią, która przegrała w Krakowie i już traciła do nas pięć punktów. Przez to było mniej emocji. Coś trzeba zrobić, żeby rozgrywać więcej meczów.

Jaki ma Pan pomysł?

- Może zostawić dziewięć zespołów i rozgrywać cztery rundy? Ale wtedy wielu piłkarzy straci pracę, a młodzi gracze nie będą mieli szansy pokazania się. Najlepiej jednak, by w ekstraklasie występowało 16 drużyn.

W pierwszej części sezonu wydawało się, że waszym najgroźniejszym rywalem będzie Groclin. Niespodziewanie jednak groźniejsza była Legia, która nie przeprowadziła wielkich transferów, wręcz przeciwnie - straciła Stanko Svitlicę.

- Jej postawa była dużym zaskoczeniem, tym bardziej że nawet jej zawodnicy mówią o braku rezerw. Mają w kadrze 14, 15 piłkarzy i kiedy przychodzą kartki i kontuzje, brakuje wartościowych zmienników. Jak na takie możliwości grała bardzo dobrze. Na drugie miejsce zasłużyła.

A kto Pana zaskoczył negatywnie?

- Wrócę jeszcze do pozytywów - takim była postawa Wisły Płock. Więcej zaś spodziewałem się po Groclinie i chyba także Amice Wronki. W obu drużynach wybuchły afery, które przeszkodziły im w zaprezentowaniu wszystkich możliwości. Żeby więcej na ten temat powiedzieć, musiałbym być w tym klubie. Tymczasem wiem tyle, ile przeczytałem w prasie.

W Wiśle jest niespotykana wręcz - jak na polską ligę - rywalizacja, a afer nie było...

- Głównym powodem afer jest brak wyników. My odnosimy sukcesy, więc wszystko dobrze się układa. Gdybyśmy przegrali albo zremisowali jakiś mecz, to mogłoby być różnie. Tak było, kiedy przyszedłem do Wisły. Groclin przestał wygrywać, dlatego zaczęto szukać kozła ofiarnego.

Wcześniej mówiło się jednak, że polscy piłkarze nie potrafią rywalizować o miejsce w składzie. Stąd na przykład brały się niepowodzenia w klubach zagranicznych. Tymczasem w Wiśle nawet reprezentanci siedzieli na ławce rezerwowych.

- Ten zespół budowany jest od czterech czy pięciu lat. Mamy dobrego trenera, który potrafi zadbać o dobrą atmosferę w zespole. Dlatego nie ma konfliktów.

Czy w trakcie sezonu miał Pan chwile zwątpienia, że jednak nie uda się zdobyć mistrzostwa Polski?

- Długo gram w piłkę i wiem, że w rundzie każdy zespół musi przejść kryzys. Na to nie ma mocnych. My mieliśmy słabsze mecze na początku rundy wiosennej. Przyszło wtedy dużo nowych zawodników i trudno było się zgrać. Na szczęście wygrywaliśmy, choć mało efektownie.

Dlaczego Maciej Żurawski przestał strzelać gole?

- On gra pod bardzo dużą presją. W każdym meczu jest pilnowany nawet przez dwóch rywali, a mimo to dochodzi do dobrych sytuacji. Może nie zdobywa tylu bramek co kiedyś, ale ma za to dużo asyst. To kluczowy zawodnik, bez niego trudniej byłoby zdobyć mistrzostwo Polski.

Może dzięki temu, że rywale bardziej pilnują Żurawskiego, więcej goli strzela Tomasz Frankowski...

- Każdy z naszych zawodników jest pieczołowicie pilnowany, bo rywale zwykle bronią się w dziewięciu czy dziesięciu. Tomek ma taką technikę, że bardzo trudno go upilnować. To taki lisek chytrusek, który w polu karnym potrafi zrobić wszystko.

Wielu trenerów twierdzi, że Wisła ma ogromny potencjał, którego jednak mimo wszystko nie wykorzystuje.

- Potrafimy zagrać bardzo dobrze, jak przez pierwsze pół godziny z Odrą Wodzisław, ale mamy też słabsze momenty. Przypominam jednak, że nawet Real Madryt przechodzi kryzys. Uważam, że stać nas na jeszcze lepszą grę, co pokażemy w europejskich pucharach. Po okresie przygotowawczym, który spędzimy we Francji, na pewno będziemy spisywać się lepiej. Tamtejsze zespoły grają najładniej w Europie, więc jest się od kogo uczyć. Wszyscy pamiętają nasze występy w pucharze UEFA i porównują do obecnego poziomu. A wtedy wszyscy wznieśli się na wyżyny swoich możliwości. Taki Kalu Uche jest moim zdaniem najlepszym zawodnikiem w Polsce, choć jest jeszcze daleki od optymalnej formy. W eliminacjach Ligi Mistrzów zagramy znacznie lepiej.

Który z nowych piłkarzy był największym wzmocnieniem?

- Na pewno pomogło nam przyjście Radka Majdana. To doświadczony zawodnik, ale musi się przyzwyczaić do naszej gry. Jak sam mówi, nigdy nie spotkał się z sytuacją, że przez cały mecz musi tylko złapać trzy dośrodkowania. Miał gorszy występ w Płocku, ale tam wszyscy zagrali słabiej. Wzmocnieniem będzie też Tomek Kłos, ale również musi dostosować się do naszego stylu gry. Przede wszystkim powinien oduczyć się długich podań, bo na naszą ligę wystarczą krótkie.

Po poprzednim mistrzostwie Polski z drużyny odeszło kilku kluczowych piłkarzy. Nie obawia się Pan, że sytuacja może się powtórzyć?

- Chyba nie. Nawet ja miałem propozycje z Zachodu, ale prezes Cupiał nie chce nikogo sprzedać. Wszystko zależy więc od niego. Mam nadzieję, że nauka z zeszłego roku, kiedy po lidze odeszli kluczowi zawodnicy, nie pójdzie w las.

Skąd ma Pan propozycje?

- Nie chcę o tym mówić. Na pewno są atrakcyjniejsze pod względem finansowym od polskiej ligi, choć drużyny nie są zbyt silne. Ale nie po to pół roku temu przedłużyłem kontrakt o pięć lat, żeby teraz płakać, że prezes mnie nie chce puścić. Na pewno przyjdzie czas, że prezes da mi wolną rękę, bo nie ukrywam, że chciałbym spróbować sił na Zachodzie.

Ma Pan wpisaną w kontrakt sumę odstępnego?

- Z tego, co wiem, w Wiśle nikt nie ma takiego zapisu. Wszystko opiera się na dżentelmeńskiej umowie z prezesem, który - jak zdążyłem się przekonać - jest słownym człowiekiem. W grudniu byłem blisko odejścia do Modeny, ale prezes Cupiał powiedział, że puści mnie, gdy znajdzie kogoś na moje miejsce.

Już od kilku tygodni wiele mówi się o nowych piłkarzach, którzy mają latem trafić do Wisły. Czy Pana zdaniem wzmocnienia są potrzebne?

- Też o tym słyszałem. Ja wolę jednak poczekać, bo Wisła już zimą ogłosiła, że Dawidowski z Zieńczukiem (z Amiki Wronki - przyp. red.) są już u nas. I wyszła z tego wielka klapa. Widocznie polska liga jeszcze nie dorosła do tego, żeby transfery przeprowadzać w profesjonalny sposób, tak jak w Niemczech, gdzie pół roku wcześniej piłkarze podpisują umowy z nowymi klubami. U nas wszystko trzeba przeprowadzać po cichu.

A czy przykład Kamila Kosowskiego nie odstrasza was od wyjazdu na Zachód?

- Ja bym jeszcze nie oceniał tego transferu negatywnie. Niemiecka piłka jest zupełnie inna od polskiej, dlaczego potrzeba czasu, żeby się zaaklimatyzował. Rozmawiałem z Kamilem na ten temat, opowiadał, że tam na treningu musi biegać trzy razy więcej niż w Polsce.

Kosowski powinien wrócić do Wisły?

- Jak już piłkarz wyjedzie na Zachód, to chce zostać jak najdłużej. Wiem, że Kamil Kosowski jest po rozmowie z trenerem Kaiserslautern na temat swojej przyszłości. Ja na jego miejscu starałbym się jeszcze tam zostać i powalczyć o miejsce w składzie. On jest jeszcze młodym zawodnikiem, 27 lat to najlepszy wiek, i stać go na to, żeby trafić do lepszego niemieckiego zespołu.

Nie odpowiedział Pan na pytanie, czy waszej drużynie potrzebne są wzmocnienia?

- Ja nie wiem. Wszystko zależy od trenera. Na pewno do naszego stylu gry trzeba się przyzwyczaić. Jest to trudne, szczególnie dla zawodników z polskich klubów. My przede wszystkim nie wybijamy piłki z obrony, a poza tym gramy atak pozycyjny.

Wisłę stać na walkę o Ligę Mistrzów?

- Wielka szansa była przed rokiem. Szkoda, że się nie udało, ale teraz wszyscy w klubie wyciągnęli z tego wnioski. Może uda nam się i będziemy rozstawieni w trzeciej rundzie. Wtedy jest szansa trafienia na teoretycznie słabszy zespół. Jednak piłka się wyrównała, co widać po finale Ligi Mistrzów, dlatego przy dobrej grze, zwłaszcza u siebie, stać nas na awans.

Długo świętował Pan zdobycie tytułu?

- Wcale nie świętowałem. Po spotkaniu z Łęczną pojechałem do Poznania do rodziców. Myślę, że feta będzie po spotkaniu z Polonią Warszawa w następnej kolejce.

Źródło: gazeta.pl == Źródło: The White Star Division

==

Jesień 2003 - upadek (nie)kontrolowany - cz. I

- Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy - zwykł mawiać popularny w kraju polityk. Jeśli mierzyć tą miarą - Wisła miast prężnym młodzieńcem okazała się nieopierzoną nastolatką. Analizujemy rundę jesienną sezonu 2003/04.

Podsumowanie rundy nie może być jednoznaczne. Z jednej strony - Wisła zajmuje fotel lidera i, choć nie obyło się bez potknięć, poczynania na arenie krajowej trzeba ocenić pozytywnie. Gorzej "Białej Gwieździe" wiodło się na europejskich boiskach. O ile porażkę z Anderlechtem w trzeciej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów można przeboleć, to przegranie rywalizacji z Valerengą było ogromnym zawodem. Przykre wrażenie z rewanżu z Norwegami będzie nam towarzyszyć przez całą przerwę zimową. Cofnijmy się w czasie o jakieś pięć miesięcy...

Jeszcze zanim piłkarze wybiegli na boisko, kibice Wisły już mieli dość. Drużynę opuścili Kamil Kosowski i Marcin Kuźba. W poprzednim sezonie ci piłkarze strzelili łącznie 49 bramek, zanotowali 44 asysty, co stanowiło 40% ofensywnego dorobku "Białej Gwiazdy". Dwa dni przed losowaniem trzeciej rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzów z jasnego nieba spadł grom. Kalu Uche odmówił gry w sparingu z FC Metz zasłaniając się kontuzją. - Zdrowie Uche to nie moja sprawa - mówił po powrocie drużyny ze zgrupowania we Francji doktor Jerzy Zając. Kalu zmienił się nie do poznania - to nie był już wesoły kontaktowy młodzieniec.

Dzień przed spotkaniem z Omonią Nikozja Uche odmówił wyjścia na boisko w tym meczu. Stało się jasne, że umysłem młodego Nigeryjczyka zawładnęli menedżerowie kuszący go grą w Ajaxie. Uche nie chcąc "spalić" możliwości gry w innym klubie w tej edycji pucharów, spalił mosty w Krakowie. Bezsilna Wisła zawiesiła buntownika na pół roku. Sprawa pozostaje nierozwiązana do dziś - nikt nie zyskał, wszyscy stracili.

Zanim więc odmieniona Wisła rozpoczęła sezon, nastroje nie były najlepsze. Tym bardziej, że wyniki osiągane na zgrupowaniu we Francji także nie napawały optymizmem. - Lepiej jest przegrać z silnymi zespołami, niż wygrać ze słabymi - bagatelizował sprawę Henryk Kasperczak. W podobnym tonie wypowiadał się Maciej Żurawski. - Co prawda z wyników nie można być zadowolonym, lecz uważam, że te spotkania będą procentowały w przyszłości. We Francji zabrakło kontuzjowanych Arkadiusza Głowackiego i Mauro Cantoro. Obaj ci wartościowi zawodnicy do gry wrócili dopiero pod koniec rundy jesiennej.

Dzień przed spotkaniem z Omonią zaprezentowani zostali nowi zawodnicy - koszulki z "Białą Gwiazdą" otrzymali Brasilia, Damian Gorawski i Michał Wróbel. Ten ostatni w pierwszej drużynie nie zagrał ani raz, Brasilia zawiódł, a "Gora" długo czekał na pełną aklimatyzację. Do Wisły miał dołączyć także Piotr Włodarczyk, który nawet pojechał z drużyną na obóz do Francji, lecz jak się później okazało, miał ważny kontrakt z Widzewem.

Bodaj jedyną pozytywną wieścią przed dwumeczem z Omonią była informacja o podpisaniu umowy sponsorskiej z Polską Telefonią Cyfrową Era - ten fakt nie wpłynął jednak na zmianę polityki transferowej "Białej Gwiazdy". - Jesteśmy w polskich realiach, myślę, że Era nie chciałaby partnera, ktory kupi trzech Ronaldo i dwóch Beckhamów, a po dwóch miesiącach nie będzie miał środków na bieżące płatności - przekonywał wtedy Bogdan Basałaj. Z drugiej strony Era wymagała: - Zdobycia najwyższych celów możliwych do osiągnięcia - zapowiadał Antoni Mielniczuk. Między wierszami czytaliśmy "Chcemy by nasze logo zaprezentowało się w Lidzę Mistrzów".

30. lipca 2003 roku Wisła przystąpiła do batalii o Ligę Mistrzów. Zaproszenia do elitarnego grona najlepszych drużyn klubowych Starego Kontynentu nie są rozdawane za darmo. Dopiero na dzień przed spotkaniem oficjalnie ujawniono, że kontuzja Uche jest wytworem wyobraźni. - Kalu uparł się, że chce wyjechać - przyznał Kasperczak. Wisła do pierwszego spotkania z Omonią przystąpiła więc w mocno przebudowanym składzie, lecz po 70 minutach gry prowadziła już 5:0. Formą od początku sezonu imponował strzelec dwóch goli Maciej Żurawski. Ostatecznie po słabszej końcówce skończyło się 5:2, lecz z debiutu można było być zadowolonym. - Szkoda tych indywidualnych błędów. Widać, że czeka nas wiele pracy - mówił po spotkaniu szkoleniowiec Wisły. Piłkarze cieszyli się z nowej murawy. - Jest znakomita, aż chce się grać - komentował "Żuraw". W poprzednim sezonie to fatalny stan nawierzchni przy ul. Reymonta był częstą przyczyną słabszej gry Wiślaków - tak twierdzili sami piłkarze.

Murawa na stadionie Arki Gdynia z pewnością nie jest perskim dywanem, lecz porażki z drugoligowcami w tak fatalnym stylu, wytłumaczyć nie sposób. - Zwycięstwo piłkarzy Arki trzeba uznać za niespodziankę, wyeliminowała obrońców Pucharu Polski. To duży zaszczyt - komentował po meczu Kasperczak. Trener zaczynał głośno martwić się stanem kadrowym drużyny. - Przyznaję, że jesteśmy w trudnej sytuacji. Odeszło kilku zawodników, kilku innych jest kontuzjowanych, a Kalu Uche nie chce grać - mówił. Na boisku nie było widać tej Wisły, która kilka miesięcy wcześniej eliminowała Parmę i Schalke 04. Teraz problemem była rywalizacja z Mistrzem Cypru.

Jeszcze zanim wystartowała liga, Wisła była już po rywalizacji z Omonią. W rewanżu padł remis 2:2 i Wiślacy mogli już czekać na rywala w trzeciej rundzie kwalifikacji. Już wcześniej wiadomo było, że będzie to ktoś z dwójki Rapid Bukareszt - Anderlecht Bruksela. Niemal wymarzone losowanie! Nie były to drużyny poza zasięgiem, szczególnie dla Wisły z poprzedniego sezonu. Nie była to już jednak ta sama Wisła i, choć oficjalnie nikt tego oczywiście nie powiedział, w klubie pluto sobie w brodę. Odrobina ryzyka przy układaniu spraw transferowych mogła bowiem spłacić się bardzo szybko w postaci awansu do elity! - Chodziło nam o pewne zasady, nie mogliśmy tworzyć jeszcze większego budżetu ani "kominowych" pensji. Za politykę transferową odpowiada natomiast trener Kasperczak. Sprowadził, na razie, Wróbla, Gorawskiego i Brasilię, jest jeszcze reprezentant Togo Ouadja. Moim zdaniem, ci gracze odegrają taką rolę, że drużyna nie straci na wartości - tłumaczył meandry polityki transferowej Bogdan Basałaj.

Ouadję zatwierdzono w dniu inauguracji ligi, pojechał więc z drużyną do Polkowic, gdzie na debiut w ekstraklasie czekał miejscowy Górnik. Gospodarze okazali się słabiutcy i Wiślacy pewnie wywieźli trzy punkty po bramkach Szymkowiaka i Dubickiego. Kapitan reprezentacji Togo wystąpił w podstawowym składzie, lecz na boisku nie był zbyt widoczny. Później miało się okazać, że to nie była debiutancka trema - taki jest po prostu styl gry czarnoskórego pomocnika.

Po łatwym meczu w Polkowicach nadszedł czas na ostateczną batalię o Ligę Mistrzów. Wisła pojechała do Brukseli, gdzie czekał na nią Anderlecht. - Zdajemy sobie sprawę z ogromnej szansy, dlatego jestem przekonany, że jeśli każdy, kto wyjdzie na boisko, pokaże maksimum swoich możliwości, to wywieziemy z Brukseli dobry wynik - mówił przed meczem Marcin Baszczyński. - Jedziemy po dobry wynik, a takim rezultatem będzie wygrana na boisku Anderlechtu - wtórował mu Grzegorz Pater. Wszystko, jak zwykle, zweryfikowało boisko - gospodarze byli lepsi w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła, więc zwyciężyli pewnie 3:1. - Dominowaliśmy w tym meczu do tego stopnia, że nie musimy się bać rewanżu w Krakowie - triumfował po meczu szkoleniowiec gospodarzy Hugo Broos. - Anderlecht mnie niczym nie zaskoczył, zagrał tak jak myślałem - komentował Kasperczak. Jeśli więc rywal był doskonale rozpracowany, a jednak nie udało się osiągnąć dobrego rezultatu, to z równania wynika, że zabrakło wykonawców i Kasperczak już zdał sobie z tego sprawę - za późno. Wisła w Brukseli zagrała "po polsku"...

Na niwie ligowej można było odnieść wrażenie, że tak źle nie jest. Po trzech kolejkach Wisła z dziewięcioma punktami, ośmioma bramkami strzelonymi i bez choćby jednej straconej liderowała w ekstraklasie. Po Górniku Polkowice uporała się bowiem ze Świtem (4:0) i Górnikiem Zabrze (2:0). Przed meczem ze Świtem dziennikarzom rozdano następujące oświadczenie: "Wisła Kraków S.S.A informuje, iż w nocy z 14 na 15. sierpnia 2003 na ulicy Lea w Krakowie doszło do wypadku samochodowego w którym uczestniczyli poruszający się samochodem Michała Wróbla - Kamil Kuzera i Hubert Skrzekowski (..)". Dwójka ta została zawieszona, a Wróbel, Marcin Szałęga i Karol Wójcik zostali tymczasowo odsunięci od treningów. Kuzera wkrótce trafił do Korony Kielce, a Skrzekowski na stół operacyjny. Wróbel do dziś pozostaje zawodnikiem rezerw - takie są efekty wewnątrzklubowego śledztwa.

Mecz z Górnikiem to także, a może przede wszystkim, pożegnanie z Kazimierzem Moskalem. - Miło wracać do Krakowa, na pewno będę pamiętał to do końca życia - mówił wieloletni kapitan "Białej Gwiazdy", a gdy przed meczem wręczano mu kwiaty, niejednemy kibicowi łza w oku się zakręciła. Szkoda, że pożegnanie, co jest niemal tradycją naszego klubu, nie wypadło tak jak należy. Pan Kazimierz o rezygnacji z jego usług dowiedział się ledwie trzy tygodnie przed końcem umowy i miał spore problemy ze znalezieniem odpowiedniego klubu.

Po trzech kolejkach trzy bramki na swoim koncie miał niespodziewanie Daniel Dubicki, który liderował ligowym strzelcom. - Rzeczywiście, lepszego początku nie można sobie wymarzyć. Nadal muszę grać na odpowiednim poziomie, to trener będzie na mnie stawiał - powiedział "Dubi" i po dziesięciu dniach... na dobre stracił miejsce w wyjściowym składzie. Do gry powrócił bowiem Tomasz Frankowski i po dobrych grach jako rezerwowy stał się parnterem "Żurawia" w Wiślackim ataku.

26. sierpnia balon pękł. Po przegranym rewanżu z Anderlechtem pytaliśmy "Czy forma zaprezentowana dziś przez Wisłę pozwoli chociaż na wygranie ligi?" Rewanż nie zmienił układu sił - Wisła przegrała z Anderlechtem także na nowej świetnej murawie - była słabsza, dużo słabsza. - Anderlecht był lepszy w obydwu spotkaniach i zakwalifikował się zasłużenie. Ta drużyna opanowała środek boiska, znakomicie grała taktycznie. Mieliśmy problemy w konstrukcji i wykończeniu akcji - mówił po meczu Kasperczak. Szymkowiak, który miał być gotowy do gry na 200% był jednym z najsłabszych piłkarzy na murawie. Czarne chmury nadciągały nad Reymonta. - Widzę świat w czarnych kolorach - opowiadał Adam Piekutowski.

Jeśli więc po meczu rewanżu z Anderlechtem nastał mrok, to cztery dni później znaleźliśmy się w samym epicentrum ciemności. - Wszelkie założenia wzięły w łeb. Stracone beznadziejnie głupio dwie bramki ustawiły całe spotkanie - kręcił głową po meczu z Amicą Marcin Baszczyński. Wisła uległa we Wronkach 0:2 nie wykonując przysłowiowego sztycha. Krakowian załatwił Paweł Kryszałowicz, który przed sezonem był do wzięcia za darmo. Morale kibiców za wszelką cenę próbował podbudować Bogdan Basałaj. - Pozyskaliśmy już utalentowanego Martinsa Ekwueme. W ciągu najbliższych dwóch dni podpiszemy kontrakty z dwoma innymi zawodnikami. Na ósmego września zapowiedziano konferencje prasową. Kasperczak wciąz był kandydatem na stanowisko selekcjonera reprezentacji Nigerii, więc kilka dni trwały obawy o to co tam usłyszymy...

Niepotrzebnie. Podczas spotkania z dziennikarzami oficjalnie zaprezentowano nowych piłkarzy: Lantame Ouadja, Martins Ekwueme i Wyn Belotte dumnie zaprezentowali Wiślackie koszulki. Z tej trójki tylko Ouadja miał w miarę pewne miejsce w szerokiej kadrze pierwszej drużyny. Belotte nie okazał się na razie wzmocnieniem nawet dla drużyny rezerwowej. Następnie zaskoczonym dziennikarzom Kasperczak zaprezentował dwa rysunki. Na jednym zaprezentował najmocniejszy skład z poprzedniego sezonu, na drugim "11", która walczyła z Anderlechtem - powtarzały się tylko cztery nazwiska. Nagle trener poinformował dziennikarzy o stanie rzeczy, o którym oni trąbili przez kilka tygodni. - To zupełnie inna drużyna - grzmiał.

Dużo ważniejsza była druga część konferencji, podczas której nowe kontrakty podpisali Arkadiusz Głowacki i Henryk Kasperczak. Nowa umowa szkoleniowca do ostatniej minuty była trzymana w głębokiej tajemnicy. Te dwa podpisy miały podnieść na duchu kibiców Wisły, którzy jak zbawienia wyczekiwali na dobre wieści. Radość nie trwała długo, bo nieco ponad tydzień. - W drugiej połowie zostaliśmy wypunktowani jak bokser. Są problemy, które ciężko jest rozwiązać w meczu wyjazdowym - komentował Kasperczak po spotkaniu z Legią.

Datę 19. września 2003 roku każdy kibic Wisły chciałby wymazać ze swojego życiorysu. Wisła na Łazienkowskiej została zgnieciona przez ekipę Dariusza Kubickiego. Terapia wstrząsowa zaaplikowana przez warszawiaków została dobrze przyjęta przez wiślacki organizm. Wkrótce nastąpiła seria pięciu kolejnych zwycięstw.


Jesień 2003 - upadek (nie)kontrolowany - cz. II

Dziś prezentujemy drugą część syntezy opisującej minioną rundę w wykonaniu Wisły. Opowieść zaczniemy z wysokiego poziomu pięciu kolejnych zwycięstw. Zakończymy porażką z Valerengą, która, wedle wstępnych szacunków, kosztowała Wisłę utratę 1 miliona euro.

Seria pięciu kolejnych zwycięstw rozpoczęła się od meczu z NEC Nijmegen, który był rywalem Wiślaków w pierwszej rundzie Pucharu UEFA. Obie bramki dla Wisły zdobył Tomasz Frankowski, który później okazał się katem Holendrów, gdyż dwa gole strzelił także w rewanżu. Wiślacy w Pucharze UEFA mieli szukać ukojenia po fatalnej porażce z Legią. - Meczem z NEC wchodzimy w nowe rozgrwyki, z nową nadzieją - mówił dzień przed meczem z NEC Henryk Kaspeczak. - NEC to zespół bardzo dobrze zorganizowany. Grają dobrze technicznie, a także bardzo atletyczną piłkę - opisywał rywala trener Wiślaków. Krakowian w roli zdecydowanego faworyta stawiał szkoleniowiec gości. - - Wisła, mimo porażki w ostatnim meczu ligowym, to drużyna bardzo dobra. Nie możemy jej w żaden sposób lekceważyć. Krakowska drużyna posiada doświadczonych zawodników, ma spore doświadczenie na arenie międzynarodowej - zapowiadał Jogan Neeskens. - Będziemy musieli naprawdę ostro walczyć, by osiągnąć tu dobry wynik. Musimy wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.

Po meczu najwięcej powodów do zadowolenia miał wspomniany "Franek". - Zasygnalizowałem, że powoli wraca stary dobry Frankowski. W ostatnich tygodniach sporo pisało się o tym, że osamotniony Maciej Żurawski ciągnie nasz wózek w ofensywie. Dzisiaj mu pomogłem - mówił po spotkaniu zadowolony, choć jak zwykle skromny. Wynik 2:1 był korzystny, ale w obliczu rewanżu nie rewelacyjny.

Prawdziwym sprawdzianem formy Wiślaków miał być mecz z Dyskobolią w następnej kolejce ligowej. Mecz z Groclinem, który trzy dni wcześniej zremisował z Herthą rozpoczął się jak koszmar. - Spotkanie zacząło się fatalnie, fatalnie. Strata dwóch goli w trzy minuty to najgorszy z możliwych scenariuszy - komentował po meczu Maciej Żurawski. Później jednak było dużo lepiej, a w dużym stopniu dzięki "Żurawiowi", który pociągnął drużynę do skutecznego pościgu. Wynik mógłby być zgoła inny, gdyby w ósmej minucie spotkania na 0:3 podwyższył Marcin Zając. - Wystarczyło przecież kopnąć do pustej bramki, ale w ostatniej fazie oddawania strzału poślizgnąłem się i później mogłem tylko przeklinać w duchu, że piłka leci nad bramką - mówił po meczu pechowy strzelec.

Zwycięstwo zapewniło trafienie Pawła Brożka, który wraz z bratem, od meczu z Legią, w którym po ich akcji padła jedyna bramka dla Wisły, coraz śmielej wkraczał do pierwszej drużyny "Białej Gwiazdy". Brat Piotr w meczu z Dyskobolią zaliczył świetną asystę przy drugiej bramce "Żurawia".

Mecz z ekipą Dusana Radolskiego stał na bardzo wysokim poziomie, więc zwycięstwo krakowian cieszyło tym bardziej. Wszystko znów było na dobrej drodze. Atmosfery nie psuło wyjazdowe spotkanie z Widzewem - wygrane wyjątkowo łatwo. Zwycięstwo 3:1 w Łodzi przypieczętował Mariusz Jop, który przed spotkaniem twiedził, że koniecznie będzie chciał strzelić gola, by odrobić ostatniego, którego w barwach Widzewa strzelił właśnie Wiśle. Zwycięstwo w Łodzi było tym cenniejsze, że krakowianie przez blisko pół godziny grali w "10". Sędzia Marcin Borski po dyskusyjnym faulu wyrzucił Macieja Stolarczyka z boiska. - Może był faul, ale nie zasługujący na tak surową karę - mówił po meczu rozżalony obrońca. Wisła złożyła w tej sprawie odwołanie do PZPN, które później zostało oczywiście odrzucone i "Stolar" nie mógł zagrać w dwóch ligowych spotkaniach.

Rewanż w Holandii nie był łatwy, tym bardziej, że problemy zdrowotne zaczęły nękać liderów drużyny - Żurawski miał kłopoty z łydką, a Szymkowiak borykał się z mięśniami brzucha. Od 33 minuty gospodarze prowadzili 1:0 i byli jedną nogą w drugiej rundzie Pucharu UEFA. Bramkę do szatni strzelił jednak Frankowski, który w drugiej połowie dorzucił drugie trafienie i ustalił wynik spotkania. - Nie jestem żadnym pogromcą. Po prostu wykonałem swoje zadanie - mówił zakatarzony "Franek" po meczu. Wycieczka do Holandii zakończyła się kłopotami zdrowotnymi, które wkrótce przemieniły się w prawdziwą epidemię grypy. Warto zaznaczyć, że gospodarze konczyli mecz w ośmiu - nie wytrzymały nerwy i sędzia ukarał ich w końcówce spotkania aż trzema czerwonymi kartkami.

Stan zdrowotny drużyny nieco się poprawił przed weekendem, więc z GKS-em można było wygrać wysoko i na luzie. Wydarzeniem był występ Daniela Dubickiego od pierwszej minuty na lewej stronie obrony. Dubi grał już w obronie w wyjazdowym meczu z Omonią Nikozja, oraz w meczu rezerw z Proszowianką. - No tak, ale to były decyzje ekstremalne, gdyż brakowało jednego zawodnika. Teraz będziemy mieli pełny skład i zobaczymy jak to będzie wyglądało - mówił przed meczem ze śmiechem na ustach. I o ile mecz z GKS-em humoru Danielowi nie popsuł, to w wyjazdowym meczu z Odrą okazało się, że obrońca z niego raczej przeciętny.

Przed meczem z Odrą podpisano kontrakt sponsorski z Lech Premium. Na mocy umowy zdecydowano, że z każdej sprzedanej puszki lub butelki piwa Lech 5 groszy przeznaczonych zostanie na budowę nowego centrum treningowego Wisły Kraków. Mimo, że z tego kontraktu Wisła nie wynosiła wielkich finansowych korzyści, wszyscy podkreślali, że liczy się inicjatywa i każda złotówka. - Przy sytuacji ekonomicznej kraju i braku programu inwestycji w polski sport takie inicjatywy jak są bardzo cenne - komentował wydarzenie Bogdan Basałaj.

Mecz z Odrą przerwał dobrą passę i znów wrzucił wiślackich kibiców na huśtawkę nastrojów. Fatalnej postawy w Wodzisławiu nie może tłumaczyć słabe sędziowanie w wykonaniu Mirosława Ryszki. Mecz na stadionie w Wodzisławiu był wyjątkiem w regule, obowiązującej nie tylko w piłce, mówiącej, że "nic dwa razy się nie zdarza". Rok wcześniej Wisła w Wodzisławiu także przegrała 2:3, a do przerwy gospodarze prowadzili 3:0. Identyczny przebieg miało tegoroczne spotkanie. Trener Henryk Kasperczak pytany przed meczem o to co zrobić by uniknąć powtórki odparł: - Panie, co pan tu... Przecież mecze się nie powtarzają. A jednak... - Po prostu po pierwszej połowie przegrywaliśmy 0-3 na własne życzenie, a w drugiej sędzia pokazał klasę - mówił już po spotkaniu Jacek Paszulewicz. - Nie dostosował się do wysokiej klasy Odry i Wisły. Więcej nic nie powiem, żeby ktoś nie pomówił mnie o wyciąganie pochopnych wniosków. Może tak - zabrakło mu umiejętności - dodał. Wisła nie odwoływała się do PZPN, złożyła tylko prośbę, by pan Ryszka nie sędziował meczów "Białej Gwiazdy". Według jednej z gazet już po meczu Mirosław Szymkowiak miał krzyczeć w budynku klubowym wulgarne słowa w stosunku do sędziego. Doniesienia nie zostały potwierdzone...

Wisła miała tydzień na wylizanie ran po Wodzisławiu i ocknięcia się po kacu, jaki pozostawiło to spotkanie. W następnej kolejce do Krakowa przyjechał rewelacyjny beniaminek z Łęcznej. - Albo ta liga taka słaba, albo ten Górnik taki dobry - zastanawiał się przed meczem Tomasz Frankowski. A więc polska ekstraklasa jest słabiutka, gdyż goście pod Wawelem nie zaistnieli i solidna mgła nie zbawiła ich od bagażu czterech bramek. Kibiców ucieszył powrót na boisko Arkadiusza Głowackiego i Mauro Cantoro, dla których był to debiut w tym sezonie. - Może nie zagrałem jeszcze na sto procent, ale udało się uniknąć większych błędów. Z tyłu nie było zbyt dużo roboty - oceniał po meczu "Głowa". Obaj nadzwyczaj szybko wrócili do wysokiej formy. Bardzo dobrą zmianę dał Brasilia, który w pół godziny strzelił bramkę i zaliczył asystę.

Kolejnym meczem był wyjazd do dalekiej Norwegii. Do Oslo nie pojechał Brasilia, który doznał lekkiego urazu i został w Krakowie. Valerenga, szczególnie biorąc pod uwagę rezultaty Wisły w poprzednim sezonie, była z góry skazana na porażkę. Wszyscy oczekiwali dwóch łatwych zwycięstw, powszechnie oceniano tego rywala jako słabszego niż NEC. Nadzieje w swoim stylu tonował Henryk Kasperczak. - Valerenga to ostra, walcząca ekipa - oceniał. - Wiele zależeć będzie od tego, jak rozruszają się nasze "skrzydełka". Gdy te "skrzydełka" chodzą jak należy, zawsze gra się nam łatwiej - dodał.

"Skrzydełka" nie funkcjonowały, więc trzeba było zadowolić się bezbramkowym remisem. Tragedii nie było - przynajmniej tak wtedy uważano. W Krakowie Wisła miała udowodnić swoją wyższość, którą w pewnym stopniu pokazała także w Oslo. Zabrakło tylko skuteczności... - Byliśmy lepsi, ale nieskuteczni, mieliśmy dwie poprzeczki. Sam też miałem dobrą okazję. Trzeba to będzie zmienić w rewanżu. Jestem przekonany, że wygramy i wywalczymy awans - mówił po spotkaniu Tomasz Frankowski. Kasperczak wciąż mówił swoje: - Nie wolno lekceważyć przeciwnika i w tej sprawie mam duże pretensje do mediów. Szukały one łatwizny w tym przeciwniku - że nie umie grać w piłkę, jest bardzo słaby - komentował pierwszy mecz z Valerengą. Z Valerengą, która w czasie potyczek z Wisłą walczyła w barażach o utrzymanie w pierwszej lidze...

Na krajowym podwórku powitała Wisłę Polonia, która w pierwszej połowie dała sobie strzelić cztery bramki i było po meczu. Ciekawostką była wypowiedź Pawła Brożka, który na antenie Canal+ przyznał rację sędziemu, który w spornej sytuacji nie podytkował dla Wisły rzutu karnego. Szkoda tylko, że Paweł wciąż nie mógł pochwalić się dobrą skutecznością. - Znów miałem tysiące sposobów jak minąć bramkarza - żałował po meczu.

Piotr Brożek, później brat Paweł, Tomasz Frankowski, Mariusz Jop, Grzegorz Pater, Artur Sarnat, Mirosław Szymkowiak, Paweł Strąk, Arkadiusz Głowacki - w takiej kolejności lądowali w łóżku z powodu grypy piłkarze Wisły. Szczęście w nieszcześciu, że epidemia grypy zapanowała na Reymonta właśnie w momencie przerwy w rozgrywkach. W dwa tygodnie Wisła doszła do siebie i w podstawowym składzie pokonała poznańskiego Lecha, dzięki czemu zimować będzie na fotelu lidera ekstraklasy. Nic nie wyszło z zapowiadanego pojedynku supersnajperów i byłych kolegów z boiska - Macieja Żurawskiego i Piotra Reissa. Żaden nie trafił do siatki. Pierwsze gole dla Wisły, i to od razu dwa, strzelił za to Damian Gorawski. - No myślę, że jeżeli strzela się bramkę, człowiek się otwiera psychicznie, jest pewny siebie. Przy drugiej bramce uderzyłem, no i wpadło. Nic nie kombinowałem - mówił po meczu "Gora". Mariusz Jop, po meczu miast do domu, udał się do szpitala. W 16 minucie zderzył się z wybiegającym Adamem Piekutowskim i stracił przytomność. "Piekut" pozbierał się i wrócił do gry, a "Dżopik" ze złamaną szczęką, nosem i zmasakrowaną twarzą trafił do karetki. Czeka go dwumiesięczny rozbrat z piłką. - Szkoda, że Adam nie krzyknął, że wychodzi do piłki, ale nie mam do niego pretensji - żałował dwa dni po meczu.

Wisła, czego nie było widać z zewnątrz, kończyła rundę mocno rozbita. Nie można daleko dojechać, jeśli jedzie się na dwóch "dojazdówkach". Mirosław Szymkowiak i Maciej Żurawski grali z dokuczającymi kontuzjami i myślami byli już poza boiskiem - "Szymek" na rehabilitacji, "Żuraw" na odpoczynku. Nie bez śladu w organizmach kilku innych graczy pozostała randka z grypą - stąd taka a nie inna postawa w meczu z Valerengą. Poza tym, jak zauważył jeden z naszych czytelników, zotał popełniony błąd natury psychologicznej - początek urlopów wyznaczono równo z ostatnim gwizdkiem sędziego. Piłkarze czekali więc z wytęsknieniem, mimowolnie mniej energii poświęcając wydarzeniom boiskowym.

Na pocieszenie można przytoczyć nazwy innych klubów, które podobnie jak Wisła odpadły w drugiej rundzie. A więc z rozgrywkami pożegnały się Borussia Dortmund, Lens, Schalke czy Feyenoord. Rok temu jeszcze wcześniej, bo w pierwszej rundzie opadła Parma a w drugiej wspomniane już Schalke. Mimo, że kluby większe, a budżety gigantyczne, nigdzie nie robiono tragedii. Świat się kręci, wkrótce nasz klub będzie miał sto lat. Jeden mecz nie może zachwiać tak stabilną konstrukcją.

... (mat19)

=Analiza potencjału Wisły - cz. I

Runda jesienna dawno już odeszła do przeszłości, przynosząc Wiśle zimowy odpoczynek po ligowych i pucharowych trudach. Były w niej momenty radosne i piękne, były też smutne i pełne goryczy. Nadzieje przeplatały się z upadkiem złudzeń, a wielkie aspiracje z oddechem licznych problemów, rodząc pytania, wątpliwości i tęsknotę za dalszym rozwojem.

Przerwa zimowa sprzyja podsumowaniom, wyciąganiu wniosków i układaniu planów na przyszłość. Niestety Wiślacy spędzą ją w poczuciu wielkiego zawodu, bo choć w lidze "Białej Gwieździe” wiodło się nieźle, a nawet zważywszy na letnie osłabienia składu, bardzo dobrze, nad wszystkim zaciążyło widmo kompromitacji z norweską Valenrengą. Odpadając już w II rundzie PUEFA, Wisła straciła sporo pieniędzy (mówi się nawet o 2 milionach złotych), okazję polepszenia własnej marki, szansę poprawienia klubowego rankingu w pucharach oraz osiągnięcia sportowego wyniku na miarę tego sprzed blisko roku. Wreszcie pożegnała towarzyszącą jej od zeszłego sezonu otoczkę wielkiego sukcesu. Straciliśmy też iluzję, że obecna kadra umożliwia osiągnięcie i utrzymanie poziomu niezbędnego do walki o Ligę Mistrzów, a wszystkie braki, niedociągnięcia, lub potrzeby zespołu udało się zapełnić. Wciąż jest bardzo wiele do poprawienia, a personalne wzmocnienia wydają się już nie niezbędne, a paląco konieczne. Dlatego postanowiłem zastanowić się nad obecną siłą kadry Wisły, postępami lub regresem poszczególnych piłkarzy i perspektywami danej pozycji, by spróbować odpowiedzieć na pytanie, czego możemy oczekiwać i gdzie korekty są najpilniejsze. Jaka była to runda dla poszczególnych piłkarzy i stylu gry Wisły?

Podstawowy skład:

Na początek oczywiście bramkarz – w rundzie jesiennej we wszystkich meczach bronił ADAM PIEKUTOWSKI. „Piekut” wywiązał się z obowiązków średnio – miał kilka udanych spotkań (np.: Widzew, Anderlecht w Brukseli), ale znacznie więcej takich, o których wolelibyśmy nie wspominać. Dlatego w świadomości kibiców pozostaną raczej jego wpadki niż skuteczne parady - niestety, dużo bardziej spektakularne i brzemienne w skutkach. Czyli fatalne zderzenie z Jopem podczas pojedynku z Lechem, przepuszczanie uderzeń z ostrego kąta po krótkim rogu (Legia, Groclin), które klasowy golkiper ma obowiązek wybronić, niepewne interwencje z Polonią, Odrą, wymienioną wyżej Legią... Udowodnił nimi, że niestety wciąż posiada sporo poważnych wad, nad którymi musi pracować.

Styl gry: Kurczowo niczym saper na polu minowym trzyma się rejonu bezpiecznej„piątki”, bardzo nie lubi wychodzić dalej w pole – i pamiętając o incydencie z Jopem, dobrze obrazującym zagubienie „Piekuta”, nie można się dziwić. Dlatego wielokrotnie powstaje zbyt duża odległość między nim a obrońcami, zmuszająca defensorów do cofnięcia się głębiej, co z kolei utrudnia, by nie powiedzieć uniemożliwia, ustawienie skutecznego wysokiego pressingu (bo i pomocnicy muszą się wówczas cofnąć, oddając pole i nie utrudniając rywalom wyprowadzania futbolówki) oraz grę na spalone. Bardzo słabo prezentuje się na przedpolu. Podobnie przy wychodzeniu do dośrodkowań – całą odpowiedzialność za neutralizację powyższego zagrania zrzuca zwykle na obrońców. Jeśli więc centra jest mocna i ma dużą rotację, a przeciwnicy dynamicznie nabiegają na piłkę, Wisła ma poważne problemy. Dalej trzeba wypomnieć Piekutowskiemu fatalną grę nogami – niemal każde wybicie piłki budzi u kibiców trwogę i lęk, bo futbolówka może polecieć dosłownie wszędzie, często wprost pod nogi rywali. Wprowadza tym ogromną nerwowość i brak stabilizacji na niwie defensywnej, umożliwiając oponentom wyprowadzenie natychmiastowej kontrakcji i osiągnięcie przewagi liczebnej wobec często jeszcze źle ustawionych obrońców. Ostatnią charakterystyczna dla „Piekuta” sprawą, są strzały bite w lewy róg, z ostrego kąta. Tak jak już wspomniałem zaowocowały bramkami Magiery i Sobolewskiego – więcej goli nie padło, ale niestety pewne dlatego, że dalszych prób nie było. Gdyby się pojawiły, kto wie, czy i o ile ta lista wydłużyłaby się, bo „krotki róg” należy do istotnych słabości naszego bramkarza.

Zostawiając już wady, przejdźmy do zalet – tu na pierwszy plan wysuwa się refleks i „gra na linii”. Piekutowski świetnie blokuje uderzenia z bliskiej odległości, niemal każdy strzał na wysokości głowy – o ile leci „blisko” - może zostać sparowany (!). Ma dużą siłę i dynamikę ruchów, naturalnie gdy jest w formie. Pod koniec ubiegłego sezonu imponował znakomitym wybiciem w powietrze i zwinnością. Teraz trochę tu odpuścił, ale wciąż stać go na efektowne parady. Szybko skraca kąt do napastnika, nie myli się przy strzałach z dystansu jak niegdyś Hugues czy Sarnat. Cieszy, iż nie potwierdziły się przedsezonowe obawy dotyczące jego psychiki i zdolności koncentracji.

Największe zalety: refleks, gra na linii, zaangażowanie, szybkość Do poprawy: komunikacja z obrońcami, gra na przedpolu, gra nogami, obrona uderzeń w „krotki róg”. W porównaniu z poprzednim sezonem: lekki regres. Perspektywy: Na pewno ma potencjał, aby prezentować solidny poziom, niestety, raczej nie w skali Ligi Mistrzów. Jak na bramkarza posiada bowiem zbyt wiele poważnych mankamentów, które mocno obniżają jego klasę. Klasa piłkarska: 6,5 Odstaje od potrzeb LM.

Prawa obrona – MARCIN BASZCZYŃSKI. W zgodnej opinii kibiców runda jesienna była dla „Baszcza” jedną z najsłabszych w ostatnich latach. W kilku meczach przeżywał wyraźny kryzys, zatracił gdzieś ofensywny zapał, miewał poważne wahania formy. O sile jego potencjału, albo, w zależności od punktu widzenia, słabości linii defensywnej Wisły, świadczy fakt, że mimo to pozostawał mocnym punktem zespołu.

Styl gry. Uległ zmianie, niestety na niekorzyść. Baszczyński przestał szaleć w ofensywie, coraz rzadziej zapuszczając się pod bramkę rywala, szukając „obiegu”, podążenia za akcją. Skoncentrował uwagę na bronieniu, co pozwoliło mu zachować więcej sił, ale i odbiło się na jakości prawej strony Wisły, bowiem w systemie 1-4-4-2 ataki skrajnych obrońców pełnią fundamentalną rolę. Gdy ich brakuje, tworzą się luki i szwankuje rozegranie piłki, zwłaszcza podczas ataku pozycyjnego. Gorzej niż w poprzednim sezonie radził sobie w pojedynkach 1 na 1, blokował zdecydowanie mniej dośrodkowań. Wyraźnie wolniej reaguje, o czym przekonuje krycie przy stałych fragmentach gry, kiedy momentami gubił się w asekuracji, odpuszczał rywala. Czasem pozwalał sobie na karygodne dla obrońcy lekceważenie przeciwnika i sytuacji (np.: podanie do Jopa w meczu z Legia, przy golu Svitlicy). Bardziej grał do tyłu niż do przodu. Nie poprawił techniki ani słabszej, lewej nogi. Brak wartościowego zmiennika wyraźnie nie przysłużył się jego karierze.

Z zalet wypada wymienić tradycyjną nieustępliwość, gdy już atakuje przeciwnika, zwykle idzie „do końca”. Ładnie gra wślizgiem. Umie też kryć 1 na 1, nie zapomniał, że pozostawanie blisko oponenta znacznie zwiększa szanse na udane wygarnięcie piłki. Nawet w chwili kryzysu nie mnożył głupich błędów, interweniując jeśli nie pewnie, to przynajmniej sensownie. Oczywiście były wyjątki od tej reguły, ale „Baszcz” nie zgubił wypracowanego dorobku na niwie umiejętności.

Największe zalety: solidność, przystosowanie do szybkiej gry, wydolność, siła strzału z prawej nogi Do poprawy: gra lewą nogą, postawa w ofensywie, technika, czujność W porównaniu z poprzednim sezonem: lekki regres Klasa piłkarska: 8 Perspektywy: dobre, może jeszcze wnieść wiele pozytywów w postawę Wisły, ma pojęcie o grze obronnej na wysokim poziomie. Ociera się o wymagania potrzebne do walki o LM.

Środkowy obrońca – MARIUSZ JOP. Gdyby nie ostatni mecz z Lechem, miałby pełne prawo zaliczyć rundę jesienna do udanych – grał dużo i regularnie, robiąc postępy w ustawianiu się, opanowaniu, wyprowadzaniu piłek. Do chwili powrotu Głowackiego po kontuzji „dowodził” środkiem defensywy i choć zdarzały mu się błędy, jak na posiadane umiejętności spisał się przyzwoicie.

Styl gry: Nabrał większego spokoju. Od mniej więcej połowy rundy interwencje Jopa wyglądały pewnie i konkretnie, nie było w nich wahania i przypadku. Gdy wybijał futbolówkę, faktycznie leciała w bezpieczna strefę boiska, nie 2 metry naprzód. Dlatego prawie w ogóle od meczu z Groclinem nie notował groźnych strat pod własnym polem karnym. Największy postęp zanotował wiec na kanwie wyprowadzania piłki. Niską zwrotność i brak konsekwencji w kryciu strefowym zaczął nadrabiać zaangażowaniem i czujnością. Najwięcej jednak zyskał po powrocie „Głowy” – wewnętrzna pewność Jopa całkowicie rozkwitła, ciężar dbania o ustawienie partnerów zelżał, a poczynania nabrały większej swobody. Wyraźnie potrzebuje zatem u swego boku piłkarza niezwykle zdecydowanego, taktyka dobrego w asekuracji, który podpowie kiedy wyjść bardziej do przodu, przesunąć się w bok itd. Czyli potrzebuje obok przywódcy, reżysera, bo sam nie ma predyspozycji do podobnej roli i kiedy musi kierować formacją po prostu się gubi, zajmuje złe miejsca w kryciu, nie potrafi ustawić kolegów. Grając obok „reżysera” jest odciążony, ma jakże potrzebne wsparcie i asekurację na niwie taktycznej, może skoncentrować się na konkretnym fragmencie boiska, wybranym rywalu. Dlatego bardzo dobrze, że działacze podjęli starania o Jacka Kowalczyka, który ma idealne predyspozycje do podjęcia tej roli pod nieobecność Głowackiego. Szkoda, ze niezłej gry w powietrzu nie przełożył na zdobywane bramki.

Największe zalety: gra głową, wyprowadzanie piłki, spokój Do poprawy: technika, zwrotność, szybkość, koncentracja, krycie strefowe W porównaniu z poprzednim sezonem: postęp Perspektywy: Ma wszelkie dane, by stać się wybijającym obrońcą ligi, niestety, jeśli znacząco nie poprawi wad (zwłaszcza zwrotności, szybkości i krycia), nie osiągnie poziomu LM. Czy się uda? O ile nad kryciem można pracować, zwrotność i szybkość wydają się przeszkodą niezwykle trudną do skorygowania, bo wynikającą z naturalnych parametrów Jopa... Klasa piłkarska: 7 Odstaje od wymogów LM

Środkowy obrońca – ARKADIUSZ GŁOWACKI. Na długo zapamięta Bensona Aniha, testowanego latem przez Wisłę, który „załatwił” mu dłuższy rozbrat z piłką, przekreślając jednocześnie plany Kasperczaka dotyczące defensywy. Przerwa trwała niemal do samego końca rundy jesiennej, sprawiając, ze Głowacki nie zdołał pomóc drużynie w najważniejszych meczach poza spotkaniami z Valenrengą i osiągnąć optymalnej formy. Dobrze, że w tym paśmie nieszczęść pojawiło się też pozytywne światełko - podpisał nowy, pięcioletni kontrakt.

Styl gry: Cień kontuzji odebrał mu dobre czucie piłki i rytmu gry, dlatego gorzej niż kiedyś walczył 1 na 1 i ustawiał się na linii potencjalnych podań rywali, niemniej nie zeszedł ani razu poniżej solidnego poziomu. O braku wyczucia rytmu (oby nie tworzącego się podświadomie lęku) świadczą też wślizgi- dawniej sztandarowy atut, teraz nie posłużył się nimi ani razu podczas spotkań o stawkę (!). Częściej za to wychodził do przodu, próbował organizować akcje zaczepne. Technicznie tradycyjnie poprawny, imponujący zwrotnością i konsekwencją. Samą swą obecnością wprowadzał wiele spokoju i pewności w poczynania kolegów. Niekwestionowany lider obrony, o wspaniałych cechach charakterologicznych – skromny, powściągliwy, rozsądny. Wie jak się zachować na boisku i w mediach.

Największe zalety: przystosowanie do realiów szybkiej gry, walka 1 na 1 z napastnikami, solidność, adaptacja taktyczna, zwrotność Do poprawy: ofensywa, długie podania, siła fizyczna W porównaniu z poprzednim sezonem: długo leczył poważną kontuzję Perspektywy: Znakomite, Głowackiego mimo ogromnych umiejętności wciąż stać na rozwój, poprawę jakości gry. Podpisanie nowego kontraktu i cechy charakterologiczne czynią go kamieniem węgielnym Wisły na wiele sezonów, filarem i wzorem dla reszty drużyny. Gdyby więcej piłkarzy było tak rozsądnych, nasza liga wyglądałaby zupełnie inaczej. Klasa piłkarska: 9,5 W pełni spełnia wymagania LM

Środkowy obrońca – JACEK PASZULEWICZ. Zdecydowanie najsilniejszy fizycznie piłkarz Wisły, a może nawet całej polskiej ligi. Za sprawą problemów kadrowych w obronie często gościł w pierwszym składzie i z pewnością nie zawiódł. Najlepszy obrońca w meczu z Anderlechtem i GKS Katowice przy Reymonta, oraz Nijmegen w Holandii. Zawsze ambitny, zaangażowany, twardy jak skała.

Styl gry: „Paszul” bazuje na ustawianiu się, bo posiada marną szybkość i zwrotność. Ale w przeciwieństwie do Jopa wychodzi mu to znacznie lepiej, ma bowiem zdecydowanie doskonalszą orientację taktyczną,, czuje linię piłki i krycie strefowe. Świetnie gra głową, przy czym nie sposób go zepchnąć z linii lecącej piłki. To ważna cecha, prawie zupełnie niewykorzystywana w ataku, np.: przy stałych fragmentach gry. Niestety, w walce 1 na 1 jest łatwy do minięcia dla zwrotniejszego przeciwnika, o dobrym przyspieszeniu. Rusza się zbyt siermiężnie, dlatego sprytnym oponentom nie sprawia też problemu wymuszenie faulu. Kiepsko wyprowadza piłki, dużo jego prostopadłych podań do cofających się pomocników pada łupem rywali. Mimo powyższych wad jest cennym piłkarzem, bardzo potrzebnym i pożytecznym dla zespołu. Wnosi bowiem Kasperczakowi sporo potencjalnych możliwości na niwie taktycznej, umożliwiając przykładowo podjęcie walki kontaktowej z prezentującymi „twardy” styl rywalami, stwarzając duże zagrożenie podczas centr, „zbierając” górne piłki... „Paszul” ma naturę typowego wojownika, jest zadziorny w grze, nigdy nie cofa nogi, zawsze walczy na całego. To dobry przykład dla reszty.

Największe zalety: siła fizyczna, gra głową, destrukcja, zaangażowanie, poświęcenie Do poprawy: podania, szybkość, zwrotność, zwinność, technika W porównaniu z poprzednim sezonem: znaczący postęp Perspektywy: Pozytywne, Każda drużyna potrzebuje mieć w kadrze podobnego zawodnika, bo o jakości gry nie decydują tylko strzelcy, rozgrywający, technicy, gracze dynamiczni, zwrotni i kreatywni, ale też bazujący na sile „mocarze”. Jacek to zapewnia, dlatego choć może zabrzmi to trochę śmiesznie, bez „Paszula” Wiśle byłoby dużo dalej do zespołu kompletnego :). Klasa piłkarska: 6,5 Odstaje od wymogów LM

Środkowy obrońca – ŁUKASZ NAWOTCZYŃSKI.. Wydawało się, ze runda jesienna będzie dlań przełomem – w lipcu, po kontuzji Głowackiego dostał ogromny kredyt zaufania ze strony trenera Kasperczaka, który powierzył „Białemu” odpowiedzialną rolę stopera w pierwszym składzie. Grał dużo, nie tylko w przedsezonowych sparingach, ale i w meczach o stawkę, Niestety, nie wykorzystał szansy – po blisko 3 miesiącach i braku widocznych postępów, zniecierpliwiony coach zrezygnował z forowania byłego piłkarza „złotej” reprezentacji Globisza. Przykre, że Nawotczyński nie dał mu żadnego wyboru, mnożąc te same błędy i nie wyciągając z nich wniosków.

Styl gry: Bardzo pasywny. Niewiele się ruszał, próbując powstrzymać rywali ustawianiem i dołożeniem nogi przy próbie minięcia, jak niegdyś grał słynny Ronald Koeman. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby w parze z chęciami i ambitnymi wzorami szły niebagatelne umiejętności i doświadczenie, pozwalające „wyczuć” przeciwnika, przewidzieć jego ruchy. Niestety, „Biały” musi dopiero na nie pracować, dlatego efekty wyglądały mizernie. Nie stanowił trudnej zapory w pojedynkach 1 na 1, gubił się też w kryciu strefowym. Źle reagował przy zastawianiu pułapek ofsaidowych (np.: mecz z Legią, z Omonią na Cyprze), miał niedopuszczalne dla obrońcy problemy z obliczeniem lotu piłki – często dostawał wrzutkę „za kołnierz”, mimo iż przed długi czas śledził lot opadającej futbolówki i miał wszelkie możliwości zajęcia właściwej pozycji (np.: Anderlecht w Brukseli, Legia). Słabo też przecinał dośrodkowania, asekurował, wyprowadzał piłkę. Od dawna były też zastrzeżenia odnośnie pracy na treningach, warto pamiętać, że we wspominanej reprezentacji Globisza uchodził za lidera w lekceważącym traktowaniu obowiązków i wysiłku. Trudno dziś dociekać, czy grzech wygodnictwa dotyczy go nadal w równym stopniu, miejmy nadzieję, że nie, choć brak postępów i powrót do Wisły II zdaje się potwierdzać smutne przypuszczenia.

Największe zalety: gra głową, obunożność, harmonia ruchów Do poprawy: technika, wyprowadzanie piłki, ruchliwość, zaangażowanie, krycie, ustawianie się, szybkość, zwrotność. W porównaniu z poprzednim sezonem: stagnacja i powrót do zdrowia Perspektywy: Mgliste. Od lat mówi się, że ma wielki talent, ale równie długo nie potrafi go potwierdzić, popłynąć z nurtem postępów. Ile można jeszcze czekać? Nie może mieć wiecznej taryfy ulgowej, wynikającej z etykietki obiecującego gracza. Klasa piłkarska: 3,5 Bardzo odstaje od potrzeb LM

Lewa obrona – MACIEJ STOLARCZYK. „Wiedźmin” grał w rundzie jesiennej ze zmiennym szczęściem, raz lepiej, raz gorzej. Świetne partie (Polonia, Lech, Groclin) przeplatał słabymi, w których często dostawał niepotrzebne i bezmyślne czerwone kartki (Nikozja, Widzew, a także Nijmehen, Legia).

Styl gry: Jest piłkarzem o dwóch obliczach – niezwykle przydatnym i groźnym w ofensywie oraz pasywnym w obronie. Z uwagi na zajmowaną pozycję lepiej byłoby, aby proporcje wyglądały odwrotnie – lepsza obrona, gorsza ofensywa. Broniąc często oddaje bowiem za darmo pole, cofa się przed rywalem, pozwalając mu operować piłką. Zajmuje pozycje zbyt blisko centrum pola karnego, odsłania lewą flankę. Nie potwierdził, że umie świetnie grać 1 na 1, czym wzbudził uznanie przed rokiem w pojedynkach z Asamoahem. Umie za to dobrze blokować strzały, wie kiedy się rzucić rywalowi pod nogi, nie daje się nabierać na markowane uderzenia. Bardzo dobrze gra głową, co znalazło odbicie w liczbie zdobytych goli – po rundzie jesiennej jest najskuteczniejszym obrońcą ligi. Nie odstaje technicznie od reszty zespołu, ma niezłą wydolność i motorykę. Umie grać bark w bark, „przepychać się” przez rywali. Wreszcie potrafi groźnie dośrodkować, mocno i z rotacją (np.: asysta przy golu Pawła Brożka w Warszawie z Polonią), Pożyteczny dla zespołu, pasuje do ofensywnej taktyki Kasperczaka i systemu 1-4-4-2. Koniecznie jednak powinien poprawić postawę stricte obronną. Jeden z większych „wojowników” drużyny.

Największe atuty: gra głową, walka bark w bark, blokowanie strzałów, wyjścia ofensywne Do poprawy: ustawianie się, agresywność w odbiorze, krycie, prawa noga, szybkość W porównaniu z poprzednim sezonem: bez większych zmian Perspektywy: Mimo dość zaawansowanego piłkarsko wieku, na pewno stać go jeszcze na grę w dobrym stylu i wysokim poziomie przez przynajmniej 2-3 sezony. Dlatego kontrakt, który kończy z Wisłą w czerwcu, powinien zostać przedłużony, bo jest pożytecznym elementem drużyny. Klasa piłkarska: 7,5 Ociera się o potrzeby LM

Prawy pomocnik – DAMIAN GORAWSKI. Okazał się zdecydowanie najwartościowszym zawodnikiem sprowadzonym latem do Wisły, choć w żadnym ze spotkań nie zagrał rewelacyjnie. Dość długo i nerwowo „wchodził” do drużyny, słabo rozumiejąc się z partnerami i łapiąc mnóstwo bezmyślnych kartek. Potem z każdym meczem było coraz lepiej, za wyjątkiem pojedynku w Warszawie z Polonią. Optimum formy osiągnął dopiero w ostatnim meczu rundy jesiennej ekstraklasy, kiedy Wisła podejmowała Lecha.

Styl gry: Największe uznanie wzbudza u „Gory” dynamika – ma duży ciąg na bramkę, siłę ruchów, świetny balans ciałem. Do tego musimy dodać przyzwoitą technikę, szybkość, właściwą grę bark w bark. A więc dysponuje mocą i warunkami potrzebnymi do udanego prowadzenia piłki w pełnym biegu, przyspieszenia, dryblingów, walki 1 na 1. Przyzwoicie pożytkuje tę moc na boisku, zwłaszcza w grze kontaktowej, biorąc rywala na plecy, albo charakterystycznie „zawijając” piłkę wewnętrzną częścią prawej stopy przy próbie dryblingu, z miękkim zwodem, płynnym jak piruet baletnicy. Generalnie zdaje się mieć dużą „paletę” zagrań – możemy zaobserwować, że równie często „popycha” sobie piłkę zewnętrzną częścią stopy co wewnętrzna, podbiciem, a nawet potrafi „walnąć ze szpica”. Umie dobrze ustawić nogę. Paletę zagrań zwiększa też obunożność Gorawskiego, - po prostu „czuje” futbolówkę, ma naturalny talent do dryblowania, choć nie potrafi jeszcze strzelać tak czysto jak Żurawski. Tu ma zdecydowanie gorszą technikę uderzenia. Posiada też wady – a więc przede wszystkim przegląd pola, który nie pozwala mu wydajnie podawać, dostrzegać partnerów w optymalnym momencie do zagrania, a także rozwiązań, co zrobić z futbolówką po minięciu oponenta. Niestety, wtedy na pięć zagrań cztery zepsuje, podejmując złą decyzje, najczęściej po prostu wikłając się w kolejne bezsensowne zwody. Czyli nie umie właściwie spożytkować swych atutów i rozegrać akcji kombinacyjnej. Słabo wypada też w defensywie, gdzie źle wspiera Baszczyńskiego, mało wydajnie. Ma problemy z odcięciem rywala od podań, poprawnym ustawieniem się w kryciu, schodzi za bardzo do środka tworząc luki, które silny zespół z łatwością wykorzysta jako niezwykle hojny prezent. Nawet gdy wraca głęboko, nie potrafi zaasekurować kolegów, raczej bezmyślnie się pląta miast pomagać. A więc kolejna sprawa do poprawy. Wreszcie jest nieskuteczny i słabo gra głową. Na pewno jednak dysponuje dużym talentem i wielkimi możliwościami, który mogą pięknie rozkwitnąć, o ile byleby pracował, pracował i jeszcze raz pracował :). Nic nie przyjdzie samo.

Największe zalety: dynamika, gra ciałem, technika, naturalne czucie piłki Do poprawy: dośrodkowania, przegląd pola, gra defensywna, gra głową, podania W porównaniu z poprzednim sezonem: wyraźny postęp Klasa piłkarska: 7 Perspektywy: bardzo dobre, piłkarz rozwojowy, czyniący stałe postępy. Na razie odstaje od potrzeb LM.

Prawy pomocnik – GRZEGORZ PATER. „Grzela” po buncie Uche stanął przed niezwykle trudnym wyzwaniem zapełnienia niespodziewanej wyrwy na boku pomocy. Niestety, zawiódł (zwłaszcza w Brukseli), nie potrafiąc podołać zadaniu. Zagubił gdzieś dawną, pamiętną dyspozycję z sezonu 2001/2002, uwieńczoną wbiciem dwóch bramek słynnej Barcelonie - jedynie podczas spotkań z Groclinem i Widzewem prezentował się przyzwoicie. Dlatego trener Kasperczak błyskawicznie musiał przekwalifikowywać sprowadzanego jako napastnika Gorawskiego do obowiązków prawego pomocnika. Szkoda słabej postawy Patera, bo jest jedynym wychowankiem naszego klubu w obecnej kadrze pierwszego zespołu. Jednak sentymenty nie mogą stanowić taryfy ulgowej w ocenie jego obecnej przydatności.

Styl gry: Mimo dużego doświadczenia nadal ma denerwujący nawyk zbyt długiego holowania piłki przed polem karnym przeciwnika, mimo iż czasem aż prosi się o krótkie podanie do kolegi. Zbyt często zbiega również do środka, czyli w największy tłok, pozostawiając niewykorzystane wolne przestrzenie boiska na skrzydle. Kiepsko operuje lewą nogą i walczy w odbiorze, nieco lepiej wywiązuje się obowiązków w elemencie asekuracji. Dobrze centruje dołem, nieco gorzej górą, generalnie jednak nie potrafi już wydajnie gubić krycia, uciekać obrońcom, „prowokować” zagrożenia na flance. Miewa coraz więcej momentów przestoju, nie radzi sobie z agresywnym pressingiem. Na szczęście nie zatracił całkowicie zdolności sprytnego wymuszenia faulu, poprzez zostawienie nogi, lub ustawienie się na drodze interwencji rozpędzonego rywala. Nadal jest zdolny do ładnego „zamykania” akcji, strzela groźnie. Jak na pomocnika umie świetnie zachować się w „16”. Dysponuje dynamicznym, choć czytelnym zwodem. Jest zwinny, zwrotny, poprawny w grze głową. To jednak zdecydowanie za mało na walkę na europejskim podwórku.

Największe zalety: krótkie prowadzenie piłki, strzał głową i z prawej nogi, zwinność, doświadczenie Do poprawy: destrukcja i odbiór, lewa noga, zbyt duża schematyczność, gubienie krycia, walka kontaktowa, szybkość rozegrania, W porównaniu z poprzednim sezonem: duży regres Perspektywy: Złe. Pater to już schodząca gwiazda, która zdecydowanie najlepszy okres ma za sobą. Zatraca wiele ze swych dawnych atutów, jak dynamika, szybkość, kondycja, spryt, polot. Dlatego nie możemy oczekiwać, ze nawiąże do czasów największej świetności, bo powoli, choć wyraźnie zmieniają się jego piłkarskie parametry. Klasa piłkarska: 6 Odstaje od potrzeb LM

Środkowy pomocnik/rozgrywający - MIROSŁAW SZYMKOWIAK. Rozpoczął sezon po raz pierwszy od lat bez kontuzji, w spokoju przepracowując cały okres przygotowawczy. I efekty od razu znalazły odbicie w postawie na boisku podczas rundy jesiennej, gdzie „Szymek” był jednym z najlepszych i najpewniejszych punktów zespołu, mimo okresowych wahań formy. Jego świetne, prostopadłe podania wiele razy wprowadzały istny popłoch wśród rywali, dając napastnikom sporo bramkowych szans. Od pierwszego do ostatniego meczu rundy, pozostawał niekwestionowanym liderem drugiej linii „Białej Gwiazdy”.

Styl gry: Szymkowiak jest piłkarzem wszechstronnym, umiejącym zaistnieć zarówno w ofensywie jak i defensywie. Ma kapitalny przegląd pola, który zamienia na tyleż sprytne, co zabójcze dla rywali podania – górą, dołem, prostopadle, krzyżowo. Bez różnicy, bez wahania, bez chaosu. Potrafi też strzelić z dystansu, perfekcyjnie wykonać rzut wolny. W obecnym sezonie poprawił obracanie się z piłką, umie od razu przyjmować futbolówkę ze zwodem i przyspieszeniem. Dlatego rzadko kiedy zwalnia akcję, zaczyna też radzić sobie z ostrym pressingiem, choć ów nadal stanowi dobrą broń na naszego najlepszego pomocnika. Z kolei w defensywie dobrze się ustawia, nie przegrywa pojedynków 1 na 1. Właściwie spowalnia poczynania przeciwników, mimo, że czasem brakuje mu agresji. Znacznie słabiej wypada pod względem gry głową, dryblowania na pełnej szybkości, walki bark w bark. Kiepsko wygląda też pod względem odporności psychicznej, gdy gra nie układa się pomyślnie, zamiast koncentrować uwagę na poprawie, biega za sędziami, próbując w irytujący sposób wykłócać się o ich przychylność, komentować decyzje. Warto więc zacytować Mirkowi pewną myśl Spinozy: "Nie złość się, nie narzekaj, ale rób użytek z rozumu". Słowa te, tylko w odniesieniu do niebagatelnych umiejętności a nie rozumu, powinny wyznaczać postępowanie Szymkowiaka w chwilach próby. Bo bieganie za sędziami nie poprawia sytuacji drużyny, a daje po meczu jedynie pole do popisu nieprzychylnej Wiśle prasie.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej cesze „Szymka” – wielkiej życzliwości i szacunku dla kibiców, oraz historii polskich klubów. To autentyczny piłkarz „z powołania”, którego cieszy wykonywany zawód i który nie zapomina o propagowaniu piłki wśród młodzieży, a nawet dzieciaków. Zawsze ma dla nich czas i serce, świadcząc o pięknie futbolu również poza boiskiem. Dlatego jest to wielki zawodnik nie tylko umiejętnościami ale i duchem.

Największe zalety: przegląd pola, inteligencja w grze, dokładność i niekonwencjonalność podań, strzał z dystansu, technika, walka 1 na 1 w defensywie Do poprawy: gra głową, kondycja, agresja w grze, krycie strefowe W porównaniu z poprzednim sezonem: postęp Perspektywy: Dobre, jest zawodnikiem niezwykle cennym dla zespołu, od którego wiele zależy. Może wspierać drużynę na niemal wszystkich płaszczyznach – od typowo piłkarskich, aż po psychologiczne. Bardzo pasuje do taktyki preferowanej przez Kasperczaka. Jego odejście byłoby ogromną stratą. Klasa piłkarska: 9,5 Spełnia potrzeby LM.

Środkowy pomocnik – MAURO CANTORO. Drugi z letnich „pechowców”, który za sprawą przykrej kontuzji stracił niemal całą rundę jesienną. Do składu pierwszego zespołu wrócił dopiero na mecz z Górnikiem Łeczna. Mimo przerwy, od razu okazał się ogromnym wzmocnieniem drugiej linii. Wyraźnie na dobre zaaklimatyzował się już w Wiśle, podczas meczy mistrzowskich ani razu nie dał powodów do narzekań na swą pracowitość, co jak pamiętamy przed rokiem stanowiło jeden z głównych powodów odsunięcia Argentyńczyka od zespołu.

Styl gry: Kasperczak wycofał go do roli defensywnego pomocnika - ustawionego najgłębiej z graczy drugiej linii - w której wypadł nad wyraz poprawnie. Dostosowując się do oczekiwań trenera bardzo poprawił odbiór i asekurację, walkę 1 na 1 w defensywie. Właściwie ubezpieczał kolegów, pożytkując świetne wyszkolenie techniczne na umiejętne przytrzymywanie piłki i zawiązywanie ataków, choć czasem zdecydowanie przesadzał z blokowaniem futbolówki, za mocno spowalniając tempo gry. Można mu tu wytknąć, ze mimo wyróżniającej się techniki, prawie w ogóle nie gra na jeden kontakt. Słabo radził sobie w powietrznej walce, niestety, jak na defensywnego pomocnika dysponuje zbyt ubogimi warunkami fizycznymi, o co oczywiście nie można mieć do Cantoro pretensji, ale co musimy zauważyć. Innym, znacznie poważniejszym mankamentem „El Toro” jest odpuszczanie rywala, gdy ów go już minie – nie wraca wówczas za oponentem, nie próbuje przeszkadzać i naciskać, zostawiając wszystko kolegom. To niebezpieczna sprawa, bo „wykłada” krycie Wisły, dając przeciwnikom czas na bezkarne zdobycie terenu, osiągnięcie przewagi liczebnej, rozegranie, i zmusza obrońców do opuszczenia zajmowanych pozycji (ponieważ do prowadzącego piłkę zawodnika automatycznie musi ktoś wyjść, aby np.: nie uderzył swobodnie z dystansu). Wracając jednak do zalet Cantoro, możemy napisać jeszcze o solidnym strzale z dystansu, spokoju, który wprowadza w poczynania drugiej linii, małej ilości strat, czy wreszcie niezłym przeglądzie pola. Ale mnie najbardziej cieszy poprawa na niwie zaangażowania i ofiarnej pracowitości dla potrzeb zespołu.

Największe zalety: technika, spokój i opanowanie, odbiór Do poprawy: gra głową, szybkość, zbyt długie przetrzymywanie piłki, gra na 1 kontakt, krycie i atakowanie przeciwnika W porównaniu z poprzednim sezonem: znaczący postęp Perspektywy: Dobre. Argentyńczyk zaskakuje dopasowaniem do potrzeb zespołu, nadal się uczy, rozwija. Jego wyszkolenie może więc jeszcze długo służyć Wiśle na bardzo solidnym poziomie. Klasa piłkarska: 8,5 Jako defensywny pomocnik ociera się o potrzeby LM.

Defensywny pomocnik - PAWEŁ STRĄK. Przez wiele kolejek zajmował pewne miejsce w podstawowym składzie, posiadając ogromny kredyt zaufania Kasperczaka. Niektórzy kibice z tego powodu mieli nawet pretensje do naszego trenera, że nadmiernie foruje wysokiego zawodnika, który grał nawet wówczas, gdy seryjnie mnożył błędy. Prezentował bowiem duże wahania dyspozycji, na które z pewnością negatywny wpływ miała osobista tragedia – śmierć ojca. Widać, że Paweł bardzo ja przeżył, został wytrącony z równowagi. Na boisku zatracił pewność siebie i spokój, reagował chaotycznie, często się dekoncentrował. Nic więc dziwnego, że po katastrofalnym meczu z Odrą i niewiele lepszym wyjazdowym z Valenrengą, Kasperczak na dłużej otulił Strąka ciepłem ławki rezerwowych.

Styl gry: Opiera się na walce ciałem. Strąk dąży do zaatakowania rywala swoja masą, bark w bark, by gdy ów się zachwieje, lub zdekoncentruje skupiając na utrzymaniu równowagi, odebrać piłkę. Metoda dość prosta, ale skuteczna, nawet wobec tuzów typu Chiesy, pod warunkiem, że rywal jest słabszy fizycznie i w chwili ataku naszego pomocnika nie biegnie, lecz stoi w miejscu, lub dopiero próbuje nabrać prędkości. Rozpędzonego przeciwnika Strąk bowiem nie potrafi zatrzymać, chyba że faulem. „Strąg” umie ustawiać się w asekuracji, za linia piłki, choć czasem zbyt wolno, dlatego nie zawsze ta umiejętność znajduje pozytywne przełożenie na murawie. Wspominałem o faulach – nauczył się stosować faul taktyczny, podczas rundy jesiennej parokrotnie z dużym wyczuciem przerwał akcję oponentów jeszcze na ich połowie, kiedy sytuacja faktycznie zalecała podobny krok. Najbardziej charakterystyczne dla niego są jednak wady - a wiec indolencja ofensywna i fatalne zwalnianie rozegrania, tempa akcji. Nie umie grać z pierwszej piłki, strasznie wolno podejmuje decyzje, operuje futbolówką. Minimum 2-3 sekundy – tyle zwykle trwa, nim odda piłkę jakiemuś partnerowi. W efekcie stwarza rywalom doskonałą okazję na doskok i odbiór – zawsze zalicza wiele strat, często w bardzo niebezpiecznej sytuacji i odległości od bramki Piekutowskiego. To karygodna sprawa, dyskwalifikująca go jako gracza na miarę Ligi Mistrzów. Jest nieprzydatny podczas ataku pozycyjnego i gry kombinacyjnej. Jedynym pozytywnym akcentem w ofensywie są potężne uderzenia z prawej nogi, niestety bite zwykle „na siłę”, a nie „na precyzję”- toteż najczęściej nie stanowią wielkiego zagrożenia. Zważywszy na wysoki wzrost, przeciętnie gra głową. Mimo to stanowi materiał na ciekawego i solidnego piłkarza - jeśli tylko poprawi ofensywę, nabierze doświadczenia, lepszej koncentracji i przeglądu pola. Mam nadzieję, że tak będzie

Największe zalety: destrukcja, odbiór, ustawianie się

Do poprawy: tempo operowania piłką, szybkość, podania, ofensywa, gra głową, czas podejmowania decyzji,

W porównaniu z poprzednim sezonem: wyraźny regres

Perspektywy: Wciąż dobre, choć zagrożone. Ma potencjał na pożytecznego i solidnego defensywnego pomocnika, ale koniecznie musi wyeliminować swe największe wady, inaczej z czasem go zniszczą, przypisując na stałe jedynie do ubogiego poziomu naszej ligi.

Klasa piłkarska: 6

Odstaje od potrzeb LM

Defensywny pomocnik – LANTAME OUADJA. Wielokrotny reprezentant i kapitan reprezentacji Togo trafi do Wisły za sprawą afrykańskich kontaktów trenera Kasperczaka, który przekonał się do jego umiejętności jeszcze podczas pracy w Tunezji. Zadebiutował bardzo szybko, już w pierwszym meczu ekstraklasy z Polkowicami, potem jednak grywał dość sporadycznie. Nie wyróżnił się niczym szczególnym, jednak musimy pamiętać, że piłkarze z „Czarnego lądu” potrzebują minimum pół roku na aklimatyzację w polskich warunkach i rozpoczęcie gry na optymalnym dla siebie poziomie.

Styl gry: Koncentruje się niemal wyłącznie na destrukcji, ze szczególnym uwzględnieniem asekuracji i odbioru. Mimo 185 cm wzrostu jest bardzo zwinny, rusza się płynnie, żwawo, jak każdy Murzyn ma bardzo dobrą motorykę. Potrafi walczyć w powietrzu, dysponuje niezłym wyskokiem. Mocną stroną Ouadji pozostają też wślizgi – umie nimi wygarniać piłki, nigdy nie cofa nogi, nie boi się ostrych starć na pograniczu kontuzji. Trudny do minięcia w pojedynku 1 na 1. Szybciej od Strąka operuje piłką i podejmuje decyzje. Niestety, w ofensywie jest jeszcze mniej przydatny, beznamiętnie rozgrywa, nie szuka rozwiązań. W przeciągu całej rundy nie zaprezentował ani jednego naprawdę ciekawego i sprytnego podania. Strzałowo ma rozrzut równie imponujący jak budzący uśmiech politowania. Technicznie na razie prezentuje się przeciętnie, nie ma dobrego czucia piłki, aczkolwiek może to być uwarunkowane prawie roczna przerwą w grze przed przyjściem do Krakowa. Na pocieszenie możemy powiedzieć, że podobne wyczucie futbolówki charakteryzowało również Uche w pierwszych miesiącach pobytu przy Reymonta...

Największe zalety: destrukcja, odbiór, wślizgi, gra głową, brak strachu przed kontuzjami :)

Do poprawy: cała ofensywa, strzał, podania, rozgrywanie, podążanie za akcją, dynamika

W porównaniu z poprzednim sezonem: pojawił się w Krakowie

Perspektywy: Na razie trudno wyrokować. Trzeba być ostrożnym w sądach.

Odpowiedź powinny dać wiosenne miesiące, kiedy czynnik aklimatyzacji zacznie powoli ustępować - jeśli Ouadja podąży drogą postępów, może okazać się cennym wzmocnieniem, jeśli nie, pozostanie jedynie transferową pomyłką. Pamiętajmy jednak, że Kasperczak bardzo mocno w niego wierzy. Klasa piłkarska: 5

Ma razie zdecydowanie odstaje od potrzeb LM

Lewa pomoc – BRASILIA. Zawodnik, który latem powrócił do Wisły po trzyletniej przerwie i niestety, zdaniem wielu został największym rozczarowaniem przedsezonowych zmian personalnych. Nie tylko nie zdołał choćby w małym stopniu zapełnić luki po Kamilu Kosowskim, ale też drastycznie obniżył jakość i siłę lewej pomocy, czyniąc ją jednym z najsłabszych punktów Wisły. W całej rundzie rozegrał tylko 1 naprawdę przyzwoity mecz – na sam koniec, z Lechem.

Styl gry: Brasilia bazuje na szybkości i zagraniach lewą nogą. Potrafi krótko prowadzić nią piłkę, a także mocno strzelić. I to właściwie tyle, jeśli chodzi o zalety. Nie dysponuje bowiem groźnym dryblingiem, nie umie gubić krycia w starciach z czujnie grającymi obrońcami, boi się walki kontaktowej, od której trwożnie ucieka niczym wierzchowiec przed watahą wilków, nie potrafi bronić, biegając jedynie wokół oponenta. Nie chcę się zanadto znęcać nad skądnikąd sympatycznym Brazylijczykiem, ale wypada też wspomnieć o koszmarnej grze głową, dużym schematyźmie w akcjach (zawsze dąży do przełożenia piłki na lewą nogę), słabiutkiej prawej kończynie, czy wyłącznie 2 zwodach, którymi dysponuje – oba oczywiście z lewej nogi (zagranie w bok lub do przodu). Potrafi dośrodkować tylko ze stojącej piłki, nigdy w pełnym biegu (próbował to zrobić w meczu z Polkowicami, kiedy koszmarnie zepsuł kontrę podczas której w „szesnastkę” Górnika wbiegało trzech zupełnie nie krytych Wiślaków – może więc lepiej, że już nigdy więcej nie ryzykował?). Na pewno nie przystaje do ambitnych aspiracji „Białej Gwiazdy”.

Największe zalety: szybkość, siła strzału z lewej nogi


Do poprawy: dośrodkowania, cała gra obronna, gra w powietrzu, walka kontaktowa, dryblingi i zwody, schematyczność, prawa noga, rozumienie pozycji lewego pomocnika

W porównaniu z poprzednim sezonem: wrócił do Wisły.

Perspektywy: Złe. Mimo dużej ilości czasu jaką spędził na boisku, szalenie rzadko wnosił coś pozytywnego w postawę zespołu, ani razu nie pokazał możliwości wykraczających poza ligową normę. Nie wydaje się, aby w roli lewego pomocnika kiedykolwiek mógł zagrać lepiej. Klasa piłkarska: 4,5

Bardzo odstaje od potrzeb LM.

Lewa pomoc to także PIOTR BROŻEK. Jesienią dostał wreszcie upragnioną szansę dłuższego zaistnienia w podstawowym składzie Wisły, szansę, której raczej nie wykorzystał. Poza bardzo dobrym meczem z Groclinem, nie grał na miarę potrzeb „Białej Gwiazdy”. Ale o ile w lidze wypadał jeszcze w miarę przyzwoicie, o tyle w europejskich pucharach już sobie zupełnie nie radził. Najsłabszy mecz w całej rundzie stał się udziałem Brożka właśnie w Nijmegen, sporo pretensji można też mieć o pojedynki z Valenrengą.

Styl gry: Cechuje go jedna charakterystyczna wada zupełnie nie pasująca do pozycji lewego pomocnika – Piotr kompletnie nie umie dośrodkowywać górą, z bocznych sektorów boiska. Słabo gra też kombinacyjnie, na 1 kontakt, toteż często gdy do akcji „podłączał się” lewy obrońca (Stolarczyk), dwójkowe rozegranie na małej przestrzeni całkowicie zawodziło. Potrafił gubić krycie, ale tylko wówczas, gdy miał miejsce na nabranie prędkości – bowiem w pełnym biegu dobrze panuje nad piłką i umie szybkim ruchem nogą zmienić jej kierunek, wyprowadzić podanie (vide pamiętna akcja z Groclinem przy golu na 2-2) To ważna i bardzo pozytywna cecha, ale nie zastąpi indolencji w dośrodkowaniach ze skrajnych sektorów boiska. Nie zawsze też Brożek będzie mieć okazję do naprania szybkości. Strzałowo prezentuje się przeciętnie, choć potrafi uderzyć, o czym przekonuje na przykład gol z Odrą. Umie też przytomnie zagrać lub strzelić głową (gol z Legią). Na pierwszoligowym poziomie nie zdradził się opanowaniem arkanów chytrego rozgrywania, „rzucania” prostopadłych piłek, nie potrafi wziąć na siebie ciężaru gry. Na pewno ma duże możliwości, ale jakoś nie jest w stanie przełożyć ich na jakość boiskowej postawy i dynamikę rozwoju. Z czasem może to ulec zmianie, dlatego myślę, że Wisła absolutnie nie powinna rezygnować z Brożka – aczkolwiek wypada rozważyć przeniesienie go na inną pozycję, bardziej odpowiadającą piłkarskim parametrom (np.: ofensywny pomocnik) lub wypożyczenie do innego klubu.

Największe zalety: panowanie nad piłką w pełnym biegu, szybkość, nieobliczalność

Do poprawy: defensywa, odbiór, prawa noga, dośrodkowania, gra kombinacyjna

W porównaniu z poprzednim sezonem: postęp

Perspektywy: Dobre. Wyraźnie zaczął nad sobą pracować, niemniej wciąż dzieli go bardzo wiele od etykietki solidnego i „ciągnącego” grę pomocnika. Dlatego na razie nie może jeszcze uchodzić za zawodnika adekwatnego do planów Wisły. Jeśli pozostanie na ścieżce rozwoju, z biegiem czasu ma jednak szansę osiągnąć ów, na razie odległy, poziom wyszkolenia.

Klasa piłkarska: 5

Bardzo odstaje od potrzeb LM.

Pora na atak – tu zacznę od MACIEJA ŻURAWSKIEGO. Słynny Antoine de Saint-Exupery głosił kiedyś: „W życiu nie ma rozwiązań. Jest tylko działanie sił. Te siły trzeba umieć stworzyć, a rozwiązanie przyjdzie samo”. Żurawski to potrafi, mocą własnych umiejętności tworząc ogromne zagrożenie dla rywali, które potem przekuwa na liczne gole. Trafiał do siatki zarówno w lidze (aktualny lider strzelców), jak i w pucharach (gole z Omonią i Anderlechtem). Znów pełnię formy osiągnął bardzo szybko, już na początku sezonu, później stopniowo obniżając loty, aż do kiepskiej końcówki, gdzie był cieniem siebie w meczach z Valenrengą i Lechem. Mimo to zawsze niezwykle pożyteczny dla zespołu, absorbujący obrońców rywali i stwarzający stałe zagrożenie.

Styl gry: „Żuraw” dysponuje niezwykle precyzyjnym i treściwym uderzeniem – kopnięta przezeń piłka niemal zawsze dostaje właściwej rotacji i siły w locie. Dlatego zdobywa gole zarówno z bliskiej odległości jak i z dystansu, a strzały z prawej nogi nieraz prawie wyłamują ręce bramkarzom. Wszystko przy ogromnej celności – śmiało można powiedzieć, że 9 na 10 jego firmowych uderzeń sprzed pola karnego, po zejściu na wspomnianą prawą nogę, leci w światło bramki. Nikt w naszej lidze nie ma podobnej precyzji i czystości strzału. Maciek potrafi tez kropnąć z lewej nogi, po uprzednim zastawieniu piłki i obróceniu się w lewą stronę (vide gol z Grclinem na 1-2). Balans ciała przy zwodzie i odejście na prawą nogę ma opanowany na fenomenalnym poziomie (vide znów gol z Groclinem, na 2-2 i wyjazdowy z Omonia,, też na 2-2). Nie przeszkadza mu krótkie krycie, gdyż potrafi doskonale uciec spod ścisłego pressingu natychmiastowym przyspieszeniem. Błyskawicznie się rozpędza, dlatego lubi otrzymywać piłki „na dobieg”. Wreszcie dysponuje świetnym przeglądem pola, pozwalającym mu rozgrywać piłki w strefie ataku, dostrzegać lepiej ustawionych partnerów.

Nie gra egoistycznie, lecz szalenie efektywnie. Bezbłędny w egzekwowaniu rzutów karnych, co też jest niezwykle cenne. Zawsze groźny, zawsze przydatny, zawsze wartościowy. Dopóki przebywa na boisku, w każdej chwili potrafi przechylić szalę zwycięstwa na korzyść „Białej Gwiazdy”. Warto też zwrócić uwagę na cechy charakterologiczne – jest opanowanym i spokojnym człowiekiem, który umie podejmować rozsądne decyzje, nie „napalając się” na ułudne miraże sportowego szczęścia w barwach zachodnich klubów. Dlatego jest kolejnym „bezcennym” zawodnikiem dla dzisiejszej Wisły – na płaszczyźnie sportowej i mentalnej. Z wad trzeba wspomnieć na niską adaptację do nowych warunków, niestety częste braki w zaangażowaniu, słabiutką postawę obronną, choć gdy chce, potrafi powstrzymać rywala nawet wślizgiem. Nie imponuje też powietrzna walką i grą głową.

Największe zalety: strzał, szybkość, dynamika, przegląd pola, zwrotność, technika, dostosowanie do błyskawicznej gry, zdolność podejmowania natychmiastowych decyzji, spokój, rozwaga, rzuty karne Do poprawy: gra głowa, defensywa, zaangażowanie,. W porównaniu z poprzednim sezonem: stabilizacja bardzo wysokich jak na polska ligę umiejętności.

Perspektywy: Znakomite. Jeden z najcenniejszych, o ile nie najcenniejszy piłkarz Wisły, który jeszcze przez wiele sezonów może grać na miarę naszych marzeń.

Klasa piłkarska: 10

W pełni spełnia potrzeby LM

Pisząc o ataku nie można zapomnieć o TOMASZU FRANKOWSKIM – „małym” wzrostem, ale wielkim umiejętnościami piłkarzu. Nie bez kozery na trybunach przy Reymonta wciąż rozbrzmiewa jakże treściwe i sentymentalne zdanie „Tomasz Frankowski – najlepszy napastnik Polski”. lub „Franek, Franek, łowca bramek!”. Jest symbolem Wisły czasów Tele-Foniki - szanowanym, cenionym, wielbionym, najpełniej otoczonym blaskiem sportowych sukcesów i wielkich nadziei, które przybyły wraz z osobą Bogusława Cupiała i trwają do dziś. Niestety od czasu kontuzji przed rokiem, wyraźnie obniżył swą dyspozycję, w rundzie jesiennej rozegrał kilka dobrych, ale i słabych meczy.

Styl gry: Z przykrością trzeba stwierdzić, ze nie ma już tej dynamiki i szybkości co dawniej, na szczęście nadal zachwyca sprytem i inteligencja w grze. Ma charakter typowego napastnika, łowcy – zawsze idzie na dobitkę, szuka błędów obrońców, przewiduje rozwój wypadków niczym jasnowidz, a kąsa zaskakującymi strzałami z najbliższej odległości jak przyczajona w ukryciu kobra. Jest specjalistą zwłaszcza od uderzeń w pozycji leżącej :). Jak na niskiego gracza bardzo dobrze gra głową, zwinność to też przymiot „Franusia” Niestety, te miłe dla oka cechy powoli nie przystają już do wymogów szybkiej, europejskiej piłki, gdzie obrońcy zdecydowaną walką ciałem atakują napastników. Z racji delikatnej postury, Frankowski nie potrafi bowiem utrzymać się przy piłce w starciach z takimi rywalami, nie jest też w stanie ograć ich zwodem, wyjść na pozycję. W efekcie nie rozgrywa, jest skazany na wyglądanie błędów obrońców, które na pewnym poziomie są rzadkością. Nie zawsze też biega po murawie z należytą determinacją, czasem jest wyraźnie rozkojarzony. Nie próbuje strzelać z dystansu, zupełnie odpuszcza grę obronną, wracanie za przeciwnikami.

Największe zalety: technika użytkowa, strzał, inteligencja i spryt w grze, przegląd pola, zmysł taktyczny.

Do poprawy: walka kontaktowa, gra obronna, strzały z dystansu, aktywność W porównaniu z poprzednimi sezonami: regres

Perspektywy: Przeciętne. Frankowski sam podkreśla, ze nie jest już tak sprawnym i groźnym napastnikiem jak kiedyś, często narzeka na problemy zdrowotne. Przy mocnych i zdecydowanie interweniujących obrońcach traci wiele na wartości. Miejmy nadzieję, ze regres nie będzie postępował, bo wciąż pozostaje bardzo przydatnym atakującym.

Klasa piłkarska: 8

Ociera się o potrzeby LM

Napastnik – PAWEŁ BROŻEK. Podobnie jak brat dostał jesienią więcej szans niż dawniej na zaistnienie w pierwszym składzie. I myślę, że wykorzystał je znacznie lepiej, strzelając ważne bramki (np.: z Groclinem. Polonią), a także stanowiąc realne zagrożenie dla przeciwników i wsparcie dla kolegów. Oczywiście dużo jeszcze musi się nauczyć, ale poczynił wyraźne postępy.

Styl gry: Posiada przyzwoity drybling, który pozwala na podejmowanie ryzyka pojedynków 1 na 1 z obrońcami oraz przegląd pola, który z kolei umożliwia sensowne ustawianie się. Poprawił pracowitość – w meczu z Polonią był najaktywniejszym Wiślakiem na murawie, walcząc także w odbiorze, co stanowiło absolutny ewenement w grze pierwszej linii, bo generalnie nikt z naszych napastników nie broni. Niestety, jak na atakującego dysponuje słabym strzałem, praktycznie uderza wyłącznie wewnętrzną częścią prawej stopy. To trzeba pilnie zmienić, bo napastnik musi umieć strzelać też „z podbicia”, zewnętrzna częścią stopy itd. – im więcej wariantów ma opanowane, tym jest groźniejszy i trudniejszy do zablokowania dla obrońców. Tym lepiej też może strzelać z pierwszej piłki, nie musi przyjmować futbolówki, by ją sobie ustawić. Paweł nieźle gra głową, choć nie dysponuje rewelacyjnymi warunkami fizycznymi, pozwalającymi wywalczyć sobie miejsce do uderzenia w polu karnym pod ścisłym kryciem. Przeciętnie zastawia i rozgrywa piłkę – dlatego nie jest piłkarzem typu Kuźby, stanowiącym idealny „dodatek” do Maćka Żurawskiego.

Największe zalety: aktywność obronna, drybling

Do poprawy: technika strzału, rozgrywanie piłki w strefie ataku, zastawianie piki, podania, gra kombinacyjna, dynamika.

W porównaniu z poprzednim sezonem: postęp

Perspektywy: Dobre. Ponieważ zaczął na sobą pracować, jest nadzieja, że pozostanie na dłużej w blasku rozwoju. W Wiśle ma się od kogo uczyć, powoli nabiera coraz większej pewności. Na razie jeszcze za słaby na grę w podstawowym składzie, ale z czasem powinien coraz mocniej zmuszać Kasperczaka do obdarzania go odpowiedzialnością.

Klasa piłkarska: 6

Odstaje od potrzeb LM

W ataku pojawiał się jeszcze DANIEL DUBICKI .Moim zdaniem zdecydowanie najsłabszy z całej „meczowej” kadry Wisły, zawodnik, który dawno już powinien występować w innym klubie, bardziej odpowiadającym pułapowi jego skromnych możliwości. Jesienią pełnił rolę typowego „zapchajdziury”, grając tam, gdzie brakowało zmienników – a wiec w ataku, na prawej pomocy i lewej obronie. Nigdzie nie był naprawdę przydatny dla Wisły.

Styl gry: Ma tylko dwa atuty – szybkość i ambicję. Czasem także dopisze mu łut szczęścia (jak np.: doskonałe podania Zurawskiego, po których mógł zdobyć 2 gole trafiając do de facto pustej bramki w meczach z Omonią w Krakowie i Świtem). Reszta to same wady – nie umie kiwać, walczyć 1 na 1 w odbiorze i ofensywie, groźnie strzelać, stwarzać zagrożenia (chyba, że dla własnego zespołu), gubić krycia, uczestniczyć w ataku pozycyjnym i grze kombinacyjnej, utrzymywać się przy piłce, rozgrywać, bronić, asekurować, podwajać, centrować... Dalej już nie będę wyliczać, bo i tak lista wad jest niestety imponująca. Aż dziw, że tak długo utrzymywał się w kadrze pierwszego zespołu...

Największe zalety: szybkość i ambicja

Do poprawy: lista jest zbyt długa, by szczegółowo pisać

W porównaniu z poprzednim sezonem: stagnacja, gra tak jak umie

Perspektywy: Fatalne. Nie jest piłkarzem rozwojowym, ani obdarzonym sensowną paletą umiejętności.

Klasa piłkarska: 2,5

Ogromnie odstaje od potrzeb LM

W barwach pierwszego zespołu pojawił się także Martins Ekwueme, ale grał tylko kilka minut w dwóch meczach (z Legia i Valenrengą), dlatego jeszcze za wcześniej by oceniać jego potencjał. Pozostali zakupieni latem piłkarze (Belotte, Magiera) nie dostali okazji gry w pierwszej drużynie. Na samym początku rundy w kadrze meczowej znajdował się także Kamil Kuzera, ale z dyscyplinarnych powodów został skreślony i karnie relegowany do Kolportera Kielce. Nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek dostanie szansę założenia koszulki „Białej Gwiazdy”.

NAJLEPSZY PIŁKARZ: Maciej Żurawski

NAJSŁABSZY PIŁKARZ Daniel Dubicki

NAJLEPSZY MECZ W RUNDZIE: Z Groclinem w Krakowie

NAJSŁABSZY MECZ W RUNDZIE: Z Valenrengą w Krakowie

Sumując potencjał obecnej kadry Wisły, możemy stwierdzić, że posiadamy 3 piłkarzy, którzy w pełni spełniają wymagania zmagań o Ligę Mistrzów, 4 piłkarzy, których poziom umiejętności w sprzyjających warunkach pozwala na otarcie się o wymogi walki w realiach kwalifikacji III rundy, i aż 11, którzy w większym lub mniejszym stopniu zupełnie nie przystają do wizji bojów o najważniejsze pucharowe rozgrywki (choć niektórzy w lidze mogą być przydatni i rokują nadzieje na przyszłość, jak np.: Gorawski, Strąk). Zakładając, że w planach awansu do Champions Leangue możemy liczyć na 7 piłkarzy z pierwszych dwóch grup, wyraźnie widać, ze Wisła pilnie potrzebuje przynajmniej 4 wartościowych wzmocnień, aby stworzyć jedenastkę na miarę skutecznej walki o Ligę Mistrzów. Jednak żeby wyeliminować wszystkie zagrożenia dla jakości gry zespołu i stabilizacji wysokiego poziomu sportowego, potrzeba jeszcze większej liczby nowych piłkarzy, przynajmniej o kolejne 4 nazwiska. To dużo, a możliwości finansowe są ograniczone, dlatego trzeba wyznaczyć konkretne priorytety na liście wzmocnień. Moim zdaniem, patrząc na najsłabiej obsadzone pozycje, powinny to być:

a) lewa i prawa pomoc

b) środkowy i lewy obrońca

c) wysoki napastnik

d) bramkarz

A w dalszej kolejności prawy obrońca i kreatywny ofensywny pomocnik. Bez tych piłkarzy będzie bardzo ciężko przebić się do fazy grupowej wymarzonej Ligi Mistrzów.


Analiza potencjału Wisły - cz. II Zgodnie z zapowiedzią prezentujemy dziś drugą część dogłębnej analizy występów Wisły w zakończonej właśnie rundy autorstwa Markusa. Dowiecie się jakie elementy, według autora, należą do największych plusów "Białej Gwiazdy", a co należy jeszcze poprawić.

Największe niedociągnięcia w stylu gry:

W czasie rundy jesiennej postawa Wisły niestety nie była wolna od kilku poważnych mankamentów na niwie taktycznej, wzbudzając częstą krytykę za powielanie identycznych błędów. Styl gry zespołu uległ dużym zmianom, miano wiodącej siły utraciły skrzydła, które na skutek personalnej słabości nie były w stanie „pociągnąć” drużyny i kreować gry, toteż ciężar konstrukcji i sterowania poczynaniami zespołu spoczął na środku pola – konkretnie na barkach niezastąpionego Mirosława Szymkowiaka, jedynego naprawdę kreatywnego piłkarza drugiej linii. Musiał on grać niezależnie od formy i stanu zdrowia, na nim skupiała się uwaga przeciwników i siła ich pressingu, dlatego to prawie cud, że wytrwał i podołał swej roli, nigdy nie dając się całkowicie wyeliminować. Powyższa zmiana odbiła się bardzo niekorzystnie na wydolności systemu ofensywnego Wisły i palecie dostępnych rozwiązań w sferze taktyki. „Biała Gwiazda” stała się zespołem dużo łatwiejszym do rozszyfrowania i zablokowania niż dawniej, bo straciła sporo dostępnych wariantów w ofensywie. Zostawiając jednak problem podyktowanego szkodliwym wymiarem letnich posunięć transferowych zmiany stylu, przejdźmy do analizy mankamentów„nowej gry” Wisły. Moim zdaniem największymi „jesiennymi” wadami były:

1.Wadliwy Pressing. Cechowała go za mała agresywność i ruchliwość piłkarzy, którzy pozwalali rywalom na wiele przy rozgrywaniu akcji. Grali zbyt „miękko”. Wiślacy ustawiali się za daleko od oponentów, nie skracając do nich dynamicznie dystansu, nie naciskając jak należy. W efekcie przeciwnicy wielokrotnie zostawali hojnie obdarowywani miejscem i czasem na dokładne podanie, przerzut piłki, nabranie prędkości. Doskok następował z dużym opóźnieniem. Zawodnicy „Białej Gwiazdy” notowali więc mało przechwytów futbolówki na połowie rywala, nie spowalniali akcji przeciwnej drużyny, nie paraliżowali jej rozegrania.

2. Wadliwe krycie strefowe. Kolejna przykra sprawa znajdująca bezpośrednie przełożenie na jakość gry defensywnej. Otóż krycie w wydaniu „Białej Gwiazdy” cechowała ogromna statyczność i brak jakiejkolwiek elastyczności. Piłkarze po ustawieniu się „umierali”, czekając co zrobi przeciwnik. Nie przesuwali się wraz z linią piłki i rywalami, nie zmieniali pozycji nawet wtedy, gdy do akcji „podłączali się” inni oponenci, czasem w ogóle nie reagowali, nie przegrupowywali sił, by odcinać optymalne linie podań. Obchodził ich tylko wybrany rejon boiska, ten w którym przebywali, a resztę zrzucali na kolegów, na zasadzie, „ja kasuję akcje tu, on tam. Jeśli piłka będzie koło mnie, ruszę się, jeśli nie, ruszyć się ma on”. Dlatego szwankowała asekuracja, podwajanie, przekazywanie, a krycie często nie spełniało swej roli. Brakowało korelacji polegającej przykładowo na następującym schemacie: jak środkowy pomocnik wychodzi bardziej do przodu, drugi automatycznie przesuwa się w bok w stronę opuszczonego miejsca, a z przeciwnej strony natychmiast to samo robi skrajny pomocnik, środkowy obrońca również skraca dystans, by nie było odkrytych „dziur’ etc. Drużyna nie reagowała jednocześnie, według dobrze dopracowanego modelu. Pasywność na wiele sposobów mściła się na postawie obronnej (bo np.: stojącemu w miejscu zawodnikowi naturalnie ciężej jest zablokować rozpędzonego rywala, zareagować, to naturalna sprawa, dlatego powinien być w ruchu). Toteż nic dziwnego, ze gdy zawodnik przeciwnej drużyny dynamicznie wbiegał w „krytą” strefę, od razu mieliśmy alarm, ponieważ nikt za nim nie podążał, tworzyły się przewagi liczebne i luki, brakowało asekuracji, przesunięcia pomocników, powrotu... Nie istniała komunikacja, należyta współpraca formacji Na początku sezonu najbardziej dokazywał tu Jop, który w ogóle nie reagował kiedy przeciwnik niespodziewanie przyspieszał i ostro wychodził na pozycje, pozwalając sobie nawet w polu karnym na odpuszczenie rywala. Jest to więc kolejna fundamentalna sprawa do poprawy.

Innym charakterystycznym elementem krycia, o negatywnym odcieniu, był brak ponawiania ataku na przeciwnika przez graczy drugiej linii. Pomocnicy walczyli w odbiorze tylko do momentu minięcia przez rywala – potem odpuszczali. Najmocniej widać to na przykładzie Cantoro, z niewiele lepszej strony pokazywał się tu tez Szymek. Środkowi pomocnicy także bardzo rzadko wracali głęboko, zatrzymując się zwykle poza obrębem pola karnego, jakby dalej była niedostępna przepaść. Zatem gdy obrońcy na skutek dynamiki akcji czasem schodzili w rejon „piątki”, między nimi a graczami drugiej linii powstawała koszmarna luka, w której przeciwnicy mogli hasać zupełnie bez opieki.

3. Krycie w polu karnym przy stałych fragmentach gry. Niestety zasługuje na osobny punkt. Traciliśmy przez nie sporo bramek i nerwów. Wiślacy nie umieli odciąć we własnym polu karnym rywali, dawali spychać się na gorsze pozycje, uprzedzać, przytrzymywać. Byli dużo wolniejsi i znacznie mniej agresywni w ogólnym tłoku. Niestety, ale przy rzutach rożnych czy wolnych broniący się piłkarze nie mają prawa pozwolić przeciwnikom na zajęcie lepszej pozycji, nie mogą dać się spychać, zastawiać. Oni to mają robić, nie rywale. Tymczasem z reguły było właśnie na odwrót. Brakowało tu też asekuracji, gdy piłka przykładowo przelatywała nad pilnującym rejonu krótkiego rogu Szymkowiakiem, nikt nie próbował ubezpieczać Mirka, nie szedł na „przecięcie” w razie przejścia futbolówki. Robili to więc rywale i padały bramki. Warto, aby Kasperczak wreszcie zwrócił uwagę na tą sprawę, bo słabe krycie przy stałych fragmentach gry nie jest nowością i trwa już od bardzo dawna.

4. Akcje oskrzydlające. W porównaniu z poprzednim sezonem bardzo spadła ich siła. Nie tylko jednak za sprawą dużo gorszych piłkarzy niż Kosowski i Uche, ale też większej statyczności Baszczyńskiego z prawej strony. „Baszcz” zagubił gdzieś dawną ofensywną werwę, zaczął udzielać się w ofensywie jedynie okazjonalnie. Natomiast po lewej stronie Stolarczyk wprawdzie poczynał sobie aktywnie, ale dość schematycznie, za rzadko idąc np.: na obieg, z reguły wybierając ścięcie do środka. Skrajni pomocnicy muszą być waleczniejsi i muszą jak dawniej gubić krycie. Na tym polega system 1-4-4-2. A tego bardzo brakowało.

5. Zaangażowanie i determinacja. W kilku meczach było zdecydowanie na za niskim poziomie, niegodnym prawdziwych profesjonalistów i szacunku dla przeciwnika oraz kibiców. Zdarzało się, że Wiślacy grali bardzo lekceważąco i nonszalancko, jakby odrabiali męczącą pańszczyznę, a nie wykonywali swe obowiązki pracując na suto opłacane kontrakty. Sfera mentalna i podejścia do wykonywanego zawodu powinna wiec ulec diametralnym zmianom, abyśmy w przyszłości unikali nieprzyjemnych niespodzianek typu mecze z Valenręgą. Profesjonalizm zobowiązuje do solidności, a godność i pragnienie rozwoju do szacunku dla kibiców oraz sportowego zaangażowania. Kunktatorstwo i minimalizm są wygodne, ale też bardzo ryzykowne, a czasem nieodpowiedzialne. Porażki na skutek braku woli wysiłku i walki są najbardziej kompromitujące dla sportowców i przykre dla fanów. Mam nadzieję, ze piłkarze będą o tym pamiętali – dla siebie, przyszłości i wielotysięcznego grona tych, których serce bije w świetle pięknego blasku „Białej Gwiazdy”. .

6. Gra bez piłki. Gdy królował minimalizm, brakowało wychodzenia na pozycje, szukania gry, prowokowania podań. Napastnicy nie zawsze należycie zmieniali pozycje, absorbowali wolne pole „wyciągali” obrońców, skrajni pomocnicy nie rozpędzali się jeszcze zanim nastąpiło podanie. Dlatego trudno było o dokładne piłki „na dobieg”, szybkie, dynamizujące rozegranie przerzuty. Niedostatki w grze bez piłki uniemożliwiały błyskawiczne sekwencje podań, na 1 kontakt, hamowały grę kombinacyjną. Brak gry bez piłki przekładał się też na defensywę, pressing i krycie.

7. Postawa obronna skrajnych pomocników – praktycznie nie udzielali się w defensywie, zostawiając bocznych obrońców osamotnionych. W efekcie Wiślackie flanki były zawsze bardzo zagrożone, jako że przy włączeniu się w akcje skrajnego obrońcy przeciwnika, rywale bez przeszkód mogli osiągnąć tam przewagę liczebną 2 na 1. Stawiała ona naszego piłkarza w skrajnie niekorzystnym położeniu, umożliwiając przeprowadzenie ataku oskrzydlającego. W polskiej lidze taka taktyka jeszcze uchodzi, ale na poziomie LM skrajni pomocnicy „Białej Gwiazdy” będą musieli walczyć w defensywie, bo mocni rywale wykorzystają przewagę.

8. Wymienność pozycji, współpraca formacji. Mimo ciągłych postępów zespołu na płaszczyźnie taktycznej nie jest jeszcze na poziomie Ligi Mistrzów. Wciąż zdarzają się sytuacje, gdy w ataku bierze udział 3-4 piłkarzy a reszta się przygląda, lub na odwrót, broni 3-4 zawodników a reszta czeka co z tego wyniknie. Zawodnicy poszczególnych formacji nie wymieniają się obowiązkami w sposób płynny, przemyślany i zaskakujący dla rywali.

9. Szybka gra piłką, na 1 kontakt. Na pewno Wisła ma ją rozwiniętą najlepiej w polskiej lidze, ale wciąż niewystarczająco w świetle walki o Champions Leangue. Za często nasi gracze pozwalają sobie tu na nonszalancję i wygodne zwalnianie gry, nie reagują natychmiast, lecz z opóźnieniem.

Największe atuty:

1. Znakomity trener – Kasperczak pokazał, ze jest fachowcem, który potrafi wydobyć z piłkarzy wszystko co najlepsze. Ma swoją wizję gry i rozwoju drużyny, której konsekwentnie się trzyma. Cieniem na bogatą gamę należnych pochwał padają jednak dwie sprawy: kiepskie wywiązanie się z roli menadżera, które latem nie zaowocowało żadnym sensownym wzmocnieniem kadry poza osobą Damiana Gorawskiego, oraz brak elastyczności w reagowaniu na niekorzystna sytuacje na murawie.

2. Potężny i związany uczuciowo z klubem sponsor – nikt i nic nie wyrazi wdzięczności, którą winniśmy Cupiałowi za zbudowanie przy Reymonta w pełni profesjonalnego klubu, sprawiającego, że ożyły i nadal trwają najśmielsze marzenia.

3. Stabilna sytuacja finansowa zespołu – zawodnicy mogą spokojnie pracować, nie martwiąc się o regularność wypłat i inne sprawy finansowo-organizacyjne.

4. Poprawiająca się infrastruktura – dysponujemy w Krakowie najlepszą murawą w Polsce, są plany rozwoju bazy treningowej, a także budowy nowego stadionu.

5. Mimo utraty Kosowskiego, Kuźby oraz Uche obecność w meczowej kadrze wybitnych indywidualności, z których każda może przesądzić o wyniku danego meczu (Szymek,Żuraw).


Siła poszczególnych formacji i elementów gry zespołu (w ligowej skali odniesienia):

Bramkarz – 6

Boki obrony - 7

Środek obrony - 8

Środek pomocy - 10

Boki pomocy - 5

Linia ataku - 9

Atak pozycyjny - 8 Kontratak - 8

Gra bez piłki – 5

Gra w powietrzu – 6

Konsekwencja taktyczna – 7

Solidność gry defensywnej – 6

Technika – 9

Stałe fragmenty gry – 5

Boiskowa determinacja i waleczność – 4

Odporność psychiczna – 8

Dynamika i płynność gry – 9

Pressing – 4

Przygotowanie fizyczne - 8

Odbiór piłki – 7


Ruchliwość - 5

Skuteczność – 10

Przeczytaj część pierwszą


(Markus)




Majchrowski buduje Arenę na Suchych Stawach 17. December 2003, 23:29 skomentuj komentarze (28) drukuj wyślij


- Imputowanie nam, że to my, Towarzystwo Sportowe Wisła, torpedujemy budowę Areny Kraków, jest sporym nadużyciem - denerwuje się prezes TS Wisła Ludwik Miętta-Mikołajewicz. Tymczasem Latający Cyrk Prezydenta Majchrowskiego buduje Arenę na Suchych Stawach.

Prezydent Majchrowski oskarżył TS Wisłę i KS Cracovię o zablokowanie lokalizacji Areny w Cichym Kąciku. Ta wypowiedź mocno uraziła prezesa TS Ludwika Mięttę-Mikołajewicza. Wieloletni działacz przedstawił "Gazecie Wyborczej" raport z posiedzenia u pełnomocnika prezydenta ds. prawnych Andrzeja Oklejaka, do którego doszło 1 grudnia. Z tego dokumentu wynika jasno, że "TS Wisła nie widzi żadnych przeszkód w budowie nowego stadionu - Arena i jest gotowe po zapoznaniu się z koncepcją tej inwestycji, dokonać stosownych rozgraniczeń między terenami TS Wisła, Cracovii i Tele-Foniki". Tak więc argumentacja Majchrowskiego przy zaniechaniu budowy wielkiej Areny była nieprawdziwa...

- Chociaż zarząd TS Wisła postanowił nie wycofywać z sądu sprawy o uzgodnienie treści księgi wieczystej, bylibyśmy skłonni to zrobić. Byle tylko interesy Towarzystwa zostały zagwarantowane - zapewnia Miętta-Mikołajewicz. Prezes TS wczoraj wysłał do magistratu oficjalne stanowisko popierające modernizację obecnego stadionu Wisły, połączone z prośbą o dotację na ten cel.

Tymczasem prezydent wraz ze swą świtą udał się na drugą stronę miasta, by tam mamić swoimi obietnicami. Dwa tygodnie temu wizytował obiekty Hutnika na Suchych Stawach. - Prezydent podtrzymuje wolę zbudowania stadionu miejskiego w Krakowie - deklaruje w imieniu prezydenta jego rzeczniczka Krystyna Paluchowska.

Wczoraj Majchrowski spotkał się z prezesem Hutnik SSA Władysławem Handziukiem i obiecał, że w przypadku budowy stadionu miejskiego na Suchych Stawach interesy Hutnika na tym nie ucierpią. - Terenu jest pod dostatkiem i można go z powodzeniem zagospodarować dla obu stron - twierdzi prezes Handziuk.

Pan prezydent niespodziewanie przyznał (w przyszłorocznym budżecie) hutniczej spółce 500 tys. zł (sic!) na niezbędne inwestycje. Hutnik SSA chce przeznaczyć pieniądze na ogrodzenie pięciu boisk treningowych i założenie krzesełek na dwóch sektorach stadionu głównego.

gazeta.pl (mat19)