TG "Sokół"

Z Historia Wisły

Towarzystwo Gimnastyczne "Sokół" powstało we Lwowie w 1866 r., jego statut zatwierdzono rok później, 7 lutego 1867 r. Wzorowało swą działalność na swym czeskim odpowiedniku. Miało poprzez podnoszenie sprawności fizycznej podtrzymywać i rozwijać świadomość narodową polskiej młodzieży. W miarę upływu lat powstawały w Galicji lokalne gniazda "Sokoła". W Krakowie takie gniazdo zaczęło funkcjonować od 23 lutego 1885 r. Rok wcześniej Towarzystwo przekroczyło zaborcze granice inicjując swą działalność w Inowrocławiu.

Po 1905 r. instaluje się także w zaborze rosyjskim. Po V. Zlocie Sokolim, zwanym Grunwaldzkim, który odbył się w Krakowie w 1910, w ramach Sokoła powstają paramilitarne drużyny sokole. Z chwilą wybuchu I. wojny światowej zasilają polskie Legiony J. Piłsudskiego. Towarzystwo działa prężnie w okresie II. Rzeczypospolitej, licząc około tysiąca gniazd i skupiając dziesiątki tysięcy członków. W PRL zostaje zdelegalizowane i odradza się dopiero z chwilą upadku komunizmu w styczniu 1989 r.

Spis treści

Wisła a TG "Sokół"

Zachodnie skrzydło Hali Sokoła przy ul. Piłsudskiego
Zachodnie skrzydło Hali Sokoła przy ul. Piłsudskiego
Wejście do Hali Sokoła
Wejście do Hali Sokoła

W 1906 r. TGS był już potęgą organizacyjną w porównaniu do raczkujących dopiero klubów krakowskich i ten stan niewiele się zmienił w ciągu kilku najbliższych lat. Zresztą pośrednio przyczynił się do powstania pierwszych drużyn piłkarskich na ziemiach polskich, „kształtując u młodych osób modę na aktywność fizyczną i prezentując nowe dyscypliny sportu (w tym m.in. coraz popularniejszy na świecie football)”. To właśnie podczas II. Zlotu Sokolego we Lwowie w 1894 doszło do pierwszego międzymiastowego meczu piłkarskiego między sokołami z Krakowa i Lwowa, który trwał, bagatela, aż kilka minut.

Z Sokołem byli związani tak zasłużeni dla krakowskiego sportu ludzie, jak Henryk Jordan, czy Zygmunt Wyrobek. Wiślaków w Sokole nie brakowało, choć nie widać ich było na eksponowanych stanowiskach przed wybuchem I. wojny światowej. Formalnie stosunki Wisły z Sokołem ograniczały się w tym czasie do korzystania z obiektów należących do Sokoła. I tak w 1910 r. „w dniu 3 marca uchwalił Zarząd T.S. „Wisła” odnieść się do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” o zezwolenie na przeprowadzenie rozgrywek piłkarskich na boisku zlotowem na błoniach”. Zanim Wisła takie zezwolenie uzyskała doszło do przykrej polemiki na łamach krakowskiego „Czasu”, którego pretekstem stała się działalność sportowa TS Wisła. Polemiki rzucającej trochę światła na stosunki panujące między TG „Sokół”, a nowo utworzonymi klubami sportowymi w Krakowie.

Jak sama nazwa wskazywała, w „Sokole” preferowano gimnastykę i bardziej szlachetne dyscypliny sportu, piłkę nożną traktując za sport pośledniego gatunku - „jednak niezadowoleni z takiego podejścia i spragnieni gry na świeżym powietrzu nastoletni sympatycy futbolu (którego skosztowali właśnie na treningach w "Sokole") opuszczali go, zakładając własne drużyny piłkarskie”. To samo zresztą można było powiedzieć o młodzieży wychowywanej i ćwiczącej w Parku Jordana. I chyba w tym należy dopatrywać się specyficznego stosunku „Sokoła” do Wisły i innych krakowskich klubów wiosną 1910 r.

"Czas" z 7 kwietnia cytował obszernie pismo „Sokoła” krakowskiego polemizujące z dziennikarską relacją z meczu Wisły z Preussen Katowice (odbytego poza boiskiem zlotowym), w której zawarto „niezwykłe i nie wiadomo na czem oparte twierdzenie, że „Sokół” krakowski z dziwną niechęcią odnosi się do klubów sportowych, pragnących rozgrywać „match’e” na boisku sportowem...” sprostowanie mylnej notatki: „”Sokół” krakowski nie tylko nie odnosi się do sportu i klubów sportowych z niechęcią, ale przeciwnie zawsze i wszędzie z całą życzliwością popiera ten dział ćwiczeń i wychowania fizycznego, który zarazem w ramach swej organizacyi i śródków sam uprawia. Dla rozgrywanych jednak przez kluby sportowe „match’ów” nie można poświęcać interesu tegorocznego „Zlotu sokolego”. Nie robi i nie zrobi przeszkód, jak długo budowa trybun i przygotowanie boiska na zlot na to pozwolą, co w każdym razie bardzo rychło nastąpić musi; zregulowane bowiem i obsiane boisko musi zarosnąć i nie może być deptane, a ostępem robót ciesielskich przy trybunach samo bezpieczeństwo publiczne nie pozwoli na gromadzenie się publiki wśród niedokończonej budowy”.

Gdyby „Sokół” ograniczył swoje sprostowanie tylko do tych kwestii pewnie przeszło by to bez echa, bo tłumaczenie brzmiało racjonalnie. Dalsze zdania z sokolego pisma świadczyły jednak wyraźnie, że nie o kwestie bezpieczeństwa szło. Krakowski „Sokół”, będąc we władaniu terenu, na którym powstawał obiekt na planowany V. Zlot, oczywiście miał prawo wynajmować go komu chce i za jakie chce pieniądze. To mu jednak nie wystarczało i najwyraźniej uzurpował sobie prawo do decydowania, jakie drużyny na mecze najemca obiektu będzie zapraszał, bo do tego sprowadzały się przecież pytania po meczu Wisły z Preussen: „Czy bowiem ściąganie drużyn niemieckich z pogranicza pruskiego, i to drużyn lichych, trzeciorzędnych, jak ostatnia „Preussen” i opłacanie ich za pieniądze Krakowian, uważać należy za pożądane, już nie tylko przez poczucie taktu i delikatności polityczno-narodowej, ale choćby tylko ze względów czysto sportowych – jest co najmniej bardzo wątpliwe; takiej akcyi w każdym razie „Sokół” nie tylkoby nie popierał, lecz byłby jej przeciwny”. Zresztą w tym „purytaniźmie” „Sokół” nie był konsekwentny, bo zarazem nie miał nic przeciwko rozgrywaniu spotkań z drużynami niemieckimi z Austro-Węgier.


Kryjący się pod inicjałem „F” redaktor „Czasu” odpowiedział, jak się wydaje, także w imieniu Wisły i innych krakowskich klubów pisząc, że nie odnoszenie się z niechęcią „do sportu i klubów sportowych” to mało „Ex re starszeństwa i środków, którymi organizacya Sokoła rozporządza, kluby sportowe muszą i powinny spodziewać się po „Sokole” nie tylko nie niechęci, ale i pomocy w pracy, której przyświeca wspólny cel: podniesienie fizycznego rozwoju młodych pokoleń w myśl dewizy: „w zdrowym ciele - zdrowy duch”. Wydział „Sokoła” wie dobrze o tem, że z chwilą zajęcia na budowę boiska zlotowego placu na Błoniach, na którym dotychczas kluby urządzały swe zawody, i to nie tylko footballowe, ale i w lekkiej atletyce, placu, na którym odbywały się codzienne trainingi licznych zorganizowanych i niezorganizowanych drużyn, że z tą chwilą sportsmeni krakowscy stracili jedyny, jako tako urządzony i możliwy teren do gier i ćwiczeń. Sport w Krakowie zbyt jest młodym, by mógł rozporządzać środkami na zbudowanie potrzebnych do jego uprawiania placów wzorowych, a matche niedzielne, organizowane przez kluby, były prawie, że jedynym środkiem dochodów naszych niedawno powstałych organizacyj sportowych. Z dochodów tych można było zarazem pomyśleć o zebraniu funduszu na budowę własnego boiska. Cóż więc dziwnego, że kluby „Cracovia” i „Wisła” czyniły zabiegi, by „Sokół” pozwolił im na przygotowanem boisku zlotowem nadal rozgrywać match’e publiczne? Co do bezpieczeństwa publicznego na tem boisku, kwestyonowanego przez wydział „Sokoła” to należy zaznaczyć, że trybuny są budowane tuż przy parkanie, okalającym to olbrzymie boisko, mające z górą 20.000 m2, i że w środku tego placu przy dobrych chęciach znalazłoby się dość miejsca na dwa a nie jedno boisko do gry w piłkę. Zresztą miarodajnym w tym względzie byłby głos przedsiębiorcy budowlanego p. Zielińskiego, a ten – jak wynika z jego wypowiedzenia się wobec reprezentantów „Cracovii” i „Wisły” – jest innego jak wydział „Sokoła” zdania. Również co do obsiania i czasu na zarośnięcie boiska świeżą trawą, to można dodać, że ci, którzy tego rodzaju pracę już raz wykonywali lub widzieli, wiedzą, że w dwa tygodnie po zasianiu boisko zazieleni się świeżą i piękną trawą. Trzeba to tylko wykonać wcześnie a więc już teraz z wiosną. „Sokół” kwestyonując wartość sportową sprowadzania do Krakowa drużyn niemieckich z Górnego Śląska, ma do pewnego stopnia racyę, ale tylko do pewnego stopnia. „Sokół” sam przyznaje, że rozwój samego sportu wymaga spotykania się z obcemi drużynami; nie chce tylko widzieć w Krakowie drużyn niemieckich z państwa niemieckiego i to „lichotę” w guście „Preussen”. Klub ten należy istotnie do słabszych nawet w Katowicach, gdzie zajmuje z kolei trzecie miejsce, mimo to stwierdzić trzeba, że o ile słabszymi okazali się oni od „Wisły”, o tyle grali ładniej, i nawet najbardziej niechętnie dla „Preussen” usposobiony widz musi przyznać, że są doskonale zgrani i reprezentują na małą skalę wzorowo kombinującą drużynę. Zapewne, że sport polski może obejść się bez sprowadzania drużyn, których sama nazw brzmi już nieprzyjaznie dla ucha polskiego’ zapewne też i w monarchii austryacko-węgierskiej dość jest drużyn czeskich, niemieckich i węgierskich, z któremi konkurencya może takie same, a często większe korzyści przynieść rozwijającemu się u nas sportowi. Na usprawiedliwienie „Wisły” dodać należy jednak, że sprowadzając wyżej wspomniany klub, kierowała się po pierwsze siłą klubu, a przedwszystkiem naturalnymi – w naszem stadyum rozwoju polskiego sportu – względami na koszt, jaki za sobą pociąga sprowadzenie obcych drużyn do Krakowa. Gdyby nawet koszta przyjazdu „Pogoni” czy „Czarnych” ze Lwowa do Krakowa, nie były większe od sprowadzenia drużyny niemieckiej z Katowic, to jednak trudno cały sezon wypełnić match’ami z tymi tylko drużynami. Bądź co bądź przyznać należy krakowskim klubom sportowym, że umieją urozmaicać sezon tak jesienny jak wiosenny, a kto przeglądał choćby program „Cracovii”, ten dostrzeże, że prócz match’ów z drużynami niemieckiemi, spotykać się ona będzie tak z czeskiemi jak i z węgierskiemi, nie wspominając już o match’ach z drużynami polskiemi tak ze Lwowa jak i z Krakowa.

Wkońcu czuję się zniewolonym dodać, że sport i zawody sportowe noszą wszędzie charakter wybitnie międzynarodowy, a mają tę dodatnią stronę, że nie pozwalają na szowinistyczne odnoszenie się do siebie organizacyi sportowych i poszczególnych jej członków, choćby oni należeli do najbardziej wrogo usposobionych narodowości. Bo na boisko wychodzą przeciw sobie walczyć nie Polacy i Niemcy, ale sportsmeni polscy i niemieccy, którymi już z tego tytułu nie wolno zapominać, że są i muszą być wobec swych przeciwników gentalmanami. Przyszłość sportu polskiego, mającego za sobą zaledwie parę lat tradycyi, wymaga niewątpliwie stałej konkurencyi z drużynami obcemi, bo przez nią tylko może sport nasz osiągnąć daleką jeszcze metę doskonałości. Dbałość zaś o nasz sport doradza nie wysuwać podejrzeń, podających w wątpliwość uczucia narodowe oraganizacyj sportowych, których celem właśnie jest rozwój polskiego sportu dla dobra polskiego społeczeństwa”.


Polemika chyba odniosła w sumie pożądany skutek. Wisła wprawdzie do pupili „Sokoła” nie należała, o czym świadczyło wypożyczanie boiska pozlotowego konkurencji, jeśli w tym samym czasie co Wisła rozgrywała w Krakowie spotkania piłkarskie. Trzeba jednak przyznać, że mecze Wisły w Krakowie począwszy od 1910 r. odbywały się głównie na boisku wypożyczanym od „Sokoła” krakowskiego. „Nic też dziwnego, że ilość meczów rozegranych w ciągu 1911 roku wzrosła do 43, co świadczy o dużej ruchliwości Towarzystwa i wartościach, jakie daje własne boisko...” – pisano potem w wydawnictwach jubileuszowych. „Rozebranie boiska pozlotowego późną jesienią 1911 roku” skazało Wisłę „na nową tułaczkę po obcych terenach”... I to w zasadzie mówi wszystko o roli, jaką pośrednio „Sokół” odegrał w pierwszych latach funkcjonowania Wisły.

Okres II RP

Żywe kontakty, nie tylko na gruncie sportowym łączyły Wisłę z „Sokołem” w okresie II. Rzeczypospolitej. W roku 1923 niewiele nawet brakowało, by doszło do fuzji Wisły z krakowskim „Sokołem”.

W rok bowiem po wybudowaniu własnego stadionu Wisła borykała się z poważnymi kłopotami finansowymi. Utrzymanie własnego obiektu sportowego kosztowało i to niemało. Samo ubezpieczenie pochłaniało krocie. Np. remont rynien i dachu poważnie nadwyrężył finanse klubu i upoważniono nawet prezesa Dembińskiego do zaciągnięcia pożyczki dla spłacenia zobowiązań Towarzystwa. Dlatego poważnie myślano o połączeniu Wisły z krakowskim Sokołem w jedno towarzystwo sportowe. Pomagał tu fakt zajmowania eksponowanego stanowiska w Sokole przez współzałożyciela Wisły Józefa Szkolnikowskiego.

Aleksander Dembiński prowadził w tej sprawie poważne konferencje z odpowiednio umocowanymi reprezentantami „Sokoła” w marcu 1923 r. Dyskutowano też tę kwestię na kolejnych Zarządach Wisły w następnych tygodniach. Co ciekawe mowa była o „łączeniu się Sokoła z Wisłą”, a nie przystąpienia Wisły do Sokoła. Zalecany przy tym wyraźnie Dembińskiemu ostrożność i wypytywano go o warunki tej fuzji.

Do fuzji jednak nie doszło, ale Wisła utrzymywała nadal dobre stosunki z Sokołem i jej zawodnicy korzystali w zimie z urządzeń sportowych i kadry szkoleniowej tego zaprzyjaźnionego towarzystwa płacąc 2 zł za godzinę. Wynajmowano też od Sokoła sale na Sylwestra i inne uroczystości klubowe po przyzwoitej cenie, a owocowała tu znajomość z J. Szkolnikowskim, który zresztą od 1924 r. został wybrany wiceprezesem TS Wisła. Do zadań Szkolnikowskiego należała wówczas organizacja sekcji sportów kobiecych, a chętnych pań szukać miał właśnie w krakowskim Sokole.

Zobacz też

Źródła

www.sokol.pl
wikipedia

Wydawnictwa jubileuszowe TS Wisła
Protokoły z posiedzeń Zarządu TS Wisła
Cytaty z ówczesnej prasy: „Czas”, „IKC”