Tadeusz Kuś

Z Historia Wisły

Tadeusz Kuś w swojej wiecznej roli
Tadeusz Kuś w swojej wiecznej roli
Pocztówka ze smokiem i autografem Tadeusza Kusia.
Pocztówka ze smokiem i autografem Tadeusza Kusia.
Wychowanie wiślackiej młodzieży
Wychowanie wiślackiej młodzieży
Transparent poświęcony zmarłemu Tadeuszowi Kusiowi. (Mecz Wisła - Górnik, 25.05.2005. )
Transparent poświęcony zmarłemu Tadeuszowi Kusiowi.
(Mecz Wisła - Górnik, 25.05.2005. )

"W każdą niedzielę wraz z żoną chodzi do kościoła Bożego Miłosierdzia, gdzie - przed lub po Mszy - kupuje „Tygodnik Salwatorski”. Po kilku miesiącach znajomości, zaczął mnie zastanawiać fakt, że ci eleganccy państwo raz przychodzą na mszę o godzinie 9, a raz o godzinie 10. Zdarza się to szczególnie często w okresie wiosenno-letnim. Kiedyś, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, zapytałem o powód takiego postępowania.

- Wszystko zależy od meczów, bo gdy rezerwy Wisły grają w niedzielę o godzinie 11 to idę na godzinę 9, a jak po 12 - to na 10 - odpowiedział mi sympatyczny jegomość w kapeluszu. W ten sposób poznałem jednego z najsłyniejszych... smoków na świecie - Pana Tadeusza Kusia, który od blisko 13 lat przebiera się w strój wiślackiej maskotki i jest praktycznie na wszystkich zawodach odbywających się na stadionie i halach „Wisły”. Na rozmowę pan Tadeusz zaprosił mnie do swego mieszkania. Pokój, w którym rozmawiamy, pełny był sportowych pamiątek: miniatury kijów hokejowych z nazwami wszystkich klubów NHL (zawodowa liga hokejowa Kanadyjsko-Amerykańska), ok. 150 pamiątkowych krążków (wśród nich krążek z niezapomnianych dla nas mistrzostw świata grupy A w Katowicach, gdy drużyna Polski pokonała hokejową potęgę ZSRR), proporczyki okolicznościowe, puchary, medale i odznaczenia. Od zrzeszeniowych, honorowych, poprzez hokejowe i piłkarskie do Złotego, Srebnego, Brązowego Krzyża Zasługi. Z dużą przyjemnością podziwiam imponujące zbiory.

- Przedtem miałem ich więcej wyeksponowanych, ale część z powodu braku miejsca musiałem schować, część zniszczyła się i musiałen wyrzucić, część przeniosłem do gabloty na Wisłę - opowiada o swoich zbiorach pan Tadeusz. Po ich obejrzeniu zaczynamy rozmowę. - Nie będzie panu przeszkadzało, że będę przygotowywał plansze na trampkarski turniej im. Grabki, bo ja jestem „nieuleczalnie chory”. Ciągle coś muszę robić. I choć czasami na mój widok niektórzy pukają się w czoło, to mnie to nie deprymuje. Człowiek ma prawo błądzić... Teraz zaś najważniejsze jest dla mnie dobre słowo od ludzi. I nawet często je słyszę. Ostatnio usłyszałem go z ust prezesa Bogdana Cupiała, który osobiście uścisnął mi dłoń - tak mówi o sobie „Wiślacki Smok”.

Pan Tadeusz, z zawodu instruktor sportu i rekreacji, jest już dziś rencistą.

- Urodziłem się, wychowałem i mieszkam tutaj na Zwierzyńcu. Moim kolegą z podwórka jest Olek Kobyliński, popularny „Makino”, z którym razem chodziłem przez pewien czas do szkoły, a zawsze chodziliśmy razem na mecze, czy to Cracovii, czy Wisły, ale gdy Cracovia grała z Wisłą to staliśmy po przeciwnych stronach barykady. Ja byłem za Wisłą, a Olek za Cracovią. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że fakt kibicowania dwóm różnym klubom nie spowodował tego, że przestaliśmy się przyjaźnić, a dzisiaj - szkoda mówić…

Pan Tadeusz jest wiślakiem z krwi i kości. Na początku lat 60. zaczął działać w sekcji hokejowej Wisły (w tamtych latach Wisła posiadała taką sekcję), trzeba bowiem wiedzieć, że hokej jest jego wielką pasją: Nie powiem - chciałem być hokeistą. Jako nastolatek marzyłem o grze na pozycji bramkarza. Jednak z tej pasji wyleczył mnie Adaś Gołąbek. Naturalnie niechcący i nieświadomie. Po prostu oddał strzał, po którym krążek zatrzymał się na mojej głowie i było po wszystkim. Cóż, chyba zawinił sprzęt ochronny, nieporównywalny do współczesnego. Potem zaangażowałem się w działalność sekcji hokejowej. Przez trzy lata miałem zaszczyt pomagać samemu Władysławowi Michalikowi, który wtedy był trenerem TS Wisła Kraków. Potem za namową kolegów zostałem sędzią hokejowym. Zaliczyłem 380 meczów na szczeblu pierwszej i drugiej ligi, a także kilka międzynarodowych. Pan Tadeusz z uśmiechem przyznaje, że nie osiągnąłby tak wiele, gdyby nie jego żona - Pani Alicja Kuś (dawniej uprawiała lekkoatletykę). - Wiem bowiem, że dla męża praca na Wiśle jest czymś szalenie ważnym. Bez niej nie byłby chyba takim pogodnym i życzliwym dla wszystkich człowiekiem - mówi żona „Smoka”. To dzięki niej pan Tadeusz mógł tak wiele działać, gdyż pani Alicja wzięła głównie na siebie ciężar prowadzenia domu i wychowania dwójki dzieci, Roberta i Iwony.

Dzieci po rodzicach odziedziczyły talent do muzyki. Syn Robert jest nominowanym nauczycielem muzyki w szkole w Krzeszowicach, córka Dorota Skoczek w klubie „Mydlniki”, prowadzi zajęcia z dziećmi wieku przedszkolnym. - Kogoś może dziwić, że ja z bratem odziedziczyliśmy po rodzicach zainteresowania muzyczne, a nie sportowe, ale przecież mama z tatą poznali się na próbie chóru, a tato śpiewał najpierw w chórze „Chłopięcym Filharmonii Krakowskiej, potem z chórem męskim „Hejnał” zajął III miejsce na Ogólnoświatowym Festiwalu Chórów Męskich, na koniec przez wiele lat był kierownikiem zespołu wokalno-muzycznego przy spółdzielni „Gromada”, której był pracownikiem - opowiada o rodzicach córka Dorota.

Państwo Kusiowie doczekali się wspaniałej trójki wnucząt: najmłodszy - Wiktor ma 4 lata, zaś wnuczki Agnieszka i Iwona mają odpowiednio po 8 i 10 lat. Dziadka cieszy fakt, że Agnieszka zaczęła uprawiać gimnastykę sportową w Szkole nr 32.

Na moje pytanie jaką zapłatę otrzymuje za swoją działalność, wiślacki Smok odpowiedział: - Uśmiech i radość dzieci. Gdy na przykład jestem na wspomnianym turnieju im. Grabki i widzę radość i zaangażowanie, z jakim w tym turnieju grają w piłkę ci młodzi chłopcy, to przechodzi mi całe zmęczenie związane z organizowaniem turnieju (przyp. aut.: w czasie turnieju pan Tadeusz spędza na hali średnio po 10 godzin) i stanowi zachętę do dalszej pracy.

Kończymy naszą rozmowę. Pan Tadeusz przykleja ostatnią literę do tablicy „Polonia Warszawa”, pod którą młodzi piłkarze zaprezentują się na otwarciu turnieju."


Jarosław Dzidek
Tygodnik Salwatorski

ZMARŁ T. KUŚ - WIŚLACKI SMOK

"W wtorek w nocy [17.05.2005] zmarł nagle w wieku 66 lat na zawał serca zaprzyjaźniony z naszą redakcją Tadeusz Kuś, popularny "Wiślacki Smok". Pan Tadeusz wychował się i większość życia mieszkał na Zwierzyńcu (dopiero niedawno przeprowadził się do Swoszowic), w dzieciństwie przyjaźnił się między innymi z Aleksandrem "Makino" Kobylińskim. Szerszej publiczności znany był jako maskotka piłkarskiego zespołu Wisły - Smok.

Pana Tadeusza poznałem trzy lata temu w Kościele Bożego Miłosierdzia, gdzie po niedzielnej mszy świętej, wraz z żoną Alicją, kupował nasz Tygodnik, przy okazji rozmawialiśmy na różne tematy, przeważnie sportowe. Co roku gościł też na naszych redakcyjnych opłatkach.Wtedy okazało się, że to jest ten człowiek, który przebiera się za najbardziej popularną maskotkę klubową w Polsce. Gdy poznałem bliżej pana Tadeusza, dowiedziałem się, że rola maskotki klubowej stanowi niewielką część jego społecznej działalności i to nie tylko w jego ukochanej Wiśle ale i w innych klubach (Zwierzyniecki KS, Kmita Zabierzów, Skawinka, brał udział także w meczach charytatywnych np. Skoczkowie - Artyści), a od kilkudziesięciu lat był czynnym sędzią hokejowym (ostatnio pełnił rolę sędziego bramkowego w czasie meczów Cracovii), a jego mieszkanie było pełne różnych pamiątek sportowych.

Po raz ostatni spotkałem się z Panem Tadeuszem 12 dni temu. Umówiliśmy się na obiektach Wisły. Oprowadzał mnie po nich. Opowiadał o przebiegu prac przy przebudowie stadionu, pokazywał specjalnie przez siebie robione gabloty, w których odnotowywał wyniki wszystkich drużyn Wisły (począwszy od pierwszej drużyny piłkarskiej, poprzez drugą, juniorów, trampkarzy, żaków, koszykarzy, koszykarki). Przez wszystkich, począwszy od działaczy, trenerów, poprzez zawodników i zwykłych pracowników klubu, witany był zawsze z uśmiechem, żartował, przybijał przysłowiową "piątkę", można było odnieść wrażenie, że obiekty Wisły stanowią jego drugi dom.

Ten rok był szczególny w życiu Pana Tadeusza: w tym roku obchodził 45 rocznicę ślubu z żoną Alicją, po raz pierwszy od dwudziestu lat odbyły się pierwszoligowe derby zespołów Cracovii i Wisły, te niedawne miały dla niego szczególne znaczenie gdyż liczył na ... "prawdziwe pojednanie kibiców", po raz 16 był jednym z głównych organizatorów trampkarskiego międzynarodowego turnieju im. Grabki, który odbywa się w styczniu na obiektach Wisły, otrzymał srebrną odznakę PZPN, przygotowywał się do świętowania kolejnego mistrzostwa Polski zdobytego przez piłkarzy Wisły i do obchodów 100-lecia klubu, 277 razy wystąpił w roli smoka na meczach piłkarskich zespołu Wisły,

"Oczko w głowie" stanowiły wnuki: Iwona, lat 13, uczennica szkoły nr 32, Agnieszka, lat 11, uprawiająca gimnastykę sportową, oraz sześcioletni Wiktor.

Pożegnaliśmy się na pętli w "Cichym Kąciku". "Dobrze, że uciekł mi tramwaj, bo przynajmniej mogliśmy dłużej pogadać, na razie, trzymaj się, do zobaczenia"- powiedział, żegnając się ze mną."

Jarosław Dzidek


Hokejowego bakcyla złapał na meczach wicemistrzowskiej drużyny Wisły z 1947 r. Wtedy jeszcze marzył o tym, by zostać bramkarzem hokejowym. Plany te przekreśliła kontuzja, jakiej doznał po uderzeniu krążkiem w głowę po strzale słynnego Adama Gołąbka. Został sędzią hokejowym (380 meczów w ekstraklasie i I lidze). Gdy w latach 50. upadł wiślacki hokej, zaczął chodzić na spotkania Cracovii. Jeszcze w ubiegłym sezonie na lodowisku przy Siedleckiego zdarzało mu się pełnić funkcję sędziego bramkowego.


Zobacz też

Requiescat in pace

Grób Tadeusza Kusia na Cmentarzu Rakowickim.