Tadeusz Kwapień

Z Historia Wisły

Spis treści

Narciarz i lekkoatleta

Biografia Tadeusza Kwapienia. Autor: Wojciech Szatkowski, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

W historii narciarstwa zajmuje miejsce szczególne. Trzykrotny olimpijczyk (1948, 1952 i 1956) i 17-krotny mistrz Polski w biegach narciarskich oraz dwukrotny mistrz Polski w lekkiej atletyce umiał połączyć uprawianie tych dwóch trudnych dyscyplin sportowych. Tadeusz Kwapień

Był pierwszym biegaczem w powojennej historii polskiego narciarstwa, który przebojowo wdarł się do "dwudziestki" najlepszych. W latach 1956-57 był najlepszym biegaczem Europy Środkowej.

Urodził się w 1923 r. na Krzeptówkach. Jego rodzina zakładała tam filię klubu "Wisła", w czym głównie zasłużył się jego ojciec. Dzieci góralskie garnęły się do sportu, a z terenu Krzeptówek wielu zasiliło szeregi polskiej reprezentacji. Jego ojciec był piekarzem. Dawał dzieciom bułki i to wystarczyło, by ściągnąć je do klubu. Sport był szansą na lepsze jutro..., no i na bułkę od Kwapienia. Dlatego na Krzeptówkach powstała filia klubu "Wisła" w domu Polankowego.

Tadeusz od małego miał pociąg do sportu. Zachęcony przez trenera Woynę-Orlewicza zaczął uprawiać biegi narciarskie.

Na Zimowych Igrzyskach startował trzy razy - po raz pierwszy w St. Moritz w 1948 r. W składzie skromnej polskiej ekipy olimpijskiej znaleźli się: Stanisław Marusarz, Józef Marusarz, Józef Daniel-Krzeptowski, Jan Kula, Jan Gąsienica-Ciaptak, Stefan Dziedzic, Tadeusz Kwapień, Stanisław Bukowski, Jerzy Schindler, Jan Pawlica i Leopold Tajner. Sztandarowym był Marusarz. - Wszyscy gorąco witali "Dziadka" Marusarza - wspomina. - Ja byłem wtedy 47., a najlepsi byli Szwedzi. Szwedzi zwyciężyli wtedy także w sztafecie, a Polacy znaleźli się na 10. miejscu. To była ładna olimpiada i muszę powiedzieć, że byliśmy bardzo elegancko ubrani.

Kwapień na podium (pierwszy z prawej)
Kwapień na podium (pierwszy z prawej)

Rzeczywiście, na lekko już pożółkłych fotografiach widać roześmianych chłopaków w marynarkach z orłem, spodniach narciarskich i ładnych czapeczkach z daszkiem.

Zimowych Igrzysk w Oslo (1952) nie uważa za udane, przynajmniej dla siebie: - W Oslo byłem sam jeden. W dodatku tuż przed olimpiadą pojechałem na zawody do Oberhofu w Niemczech i tam się przeziębiłem. PZN postanowił wysłać tylko mnie jednego i ja się tam bardzo źle czułem. Mieszkałem sam jeden w Oslo, zjazdowcy wyjechali na północ do Norefjell. Biegi były w Holmenkollen, więc zostałem sam, nawet bez trenera, co musiało się odbić na wyniku. Biegłem nawet nieźle, ale złamałem nartę. Pamiętam, że stanąłem przy trasie, a wtedy jakiś Norweg dał mi swoją nartę.

Najlepsze zawody? Odpowiada po chwili namysłu: - Dla mnie najlepsze wspomnienia pozostawił w pamięci start w akademickich mistrzostwach świata w Semmeringu w 1953 r., kiedy byłem drugi, za Terentjewem, ale straciłem tylko dwie sekundy. Rosjanie mieli dla mnie wielkie uznanie, a biegacze radzieccy należeli do czołówki światowej. Wtedy poznałem znakomitych biegaczy Kuzina i Kołczina i zaprzyjaźniliśmy się.

Jak wyglądał trening biegaczy w tamtych latach? - Latem trenowaliśmy marszobiegi z kijkami. Nigdy nie wyjeżdżaliśmy na lodowce, tylko trenowaliśmy w kraju na "pierwszym śniegu", np. na Kondratowej, gdzie rano robiliśmy pętle pod Łopatą. Jak śniegu brakowało, to donosiliśmy go w koszach. Były zgrupowania w Pięciu Stawach - w nocy musieliśmy trzymać dyżury i dokładać do pieca. Jedzenie mieliśmy kiepskie, najczęściej chleb z solą, a po pieczywo chodziliśmy do Roztoki. Biegaliśmy po Stawie. Wtedy moje koleżanki biegaczki wpadły do wody - biegły za blisko brzegu, załamały lód i naprawdę cudem się uratowały. Ratował je trener Edward Mróz. Takie to były zgrupowania.

Latem biegał na bieżni i zdobył dwa tytuły mistrza Polski: na 1500 m (1949) i 5000 m (1950); był też 2-krotnym wicemistrzem kraju na 1500 m (1947, 1948). Z czasem wybrał jednak tylko starty na nartach.

Po latach treningu przyszło doświadczenie. Na swoje trzecie Zimowe Igrzyska w 1956 r. Kwapień pojechał już jako w pełni doświadczony zawodnik. Podczas ceremonii otwarcia zawodów niósł jako sztandarowy biało-czerwoną. Wspomina: - W 1956 i 1957 pisano, że jestem najlepszym biegaczem Europy Środkowo-Wschodniej. Byłem wtedy naprawdę dobrze przygotowany do zawodów. Mogłem wtenczas zająć lepsze miejsce, ale posmarowaliśmy narty "klistrem" na mokry śnieg, a w nocy spadł świeży śnieg i zaraz po starcie zalodziło mi narty. Mimo to, moje 12. miejsce na 30 km i 16. na 18 km uważam za duży sukces. W sztafecie Rubiś złamał nartę, a Sobczak miał ciężki upadek na mostku i zajęliśmy 9. miejsce w biegu sztafetowym. No i pamiętam wielką radość w naszej grupie z medalu Franciszka Gąsienicy-Gronia (brąz w kombinacji norweskiej - przyp. W.S.). Z radości z medalu Gronia działacze wzięli nas do kina na western. Groń dostał za medal olimpijski talon na motocykl, za który musiał sobie zapłacić.

Za swoje zasługi dla polskiego sportu Tadeusz Kwapień otrzymał wiele odznaczeń: w 1958 r. Złoty Krzyż Zasługi, tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu, Srebrną Odznakę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (1986), Złotą Odznakę za Zasługi dla Zakopanego, odznakę Honorowego Członka Gwardyjskiego Towarzystwa Sportowego "Wisła" (1966). Był członkiem komisji sędziowskiej TZN.

W domu posiada albumy ze zdjęciami i wycinkami z prasy dotyczącymi swoich startów w narciarstwie i lekkiej atletyce. Na półkach stoją puchary, a na ścianach wiszą dyplomy. Czasami zagląda na Krzeptówki, gdzie ma wielu kolegów-olimpijczyków, z którymi walczył dla białego orzełka, przypiętego do reprezentacyjnego swetra. Ostatnio czyni to coraz rzadziej, bo zdrowie nie pozwala, ale znajduje jeszcze czas, by spotkać się z kolegami i powspominać dawne dobre narciarskie czasy.

Autorem biografii jest historyk Wojciech Szatkowski, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem


Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego
w Zakopanem, ul. Krupówki 10, 34-500 Zakopane
tel. 0-18 20152-05, wewn. 26, fax. 0-18 20 638-72
http://www.muzeumtatrzanskie.com.pl
e-mail: historia@muzeumtatrzanskie.pl



Wywiad-rzeka z Tadeuszem Kwapieniem (1998)
Autor: Wojciech Szatkowski, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Kwapień (lewy dolny róg)
Kwapień (lewy dolny róg)

Tadeusz Kwapień: „W szkole nazywano mnie „Kajzerka”, ponieważ mój ojciec był właścicielem piekarni na Krzeptówkach. Zacząłem po wojnie od lekkiej atletyki i zwyciężyłem nad biegaczem Niemczykiem. W 1945 r. po wyzwoleniu poszedłem na trening z kilkoma chłopakami i trenerem Orlewiczem. Orlewicz nadal bardzo ostre tempo i wszyscy zaczęli słabnąć, a ja za Orlewiczem, a on był wtedy bardzo mocny. Przebiegliśmy wtedy długą trasę, jakieś 10-12 km, na Krzeptówki, Gronik. Orlewicz obraca się i mówi: „To tempo nie jest dla Ciebie za silne, to ty świetnie biegasz, daję Cię do pierwszej drużyny „Wisły”. W biegu sztafetowym wtedy „Wisła’ zwyciężyła, a ja uzyskałem najlepszy czas. No i w 1946 r. były pierwsze zawody indywidualne, w biegu na 18 km i ja zająłem trzecie miejsce, wygrał Orlewicz (czas 1 godz. 14 min. 21 sek.), drugi był Józef Sitarz (1 godz. 18 min. 50 sek.), a ja byłem trzeci ( z czasem 1min. 19 min. 10sek.). Startowało wtedy 44 zawodników. Wtenczas zająłbym lepsze miejsce, ale miałem złe buty, a wiązania były specjalnie przystosowane do specjalistycznego obuwia i w związku z tym narta ciągle mi spadała. Minąłem wtedy Staszka Skupnia, co było sensacją - to było 30 stycznia 1946 r.

Wojciech Szatkowski: Proszę powiedzieć o filii „Wisły”, która powstała na Krzeptówkach.

Tadeusz Kwapień: To było w 1946 r. Postanowiłem wtedy utworzyć filię „Wisły” w Kościelisku na Krzeptówkach u Władysława Polankowego w domu. Za lokal płacił mój ojciec i ojciec finansował klub, dawał bułki z piekarni, bo w klubie trenowało wielu chłopców i dziewcząt z biednych rodzin. Ja ich wciągnąłem wszystkich do narciarstwa. Zresztą wtedy Krzeptówki w narciarstwie były potęgą i mogły zwyciężyć z całą Polską. Taka mieliśmy „paczkę’. To była kolebka polskiego narciarstwa po wojnie. Trenowali tam: rodzeństwo Danieli, „Ociec” Bukowski, Tadeusz Gąsienica-Fronek, Stanisław Stopka-Olesiak, Ciaptak, Zarycki - niektórzy przeszli potem do innych klubów.

Startowałem w zawodach Memoriale im. Wóycickiego i zająłem w nim drugie miejsce, zwyciężył wtedy Orlewicz. Potem mistrzostwa Polski. To były zawody międzynarodowe o mistrzostwa Polski, zwyciężył w nich znakomity biegacz czechosłowacki Jaroslav Cardal, drugi Matuszny, trzeci Stefan Dziedzic, czwarty Sitarz, ja byłem 13. Źle wtedy posmarowałem. Na XXI mistrzostwach Polski w narciarstwie sztafeta „wiślaków” w składzie: Jerzy Lechowicz, Józef Sitarz, Tadeusz Kwapień i Marian Woyna-Orlewicz zajęła pierwsze miejsce przed HKN Zakopane, SN PTT (pierwsza sztafeta) SN PTT (druga sztafeta) i drugą sztafetą „Wisły” i zakopiańskim „Sokołem”. Wtedy Tadeusz Kwapień zdobył pierwszy tytuł mistrza Polski w narciarstwie...

Wojciech Szatkowski: Był Pan bardzo dobry w sztafecie?

Tadeusz Kwapień: Tak, zajęliśmy pierwsze miejsce w składzie: Lechowicz, Sitarz, Kwapień i Marian Woyna-Orlewicz. Potem wyjechaliśmy na zawody do Bańskiej Bystrzycy w 1946 r. i tu wygrał znowu Cardal, który był w znakomitym biegaczem. Mam parę zdjęć z tych zawodów, między innymi ze Stanisławem Marusarzem, który wygrał wtedy skoki. Stamtąd pojechaliśmy do Nydka, za Cieszynem. I tam wygrałem bieg, drugi był Matuszny, a trzeci Dziedzic. Pierwszy raz Dziedzic namówił mnie na skoki do kombinacji: - Słuchaj jak ty tak dobrze pobiegłeś, to startuj w kombinacji ! I wystartowałem. Bieg złożony wygrał Dziedzic, ja byłem drugi ze skokami 33 i 35 m. Wtedy pierwszy raz w życiu skakałem, zacząłem odtąd startować także w kombinacji. Miałem nawet wicemistrzostwo Polski w kombinacji norweskiej. W 1946 r. startowałem w pierwszym Memoriale im. Bronisława Czecha. Ja wygrałem wtedy bieg i muszę powiedzieć, że traktuję jako wielki sukces fakt, że wygrałem sześć biegów podczas Memoriałów im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Ja z Krzeptówek biegłem na Kalatówki, bo tam był przed schroniskiem start. Po drodze widziałem jak sankami jedzie do góry Orlewicz, wtedy on był trzeci. A drugi był Stefan Dziedzic- konkurencje klasyczne rozegrano w dniach od 7 do 10 marca 1946 r. a zjazdowe 8 marca.

Wojciech Szatkowski: Na jakich nartach i smarach startował Pan w tym okresie?

Tadeusz Kwapień: Na tych samych co wcześniej tylko trochę ulepszyłem wiązania. Były to narty Zubka. Potem dostawaliśmy fińskie biegówki „Karhu” z misiem. I startowaliśmy na tych nartach. Potem na „Jervinenach”- to wtedy były najlepsze narty na świecie. dawano na sprzęt pieniądze na narty, a wyczynowe narty były bardzo drogie, więc kupowaliśmy narty turystyczne, czasami używane przez fińskie wojsko. Narty wyczynowe kupowaliśmy od zawodników skandynawskich, którzy przyjeżdżali na Memoriały im. Bronisława Czecha i po zakończeniu oni chętnie sprzedawali swoje narty. Czasami za alkohol. Tak samo było ze smarami, które kupowaliśmy po imprezach. Szliśmy z „prezentami’ do nich i nabywaliśmy smary i narty za kożuszki, alkohol itd. Używaliśmy smarów fińskich „Kiva”, potem włoskie „Rode”. Zaprzyjaźniliśmy się z właścicielem firmy „Rode”, potem używaliśmy „Swixy”, ale do dnia dzisiejszego klistry „Rode” są wyśmienite. Często smary kupowaliśmy za własne pieniądze. Smary te kosztowały ok. 2-3 dolarów, były dla nas bardzo drogie, ale musieliśmy je kupować. Byli wśród nas zawodnicy, którzy kryli się z tym jak smarują. Dla zmylenia przeciwnika wkładał lepszy smar np. „Kiva” do innego pudełka, kryjąc jakim naprawdę smaruje. To tyle o smarach z tamtego okresu.

Później rozpocząłem od lekkiej atletyki. Uprawiałem także sport motocyklowy i zdobyłem Wojewódzkie mistrzostwo w rajdzie ulicznym- Miałem motocykl „DKW”, niemiecki.. Brałem udział w biegach przełajowym w barwach krakowskiej „Wisły”. Były pojedynki między klubami krakowską „Wisła” i „Cracowią”. Biegi letnie dawały mi dobrą zaprawę na zimę. Chociaż „Wujek” Orlewicz był przeciwny moim startom w lekkiej atletyce, to jednak w tym okresie bardziej mi się podobała lekkoatletyka niż narty. Bo w lekkiej atletyce jest bezpośrednia walka z zawodnikiem na trasie. A na nartach nie , bo zawodnicy startują co pół minuty. Dawniej co tydzień robiono tabele wyników i wiedziałem. Były biegi co tydzień. W 1950, gdy zdobyłem mistrzostwa Polski i zgłosiłem się na zgrupowanie lekkoatletów w „Imperialu” a trener Gąssowski mówi do mnie: „Zarząd zdecydował, że musisz wybrać albo biegi albo narty”. I wybrałem narty...Powiedziałem, że wolę narciarstwo. A miałem przecież w okresie letnim około 40 startów w biegach lekkoatletycznych i wiele sukcesów. I mogłem być na Olimpiadzie w Helsinkach, ale nie pojechałem. Trenowałem także szybownictwo.

Przyszła zima i zdobyliśmy mistrzostwo Polski w sztafecie. Najlepszy czas osiągnął Orlewicz. Sztafeta „Wisły” wygrała w składzie: Sitarz, Klocek, Orlewicz i Kwapień. Druga była sztafeta SN PTT: Józef Zubek, Stanisław i Tadeusz Skupniowie i Józef Matuszny, trzecia HKN, czwarta druga sztafeta „Wisły”- startowało w sumie 6 sztafet. Zawody były rozegrane 31 grudnia 1946 r. był to Bieg Sylwestrowy. Były ładne warunki, piękna zima. Ja wygrałem wtedy te zawody. Wygrałem mistrzostwa Podhalańskiego Okręgu PZN. W 1947 r. pojechaliśmy na zawody FIS, do Chamonix- to były nieoficjalne mistrzostwa świata. Jechaliśmy tam pociągiem dwie doby !Sztafeta polska w Chamonix przybiegła na 5. miejscu. Pierwsi byli Finowie, drugie miejsce Szwajcarzy, trzecie pierwsza sztafeta Francji, czwarte miejsce sztafeta Francji „druga” a piąte my. Było chyba siedem sztafet. W biegu na 18 km wygrał Fin Kiuru, Józef Daniel-Krzeptowski był 9. On mieszkał wtedy w Chamonix. To był już wysoki poziom i poważne miejsce.


W St. Moritz (1948). Moja pierwsza Olimpiada Zimowa

Wojciech Szatkowski: Biegaliście w białych opaskach na czole?

Tadeusz Kwapień: Taka była moda wtedy, aby pot w czasie wysiłku nie zalewał oczu, to zawiązywało się białą chustkę.

Wojciech Szatkowski: Przed wojną też tak biegali?.

Tadeusz Kwapień: Tak. Potem Olimpiada w St. Moritz w 1948 r. Startowaliśmy z orłem w koronie do 1948 r. To emblemat z tego okresu. W willi „Skaut” było wtedy pierwsze zgrupowanie przedolimpijskie, cały trening odbywał się w Zakopanem. Wtedy zresztą też skakałem i w skokach otwartych byłem 9. Zresztą tak jak wspominałem większość zawodników startowała w kombinacji. To była bardzo ładna Olimpiada i muszę powiedzieć, że byliśmy bardzo ładnie ubrani, to trzeba przyznać. W składzie polskiej ekipy olimpijskiej znaleźli się: Stanisław Marusarz, Józef Marusarz, Józef Daniel-Krzeptowski, Jan Kula, Jan Gąsienica-Ciaptak, Stefan Dziedzic, Tadeusz Kwapień, Stanisław Bukowski, Jerzy Schindler, Jan Pawlica i Leopold Tajner. Sztandarowym był Marusarz. Marynarki z orłem i spodnie narciarskie i ładne czapeczki z daszkiem.

Wojciech Szatkowski: Jak witano Polaków?

Tadeusz Kwapień: Wszyscy gorąco witali „Dziadka” Marusarza. Ja byłem wtedy 47. a najlepsi byli Szwedzi. Szwedzi zwyciężyli wtedy także w sztafecie, a Polacy na 10. miejscu. Wtedy startowaliśmy na „zubkach”. Otwarcie było na lodowisku. Potem były mistrzostwa Polski w Karpaczu, ja tam byłem trzeci. następnie startowałem w Pucharze Tatr, który wygrałem, drugi Krzeptowski, czwarty Stefan Dziedzic. Atmosfera w kadrze była bardzo dobra, było naprawdę bardzo przyjemnie, narciarze to była jedna brać, naprawdę na poziomie. Biegacze chodzili na biegi zjazdowe i slalomy, zjazdowcy na biegi - tak, że atmosfera była naprawdę bardzo koleżeńska. Byłem bardzo dumny z tego, że na przykład startuję z Marusarzem, podchodziłem do niego z sentymentem. Był koleżeński.

W roku olimpijskim na XXIII mistrzostwach Polski byłem drugi w kombinacji norweskiej, za Józefem Danielem-Krzeptowskim, drugi w biegu na 18 km za Dziedzicem. W sztafecie znowu byliśmy pierwsi w składzie: J. Sitarz, Marian Woyna-Orlewicz, Stanisław Bukowski i ja, przed LZS „Wisła” Istebna, SN PTT Zakopane, HKN- było w sumie 6 sztafet. Po Olimpiadzie w St. Moritz rozegrano III Memoriał im. Bronisława Czecha i warto przypomnieć, że zawody te organizowano w formie czwórmeczu (Biegi, skoki, slalom i zjazd). 18 marca 1948 r. rozegrano bieg na 18 km w bardzo ciężkich warunkach śnieżnych. Trasa też była ciężka: z Kuźnic przez Kalatówki, na Kondratową aż do Piekiełka, stąd na Myślenickie Turnie i do Jaworzynki. W tej alpejskiej zaiste trasie zwyciężył Dziedzic, drugi był Józef Krzeptowski-Daniel a trzeci Tadeusz Kwapień.

Startowałem nadal w lekkiej atletyce i zdobyłem w tej konkurencji dwa tytuły mistrza Polski: na 1500 m w roku 1949 i 5000 w 50 r. oraz dwa tytuły wicemistrzowskie. Wtedy wygrywał Widecki , a w czołówce był Staniszewski i ja. Biegałem też z Emilem Zatopkiem, nawet mam jego autograf i kilka zdjęć. Startowałem w Budapeszcie w akademickich zawodach. Robiłem też kurs szybowcowy i zdobyłem kategorię „B”. W 1949 r. na mistrzostwach Polski byłem 4 w kombinacji norweskiej, drugi w biegu na 18 km i pierwszy w sztafecie (w składzie: Józef Sitarz, Tadeusz Gąsienica-Fronek, Stanisław Bukowski i ja). W IV memoriale im. Bronisława CZecha Kwapień odnosi kolejny sukces. Memoriał rozegrano ponownie w formie czwórmeczu. W czasie pierwszego dnia trwania zawodów rozegrano bieg na 14 km na prawdziwie górskiej trasie: start ze stadionu pod Krokwią do Kuźnic , do trasy FIS II, do szałasów na Goryczkowej, trawersem na Myślenickie Turnie, zjazd, do Doliny Jaworzynki i z powrotem do Kuźnic i na stadion pod Krokwią – na tej trudnej trasie tadeusz Kwapień był nie do pokonania. jego forma rosła i zwyciężył w kolejnym Memoriale im. Bronisława Czecha w 1950 r. w konkurencjach biegowych. Jak zwykle w pierwszym dniu trwania zawodów rozegrano „osiemnastkę” na trasie z metą przy schronisku na Polanie Ornak, do Pysznej pod Siwe sady, powrót w stronę Przełęczy Iwaniackiej, dalej na Halę Smytnią i na górne polany Doliny Tomanowej i znowu w stronę Pysznej i do mety. Jak już mówiłem, zwyciężył Kwapień, przed Danielem-Krzeptowskim i trzecim Bukowskim. Na kolejnym Memoriale w roku 1951 Kwapień był czwarty w ogólnej klasyfikacji. W kolejnym Memoriale zwycięża świetny biegacz czechosłowacki Jaroslav Cardal, za nim drugi Kwapień, trzeci Styrczula, czwarty Krzeptowski-Daniel. W 1951 w biegu na 18 km wygrał „Ociec” Bukowski, ja byłem drugi, w sztafecie zajęliśmy drugie miejsce za WKS Zakopane. W 1952 r. wygrałem „osiemnastkę” przed Janem Raszką i Janem Holeksą i bieg sztafetowy, w składzie: Tadeusz Gąsienica-Fronek, Czesław (Stanisław) Stopka, Stanisław Bukowski i ja. W tym samym roku pojechaliśmy na Zimowe Igrzyska do Oslo.

W Oslo (1952)

Do Oslo pojechali jako reprezentanci Polski: skoczkowie: Stanisław Marusarz, Antoni Wieczorek, Andrzej Gąsienica-Daniel, Jakub Węgrzynkiewicz, Leopold Tajner, dwuboista klasyczny: Józef Daniel-Krzeptowski, biegacz: Tadeusz Kwapień, alpejki: Barbara Grocholska-Kurkowiak, Teresa Kodelska, Maria Kowalska oraz alpejczycy: Andrzej Czarniak, Stefan Dziedzic, Andrzej Gąsienica-Roj, Jan Gąsienica-Ciaptak, Józef Marusarz i Jan Płonka .Tadeusz Kwapień tak wspomina swój drugi występ olimpijski:

„W Oslo byłem sam jeden. W dodatku tuż przed zawodami olimpijskimi pojechałem na zawody do Oberhofu w Niemeczech i tam się przeziębiłem.. PZN postanowił wysłać tylko mnie jednego i ja się tam bardzo źle czułem. Bo mieszkałem sam jeden w domu w centrum Oslo a zjazdowcy wyjechali na północ. A biegi były w Holmenkollen, więc zostałem sam jeden, nawet bez trenera, co musiało się odbić na wyniku. Biegłem nawet nieźle, ale złamałem nartę. i byłem 41. na 18 km, i ktoś po drodze dał mi drugą nartę. Pamiętam, że stanąłem a wtedy jakiś Norweg dał mi swoją nartę. Biegłem na nartach fińskich „karhu”. Później dostałem narty Jervinen, ale muszę powiedzieć, że zawodnikom wtedy kupowano narty nie zawodnicze, ale turystyczne po około 8-10 dolarów za parę.

Wojciech Szatkowski: Czy znał Pan wielkich biegaczy tamtego okresu Hakulinena, Jernberga i innych?

Tadeusz Kwapień: Tak, świetnie znałem Hakulinena. Bardzo nie lubili rozmawiać, tak Hakulinen jak i Jernberg. i trzymali się z nami na dystans. Zresztą nie tylko wobec nas, ale i innych. Najbardziej przyjaźni wobec nas byli Rosjanie. Bardzo zaprzyjaźniłem się z Kołczinem i Terentiewem, którzy byli mistrzami świata. Mimo to byli to fajni chłopcy. ZSRR nie należał do MKOl, ale zawodnicy tego kraju po raz pierwszy wystartowali w mistrzostwach świata w konkurencjach klasycznych 1954 r. w Falun, a na Zimowych Igrzyskach w 1956 r. w Cortinie i świetnie biegali. Byli bardzo dostępni i przyjaźni. Dobrze znaliśmy też Czechów: Cardala i Melicha. Wieczorem po zawodach siedzieliśmy długo razem, śpiewali i znaliśmy się świetnie. Znaliśmy też Niemców z NRD, którzy do nas przyjeżdżali po naukę. Najlepszym ich biegaczem był Kuno Werner. Oni potem zaczęli stosować środki dopingujące, niedozwolone. Przystąpiłem wtedy do kursu przewodnickiego, chodziłem na zajęcia przewodnickie.

Wojciech Szatkowski: Jak wyglądał Pański trening ?.

Tadeusz Kwapień: Latem trenowaliśmy marszobiegi z kijkami. Nigdy nie wyjeżdżaliśmy na lodowce, tylko trenowaliśmy w kraju na „pierwszym śniegu”, np. na Kondratowej, gdzie rano robiliśmy pętle pod Łopatą. Jak śniegu brakowało to nosiliśmy go w koszach i usypywaliśmy na . Były tam też skocznie narciarskie. Były zgrupowania w Pięciu Stawach i, jak się spało to było ciepło, i musieliśmy w nocy trzymać dyżury i dokładać do pieca. Jedzenie mieliśmy kiepskie i stawka była 45 złotych. i jedliśmy chleb z solą, po pieczywo chodziliśmy do Roztoki. Biegaliśmy po Stawie. Wtedy moje koleżanki biegaczki wpadły do wody, biegły za blisko brzegu, załamały lód i naprawdę cudem się uratowały, a ratował je trener Edward Mróz. Wody ciepłej nie było tylko zimna. Takie to były zgrupowania.

Wojciech Szatkowski: Trzeba było mieć dużo samozaparcia by uprawiać biegi w tym okresie?

Tadeusz Kwapień: Tak, sztafeta „Wisły” była wtedy najlepsza w Polsce. Potem, w 1948 r. wycofał się z czynnego uprawiania sportu. Na Akademickich mistrzostwach świata w Szpindlerowym Młynie wygrałem bieg - te zawody były wielkim sukcesem polskich narciarzy. W biegach startowaliśmy w dwuczęściowych białych kombinezonach z płótna spadochronowego. W kombinacji norweskiej zwyciężył Dziedzic, a ja byłem drugi. Trzeci był Tadeusz Kaczmarczyk. „w czwórboju na pierwszych miejscach Polacy”, „Stefan Dziedzic i Kwapień akademickimi mistrzami świata” – takie artykuły ukazały się wtedy w gazetach. W 1954 r. byłem drugi w Memoriale za Melichem z Czechosłowacji. Wygrałem tylko 4 sekundy przed drugim znakomitym Czechem Cardalem.

W 1956 i 1957 r. byłem najlepszym biegaczem Europy Środkowo-Wschodniej. Byłem wtedy naprawdę dobrze przygotowany do zawodów. To był mój najlepszy start. Ja wtenczas mogłem lepsze miejsce zająć, ale posmarowaliśmy narty klistrem na mokry śnieg, a w nocy spadł świeży śnieg i zaraz po starcie zalodziło mi narty. W sztafecie Rubiś złamał nartę, a Sobaczak miał ciężki upadek na mostku i zajęliśmy 9. miejsce w biegu sztafetowym. Na 30 km byłem 12. Niestety nie dostałem na czas picia Kaczmarczyk był naszym trenerem i chyba zapomniał z emocji o podaniu nam picia. No i wielka radość z medalu Franciszka Gąsienicy-Gronia (brąz w kombinacji norweskiej) i w ogóle udało się uzyskać niezłe wyniki w biegach. Z radości po z medalu Gronia działacze wzięli nas do kina na western. Groń dostał za medal olimpijski talon na motocykl, za który musiał sobie zapłacić.

Wojciech Szatkowski: Proszę opowiedzieć o upolitycznieniu sportu w tym okresie (lata 50.).

Tadeusz Kwapień: To było najgorsze. Nosiłem emblemat z orłem w koronie. Potem się zmieniło, pojawili si ę polityczni, zabronili nam śpiewać, „Kiedy ranne wstają zorze”, śpiewaliśmy najpierw „Naprzód młodzieży świata” na apelach, a w pokojach „Kiedy ranne wstaną zorze”. Ale musieliśmy przestać, bo powiedzieli nam, że nie dostaniemy paszportów, że nie będziemy wyjeżdżać nigdzie. My nie myśleliśmy o polityce. Niektórych zawodników nie puszczano na olimpiady np. Kuli w 1952 r. do Oslo, bo on służył w czasie II wojny światowej w polskich oddziałach na Zachodzie.

W „Gwardii” robiono też weryfikację trenerów i zawodników i odsunięto Orlewicza, Lipowskiego, dlatego, że był przedwojennym oficerem, pułkownika Wagnera. A wtedy ja zostałem kierownikiem sekcji narciarskiej i powiedziałem: „Jeżeli chcecie dalej rozwijać klub gwardyjski, to musicie przywrócić Orlewicza i Lipowskiego i nie róbcie żadnej weryfikacji wśród zawodników”. Dzięki temu Orlewicz i Lipowski i wielu zawodników zostało w klubie.

Wojciech Szatkowski: W 1960 r. miał Pan jechać na Zimowe Igrzyska w Squaw Valley? Co się stało?

Tadeusz Kwapień: Miałem ciężką grypę. Były eliminacje przed Olimpiadę. Miałem gorączkę ok. 38 stopni i mówię do lekarza, że jestem chory. On na to, że muszę wystartować. Fischer prowadził statystykę i na podstawie eliminacji wybierało się 6. najlepszych biegaczy. w najważniejszym biegu byłem 13. i Fischer powiedział mi wtedy , że nie pojadę mimo, że we wcześniejszych biegach byłem w „czwórce”. A szkoda bo to by była moja czwarta olimpiada. A tak na moje miejsce wzięli Sobczaka. Bardzo tego żałuję. Ta grypa azjatycka rozłożyła mnie zupełnie. Pojechałem za to na Memoriał Kurikkali i zająłem w nim dobre miejsce. W 1961 r. startowałem jeszcze w sztafecie, ale wycofałem się i rozstałem się z wyczynowym uprawianiem narciarstwa. Miałem wtedy 37 lat i 15 lat startów za sobą. Zająłem się potem pracą trenerską. Zresztą już wcześniej równocześnie z tym, że byłem zawodnikiem, także trenowałem. Moimi wychowankami byli: Rubiś, „Ociec” Bukowski, Staszek Olesiak, Władek Stopka, Fatla Franciszek, który zdobył wicemistrzowstwo Polski w biegach i wielu innych. Mówiąc szczerze to twoja mama też zaczynała karierę od biegów i należała do mojej grupy. Mama przerzuciła się z konkurencji biegowych na zjazdowe za sprawą trenera Lipowskiego, który namówił ją do narciarstwa alpejskiego.

Wojciech Szatkowski: Doping w tamtych czasach?

Tadeusz Kwapień: „Trener Tadeusz Kaczmarczyk opowiadał mi, że widział jak zawodnikowi radzieckiemu Kuzinowi przez spodnie dawano zastrzyki, prawdopodobnie ze środkami dopingującymi. Wtedy, kiedy ja biegałem jako zawodnik były początki dopingu i nie było żadnej kontroli. Później robili to na pewno zawodnicy z NRD – wielu z nich dzisiaj już nie żyje lub są kalekami. U nas nikt nie interesował się dopingiem w tym czasie. Pamiętam, że w latach 40. opiekował się nami dr Stankowicz, uczył nas języków: angielskiego i niemieckiego, czytał wiele ciekawych książek. Potem opiekował się nami dr Kowalski, który był wspaniałym człowiekiem, rozśmieszał nas kawałami, dawał lekarstwa.

Wojciech Szatkowski: Pański najprzyjemniejszy start w życiu?

Tadeusz Kwapień: Dla mnie najlepsze wspomnienia pozostawił w pamięci start w akademickich mistrzostwach świata W Semmeringu w 1953 r., kiedy byłem drugi, za Terentjewem, ale tylko dwie sekundy. Oni (Rosjanie) mieli do mnie wielkie uznanie, a biegacze radzieccy należeli do czołówki światowej. Wtedy poznałem znakomitych biegaczy Kuzina i Kołczina i zaprzyjaźniliśmy się. A wtedy przyjechała cała czołówka najlepszych biegaczy radzieckich.

Pamiętam sztafetę na Memoriale Bronisława Czecha i tam walczyłem z Finem do końca biegu. Dawniej na te zawody przyjeżdżała czołówka świata. Memoriał był drugą wielką imprezą FIS po mistrzostwach świata i może po zawodach w narciarstwie klasycznym w Holmenkollen. To było wielkie święto polskiego narciarstwa. Wtedy w Polsce tysiące ludzi brało urlopy, by oglądać te zawody. Piękna była oprawa techniczna tych zawodów, byłem dumny z tego, że tak poważne zawody są organizowane w Polsce.

Pamiętam też zawody w Le Brassus w Szwajcarii. Le Brassus to nieduże miasteczko. Pamiętam, że przed startem przyjechał na koniu właściciel fabryki zegarków, który organizował te zawody i objechał na koniu całą trasę, także zrobił potworne dziury i organizatorzy byli zmuszeni przesunąć termin startu na godziny popołudniowe. Jeśli chodzi o zawody w kraju to muszę powiedzieć, że była ostra rywalizacja Zakopane contra Śląsk.

Wojciech Szatkowski: Koledzy z kadry?.

Tadeusz Kwapień: Bardzo miło wspominam „Oćca” Bukowskiego. Był bardzo równym zawodnikiem i zawsze można było na niego liczyć w sztafecie. Wiadomo, że nie zawali biegu. Bukowskiego wystawiono do biegu na 50 km w Cortinie niemalże w ostatniej chwili. Jego organizm był przystosowany do maratonów, których ja na przykład nie cierpiałem. Ja odwrotnie nie byłem przystosowany do długich dystansów i ich nienawidziłem. Biegałem 30-tki i 18-tki. Na 30-tkę w Cortinie byłem 12. Bukowski był bardzo chętny do biegu i my prosiliśmy naszych działaczy by „Ojca” wystawiono do biegu na 50 km, bo przed olimpiadą nie przewidywano nikogo na bieg na 50 km. Myśmy bardzo się bali tego dystansu. Chociaż tak naprawdę dobry narciarz powinien startować na każdym dystansie. Pamiętam, że w tym okresie narty podczas startów olimpijskich były zawsze znakowane. Można było zmienić jedną nartę, dwie nie.

Bardzo mile wspominam także siostrę Warszawską. Wtedy kiedy ja startowałem pracowała w KBK, ale dr Spławiński delegował ją do opiekowania się narciarzami w czasie zawodów. Jak ktoś był przeziębiony to robiła mu mleko z miodem, była naprawdę bardzo opiekuńcza, zapisywała leki, zawsze uśmiechnięta, koleżeńska. dawała nam zastrzyki z witaminami z glukozą dla wzmocnienia. Siostra Warszawska była pielęgniarką w powstaniu warszawskim. Była dla nas jak druga matka, przynosiła nam owoce, dawała lekarstwa. Przychodnię do dzisiaj utrzymuje we wzorowym porządku, pamięta o starych zawodnikach i jak przychodzę do niej to mówi: „Mam tu dobry torcik! Chodź to cię nim poczęstuję z dobrą kawą”.

Pozostały wspomnienia po trzech olimpijskich startach, mistrzostwach Polski, wspaniały start w Semmeringu. Za swoje zasługi dla polskiego sportu Tadeusz Kwapień otrzymał wiele odznaczeń: w 1958 r. Złoty Krzyż Zasługi, Zasłużonego Mistrza Sportu (legitymacja nr 43), Srebrną Odznakę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w 1986 r., Złotą Odznakę za Zasługi dla Zakopanego, odznakę Honorowego Członka Gwardyjskiego Towarzystwa Sportowego „Wisła” w 1966 r. Jest członkiem Komisji Sędziowskiej TZN. Z nartami nie rozstał się więc na stałe. Dlatego Tadeusz Kwapień nadal spotyka się codziennie ze swoimi kolegami z narciarskich tras, Tadeuszem Kaczmarczykiem, Stanisławem Wawrytką II i innymi w sali zakopiańskiego „Morskiego Oka” wspominając dawne starty, ale także dyskutując nad dniem dzisiejszym polskiego narciarstwa.


Autorem wywiadu z Tadeuszem Kwapieniem jest historyk Wojciech Szatkowski, Muzeum Tatrzańskie w Zakopanem

Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego
w Zakopanem, ul. Krupówki 10, 34-500 Zakopane
tel. 0-18 20152-05, wewn. 26, fax. 0-18 20 638-72
http://www.muzeumtatrzanskie.com.pl
e-mail: historia@muzeumtatrzanskie.pl



Galeria - Tadeusz Kwapień, archiwalne zdjęcia ze zbiorów rodzinnych

Tadeusz Kwapień na zdjęciach

Kwapień w prasie

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1949/nr103/directory.djvu strona 5. MP na 1500 m. w 1949.