Tadeusz Orzelski
Z Historia Wisły
Spis treści |
Budując wiślacką potęgę
Tadeusz Orzelski (ur. 30 marca 1894 we Lwowie, zm. 10 listopada 1953 w Krakowie). Lwowianin z urodzenia, krakowianin z wychowania. Tutaj rozpoczął edukację w szkole powszechnej i zakończył ją na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studia kontynuować miał potem w Oxfordzie. Z zawodu i wykształcenia inżynier chemik. Przez całe lata związany z krakowskimi Wodociągami, najpierw jako pracownik, a później jako dyrektor. „Wicedyrektorem Wodociągu Miejskiego” został mianowany 1 października 1931. Równo rok później został już jego dyrektorem.
To on był w 1933 roku inicjatorem i pierwszym kierownikiem laboratorium bakteriologicznego utworzonego w Zakładzie Wodociągowym w Bielanach. Laboratorium to dokonywało analiz wody surowej i uzdatnionej [1]. W pracy zawodowej dał się poznać nie tylko jako innowator, ale także dobry organizator. Nic dziwnego, że piął się po szczeblach kariery, osiągając z czasem stanowisko dyrektora Wodociągów i Kanalizacji Stołeczno-Królewskiego miasta Krakowa. W Polskim Zrzeszeniu Gazowników, Wodociągowców i Techników Sanitarnych Oddział Śląsko-Krakowski pełnił funkcje wiceprzewodniczącego (wybrano go na tę funkcję w 1938 roku) [2]. Człowiek wielu pasji i zainteresowań, urodzony społecznik. Politycznie związany od przedwojny z Polską Partią Socjalistyczną. Był radnym Krakowa, a także członkiem „Rady Przybocznej Prezydenta i Wiceprezydentów stoł. król. miasta Krakowa”. Odpowiadał w niej m.in. za sprawy gospodarcze i "policji miejscowej”. Co zrozumiałe, znalazł się także w "Komisji dla spraw elektrowni miejskiej" i "wodociągu miejskiego". Zasiadał również w sądzie honorowym Rady Przybocznej. Wraz z objęciem funkcji kierowniczych w krakowskich wodociągach wniósł na ręce prezydenta Beliny-Prażmowskiego „rezygnację z godności członka Rady miasta”.
W Wiśle był człowiekiem-instytucją. Jak twierdzili ludzi dobrze go znający: był oddany Wiśle „całym sercem”, „umiłował [ją] i każdy wolny czas od pracy zawodowej poświęcał klubowi” [3]… Bo też należał do tego pokolenia Wiślaków, które najpierw walczyło o utrzymanie klubu przy życiu, mimo przeciwności losu, jakie na niego spadały, a potem budowały niemal od podstaw jego sportową potęgę.
Związany był z nią od młodzieńczych lat, podobnie jak jego ojciec, który pełnił funkcje wiceprezesa TS Wisła od 1910 roku, a w 1913 roku dostąpił zaszczytu prezesowania temu klubowi. Niewykluczone, że to właśnie on zaszczepił w nim wiślackiego bakcyla. Zresztą wiślacka droga Tadeusza przebiegała potem w bardzo podobny sposób.
Kiedy Tadeusz wstąpił do Wisły, dokładnie nie wiadomo. Wiadomo jednak, że był piłkarzem naszego klubu już przed wojną. Nic w tym dziwnego skoro uczył się w wiślackim mateczniku w momencie kiedy to Wisła przychodziła na ten świat (w 1907 roku chodził do klasy III II Szkoły Realnej).
Nigdy jednak nie przebił się do I drużyny Wisły i na publikowanej w księdze pamiątkowej TS Wisła z okazji 30-lecia klubu liście graczy nie figuruje. W nielicznych i niezwykle lakonicznych biogramach pisze się, że grywać miał w barwach „Czerwonych” w latach dwudziestych, co wydaje się mało prawdopodobne, gdyż pełnił już wówczas odpowiedzialne funkcje nie tylko w TS Wisła, ale także w KOZPN i PZPN. Jak by nie było z futbolem był związany od dziecięcych lat. Choć kariery futbolisty nie zrobił, to jednak ten epizod w jego życiu pozwolił mu na poznanie arkanów tego sportu na tyle, by potem z powodzeniem kierować sekcją piłkarską nie tylko w jego macierzystym klubie.
Dał się jednak poznać przede wszystkim jako zdolny organizator życia klubowego i nie tylko, bo od początku zasiadał w władzach nie tylko lokalnego związku piłkarskiego, ale także jego ogólnopolskiej centrali. Zaczynał skromnie od komisji kontroli w macierzystym klubie (1921). Jednak już w następnym roku znalazł się kierownictwie sekcji piłki nożnej. Poznawał więc funkcjonowanie klubu od podszewki. W latach dwudziestych bowiem jego nazwisko przewija się przez większość klubowych struktur, sterujących sportowym i organizacyjnym życiem TS Wisła. Jest więc i w komisji gospodarczej, administracyjnej, dyscyplinarnej, propagandowej i zasiadał w sądzie honorowym [4]. Nie były to funkcje honorowe, ale wymagały sporego zaangażowania czasu i sił. I te siły w budowaniu Wisły Orzelski z siebie wydobywał, łącząc pracę zawodową z wiślackim zaangażowaniem. A też pracy w klubie miał mnóstwo. Nie trzymał się zresztą sztywno swoich obowiązków klubowych. Żył klubową codziennością i pomagał każdemu Wiślakowi w potrzebie. Ciekawostką był na przykład fakt, że zawodnicy słabego zdrowia i niemajętni zwracać się mieli właśnie do niego, a on wskazywał im „lekarzy bezpłatnych" [5].
Był niezwykle uczulony w kwestii obrony dobrego imienia Wisły, także na łamach prasy, czemu niejednokrotnie dawał wyraz. W 1923 roku na jego wniosek uchwalono nawet podczas posiedzenia zarządu klubu odebranie "Ikacowi" prawa bezpłatnego wstępu na zawody dopóki recenzentem będzie tam p. Wacław Sperben (szkodzący sportowi polskiemu „przez kłamliwe, stronnicze i prawdą niezgodne przedstawianie przebiegu zawodów”) [6]. Sprawę jednak potem załagodzono po rozmowach z wydawcą gazety p. Dąbrowskim i zmianie stanowiska Sperbena.
Zaangażowanie w działalność Towarzystwa zostało szybko docenione przez w Wiśle i już w 1924 został po raz pierwszy wybrany jego wiceprezesem. Równocześnie T. Orzelski tworzył podwaliny PZPN. Od 1923 zasiadał nawet w jego ścisłych władzach, pracując jako kronikarz związku, a potem w Wydziale Gier i Dyscypliny. Dzięki temu też dostąpił w olimpijskim roku zaszczytu prowadzenia naszej reprezentacji narodowej w meczu międzypaństwowym z USA. Choć gwoli prawdy raczej zawdzięczał to opieszałości selekcjonera naszej kadry narodowej Adama Obrubańskiego który przedłużył sobie pobyt w Paryżu na tyle, że przed meczem z Amerykanami „Zarząd PZPN w trybie nagłym zlecił przygotowanie reprezentacji innym osobom. W Warszawie padło na Tadeusza Orzelskiego, też „wiślaka”, choć znacznie mniej znanego na piłkarskim polu” pisał potem A. Gowarzewski [7]. Nie był to wielki mecz naszej reprezentacji, został zresztą przegranym w Warszawie 2:3 (10 czerwca 1924). Orzelski oparł reprezentację na graczach swego macierzystego klubu, Wisły. Wystąpiło w nim aż 7 graczy „Czerwonych”, a więc większość – po raz pierwszy, ale nie ostatni w historii naszego futbolu. Istotniejsze dla losów jednego z najlepszych graczy w historii polskiej piłki, Wacka Kuchara, był fakt, że uczynił go kapitanem i „ustawił w nowej dla niego roli środkowego pomocnika, wiążącego zadania ataku i obrony” – co okazało się strzałem w dziesiątkę i było potem kontynuowane przez kolejnych selekcjonerów naszej reprezentacji. Świadczyło to wymownie o tym, że Orzelski na futbolu się znał, miał piłkarskiego nosa i nie bał się podejmować ryzykownych decyzji. I może szkoda, że nie dane mu było kontynuować tej przygody z reprezentacją.
Zresztą i jego kariera w PZPN dość szybko dobiegła końca, a stało się to w związku z głośną aferą w polskim futbolu. Aferą związaną z oskarżeniami o zawodowstwo, jakie wobec szeregu lwowskich klubów i piłkarzy wysuwano wówczas publicznie. Sprawę badała właśnie od 1925 roku specjalna komisja PZPN, w której zasiadał Orzelski. Nałożyła ona dość surowe kary na osoby wplątane w tę aferę. Kary te potem unieważniono na Walnym Zgromadzeniu PZPN w lutym 1926 roku, uznając, że badanie zawodowstwa we Lwowie było prowadzone nieformalnie i sprzecznie ze statutem związku, a tym samym wyniki tych badań są bezpodstawne. Na tym tle, a jeszcze bardziej wskutek konfliktu w KOZPN, w którym pozbawiono Wisłę należnych jej stanowisk, władze TS Wisła postanowiły wówczas, by zasiadający w zarządzie PZPN reprezentanci klubu zrezygnowali z piastowanych stanowisk. Tak też się stało i Orzelski ustąpił ze swego stanowiska [8].
Poświęcić mógł teraz więcej czasu dla Wisły, co doceniono ponownie wybierając go na stanowisko wiceprezesa w 1929 roku. Ukoronowaniem jego pracy było powierzenie mu steru rządów w Wiśle w 1933 roku. A był to rok szczególny, przypadający na środek wielkiego kryzysu, który dotknął także kluby sportowe w Polsce, grożąc wręcz ich egzystencji. TS Wisła musiało nawet zlikwidować niektóre sekcje z takim trudem organizowane w latach dwudziestych, inne zawieszały swą działalność, reszta egzystowała z wielkim trudem. Skala odpowiedzialności stojąca przed nowym prezesem Wisły była więc ogromna. I on temu wyzwaniu podołał. Właśnie w 1933 roku powstała nowa sekcja w klubie – bokserska, stając się od razu czołową w Krakowie, pozostałe w miarę upływu lat wznawiały swą działalność. Nie obywała się zresztą bez problemów, niezależnych od chęci samego prezesa. Tak było w 1935 roku, kiedy to niespodziewanie przed rokiem jubileuszowym TS Wisła huragan zniszczył główną trybunę na stadionie Wisły.
Orzelski nadał klubowi nowy impuls do działania, o czym jasno mówiono przy okazji obchodów 30-lecia klubu. Programem Wisły w drugiej połowie lat trzydziestych było „rozszerzenie ram Wisły. Tworzenie oddziałów w gminach podmiejskich i zabezpieczenie sobie przez to dopływu narybku. W ten sposób opiekujemy się też młodzieżą podmiejską, spełniamy funkcje nie tylko sportowe, ale społeczne… Nie mamy fałszywych ambicyj, chcemy mieć dobrą piłkę nożną, narciarstwo i boks, chcemy mieć lekką atletykę, jako podstawę wszelkich zamierzeń” [9]. I tak też się stało. Klub systematycznie organizował na przykład "Dni propagandy sportu na wsi" – jak informowały rozlepiane w podkrakowskich miejscowościach plakaty. Oddziały Wisły w małych miejscowościach informowały zainteresowaną sportem młodzież, że "w tym czasie, ci którzy zgłoszą przystąpienie do TS „Wisła” będą zwolnieni od wszelkich opłat na rzecz Oddziału", a "specjalny instruktor z Krakowa będzie szkolił młodych. Każdy wstępujący otrzyma odpowiednie wyekwipowanie sportowe bezpłatnie” [10]. Nic dziwnego, że takich wiślackich filii powstało już przed wojną wiele, a kontynuowano tę pracę po zawierusze wojennej. Wiele z tych filii funkcjonuje zresztą do dziś jako niezależne kluby sportowe. Niemała w tym byłą zasługa samego Orzelskiego, który tę ekspansję wiślacką na całą Małopolskę popierał z całych sił.
Co zrozumiałe oczkiem w głowie prezesa byli piłkarze, wizytówka klubu, dwukrotni mistrzowie Polski. Jak wspominał po latach Władysław Giergiel: „Z zawodnikami lubił być na co dzień. Przychodził do szatni w przerwie, pogadał. Wszyscy go w klubie lubili i bardzo szanowali” [11].
Bywał regularnie na meczach piłkarzy. Udawał się zresztą często także na mecze wyjazdowe, uświetniając jubileusze zaprzyjaźnionych z Wisłą klubów i wręczając w imieniu klubu upominki. Tak było np. podczas jubileuszu Pogoni lwowskiej, kiedy to wręczył gospodarzom statuetkę piłkarza „snycerskiej roboty” (lipiec 1922). Poprowadził również zagraniczną ekspedycję Wiślaków wiosną 1933 roku po Belgii i Francji, choć satysfakcji sportowych z tego wyjazdu specjalnych nie miał, gdyż Wisła przegrała wówczas wszystkie mecze. Z satysfakcją zapewne obchodził wraz klubem 30-lecie jego istnienia, które uświetnił mecz z angielską Chelsea. Unikając raczej mediów, po tym zwycięstwie wyjątkowo pozwolił sobie na komentarz: „Jestem z drużyny zadowolony. Grała dobrze, a szczególnie nowe nabytki nie zawiodły, specjalnie Sitko. To samo dotyczy pomocy. Atak ucierpiał na braku Artura. Anglików widziałem pierwszy raz, spodziewałem się jednak, że zagrają lepiej. Zaimponowali grą ciałem oraz głową” [12].
Jemu to w dużej mierze „Biała Gwiazda” zawdzięczała „nieprzebrany zapas rezerw, z których … czerpać można do reprezentacyjnych szeregów”. Jak pisał S. Habzda – przed wojną liczba ćwiczących w Wiśle młodych adeptów futbolu przekraczała 200. „Bo praca w Wiśle, którą Ty Prezesie kierowałeś zasadzała się głównie na wychowaniu najmłodszych i praca ta przysporzyła wiele chwały Towarzystwu” [13]. To najlepiej ukazuje społecznikowski charakter Orzelskiego, właśnie ta praca u podstaw w budowie potęgi Wisły. Zaowocowało to już przed wojną tytułami mistrzowskimi juniorów Wisły. Gracze ci później stanowili o sile pierwszej jedenastki. Żałować tylko należy, że wojna zabrała im najlepsze piłkarsko lata. Opieka prezesa Wisły nad członkami Towarzystwa była zresztą różnoraka. Przychodził on bowiem niejednokrotnie z pomocą wszystkim „wiślakom jako dyrektor Wodociągów: „Wielu piłkarzy Wisły znalazło pracę w Zakładach przez niego kierowanych, właśnie w „Wodociągach” uczył się swego zawodu kierowcy… Mieczysław Gracz. „Jak nie było gdzie mieszkać to u Orzelskiego w Wodociągach były gościnne pokoiki” – wspominał po latach Władysław Filek [14]. I to się nie zmieniło w okupacyjnej rzeczywistości. Tak o tym pisał Stanisław Chemicz: Tadeusz Orzelski, będąc dyrektorem Krakowskich Wodociągów Miejskich, „przychodził z pomocą wszystkim zawodnikom Towarzystwa, którzy zwrócili się do niego, a wielu piłkarzy TS „Wisła" zostało zatrudnionych w tym przedsiębiorstwie, które zresztą już przed wojną zatrudniało wielu zawodników sekcji piłki nożnej TS „Wisła". Między innymi pracowali w nim: Jan Kotlarczyk, Antoni Łyko i Eugeniusz Oleksik, a w okresie okupacji: Mieczysław Gracz, Tadeusz Legutko oraz inni" [15]. Formalnie działalność sportowa Wisły w okresie okupacji była zakazana. W praktyce sabotowano postanowienia okupacyjnych władz i Orzelski nadal stał na czele klubu, kierując jego działalnością.
Okupacyjne losy
Orzelski pozostał początkowo na swoim stanowisku w „Wodociągach”, przygarniając zresztą pozostających bez pracy Wiślaków. Wiślackie obiekty sportowe wraz z majątkiem zostały wówczas przejęte przez niemiecki 3. Regiment Strzelców Krajowych.
Tylko niewielką część udało się ukryć przed okupantem, przechowywano tę część ruchomego majątku TS w „Wodociągach” (w magazynie odlewni). Sam Orzelski, na którego ręce spływały pisma władz okupacyjnych domagające się zdania reszty sprzętu oświadczył, że takowy już jest w posiadaniu 3. Regimentu. Przechowywane w „Wodociągach pamiątki klubowe i sprzęt sportowy dostały się jednak w niemieckie ręce w czasie rewizji w roku 1941. Ciekawostką był fakt, że w początkach 1940 roku w odniesieniu do TS Wisła Kommando der Schutzpolizei stwierdziło; „nie istnieje, członkowie nieznani” [16]. Co oczywiście było nieprawdą, bo Wiślacy w warunkach konspiracyjnych, pod opieką Orzelskiego rozgrywali przecież mecze piłkarskie, za co groziły co najmniej kary więzienia.
W warunkach okupacyjnych działalność klubowa schodziła jednak na dalszy plan. Tak właśnie swe patriotyczne obowiązki traktował sam Orzelski. Związany z PPS od pierwszych dni okupacji prowadził konspiracyjną działalność. Należał do inicjatorów powołania do życia Organizacji Orła Białego – pierwszej podziemnej organizacji na ziemiach polskich, bo założonej już 20 września. Ja doszło do jej powstania? Jeszcze we wrześniu przebywający w Krakowie Kazimierz Kierzkowski („Gal”) w porozumieniu z lokalnymi działaczami niepodległościowymi, wśród nich T. Orzelskim, „którzy nie ewakuowali się z miasta” utworzył „swojego rodzaju zespół konsultacyjny, w którym "Gal" znajdował niewątpliwą pomoc i oparcie” [17]. Właśnie tenże zespół, wzmocniony przez przybycie do Krakowa Ludwika Muzyczki, 20 września po dyskusji o sytuacji w kraju podjął uchwałę o powołaniu do życia Organizacji Orła Białego „dla prowadzenia walki czynnej z nieprzyjacielem zalewającym kraj… Władze główne organizacji ulokować na razie w Krakowie”. Żywot OOB nie był zbyt długi, a tym samym zaangażowanie Orzelskiego w jej działalność. Sam Orzelski zresztą już w październiku spotyka się w Krakowie z dowódcą Służby Zwycięstwu Polski gen. M. Karaszewicz-Tokarzewskim wraz z przywódcami OOB. SZP stawiała sobie za cel walkę o niepodległość Polski. W tym celu organizowała nie tylko podziemną armię, ale także konspiracyjne ośrodki władzy cywilnej. Uznawała też Rząd RP na uchodźstwie. Na jej czele już od 27 września 1939 roku stał generał Karaszewicz-Tokarzewski, który przyjął pseudonim „Torwid”. Szybko też zaczęto powoływać do życia komendy wojewódzkie SZP. Władzę nad cywilnym zakresem jej działalności miał pełnić komisarz cywilny, a przy dowództwach wojewódzkich jego lokalni odpowiednicy. Właśnie w celu organizacji SZP na szczeblu lokalnym przybył do Krakowa 16 października „Torwid”. Przeprowadził szerego konsultacji z lokalnymi przywódcami. W ich efekcie „doszło do uzgodnienia połączenia wysiłków organizacyjnych SZP i Organizacji Orła Białego. Równocześnie gen. „Torwid” mianował T. Orzelskiego Komisarzem Cywilnym w Krakowie oraz „kilku członków Krakowskiej Okręgowej Rady Politycznej” [18]. W jej skład również wszedł Orzelski jako przedstawiciel PPS. „Już w 4 dni później, 20 października, przybył do Krakowa wyznaczony na dowódcę Okręgu płk dypl. Julian Filipowicz (Róg) wraz ze swoim szefem sztabu mjr. Janem Cichockim (Jaś) i adiutantem ppor. Słomką (NN). Korzystając z wydatnej pomocy miejscowych działaczy PPS (m.in. Dr. T. Orzelskiego), a także w oparciu o kontakty z Organizacją Orła Białego, przystąpili oni do tworzenia Sztabu Okręgu i jego struktur terenowych”. Formalnie Orzelski jako komisarz cywilny stał na czele Rady Wojewódzkiej Obrony Narodowej i „był jednocześnie I zastępcą dowódcy wojewódzkiego i szefem Wydziału II Sztabu” [19].
W listopadzie rozkazem W. Sikorskiego struktury SZP przejął nowo utworzony Związek Walki Zbrojnej. Orzelski zachował po tej reorganizacji swoje funkcje, należąc przez blisko rok do czołowych działaczy polskiego Państwa Podziemnego w Obwodzie nr 4 ZWZ. Było to życie na krawędzi, pełne konspiracyjnych obowiązków i ryzyka wpadki, która nieść musiała w konsekwencji wyrok śmierci z rąk niemieckiego okupanta. Orzelski był osobą powszechnie znaną w Krakowie, a ci co znali jego charakter wiedzieli, że nie będzie należał do bezczynnych obserwatorów okupacyjnej rzeczywistości. Charakterystyczne było zresztą to, że wszyscy Wiślacy wracający po Kampanii Wrześniowej do Krakowa i pragnący zaangażować się w konspiracyjną działalność udawali się właśnie do niego. Tak było choćby z Henrykiem Reymanem, który po ucieczce z niemieckiego szpitala ukrywał się w Krakowie i planował przedostanie się na Węgry. Wiosną 1940 roku nawiązał poprzez swego brata Jana kontakt z Tadeuszem Orzelskim. „Stary „wiślak”, w tym czasie szef służby finansowej ZWZ zwolnił piłkarza ze służby w podziemnej organizacji. Był zbyt znany, a ryzyko wpadki było duże. Tym bardziej, że wyznaczono za jego ujęcie wysoką nagrodę pieniężną” [20]. Również inni Wiślacy zatrudnieni choćby przez niego w „Wodociągach” zaangażowani byli w działalność konspiracyjną i trudno uwierzyć, by działo się to bez wiedzy i inspiracji samego Orzelskiego. Warto w tym kontekście wymienić choćby Antoniego Łyko, aresztowanego wiosną 1941 właśnie w „Wodociągach i rozstrzelanego potem w Auschwitz. Również Jan Reyman pełniąc obowiązki łącznika przy szefie sztabu SZP/ZWZ okręgu krakowskiego ppłk. Janie Cichockim utrzymywał „stałe kontakty z… Tadeuszem Orzelskim” [21].
Jednak to nie jego działalność w ZWZ stała się przyczyną aresztowania we wrześniu 1940 r. Stało się tak „z powodu jego starań o uzyskanie dziesięciu paszportów, dla kurierów przechodzących granicę w drodze do Budapesztu” [22]. Na szczęście Niemcy nie wiedzieli nic o jego roli w konspiracji, a on sam choć przeszedł intensywne śledztwo i pobyt na Montelupich z tym się nie zdradził.
Wysłano go następnie do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Przybył tam 10 stycznia 1941 r. (nr obozowy 9263). Wiosną tegoż roku doszło jednak do wielkiej fali aresztowań, które rozbiło krakowski ZWZ. Gestapo w tym czasie (kwiecień/maj) zatrzymało i uwięziło około 200 osób. Główna fala aresztowań trwała do końca maja. Dotknęła ona "zarówno obsadę dowódczą Obszaru, Okręgu jak i Obwodu oraz Związku Odwetu. Niektórzy z zatrzymanych nie wytrzymali tortur i wydawali towarzyszy broni”. Właśnie wtedy w czasie śledztwa wypłynęło jego nazwisko i „podejrzewać zaczęto dr. Tadeusza Orzelskiego o powiązania z aresztowanymi”. 12 maja 1941 r. sprowadzono go z Auschwitz ponownie na Montelupich „dla skonfrontowania go z aresztowanymi. Jego stan fizyczny i zdrowotny po kilkumiesięcznym pobycie w obozie uniemożliwiał jednak przesłuchania i konfrontację, dlatego został umieszczony w szpitalu św. Łazarza w Krakowie przy ul. Kopernika 19” [23]. Inne źródła mówią jednak o tym, że trafił do szpitala dlatego, gdyż „w więzieniu na Montelupich zapanowała epidemia tyfusu”, a jej „ofiarą” miał się stać m.in. T. Orzelski [24]. W szpitalu pilnować go mieli 24 godziny na dobę granatowi policjanci. Orzelski był dzięki kontaktom konspiracyjnym dobrze zorientowany, co wiedzą na jego działalności gestapowcy i jakie to może mieć konsekwencje dla niego samego. Charakterystyczne, że w chwili, gdy wisiało na włosku jego własne życie myślał też o innych zagrożonych aresztowaniami żołnierzach ZWZ i starał się ich ostrzec. Tak wspominał wydarzenia z wiosny 1941 roku Jan Reyman: „Od maja 1941 r. ukrywałem się w Krakowie mieszkając u kolegów, a to na skutek ostrzeżenia jakie otrzymałem od dra Tadeusza Orzelskiego, dyrektora Miejskich Zakładów Wodociągowych. Dr Tadeusz Orzelski przebywał w tym czasie w Krakowskim Szpitalu u prof. dra Zbigniewa Oszasta, jako ciężko chory pod ścisła kontrolą policji granatowej” [25].
Wydawało się, że Orzelskiego przed oprawcami z Gestapo mógł już uratować tylko cud. I ten „cud” się wydarzył. Właśnie późną wiosną doszło do brawurowej akcji wykradzenia Orzelskiego ze szpitala przez kontrwywiad Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS. Poniżej cytujemy przebieg sensacyjnej wręcz operacji, konfrontując ją następnie z innymi źródłami. Tak to wydarzenia opisuje Stanisław Chemicz: kontrwywiad PPS „podjął przygotowania do jego uwolnienia, ustalając szczegółowo opracowany plan działania. Bezpośrednio i pośrednio brali udział w tej akcji: Marian Bomba, dowódca grupy bojowej i kierownik spraw wojskowych PPS, … Aleksander Jaworski, Tadeusz Jaworski, Zygmunt Kłopotowski, Anna Krajewska, Anna Krawczyk, Mieczysław Łabuda, Janina Orzelska, Stefan Rzeźnik, kwatermistrz i skarbnik Okręgowego Komitetu Robotniczego PPS, …, dr Helena Szlapak, Wanda i Zofia Żurowskie.
Zgodnie z ustalonym planem działania, w dniu 11 czerwca 1941 r., żona Janina Orzelska zaniosła mężowi do szpitala jedzenie, przekazując przy tym papierosy i wino dla pilnującego policjanta, zaprawione środkiem nasennym o natychmiastowym działaniu. Gdy ten zapalił papierosa i usnął, dr T. Orzelski wykorzystał ten moment i zgodnie z ustaleniem zbiegł do suteryn szpitala, skąd został przejęty przez członków grupy bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej. W dniu 17 czerwca 1941 r. został przewieziony Wisłą na łodzi do Opatowca, następnie samochodem do wsi Czechy pod Słomnikami, a po kilku dniach do Warszawy” [26].
Potwierdza tę relację pani Rozalia Dobrowolska, córka Wandy Żurowskiej: Moja matka przejęła T. Orzelskiego ze szpitala i obie z ciotką poprowadziły słaniającego się z osłabienia do dorożki. Żaliły się, że mąż nadużył alkoholu i trzeba go taszczyć do domu. Pojechali do kamienicy z przechodnią bramą i przez podwórza przeprowadziły do następnej ulicy, gdzie został przekazany kolejnym opiekunom. Akcja była opracowana w najdrobniejszych szczegółach.
Nieco inaczej przedstawia całą sekwencję zdarzeń Anna Sikora w „Tygodniku Salwatorskim”, powołując się na wspomnienia swego ojca F. Banasia (w czasie okupacji żołnierza ZWZ/AK, a zarazem jednego z granatowych policjantów): „Pewnego dnia przyszedł do mnie kolega Ortyl i powiedział, że w szpitalu św. Łazarza przebywa chory inż. Orzelski, dyrektor Wodociągów Miejskich… Służbę w szpitalu pełnili polscy policjanci, na branie głównej pilnowali policjanci niemieccy. Powstał plan zamiany chorego, dyr. Orzelskiego (więźnia) za ciało zmarłego. Nawiązaliśmy kontakt z komendantem warty, przodownikiem Chachlicą, który przygotuje dyr. Orzelskiego. O godz. 10 wieczór załadowaliśmy ciało do worka, przez mur przerzuciliśmy i zaraz otrzymaliśmy Orzelskiego, szybko do samochodu, który stał przy ul. Okopy. Ortyl odjechał z dyr. Orzelskim w bezpieczne miejsce. Rano kolega Chachlica zgłosił zgon (przyp. aut. Orzelskiego). Ani ja, ani Ortyl w tym szpitalu nie pracowaliśmy, ale kilka osób wyrwaliśmy z rąk oprawców” [27].
W Warszawie spędził Orzelski kilka tygodni, by potem przenieść „się z żoną do Międzylesia pod Warszawę, gdzie pod przybranym nazwiskiem dr. Oremusa udzielał lekcji języka angielskiego do końca okupacji niemieckiej” [28].
Odbudowując wiślacką potęgę
Pozycja przedwojennego prezesa Wisły była w społeczności tak mocna, że jak tylko zakończyły się działania wojenne w Krakowie to właśnie do niego udali się 20 stycznia 1945 roku czołowi gracze Wisły: Kotlarczyk, Giergiel i Gracz wraz z działaczem S. Dyrasem, by omówić sprawy związane z powołaniem nowych władz klubowych i wyborem prezesa. Zebrani prosili wówczas Orzelskiego, by objął „ster rządów w Towarzystwie Sportowym Wisła”, na co ten po dłuższym namyśle wyraził zgodę [29]. Mimo wojennych doświadczeń, które odbiły się poważnie na jego zdrowiu, ze zdwojoną energię rozpoczął wraz z gronem współpracowników pracę nad odbudową wiślackiej potęgi. I te wysiłki nieoczekiwanie szybko przyniosły zamierzone efekty.
Od początku też brał udział w reaktywowaniu PZPN, doprowadzając do zwołania pierwszego walnego zgromadzenia związku, który odbył się w Krakowie. Z chwilą reaktywowania lokalnego i ogólnopolskiego związku skupił się na pracy dla Wisły. Najpierw doprowadził do formalnego uznania przez czynniki administracyjne wyboru nowych władz Towarzystwa. Począwszy od 1946 roku, corocznie wybierano go prezesem TS Wisła przez aklamację. Tak zresztą było od jego pierwszej prezesowskiej kadencji w 1933 roku. Był to zresztą niezwykle rzadki wypadek, by przez tyle lat utrzymać się na stanowisku prezesa mimo różnorakiej koniunktury politycznej.
Kiedy przewodniczył pierwszemu powojennemu zebraniu Wisły z „głębokim bólem i żalem drgał” mu głos, w chwili gdy wspominał „tych, co honor Sportowca-Polaka przypłacili śmiercią męczeńską”. Jak pisał S. Habzda: „W głosie Twoim, oprócz nuty bólu i żalu, drgała również nuta dumy, że nie było w Wiśle volksdeutschów, ale byli Oświęcimiacy” [30].
Objął też ponownie stanowisko dyrektora krakowskich „Wodociągów” i podobnie jak w latach ubiegłych stały się one przystanią dla Wiślaków poszukujących zatrudnienia. Przystanią sportową a także towarzyską były obiekty TS Wisła. Nie na długo jednak, bo tuż przed obchodami 40-lecia klubu wichura zniszczyła drewniane trybuny stadionu. Stąd wysiłki Orzelskiego jako prezesa Wisły szły dwutorowo: nad odbudową bazy sportowej i reaktywacją i powoływaniem do życia kolejnych sekcji sportowych Towarzystwa. Wręcz imponował w pierwszych powojennych latach entuzjazm starych i młodych pokoleń wiślackich. Klub bardzo szybko stał się potęgą sportową Polski i oprócz futbolistów z powodzeniem medale mistrzowskie zaczęli zdobywać przedstawiciele innych dyscyplin sportowych. Już w dwa lata po zakończeniu wojny klub zorganizowany był w 10 czynnych i osiągających sukcesy sekcjach sportowych. Nic dziwnego, że w grudniu 1947 roku po raz jedenasty wybrano Orzelskiego prezesem klubu, a ten oświadczył po wyborze: „Klub Białej Gwiazdy na czerwonym polu” idzie po linii rozwoju, prowadzonej ku szczytom doskonałości drogą żmudnej i wytężonej pracy, której przyświeca wielki cel: DOBRO SPORTU POLSKIEGO I WIERNA SŁUŻBA UMIŁOWANYM BARWOM KLUBOWYM”. Na zjeździe tym uhonorowano też płk. Wagnera, przyznając mu tytuł „honorowego prezesa” Wisły, ten przyjmując to zaszczytne wyróżnienia powiedział: „żyję jak Wiślak i umrę jak Wiślak” – co zapewne było też mottem życiowym Orzelskiego, który wręczał dyplom Wagnerowi. O żywotności klubu w tym roku świadczyło wymownie i to, że kończono właśnie budowę toru żużlowego, który można było używać nocą!!! [31]
Ciekawym rysem charakteru Orzelskiego było i to, że nie rozbudzał klubowych animozji i rywalizację międzyklubową ograniczał tylko do aren sportowych. Uczestniczył zresztą z ramienia Wisły w tzw. „pakcie trzech”, czyli porozumieniu Wisły, Cracovii i Garbarni (najsilniejszych krakowskich klubów), którego celem była „współpraca i porozumienie we wszystkich dziedzinach sportu” [32].
Żył klubowymi sprawami na co dzień i trzymał rękę na pulsie wiślackich spraw. Jeszcze po długich latach sportowcy Wisły uważali go za najlepszego prezesa, „jakiego Wisła miała w całej swojej historii”, bo też potrafił docenić wysiłek każdego z nich i uczestniczył w każdym ważniejszym wydarzeniu sportowym Towarzystwa, a szczególnie tych, w których honorowano Wiślaków za osiągnięcia sportowe. Zawsze miał dla nich wtedy jakiś upominek (tradycyjnie były to pozłacane sygnety z emblematem klubowym). Nic dziwnego, że pozostał na długo w ich życzliwej pamięci. Sami zresztą również mu się odwdzięczali w podobny sposób. Na przykład z okazji 40-lecia Wisły zrobili mu specjalny album oprawiony w skórę, który pomógł wykonać „piłkarz Kazio Sołtysek”, drukarz. Podobno „jedynie prawdziwie złota odznaka klubowa” zrobiona została właśnie dla Tadeusza Orzelskiego „u jubilera Koska na zamówienie... Bardzo ją sobie cenił” [33].
I kolejny rys charakteru, mimo emocjonalnego zaangażowania i przeżywania zawodów sportowych potrafił chłodno i trzeźwo podchodzić do rywalizacji sportowej. Przed pierwszym ligowym sezonem po wojnie o szansach Wisły mówił spokojnie i rzeczowo. Oceniał, że drużyna jest „przygotowana w dostateczny sposób”, treningi przez zimę na sali o raz marszobiegi w Lesie Wolskim pozwoliły „w sumie na osiągnięcie zadowalającej kondycji”. Dodawał przy tym: „Na prognozy jeszcze za wcześnie – trzeba wygrać parę pierwszych meczy, a potem zobaczymy” [34].
Ciekawostką był fakt, że miał być wówczas zakontraktowany nowy trener, Węgier Horvath, dawny gracz Csepei, bo węgierski temperament bardziej odpowiadał Polakom niż czeski – mówił w wywiadzie Orzelski (zweryfikowała te opinie potem rzeczywistość, bo Węgra w Wiśle nie zobaczono, a w połowie sezonu Wisłę objął Czech, Kuchynka). Wisła ten sezon zakończyła po dramatycznym barażu z Cracovią na drugim miejscu. O sportowym podejściu do tej rywalizacji wiele mówił fakt, że do barażu doszło po zwołaniu i obradach specjalnej komisji składającej się z delegatów zarządów Cracovii i Wisły. Wtedy to ustalono, „że terenem rozstrzygającego meczu będzie neutralny stadion Garbarnii. Przedstawiciele klubów w osobach: prez. dra Orzelskiego, prez. Paudyna i Voigta” oraz przedstawicieli Cracovii „wyrazili radość, że nie valkovery i inne "regulaminowe interpretacje", ale właśnie "walka wręcz" rozstrzygnie o najbardziej zaszczytnym tytule" [35].
Rywalizacja ta przyćmiła jednak, o wiele ważniejsze rozstrzygnięcia, które zadecydowały o przyszłości Wisły w najbliższych 40 latach. Decyzją PRL-owskich władz rok 1948 był okresem przełomowym dla całego polskiego sportu. Wraz z likwidacją opozycji politycznej nasiliły się dążenia do podporządkowania całego sportu władzom komunistycznym. Wtedy właśnie ostatecznie likwidowano samodzielność polskich klubów i związków sportowych, wciskając je w ciasne ramy wzorców ze Wschodu. Najpierw zreorganizowano sport związkowy, powołując 22.12.1948 dziewięć zrzeszeń sportowych. Potem powiązano poszczególne kluby z tymi zrzeszeniami, czemu towarzyszyła zmiana tradycyjnych nazw klubowych. Oprócz zrzeszeń związkowych powstały wojskowe przy MON, sportowe Gwardia przy MBP oraz AZS. „W ten sposób zamykano drogę rejestracji i egzystencji jakichkolwiek klubów samodzielnych, co miało wyraźnie klasowe ostrze, skierowane przeciw reakcji i silnym w sporcie wpływom mieszczańskim” – pisano potem w komunistycznych opracowaniach.
Jaki to wszystko miało wpływ na przyszłość Wisły? Ogromny. Klub w dużej mierze stał się wówczas ofiarę własnego sukcesu sportowego i organizacyjnego. Na przełomie 1948/1949 skupiał w swych szeregach około 5.000 tysięcy sportowców. Rozwój Towarzystwa był wręcz imponujący i szybko stało się ono jednym z najlepszych klubów sportowych w Polsce. Wiślackie sekcje grupowały (jak to określili urzędnicy) „młodzież robotniczą i szkolną”. Według urzędowej „charakterystyki działalności i oblicza politycznego” Towarzystwa w skład jego zarządu „wchodziła przeważnie inteligencja pracująca” – co w ówczesnej sytuacji nie było jeszcze poważnym obciążeniem ideologicznym. Obciążeniem takim mogło być zachowane w dokumentach określenie oblicza politycznego stowarzyszenia jako „nieskrystalizowanego”, a to pod koniec 1948 roku na pewno nie było mile widziane. Faktycznie władze TS Wisła przez cały powojenny okres ograniczały swoją działalność do spraw czysto sportowych, unikając zaangażowania politycznego. Dlatego też zarówno w statucie klubowym, jak i określanych publicznie celach TS Wisła nie znajdujemy żadnych odnośników do aktualnej sytuacji politycznej. Co nie znaczy, że we władzach klubowych nie było osób powiązanych z ówczesnymi władzami. Były, Wisła nie była w tym względzie wyjątkiem.
TS Wisła było więc łakomym kąskiem dla poszczególnych zrzeszeń sportowych. Pod koniec 1948 r. wszystko wskazywało na to, że Wisła znajdzie się w Kolejarzu, jako wiodący klub tego zrzeszenia. W prasie nawet ukazały się informacje, że 15.12 w ramach uroczystej „akademii Związku Zawodowego Kolejarzy w Krakowie odbyło się przystąpienie T.S. Wisła Kraków do ZZK”. Oświadczenie takie złożył wówczas prezes Wisły Orzelski, a towarzyszyła mu delegacja działaczy i zawodników w poczcie sztandarowym. Co więcej, Towarzystwo przesłało do Urzędu Wojewódzkiego zawiadomienie o tym fakcie, co niosło za sobą konsekwencję wykreślenia TS Wisła z rejestru Stowarzyszeń. Poinformował o tym Orzelskiego wojewoda krakowski pismem z 22.12. Ostateczny termin wykreślenia z rejestru miał minąć 31.01.1949 roku.
Co więc się stało, że Wisła w końcu wylądowała w ZS Gwardia i jaka była w tym wszystkim rola prezesa Orzelskiego? Niestety na te pytania trudno znaleźć jednoznaczne odpowiedzi. Osoby biorące udział w wydarzeniach tamtych dni już nie żyją, a suche materiały archiwalne informują tylko o fakcie przystąpienia do tego Zrzeszenia, nie przedstawiając kulis tej decyzji. Z rozproszonych wypowiedzi różnych osób, raczej świadków niż uczestników tych wydarzeń nie można jednoznacznie powiedzieć kto stał za inicjatywą związania klubu z Gwardią. Czy stała za tym grupa działaczy Wisły, czy też po prostu Towarzystwo (jako jedno z najsilniejszych w Polsce) dostało ze strony Gwardii „propozycję nie do odrzucenia”. Faktem jest, że poprzez akces do tego zrzeszenia chciano ratować egzystencję klubu. Wywołało to opory u sporej części działaczy Wisły, które jednak przełamano. Akces do ZS Gwardia wymuszać miała także niewesoła sytuacja finansowa klubu zimą 1948/49 (w związku z reorganizacją sportu nie chciano użyczać pożyczek na działalność Towarzystwa). To zmuszało Wisłę do szybkich pertraktacji. Rozmawiano najpierw z innymi pionami i dopiero po fiasku tych rozmów podjęto pertraktacje z Gwardią. W ich trakcie szczególny nacisk kładziono na zachowanie nazwy klubu i udziału we władzach przedstawicieli Wisły. Formalnie takie gwarancje uzyskano. Klamka zapadła. Decyzję tę najpierw zaakceptował zarząd klubu. W klubie panowała wówczas powszechna opinia, że zostanie on rozwiązany jak nie przystąpi do Gwardii. Z liczących się polskich klubów w tym czasie w zasadzie tylko Wisła pozostawała bez przydziału. Czas biegł szybko i formalnie rzecz biorąc przez tydzień TS Wisła działało nielegalnie, gdyż 31.01 zostało wykreślone z rejestru stowarzyszeń i do czasu postanowień Zjazdu delegatów klubowych pozostawało w zawieszeniu. Nie była to komfortowa sytuacja i w zasadzie wymuszała ona na delegatach akces do gwardyjskiego zrzeszenia, gdyż alternatywy żadnej już wtedy nie było (poza zaprzestaniem działalności). Tak to 6.02.1949 Walne Zgromadzenie TS Wisła w kinie Scala uchwaliło przystąpienie do zrzeszenia i wybrało nowy zarząd z płk. Teodorem Dudą na czele. Dotychczasowy prezes Wisły Orzelski został wiceprezesem. Podczas rozmów „kuluarowych” mówiło się, że taki „krok jest konieczny, bo Wisła może zostać rozwiązana” ze względu na przeszłość przedwojenną. „Przypominano przedwojenny patronat Rydza-Śmigłego nad klubem i inne sprawy”. Oficjalnie Orzelski mówił wprost (na tyle na ile wówczas było można) "o konieczności oparcia się o jeden z pionów sportowych zgodnie z nową strukturę sportu”. Wyjaśnił przy tym dlaczego nie dogadano się z Kolejarzem. „Piłkarz” cytuje wypowiedź Orzelskiego z tego zjazdu: „Chcemy być czynnikiem konstruktywnym na nowej drodze sportu polskiego… Nie obce są dla Wisły prace w terenie, praca wszerz i masowość… W oparciu o Gwardię możliwości te rozszerzamy. Tam znajdziemy właściwą opiekę i oparcie”. Decyzję Zarządu Klubu przyjęto przez aklamację (jakby bojąc się głosów opozycji), przez co „nie trzeba było wnosić o uchwalenie zgody na sfuzjowanie się Wisły z Gwardią” [36].
Nie jest jasna rola Orzelskiego w całym tym przedsięwzięciu, ale jako prezes klubu brał on na swoje barki odpowiedzialność za taki przebieg zdarzeń. Zdarzeń, które były przecież zaprzeczeniem jego dotychczasowej pracy dla TS Wisła. Formalnie miał pozostać wiceprezesem klubu…
Zgodnie z postanowieniami klub przyjął teraz podwójną nazwę Gwardia-Wisła, kolory i emblemat Wisły miały być jednak zachowane. Hymn Wisły odśpiewany na koniec kończył pewien etap w historii Towarzystwa Sportowego Wisła i rozpoczynał nowy. Dublowanie stanowisk we władzach klubu (jeden gwardzista – jeden Wiślak) miało gwarantować zachowanie wpływu na działalność Towarzystwa przez oddanych klubowi działaczy. Nadzieje na to okazały się płonne, a podpisane porozumienia tyle warte ile papier, na którym je napisano. Symbolicznym tego przykładem stała się zmiana nazwy klubu, który już od następnego roku występował oficjalnie jako Gwardia Kraków. Biała gwiazda zaś zniknęła z koszulek zawodników Wisły już w 1951 roku. Z eksponowanych stanowisk w klubie zaczęto systematycznie usuwać niewygodnych działaczy, a ci co pozostali nie mieli w praktyce wpływu na to w jakim kierunku zmierzało Towarzystwo. Tak też było z Orzelskim, który jednak zachował swoje stanowisko aż do przedwczesnej śmierci w 1953 roku. Schorowany na pewno ze smutkiem patrzył jak niszczono przez te ostatnie lata jego życia klubowe tradycje…
Został pochowany na cmentarzu Rakowickim. Zgodnie z swoją ostatnią wolą… w tę ostatnią drogę udał się z wpiętą złotą odznaką TS Wisła, którą ofiarowali mu przed laty piłkarze, doceniając jego wkład w budowę wiślackiej potęgi.
Na prezesa trzech epok
„ | Na prezesa trzech epok
| ” |
— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach |
Galeria
Źródła i materiały dotyczące Tadeusza Orzelskiego
Źródła i materiały dotyczące Tadeusza Orzelskiego
Przypisy:
[1] Tadeusz Bochnia, Mieczysław Kędziora, Laboratorium Centralne
[2] Rys historyczny działalności PZITS w Krakowie
[3] 50 lat. Wisła Kraków, 1906-1956, Kraków 1956
[4] 30-lecie Towarzystwa Sportowego Wisła, Kraków 1936
[5] Protokoły z posiedzeń Wydziału i Walnych Zgromadzeń TS Wisła 1918-1928, Archiwum TS Wisła (rękopisy oprawione)
[6] Protokoły z posiedzeń Wydziału i Walnych Zgromadzeń TS Wisła 1918-1928, Archiwum TS Wisła (rękopisy oprawione)
[7] Biało-Czerwoni. Dzieje reprezentacji Polski 1921-1939. Encyklopedia Piłkarska FUJI. Tom 2, Katowice 1991, s. 45-46
[8] Pierzchała Paweł, Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963) , Kraków, 2006, s.
[9] Przegląd Sportowy z 22 maja 1936 r
[10] Druk ulotny z Archiwum TS Wisła
[11]Gabinet figur sportowych pana Giergiela (6), Tempo z 13 sierpnia 1991
[12] Przegląd Sportowy numer 44 z 1936
[13] Wydanie jubileuszowe T.S. Wisła (1906-1946)" - Start, 1946; reprint w druku zwartym 2006
, s. 2
[14] Władysław i Michał Filkowie, wywiad 18.10.1997
[15] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.48
[16] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.36
[17] „Polska Podziemna”. Inne Organizacje Zbrojne. Tajna Organizacja Wojskowa "Związek Orła Białego". Organizacja Orła Białego
[18] Waldemar Grabowski; komentarz: Andrzej Krzysztof Kunert, Delegatura Rządu RP na Kraj – nowe aspekty badawcze. KSZTAŁTOWANIE SIĘ CYWILNEGO KIEROWNICTWA KONSPIRACJI
[19] Andrzej Przybyszewski, Z dziejów Krakowskiego Okręgu SZP-ZWZ-AK.W 60. rocznicę utworzenia Armii Krajowej
[20] Patrz: biogram Henryk Reyman
[21] Patrz: biogram Jan Reyman
[22] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.177
[23] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.177
[24] Granatowi Policjanci w Służbie ZWZ i AK - cz. II, Anna Sikora, „Tygodnik Salwatorski” Numer: 8/427 z 23 lutego/2003
[25] Patrz: biogram Jan Reyman
[26] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.177. Poprawiono pisownię nazwisk sióstr Żurowskich.
[27] Granatowi Policjanci w Służbie ZWZ i AK - cz. II, Anna Sikora, „Tygodnik Salwatorski” Numer: 8/427 z 23 lutego/2003
[28] S. Chemicz, SPORT W KRAKOWIE W LATACH 1939-1945, s.177
[29] S. Chemicz, Piłka nożna w okupowanym Krakowie, Kraków 1982, s. 210
[30] Wydanie jubileuszowe T.S. Wisła (1906-1946), Start 1946; reprint w druku zwartym 2006, s. 2
[31]Start z 9 grudnia 1947
[32] Przegląd Sportowy z 17 kwietnia 1947
[33] Gabinet figur sportowych pana Giergiela (6), Tempo z 13 sierpnia 1991
[34] Piłkarz z 9 marca 1948
[35] Przegląd Sportowy nr 102 z 2 grudnia 1948, strona 5
[36] Cały fragment wraz z cytatami odnoszący się do wejścia Wisły do Gwardii oparty na: Pierzchała Paweł, "Z Białą Gwiazdą w sercu (Wiślacka legenda: Henryk Reyman 1897 -1963)" , Kraków, 2006
[18] [http://www.ipn.gov.pl/wai.php?serwis=pl
Wiślackie klany
Requiescat in pace
Grobowiec Orzelskich na Cmentarzu Rakowickim.
Kwatera AC wsch., rząd 1, grób 7.