To i owo o dawnej technice skoków narciarskich…

Z Historia Wisły

Przy okazji tekstu o Mieczysławie Wnuku warto zająć się techniką skoków narciarskich w opisywanym okresie, czyli w latach 20. i 30., tym bardziej, że nie są to informacje powszechnie dostępne i znane. Pierwsi, jeszcze w XIX wieku, „szlifowanie” techniki i dążenie do tego, by skoczyć jeszcze dalej, ale i piękniej, wprowadzili Norwegowie. Słynne było ich lądowanie telemarkiem. Jednym z pierwszych, którzy posiadł znakomite umiejętności techniczne był Sondre Nordheim (1825 – 1897). Ten mieszkaniec Ǿverbǿ w Dolinie Morgedal zwyciężył w zawodach w Christianii (dawna nazwa Oslo), i podobno zimą codziennie używał nart, ponieważ był z zawodu cieślą i robotnikiem leśnym. Najdłuższy swój skok na 30,5 m Nordheim oddał na Husebybakken. Było to w roku 1860. Przez ponad 30 lat był to rekord nie pobity przez żadnego ze skoczków. Natomiast podczas zawodów na skoczni w Brunkebergu w południowej Norwegii, Nordheim skoczył 19 metrów. Był to pierwszy oficjalny rekord świata w skokach narciarskich. Podobno, dla doskonalenia techniki skoku, mieszkańcy Doliny Morgedal, gdzie mieszkał Nordheim, skakali z dachów swoich domów! Ponoć nawet z wysokości 10 m, a co ciekawe tradycja takich wskoków powróciła ostatnio, o czym mówiła mi Dyrektor Muzeum Narciarstwa w Morgedal, Anne Goethe Bakke. Tak więc mieszkańcy uroczego Morgedal nawiązują do swoich dawnych tradycji.


Tak piękno skoku i Nordheima opisał świetny polarnik norweski i miłośnik narciarstwa - Fridtjof Nansen:

Jeżeli chcemy wykonać skok wtedy trzeba wyszukać skocznię stworzoną przez naturę lub też zrobić ją ze śniegu. Przejeżdżając przez nią w szalonym pędzie można robić dłuższe i krótsze podróże powietrzne. Często przedłuża się skok, przedłużając rozbieg. Można w ten sposób fruwać przez powietrze 20 do 25 metrów, a istnieją narciarze, którzy potrafią skakać nawet i dalej. Wiemy o narciarzu z Telemark, Sondre Auersenie Nordheimie, że skoczył on ze skały i stanął na dole na obu nogach...Podczas szybowania przez powietrze jedni trzymają się prosto jak świeca, inni siadają w kucki. Jest w zwyczaju, iż skoczek znalazłszy się na dole wysuwa prawą nogę przed lewe kolano, jadąc dalej w szalonym tempie. Wielu upada po takiej powietrznej podróży... Skok wprawnego narciarza jest jednym z najdumniejszych widowisk, jakie istnieją na ziemi... Jeden skoczek szybuje w powietrzu lepiej niż inny, bardziej elegancko i widzowie wstrzymują dech w piersiach, czekając w napięciu aż znajdzie się on na dole. Witają go potem, gdy ma skok ustany, niekończącym się entuzjazmem. Gdy upadnie, czeka go huragan drwiącego śmiechu. Kto choć raz był świadkiem zawodów na Huseby koło Christianii, ten nigdy tego nie zapomni .

Tyle Nansen. Pierwszymi, którzy próbowali skoków narciarskich byli więc Norwegowie. Ich technika, zwana „telemarkową” to ciało wyprostowane, a w powietrzu skoczek wykonywał „wiatrakowe” ruchy ramion. Tak skakał nawet na zawodach w Oslo norweski następca tronu. Niedługo potem w ich ślady poszli Szwedzi i Finowie. Jedne z pierwszych zawodów w skokach narciarskich odbyły się ok. 1860 r. w Norwegii, niedaleko Oslo na Husebybakken, a zawodnicy z Telemarku na długo byli niedościgłymi mistrzami długich narciarskich lotów, a zwłaszcza eleganckiego lądowania „telemarkiem”, które do dzisiaj jest najwyżej oceniane przez sędziów. Natomiast pierwsza większa skocznia narciarska z prawdziwego zdarzenia w Norwegii została zbudowana w Holmenkollen. 31 stycznia 1892 r. rozegrano na niej pierwszy konkurs skoków, a pierwszym rekordzistą został Arne Ustvedt który skoczył 21,5 metra. Skocznia ta jest używana do dzisiaj. Sukcesy i piękne technicznie skoki Norwegów były gorąco komentowane w całej Europie i poza jej granicami.


W Szwecji zawody w skokach dla młodzieży przeprowadzono po raz pierwszy w 1877 r. Podobnie było w Finlandii. Na ponad 50 lat Finowie i Szwedzi oraz inne narody pozostały jednak w cieniu Norwegów, którzy byli mistrzami w skokach. Poza Skandynawią skoki najwcześniej znalazły uznanie w Austrii. Technikę jednak przez cały czas podpatrywano od zawodników norweskich.

Już w roku 1892 na zawodach narciarskich w Műrzuschlag w Austrii rozegrano konkurs skoków. Sensację wzbudził w nim zwycięzca, piekarz Samson, z pochodzenia Norweg z Telemarken, który oddał skoki na 12 i 14 metrów. W tym samym czasie skoki zaczęły się cieszyć coraz większym zainteresowaniem w Szwajcarii i pozostałych krajach alpejskich. Gwałtowniejszy ich rozwój nastąpił po pierwszej wojnie światowej. Zmiany dotyczyły głównie stylu. Zaniechano więc z czasem skoków z podkurczonymi nogami, w stylu „opp-traeken”, bardzo popularnych ongiś w Norwegii. Zaczął też stopniowo zanikać styl telemarkowy, zwiększało się za to wychylenie skoczka w powietrzu. W tym też okresie notujemy początki tej konkurencji w naszym kraju. Nasi skoczkowie, jak widać na zdjęciach, nadal skakali, wzorem najlepszych Norwegów, stylem „telemarkowym”.


W latach 20. styl skoków narciarskich zaczął się powoli zmieniać. Ciekawe wnioski można wyciągnąć po przegrzebaniu starych archiwów. O ile nie nabawimy się jakiejś alergii od archaicznych pyłków, zgromadzonych między pradawnymi niemal kartami i zdjęciami, grypy od mrozów, panujących w archiwum i o ile nie przywali nas archiwalna półka, to możemy co nieco podedukować. A więc. W archiwum SN PTT natrafiłem na zdjęcia ze skoków w Holmenkollen. Analiza zdjęć z konkursu „Holmenkollenrennene” z 1921 r. (patrz zdjęcia w tekście) pozwala wyciągnąć moim skromnym zdaniem, ciekawe wnioski. Obok skaczących starym stylem telemarkowym zawodników, pojawił się Narve Bonna, który zdecydowanie zwiększył w stosunku do swoich reprezentacyjnych kolegów, wychylenie do przodu podczas skoku, a ręce miał ugięte w łokciach po wybiciu. Widać, że to zupełnie nowe skakanie. Pozostali Norwegowie: Oestby, Haug, Stromstad, Hoegvold – osiągnęli z pewnością krótsze odległości. Już na I Zimowych Igrzyskach w Chamonix Norwegowie, zwłaszcza Bonna i Thams, zaprezentowali ten nowy styl skakania, zwany aerodynamicznym. Zwiększyli wychylenie ciała do przodu, zmniejszając jednocześnie częstotliwość pracy ramion w powietrzu, czyniąc te ruchy bardziej płynnymi. To dało efekty – Thams zdobył olimpijskie złoto, a Bonna srebro. Thams rozpoczął już wtedy swój słynny pościg i „polowanie” na 70 m, zakończone ciężkim upadkiem na skoczni w Saint Moritz. Był najlepszym skoczkiem lat dwudziestych. Ciekawe jest zdjęcie w zbiorach klubu SN PTT 1907 Zakopane, pokazujące skok norweskiego trenera Bengta Simonsena na Krokwi w Zakopanem. Ewidentnie widać ułożenie nart skokowych w kształt litery V. Widać gapiów, którzy wpatrują się z namaszczeniem w Norwega, którzy skakał inaczej niż inni…To musiała być niezła sensacja.


Nowy styl skakania wprowadzili w latach 30. słynni bracia Ruudowie z Kongsbergu, a zwłaszcza podwójny mistrz olimpijski Birger Ruud. Wprowadził on na ZIO w Garmisch-Partenkirchen nowy typ skoku. Po wyjściu z progu załamywał się w biodrach, tak by przyjąć jak najbardziej aerodynamiczną sylwetkę, a po osiągnięciu punktu kulminacyjnego lotu przestawał „wiatrakowo” machać rękami, zatrzymując ręce zgięte w łokciach aż do momentu lądowania. Słynął z idealnego, równiuteńkiego prowadzenia nart w locie i był czołowym „estetą skoków” lat 30 i 40. Nowy styl wprowadził także japoński skoczek Shinji Tatsuta, który w Ga-Pa miał najdłuższe skoki na 73,5 i 77 m (ten drugi to najdłuższy skok w konkursie). Skaczący z numerem 15 Japończyk kładzie się na narty jak jego rodak Funaki w pamiętnym roku 1998, a ręce ma wyciągnięte przed siebie. Gdyby skoki ustał (a miał upadek) byłby na olimpijskim podium. W każdym razie to był nowy styl skakania, rozwinięty dopiero ok. 20 lat później. Pewne jest jedno – w 1936 r. olimpiada pokazała, że w dziedzinie narciarskiej techniki dokonał się znaczący postęp.


Jak skakali na tle Norwegów Polacy? Do drugiej połowy lat 20 większość polskich skoczków skakała stylem „telemarkowym”, ale wśród nich wyróżniali się: Stanisław Gąsienica-Sieczka, który „kładł” się na deski i był wielokrotnym rekordzistą Polski. Bronisław Czech wprowadził znakomite opanowanie techniki skoku aerodynamicznego. Zdjęcie Romana Serafina, mistrza aparatu fotograficznego, pokazuje mistrzowską klasę Czecha, który głęboko wychylony na skokówki, równo prowadzi narty. Niezwykle dynamicznie skakał Stanisław Marusarz, którego jednak zbyt wielkie załamanie w biodrach powodowało iż często otrzymywał niższe noty od sędziów. Popularny w latach 30. skoczek z Zakopanego lubił też loopingowe skocznie, a nieraz na Krokwi, ku zmartwieniu kolegów, nadsypywał na progu loopingi ze śniegu. Często przeskakiwał skocznie. Andrzej Marusarz pięknie wychylał się w czasie lotu, jak i Jan Kula, czy Izydor Łuszczek. Mieczysław Wnuk, jak widać po zachowanych licznych fotografiach w zbiorach rodziny Wnuków, skakał bardzo dobrze technicznie tj. z eleganckim wychyleniem ciała do przodu i na każdym ze zdjęć idealnie prowadził narty, równo obok siebie, co pewnie dawało mu wysokie noty sędziowskie za styl. Mieliśmy także w latach 30-tych grupę bardzo uzdolnionych juniorów. Lata 30. to jeden ze złotych okresów w historii polskich skoków narciarskich. Szkoda tylko, że większość wyników, archiwaliów i materiałów ikonograficznych, odnoszących się do historii polskiego narciarstwa w tym okresie, uległa zniszczeniu lub rozproszeniu.


WOJCIECH SZATKOWSKI
Muzeum Tatrzańskie im. Dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem