Tomasz Suski

Z Historia Wisły

Tomasz Suski
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 26 stycznia 1975
wzost/waga 190 cm
pozycja Obrońca
reprezentacja 2
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Punkty
1992/93 1 Liga Wisła Kraków 24 202
1993/94 1 Liga Wisła Kraków 25 229
1994/95 1 Liga Wisła Kraków 29 455
1995/96 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 28 186
1996/97 1 Liga Mazowszanka Pekaes Pruszków rez. 14 307
1996/97 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 38 119
1997/98 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 44 234
1998/99 1 Liga Mazowszanka Pekaes Pruszków rez. 1 19
1998/99 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 40 296
1999/00 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 20 42
2000/01 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 41 317
2001/02 PLK Mazowszanka Pekaes Pruszków 9 76
2003/04 PLK Wisła Kraków 10 14
2004/05 PLK Wisła Kraków 13 31
2008/09 2 Liga Basket Kraków 28 554
2009/10 2 Liga Staco Niepołomice 27 358
2010/11 2 Liga Staco Niepołomice 10 78
2013/14 2 Liga AZS Kraków 11 39
Suma   412 3556
W rubryce Mecze/Punkty najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Tomasz Suski (ur. 26 stycznia 1975 r.) - koszykarz, wychowanek Wisły. Mierzący 192 cm wzrostu zawodnik występował na pozycji obrońcy.

Tomasz Suski rozegrał dwa mecze w Reprezentacji Polski (1998/99).

Żoną Tomasza Suskiego jest Katarzyna Starowicz, córka Marty i Macieja Starowiczów, siostra Anny.

Spis treści

Przebieg kariery

  • 1992-1995 - Wisła Kraków
  • 1995-2002 - MKS Pruszków
  • 2003/2004 - Unia/Wisła
  • 2004/2005 - Platinum Wisła Kraków
  • 2006-2009 - Basket Kraków
  • 2009-2010 - STACO Niepołomice
  • 2012/2013 - AZS AWF ggmedia.pl Kraków

Kibice oglądający obiecującego juniora w zespole Białej Gwiazdy i widząc jego efektowne wsady, wróżyli mu dużą karierę, a Suski w składzie miał pomóc w odbudowie legendy Wawelskich Smoków.

Niestety, większą część kariery spędził w Pruszkowie. Niewielu wiślackim koszykarskim wychowankom w ostatnich latach udało się zagrać w koszulce z orłem na piersi, nawet jeśli nastąpiło to tylko dwukrotnie. Już to winno świadczyć o skali talentu tego 190 centymetrowego obrońcy. Na boisku poza nieustępliwością w obronie cechowała go fantazja. Lubił popisywać się niekonwencjonalnymi zagraniami. Niestety, nie zawsze podobało się to trenerom, gdyż efektownie nie zawsze znaczyło efektywnie. Po wyrobieniu sobie marki w zespole spod stolicy wrócił do Krakowa już jako znany koszykarz. Spędził w Wiśle sezony 2003 do 2005 aby odejść z klubu, gdy ten znikał z Polskiej Ligi Koszykówki.

>>> "Slam dunk Tomasza Suskiego" (video):

Tomasz Suski po porażce 88:61 w Warszawie

Tomasz Suski po porażce 88:61 w Warszawie
2004-12-19

Gdybyśmy chcieli strajkować, to po prostu nie przyjechalibyśmy tutaj na mecz - mówi Tomasz Suski, koszykarz Unii/Wisły. Ale zastrzega, że nie będzie komentował spraw organizacyjnych w swoim klubie.
Filip Goździewicz: Dlaczego przegraliście aż tak wysoko?

Tomasz Suski: Trenowaliśmy mało, mało intensywnie. Nie oszuka się meczu, tym bardziej z tak poukładaną drużyną jak Polonia. Daliśmy sobie narzucić styl gry rywala, agresywnego w obronie, a po przechwycie szybko wyprowadzającego kontry. My mieliśmy tylko siedmiu zawodników do gry, nie mogliśmy sobie na to samo pozwolić, bo wcześniej czy później nie wytrzymalibyśmy kondycyjnie.

Można nie być w reżimie treningowym, ale jeśli zespół zdobywa tylko 22 punkty w pierwszej połowie, to musi być coś nie w porządku.

- Zgadza się. Nie jesteśmy amatorami, większość z nas wiele lat grała w ekstraklasie. Oczywiście, nie szukam przyczyny wyłącznie w tym, że źle trenowaliśmy. Na pewno też źle podeszliśmy do tego meczu.

Zawodnicy boją się komentować sprawy pozasportowe, ale czy one miały wpływ na Waszą dzisiejszą postawę w meczu?

- Na pewno. Wiadomo, że denerwujemy się i czekamy na jakieś nowe informacje na temat tego, co dzieje się w klubie. Mamy nadzieję, że będzie dobrze, ja najbardziej, bo jestem z Krakowa, i bardzo się cieszę, że po latach w końcu koszykówka się u nas odrodziła. Jestem dobrej myśli.

Kibic oglądający dziś Wasze poczynania mógł jednak odnieść wrażenie, że trochę to wyglądało jak strajk.

- Na pewno nie był to strajk, bo każdy z zawodników sobie by tylko zaszkodził. Mecz był transmitowany i trudno przed kamerami wyjść i coś manifestować, mając nadzieję, że coś można w ten sposób osiągnąć. Zrobienie czegoś takiego byłoby bezsensowne i w niczym by nie pomogło. Gdybyśmy chcieli strajkować, to po prostu nie przyjechalibyśmy tutaj na mecz. Przyjechaliśmy, żeby pokazać, że zależy nam na grze w tym klubie i chcemy, żeby koszykówka w Krakowie mogła istnieć.

www.sport.pl

Tomasz Suski: Miałem szczęście grać w wyjątkowych czasach

Dodano: 2013-11-16
Paweł / WislaLive.pl

Tomasz Suski to ostatni z wychowanków Wisły Kraków, który osiągnął wymierne sukcesy na koszykarskich parkietach. W drugiej połowie lat 90-tych poprzedniego stulecia ten znany z efektownych akcji rzucający obrońca należał do wyróżniających się graczy zespołu Mazowszanki (a następnie PEKAES-u) Pruszków, z którym święcił triumfy w rozgrywkach ekstraklasy, a także zaliczył kilka meczów w reprezentacji Polski. Kariera 38-letniego już zawodnika powoli dobiega końca - obecnie wspiera swoimi umiejętnościami młodszych kolegów w II-ligowym AZS AWF ggmedia.pl Kraków. W wywiadzie dla naszego serwisu Tomasz Suski opowiada o okresie, w którym zaliczał się do czołowych polskich koszykarzy, a także nie unika trudnych tematów, oceniając obecną sytuację tej dyscypliny. Zapraszamy do lektury!

Jak rozpoczęła się Pana przygoda z koszykówką?

Pierwsze kroki na koszykarskim parkiecie stawiałem w Szkole Podstawowej Nr 100 w Krakowie – uczęszczałem tam do klasy sportowej. Potem trafiłem do Wisły. W klubie z ul. Reymonta przeszedłem wszystkie szczeble – od kadeta, poprzez juniora, do pierwszego zespołu.

W wieku 17 lat zadebiutował Pan w barwach Wawelskich Smoków w ówczesnej II lidze (aktualnie I liga – przyp. autor) i szybko zaczął odgrywać dużą rolę w zespole. Co powie Pan o tamtej drużynie?

Miałem w tym wszystkim dużo szczęścia. Trenerzy dali mi szansę, a doświadczeni koledzy, tacy jak Ś.P. Tadziu Rozwora czy Łukasz Malec wprowadzili mnie w tą dojrzałą koszykówkę i tak naprawdę to oni zaufali mi na parkiecie. Wszystko było poparte ciężką pracą na treningach i ta moja kariera zaczęła się rozwijać. Ówczesna II liga stała na całkiem dobrym poziomie, grało wielu zawodników z przeszłością w ekstraklasie. W moim ostatnim sezonie w Wiśle mieliśmy szansę na awans, jednak zadecydowały kwestie finansowe. Niestety, prawda jest taka, że bez odpowiednich pieniędzy nie da się za wiele zrobić. Inne kluby miały bardziej stabilną sytuację, a zwłaszcza mocno wspierana przez kopalnię Pogoń Ruda Śląska, która wtedy awansowała do ekstraklasy. Mieliśmy szansę zwyciężyć z nimi w rywalizacji w play-off, wygraliśmy nawet na ich parkiecie, ale przegraliśmy u siebie, a w decydującym spotkaniu na wyjeździe nie daliśmy im rady. Skład Wisły, po fuzji z Hutnikiem, był w tamtym sezonie dość obiecujący. Jeżeli doszedłby jakiś sponsor, byłaby wtedy szansa na powrót, po kilku latach nieobecności, do ekstraklasy.

W 1995 roku, mając 20 lat, podpisał Pan kontrakt z ówczesnym mistrzem Polski – Mazowszanką Pruszków. Jak doszło do tego transferu?

Rozegraliśmy w hali przy ul. Reymonta dwa sparingi przeciwko Mazowszance. Następnie działacze tego klubu zaprosili mnie na testy połączone z obozem przygotowawczym i podpisaliśmy umowę. Nie obawiałem się rywalizacji w zespole, wierzyłem w swoje możliwości. (...)

W 2003 roku wrócił Pan do Krakowa. Mająca problemy finansowe Unia Tarnów zawiązała fuzję z Wisłą, a niemal wszystkie mecze ekstraklasy rozgrywane były w hali przy ul. Reymonta. Jak ocenia Pan ten etap swojej kariery?

Po kontuzji nie miałem propozycji z innych klubów. Pewnego dnia skontaktował się ze mną prezes sekcji koszykarzy Wisły - Marcin Fall, z którym rozpoczynałem karierę. Zawsze chciałem wrócić do Krakowa. Wyjeżdżałem stąd, gdy ta moja kariera dopiero na dobre się zaczynała. Wyobrażałem sobie jednak, że to będzie wyglądać trochę inaczej, a tymczasem mój powrót był poprzedzony ciężkimi kontuzjami. Chciałem spróbować, przekonać się, jak będzie wyglądać moja forma po tych problemach. Jednak to wszystko nie poszło zbyt dobrze. Trener chyba nie był do końca przekonany co do mojej osoby, ja również byłem rozczarowany swoim poziomem gry. Tak więc nasze drogi nie do końca szły w tym samym kierunku. Patrząc nieco z boku, było mi żal, że nie udało się wówczas więcej osiągnąć. Wychodziły sprawy, które psuły atmosferę w drużynie. Środki finansowe nie były wcale małe, ale źle nimi gospodarowano. Gdyby otoczka wokół klubu była lepsza, otworzyłaby się szansa na pozyskanie nowych sponsorów. Świat ludzi, którzy mogą realnie zainwestować w koszykówkę, jest wbrew pozorom mały. Po negatywnych informacjach w mediach, osoby zastanawiające się ewentualnie nad takim krokiem, mogą się zniechęcić do lokowania pieniędzy, obawiając się o własny wizerunek.

Wisła/Unia plasowała się wówczas w ekstraklasie w granicach 5.-6. miejsca. Czy taki wynik był adekwatny w stosunku do posiadanego stanu kadrowego?

Myślę, że nie. W tamtym okresie dochodziło do wielu zmian w lidze, pojawiało się sporo nowych koszykarzy. Również przez nasz zespół przewinęła się duża ilość zawodników, z dnia na dzień odszedł trener Mariusz Karol, który przyjął ofertę z Turowa Zgorzelec, nikomu nic nie mówiąc. Były to dziwne wydarzenia – śmiem twierdzić, że kilka lat wcześniej takie sytuacje nie miałyby miejsca.

W 2005 roku zakończyła się fuzja, klub wrócił do Tarnowa. Przed nowym sezonem nie otrzymał Pan oferty gry w barwach Unii. Co działo się potem?

Wspólnie z kolegami postanowiłem, że warto zbudować coś od zera - zgłosiliśmy do III ligi klub o nazwie Basket Kraków. (...)

Później jeszcze występował Pan w II-ligowym STACO Niepołomice, a następnie rozpoczął Pan grę w reaktywowanym AZS AWF Kraków, który w zeszłym sezonie startował w III lidze, zaś w bieżących rozgrywkach rywalizuje o szczebel wyżej. Jakie są cele Pana zespołu?

Tworzyliśmy tę drużynę w poprzednim sezonie, stawiając sobie za cel znalezienie się w I lidze w ciągu 3 lat. Ten sezon traktujemy jako duże doświadczenie. (...)

Jak długo zamierza Pan jeszcze grać?

W tej chwili treningi i grę traktuję jako formę poprawy swojego samopoczucia. Jeśli zdrowie będzie dopisywać, chętnie jeszcze długo pograłbym, jednak – jak mówiłem – mam już pewne problemy, a natury nie da się oszukać. Być może będą mecze, w których spędzę więcej minut na parkiecie niż dzisiaj (Tomasz Suski zagrał przeciwko Wiśle tylko 7 minut – przyp. autor).

Czy po zakończeniu kariery planuje Pan pozostać przy baskecie?

Tak, chciałbym. Nie zastanawiałem się dokładnie nad tym i trudno sprecyzować mi, w jakiej roli. Dobre relacje z moim teściem – Maciejem Starowiczem i Jackiem Moryto, który pełni obowiązki pierwszego trenera z powodu zawieszenia przez PZKosz Starowicza, sprawiają jednak, iż mógłbym zaangażować się w sprawy szkoleniowe w AZS AWF ggmedia.pl. Teraz, jeśli chce się działać w koszykówce, sztab szkoleniowy nie może być jednoosobowy, ważna jest wzajemna współpraca. Tym bardziej, że II liga ma charakter półamatorski, wobec czego koszykówka nie jest na tym poziomie podstawowym źródłem utrzymania – zarówno dla trenerów, jak i zawodników, także dla mnie. Inna sytuacja mogłaby być dopiero na poziomie I ligi, gdzie trenuje się 2 razy dziennie i otrzymuje się pieniądze, pozwalające skoncentrować się tylko na baskecie.

A gdyby Wisła złożyła Panu ofertę współpracy, to przyjąłby ją Pan?

Kiedyś wypowiadałem się na ten temat – bardzo ubolewam nad tym, że nikt z klubu przy ul. Reymonta niczego mi nie zaproponował. Zawsze powtarzałem, że jestem otwarty na propozycje z Wisły, a – jak mi się wydaje – mam duże doświadczenie, które mógłbym przekazać.

Co powie Pan ogólnie na temat aktualnej sytuacji krakowskiego basketu w męskim wydaniu?

Poza piłką nożną, Kraków nie ma żadnej alternatywy, jeśli chodzi o sporty zespołowe. Co prawda koszykarki Wisły osiągają bardzo dobre wyniki, to jednak, nic im nie ujmując, koszykówka męska na poziomie I ligi jest w stanie przyciągnąć na trybuny większą rzeszę kibiców niż ekstraklasa żeńska. Chciałbym, aby w Krakowie była drużyna męska przynajmniej na poziomie I ligi, a jeszcze lepiej, rzecz jasna, w ekstraklasie. Warunkiem znalezienia się na najwyższym szczeblu rozgrywek jest jednak ogromny budżet, poza tym wiąże się to z różnymi innymi sprawami, jak choćby z kwestią napływu obcokrajowców, którzy niekoniecznie prezentowaliby odpowiedni poziom, a także z halą. Co prawda powstający właśnie obiekt na Czyżynach będzie spełniać wszelkie standardy, jednak wynajęcie go na mecze i treningi oznaczałoby horrendalne koszty. Obecnie, jak i w poprzednich sezonach, kilka drużyn z Krakowa występuje w II lidze, głównie skupiając się na tym, aby utrzymać się na tym poziomie rozgrywek. Jest to dziwne i wydaje mi się, że nie służy dobru naszej dyscypliny.

(...)

Czy czegoś w swojej karierze Pan żałuje?

Generalnie czuję się spełniony. Z drużyną z Pruszkowa zdobyłem mistrzostwo Polski, wicemistrzostwo, brązowy medal, trzy razy Puchar Polski. Zadebiutowałem także w reprezentacji narodowej. Miałem przyjemność grać w najlepszych czasach dla koszykówki w Polsce, mile wspominam tamten okres. Ten sport był wówczas na drugim miejscu pod względem popularności, ustępując tylko piłce nożnej. Jeśli drugi raz dostałbym ofertę taką, jak w 1995 roku, zachowałbym się tak samo. Gdybym nie przyjął propozycji z drużyny mistrza Polski, mógłbym mieć do siebie duże pretensje. Umiejętności sportowe i chęci samorealizacji muszą być połączone ze szczęściem, polegającym na tym, że w odpowiednim momencie zostanie się zauważonym i otrzyma realną szansę na zaprezentowanie swoich możliwości. Mogło być przecież równie dobrze tak, że przychodząc do takiego zespołu, przesiedziałbym sezon na ławce, a w kolejnym grałbym już gdzie indziej. Natomiast trenerzy zaufali mi, dzięki czemu w pierwszym sezonie grałem średnio ok. 30 min i zająłem drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego debiutanta. Zatem najważniejsze, że znalazłem się we właściwym czasie na właściwym miejscu.

Dziękuję Panu za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał: Paweł
Cały wywiad przeczytać można w serwisie wislalive.pl


Źródło statystyk i danych do biogramu

Wiślacki klan

28 kwietnia 2011 roku na świat przyszła Julka, córka Kasi i Tomasza. W dniu, w którym Julka pojawi się na pierwszym treningu przy Reymonta, rodzina Starowiczów stanie się najliczniejszym wiślackim klanem w ponadstuletniej historii klubu.