Władysław Giergiel

Z Historia Wisły

Władysław Roman Giergiel
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim "Grzyb", "Żydówka"
urodzony 29.09.1917, Kraków
zmarł 17.10.1991, Wrocław
miejsce pochówku Wrocław, Cmentarz Grabiszyn
wzost/waga 172 cm/ 65 kg
pozycja prawoskrzydłowy
reprezentacja 1A
sukcesy Piłkarz:
MP 1949
Trener:
Puchar Zlotu 1952 (Wawel)
MP 1965/66 (Górnik Zabrze)
przebieg kariery Piłkarz:
Grzegórzecki (?-1933)
Wisła Kraków (1933-49)
Trener:
Wawel Kraków
Zawisza Bydgoszcz
Polonia Gdańsk
Ślęza Wrocław
Zagłębie Wałbrzych
Śląsk Wrocław
Górnik Zabrze
Górnik Wałbrzych
Motor Lublin
Hutnik Kraków
BKS Bolesławiec
Bielawianka
Narew Ostrołęka
Piast Nowa Ruda
Eagles Chicago- juniorzy
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1939 Wisła Kraków 12 5
1946 Wisła Kraków 0 (1) 0 (0)
1947 Wisła Kraków 0 (19) 0 (10)
1948 Wisła Kraków 4 0
1949 Wisła Kraków 11 6
Suma   27 (47) 11 (21)
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Władysław Roman Giergiel, błyskotliwy skrzydłowy i niezrównany gawędziarz, urodził się 29 września 1917 w Krakowie jako syn stolarza, zmarł 17 października 1991 we Wrocławiu. Z zawodu był maszynistą drukarskim. Znano go pod dwoma pseudonimami - "Grzyb" i "Żydówka".

Spis treści

Piłkarskie początki

Wisłę, do której trafił z krakowskiego Grzegórzeckiego wraz z innymi zdolnymi nastolatkami, reprezentował w latach 1933-1949. Po latach mawiano, że "Biała Gwiazda" miała dzięki temu swoich trzech panów "G" - Gracza, Giergiela i Gierczyńskiego, stanowiących później o sile drużyny.

Warto w tym momencie wspomnieć, w jak przedziwnych okolicznościach Giergiel i jego przyjaciele z Grzegórzeckiego zostali zawodnikami Wisły.

Pewnego dnia w 1933 roku udali się na stadion ... Cracovii z pisemną rekomendacją samego Józefa Kałuży, ich idola. (Lider Cracovii dostrzegł nieprzeciętny talent chłopaków i uznał, że w przyszłości mogą być wzmocnieniem "Pasów".) Na Cracovii chłopców zatrzymał szatniarz i krawiec, Jan Wiecheć, który nie miał ochoty ich wysłuchać i nakazał zgłosić się za kilka dni. Rozczarowanym młodzieńcom nie chciało się ponownie przemierzać piechotą niemałego dystansu między Grzegórzkami a Cracovią. Po krótkiej naradzie postanowili – skoro już byli w tym rejonie - przejść na drugą stronę Błoń i tam poszukać szczęścia. Na Wiśle trafili na Adama Obrubańskiego, który ugościł ich słodyczami i zaprosił na mecz z juniorami „Białej Gwiazdy”. Chłopcy entuzjastycznie skorzystali z zaproszenia. Okazali się jednak bezlitosnymi gośćmi, gromiąc młodych Wiślaków aż 7:1, mimo że w bramce gospodarzy stał wówczas sam Jerzy Jurowicz. Tego dnia przybysze z Grzegórzek zostali Wiślakami.

Kariera piłkarska w Wiśle

Giergiel, choć najstarszy z grzegórzeckiej ekipy, w barwach „Białej Gwiazdy” zadebiutował najpóźniej, bo dopiero 2 kwietnia 1939 roku w meczu z Polonią Warszawa przy Reymonta (2:1). Do wybuchu wojny był podstawowym zawodnikiem drużyny, a swoją rewelacyjną grą udowodnił, jak wielkim błędem było trzymanie go przez tyle lat w rezerwach. (Wcześniej przegrywał rywalizację z wychowankiem Wisły, filigranowym Bolesławem Habowskim). Serca wiślackiej społeczności podbił 7 maja 1939 roku strzelając hat tricka w Derbach Krakowa - Wisła pokonała Cracovię 5:1 a Giergiela okrzyknięto odkryciem roku.

Dodać przy tym należy, że nikt nie wymagał od „Grzyba” strzelania goli – jako skrzydłowy miał za zadanie wypracowywać je innym. Jego znakiem firmowym były bardzo dokładne, łagodne dośrodkowania, które na bramki zamieniali doskonali wiślaccy napastnicy, jak Woźniak, Kohut czy Gracz. Chwalono go też za szybkość i technikę, którą wyprzedzał swoje czasy. Być może niespotykana precyzja i refleks, którymi olśnił trybuny, miały związek z jego drugą pasją, jaką był tenis stołowy, który również - i to z sukcesami - czynnie uprawiał.

Giergiel, jako ostatni przedwojenny debiutant, był jednocześnie ostatnim strzelcem w przedwojennej historii Wisły. W meczu z Warszawianką 20 sierpnia 1939 roku (4:2) zdobył w ciągu dwóch minut dwa gole w samej końcówce spotkania, obydwa po strzałach głową. Dziesięć dni później Hitler zaatakował Polskę i wszelkie rozgrywki zostały zawieszone. (Wisła zajęła II miejsce w lidze, z dwoma punktami straty do lidera i dwoma meczami zaległymi…)

Wojna zahamowała świetnie rozwijającą się karierę pomocnika. Nie oznaczało to, że „Grzyb” na kilka lat zamknął w szafie piłkarskie buty. Wręcz przeciwnie – aktywnie uczestniczył w konspiracyjnych rozgrywkach. Był jednym z czterech wiślaków, którzy zorganizowali pierwszy mecz w okresie okupacji. 22 października 1939 Wisła spotkała się z Krowodrzą (3:1). Udział w zwycięskim dla „Białej Gwiazdy” pojedynku, będącym jednocześnie manifestacją sprzeciwu wobec restrykcji okupanta, Giergiel okrasił bramką.

5 maja 1940 roku doszło do pierwszych wojennych Derbów Krakowa, w których Giergiel również popisał się pięknym golem a Wisła pewnie wygrała 3:0. (Wiślacy zagrali wówczas bez strojów piłkarskich, mało tego – z konieczności wystąpili bez koszulek, a większość z nich przywdziewała spodenki pływackie, w różnorodnych barwach).

Takich meczów, gromadzących niekiedy kilka tysięcy widzów, rozegrano podczas okupacji nadspodziewanie dużo. Wiślacy, w tym Giergiel, brali też udział w tajnych spotkaniach wyjazdowych, w tym w Warszawie, podróżując osobno pociągami, w piłkarskich strojach pod cywilnym ubraniem. Podczas wyprawy na jeden z konspiracyjnych meczów - w Piasecznie pod Warszawą - Giergiel został postrzelony w nogi. (Partyzanci zaatakowali pełen Niemców pociąg, którym podróżowali piłkarze). Choć efekty postrzału ograniczały jego możliwości na boisku, kontynuował piłkarską karierę do 1950 roku. Zaliczył nawet jeden mecz w reprezentacji narodowej - 19 lipca 1947 roku zagrał w Warszawie przeciw Rumunii (1:2).

To Giergielowi zawdzięczamy wygraną Wisły (2:0) w pierwszych powojennych Derbach Krakowa – 28 stycznia 1945 roku. Wisła i Cracovia zainaugurowały rozgrywki w wolnej Polsce na śniegu i przy 15-stopniowym mrozie. Grano dwa razy po 30 minut. Swoim zaangażowaniem i entuzjazmem Giergiel powiódł drużynę do zwycięstwa a świetną grę przypieczętował golem na 2:0.

Swój ostatni mecz w barwach Wisły Giergiel rozegrał 13 listopada 1949 roku w Poznaniu przeciw Warcie (0:1). Łącznie wystąpił w 47 meczach Wisły o punkty, zdobywając w nich 21 bramek. Gdyby nie wojna, jego bilans w drużynie „Białej Gwiazdy” byłby na pewno bardziej okazały.

Trener - gawędziarz

Po zakończeniu kariery zawodniczej Giergiel nie rozstał się z piłką, został trenerem, wcześniej zdobywając uprawnienia instruktora piłkarskiego. Prowadził Wawel, Bielawiankę, Ślęzę Wrocław Zagłębie Wałbrzych, Śląsk Wrocław, Górnika Wałbrzych, Górnika Zabrze, Motor Lublin, Hutnika Kraków, Narew Ostrołęka i kilka innych drużyn.

Śląsk Wrocław

W Śląsku Wrocław do dziś pamięta się niezwykłą postać trenera Giergiela, człowieka, który wprowadził klub do ekstraklasy. W materiale wspomnieniowym na stronie wrocławskiego klubu Jacko pisze m.in.: ”Była to wyjątkowa osobowość. Szanowany przez niemal całe środowisko piłkarskie za fachowość, inteligencję i wysoką kulturę bycia. (…) W 1962 roku trafił do Śląska. Z jego przyjściem rozpoczęła się nowa era w klubie. Początki były przeciętne, ale sezon 1963/64 należał do Śląska, który zdecydowanie wygrał ligę i wywalczył pierwszy w historii awans do ekstraklasy a na mecze przychodziło wówczas po 40 tys widzów!!! (…) Po zakończeniu kariery trenerskiej zamieszkał we Wrocławiu. Jako mały chłopak zapamiętałem go jako wspaniałego gawędziarza. Pamiętam jak na stadionie Pafawagu i Śląska siadałem koło niego a wraz ze mną kilkanaście osób w różnym wieku i słuchałem jego opowieści o piłce, zawodnikach itd. To on zaraził mnie piłkarskim bakcylem. Po odejściu Giergiela Śląsk grał jeszcze 4 sezony w I lidze i zaliczył spadek.”

Górnik Zabrze

W 1965 roku Giergiel został ściągnięty do Górnika Zabrze, wówczas najlepszego polskiego klubu, z którym wywalczył Mistrzostwo Polski i awansował do finału Pucharu Polski, gdzie ostatecznie przegrał z Legią. Również w Zabrzu pielęgnują pamięć niecodziennego szkoleniowca. Na stronie Górnika znajdują się wspomnienia jednego z zawodników:

„Trener Antoni Brzeżańczyk był tytanem pracy. Na treningi przychodziliśmy trzy razy dziennie. Nie zwolnił nawet Huberta Kostki, który ze złamaną ręką musiał łapać piłkę lekarską. Wtedy jedyny raz zbuntowaliśmy się. Jego przeciwieństwem był Władysław Giergiel. Przez większość czasu opowiadał dowcipy, a najchętniej słuchał ich Ernest Pohl. Obydwaj się zaśmiewali, a my w tym czasie organizowaliśmy sobie ćwiczenia, np. kawalerowie grali przeciwko żonatym. Po godzinie Giergiel przypominał sobie o nas tylko po to, by zakończyć trening. Pomimo tak luźnego podejścia do szkolenia, mieliśmy pierwsze miejsce w tabeli i 10 punktową przewagę nad drugą drużyną."

Hutnik Kraków

W sezonie 1970/71 walczył z krakowskim Hutnikiem o ekstraklasę. Do historycznego awansu zabrakło trzech punktów - decydująca okazała się porażka z ŁKS 0:1.

Narew Ostrołęka

Na stronie ostrołęckiej Narwi czytamy z kolei: "Zatrudnienie Giergiela było bardzo ważnym wydarzeniem. Trener ten znany był w całym kraju. Jego przybycie do klubu pokroju Narwi porównywalne jest do późniejszego zatrudnienia Wojciecha Łazarka".

"Może to nie jest prawda, ale jak pięknie opowiedziana"

Legendą obrosły gawędziarskie zdolności Giergiela, głównie dlatego, że nikomu nie udawało się w jego opowieściach oddzielić prawdy od fikcji. Opisy wydarzeń z życia wziętych brzmiały w jego ustach nieprawdopodobnie, a te zmyślone - wydawały się jak najbardziej realistyczne.

Jedną z najbardziej znanych opowieści Giergiela jest wyjaśnienie przyczyn porażki z Cracovią (0:2) we wrześniu 1940 roku. Według "Grzyba" wszystkiemu winna była pasja bramkarza Wisły, Jerzego Jurowicza. Opowiadał wówczas: "Jurowicz, znany miłośnik gołębi, dostał w podarunku od naszego sympatyka kilka rasowych gołębi - kobuchów. Hodował je na Juvenii i formalnie trząsł się nad nimi, żeby mu nie uciekły. Wykorzystał tę słabą stronę naszego bramkarza jakiś kibic Cracovii puściwszy swoją jedyna parę pstrywków. Wypuścił w dwóch najgorętszych momentach zza bramki Jurowicza po gołębiu, wołając "Obcy leci!". Wystarczyło, że dwa razy odwróciło to jego uwagę no i już było 2:0 dla Cracovii".

O Giergielu - Andrzej Gowarzewski

Boiskowe i pozaboiskowe losy legendarnego Wiślaka znakomicie podsumowuje Andrzej Gowarzewski w Encyklopedii Piłkarskiej Fuji. Ze względu na klimat jego wypowiedzi, zacytujemy ją w całości:

"Mówiono - cóż to był za piłkarz! Jego rajdy po prawym skrzydle niejednego obrońcę przywiodły do utrapienia a eleganckie, miękkie dośrodkowania cenione były wysoko przez partnerów.

Mówiono - cóż to był za trener! Już w pierwszej swej pracy potrafił zmontować w Wawelu drużynę, z którą zdobył w 1952 Puchar Zlotu, demolując w finale Cracovię. Z zabrzańskim Górnikiem zdobył mistrzostwo Polski. - Nie gratulujcie mi mistrzostwa, bo z tym zespołem tytuł zdobyłaby nawet moja teściowa. Nie każdy jednak byłby w stanie zdobyć dziesięć punktów przewagi i tego możecie mi pogratulować! Wprowadził wreszcie do ekstraklasy wrocławski Śląsk i już do końca życia pozostał we Wrocławiu, pół żartem, pół serio twierdząc, że to ze względu na wrocławski klimat, najbardziej kontynentalny w kraju. Mógł to powiedzieć, bo krążył po całym kraju za trenerskim chlebem - zdarzało się, że wychodziły mu zakalce.

Cóż to był za człowiek! Dowcipny, bezpośredni, elegancki, uroczy gawędziarz, wspaniały kolega, który nigdy nikogo nie pozostawił w biedzie i z każdej sytuacji potrafił znaleźć wyjście. Może coś o tym powiedzieć Andrzej Iwan, którego buty piłkarskie ujrzano pewnego ranka na drzewie rosnącym przed zakopiańskim Imperialem, gdzie przebywała na obozie drużyna Wisły. Sprawa wyglądała fatalnie, a jej konsekwencje mogły być dotkliwe dla winowajców i klubu. Władysław Giergiel, który był kierownikiem technicznym - podjął się misji załagodzenia afery. Wykorzystał cały swój urok osobisty, ale osiągnął swoje - za cenę zrzucenia do piwnicy kilku ton koksu, który właśnie przywieziono, dwaj winowajcy zostali uniewinnieni.

I taki był przez całe życie Władysław Giergiel - użyteczny w sprawach wielkich i małych, wesoły, ceniony i lubiany przez wszystkich, a nikt tak pięknie nie mówił o własnych sukcesach jak on sam o sobie!"

wislakrakow.com
(dorotja)

Źródła: wislakrakow.com; Encyklopedia Piłkarska Fuji Andrzeja Gowarzewskiego; Sto lat w blasku Białej Gwiazdy Dariusza Zastawnego; slasknet.com; gornik.zabrze.pl; narew.dbv.pl.

Suplement

Władysław Giergiel: Opłacało się być piłkarzem

Dodano: 2012-03-18 23:47:15 (aktualizacja: 2012-03-21 10:36:57)

Marco / Magazyn PIŁKA NOŻNA, lipiec 1990 roku


W lipcu 1990 roku, magazyn "PIŁKA NOŻNA" opublikował artykuł pt: "Damy Ci pistolet", którego bohaterem był Władysław Giergiel. W nim to Mistrz Polski z Wisłą z 1949 roku przytoczył wiele ciekawych historii, do lektury których zapraszamy.

Wie pan, kto zbudował dzisiejszy stadion krakowskiej Wisły? Więźniowe! Kiedy w lutym 1949 roku klub przystąpił do Federacji "Gwardia", jego prezesem został oczywiście ówczesny szef Urzędu Bezpieczeństwa, pułkownik Grzegorz Łanin. Pochodził z Mińska, nawet nieźle mówił po polsku. Jego przodkowie wywodzili się ponoć z ubogiej szlachty zaściankowej. Otóż, Łanin postanowił, że wybuduje wierną kopię stadionu mińskiego Dynama, z ozdobnymi filarami, pod którymi zaplanował miejsca pod posągi Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Filary są do dzisiaj, posągów nigdy nie postawiono.

Były to paskudne czasy. W więzieniach UB trzymano tysiące ludzi z wieloletnimi wyrokami, za byle błahostkę. Łanin kazał ogłosić, że tym, którzy zechcą pracować przy budowie stadionu Gwardii, będzie liczył jeden dzień pracy za trzy dni wyroku. Jak łatwo się domyślić, chętnych nie brakowało. Więźniowie pracowali od rana do zmroku, ale dostawali niezłe jedzenie, mogły ich odwiedzać rodziny. Starali się więc jak mogli. Dzisiaj, przy remoncie stadionu, robotnicy mają problemy ze skuciem betonu, tak został solidnie zrobiony. Siłami więźniów rozbudowano też halę sportową. Ponad trzydzieści lat już stoi, bez gruntownego remontu...

Tak zaczyna swą opowieść Władysław Giergiel, były piłkarz Wisły, reprezentant kraju, później znany i ceniony trener. Piłkarską karierę zaczynał jeszcze w II Rzeczpospolitej. Jak podkreśla, od juniora do oldboya - zawsze był Wiślakiem i w swym przywiązaniu do Białej Gwiazdy trwa do dziś, chociaż od 1960 roku mieszka we Wrocławiu (Władysław Giergiel zmarł 17.10.1991 roku, rok i pięć miesięcy po ukazaniu się owego artykułu - przyp. red.). W jego mieszkaniu śmiało można urządzić małe muzeum wiślackich pamiątek. Przeglądając albumy z unikalnymi fotografiami z dawnych lat, słucham ...

"Urodziłem się w Krakowie na Grzegórzkach, w przedostatnim roku I wojny światowej. Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie jestem rówieśnikiem Wielkiej Rewolucji Październikowej, chociaż akurat tego faktu nigdy nie traktowałem jako powodu do chwały. W szkole jednym z moich nauczycieli był Józef Kałuża, słynny piłkarz Cracovii i reprezentacji Polski, a najlepszym kolegą "Messu" Gracz. Kiedyś zebraliśmy z Mietkiem w paru chłopaków, z którymi najczęściej kopaliśmy piłkę, i założyliśmy zespół - Juventus, niby że my młodzi, to nazwa odpowiednia. Kałuża wiedział, że futbol jest naszą pasją, wiele razy widział nas, jak rozgrywaliśmy mecze. Serce mu się krajało, bo w tamtych czasach piłka nożna była w szkołach zakazana, więc nie mógł nam pozwolić na grę w czasie lekcji wychowania fizycznego. Ale pewnego razu wezwał nas do siebie, dał karteczkę z podpisaną przez siebie rekomendacją i kazał zgłosić się z nią do Cracovii.

Wybraliśmy się całą paczką we wtorek licząc, że jak nas zapiszą od razu, to już w niedzielę wejdziemy na mecz ligowy za darmo. Niestety, gospodarz stadionu, słynny pan Wiecheć, który swe gospodarstwo opuszczał średnio raz na miesiąc i zawsze był zajęty, zwyczajnie nas przegonił i kazał przyjść innym razem. Wtedy rzuciłem myśl, by przejść błonia i zgłosić się do Wisły. Trafiliśmy dobrze, akurat juniorzy szykowali się do jakiegoś sparingu. Zagraliśmy z nimi, wygrywając wysoko. Zapisano nas prawie wszystkich i tak przez Wiechcia zostałem wiślakiem, ale chwała mu za to.

Razem z juniorami Wisły zdobyłem Mistrzostwo Polski, zapowiadałem się na niezłego skrzydłowego. Nie miałem jeszcze dwudziestu lat, gdy zacząłem grać w lidze. To były piękne czasy, warto je wspominać. Dieta wyżywieniowa wynosiła wówczas 15 zł na dzień, więc jak jechaliśmy na mecz, na przykład do Lwowa, dostaliśmy trzy diety. Obiad w najdroższej restauracji lwowskiej kosztował bodajże pięć złotych. Za wygrany mecz dostawaliśmy pięćdziesiąt złotych, sumę wcale sporą, jeśli zauważyć, że zarabiałem - pracując w drukarni - trzy stówki miesięcznie. Szkoda gadać, opłacało się być piłkarzem. Najbardziej lubiliśmy jeździć do Wilna, tam było najtaniej w Polsce. Przykładowo jajko w Krakowie kosztowało pięć groszy, a w Wilnie dwa. Na tej różnicy najwięcej zarabiali Żydzi. Przed wojną stanowili chyba jedną trzecią mieszkańców Krakowa.

Oczywiście nie każdy Żyd był handlarzem. Znałem wielu, którzy musieli bardzo ciężko pracować na kawałek chleba, klepali biedę. Ich społeczność była bardzo zamknięta, niemal wyizolowana od reszty miasta. Mieli też swoje własne kluby sportowe, uprawiali głównie piłkę nożną i tenis stołowy. Największym - i jednocześnie najbogatszym - był Żydowski Klub Sportowy Makkabi. Znałem tam wielu ludzi. Przez jakiś czas przyjaźniłem się z córką jednego z działaczy, zarobiłem nawet przez to u swoich kolegów pseudonim "Żydówka".

Makkabi miał swój stadion przy ulicy Koletek, tam gdzie dzisiaj ma swe obiekty Nadwiślan Kraków. Oprócz tego dysponował obszernym, sześciopokojowym lokalem przy ulicy Mikołajskiej oraz prowadził nowoczesną przystań wioślarską. Członkami klubu byli przedstawiciele najbogatszej warstwy żydowskiej społeczności, prawnicy, lekarze, przedsiębiorcy. Płacili bardzo wysokie składki, po sto i więcej złotych. Mimo to Makkabi nie liczył się w krakowskim futbolu. Zespół grał w lidze okręgowej, chociaż miał kilku niezłych zawodników.

Był na przykład u nich taki piłkarz, lewoskrzydłowy, nazywał się Wohlfeiler. Zawsze nam powtarzał, że jego największym marzeniem jest chociaż raz zagrać w barwach Wisły. Przed wojną nie miał żadnych szans na spełnienie tego marzenia. Wśród przepisów klubowych Wisły był bowiem taki, bardzo rygorystycznie przestrzegany, który zabraniał uczestnictwa w życiu klubowym obywatelom narodowości żydowskiej. Nazywany był potocznie paragrafem aryjskim i chociaż nie ujęty w statucie Wisły, nigdy nie został złamany.

Dopiero w roku 1949, gdy z Wisły zrobiono Gwardię, paragraf przestał obowiązywać. W UB pracowało wielu Żydów. Wtedy też koszulkę z Białą Gwiazdą założył wspomniany Wohlfeiler. Zagrał chyba w jednym meczu, po czym zakończył karierę, chociaż mógł jeszcze długo grać. Nie zdzierżył siły tradycji.

Makkabi nie było oczywiście jedynym żydowskim klubem w Krakowie. Istniały jeszcze inne, Hagibor, Siła, Jutrzenka, Hagadur, Jehuda. Ale te były biedne, nie miały nawet własnych boisk. Mecze rozgrywały najczęściej na stadionie Olszy, położonym blisko dzielnicy Kazimierz, bo Makkabi nie wpuszczało ich na swój obiekt, nawet nie pomagało. Drużyny żydowskie grały twardo, ambitnie, ale bez polotu. Były natomiast utrapieniem sędziów, bowiem piłkarze mieli zwyczaj kwestionować niemal każdą decyzję arbitra, oczywiście niekorzystną dla nich. Kłócąc się, używali przedziwnego żargonu, żywo przy tym gestykulując... Opowiadaliśmy sobie te historie śmiejąc się do łez.

Na krótko przed wybuchem wojny byłem świadkiem meczu, w którym Wisła, a właściwie jej rezerwy, zmierzyła się z reprezentacją czeskich uchodźców. Polacy oczywiście wygrali, nie wynik był jednak najważniejszy, a cel. Spotkanie rozegrano w sobotę, a cały dochód z niego przeznaczono na pomoc dla uchodźców. Mam nawet zdjęcie uczestników tego meczu. Wśród nich stał Ludvik Svoboda ...

Kiedy Niemcy zajęli Kraków, obiekty Wisły zagarnęła jednostka SS. Dla nas już tam miejsca nie było. Miałem wówczas 22 lata, byłem członkiem kadry przygotowującej się przed wojną do Igrzysk Olimpijskich 1940 roku. Ciężko było pogodzić się z myślą o zaprzestaniu gry w piłkę. Zwróciliśmy się do władz okupacyjnych o zgodę na uprawianie sportu. Odpowiedzialnym za sport w Generalnej Guberni był niejaki doktor George Niffke, przed wojną redaktor naczelny "Kattowizer Zeitung". Ma się rozumieć, był doskonale zorientowany w polskim futbolu, znał prawie wszystkich krakowskich piłkarzy.

Powiedział nam, że owszem, sport możemy sobie uprawiać, ale nie w dawnych ramach organizacyjnych. Nie wolno też zrzeszać się na nowo, organizować regularnych rozgrywek itp. Prywatnie poradził nam, delegacji wiślaków, żebyśmy odpruli z koszulek Białą Gwiazdę. To dzisiaj trefny symbol - powiedział. Cóż było robić, odpruliśmy. Przez całą okupację graliśmy mecze w wiślackich kostiumach, ale bez Białej Gwiazdy. Nie wiedzieliśmy, że Stefan Dyras, jeden z działaczy Wisły, zachował w ukryciu jeden komplet, akurat ten, w którym mieliśmy rozegrać 3 września 1939 roku ligowy mecz z Cracovią. Miał nam się bardzo przydać...

Okupacja wyzwalała w ludziach różne reakcje. Jedni bali się mniej, inni bardziej. Na przykład Józek Kohut to był kozak jak się patrzy. Mówili na niego "król tandety", czyli słynnego krakowskiego bazaru. Józek przez całą okupację nosił za cholewą buta pistolet, naciągał Niemców na niesamowite nieraz geszefty. Rozgrywaliśmy sporo meczów, najczęściej na peryferyjnych boiskach, nierzadko trzeba było uciekać przed żandarmami. Wśród Niemców, a właściwiej byłoby powiedzieć Austriaków, mieliśmy sporo znajomych, przedwojennych piłkarzy austriackich klubów. Oni często przychodzili oglądać nasze mecze, pomagali w trudnych sytuacjach, ostrzegali, gdy szykowało się jakieś niebezpieczeństwo.

Kiedy front przewalił się dalej na zachód, cieszyliśmy się z wyzwolenia jak dzieci. Pierwsza myśl, to - by zorganizować mecz. Nie było to jednak takie proste, potrzebna była zgoda komendanta wojskowego miasta. Udaliśmy się ja, Cisowski, Legutko, Dyras i Wodka do Pałacu pod Baranami, gdzie była komendatura, z lekkimi obawami. Przyjął nas sam szef, major Niemirowski. Po dłuższej rozmowie wyraził zgodę. Pozostało nam już tylko wybrać termin i miejsce. Stadion Cracovii był kompletnie zdewastowany, Niemcy urządzili na nim bazę remontową. Natomiast stadion Wisły był w dobrym stanie i tam właśnie zorganizowaliśmy pierwszy mecz w wyzwolonym Krakowie. My zagraliśmy w kostiumach zachowanych przez Dyrasa, a "pasiaki" wystąpiły w strojach załatwionych przez Romka Zbroję, który pracował w wiedeńskiej firmie "Modritsch", szyjącej między innymi koszule.

Te pierwsze powojenne lata ... Nie powiem, też były ciekawe i niebezpieczne. Po ulicach kręciło się wielu radzieckich żołnierzy. Handlowali czym się dało, zyski zamieniając na wódkę i zegarki. Czasem po prostu zabierali coś, co im się spodobało, zdarzały się napady, pobicia, gwałty. Kiedyś z Mietkiem Graczem dostaliśmy propozycję kupna wspaniałego dywanu za dwie butelki wódki. Okazja była niezwykła, nawet jak na tamte czasy. Mieliśmy jednak pecha, bo mimo usilnych starań, udało nam się zdobyć tylko jedną butelkę. Żołnierz był nad wyraz konsekwentny. Wziął wódkę, bagnetem przeciął dywan na dwie części. Cóż było robić, wzięliśmy nasz kawałek i czym prędzej daliśmy nogę, bo sołdat mógł się w każdej chwili rozmyślić. Potem ten kawałek służył nam za wykładzinę w klubowej szatni.

Innym znowu razem spacerowałem z koleżanką po plantach, gdy niespodziewanie pojawił się patrol. Zabrano nas, niby dla sprawdzenia dokumentów, ale ja nie miałem złudzeń, czym skończy się wizyta na posterunku. Na szczęście, po drodze spotkaliśmy znajomego oficera, któremu wytłumaczyłem o co chodzi. Zabrał nas wraz z patrolem do komendy miasta, a że znałem już Niemirowskiego, a on mnie, lanie - i to straszne - oberwali na moich oczach prześladowcy. Jakoś nie zanotowałem współczucia...

Powoli mój piłkarski czas się kończył. Zdążyłem jeszcze wraz z Wisłą wywalczyć Mistrzostwo Polski, wcześniej wystąpiłem w swym jedynym meczu reprezentacji, z Rumunią. Byłem na tyle przezorny, że skończyłem kurs trenerski. Wreszcie wiosną 1950 roku postanowiłem zawiesić buty na kołku. Gdy Łanin dowiedział się o tym, wezwał mnie do siebie i zaproponował, bym zajął się zakładaniem klubów milicyjnych na Podhalu. - Ale przecież tam działa ugrupowanie "Ognia", rozwalą mnie, jak tylko dowiedzą się, że coś takiego robię - powiedziałem przerażony. Na to Łanin: Nie martw się, damy Ci pistolet ...

Na szczęście udało mi się wywinąć z tej opresji. Nigdy nie należałem do żadnej partii, zawsze unikałem polityki. Ale, aby uniknąć kłopotów, musiałem poszukać sobie opiekunów. Najpewniejsze było wojsko. Dowódcą okręgu był wtedy generał Kieniewicz, nawet interesował się futbolem. To on zatrudnił mnie w Legii Kraków, przemienionej później na OWKS, a jeszcze później na WKS Wawel. Kieniewicza poznałem dobrze, często graliśmy razem w bilard. Na ogół wygrywałem, co jego akurat nie martwiło, bo stawką były butelki wina. On wina nie lubił, wolał wódkę, którą pił w szklankach, chociaż - jak mówiono - był chory na cukrzycę. Lubił mnie, bo kiedyś pomogłem mu wygrać duży zakład z Łaninem.

Założyli się o wynik meczu. My, to znaczy OWKS, weszliśmy akurat do pierwszej ligi, Wisła startowała z pozycji mistrza. Przed rozpoczęciem spotkania kibice Wisły oraz znajomi pokazywali mi, że "wezmą pełną rączką", co znaczyło, że OWKS dostanie tęgie baty. Do przerwy przegrywaliśmy 1-3, ale ja wiedziałem, że Wiślacy tracą już oddech. Po przerwie wpuściłem na boisko Egona Piechaczka, który objeżdżał stopera Wisły Szczurka, jak chciał. Wygraliśmy 4-3. Kieniewicz wydał potem przyjęcie, ale nigdy nie dowiedziałem się, ile wygrał od Łanina.

Jednym z działaczy OWKS był w tym czasie Czesław Waryszak, prawa ręka Kieniewicza, wielki sympatyk futbolu. To on ściągnął mnie później do Wrocławia. W tamtych czasach piłką nożną interesowało się wiele ważnych osobistości. Zagorzałym kibicem Cracovii był na przykład Józef Cyrankiewicz, jego matka miała dom niedaleko stadionu "pasów". Nie wiem, czy coś dla nich załatwił. Ale w tamtych czasach każdy, kto coś znaczył, zawsze ulubionemu klubowi pomagał. Nawet ci przeflancowani do Polski ze Wschodu.

Wprowadziłem wrocławski Śląsk do I ligi, było to w 1964 roku. Grali u mnie tacy piłkarze, jak Zygfryd Blaut, Władek Żmuda, Jerzy Apostel, bramkarz Masseli. W następnym roku trenowałem Górnika Zabrze, z którym zdobyłem mistrzostwo Polski. W Zabrzu nie czułem się jednak najlepiej. Jak na mój gust, za dużo osób mówiło w klubie po niemiecku.

Później trenowałem jeszcze wiele drużyn, dopiero trzy lata temu definitywnie rozstałem się z boiskiem. Chodzę jednak na mecze Śląska, dużo spaceruję. Nie mógłbym żyć w totalnym bezruchu. Widzi pan, te zdjęcia, które pan ogląda, są często jedynym śladem po ludziach i zdarzeniach. Wiele z nich dostałem od dziennikarza przedwojennego "Raz, dwa, trzy", Adama Obrubańskiego. Był wielkim sympatykiem Wisły, z wykształcenia prawnikiem. Zmobilizowany we wrześniu, miał stopień majora żandarmerii wojskowej. Zaginął gdzieś na Wschodzie. Mam zamiar to wszystko uporządkować, opracować, może kiedyś uda się to wydać w formie albumu lub książki. Te bezcenne pamiątki są tego warte.

Zwierzenia Władysława Giergiela niemal 22 lata temu notował Waldemar Lodziński.

(MARCIN)

Źródło: WislaLive.pl

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1939 Ekstraklasa 12 12     5    
1946 Eliminacje MP 1 1          
1947 Eliminacje MP 16 16     10    
1947 Finały MP 3 3          
1948 Ekstraklasa 4 4          
1949 Ekstraklasa 11 11     6    
Razem Ekstraklasa (I) 27 27     11    
Eliminacje MP (EMP) 17 17     10    
Finały MP (FMP) 3 3          
RAZEM 47 47     21    

Lista wszystkich spotkań:

Ilość Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
1. (1)I1939.04.02DomPolonia Warszawa2-1   
2. (2)I1939.04.16WyjazdUnion Touring Łódź3-1   
3. (3)I1939.04.23WyjazdWarta Poznań1-4   
4. (4)I1939.05.03DomPogoń Lwów2-1   
5. (5)I1939.05.07DomCracovia Kraków5-1  
6. (6)I1939.05.14WyjazdAKS Chorzów3-3   
7. (7)I1939.05.21DomGarbarnia Kraków1-1   
8. (8)I1939.06.08DomRuch Chorzów0-1   
9. (9)I1939.06.18WyjazdWarszawianka Warszawa1-0   
10. (10)I1939.06.25WyjazdPolonia Warszawa4-5   
11. (11)I1939.07.02DomWarta Poznań5-0   
12. (12)I1939.08.20DomWarszawianka Warszawa4-2  
13. (1)EMP1946.09.29DomPolonia Warszawa2-3   
14. (2)EMP1947.03.30DomPolonia Świdnica3-2   
15. (3)EMP1947.04.13DomPolonia Bytom3-1  
16. (4)EMP1947.04.20WyjazdSkra Częstochowa5-0   
17. (5)EMP1947.04.27WyjazdLech Poznań1-0   
18. (6)EMP1947.05.18DomMotor Białystok16-0   
19. (7)EMP1947.06.01WyjazdOgnisko Siedlce7-0   
20. (8)EMP1947.06.15WyjazdPolonia Warszawa2-2   
21. (9)EMP1947.06.29DomSzombierki Bytom7-0  
22. (10)EMP1947.07.06WyjazdMotor Białystok9-0   
23. (11)EMP1947.07.13DomLech Poznań5-0  
24. (12)EMP1947.07.27WyjazdSzombierki Bytom4-0  
25. (13)EMP1947.08.10DomSkra Częstochowa9-1  
26. (14)EMP1947.08.24DomOgnisko Siedlce21-0  
27. (15)EMP1947.09.07WyjazdPolonia Bytom7-1   
28. (16)EMP1947.09.21DomPolonia Warszawa2-1   
29. (17)EMP1947.09.28WyjazdPolonia Świdnica0-1   
30. (1)FMP1947.10.05DomWarta Poznań0-2   
31. (2)FMP1947.11.09WyjazdAKS Chorzów4-1   
32. (3)FMP1947.11.16DomAKS Chorzów3-0   
33. (13)I1948.05.30WyjazdŁKS Łódź3-0   
34. (14)I1948.06.03DomGarbarnia Kraków4-0   
35. (15)I1948.06.06DomCracovia Kraków0-2   
36. (16)I1948.08.08DomLegia Warszawa8-0   
37. (17)I1949.03.20WyjazdŁKS Łódź8-2   
38. (18)I1949.03.27DomLech Poznań2-0  
39. (19)I1949.04.03WyjazdPolonia Warszawa1-0   
40. (20)I1949.04.10DomSzombierki Bytom4-1   
41. (21)I1949.05.15DomPolonia Bytom4-2  
42. (22)I1949.05.22DomLegia Warszawa4-0   
43. (23)I1949.09.04DomPolonia Warszawa0-3   
44. (24)I1949.10.09WyjazdPolonia Bytom2-0  
45. (25)I1949.10.16DomAKS Chorzów3-0  
46. (26)I1949.10.23DomRuch Chorzów1-1  
47. (27)I1949.11.13WyjazdWarta Poznań0-1   

Statystyki rozgrywek A-klasy

  • Statystyki rozgrywek A-klasy z lat czterdziestych zamieszczamy osobno. Nie są one uwzględniane w ogólnych zestawieniach, gdyż nie udało nam się skompletować wszystkich składów meczowych Wisły w tych rozgrywkach.
Ilość Sezon/Etap Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
1.1945e1946.03.17domDalin Myślenice8:0
2.19461946.06.26wyjazdDębnicki5:1
3.19461946.07.11wyjazdPodgórze Kraków3:0
4.19461946.07.14wyjazdGroble5:3
5.19461946.07.18wyjazdBorek4:1
6.19461946.07.25domDębnicki6:1
7.19461946.07.28domTarnovia4:1
8.19461946.08.1domPodgórze Kraków6:1
9.19461946.08.22domBorek5:1
10.19461946.09.01domCracovia1:1
11.19461946.09.05wyjazdGarbarnia Kraków3:1
12.19461946.09.12wyjazdCracovia0:1
13.19461946.09.14b. GarbarniiCracovia4:1

Mecz w Reprezentacji Polski

Władysław Giergiel wystąpił tylko w jednym meczu Reprezentacji Polski: 19 lipca 1947 roku, na stadionie Wojska Polskiego w Warszawie, w przegranym spotkaniu towarzyskim z Rumunią (1:2). Był to drugi występ polskiej Drużyny Narodowej po wojnie.
Przegląd Sportowy tak ocenił występ skrzydłowego w tym meczu: "Czachor [inny z pomocników] nie zdał egzaminu. To samo tyczy się Giergiela. Krakowianin mając piłkę, niemolestowany umiał ją może lepiej oddać czy przerzucić niż jego kolega z przeciwnej strony, ale o tym, by mógł sam coś zrobić, wygrać walkę lub pojedynek, nie było mowy." (PS nr 58/1947)

Pogrubiono występ Giergiela jako Wiślaka.

Komentarze prasowe po występach w reprezentacji:

  • 1947.07.19 Polska - Rumunia 1:2, mecz towarzyski
    • „Krakowianin mając piłkę, niemolestowany umiał ją może lepiej oddać czy przerzucić, niż jego kolego z przeciwnej strony, ale o tym, by mógł sam coś zrobić, wygrać walkę lub pojedynek, nie było mowy".

Kronika sportowa (tenis stołowy)

1938

  • Styczeń. Drużynowe mistrzostwa okręgowe w tenisie stołowym klasy A.
    • Kontynuacja ubiegłorocznych zawodów:
      • Wisła-Cracovia 3:2:
      • Władysław Giergiel-Stoczko 2:0.

1939

  • 21-22 stycznia. Drużynowe Mistrzostwa Krakowa.
    • Wisła - Cracovia 2:3.
      • Władysław Giergiel przegrał z Stoczką 0:2.

Galeria

Artykuły prasowe. Materiały źródłowe

Requiescat in pace

Grób Władysława Giergiela na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.