Wisła-Cracovia. Transfery na przestrzeni wieku

Z Historia Wisły

Wisła-Cracovia. Transfery na przestrzeni wieku

Zmiany barw klubowych piłkarzy grających w Wiśle i Cracovii są niemal tak stare jak historia obu klubów. Nie ma w tym krzty przesady, gdyż już wiosną 1907, jak wspominał po latach T. Kucz : "...na skutek interwencji prof. Łopuszańskiego, jako uczeń II Szkoły Realnej przeszedłem do Wisły, w której liczbowo przeważali uczniowie tej szkoły"[1]. Choć trzeba od razu dodać, że w tym pionierskim okresie nie było jeszcze formalnej przynależności klubowej i migracje graczy z jednej drużyny do drugiej wcale nie należały do rzadkości. O czym wspominał chociażby Tadeusz Synowiec twierdząc, że grał w pierwszych latach istnienia obu klubów jako bramkarz w rezerwie Wisły, choć nie był jej zawodnikiem [2].

Najgłośniejszym transferem tych lat z Wisły do Cracovii było przejście do „biało-czerwonych” Antoniego Poznańskiego. Postać niezwykle barwna. W życiu prywatnym "szaławiła", pogromca niewieścich serc, niemalże awanturnik. Na boisku piłkarskim grywał jako prawy skrzydłowy i prawy łącznik. Słynął ze swych przebojów. Był graczem „o nieporównywalnej technice strzału”. Nic dziwnego, że był "ulubieńcem publiczności, która czarnego „Antka” wprost ubóstwiała"[3]. I takiego gracza Wisła straciła po sezonie 1909. Od 1910 roku grał już w Cracovii...

Trudno zresztą wówczas mówić o międzyklubowych transferach. Przynależność klubowa nie byłą wówczas sformalizowana. Piłkarzy łączyła wówczas więź koleżeńska, przywiązanie do barw klubowych nabierało znaczenia w miarę upływu czasu i nasilającej się rywalizacji boiskowej Wisły i Cracovii. Wymownym tego przykładem jest przejście w 1911 roku jednej z drużyn rezerwowych Wisły do Cracovii, o czym wspomina Stanisław Mielech (jeden z bohaterów tego incydentu): "Przyczyną zmiany barw był incydent w szatni. Romański, zawodnik I drużyny (pseud. „Kusy”), znieważył czynnie jednego z minorków. Sprawa otarła się o zarząd klubu, lecz zwolennicy „Kusego” mieli tam większe wpływy. Odpowiedzieliśmy na to gremialnym wystąpieniem z klubu i przeniesieniem się do Cracovii"[4].

Jak wówczas przebiegało kaperowanie graczy opowiada żartobliwie S. Habzda: „Mimo to zdarzały się wypadki kaperowania. Ci z najstarszej Wisły do dziś wspominają, jak to jeden z ich kolegów przeszedł do obozu przeciwnika za poszukiwane na rynku 3 „Mauretanie” i 1 „Nicarague” będące poprzednio w posiadaniu kapitana przeciwnej drużyny” [5].

Transfery międzyklubowe zmieniły swój charakter wraz z rejestracją klubów i zatwierdzeniem ich statutów przez galicyjskie władze, czyli na przełomie 1909/1910 roku. Wiązało się to z przystąpieniem obu klubów do AZF i ZPPN. Wtedy dopiero pojawiły się rygory prawne regulujące przynależność klubową i możliwości zmiany barw klubowych.

Ciekawym przyczynkiem w kwestii zmiany barw klubowych były lata 1917-1918. Wielu piłkarzy Wisły, która zawiesiła swą działalność na czas wojny, trenowało wówczas na obiektach sportowych Cracovii, a niektórzy z nich nawet występowali w jej drużynach, choć formalnie nie podpisywali akcesu do tego klubu. Takim graczem był choćby Stefan Śliwa.

Wraz z końcem wojny odżyła rywalizacja sportowa Wisły i Cracovii na krakowskich boiskach, budząc niebywałe emocje wśród kibiców obu klubów. Nic dziwnego, że zmiany barw klubowych między piłkarzami Wisły i Cracovii wywoływały zrozumiałe zainteresowanie sympatyków sportu pod Wawelem. Ciekawostką jest fakt, że w okresie międzywojennym mamy do czynienia z głośnymi transferami na linii Cracovia-Wisła, a nie odwrotnie. Co mogło w pierwszych latach dwudziestolecia międzywojennego budzić pewne zdziwienie, gdyż Wisła pozbawiona własnego stadionu borykała się wtedy z poważnymi problemami materialnymi i finansowymi. Dlatego należy docenić przejście do Wisły w 1918 roku Adama Koguta, który z cieplarnianych warunków przeniósł się do bezdomnej Wisły, przyczyniając się w istotny sposób do reaktywacji jej działalności sportowej w 1918 roku. Po roku zresztą wrócił z powrotem do Cracovii. Najgłośniejszym transferem z Cracovii do Wisły w okresie II RP było przejście defensora Cracovii Aleksandra Pychowskiego w 1925 roku. Transfer ten wywołał niemały skandal w krakowskim środowisku sportowym i był szeroko opisywany przez prasę w tym czasie. Nim opiszemy całą tą historię przypomnijmy, że rok wcześniej doszło do przejścia do Wisły najmłodszego z braci Reymanów – Jana. Doszło do tego w okolicznościach, które pozwolą nam zrozumieć dlaczego później tą samą drogą poszedł i Pychowski.

 Zobacz więcej w artykule Jan Reyman, w sekcji Wisła po raz pierwszy.

Właśnie w 1924 roku zakończyła się jego piłkarska przygoda z Cracovią. Zakończyła w sposób świadczący nie najlepiej o działaczach Cracovii. W skandalicznych okolicznościach odsunięto go od gry w podstawowej jedenastce przed meczem derbowym z Wisłą. A dowiedział się o tym dopiero w szatni, tuż przed wyjściem na boisko: "Czekał, czy ktoś do niego podejdzie, powie, że chcą wypróbować innego, że są jakieś inne przyczyny odsunięcia. Nikt nie podszedł, ani kierownictwo, ani koledzy". Być może J. Lustgarten, ustalający wówczas w klubie skład podstawowej jedenastki uznał, że nie może liczyć na dobrą grą Jana przeciwko swemu starszemu bratu i drużynie Wisły. Trudno w to uwierzyć, skoro wcześniej w meczach o randze mistrzowskiej występowali już przeciwko sobie i co więcej, Jan strzelał bramki dla Cracovii, będąc jej wyróżniającym się graczem. Faktem pozostaje, że nie wyjawiono mu przyczyn tego odsunięcia od drużyny, a działacze klubowi i koledzy przed meczem odwracali od niego wzrok. Zabrakło im zwykłej kindersztuby, co sporo mówiło o stosunkach panujących wówczas w klubie. Tym samym Jan oglądał mecz z trybun, a ten incydent spowodował jego odejście z Cracovii. Po odbyciu kilkumiesięcznej karencji trafił do Wisły. Dodajmy, że "za przejście nie otrzymał niczego, pieniężne transfery były podówczas dopiero w powijakach"[6].

W tymże roku Wisła w ładnym stylu zdobyła mistrzostwo Krakowa, Pasy zajęły odległą, trzecią lokatę (druga była Jutrzenka Kraków). Jakby na poprawienie humorów po nie najlepszym sezonie, Cracovia oskarżyła Wisłę o kaperowanie zawodników. Czy chodziło o odebranie Wiśle, przy "zielonym stoliku", wywalczonego na boisku mistrzostwa w A-klasie? Któż to wie. Sprawa dotyczyła przejścia z drużyny Pasów, do Białej Gwiazdy, wspomnianego już powyżej obrońcy Aleksandra Pychowskiego. Praktyki "podbierania" zawodników były w Polsce surowo zabronione, pod groźbą nawet dyskwalifikacji drużyny, jeśli udowodniono by przy okazji, że takiemu transferowi towarzyszyły korzyści materialne. Nic więc dziwnego, że sprawę szybko podchwyciły lokalne gazety, szeroko komentując zaistniałą sytuację. Prasa także stała się miejscem dla przeróżnych mniej lub bardziej wiarygodnych enuncjacji, wyjaśnień i sprostowań.

Całą sprawę zapoczątkowały insynuacje "Ikaca", który zarzucał Pychowskiemu odejście z Cracovii i przejście do Wisły w zamian za mieszkanie [7]. Sam Pychowski w oświadczeniu opublikowanym w "Przeglądzie Sportowym" odpowiadał, czemu przeniósł się do Wisły. Głównie chodziło o "niesympatyczne stosunki panujące w pierwszej drużynie Cracovii. Brak solidarności i koleżeństwa, uprzywilejowanie pewnych "gwiazd" i graczy z tradycją, którzy w sposób nietaktowny dają odczuwać swoją wyższość, przez Zarząd Klubu tolerowaną, młodszym i mniej zasłużonym członkom drużyny, posuwając się do krytyki ich wyczynów sportowych i przypisywania im rozmyślnej winy przegranej. Najwięcej emocji wywołał pkt. 2. listu/oświadczenia, w którym pisał, że klub "rządzony jest przez nieliczny szereg jednostek pochodzenia żydowskiego, których sposób i etyka postępowania nie zgadzają się najzupełniej z moimi poglądami" i klubowi przynoszą szkodę. Ponieważ próby zmiany przez niego panujących stosunków w klubie nie przyniosły efektu, więc go opuścił. Na oba zarzuty Cracovia momentalnie odpowiedziała własnym oświadczeniem, w którym stwierdzano, że Pychowski z braku mieszkania niejednokrotnie zapowiadał odejście "na posadę na prowincję", co zaznaczył w prośbie o zwolnienie z klubu. Co do pkt. 2 - uznano za uwłaczające godności ustosunkowanie się do tej sprawy. Dodano do tego oświadczenie czołowych zawodników Cracovii, informujących, że nie zamierzają wstąpić do TS Wisła i protestują przeciw "podobnym insynuacjom, kalającym nasze dobre imię". Podpisało to oświadczenie kilku czołowych piłkarzy Cracovii. Co ciekawe zabrakło wśród nich J. Kałuży, który najpewniej nie chciał brać udziału w tej hucpie [8].

Zresztą już wcześniej doszło do incydentu ocierającego się o prowokację wymierzoną w dobre imię TS Wisła. Bohaterem tych wydarzeń był gracz Cracovii Tadeusz Zastawniak, który publicznie oskarżał Wisłę o próbę skaperowania go do tego klubu. Sprawa była poważna, bo groziła sankcjami ze strony PZPN, które prowadziło walkę z tzw. ukrytym zawodowstwem w polskich klubach. Omawiano ją w Wiśle i po wyjaśnieniu sprawy postanowiono „przesłać PZPN odpowiednie pismo wraz z protokołami ściągniętymi z pp. kpt. Strusiewicza, kpt. Kempskiego oraz por. Reymana, którzy tę sprawę dobrze znają”[9]. Ostatecznie zarzuty Zastawniaka okazały się gołosłowne i cała sprawa zmarła śmiercią naturalną, gdyż centrala piłkarska nie dopatrzyła się żadnego przewinienia Wisły w tej sprawie.

Ciekawa historia kryje się też za pojawieniem się w Wiśle Mieczysława Wiśniewskiego - i ponownie jest to sytuacja, która nie stawia działaczy Cracovii w pozytywnym świetle... Jak podawał kilka lat później Goniec Krakowski, Wiśniewski - wyśmienity bramkarz, wyszkolony w wiedeńskich klubach - miał wystąpić z drużyny Cracovii po tym, jak jej działacza oskarżyli go o sprzedanie meczu przeciwnikowi. Po tym zarzucie urażony golkiper przeniósł się do Białej Gwiazdy.

Głośnym przejściem w drugą stronę był transfer Waleriana Kisielińskiego, który po blisko trzech sezonach w koszulce z białą gwiazdą wdział trykot w biało czerwone pasy w 1933 roku. Z tym, że transfer ten nie budził już takich emocji, bo też sam Kisieliński należał do futbolowych obieżyświatów i gra w Wiśle, a potem Cracovii była tylko jednym z przystanków w jego bogatej piłkarskiej karierze.

Okres okupacji przebiegał dla obu klubów pod znakiem częstych zmian w kadrach drużyn piłkarskich. Do jakichś specjalnych transferów na linii Wisła-Cracovia wówczas nie dochodziło. Z jednym małym, ale jakże znaczącym wyjątkiem. Tym wyjątkiem był „transfer” do drużyny Pasów Henryka Serafina. Tak przynajmniej twierdził Władysław Giergiel. Serafin wystąpić miał w meczu derbowym w barwach Cracovii (ta miała przed meczem kłopoty ze skompletowaniem składu. Był to pamiętny pojedynek, zakończony pogromem Pasów w stosunku 7:1!!! Najwyższym w historii gier derbowych...[10]

Tuż po wojnie dochodziło również do "transferów jednomeczowych", w obie zresztą strony. To znaczy, Wisła bądź Cracovia wypożyczała na jedno spotkanie czołowych zawodników drużyny przeciwnej, by wzmocnić swoją jedenastkę w prestiżowych spotkaniach z zagranicznymi rywalami. I tak w pamiętnym pojedynku Wisły z Armią Renu wzmocniło ją kilku najlepszych graczy Cracovii (18 czerwca, 2:2), niejako rewanżując się Wiśle za wzmocnienie składu Cracovii w czerwcowym meczu z szwedzką Kamraterną (Cracovia-Kamraterna 1:1. W barwach Cracovii w meczu z mistrzem Szwecji wystąpiło 6 Wiślaków: Stanisław Flanek, Michał Filek, Władysław Filek, Władysław Giergiel, Mieczysław Gracz i Artur Woźniak. Nie był to incydentalny wybryk, gdyż jesienią w meczu Cracovia-Kispest wystąpili z Wisły: Stanisław Flanek, Kazimierz Cisowski i Mieczysław Gracz. Stosunki międzyklubowe wydawały się wówczas znormalizowane i oba kluby się wyraźnie wspierały w tym względzie.

Najwięcej kontrowersji wokół transferów międzyklubowych wzbudza po drugiej stronie Błoń okres PRL. Posługując się artykułem Leszka Rafalskiego z krakowskiego Tempa pod jakże wymownym tytułem: "Jak dyskryminowano Cracovię" oskarża się Wisłę, od 1949 będącą w ZS Gwardia, o bezprawne i siłowe podbieranie Cracovii najlepszych zawodników wbrew ich woli. Warto więc odnieść się do tej kwestii opierając się na faktach, a nie "prawdach i legendach" – jak brzmiał podtytuł artykułu Rafalskiego. Bowiem więcej w nim legend niż prawd. Artykuł ten bowiem oprócz faktów pełen jest niesprawdzonych plotek i zwykłych insynuacji, jak choćby ta dotycząca oświetlenia stadionu Wisły. Trudno oprzeć się wrażeniu, że spisano w nim w dużej mierze bezkrytycznie żale klubowych działaczy, którzy pod pojęciem "dyskryminacja Cracovii" tłumaczyli własną nieudolność i brak charakteru.

Każdy ma prawo pisać swoją własną mitologię. Robi to Cracovia – jej sprawa. My skupmy się na faktach.

Niemal przez pół wieku po zakończeniu II wojny światowej Polska tkwiła się w mocarnym uścisku Związku Radzieckiego. Zmianie uległo wiele aspektów życia, które miały upodobnić Polskę do jej "wielkiego sojusznika".

Zmiany nie ominęły także polskiego sportu. Prym wiodły w nim kluby zrzeszone w resortach siłowych (wojskowych i gwardyjskich) oraz te związane z przemysłem ciężkim – głównie górnicze (np. Górnik Zabrze) . Co można powiedzieć o innych zatem? Radziły sobie różnie. Wiele zależało tu także od zapobiegliwości klubowych działaczy i pracy z utalentowaną młodzieżą. Chorzowski Ruch radził sobie nadspodziewanie dobrze, sięgając w piłce nożnej wielokrotnie po tytuły mistrzowskie. Innym klubom przypadała rola ligowych statystów. W wyjątkowych przypadkach spotykał je los najgorszy z możliwych (np. rozwiązanie Jagielloni Białystok, tylko dlatego że jej nazwa za bardzo związana była z polskością. W Krakowie wymowny był przypadek Garbarnii. Klubu, który przed wojną święcił niemałe przecież sukcesy w mistrzostwach Polski) i należał do czołowych nie tylko na krakowskim podwórku, ale także na sportowej mapie Polski. Klubu robotniczego, który za czasów władzy "robotniczej" podupadł sportowo na tyle, że do dzisiaj nie może się z tego upadku podnieść. Cracovia należała do klubów, które wpadły w sportową szarzyznę: w futbolu z poziomu mistrzostwa Polski spadła na dno piłkarstwa w naszym kraju (zdarzało się jej błądzenie po boiskach ligi okręgowej). Za taki, a nie inny stan rzeczy, Pasy, obarczają ówczesny ustrój, i w dużej mierze także Wisłę (zrzeszoną w Gwardii), która kaperowała sportowców (także piłkarzy) z ich klubu do Wisły, za czym stać mieli gwardyjscy działacze. Stwierdzenie to nie nowe, bowiem inne kluby gwardyjskie stosowały podobne praktyki nagminnie. Choć pierwszeństwo w tym względzie należy przyznać wojskowej Legii (CWKS).

Rzecz w tym, że Wisła w przeciwieństwie do innych klubów resortowych swej siły sportowej nie opierała na wątpliwym moralnie zaciągu. Piszemy tu o sekcji piłki nożnej, żeby była jasność. Była to zresztą tradycja klubowa sięgająca jej początków, kontynuowana w II RP, o czym świadczyły tytuły Mistrzów Polski juniorów w latach trzydziestych. Tradycję tę kontynuowano i po wojnie, także pod gwardyjskim patronatem, o czym świadczyły kolejne mistrzowskie tytuły juniorów. Dość napisać, że mistrzowska drużyna Wisły z 1978 roku w swej około dwudziestoosobowej kadrze miała prawie wyłącznie własnych wychowanków. Oczywiście nie we wszystkich sezonach te proporcje były takie, ale zawsze w kadrze zespołu dominowali właśni wychowankowie. Tak było w zasadzie przez cały okres gwardyjski w historii Wisły. Nie znaczy to, że Wisła nie ściągała do siebie utalentowanych piłkarzy z innych krakowskich klubów, czy z Małopolski. Ściągała, ale w ogromnej mierze w naturalny sposób, bo dla grających w niższych ligach piłkarzy (nie tylko Cracovii) przejście do pierwszoligowej wówczas Wisły było sporym sportowym awansem i chęć gry w lepszym klubie odgrywała w takich transferach niemałą rolę. Nie zmieniał tego stanu rzeczy fakt, że w ciągu 40 gwardyjskich lat Wisła przeważnie walczyła o utrzymanie w lidze (dwukrotnie zresztą spadała – co nie zdarzyło jej się przedtem nigdy) niż o mistrzowskie laury. Nadal bowiem pozostawała najlepszym klubem piłkarskim w całej Małopolsce. I tak w dużej mierze należy traktować transfery z Cracovii do Wisły w tym właśnie czasie.

Zadaliśmy sobie trud policzenia ile tych transferów było w całym czterdziestoleciu. Okazuje się , że do Wisły przeszło z Cracovii bezpośrednio 10 graczy, czyli raz na cztery lata jakiś piłkarz przenosił się na drugą stronę Błoń. Czy to dużo, niech każdy z czytelników sobie sam odpowie na to pytanie? Dla równowagi policzyliśmy również piłkarzy, którzy w tym samym czasie koszulkę z białą gwiazdą zamieniali na pasiastą. I co nam wyszło z tych obliczeń? Do Cracovii przeszło 8 graczy Wisły (zaliczamy tu wypożyczenie Bugaja w 1989), czyli raz na pięć lat. Liczby zbliżone, o żadnym więc drenażu cracoviackich talentów przez Wisłę mowy być nie może. Nie wszystkie transfery w obie strony można uznać za udane. W Wiśle optymistycznie stwierdźmy: na trzy transfery przypadał piłkarz, który wnosił ligową jakość do gry Wisły. Z tego zaledwie trzech było wychowankami Cracovii, a dla reszty gra w tym klubie była tylko jednym z etapów ich piłkarskiej kariery. Powyższa statystyka dowodzi, że wymiana zawodników na linii Wisła-Cracovia była niezbyt powszechnym procederem. Były to zwykłe transfery, jakich w piłce przeprowadzono w przeszłości wiele i jeszcze wiele zostanie przeprowadzonych. Przykładem niech będzie tutaj transfer Ryszarda Sarnata. Transfer miał przebiegać na zasadzie wymiany. Za Ryszarda Sarnata do drużyny Pasów miało przejść trzech zawodników (Tadeusz Polak, Władysław Kawula oraz Janusz Sputo). Tak twierdzi w swym artykule Rafalski, nie powołując się na żadne weryfikowalne źródła: "Ponieważ rozgrywki I Ligi (Wisła) rozpoczynały się tydzień wcześniej niż II liga (Cracovia) gwardyjscy działacze nalegali, by Cracovia podpisała Sarnatowi zwolnienie jeszcze przed pierwszym meczem w ekstraklasie, obiecując że w następnym tygodniu ureguluje sprawę swoich trzech piłkarzy. Ale gdy Sarnata mieli w rękach zapomnieli o swoich obietnicach...". Faktem pozostaje że Sarnat zagrał w Wiśle, natomiast Sputo w Cracovii (choć dopiero po paru latach). Jeśli faktycznie Cracovię miało zasilić jeszcze dwóch graczy Wisły to umowa nie została dotrzymana. Ponieważ Rafalski swój artykuł oparł w dużej mierze na anonimowych wypowiedziach nie jesteśmy w stanie zweryfikować tych stwierdzeń. Fanów Cracovii dużo bardziej bulwersuje jednak sprawa przejścia do Wisły Kazimierza Kmiecika.

 Zobacz więcej w artykule Kłamstwa Wikipasów, w sekcji Kazimierz Kmiecik.

Z tekstu Rafalskiego wynikać ma, że Kmiecika wbrew jego woli siłą wcielono do Wisły. Potwierdzać to ma korespondencja jaką z KOZPN prowadziła potem jego matka. W tym przypadku wyjątkowo mamy do czynienia z materiałami źródłowymi. Rzecz w tym, że Kazimierz Kmiecik cieszy się dobrym zdrowiem, uważa się za Wiślaka z krwi i kości i w wielu wywiadach zaprzecza jakoby siłą wzięto go w wiślacki jasyr. Wydawało by się, że nic prostszego jak sprawdzić cytowaną dokumentację u samego źródła, czyli spytać o całą sprawę Kazimierza Kmiecika. Czemu nie uczynił tego Rafalski i "historycy" Cracovii?

Nie chcemy twierdzić jednoznacznie, że gwardyjscy działacze nie wykorzystywali swej pozycji do zakulisowych nacisków na inne kluby. Biorąc pod uwagę moralny kaliber tych ludzi i ich proweniencję było to możliwe. Ośmielamy się twierdzić jednak, że w wypadku piłkarzy czynili to, jak na resortowe kluby, niezwykle rzadko.

Z Wisły do Cracovii
Lp. Zawodnik
1. Artur Bugaj
2. Zbigniew Klaja
3. Henryk Szymanowski
4. Jan Karwecki
5. Janusz Surowiec
6. Wiesław Lendzion
7. Henryk Duda
8. Zdzisław Mordarski
Z Cracovii do Wisły
Lp. Zawodnik
1. Zbigniew Opoka
2. Henryk Stroniarz
3. Ryszard Sarnat
4. Kazimierz Kmiecik*
5. Jacek Bzukała
6. Mateusz Jelonek
7. Mieczysław Dudek

* - Kazimierz Kmiecik znalazł się na tej liście trochę na wyrost. Bowiem w momencie, w którym zapisywał się do Wisły był juniorem. Nie był więc zawodnikiem Cracovii, a jednie pobierał nauki w szkółce piłkarskiej Pasów.

Po upadku komunizmu nastała nowa era w stosunkach międzyklubowych. Wolny rynek dotknął i tą dziedzinę sportowego życia. Weryfikowały go jednak emocje: sympatie i antypatie klubowych działaczy, które rzucały się cieniem na transfery między Wisła i Cracovią.

Wymownym tego przykładem był niedoszły transfer do Wisły dwóch piłkarzy Cracovii: Krzysztofa Hajduka i Krzysztofa Dudy. Obaj piłkarzy chciał widzieć w barwach Wisły (która właśnie awansowała do I ligi) trener Henryk Apostel. Ważniejsze było jednak to, że ci gracze również chcieli grać dla naszego klubu. Brali udział w przygotowaniach do sezonu z innymi piłkarzami Wisły, grywali w sparingach i publicznie wypowiadali się w tej sprawie ubrani w koszulki z białą gwiazdą. Krzysztof Hajduk twierdził wprost, że nie chce zostać w Cracovii, bo chce "grać w normalnym klubie". Tej determinacji nie osłabili nawet kibice Pasów, którzy nachodzili rodzinę piłkarza by wyperswadować mu przejście do lokalnego rywala [11]. Rozmowy z działaczami Cracovii były na dobrej drodze i nawet w prasie ukazywały się już informacje, że obaj piłkarze są już pełnoprawnymi graczami Wisły… Wtedy wyszły na jaw zakulisowe działania działaczy i trenerów Cracovii, które w ostateczności storpedowały te transfery.

Niechęć decyzyjnych osób w tym klubie do Wisły okazała się tak duża, że Cracovia w ostateczności nie sprzedała tych piłkarzy TS Wisła (tak komentował sprawę Janusz Sputo w rozmowie z dziennikarzem Tempa, por. Tempo 12.08.1996). Wolała za o wiele mniejsze pieniądze wytransferować ich do Hutnika… Tak całą tę sprawę skomentował redaktor „Tempa”: "Oto Cracovia, groszem nieśmierdząca, zadłużona wobec paru instytucji, a także wobec byłego trenera oraz ciągle jeszcze aktualnych zawodników i zagrożona procesami z tego tytułu - najpierw przewleka negocjacje transferowe z Wisłą (tak, jakby jej nie zależało na szybkim zdobyciu pieniędzy), potem zaś sprzedaje tych piłkarzy do Hutnika za pieniądze mniejsze od tych, które dawała Wisła. Kapitalizm, bo można wybrać sobie kontrahenta? Nie, gospodarka socjalistyczna, bo ignoruje prawo zysku! Chyba, że w tej sprawie idzie o zysk przekazywany pod stołem. To jednak też właściwość gospodarki socjalistycznej. Zaś o prawie w tym miejscu może lepiej nie mówić"[12]. Paromiesięczna epopeja pod tytułem: "Duda i Hajduk w Wiśle" tym samym dobiegła końca. Działacze Cracovii triumfowali, a że stało się to kosztem załamania sportowej kariery obu tych zawodników – to miało drugorzędne znaczenie. Ważne było to, że Wiśle utarto nosa.

Biorąc powyższe wydarzenia pod uwagę może dziwić fakt, że Wisła starała się wyciągnąć pomocną dłoń do Cracovii w niecałe dwa lata później. Klub ten był wówczas zagrożony degradacją do III ligi i działacze Wisły niepomni minionych doświadczeń postanowili wspomóc drużynę "biało-czerwonych" wypożyczając do Cracovii na pół roku Kameruńczyka Feutchine i Adama Dąbrowskiego. Mieli uratować dla tego klubu II-ligową egzystencję. Choć należeli do wyróżniających się piłkarzy Pasów to w kiepskim piłkarsko towarzystwie nie byli w stanie tego uczynić. Na tym w zasadzie kończy się historia zmiany barw klubowych między piłkarzami Wisły i Cracovii i wydaje się, że cechy charakterologiczne obecnych włodarzy Pasów czynią w dającej się przewidzieć przyszłości takie ruchy transferowe mało prawdopodobnymi.


Zobacz też

Przypisy

[1] cytat za: Kukulski Janusz, Pierwsze mecze, pierwsze bramki, Kraków 1988.
[2] T. Synowiec, Ze wspomnień piłkarza – Przegląd Sportowy nr 51 z 1923.
[3] Tygodnik Sportowy nr 4/1921; Mielech Stanisław, Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957
[4] Mielech Stanisław, Gole, faule i ofsajdy, Warszawa 1957, s. 44.
[5] Przegląd Sportowy nr 112/1956, str. 4.
[6] J. Otałęga, Wspomnienia Jana Reymana – cykl artykułów z wiosny 1983 r.
[7] IKC nr 307.
[8] PS nr 46 z 1924 roku
[9] Protokoły z posiedzeń Zarządu TS Wisła - XLIV z 10 listopada.
[10] Chemicz Stanisław, Piłka nożna w okupowanym Krakowie, Kraków 1982
[11] zobacz
[12] tamże; Tempo z 13 sierpnia.