Wspomnienia Gracza - 1947

Z Historia Wisły

Wspomnienia Gracza 1947

Przegląd Sportowy nr. 84 / 20 października 1947 / strona 6

Gracz przegrał zakład


Stary bywalec hoteli europejskich Gracz wolnym i dystyngowanym krokiem poszedł do sennego portiera popularnego "Grandu" w Łodzi i z miną pełną powagi i lordowskiego tonu rzekł krótko - klucz od 205-go.

Następnie Parpana i mnie zaprosił do siebie na ciasteczka.

Nim weszliśmy do pokoju, wielki lord piłkarski nakleił na swych drzwiach małą kartkę, w której zawiadamiał swych kolegów: "nie wchodzić, nie pukać i nie... łamać drzwi, bo mistrz udziela audiencji".

Wygodnie rozsiedliśmy się w fotelikach i zaczęliśmy rozmowę. Powiedz Mieciu, co to jest, że ostatnio tak nam idzie? Dostaliśmy baty w Poznaniu i o mały włos nie przegraliśmy w Łodzi. To ciekawe prawda? - skończył swe pytanie Parpan.

- Nie przejmuj się chłopcze - pocieszał go Gracz. Zdarza się... zdarza... Jeszcze będziemy wygrywać, jak za dawnych dobrych lat.

Parpan głęboko westchnął. Tak, tak... - to były piękne czasy, gdy się grywało na Kazimierzu. - Dawno to się działo? - zapytałem Parpana.

- Eeeee, to jeszcze z epoki kawalerskiej jazdy, gdy się było młodym chłopakiem. Grywało się wówczas w swojej drużynce.

- W jakiej?

- Pan jej nie zna, bo to była szkolna paka "Tęcza". Ja byłem kapitanem, prezesem i gospodarzem.

- Aż tyle zaszczytów?

- A cóż pan myśli, gdy się miało własną piłkę - mogło się dyktować warunki. Mało tego, każdy musiał opłacić jeszcze za grę 5 groszy, bo za frajer nie było gry.

- Na jakiej pozycji pan grywał?

- Na bramce. A wiara strzelała z każdej pozycji. Już wówczas byłem wysoki, więc musiałem łapać górne balony, jak tylko mogłem sięgnąć palcami w podskoku. "Czasy" nie były nam potrzebne. Graliśmy do 12-tu goli, po tym rewanż i tak aż do zmroku. Teraz jest inaczej. Ożeniłem się, mam córeczkę i są mecze, na których nie starcza człowiekowi gazu i na 90 minut.

- Małżonka pańska lubi mecze piłkarskie?

- Początkowo nie bardzo przychylnym okiem witała mój udział w zawodach. Ale musi dotrzymać umowy. Przed ślubem zastrzegłem jej, że niema prawa zabraniać grać. Zgodziła się, więc cóż ma robić.

Gracz spokojnie słuchał opowiadań swego kolegi, wreszcie nie wytrzymał i wtrącił się do rozmowy. - Ja tam rozpocząłem na Grzegórzkach. Zorganizowaliśmy silną pakę i graliśmy tylko o piłkę.


- Jak to o piłkę? - zapytał Parpan.

- Co nie znasz tego? Umawialiśmy się, że zwycięzca zabiera piłkę. I w ten sposób wygraliśmy aż 14-cie baniaków.

Później już na Grzegórzki żadna drużyna nie chciała przychodzić, aby z nami rozgrywać zawody. To myśmy chodzili na różne placyki.

- Dawno pan uprawia już sport? - zapytałem.

- Oooo, już od 1932 roku gram w Wisełce. A jeszcze przed tym - ho, ho!... Ostatnio jednak mam kłopot z wyjazdami. W domu żona suszy mi głowę i w pracy również niezbyt przychylnie na to patrzą. Nawet 4-letni synek Jędruś, gdy skacząc po pokoju przeszkadzał mi spać i mu zagroziłem że wyjadę, powiedział:

- Plose sobie jechać i tak mała z ciebie pociecha w lodzinie.

I czteroletni mój synek miał słuszność. Istotnie za często ostatnio opuszczałem Kraków. Nawet moi koledzy w wodociągach wywiesili w garażu na jednej ze ścian me zdjęcie, aby - jak oświadczyli - nie zapomnieć, jak wyglądam.

Teraz jadę na przykład jedynie dzięki interwencji pana prezydenta miasta Krakowa - Dobrowolskiego, bo rada zakładowa nie zgodziła się już na mój wyjazd.

Mimo wywieszonej kartki z ostrym zakazem wstępu, do pokoju wwaliła się cała reprezentacja Krakowa. Zaczęliśmy mówić o najbliższych meczach repr. Polski z Jugosławią i Rumunią.

Zapytałem Parpana, na jaki wynik liczy w tych spotkaniach.

Środek pomocy naszej drużyny nie udzielił odpowiedzi - Jestem zabobonny - rzekł z uśmiechem. Powiedziałem że Cracovia wygra z Pomorzaninem, a tu trach - i remis.

- A pan, panie Mieciu - zapytałem z kolei Gracza.

- W Jugosławii jak będzie remis - to będzie pięknie. W Rumunii musimy wygrać.

Obok siedzący Nowak z powodu optymizmu Gracza wyraził głośno swe zdziwienie.

- Co się tak dziwisz? - zawołał do kolegi Gracz. Możemy się założyć.

- Mój remis i wygrana, twoje - gdy Polska przegra.

- Stoi

Podali sobie ręce, a Cisowski przebił.

- Nowak szepnął do mnie.

- Ja mu zapłacę i więcej, niech tylko wygrają mecz. Jak się założył, może jeszcze więcej będzie się starać, chociaż i tak Mieciu gra bardzo ambitnie. Wziąłem go po prostu pod włos. Dyskusja na temat najbliższych spotkań potoczyła się dalej. Zabierali w niej głos wszyscy obecni. I trzeba przyznać zdania były podzielone.

Wł. Lachowicz