Zbigniew Kotaba

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 149: Linia 149:
[[Kategoria:Zawodnicy (piłka nożna)|Kotaba Zbigniew]]
[[Kategoria:Zawodnicy (piłka nożna)|Kotaba Zbigniew]]
 +
[[Kategoria: Zawodnicy (hokej)|Kotaba Zbigniew]]

Wersja z dnia 20:46, 26 maj 2010

Zbigniew Edward Kotaba
Informacje o zawodniku
kraj Polska
pseudonim Komar
urodzony 18.10.1929,Szarów
zmarł 30.11.1964, Chicago
wzost/waga 169 cm, 67 kg
pozycja pomocnik
reprezentacja Reprezentacja B
sukcesy MP 1949
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1949-1956 Wisła Kraków
1956-1957 BKS Stal Bielsko Biała
1958-1959 Wisła Kraków
1960-1961 White Eagles Toronto
1961-1964 White Eagles Chicago
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


Zbigniew Kotaba – urodzony 18.10.1928 w Szarowie, zmarł 30.11.1964 w Chicago (zamordowany), wychowanek Wisły, napastnik i prawoskrzydłowy, reprezentant Polski w kadrze B.

Spis treści

Wychowanek i piłkarz Wisły

Zbigniew Kotaba urodził się w Szarowie w pobliżu Kłaja pod Krakowem. W drużynie Wisły, której był wychowankiem zadebiutował w 1949 roku. W sezonie tym tylko raz pojawił się w składzie pierwszej drużyny (28 sierpnia Wisła przegrała z Szombierkami 0:2), ale tym samym przypadł mu w udziale tytuł Mistrza Polski, gdyż Wisła zakończyła rozgrywki ligowe na pierwszym miejscu.
Kotaba przebił się do drużyny „na stałe” dopiero w 1951 roku, jako jeden z pierwszych młodych zawodników w zaczynającej się wtedy wymianie pokoleniowej. W 1951 opuścił tylko 4 mecze ligowe. Wisła po raz czwarty z rzędu zajęła pierwsze miejsce w lidze, ale tym razem nie oznaczało to mistrzostwa (decyzją władz przypadało ono zdobywcy Pucharu Polski), w późniejszych zaś latach lokaty były już niższe. Można więc powiedzieć, że Kotaba miał dużo szczęścia, że zdołał zadebiutować w mistrzowskim 1949 roku.
Począwszy od 1951 roku ten piłkarz o niepozornych warunkach fizycznych (169 centymetrów, 67 kilogramów) imponuje regularnością występów. Pomiędzy 01.11.1951 a 28.03.1954 zalicza serię 37 meczów ligowych pod rząd, najwięcej w całej drużynie w tym czasie! W sumie w aż trzech sezonach (1952, 1953 i 1955) występuje we wszystkich meczach ligowych. Można więc powiedzieć, że w pierwszej połowie lat 50 był żelaznym punktem drużyny.
W 1956 roku Kotaba uzyskał wyższe wykształcenie na Akademii Górniczo-Hutniczej (inżynier-ceramik).
Jego pozycja w drużynie pogorszyła się w 1956 (tylko trzy mecze) i na kolejne dwa lata trafił do BKSu Stal Bielsko Biała. W 1958 powrócił jednak do Wisły i znów był jej mocnym punktem.
Tajemnicą poliszynela było, że Kotaba należał do grupy tych zawodników, którzy prowadzili mniej sportowy tryb życia.

Hokeista po obu stronach Błoń

Kotaba trzeci z prawej
Kotaba trzeci z prawej
Na przełomie lat 40 i 50 Zbigniew Kotaba z powodzeniem trenuje jednocześnie… hokej! W 1949 zdobywa z Wisłą wicemistrzostwo Polski w tej dyscyplinie. Jako piłkarz Wisły grywał także w hokejowym zespole Cracovii – w tamtych czasach nie wzbudzało to wielkich kontrowersji, współcześnie trudno było by chyba wyobrazić sobie taką sytuację.

Tytułem wyjaśnienia wypada dodać, że ćwiczenie hokeja, lekkiej atletyki, ping-ponga i innych sportów było w tamtych czasach popularnym sposobem utrzymania sprawności fizycznej w zimowej przerwie między rozgrywkami piłkarskimi. Hokejem zajmowali się także kuzyni Włodzimierz i Kazimierz Kościelny.


Emigracja

W 1960 roku Zbigniew Kotaba opuszcza Polskę i przenosi się za Ocean. Kulisy tej emigracji odsłania Kazimierz Kościelny w wywiadzie dla Portalu Historia Wisły. Biała Gwiazda nawiązała wtedy przyjazne stosunki z klubem polonijnym z Toronto (Białe Orły – White Eagles), najpierw jedynie korespondencyjne, potem jednak odbył się nawet mecz towarzyski pomiędzy obiema drużynami. Polacy z Kanady zaproponowali Wiślakom półtoraroczne kontrakty na grę w Ameryce Północnej, ostatecznie na wyjazd zdecydowało się czterech zawodników (obok Kotaby Włodzimierz Kościelny, Stanisław Domański i Edward Szymeczko). Jak zauważa Kazimierz Kościelny, zgoda kierownictwa klubu i władz na taką eskapadę była sporym zaskoczeniem w tamtych czasach.
W następnym roku Wiślacy przenieśli się z Toronto do Chicago, za namową innego z polonijnych klubów. Dla Kotaby emigracja zbiegła się z zawirowaniami w życiu osobistym (rozwód). W poczuciu samotności myślał nad powrotem do kraju, ale plany te ukróciły dramatyczne wydarzenia z listopada 1964 roku.

Morderstwo w Wietrznym Mieście

W poniedziałek 30 listopada, dzień po występie w meczu White Eagles Chicago, Zbigniew Kotaba wracając do domu zaprosił do siebie przygodnie spotkane dwie pary. Nowi „znajomi” przez cały czas zabawy u Wiślaka mieli zamysł obrabowania go. Kotabę zgubił zwyczaj nieużywania portfela – gdy wyciągał pieniądze składając się na wspólne zakupy, jego towarzysze spostrzegli zwitek dolarów. Później okazało się, że nie były to duże nominały, tym niemniej skusiły czwórkę, która utrzymywała się właśnie z drobnych kradzieży.
Napastnicy mieli nadzieję, że Kotaba zaśnie, gdy do tego nie dochodziło, zaatakowali go butelką w głowę. Wywiązała się bójka w trakcie której Wiślak otrzymał śmiertelny cios nożem w okolice serca. Mordercy uciekli spłoszeni przez sąsiada, potem jednak łatwo ich odnaleziono – jeden z mężczyzn otrzymał wyrok 30, drugi 15 lat więzienia.
Zobacz więcej poniżej, w sekcji Wspomnienia.


Wspomnienia

Wspomnienia Kazimierza Kościelnego:
[Zbigniew Kotaba planował powrót ze Stanów Zjednoczonych do Polski - przyp. HW]], ale no niestety stała się tragedia, że został zamordowany.
HW: Czy zna Pan może okoliczności, czy to był wynik napadu?
KK: Nie, nie, to był czysty przypadek. Po prostu oni zostali w tróję i razem naturalnie mieli więź i tak się spotykali: raz u tego, raz u tego. Ten Zbysiu mieszkał w Polish Village, to taka dzielnica trochę niebezpieczna, bo tam Portorykańczycy mieszkali dość blisko czy coś. Oni wszyscy tam mieszkali, no ale jak kuzyn się ożenił to z żoną zamieszkał u teściów, z kolei znowu Domański też tam. No i on wracał od nich, jakoś to było w grudniu. I zauważył, że na korytarzu jakieś dwie panienki grzeją się przy kaloryferze, no a on był Don Juanem i zaczął gadkę. A to były pochodzenia polskiego, powiedzmy, nawet podobno. No i zaprosił je do siebie do pokoju, a one okazało się, że są w towarzystwie dwóch kawalerów. No to on zaprosił wszystkich. Jednego z tych kawalerów wysłał do kawiarni, żeby przyniósł coś do napitku. A tak jak mówił mój kuzyn to on nie lubił nosić portfela, tylko miał w kieszeni taki zwitek tych dolarów, nawet o nominałach jakiś niedużych. No i oni to zauważyli. A to okazało się, że nawet z porządnej rodziny, jeden był synem adwokata nawet, tylko żyli z takich drobnych kradzieży, włamań może nawet, bo tam uciekła z domu któraś, bo rozbiła samochód ojcu, a tam jakieś były takie powikłania różne. No i oni chcieli go po prostu okraść. Tam troszkę popili, myśleli że on uśnie, bo to przy stole wszystko było. Tam było gwaru trochę, głos, bo to wiadomo przy takich okazjach, no i sąsiad wpadł, zobaczyć co się dzieje, a ten mówi „Nie, w porządku wszystko”. No i w pewnym momencie któryś z tych taką flaszką jakby syfonową, nie taką jak naszą, uderzył go w głowę. Na nieszczęście nic mu się nie stało specjalnie i wywiązała się bójka. To nie byli jacyś tacy powiedzmy, łobuzy żeby sobie nie dał rady z którymś z nich, bo on był taki sprytny mimo że nie był wysoki jakiś. No ale któremuś tam przyłożył, nożem ten go ciachnął obok serca. Wtedy wpadł ten sąsiad, a oni noga, zabrali się i uciekli, no ale zostawił jeden marynarkę z etykietą tej kawiarni no i potem doszli do wszystkiego i jeden dostał 30 lat, drugi 15. No i widzieliśmy nawet ten pogrzeb. Tam miał jeszcze ślady takie zatuszowane po tej bójce, w tych poduszeczkach leżał bidok no i tak skończył marnie.



Źródła