Zenon Małek wywiad 11.05.2024
Z Historia Wisły
Rozmowa z Zenonem Małkiem przeprowadzona przez Dariusza Zastawnego w Legends Corner 11 maja 2024 roku, w przerwie meczu z Lechią Gdańsk.
- Zenonie, jak wrażenia po pierwszej połowie meczu dwóch klubów, które miałeś przyjemność reprezentować?
- Nie ukrywam, że do tej pory wiodłem spokojne życie, a teraz ciśnienie mi skoczyło, są emocje.
- Są emocje, twarda walka. A z przeszłości i z Twojej kariery wynika jeden wniosek: że warto twardo grać w piłkę. Do takich zawodników właśnie należałeś. Byłeś nieustępliwy, ciężko było Cię przewrócić na boisku. Taki charakter?
- Dzisiaj na boisku jest ta walka. Chciałbym, żeby również w przyszłości tak to wyglądało. Na boisko wychodzi się właśnie po to, żeby walczyć. Żeby udowodnić rywalowi czy też przeciwnikowi, że jestem lepszy od Ciebie. Zwycięstwo – taki cel.
- Słynąłeś z tego. Jeżeliby kibiców Wisły zapytać, który z zawodników Białej Gwiazdy grał w jakimś meczu ze złamaną nogą, to odpowiedź byłaby oczywista: Jakub Błaszczykowski, mecz z Panathinaikosem. Natomiast nasz dzisiejszy bohater rozegrał czy albo cztery mecze w podobnej sytuacji będąc...
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Kontuzje nie były dla mnie aż tak ważne. Najważniejsze było dokończyć mecz, żeby czasem nie zostać zmienionym, żeby dotrwać do końca. Czy to był nos złamany z Jagiellonią czy GKSem, palce u nóg czy kręgosłup z Widzewem Łódź – ja w ogóle o tym nie myślałem. Następstwa były dopiero po meczu, jak już ustąpił stres i te emocje. Dopiero na drugi lub trzeci dzień to wszystko wychodziło. To takie fajne odczucie.
- Dość późno zaczynałeś swoją przygodę z piłką nożną. Rozpocząłeś swoją karierę, jak miałeś 15 albo 16 lat.
- Faktycznie, akurat nie wiem, jak to nazwać, ale cieszę się, że coś takiego mnie spotkało. Przechodziłem kolejne szczeble od najniższego poziomu, czyli od B-klasy. Mała miejscowość Laskowice koło Malborka i klub Jurand. Za chwilę po pół roku była A-klasa, za chwilę była III liga, za chwilę II i I i to tak szybko, że nawet w ogóle nie przechodziłem tych szczebli treningu juniorskiego. Zacząłem w wieku 16 lat, z pół roku byłem już krok wyżej, za chwilę znów wyżej... Dużo szczęścia w tym było, nie ukrywam, że bardzo ważne było przejście do Olimpii, gdzie trafiłem na bardzo fajnych trenerów. Powiedzieli mi, że nie muszę biegać, nie muszę trenować wytrzymałości czy kondycji, siły, bo to już mam. „Idź, porób sobie technikę, odbijaj piłkę o ścianę”. W Wiśle tak było, że śmieli się ze mnie: „Drewienko, naucz się w piłkę grać, to porozmawiamy!”. Szacunek, bo to było dla mnie wielkie szczęście, że ludzi, których oglądałem w telewizji nagle spotykam na boisku i mogę z nimi trenować. I zawsze tak pozostaje, że najlepiej uczyć się od tych, który są na boisku. To co oni mi sprzedali, to duża zasługa zawodników takich jak Leszek Lipka, Marek Motyka – tych wszystkich, których zastałem w Wiśle, gdy przyszedłem. To była klasa z ich strony i w ogóle fajnie, że trafiłem do tego klubu.
- Tak, ekipa była wówczas bardzo mocna. Grająca co prawda w drugiej lidze, ale mówiąc o tym szczęściu, to nie możemy nie wspomnieć o barażu z Górnikiem Knurów. Te mecze w Twojej pamięci zapewne też pozostały?
- Prowadziliśmy 2:0, dobry mecz był. Przy jednej albo nawet dwóch straconych bramkach miałem udział... Nie wracajmy już do tego, bo jest mi przykro...
- Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło! Przeglądając dossier Zenona Małka dostrzegłem w dalszej części Twojej kariery oczywiście to, że przez kilkanaście lat byłeś w Austrii, ale najbardziej zastanawiająca dla mnie była druga dekada XXI wieku. Grałeś w Nogacie Malbork, później w Olimpii Elbląg, w Jurandzie Laskowice i jeszcze w Olimpii Sztum. To było w sezonie 2018/19, a Twój rok urodzenia, to 1960 – czyli dłużej grałeś od sir Stanley’a Matthewsa!
- Mogłeś tego nie mówić!
- Ale jak się buduje taką formę? Wyglądasz doskonale cały czas. Wisła konserwuje?
- Tak, to była dobra konserwacja, to mnie utrzymało. Myślę, że do dzisiejszego dnia dobrze sobie radzę rekreacyjnie. Dopóki serce puka, dopóki ten apetyt jest i nogi chcą biegać, to nie ma na co narzekać. Po prostu to zostało i chęci są. Efekty może są inne, ale trzymam się.
- To na koniec może typ. Jaki wynik dzisiaj padnie?
- Nie wiem, jaki wynik, bo widzimy, co się dzieje. Ale chciałbym, żeby Wisła wygrała, bo Wiśle te punkty bardziej są potrzebne. Kiedyś Wisła zdobywała mistrza Polski, Lechia broniła się przed spadkiem – obie drużyny potrzebowały punktów, ale to było tak, że Wisła sobie poradzi, zostanie mistrzem. A teraz Wisła potrzebuje punktów dzisiaj.
- Tak jest. Awansu, a mistrzostwa za rok, może za dwa, może za trzy. Serdecznie dziękujemy za rozmowę.
- Dziękuję bardzo.