Adam Musiał

Z Historia Wisły

Adam Musiał
Informacje o zawodniku
kraj Polska
urodzony 18.12.1948, Wieliczka
zmarł 18.11.2020
wzost/waga 175/75
pozycja obrońca
reprezentacja 34A (0)
sukcesy 3. miejsce MŚ: 1974
Mistrz Polski: 1978
Puchar Polski: 1979
Kariera klubowa
Sezon Drużyna Mecze Gole
1955-1967 Górnik Wieliczka
1967/68 Wisła Kraków 23 0
1968/69 Wisła Kraków 24 0
1969/70 Wisła Kraków 25 0
1970/71 Wisła Kraków 25 1
1971/72 Wisła Kraków 22 0
1972/73 Wisła Kraków 24 0
1973/74 Wisła Kraków 25 0
1974/75 (j) Wisła Kraków 10 0
1975/76 Wisła Kraków 30 0
1976/77 Wisła Kraków 17 0
1977/78 (j) Wisła Kraków 2 0
1977/78 (w) Arka Gdynia 9 0
1978/79 Arka Gdynia 25 0
1979/80 Arka Gdynia 23 1
1980/81 Hereford United FC 16 0
1981/82 Hereford United FC 24 0
1982/83 Hereford United FC 6 0
1985 Eagle Yonkers New York
1986 Eagle Yonkers New York
1987 Eagle Yonkers New York
Suma   284 2
W rubryce Mecze/Gole najpierw podana jest statystyka z meczów ligowych, a w nawiasie ze wszystkich meczów oficjalnych.


alt=In English

Adam Musiał - ur. 18.12.1948 w Wieliczce, zm. 18.11.2020, legendarny obrońca Wisły, mistrz Polski z 1978 roku, medalista Mistrzostw Świata z 1974 roku, defensor słynący z wielkiego poświęcenia na boisku, trener Wisły.

Trener roku 1991 w plebiscycie "Piłki nożnej".

Spis treści

"Po mojej stronie bali się grać" - Adam Musiał dla historiawisly.pl, wywiad z 12.10.2013

Gala na 100-lecie. Trzej przyjaciele z boiska:Ryszard Sarnat, Lucjan Franczak i Adam Musiał
Gala na 100-lecie. Trzej przyjaciele z boiska:Ryszard Sarnat, Lucjan Franczak i Adam Musiał

Legendy Białej Gwiazdy. "Ligę można było odpuścić, z Cracovią należało wygrać"

Adam Musiał urodzony 18 grudnia 1948 roku w Wieliczce. Do Wisły trafił w wieku 19 lat, jako utalentowany junior. Był ulubieńcem kibiców. Podziwiano go za niesłychaną ambicję i waleczność na boisku. Miał wielkie serce do gry. Znany był ze swoich rajdów na lewej obronie. Posiadał niesłychaną kondycję, rzadko przeżywał fizyczne słabości. W drużynie Białej Gwiazdy rozpoczął grę w 1967 roku, zdobył Mistrza Polski w 1978. Po zakończeniu kariery w Wiśle Kraków, kontynuował karierę w Arce Gdynia(1978-1980), Hereford United(1980-1983), Eagles Yonkers Nowy Jork (1985-1987) gdzie zakończył piłkarską karierę. Objawiał się niemałym talentem trenerskim. Szkolił kilka drużyn: Wanda Kraków, Clepardia Kraków, Wisła Kraków, Lechia Gdańsk, Stal Stalowa Wola, GKS Katowice.

W jaki sposób i za czyją namową rozpoczął Pan przygodę z piłką nożną? Czy miał Pan już jakieś pierwsze sukcesy, jako trampkarz bądź junior?

Wcześniej każdy chłopak grał w piłkę, nie było większego zainteresowania innymi dyscyplinami. Mieszkałem zaraz przy szkole, boisko było pod nosem. Wystarczyło przejść na drugą stronę ulicy. Poważnie zacząłem grać w Górniku Wieliczka za namową mojego kuzyna. Tak się to wszystko zaczęło. Pierwszym moim sukcesem było powołanie do reprezentacji juniorów Krakowa. Grałem także w reprezentacji Polski juniorów. Szczebel po szczebelku przeszedłem całą karierę tzn. reprezentacja juniorów Krakowa, reprezentacja Polski juniorów i następny krok to reprezentacja młodzieżowa juniorów. Z niej trafiłem już do pierwszej drużyny reprezentacji. Ciekawostką jest, że w reprezentacji młodzieżowej Polski prowadził mnie trener Kazimierz Górski. Objął on stanowisko po trenerze Koncewiczu. Nas młodych, zdolnych piłkarzy pociągnął do pierwszej reprezentacji.

Jak doszło do transferu z Górnika Wieliczka do Wisły Kraków?

Nie przypominam sobie już sumy, jaką za mnie zapłacili. Wiem, że mama dostała na tamte czasy 5 tys. złotych. Nie były to duże pieniądze. Na samym początku mama nie chciała przyjąć tej kwoty. Rozpłakała się ze względu na koleżanki, które powiedziały jej, że sprzedaje syna. Później jednak te pieniądze naprawdę się nam przydały. Pamiętam jak dziś, pokupowaliśmy ubrania dla wszystkich. Sam pamiętam, że mama kupiła mi białą koszulę "New Narton". To był szał w tamtych czasach. Wspominam to wszystko miło i sympatycznie.

Dziesięć lat gry w Wiśle - który moment najmilej Pan wspomina?

Najmilej wspominam występy w pucharach oraz momenty, gdy osiągaliśmy sukcesy... Ale wrócę do tego, jak trafiłem do Wisły. Graliśmy w reprezentacji juniorów. Mecz odbywał się w Nowym Sączu przeciwko reprezentacji Związku Radzieckiego. Przyjechało dwóch działaczy z Wisły namówić mnie do gry w Wiśle. Mieli czarną Wołgę. Po meczu podeszli do mnie i powiedzieli, że chcą mnie zabrać do Krakowa z Wieliczki, właśnie tym samochodem. Skorzystał na tym mój serdeczny przyjaciel, śp. Stasiu Gonet. Zwrócił się z prośbą o podrzucenie go do rodzinnego miasta, Tarnowa. W drodze z Nowego Sącza do Tarnowa namówili również i jego do gry w krakowskiej drużynie i tak razem ze Stasiem trafiliśmy do Wisły.

Który z boiskowych rywali dał się Panu najbardziej we znaki?

Może jednego, dwóch zawodników w ten sposób mogę wspominać. Janusz Sybis, który grał w Śląsku Wrocław. Był to zawodnik szczupły, filigranowy, dobry technik- nie można było się o niego oprzeć, ani trafić.

Drugi to Maniuś Koterski ze Stali Rzeszów. Z reguły zawodnicy, którzy grali na mnie uciekali na drugą stronę. Byłem bardzo agresywnie i ostro grającym zawodnikiem.

Jak wspomina Pan relacje w drużynie Białej Gwiazdy? Czy spotykaliście się poza boiskiem? Można powiedzieć o jakichś trwałych przyjaźniach?

Przedtem było całkiem inne życie. Godzinę przed treningiem zbierała się cała drużyna (nieobowiązkowo). Spotykaliśmy się na kawie. Gospodarz robił nam kawę, a my opowiadaliśmy sobie, co się stało wczoraj. Później, pół godziny przed treningiem, wychodziliśmy na tzw. "dziadka". Z czasem trenerzy zabronili nam w niego grać. Chociaż była to przyjemna gra, dochodziło do różnych spięć, nawet do rękoczynów. Każdy z nas był ambitny i traciliśmy dużo energii. Trenerzy na podstawowych zajęciach nie mogli wydusić z nas tego, co chcieli, ponieważ "dziadek" nas wykończył. Po meczu spotykaliśmy się w kawiarni "Kopciuch". Jest to kawiarnia Wisły, mieszcząca się na ulicy Karmelickiej [obecnie "Czarodziej" - przyp. red.]. Tam ustalaliśmy plan na dalszą część dnia. Wszyscy razem byliśmy kumplami. Graliśmy mecze z Fabikiem, do którego chodzili piłkarze Cracovii oraz Garbarni. Następna taka sprawa nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach to fakt, że na mecze przychodziło czasem nawet do dwudziestu siedmiu tysięcy ludzi (np. mecz z Celtikiem). Pili wódkę, pożyczali kieliszki i był spokój, bez burd, awantur. Dzisiaj niestety są inne czasy i musimy się do tego złego zachowania kibiców przyzwyczaić. Było całkiem inne życie. Nie było tylu rozrywek, co teraz i ta piłka była naszym oczkiem w głowie.

Zgrana ekipa, wiele talentów i tylko jeden Mistrz Polski. Nie było apetytu i możliwości na więcej?

Piłka była na pewno na wyższym poziomie niż teraz. Dużo wyrównanych zespołów - Legia, Górnik Zabrze, Zagłębie Sosnowiec... Ciężko było się przebić. Nie mieliśmy aspiracji ze względu na warunki finansowe. Mistrz Polski dużo kosztuje. Klub nie posiadał wystarczających środków finansowych, żeby ściągnąć najlepszych zawodników, chociaż było paru z zewnątrz, nie tylko wychowanków. Ale jak powiedziałem, nie było większych aspiracji na "bicie się o mistrza".

Czy przykładał Pan wagę do spotkań derbowych? Jest jakieś, które utkwiło szczególnie w Pana pamięci?

Bardzo. Jak każdy zawodnik, zarówno z naszej jak i z ich strony. Były to mecze na poziomie "świętej wojny". Ligę można było odpuścić, ale z Cracovią trzeba było wygrać. Takie było nastawienie wszystkich piłkarzy. Po meczu spotykaliśmy się w kasynie lub w innym lokalu. Obie drużyny wspominały, co się działo. Było bardzo sympatycznie, bez żadnych animozji. Opłatki przed Bożym Narodzeniem razem urządzaliśmy. Była inna atmosfera, inni ludzie.

Proszę nam teraz przybliżyć etap kariery po zakończeniu gry w Wiśle Kraków.

Do Arki namówił mnie trener Jerzy Stecki, który był na MŚ w nagrodę, że występowało sześciu zawodników z Wisły. Objął on później Arkę i namówił mnie do gry w Gdyni. Chciał, żebym mu pomógł. Udało się stworzyć dobrą atmosferę. Byłem rozrywkowym i lubianym chłopakiem. Do dzisiaj mam satysfakcję z faktu, że zawsze jestem dobrze goszczony w Gdyni. Stworzyliśmy taką atmosferę, jaka była u nas w Wiśle. Przydało się to. Arka grała w czubie tabeli i zdobyła Mistrza Polski. W finale Pucharu Polski przeciwko Wiśle grałem, a koledzy podejrzewali mnie o to, że odpuściłem mecz na rzecz Wisły. Nie byłem typem zawodnika, który odpuszcza. Wówczas moja postawa na boisku była bardzo słaba i zdaję sobie z tego sprawę. Etap w Anglii. Uniknąłem stanu wojennego, urodził mi się syn - Tomek. Na większe sukcesy nie mogłem liczyć. Grałem w Hereford United (czwarta liga). Polskie miasteczko, gdzie po wojnie część Polaków, którzy walczyli w Armii Andersa została tam na zawsze. Nie nauczyłem się języka angielskiego, ponieważ fryzjer, rzeźnik, pani w banku, prezes klubu - byli Polakami. Wszyscy mówili po polsku, nawet był polski kościół. Nie potrzebowałem używać angielskiego, wszystko załatwiałem w swoim rodzimym języku. USA - był to ostatni etap, kiedy skończyłem karierę. Było to jednak spowodowane nie osiąganiem sukcesów, ale zarabianiem pieniędzy. W tamtych czasach można było zarobić parę groszy. Po powrocie wystarczały one na życie. W Polsce niestety za różowo wynagrodzenia i gaże piłkarzy nie wyglądały. Grałem w Eagles Yonkers Nowy Jork. Dużo chłopaków nasprowadzaliśmy z Polski. Adaś Nawałka, Szymanowski, Adamus, Jasiu Surowiec. Mieliśmy swoją fajną, zgraną paczkę. W Stanach zakończyłem karierę i wróciłem do kraju. Zająłem się trenowaniem i ukończyłem specjalne kursy. Zostałem trenerem roku, dawno to było, ale nawet na tej płaszczyźnie się sprawdziłem.

Czas wspomnieć i nawiązać do "Orłów Górskiego". Opowie nam Pan coś ciekawego?

W 1973 roku w Anglii zrobiłem karnego. Podczas pobytu w Hereford trener i prezes wspominali często tego karnego. Ja mówiłem, że zrobiłem, co mogłem i to my pojechaliśmy na mistrzostwa, a nie wy. Był to przełomowy mecz w historii polskiego futbolu. Zakwalifikowaliśmy się do finałów mistrzostw świata. Od pamiętnych Niemiec Polska zaczęła się liczyć na arenie międzynarodowej.

Jak doszło do trenowania Wisły Kraków i dlaczego był to tak krótki okres?

Byłem asystentem Bogusława Hajdasa. W pewnym momencie wyjechał za granicę i przejąłem jego obowiązki. Nie było to aż tak krótko.

Jak Adam Musiał z dystansem starszego zawodnika spogląda na Wisłę?

Nie można porównywać Wisły za moich czasów i Wisły teraźniejszej. Na pewno warunki do uprawiania sportu są najlepsze w Polsce. Jest właściciel, Pan Cupiał, który włożył duże pieniądze, opłaciło się. Zdobyła Wisła dużo tytułów Mistrza Polski, to liczy się w dalszym prosperowaniu tego klubu. Jest on znany, a o to chodzi w piłce nożnej. W przyszłości to się zwróci. Jeżeli chodzi o zespół, to teraz inaczej patrzę, niż w przeszłości. Mam inną pracę i nie oglądam spotkań pod kątem piłkarza lub trenera. Teraz jestem odpowiedzialny za porządek na stadionie i to mnie interesuje. Nie oceniam krytycznie gry i postawy zawodników. Oglądam mecze, jako zwyczajne spotkania piłkarskie.

Adam Musiał występował w Kadrze Narodowej:

1968- NRD, Irlandia, Argentyna; 1969 - Turcja; 1970 - Irlandia, Albania; 1971 - Turcja, RFN, Turcja; 1972 - Szwajcaria, Czechy; 1973 - Stany Zjednoczone, Jugosławia, Irlandia, Anglia, Kanada, Stany Zjednoczone, Meksyk, Meksyk, Stany Zjednoczone, Bułgaria, Walia, Holandia, Anglia; 1974 - Belgia, Grecja, Argentyna, Haiti, Włochy, Jugosławia, RFN, Brazylia, Finlandia NRD.

Artykuł ukazał się w listopadowo-grudniowym numerze Forza Wisła, rok 2006. Autor P.T.

Źródło: wislalive.pl

Gwiazdy Białej Gwiazdy #21 - Walczak, spryciarz, ulubieniec - Adam Musiał

Data publikacji: 28-07-2017 21:45


Obrońca, przeciwko któremu zawodnicy bali się grać. Etatowy reprezentant kraju, zdobywca trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata w 1974 roku. Piłkarz, który w ekipie Białej Gwiazdy strzelił jednego gola, bo, jak podkreśla, zupełnie zeszła mu piłka. Człowiek związany z Wisłą od młodu, który w czasie reprezentowania Arki Gdynia miał w umowie warunek, że nie będzie musiał mierzyć się z krakowskim klubem przy Reymonta. Kolejnym bohaterem cyklu „Gwiazdy Białej Gwiazdy” jest Adam Musiał.

Adam Musiał urodził się 18 grudnia 1948 roku w Wieliczce. Swoją, jak się później okazało, fantastyczną karierę rozpoczynał na przyszkolnym boisku, które znajdowało się naprzeciw jego domu. Potem przyszedł czas na juniorów Górnika Wieliczka i młodzieżowe kadry Polski, w których jego trenerem był nie kto inny, tylko Kazimierz Górski. Po jednym z takich spotkań, rozgrywanym w Nowym Sączu, po 19-letniego Musiała zgłosili się działacze Białej Gwiazdy. Lewy obrońca został zaproszony do czarnej wołgi, która miała go przetransportować go do Krakowa. W podróż z wiślackimi oficjelami zabrał się także Stanisław Gonet. Skończyło się to dwoma kontraktami z Wisłą tej nieodłącznej pary przyjaciół.

Sposoby boiskowe i treningowe!

I choć Gonet musiał jeszcze poczekać kilka lat na regularne występy z białą gwiazdą na piersi, Musiał niemal od razu zadomowił się w podstawowej jedenastce zespołu spod Wawelu. Nieustępliwy defensor słynął z ostrej gry i skutecznych wślizgów, które często odbierały chęć gry rywalom biegającym jego flanką. „Na boisku pierwsze dwa wejścia po to, żeby rywal poczuł przeciw komu gra” - to była główna dewiza Musiała. I nie były to wejścia lekkie, tylko takie, po których w dzisiejszych czasach Musiał mógłby być zmuszony do przedwczesnego opuszczenia boiska. By tak się nie działo, Wiślak stosował różne fortele. Raz nawet podszedł do sfaulowanego rywala i pocałował w czoło, a zdziwiony sędzia zapomniał o wręczeniu kartki! Zdarzało się, że przeciwnicy nie wypełniali założeń taktycznych, tylko zmieniali stronę, gdyż woleli mierzyć się z Antonim Szymanowskim, który nie słuchał rad kolegi po fachu i starał się czysto przerywać akcje.

Adam Musiał znany był w gronie kolegów z boiska jako gawędziarz i żartowniś. Wraz z najlepszym przyjacielem, Stanisławem Gonetem, Wiślak wykręcał numery zarówno współpartnerom, jak i przeciwnikom. Miał też swoje fortele, gdy w okresie przygotowawczym trenerzy aplikowali słynne wówczas bieganie po górach. Jeżeli zdobywanym szczytem była Gubałówka, Musiał i kilku innych graczy zostawali z tyłu na początku treningu, zbiegali w dół i… kupowali bilety na kolejkę linową. Również w powrotną drogę było tak samo! Wystarczyło zakupić też butelkę wody, skropić się nią i wydawało się, że spoceni z wysiłku piłkarze kończą jednostkę treningową!

Orzeł Górskiego od małego

Już w wieku 20 lat Adam Musiał zadebiutował w seniorskiej reprezentacji kraju. Od deski do deski występował niemal we wszystkich spotkaniach aż do 1974 roku, wliczając w to ówczesne mistrzostwa świata. Na nich lewy obrońca nie zagrał tylko w starciu ze Szwecją, które uważane jest za najsłabsze w wykonaniu Polaków. Odsunięty od kadry na jedno spotkanie piłkarz powrócił na arcyważny mecz z Jugosławią i znów był jedną z wiodących postaci na boisku. Co ciekawe, kilka lat później, gdy Musiał kończył karierę w angielskim Hereford United, Anglicy śmiali się, że obrońca próbował dopuścić Anglików na tamten mundial. To Musiał w słynnym „meczu na Wembley” zdaniem sędziego faulował angielskiego rywala w polu karnym, dzięki czemu Synowie Albionu wyrównali stan spotkania na 1:1. Jak sam wspomina lewy obrońca, decyzja arbitra była bardzo kontrowersyjna i dobrze, że koledzy z zespołu nie dopuścili go do niego. W innym przypadku rozjemca mógłby zostać poturbowany!

A że Musiał w razie potrzeby umiał włączyć się do bitki i stanąć po stronie przyjaciół z zespołu przekonali się gracze RWD Molenbeek. W Pucharze UEFA, w którym krakowska Biała Gwiazda mierzyła się z belgijską ekipą o tym samym przydomku, lewy defensor zareagował na brutalny atak Belgów na Stanisława Goneta i samemu wymierzył sprawiedliwość, za co został odesłany do szatni. Wartości przyjacielskie były jednak wówczas znacznie ważniejsze! Niestety, zachowanie to sprawiło, że kolejni trenerzy patrzyli na Musiała nieco inaczej. Mecz z belgijską drużyną określa się często jako początek końca kariery 34-krotnego reprezentanta Polski w Wiśle.

Wiślacka rodzina

Adam Musiał po tym wydarzeniu rozegrał jeszcze 18 spotkań dla krakowskiego zespołu i odszedł do Arki Gdynia. Jego licznik zatrzymał się na 262 oficjalnych meczach w pierwszej drużynie Białej Gwiazdy i jednej bramce. Co to był za gol! W jubileuszowym setnym występie, który przypadał na ważne starcie ze Stalą Mielec, Musiał zdecydował się na strzał z ok. 40 metrów. Piłka nabrała rotacji i wpadła w samo okienko bramki strzeżonej przez Stanisława Majchera. Jak po latach przyznał sam zainteresowany, przy strzale tym futbolówka ześlizgnęła mu się z nogi!

Po odejściu z Wisły Musiał zakotwiczył w Gdyni. W barwach miejscowej Arki w 1979 roku obrońca wywalczył Puchar Polski, a w decydującym meczu gdynianie pokonali… Białą Gwiazdę 2:1. Następnie przyszedł czas na czwartoligowy angielski Hereford oraz polonijną drużynę Eagle Yonkers Nowy Jork. Po latach Adam Musiał powrócił do Polski, gdzie przez ponad dwa lata był trenerem Białej Gwiazdy, a następnie opiekował się obiektem przy Reymonta. Sportowy bakcyl został zaszczepiony przez pana Adama także dwójce synów - Tomasz jest ekstraklasowym arbitrem, który nie tak dawno dostał szansę gwizdania w meczu ukochanego klubu taty, a Maciej jest dyrektorem sportowym Akademii Piłkarskiej Wisły Kraków. Panu Adamowi, jak i całej rodzinie życzymy dużo zdrowia!

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl

Retro zdjęcie: Adam Musiał w karykaturze Edwarda Ałaszewskiego

W dzisiejszej zagadce wyjątkowo przedstawiliśmy Wam karykaturę, a nie zdjęcie. Czy udało Wam się rozpoznać sportretowanego tutaj Wiślaka? A może nawet rozpoznaliście charakterystyczną kreskę autora rysunku? Przed Wami Adam Musiał w karykaturze Edwarda Ałaszewskiego.


05.05.2020r.

HistoriaWisly.pl



Dawni bramkarze Wisły Kraków mieli przeróżne zainteresowania pozaboiskowe. Franciszek Brożek był znakomitym wojskowym i reprezentował Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w strzelectwie, Maksymilian Koźmin był aktorem i rzeźbiarzem, Jerzy Jurowicz hodował gołębie. Edward Ałaszewski zaś odnalazł w sobie niezwykły talent karykaturzysty.

Ałaszewski piłkarską karierę zaczynał jako napastnik, po kontuzji przekwalifikował się jednak na golkipera. W barwach Wisły występował w 1933 roku - zagrał jedynie w kilku spotkaniach towarzyskich i jednym meczu ligowym. Jeszcze jako aktywny zawodnik zaczął publikować swoje rysunki. W późniejszych latach współpracował z Przeglądem Sportowym, Sportem, Trybuną Ludu, Magazynem Polskim. Portretował głównie sportowców, ale także inne osoby z życia publicznego, jego dzieła były prezentowane i nagradzane na międzynarodowych wystawach.

W latach 70. Ałaszewski w serii karykatur upamiętnił najwybitniejszych polskich futbolistów - Piłkarskie Asy. W tym gronie znalazł się także obrońca Wisły Adam Musiał.

Defensor Białej Gwiazdy z pewną siebie miną i we fryzurze charakterystycznej dla tamtych lat siedzi na piłce przelatującej pomiędzy zaskoczonymi zawodnikami. W taki sposób Ałaszewski oddał w karykaturze fakt, że w liniach obronnych Musiał panował niepodzielnie. Zawadiacki uśmiech zdaje się być zupełnie na miejscu - Musiał był sprytnym i zdecydowanym graczem, sam wspominał, że ze względu na agresywny styl gry napastnicy bali się biegać po jego stronie.

Adam Musiał, który urodził się w Wieliczce i w tamtejszym Górniku rozpoczynał piłkarską karierę, do Wisły trafił w 1967 roku. Bardzo szybko zadomowił się w pierwszym składzie i to pomimo swojego młodego wieku (wciąż był nastolatkiem) i obecności w szatni Wisły tak znakomitych defensorów jak Fryderyk Monica, Ryszard Budka czy Władysław Kawula. Już rok później Musiał debiutował w reprezentacji Polski i rozegrał w niej ogółem 34 mecze. Obrońca Wisły był jedną z najważniejszych postaci pamiętnych spotkań - takich jak remis z Anglią w 1973 roku czy zdobycie trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata w 1974. Z Białą Gwiazdą na piersi Musiał sięgnął po mistrzostwo Polski w 1978 roku, choć rundę wiosenną tego sezonu spędził już w Arce Gdynia. W jej barwach sięgnął w 1979 roku po Puchar Polski, w finale wygrywając… z Wisłą. Sportową karierę Musiał kończył w angielskim Hereford i amerykańskim Eagle Yonkers. Po powrocie do Polski przez pewien czas pracował jako trener, z Wisłą w 1991 roku zajął trzecie miejsce w lidze.

Obok medali, pucharów i zdjęć karykatura autorstwa Ałaszewskiego jest na pewno jedną z cenniejszych pamiątek sportowych Adama Musiała.



Źródło: wisla.krakow.pl

Zdjęcia, medale i inne pamiątki Adama Musiała

Historia występów w barwach Wisły Kraków

Podział na sezony:

Sezon Rozgrywki M 0-90 grafika:Zk.jpg grafika:Cz.jpg
1967/1968 Ekstraklasa 23 22 1        
1967/1968 Puchar Zdobywców 2 2          
1967/1968 Puchar Polski 1 1          
1968/1969 Ekstraklasa 24 24          
1968/1969 Puchar Intertoto 4 4          
1968/1969 Puchar Polski 2 2          
1969/1970 Ekstraklasa 25 24 1        
1969/1970 Puchar Intertoto 4 4          
1969/1970 Puchar Polski 1 1          
1970/1971 Ekstraklasa 25 24 1   1    
1970/1971 Puchar Polski 2 2          
1971/1972 Ekstraklasa 22 22          
1971/1972 Puchar Intertoto 3 3          
1971/1972 Puchar Polski 2 2          
1972/1973 Ekstraklasa 24 24          
1972/1973 Puchar Intertoto 4 4          
1973/1974 Ekstraklasa 25 25       2  
1973/1974 Puchar Intertoto 1 1          
1973/1974 Puchar Polski 1 1          
1974/1975 Ekstraklasa 10 10       3  
1975/1976 Ekstraklasa 30 25 5        
1975/1976 Puchar Polski 1 1          
1976/1977 Ekstraklasa 17 13 4     1  
1976/1977 Puchar Ligi 4 4         1
1976/1977 Puchar Polski 2 2          
1976/1977 Puchar UEFA 2 2       1  
1977/1978 Ekstraklasa 2 1   1      
1977/1978 Puchar Polski 1     1      
Razem Ekstraklasa (I) 227 214 12 1 1 6  
Puchar Intertoto (IT) 16 16          
Puchar Polski (PP) 13 12   1      
Puchar Ligi (PL) 4 4         1
Puchar Zdobywców (PZ) 2 2          
Puchar UEFA (PU) 2 2       1  
RAZEM 264 250 12 2 1 7 1


Lista wszystkich spotkań:

Ilość Roz. Data Miejsce Przeciwnik Wyn. Zm. B K
1. (1)I1967.08.12WyjazdZagłębie Sosnowiec0-0  
2. (2)I1967.08.19DomGwardia Warszawa0-1   
3. (3)I1967.09.02WyjazdGKS Katowice1-0   
4. (4)I1967.09.10WyjazdŁKS Łódź0-1   
5. (1)PZ1967.09.20WyjazdHJK Helsinki4-1   
6. (5)I1967.09.24DomPolonia Bytom3-0   
7. (6)I1967.09.27WyjazdGórnik Zabrze2-4   
8. (2)PZ1967.10.04DomHJK Helsinki4-0   
9. (7)I1967.10.15WyjazdStal Rzeszów0-1   
10. (8)I1967.10.18DomLegia Warszawa0-2   
11. (9)I1967.10.22DomRuch Chorzów2-2   
12. (10)I1967.11.05WyjazdOdra Opole1-1   
13. (1)PP1967.11.19WyjazdBaildon Katowice1-2   
14. (11)I1968.03.10DomZagłębie Sosnowiec2-1   
15. (12)I1968.03.17WyjazdGwardia Warszawa0-2   
16. (13)I1968.03.24DomPogoń Szczecin1-0   
17. (14)I1968.03.31WyjazdŚląsk Wrocław0-0   
18. (15)I1968.04.07DomGKS Katowice0-0   
19. (16)I1968.04.20DomŁKS Łódź0-1   
20. (17)I1968.04.28WyjazdPolonia Bytom0-0   
21. (18)I1968.05.19DomGórnik Zabrze0-0   
22. (19)I1968.05.25WyjazdLegia Warszawa0-1   
23. (20)I1968.06.02DomStal Rzeszów1-1   
24. (21)I1968.06.13WyjazdRuch Chorzów0-0   
25. (22)I1968.06.16DomOdra Opole2-2   
26. (23)I1968.06.23WyjazdSzombierki Bytom2-0   
27. (24)I1968.08.10DomZagłębie Sosnowiec1-0   
28. (25)I1968.08.18WyjazdPogoń Szczecin0-2   
29. (26)I1968.08.25DomOdra Opole1-0   
30. (27)I1968.08.31WyjazdRuch Chorzów1-4   
31. (28)I1968.09.05DomLegia Warszawa1-1   
32. (29)I1968.09.07WyjazdPolonia Bytom0-3   
33. (30)I1968.09.22WyjazdSzombierki Bytom3-3   
34. (31)I1968.09.29DomGórnik Zabrze1-1   
35. (32)I1968.10.06WyjazdŚląsk Wrocław3-2   
36. (33)I1968.10.13DomZagłębie Wałbrzych1-0   
37. (34)I1968.10.27DomGKS Katowice0-0   
38. (2)PP1968.11.03WyjazdWarszawianka Warszawa3-0   
39. (35)I1968.11.10WyjazdROW Rybnik0-0   
40. (36)I1968.11.17DomStal Rzeszów1-0   
41. (3)PP1968.11.24WyjazdUnia Tarnów0-2   
42. (37)I1969.03.09WyjazdZagłębie Sosnowiec0-1   
43. (38)I1969.03.16DomPogoń Szczecin2-2   
44. (39)I1969.03.23WyjazdOdra Opole0-1   
45. (40)I1969.03.29DomRuch Chorzów1-0   
46. (41)I1969.04.27DomPolonia Bytom1-0   
47. (42)I1969.05.11WyjazdGórnik Zabrze1-3   
48. (43)I1969.05.18DomŚląsk Wrocław0-2   
49. (44)I1969.05.25WyjazdZagłębie Wałbrzych0-1   
50. (45)I1969.05.31WyjazdGKS Katowice1-1   
51. (46)I1969.06.04DomROW Rybnik1-0   
52. (47)I1969.06.19WyjazdStal Rzeszów4-0   
53. (1)IT1969.06.28WyjazdEsbjerg fB Esbjerg1-0   
54. (2)IT1969.07.05DomVSS Koszyce4-0   
55. (3)IT1969.07.12WyjazdKoninklijke Lierse1-1   
56. (4)IT1969.08.02WyjazdVSS Koszyce0-4   
57. (48)I1969.08.09WyjazdStal Rzeszów3-2   
58. (49)I1969.08.17DomSzombierki Bytom0-0   
59. (50)I1969.08.20WyjazdZagłębie Sosnowiec1-1   
60. (51)I1969.08.24DomGKS Katowice1-0   
61. (52)I1969.09.10WyjazdLegia Warszawa0-3   
62. (53)I1969.09.13WyjazdGórnik Zabrze0-1   
63. (54)I1969.09.20DomOdra Opole2-0   
64. (55)I1969.09.24WyjazdCracovia3-2   
65. (56)I1969.09.28DomPogoń Szczecin1-1   
66. (57)I1969.10.19WyjazdRuch Chorzów0-5   
67. (4)PP1969.11.16WyjazdGórnik Wałbrzych0-1   
68. (58)I1969.11.23WyjazdZagłębie Wałbrzych1-1   
69. (59)I1969.11.30DomPolonia Bytom0-1   
70. (60)I1970.03.15DomStal Rzeszów0-0   
71. (61)I1970.04.05DomZagłębie Sosnowiec1-0   
72. (62)I1970.04.18WyjazdGKS Katowice0-0   
73. (63)I1970.04.26DomLegia Warszawa0-0   
74. (64)I1970.05.10DomGórnik Zabrze0-0   
75. (65)I1970.05.13WyjazdOdra Opole0-1  
76. (66)I1970.05.23DomCracovia2-0   
77. (67)I1970.05.28WyjazdPogoń Szczecin0-2   
78. (68)I1970.05.31WyjazdSzombierki Bytom0-2   
79. (69)I1970.06.06DomRuch Chorzów1-1   
80. (70)I1970.06.13WyjazdGwardia Warszawa1-2   
81. (71)I1970.06.17DomZagłębie Wałbrzych1-1   
82. (72)I1970.06.21WyjazdPolonia Bytom1-2   
83. (5)IT1970.06.27WyjazdFC Winterthur3-1   
84. (6)IT1970.07.04DomDOS Utrecht1-0   
85. (7)IT1970.07.11WyjazdHvidovre IF Hvidovre1-0   
86. (8)IT1970.07.25DomHvidovre IF Hvidovre1-0   
87. (73)I1970.08.09WyjazdStal Mielec2-5   
88. (74)I1970.08.12DomGKS Katowice1-0   
89. (75)I1970.08.16WyjazdSzombierki Bytom2-2   
90. (76)I1970.08.23DomRuch Chorzów2-2   
91. (77)I1970.08.26WyjazdPogoń Szczecin0-1   
92. (78)I1970.09.13DomGwardia Warszawa1-0   
93. (79)I1970.09.20WyjazdGórnik Zabrze2-2   
94. (80)I1970.09.27WyjazdZagłębie Wałbrzych1-1   
95. (81)I1970.10.04DomZagłębie Sosnowiec0-3   
96. (5)PP1970.11.01WyjazdUrania Ruda Śląska3-1   
97. (82)I1970.11.07DomStal Rzeszów1-1   
98. (83)I1970.11.14WyjazdLegia Warszawa1-3   
99. (84)I1970.11.21DomROW Rybnik2-0   
100. (6)PP1970.11.29WyjazdRuch Chorzów0-2   
101. (85)I1971.03.21DomStal Mielec1-2  
102. (86)I1971.03.28WyjazdGKS Katowice3-1   
103. (87)I1971.04.04DomSzombierki Bytom0-0   
104. (88)I1971.04.07WyjazdRuch Chorzów1-1   
105. (89)I1971.04.17DomPogoń Szczecin2-0   
106. (90)I1971.04.25WyjazdGwardia Warszawa0-1   
107. (91)I1971.04.29DomGórnik Zabrze1-0   
108. (92)I1971.05.16DomZagłębie Wałbrzych2-0   
109. (93)I1971.05.29WyjazdZagłębie Sosnowiec0-1   
110. (94)I1971.06.12DomPolonia Bytom0-0   
111. (95)I1971.06.16WyjazdStal Rzeszów0-6  
112. (96)I1971.06.20DomLegia Warszawa1-0   
113. (97)I1971.06.23WyjazdROW Rybnik0-4   
114. (98)I1971.08.07WyjazdŁKS Łódź0-3   
115. (99)I1971.08.14DomZagłębie Sosnowiec0-0   
116. (109)I1971.08.22WyjazdSzombierki Bytom1-3   
117. (101)I1971.08.29WyjazdStal Mielec0-1   
118. (102)I1971.09.05DomRuch Chorzów1-1   
119. (103)I1971.09.08WyjazdZagłębie Wałbrzych0-0   
120. (104)I1971.09.12WyjazdPogoń Szczecin2-1   
121. (7)PP1971.09.26WyjazdStar Starachowice2-0   
122. (105)I1971.10.13DomPolonia Bytom3-0   
123. (106)I1971.10.16WyjazdLegia Warszawa1-1   
124. (107)I1971.10.24DomStal Rzeszów1-0   
125. (8)PP1971.10.31WyjazdŚląsk Wrocław0-2   
126. (108)I1971.11.06WyjazdGórnik Zabrze2-3   
127. (109)I1971.11.21DomOdra Opole1-0   
128. (110)I1972.03.25DomŁKS Łódź1-1   
129. (111)I1972.04.22WyjazdZagłębie Sosnowiec1-1   
130. (112)I1972.04.30DomSzombierki Bytom3-0   
131. (113)I1972.05.14WyjazdGwardia Warszawa0-3   
132. (114)I1972.05.17DomStal Mielec0-0   
133. (115)I1972.05.21WyjazdRuch Chorzów1-3   
134. (116)I1972.05.27DomZagłębie Wałbrzych1-1   
135. (117)I1972.06.01DomPogoń Szczecin2-1   
136. (118)I1972.06.07WyjazdPolonia Bytom1-1   
137. (119)I1972.06.11DomLegia Warszawa1-1   
138. (9)IT1972.07.15DomYoung Boys Berno8-0   
139. (10)IT1972.07.22DomSaint-Étienne Loire0-1   
140. (120)I1972.07.26DomZagłębie Wałbrzych3-1   
141. (11)IT1972.07.29WyjazdAtvidabergs FF Atvidabergs2-0   
142. (121)I1972.08.02WyjazdPogoń Szczecin3-1   
143. (122)I1972.08.06DomGórnik Zabrze1-0   
144. (123)I1972.09.30DomŁKS Łódź1-2   
145. (124)I1972.10.04WyjazdLegia Warszawa1-1   
146. (125)I1972.10.08WyjazdZagłębie Sosnowiec0-2   
147. (126)I1972.10.18DomLech Poznań2-0   
148. (127)I1972.10.22DomRuch Chorzów0-1   
149. (128)I1972.10.29WyjazdGwardia Warszawa1-0   
150. (129)I1972.11.04DomOdra Opole2-0   
151. (130)I1972.11.12WyjazdPolonia Bytom4-1   
152. (131)I1973.03.11WyjazdZagłębie Wałbrzych1-0   
153. (132)I1973.03.18DomPogoń Szczecin2-1   
154. (133)I1973.04.01WyjazdGórnik Zabrze1-0   
155. (134)I1973.04.08DomLegia Warszawa2-1   
156. (135)I1973.04.15WyjazdLech Poznań0-3   
157. (136)I1973.04.29DomROW Rybnik0-0   
158. (137)I1973.05.06WyjazdStal Mielec0-2   
159. (138)I1973.05.09WyjazdŁKS Łódź1-1   
160. (139)I1973.05.20DomZagłębie Sosnowiec2-0   
161. (140)I1973.05.27WyjazdRuch Chorzów0-2   
162. (141)I1973.06.16DomGwardia Warszawa1-1   
163. (142)I1973.06.21WyjazdOdra Opole0-3   
164. (143)I1973.06.24DomPolonia Bytom2-0   
165. (12)IT1973.06.30WyjazdBK 1903 Kopenhaga3-1   
166. (13)IT1973.07.07DomKickers 1901 Offenbach1-1   
167. (14)IT1973.07.14DomWacker Innsbruck3-2   
168. (15)IT1973.07.21WyjazdKickers 1901 Offenbach2-0   
169. (144)I1973.08.25WyjazdGwardia Warszawa2-0   
170. (145)I1973.08.28DomLegia Warszawa1-0   
171. (146)I1973.09.07WyjazdSzombierki Bytom3-1   
172. (147)I1973.09.12DomPolonia Bytom1-1   
173. (148)I1973.09.16WyjazdŚląsk Wrocław1-1   
174. (149)I1973.09.30DomZagłębie Sosnowiec2-0   
175. (150)I1973.10.07WyjazdLech Poznań1-3   
176. (151)I1973.11.14DomŁKS Łódź1-0   
177. (152)I1973.11.24WyjazdRuch Chorzów0-1   
178. (9)PP1973.11.28WyjazdStal Rzeszów1-2   
179. (153)I1973.12.02DomGórnik Zabrze1-1   
180. (154)I1973.12.08WyjazdOdra Opole2-0   
181. (155)I1974.03.09DomGwardia Warszawa0-1   
182. (156)I1974.03.17WyjazdLegia Warszawa2-1   
183. (157)I1974.03.23DomSzombierki Bytom1-0   
184. (158)I1974.03.31WyjazdPolonia Bytom0-0   
185. (159)I1974.04.03DomŚląsk Wrocław1-1   
186. (160)I1974.04.06WyjazdZagłębie Sosnowiec1-1   
187. (161)I1974.04.21WyjazdROW Rybnik0-1  grafika:Zk.jpg
188. (162)I1974.04.24DomLech Poznań0-0   
189. (163)I1974.04.27DomStal Mielec0-0   
190. (164)I1974.05.01WyjazdPogoń Szczecin1-3   
191. (165)I1974.05.05DomZagłębie Wałbrzych2-1   
192. (166)I1974.05.11WyjazdŁKS Łódź2-2   
193. (16)IT1974.07.27WyjazdAIK Solna3-0   
194. (167)I1974.07.31DomRuch Chorzów0-0   
195. (168)I1974.08.04WyjazdGórnik Zabrze2-3  grafika:Zk.jpg
196. (169)I1974.08.18WyjazdROW Rybnik0-0   
197. (170)I1974.08.21DomŚląsk Wrocław3-0   
198. (171)I1974.08.25WyjazdArka Gdynia1-1   
199. (172)I1974.09.14WyjazdGwardia Warszawa0-0  grafika:Zk.jpg
200. (173)I1974.09.21DomPolonia Bytom2-1   
201. (174)I1974.09.28WyjazdŁKS Łódź2-0   
202. (175)I1974.10.13DomStal Mielec1-1   
203. (176)I1974.10.16WyjazdZagłębie Sosnowiec1-2  grafika:Zk.jpg
204. (177)I1974.10.20WyjazdLech Poznań1-4  grafika:Zk.jpg
205. (178)I1974.10.27DomGórnik Zabrze0-2   
206. (179)I1975.08.02WyjazdStal Mielec1-1  
207. (180)I1975.08.06DomROW Rybnik2-0   
208. (181)I1975.08.10DomZagłębie Sosnowiec1-0  
209. (182)I1975.08.16WyjazdLegia Warszawa2-1  
210. (183)I1975.08.20DomPogoń Szczecin0-1  
211. (10)PP1975.08.23WyjazdGKS Jastrzębie0-1   
212. (184)I1975.09.13WyjazdŁKS Łódź0-2   
213. (185)I1975.09.20DomGórnik Zabrze1-0   
214. (186)I1975.09.24WyjazdSzombierki Bytom0-0   
215. (187)I1975.09.27DomŚląsk Wrocław1-0   
216. (188)I1975.10.05WyjazdStal Rzeszów1-0   
217. (189)I1975.11.09WyjazdGKS Tychy1-2   
218. (190)I1975.11.16DomWidzew Łódź0-0   
219. (191)I1975.11.23WyjazdLech Poznań0-3   
220. (192)I1975.11.26DomRuch Chorzów0-0   
221. (193)I1975.11.30DomPolonia Bytom0-1   
222. (194)I1976.02.29DomStal Mielec1-1   
223. (195)I1976.03.07WyjazdROW Rybnik3-1   
224. (196)I1976.03.14WyjazdZagłębie Sosnowiec0-2   
225. (197)I1976.03.20DomLegia Warszawa2-0   
226. (198)I1976.03.27WyjazdPogoń Szczecin1-1   
227. (199)I1976.03.31DomŁKS Łódź2-0  
228. (200)I1976.04.04WyjazdGórnik Zabrze2-0   
229. (201)I1976.04.10DomSzombierki Bytom1-0   
230. (202)I1976.04.18WyjazdŚląsk Wrocław0-1   
231. (203)I1976.04.30DomStal Rzeszów0-1   
232. (204)I1976.05.15WyjazdRuch Chorzów1-1   
233. (205)I1976.05.19DomGKS Tychy5-0   
234. (206)I1976.05.22WyjazdWidzew Łódź1-0   
235. (207)I1976.05.30DomLech Poznań8-0   
236. (208)I1976.06.02WyjazdPolonia Bytom2-0   
237. (11)PP1976.08.18WyjazdSparta Zabrze2-0   
238. (209)I1976.08.21DomPogoń Szczecin1-1   
239. (210)I1976.08.25WyjazdLegia Warszawa0-1   
240. (211)I1976.08.29DomGKS Tychy3-1   
241. (212)I1976.09.01WyjazdROW Rybnik3-3   
242. (213)I1976.09.04DomLech Poznań4-1  
243. (214)I1976.09.25WyjazdZagłębie Sosnowiec0-0   
244. (1)PU1976.10.20DomRWD Molenbeek1-1   
245. (2)PU1976.11.03WyjazdRWD Molenbeek1-1  grafika:Zk.jpg
246. (215)I1977.02.27WyjazdPogoń Szczecin1-2  
247. (216)I1977.03.13WyjazdGKS Tychy0-5   
248. (12)PP1977.03.16WyjazdZagłębie Sosnowiec1-3   
249. (217)I1977.03.26WyjazdLech Poznań1-2  
250. (218)I1977.04.02WyjazdŁKS Łódź0-2   
251. (219)I1977.04.17DomZagłębie Sosnowiec1-1   
252. (220)I1977.04.20WyjazdOdra Opole0-2   
253. (221)I1977.05.04WyjazdŚląsk Wrocław0-2  grafika:Zk.jpg
254. (222)I1977.05.07DomSzombierki Bytom3-1   
255. (223)I1977.05.10WyjazdRuch Chorzów1-0   
256. (224)I1977.05.18DomStal Mielec1-1  
257. (225)I1977.05.22WyjazdWidzew Łódź0-1   
258. (1)PL1977.05.28WyjazdROW Rybnik5-0   
259. (2)PL1977.06.04DomZagłębie Sosnowiec5-0   
260. (3)PL1977.06.09WyjazdGórnik Zabrze5-4   
261. (4)PL1977.06.12WyjazdWidzew Łódź1-2  grafika:Cz.jpg
262. (226)I1977.11.06WyjazdArka Gdynia2-2   
263. (13)PP1977.11.09WyjazdBałtyk Gdynia2-1  
264. (227)I1977.11.26DomWidzew Łódź1-1  

Mecze w Reprezentacji Polski

Kącik poetycki

Na Adama M.


Groziło bolesnym interwałem
Bliskie spotkanie z Adamem Musiałem.

— Dariusz Zastawny, Stuletnia nasza historia, czyli Wisła Kraków, Biała Gwiazda w słów orszaku i obrazkach



Adama Musiała

ogromna charyzma,
w żyłach buzowała,
stąd niejedna blizna.

Paweł Kękuś


Musiał w prasie


Echo Krakowa. 1967, nr 139 (15 VI) nr 6793

Wisła pozyskała w tych dniach utalentowanego piłkarza, jednego z najlepszych zawodników reprezentacyjnego teamu juniorów. J. Musiała, który dotychczas występował w Górniku Wieliczka. Młody ten piłkarz musi...jednak wyraźnie poprawić technikę piłkarską, jeśli zechce awansować do pierwszej. jedenastki.

Echo Krakowa. 1968, nr 196 (21 VIII) nr 7155

Musiał z Wisły w drużynie „Expressu”

DZIŚ w Warszawie rozegrany zostanie mecz piłkarski pomiędzy kadrą narodową, a zespołem „Expressu”, Wyłonionym w drodze plebiscytu przez Czytelników. W składzie Jej drużyny wystąpi jedyny krakowianin, piłkarz Wisły — Musiał.

Mecz będzie transmitowany przez telewizję. Początek o godz. 17.30,


Gazeta Krakowska. 1974, nr 124 (27 V) nr 8158

Rzucam palenie

Obrońcę krakowskiej Wisły — Adama Musiała nie trzeba bliżej przedstawiać kibicom. Przypomnę więc tylko, że 26 razy występował w pierwszej reprezentacji Polski, a 38 razy w reprezentacji młodzieżowej, że był jednym z bohaterów meczu na Wembley. Spotykamy go w ośrodku sportowym w Zakopanem podczas wypoczynku po treningu Rozmowę rozpoczynamy od... zapalenia papierosa. — Pan dużo pali? — pytam. — Do 25 papierosów dziennie. Teraz podczas zgrupowania trochę mniej, do 15 papierosów dziennie. Chciałbym rzucić palenie, może uda mi się to tutaj, w Zakopanem, na pewno nie wezmę papierosa do ust podczas mistrzostw. — Forma idzie w górę? — Tak. Początek sezonu miałem słabszy, później szło coraz lepiej, w ostatnich meczach ligowych zbierałem już dobre recenzje. Założenia przed sezonem były właśnie takie: forma stopniowo będzie wzrastać. Stąd też nie przejmowałem się zbytnio, że w pierwszych meczach nie prezentowałem jeszcze wszystkich swych umiejętności. A tu w Zakopanem pracujemy ciężko, na Mistrzostwa Świata powinienem być dobrze przygotowany. — Zwiedził pan już hotelik, w którym będziecie mieszkać podczas mistrzostw... — Warunki będziemy, mieć bardzo dobre. Dwuosobowe pokoje, sauna, basen, gabinet odnowy, w pobliżu boisko treningowe ze znakomitą płytą. — A jak ocenia pan drużynę Argentyny? — Są świetnie wyszkoleni technicznie, słabiej strzelają. Zwracałem szczególną uwagę na grę prawoskrzydłowego, będzie na pewno trudno go powstrzymać. (TG)

Echo Krakowa. 1974, nr 253 (31 X) nr 9046

DO 24 LISTOPADA reprezentacyjny obrońca Wisły — Adam Musiał nie będzie mógł występować w meczach swej drużyny, gdyż Wydział Dyscypliny i Wychowania PZPN ukarał go bezwzględną dyskwalifikacją na ten właśnie okres. Powód: krytyka orzeczeń sędziego, już nie pierwsza, jako że wiślak był już uprzednio zdyskwalifikowany za podobne postępki na boisku, tyle, że wówczas otrzymał karę w zawieszeniu.

Tak więc na meczach z Legią w Warszawie, Pogonią w Krakowie i Szombierkami w Bytomiu, zespół „Białej gwiazdy” wystąpi bez swego czołowego obrońcy. Szkoda wielka, że w okresie kryzysu formy całego zespołu, niewłaściwe postępowanie Musiała spowodowało jeszcze większe osłabienie krakowskiej drużyny

Echo Krakowa. 1974, nr 254 (1/3 XI) nr 9047

2 tygodnie z zawieszeniem dla A. Musiała

WCZORAJ odbyło się posiedzenie Sekcji Wychowania i Dyscypliny PZPN i jak podaje PAP piłkarz Wisły — Adam Musiał wraz z Bulzackim i Rześnym za krytykowanie orzeczeń sędziego otrzymali kary 2 tygodnie dyskwalifikacji z zawieszeniem.

Wynika z tego, że dla wcześniej ukaranych piłkarzy surowszą karą, znaleziono okoliczności łagodzące. W tej sytuacji Musiał będzie mógł już Wystąpić w niedzielnym spotkaniu o Puchar Polski przeciwko Uranii.


Echo Krakowa. 1974, nr 255 (4 XI) nr 9048

Z czwartku na piątek na szosie między Krakowem a Wieliczką wydarzył się nieszczęśliwcy wypadek. Jadący swym „BMW“ do matki, zamieszkałej w Wieliczce, piłkarz Wisły i reprezentant Polski — Adam Musiał znalazł się w kraksie i w stanie ciężkim odwieziony został do Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Jesteśmy na oddziale chirurgicznym Szpitalu im S. Żeromskiego, gdzie znany niegdyś piłkarz Garbarni a obecnie lekarz tamtejszej lecznicy dr Józef Kolasa umożliwia przedstawicielowi „Echa” wizytę u chorego, Sala nr 10, tuż przy drzwiach, jako czwarty pacjent leży Adam Musiał. Lewą rękę ma na wyciągu, twarz nieco zmieniona, widać ogólne zadrapania, opuchliznę i siniaki pod oczami, lecz patrzy przytomnie. Poznaje mnie, lekko uśmiecha się i kiedy pytam o samopoczucie, odpowiada: „już czuję się lepiej”. Krótką wizytę kończę życzeniem, aby szybko wracał do zdrowia i... na boisko, na co słyszę podziękowanie i zapewnienie: „wrócę Redaktorze, na pewno!”.

Tyle Adam Musiał. Natomiast na temat jego stanu zdrowia mówi zastępca ordynatora wspomnianego oddziału, dr Ryszard BRONTEK.

„Musiała przywieziono do nas, na ostry dyżur w stanie ciężkim. Dzięki całej serii szybkich zabiegów, sytuacja ulęga poprawie z godziwy na godzinę.

Należy jednak pamiętać, że stan jest ciężki. W wyniku zderzeniu jego samochodu z wozem ciężarowym doznał on złamania żuchwy, stłuczenia klatki-piersiowej ze złamaniem żebra, złamania ramienia, kości promieniowej po stronie lewej, stłuczenia i krwiaka prawego nadgarstka i przedramienia -oraz ogólnych potłuczeń i zadrapań głowy i twarzy.

Odwiedziliśmy Adama Musiała, zacytowaliśmy wypowiedź odpowiedzialnego, lekarza odnośnie stanu zdrowia piłkarza GTS Wisła, a wszystko w celu u zdementowania nieprawdziwych pogłosek, zmniejszenia liczby telefonów do krakowskich szpitali. Miast doszukiwania się sensacji, wyrażamy zadowolenie, że dzięki szybkiej i ofiarnej pomocy lekarzy i personelu C oddziału chirurgicznego Szpitala im. S. Żeromskiego, oraz lekarza klubowego — dr Jerzego Jasieńskiego, zdrowie sympotycznego tego piłkarza, współtwórcy srebrnego medalu ha ostatnich MŚ, ulega systematycznej poprawie. (JAF)


Gazeta Krakowska. 1974, nr 257 (4 XI) nr 8291

Piłkarz krakowskiej Wisły — Adam Musiał uległ wypadkowi samochodowemu. Wypadek wydarzył się w nocy z czwartku na piątek w nocy na ul. Wielickiej między pętlą tramwajową a szpitalem w Prokocimiu. Samochód BMW prowadzony przez A. Musiała zjechał na lewą stronę jezdni i zderzył się z samochodem ciężarowym m-ki Skoda. Piłkarza Wisły przewieziono do szpitala w Nowej Hucie, gdzie stwierdzono u niego otwarte złamanie lewej ręki, złamanie kilku żeber i ogólne obrażenia. Jak poinformowano nas wczoraj życiu Musiała nie zagraża niebezpieczeństwo. A. Musiał miał wyjątkowe szczęście, bowiem jego samochód BMW został niemalże doszczętnie zniszczony. Nie naruszony pozostał tylko bagażnik. Zachodzi podejrzenie, że A. Musiał prowadził samochód w stanie nietrzeźwym. Dochodzenie w tej sprawie trwa.



Echo Krakowa. 1974, nr 258 (7 XI) nr 9051

Jak już pisaliśmy, w piątek nad ranem -wydarzył się w Krakowie przy ul. Wielickiej, wypadek samochodowy spowodowany przez znanego piłkarza krakowskiej Wisły — Adama Musiała. Z przeprowadzonych dochodzeń wynika dziś, iż Adam Musiał prowadził samochód będąc pod wpływem alkoholu. Szczegóły wypadku badają milicja i prokuratura.


Echo Krakowa. 1974, nr 277 (29 XI) nr 9070

ZNANY piłkarz krakowskiej Wisły, Adam Musiał, który po wypadku przebywa na Oddziale Chirurgii Urazowej w Szpitalu im. St. Żeromskiego i w Nowej Hucie, został wczoraj poddany kolejnym zabiegom operacyjnego zespolenia kości ramieniowej i promieniowej lewej ręki.

Operacja trwała blisko pięć godzin. Jak nas poinformowano, stan pacjenta jest dobry

===Gazeta Krakowska. 1975, nr 90 (19/20 IV) nr 8428

(Inf. wł.) Wczoraj przed Sądem Powiatowym dla m. Krakowa odbył się proces piłkarza krakowskiej „Wisły”, byłego reprezentanta kraju Adama Musiała. Akt oskarżenia zarzucał mu, że w nocy z 31 października na i listopada 1974 roku, prowadząc z nadmierną szybkością samochód osobowy marki „BMW” na ul. Wielickiej zjechał na lewą stronę jezdni i spowodował czołowe zderzenie z samochodem ciężarowym marki „skoda”. Ekspertyza wykazała, że w chwili wypadku Adam Musiał był w stanie nietrzeźwym (stężenie alkoholu we krwi wynosiło 1,6 promille).

Sąd uznał Adama Musiała winnym na mocy art. 137 Kodeksu Karnego paragraf 1i skazał go na 2 lata pozbawienia wolności z zawieszeniem na okres lat trzech, grzywnę w wysokości 20 tys. złotych, Sąd orzekł zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez lat 5.

Wyrok nie jest prawomocny.

(s)

Echo Krakowa. 1980, nr 143 (1 VII) nr 10698

O rozmienianiu sławy... na drobne

PRZED kilkunastoma dniami władze PZPN i GKKFiS podjęły decyzję o występach niektórych polskich piłkarzy w klubach zachodnioeuropejskich. Najwięcej kontrowersji wywołała sprawa Adama Musiała, bądź co bądź wielokrotnego reprezentanta kraju, zawodnika pierwszoligowych drużyn, najpierw krakowskiej Wisły, potem gdyńskiej Arki. Dlaczego wybrał bliżej nieznany IV-ligowy angielski FC Hereford United? Czyżby działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej popierając prośbę Musiała nie wiedzieli, że zamierza on grać wśród piłkarskich miernot? Na potwierdzenie tego stwierdzenia dodajmy, że w zakończonych kilka tygodni temu rozgrywkach Hereford uplasował się na... 21 pozycji (czwartej od końca), co w innych warunkach oznaczałoby, że zostanie zdegradowany, ale ponieważ angielska IV liga funkcjonuje na nieco innych zasadach zgodnie z tamtejszymi przepisami kierownictwo Herefordu wystąpiło z wnioskiem o przedłużenie statusu ligowca. Tym niemniej wielce smutna to historia, że zawodnik o takim dorobku (należał m. in. do czołowych graczy polskiej jedenastki podczas pamiętnych MS w 1974 roku, kiedy „biało-czerwoni” zajęli 3. miejsce) przedkłada funty zarobione w bardzo podrzędnym angielskim klubie nad sportowe ambicje...


Echo Krakowa. 1987, nr 152 (7/8/9 VIII) nr 12452

W LATACH siedemdziesiątych ADAM MUSIAŁ był jednym z najlepszych polskich piłkarzy, czołowym zawodnikiem Wisły, ulubieńcem kibiców. Od kilku tygodni pomaga trenerowi Aleksandrowi Brożyniakowi w prowadzeniu II-ligowego zespołu „Białej gwiazdy”.

— Pamiętam, że Pana rozstanie z krakowskim klubem spowodowali działacze. Z konieczności przeniósł się Pan do Arki Gdynia. Czyżby obecnie, przy ul.

Reymonta, kierownictwo sekcji piłki nożnej doszło do wniosku, że należy się Panu zadośćuczynienie za doznaną krzywdę i dlatego zaproponowało pracę szkoleniowca? — Chyba n.ie o to chodzi. Zresztą należę do ludzi, którzy szybko wybaczają. Zawsze byłem wiślakiem, kocham ten klub, z radością przyjąłem więc ofertę.

Jedno nieporozumienie nie może przekreślić satysfakcji z występów w barwach Wisły.

— Jako zawodnik zanotował Pan wiele sukcesów, największy to na pewno zdobycie srebrnego medalu mistrzostw świata w 1974 roku. Mało wiem natomiast o trenerskich osiągnięciach i doświadczeniach Adama Musiała.

— Jeszcze podczas kariery sportowej, zanim wróciłem na boisko po wypadku samochodowym. opiekowałem się grupą naborową w Wiśle. Potem praco­ wałem z młodzieżą w Clepardii.

Razem z Antkiem Szymanowskim ściągnęliśmy tam grupę utalentowanych chłopaków. Prowadziłem też A-klasową drużynę seniorów Wandy. Ostatnio byłem trenerem zespołu Polish- -American Eagles w Yonkers, w stanie Nowy Jork, z którym wywalczyłem amatorskie mistrzostwo USA.

— Różnie mówi się o współpracy Aleksandra Brożyniaka z Adamem Musiałem. Kiedyś, gdy był Pan jeszcze zawodnikiem nie darzyliście się sympatią.

— Upłynęło już sporo czasu. Człowiek się zmienia. Teraz role mamy dokładnie podzielone.

Aleksander Brożyniak odpowiada za wyniki, za przygotowanie drużyny, jest moim szefem, muszę wykonywać jego polecenia. To wymagający szkoleniowiec. Mam nadzieję, że przy nim zdobędę trochę doświadczenia, czegoś się nauczę.

— Niektórzy Pana koledzy z boiska są już bardzo znanymi trenerami. Henryk Kasperczak i Joachim Marx z dużym powodzeniem pracują we Francji, a Jerzy Gorgon — w Szwajcarii.

Czy stać Pana na podobną karierę? — To, że byłem dobrym zawodnikiem wcale nie oznacza, iż odniosę sukcesy jako trener, ale z piłka nożną na pewno nie zerwę. Teraz spłacam dług wdzięczności Wiśle.

— Właśnie. Trafił Pan do tego klubu z Górnika Wieliczka, a potem wypłynął na szerokie wody. Dlaczego nie ma Pan naśladowców? — Zmieniła się mentalność piłkarzy. Nastała era milionowych transferów. W tej sytuacji w Wiśle musimy więcej uwagi poświęcić pracy z własnym narybkiem. Trochę denerwuje mnie jednak sytuacja, że w czasie wakacji na boiskach naszego klubu nic się nie dzieje. Dawniej organizowano półkolonie, wśród nastolatków krzątał się niezapomniany pan Adaś Grabka.

Dziś brakuje, niestety, takich poszukiwaczy talentów.

— Czy, gdyby zaszła taka konieczność, byłby Pan jeszcze w stanie zagrać w drugoligowym meczu? — Raczej nie. Nie chciałbym rozmieniać się na drobne. Jednego tylko bardzo żałuję, że nie mogłem w lipcu wystąpić w drużynie dinozaurów. W maju wróciłem z USA, obiecałem trenerowi Kazimierzowi Górskiemu. że stawię się w Poznaniu.

Pragnąłem spotkać się po latach z kolegami. Nie wyszło, ponieważ w tym samym czasie musiałem być z ekipa Wisły na zgrupowaniu w Bułgarii.

— Życząc powodzenia, dziękuję za rozmowę.

JERZY SASORSKI

Echo Krakowa. 1988, nr 232 (29 XI) nr 12787

PIŁKARSKIE tradycje w rodzinie Musiałów zostaną na pewno podtrzymane. Wielokrotny reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw świata, b. zawodnik, a obecnie trener krakowskiej Wisły, Adam Musiał doczekał się godnych następców. 11-letni Maciek należy już do czołowych trampkarzy „Białej gwiazdy”, ale jeszcze szybsze postępy robi 7-letni Tomek, który ostatnio zrobił furorę podczas halowego turnieju najmłodszych piłkarzy, organizowanego przez KOZPN


Zmarł Adam Musiał

Smutna wiadomość obiegła piłkarską Polskę. W środę 18 listopada w wieku 71 lat - po długiej chorobie - zmarł wybitny zawodnik i szkoleniowiec Białej Gwiazdy, a także reprezentant Polski oraz medalista MŚ - Adam Musiał.


18.11.2020r.

Redakcja

W imieniu Właścicieli i Zarządu Wisły Kraków, pionu sportowego, administracyjnego oraz całej klubowej społeczności składamy Rodzinie i Przyjaciołom Legendy Białej Gwiazdy najszczersze kondolencje oraz wyrazy współczucia.


O uroczystościach pogrzebowych poinformujemy w osobnym komunikacie.

Wspominamy Adama Musiała

Z głębokim żalem przyjęliśmy informację o śmierci Adama Musiała. Ten wybitny zawodnik, wielokrotny reprezentant Polski i medalista Mistrzostw Świata, legenda polskiej piłki nożnej, reprezentował barwy Wisły w latach 1967-1977. Po zakończeniu kariery był trenerem i działaczem Białej Gwiazdy.


19.11.2020r.

HistoriaWisly.pl

HistoriaWisly.pl

Adam Musiał urodził się 18 grudnia 1948 roku w Wieliczce. Mieszkał zaraz obok szkoły, a więc i boiska, na którym w dzieciństwie spędzał bardzo dużo czasu. W młodym wieku zapisał się na treningi w Górniku Wieliczka i był wyróżniającym się juniorem. Mając 19 lat został zawodnikiem Wisły i niemal z marszu zadomowił się w pierwszym składzie drużyny. Nie było to wcale czymś oczywistym, jako konkurencję w bloku defensywnym nastoletni Musiał miał bowiem uznanych zawodników: Władysława Kawulę, Ryszarda Budkę, Fryderyka Monicę… Miejsce na boisku wywalczył sobie jednak najzwyczajniej w świecie dobrą grą.

Tak samo stało się w reprezentacji Polski - Musiał debiutował w niej już w 1968 roku. Do 1974 roku był filarem defensywy w drużynie narodowej - rozegrał 34 spotkania, w tym przede wszystkim 6 w finałach Mistrzostw Świata w 1974 roku. Wiślak powrócił z tej imprezy z medalem za zdobycie trzeciego miejsca. Jako jeden z Orłów trenera Górskiego znalazł się a panteonie polskiego futbolu.

Adam Musiał słynął z ostrej gry, ocierającej się wręcz o brutalność. Na boisku był bezkompromisowy, futbol wymagał w jego ocenie stanowczej walki. Wiązało się to także z mentalnością piłkarza - Adam Musiał nienawidził przegrywać. Takie podejście prezentował już na szkolnym boisku w Wieliczce, to samo nastawienie cechowało go na polskich i zagranicznych murawach, to ono zaprowadziło go do rozgrywek ligowych, Mistrzostw Świata i do europejskich pucharów.

Adam Musiał zdobył z Wisłą Kraków Mistrzostwo Polski w sezonie 1977/78, choć w przerwie zimowej zmienił barwy klubowe - przeniósł się do Arki Gdynia. Tak się złożyło, że w ostatniej kolejce to właśnie w meczu z Arką Biała Gwiazda musiała postawić „kropkę nad i”, by przypieczętować mistrzowski tytuł. Aby uniknąć kontrowersji Musiał w tym meczu nie grał, pozwolił sobie jednak na żart: wyszedł na rozgrzewkę, czym wystraszył tłumnie zgromadzonych przy Reymonta 22 kibiców. Rok później w barwach Żółto-Niebieskich Musiał sięgnął po Puchar Polski i tym samym do sukcesów międzynarodowych dołożył najważniejsze trofea krajowe.

Z tamtych lat Adam Musiał z sentymentem wspominał rodzinną atmosferę panującą w Wiśle. Piłkarze na trening przyjeżdżali z dużym wyprzedzeniem, by wspólnie wypić kawę i porozmawiać. Futboliści chodzi na mecze halowe, by dopingować koszykarki i siatkarki - wielu piłkarzy wśród sportsmenek Białej Gwiazdy znalazło swoje życiowe partnerki. Tak stało się też w przypadku Adama Musiała, który ożenił się z siatkarką Ewą Zabajewską. Ich synowie też związani są z klubem: Maciej był futsalowcem, trenerem i dyrektorem w Akademii Piłkarskiej, Tomasz trenował w młodszych drużynach Wisły (karierę piłkarską uniemożliwiła mu kontuzja, został jednak uznanym arbitrem międzynarodowym).

W latach 80. Adam Musiał kończył piłkarską karierę zagranicą. W Anglii grał dla Hereford United, w USA przez trzy lata reprezentował Eagle Yonkers New York. Po powrocie do kraju przez pewien czas pracował jako trener. Prowadził między innymi Wisłę Kraków w latach 1990-92. W tym trudnym okresie transformacji klub był w bardzo złej sytuacji finansowej („były takie momenty, że nie było pieniędzy na wodę mineralną, na sznurówki do spodenek. Proszę to sobie wyobrazić” - wspominał po latach Musiał). Pomimo tego, Biała Gwiazda ze swoim dawnym defensorem na ławce szkoleniowej potrafiła zająć sensacyjne trzecie miejsce w lidze. Adamowi Musiałowi przyniosło to tytuł trenera roku 1991 w plebiscycie „Piłki Nożnej”.

Sam Musiał oceniał jednak, że miał zbyt wybuchowy charakter, by w pełni realizować się w roli trenera. O ile na boisku taka porywczość mogła być atutem, o tyle na ławce stanowiła duże obciążenie. Adam Musiał pozostał jednak przy piłce i bardzo cenił sobie fakt, że znalazł zatrudnienie w Wiśle w czasach Bogusława Cupiała. Pracował jako administrator stadionu i podchodził do tej roli z pełnym zaangażowaniem. W 2011 roku został uhonorowany w akcji Powrót Legend - jego koszulka została symbolicznie zawieszona pod dachem stadionu im. Henryka Reymana.

Adam Musiał pozostanie w naszej pamięci jako wspaniały przykład walecznego piłkarza w pełni oddanego klubowym barwom, ale także jako serdeczny, pełen pasji i życzliwości człowiek. Rodzinie i najbliższym Adama Musiała składamy najszczersze kondolencje z powodu tej straty.


Źródło: wisla.krakow.pl

Pożegnanie Adama Musiała

Adam Musiał to wyjątkowa dla polskiego sportu postać, która zasługuje na godne pożegnanie. Pogrzeb legendarnego zawodnika odbędzie się w piątek 4 grudnia o godzinie 13.40 na Cmentarzu Rakowckim. Wybitny Wiślak zostanie pochowany w Alei Zasłużonych.


20.11.2020r.

Redakcja

W 10. kolejce PKO Bank Polski Ekstraklasy wszystkie drużyny uczczą minutą ciszy defensora Białej Gwiazdy i reprezentanta kraju, którego nie ma już wśród nas. Dodatkowo - w sobotę 21 listopada przy okazji meczu z Wartą Poznań - zawodnicy Wisły Kraków wybiegną na murawę z czarnymi opaskami.

Wszystkich kibiców pragnących wziąć udział w uroczystościach pogrzebowych, prosimy - ze względu na pandemię - o zachowanie stosownych środków ostrożności.

Galeria

Trenerska kariera

Klub Lata Kraj
Wisła Kraków - asystent 1989 Polska
Wisła Kraków 1989-1992 Polska
Lechia Gdańsk 1992-1993 Polska
Stal Stalowa Wola 1993-1995 Polska

Sukcesy

Trenerskie:

  • 1990/1991 - III miejsce w Mistrzostwach Polski z Wisłą
  • 1991 - Trener roku w plebiscycie "Piłki nożnej"


Poprzednik Okres pracy:
6.07.1989 - 4.10.1989
Następca
. .Stanisław Chemicz Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Bogusław Hajdas. .


Poprzednik Okres pracy:
01.1990 - 29.03.1992
Następca
. .Bogusław Hajdas Grafika:1.png‎ Grafika:2.png‎ Kazimierz Kmiecik. .


Wywiady

Adam Musiał: Sławy na nic bym nie zamienił

Data publikacji: 31-05-2006 13:30

Kontynuujemy opowieści byłych zawodników Wisły o ich mundialowych przeżyciach. Tym razem czas na Adama Musiała, który grając jako obrońca, w 1974 roku wywalczył z reprezentacja Polski trzecie miejsce.

Marcin Górski: Czy występ na Mistrzostwach Świata w 1974 roku i zdobycie trzeciego miejsca były największym Pana piłkarskim osiągnięciem?

Adam Musiał: Dla każdego piłkarza gra w reprezentacji, udział w Mistrzostwach Świata czy Olimpiadzie to ogromne wyróżnienie. Wtedy osiągnęliśmy dobry wynik i pomimo upływu wielu lat ludzie nam tego nie zapomnieli.

Czy gdyby nie było tego trzeciego miejsca, to czy Mistrzostwa też byłyby ukoronowaniem Pana kariery?

Żeby jechać na Mistrzostwa Świata, trzeba wygrać eliminacje. My w ich trakcie wyeliminowaliśmy między innymi Anglię, która była bardzo wysoko notowana. Na Mistrzostwa Świata pojechaliśmy pokazać, że nie jesteśmy jakimiś kelnerami, tylko coś sobą reprezentujemy. Każdy z nas jechał z wiara popartą solidnym przygotowaniem, więc była szansa osiągnąć sukces.

Wierzyliście, że jesteście w stanie zajść tak daleko?

Jakbyśmy nie wierzyli, to byśmy w ogóle na mistrzostwa nie pojechali. Cały czas nasz trener, świętej pamięci profesor Górski, powtarzał: "Jak się boisz, to siedź w domu".

Czy to właśnie wiarą w siebie na boisku przekonał Pan do siebie trenera Górskiego, czy decydujące były jakieś inne czynniki?

Trener stawiał na zespół. Zaletą każdego dobrego trenera jest dobranie takich ludzi z odpowiednimi umiejętnościami, charakterami, którzy są w stanie wypełnić założony przez trenera plan. Trener Górski oparł się na wyczuciu w doborze odpowiednich zawodników na każdą pozycję.

Mówi się, że wtedy Polska miała najlepszą obronę w historii. Co zadecydowało o tym, że byliście taką zgraną formacją?

Zarówno obrona, jaki i pomoc oraz atak były wkomponowane w całość zespołu. Każdy, grając na danej pozycji, zdawał sobie sprawę z tego, po co na boisko wychodzi i co należy do jego obowiązków. Obrona obroną, ona sama meczu nie wygra. Przecież na tamtych Mistrzostwach Grzesiek [Lato przyp. M.G.] został królem strzelców, a "Diabeł" – Szarmach, miał jedną bramkę mniej od niego. Świadczy to o tym, że oprócz faktu, że mało bramek traciliśmy, równocześnie dużo ich zdobywali. Zespół składa się ze wszystkich zawodników, którzy są na boisku, a nie z pojedynczych gwiazd. Cały kolektyw pracuje na wspólna kromkę chleba.

Wy zapracowaliście na trzecie miejsce, a mogło być lepiej. Myśli Pan, że gdyby nie ta ulewa przed meczem z Niemcami, moglibyście zostać Mistrzami Świata?

Oczywiście. Warunki w meczu przeciw Niemcom odebrały nam nasz najważniejszy atut, czyli grę długa piłką z kontry na naszych szybkich napastników, Latę i Gadochę. To się nie udawało, bo raz, że piłka stawała w kałużach, dwa, że nie można było dokładnie dograć, bo piłka nabierała poślizgu, uciekała i nikt nie był w stanie jej dogonić. Tak widocznie Bóg chciał, że stadion przed meczem wyglądał jak bajoro. Niemcy i tak dużo zrobili, ze odgarnęli część wody i można było jako tako rozegrać ten mecz.

Czy to ten mecz z Niemcami pamięta Pan najlepiej, czy jakieś inne spotkanie zapadło bardziej w Pana pamięci?

Na Mistrzostwach Świata każdy mecz jest bardzo ważny. Chociażby wygrać z Brazylijczykami, Mistrzami Świata, w meczu o trzecie miejsce, to jest ogromny sukces. Gra przeciwko Argentynie, Włochom, których wyeliminowaliśmy, to są sukcesy na miarę światową.

Przeciwko komu trudniej się grało: wirtuozom piłki, czyli Brazylijczykom i Argentyńczykom, czy przeciw sępowi pola karnego, Gerdowi Müllerowi?

Müller był bardzo nieprzyjemnym zawodnikiem do krycia, rzeczywiście był takim sępem szesnastki. Nie można jednak zakładać od razu, że ktoś jest dla mnie za mocny. Trzeba uwierzyć też we własną siłę. Jeśli byśmy się z bojaźnią nastawiali, że gramy przeciw Argentynie, Brazylii, Niemcom i Włochom, to byśmy nic nie osiągnęli. To na boisku trzeba udowodnić, że jest się lepszym. Nie należy patrzeć na nazwiska, przeciw którym się gra, tylko trzeba dążyć do upragnionego celu.

Jaka była wtedy atmosfera w drużynie, zarówno przed Mistrzostwami, jak i w trakcie ich trwania?

Atmosfera była taka, jaką stworzył trener. A że był on osoba wielkoduszną i do każdego potrafił dotrzeć, to atmosfera musiała być bardzo dobra. Uważam, że w grze zespołowej dobra atmosfera w drużynie jest najważniejsza. Trener zestawiając zespół musi skompletować piłkarzy o różnych charakterach i predyspozycjach. Kaziu Deyna na przykład nigdy nie był walczakiem, on miał inną robotą. Za niego grę w destrukcji robili inni ludzie, jak Kasperczak, czy Maszczyk. Gadocha i Lato byli tymi sępami z przodu, ale oni musieli dostać ta dokładna długą piłkę. W grze w defensywie też się uzupełnialiśmy. My wierzyliśmy w to, że trener to co robi, robi bardzo dobrze, a nam pozostaje wykazać się na boisku.

Trener zawsze powtarzał nam, żeby grać, a nie kalkulować. Były takie mecze w grupie eliminacyjnej, gdy zastanawialiśmy się, na kogo trafimy z pierwszego miejsca, na kogo z drugiego. Trener uderzył ręką w stół i powiedział, że przyjechaliśmy grać, a nie kalkulować. To były święte słowa. Jak nam szło, to trzeba było iść za ciosem.

Jak Pan wspomina powrót do Polski, przywitanie w kraju?

To było przeżycie przechodzące nasze oczekiwania. Zaraz po Mistrzostwach mieliśmy wracać do kraju, ale musieliśmy w Niemczech siedzieć jeszcze dwa dni, żeby nasze władze zrobiły fetę na miarę medali Mistrzostw Świata. To im się im udało. Atmosfera była wspaniała, takich przeżyć nie kupi się za żadne pieniądze, trzeba było po prostu tam być. Mimo że od tego okresu minęło bardzo dużo czasu, to ludzie nadal pamiętają nasze osiągnięcie, cały czas nas poznają na ulicach, nasze mecze są przypominane w telewizji. Jeszcze raz podkreślę: tego nie da się kupić za pieniądze.

Jakie były nagrody ze strony związku, czy władz państwowych po waszym osiągnięciu?

Śmieszne. Nagrody były śmieszne. Nie chodzi jednak o pieniądze, a przede wszystkim o sławę. Na pewno więcej byśmy zarobili, gdyby w tym czasie pozwolono nam jeździć po zakładach pracy spotykać się z ludźmi, którzy razem z nami przeżywali ten sukces.

Nie żal w związku z tym, że nie urodził się Pan później, nie miał Pan możliwości grać za dużo większe pieniądze?

Nigdy w życiu mi tego nie żal, bo sławy i popularności nikt i nic nigdy mi nie odbierze. Życzę wszystkim piłkarzom, żeby dożyli tego, co my przeżyliśmy.

Jakie rady wypływające z pana przeżyć mógłby Pan udzielić zawodnikom jadącym teraz na Mistrzostwa Świata?

Nie wiem, ponieważ nie znam tych zawodników, nie spotykam ich na co dzień. Na pewno wyjeżdżając na Mistrzostwa trzeba wierzyć, że po coś tam się jedzie. Nie można podejść do sprawy tak, że już jestem na Mundialu i to mi wystarczy. Nie, trzeba walczyć do końca.

Nie brakuje teraz w reprezentacji takiego Adama Musiała w obronie? Kazimierz Kmiecik mówił, że takiego piłkarza naszej kadrze najbardziej potrzebuje.

Powiem tak, Musiał rodzi się jeden, niestety. Każdy z nas, grających wtedy na Mistrzostwach był tylko jeden. Ja bym sobie bardzo życzył, bo w końcu wszyscy jesteśmy Polakami, żebyśmy mogli jeszcze raz przeżyć takie piękne sukcesy.

Czy będzie Pan patrzył na ten grupowy mecz z Niemcami, który nas czeka, jako na rewanż za 1974 rok?

To są już zupełnie inne czasy, nie można na to patrzyć w ten sposób. Oby się udało i reprezentacja odniosła sukces, ale nie na zasadzie rewanżu za tamto spotkanie.

Na co stać tą drużynę, która wystąpi w Niemczech?

Wydaje mi się, że wielkim osiągnięciem będzie, jeśli ta drużyna wyjdzie z grupy (rozmawialiśmy jeszcze przed meczem z Kolumbią). Jestem skromnym człowiekiem i to będę uważał za sukces.

Co będzie najmocniejszą stroną naszej reprezentacji?

Myślę, że druga linia, bo tam mamy dobrych zawodników. Dołącza do nich Maciek Żurawski. Cieszę się, że tylu czy to obecnych, czy byłych Wiślaków jest w reprezentacji i trener na nich stawia. To są ludzie z naszego podwórka i życzę im jak najlepiej.

Was w 1974 roku też było kilku z Wisły. Czy wtedy jest łatwiej zawodnikowi?

Nas było pięciu, ale w naszym przypadku nie było podziałów na Kraków, Warszawę czy Śląsk. Ja na przykład cały czas mieszałem z Jurkiem Gorgoniem ze Śląska. Nie było podziałów na jakieś grupy, stanowiliśmy kolektyw. Jednak znajomość z klubu na pewno pomaga. Chłopcy, którzy grali w Wiśle, znają się jak łyse konie i chociaż życie porozrzucało ich po świecie, to gdy się spotykają, nie zapominają tego, co robili. A współpracowali wyśmienicie. Mam nadzieję, że nadal będzie im się to udać. Mamy jeszcze zawodnika zza Błoń, Gizę, który też jest z Krakowa i na pewno będziemy mu kibicowali, jeśli dostanie szansę pokazania się. Wszyscy tym żyjemy i czekamy, jak nasi zawodnicy wypadną na Mistrzostwach.

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuję.

rozmawiał Marcin Górski, Biuro Prasowe Wisła Kraków SSA
Źródło: wisla.krakow.pl

Adam Musiał: Wszystko zawdzięczam Wiśle

Data publikacji: 17-02-2008 17:28

Z pewnością do największych legend reprezentacji Polski i krakowskiej Wisły zaliczyć możemy Adama Musiała. Piłkarz z drużyny „Orłów Górskiego” przyznaje, że wszystko zawdzięcza Wiśle. To w tym klubie wszystko się zaczęło i najprawdopodobniej wszystko się zakończy.

Ten materiał ukazał się w czwartkowym, 51. numerze newslettera Białej Gwiazdy.

Mateusz Małek: Czy często ucieka Pan wspomnieniami do swojej kariery piłkarskiej?

Adam Musiał: Nie. W dzisiejszych czasach nie da się żyć historią. Cały czas musimy iść do przodu, przestawić się na myślenie o tym, co jest teraz. Historia została zapisana, a życie toczy się dalej.

Gdy zdarzy się Panu wspominać, to do jakich chwil najczęściej Pan wraca?

Każdy mecz ma swoją historię. Począwszy od gry w trampkarzach, przez juniorów, młodzieżówkę, aż po mecze w najwyższej lidze i reprezentacji. Jest to dla mnie cały czas najważniejsze. Pan Bóg obdarzył mnie talentem, a ja starałem się go odpowiednio wykorzystać i myślę, że w miarę możliwości dokonałem tego.

W swojej piłkarskiej karierze występował Pan w klubach z Polski, Anglii i Stanów Zjednoczonych. Jak wspomina Pan pobyt w każdej z tych drużyn?

W Wiśle się wychowałem i w Wiśle najprawdopodobniej umrę. To jest klub, któremu wszystko zawdzięczam. Pomimo tego, że nie jestem czynnym zawodnikiem, nadal pracuję w tym klubie, żeby spłacić swój dług wdzięczności. Jeżeli chodzi o pozostałe kluby, to na pewno w Arce Gdynia była fajna atmosfera. Zostałem do niej wypożyczony z Wisły. Trafiłem tam za trenerem Jerzym Steckiwem, który wcześniej szkolił mnie w krakowskim klubie. Pamiętam sytuację, w której bolało mnie serce, ponieważ w Pucharze Polski Arka pokonała Wisłę w Lublinie. Cieszyłem się z tego zwycięstwa, ale sercem byłem przy Wiśle. W Anglii grałem w Hereford United w IV lidze. Było to bardzo fajne miasteczko, mniej więcej podobne do Wieliczki. Czułem się jak u siebie w domu. Jedną z zalet było to, że w mieście tym było bardzo dużo Polaków. W czasie wojny znajdowały się tam obozy polskich żołnierzy. Duża część naszych rodaków została w Hereford. Niestety przez to nie nauczyłem się języka, po prostu nie było takiej potrzeby. W banku był Polak, fryzjerem był Polak, rzeźnikiem był Polak, wiceprezesem w klubie był Polak, kościół w miasteczku też był polski. Nie potrzebowałem angielskiego, bo na każdym kroku miałem Polaka. W tym miasteczku urodził się mój młodszy syn Tomasz. Do Stanów Zjednoczonych bardziej wyjechałem „za chlebem”, a nie za piłką. Mieliśmy bardzo fajny zespół – Eagles Yankers Nowy Jork. Naszym bossem był Polak. Za to, że graliśmy w jego klubie dawał nam fajną pracę, dobrze płatną i lekką. Było nas bardzo dużo, m.in. Adam Nawałka, Henryk Szymanowski, Jan Surowiec. Tworzyliśmy taką krakowską mieszaninę z kolegami, którzy grali w Polish American Idols.

Jak w tamtych latach wyglądała kariera piłkarza, czy poza grą trzeba było pracować?

Gdy przyszedłem do Wisły, chodziłem do szkoły zawodowej. Trzy razy w tygodniu miałem szkołę i trzy razy w tygodniu praktykę. W momencie, gdy zdecydowałem się podpisać umowę z Wisłą, to trener Gracz powiedział, bym wybierał - albo piłka, albo szkoła. Praktyka była raz do południa, raz popołudniu i nie można było tego pogodzić z treningami. Musiałem zrezygnować ze szkoły i poświęcić się tylko piłce nożnej. Wówczas nie było żadnych kontraktów. Każdy z nas był zawieszony na jakimś etacie. Pamiętam, że byłem rymarzem, górnikiem, stolarzem. Chodziliśmy do pracy tylko raz w miesiącu, aby odebrać pieniądze. Później po zakończeniu służby wojskowej, podobnie jak większość kolegów mogłem przejść na etat milicjanta, gdzie zarabiałem więcej. Wisła była klubem milicyjnym i zawsze komendant wojewódzki milicji był prezesem klubu.

Nie żałuje Pan, że już dzisiaj nie może grać w piłkę?

Wtedy, gdy ja grałem, było bardzo cienko – dzisiaj są duże zarobki. Patrząc jednak z drugiej strony, pieniądze wszystkiego nie dają. Satysfakcja, że ludzie do dzisiejszego dnia mnie poznają, że wspominają tamtą Wisłę, tamtego Musiała - tego się za pieniądze nie kupi i to jest największą nagrodą dla sportowca. Ta pamięć tkwi w ludziach do dzisiaj. Bardzo często zdarza się też, że młodzi ludzie chcą się dowiedzieć, jak to było w tamtych czasach. Nie żałuję niczego.

Po ukończeniu kariery piłkarskiej został Pan trenerem. W 1991 roku został Pan wybrany najlepszym trenerem w plebiscycie „Piłki Nożnej”. Jak wspomina Pan ten okres?

Zawsze wymagałem od siebie i byłem wymagający wobec zawodników. Niestety, przychodziła nowa fala ludzi myślących w zupełnie innych kategoriach. Mnie jako trenerowi było ciężko się poddać i przestawić na inne tory. Między innymi dlatego zrezygnowałem z funkcji trenera. Poza tym całe życie byłem poza domem. Praca trenera to siedzenie na dynamicie. Jak jest dobrze, to będą cię stawiać na cokole, a jak jest źle, to będą cię za nogi ciągnąć przez cały rynek. Nie chciałem po raz kolejny rozłączać się z domem. Zdecydowałem, że zrezygnuję z tej funkcji.

Zasłynął Pan jako bardzo twardy zawodnik.

Właśnie dlatego zawsze miałem za sobą kibiców. Cenili oni moją waleczność, nieustępliwość. Między fanami kroczyła plotka, że Adama piłka może przejść, ale zawodnik nigdy. Jednym z mniej przyjemnych incydentów było to, że uderzyłem zawodnika. Takie zachowanie nie przystoi na reprezentanta. Nie zrobiłem tego od siebie, tylko w obronie kolegi. Jeden z Belgów przejechał mu korkami po żebrach i zrobił 20 centymetrową szramę na ciele. W momencie kiedy podbiegłem do faulującego, on nadepnął mi korkiem na nogę i nie wytrzymałem. Popatrzyłem gdzie jest sędzia główny i uderzyłem Belga w twarz. Odwróciłem się i zobaczyłem, że sędzia boczny trzymał uniesioną chorągiewkę. Nawet nie czekałem na decyzję arbitra głównego, tylko poszedłem do szatni. Z pewnością moimi największymi zaletami były ambicja i nieustępliwość w walce. Trener Górski mawiał: „Jak się boisz, to siedź w domu. Każdy jest takim samym człowiekiem, takim samym zjadaczem chleba. To są tacy sami ludzie, jak wy. Jeżeli się boicie, to nie ma sensu w ogóle sobie głowy zawracać. Do odważnych świat należy”. Tak byliśmy wychowywani.

Pamięta Pan, co kibice śpiewali, gdy Pan grał?

Tak, dużo było takich przyśpiewek. Między innymi pamiętam: „Śpiewa dzisiaj Polska cała nie ma ch… na Musiała”. Ogólnie atmosfera wokół mojej osoby była zawsze dobra.

Czym różni się kibicowanie dzisiaj od kibicowania kiedyś?

To jest ogromna różnica. Tak samo, jak w porównaniu piłki z moich lat i dzisiejszej gry. Na meczach bywało po 30 tysięcy ludzi. Nie było żadnego ogrodzenia, a kibice Wisły, Cracovii, Garbarni, Wawelu bawili się razem. Pili wódeczkę, pożyczali sobie kieliszki. Nigdy nie zdarzyło się, żeby butelka wpadła na płytę boiska, nie było żadnych zadym. Oczywiście zdarzało się, że dwóch się pokłóciło, ale załatwiali to tylko między sobą i nikt się nie wtrącał. Po meczach zostawało bardzo dużo butelek po alkoholu. Jeden z naszych kierowników wpadł na pomysł i zatrudniono firmę, która po meczach zbierała butelki, a za pieniądze uzyskane z ich sprzedaży wypłacane były premie.

Jak dzisiaj widzi Pan szanse Polski na Mistrzostwach Europy?

Kadra jest w budowie, zespół cały czas jest przygotowywany. Jak to mawiał mój wielki profesor, ojciec, trener, pan Górski: „Dopóki piłka w grze...”. Zawsze trzeba wierzyć. Największym sukcesem trenera Beenhakkera jest to, że dotarł do mentalności naszych zawodników i przekonał ich, że nie wolno się nikogo bać, że to są tacy sami ludzie. Nas uczono dokładnie tego samego. Dzisiaj widać to na boisku i w coraz lepszej grze naszej reprezentacji. Piłkarze są dowartościowani i stąd wyniki. Oczywiście bardzo ważne jest to, żeby zawodnik wierzył w to, co robi. Nie tylko trening i gra, ale również mentalność, to bardzo ważna sprawa w sporcie. Warto przypomnieć sobie czasy, kiedy inny wielki sportowiec – Adam Małysz, nasz ulubieniec, miał z tym problemy. Wtedy psycholog pomagał, trenował z nim i udało się go odblokować. Później Adam zaczął świetnie skakać.

Czego życzyłby Pan Wiśle i reprezentacji Polski?

Wszystkiego co najlepsze, oczywiście. Myślę, że w takiej sytuacji jak jesteśmy, to życzyć mistrzostwa to mało - ono jest nasze. Po prostu jak najlepszego startu w Pucharach. Już tyle lat się do nich przebijamy i zawsze coś stawało na przeszkodzie. Jeżeli chodzi o reprezentację, to sukcesem jest historyczny awans do Mistrzostw Europy, ale nie należy poprzestać na zadaniu jednego ciosu. Kazimierz Górski powtarzał: „Jeżeli trafisz raz, to idź za ciosem”. Właśnie tego życzę zarówno Polsce, jak i Wiśle – żeby cały czas zmierzały do przodu.

Dziękuję.

Dziękuję również.

rozmawiał Mateusz Małek, Biuro Prasowe Wisła Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Historia pewnego kontraktu

Data publikacji: 27-09-2008 13:13

Adam Musiał, legenda Wisły Kraków, tak bardzo jest związany z Białą Gwiazdą, że gdy przeszedł do Arki Gdynia, w kontrakcie zapisał sobie, że nie będzie grał przeciwko Wiśle przy Reymonta. Oto historia tego zapisu w kontrakcie, przedstawiona przez pana Adama Musiała.

Ten materiał ukazał się w 66. numerze newslettera Białej Gwiazdy.

Jak to się stało, że trafił Pan do Arki Gdynia?

Trener Steckiw, który wcześniej pracował w Wiśle, po skończonej umowie w Krakowie przeszedł do Arki. Stamtąd zadzwonił do mnie i poprosił, żebym przyjechał mu pomóc. Ja w tamtym czasie, co tu dużo mówić, nie bardzo umiałem znaleźć wspólny język z trenerem Lenczykiem. Dał mi on więc wolną rękę i pojechałem do Gdyni. Mieliśmy tam naprawdę fajną drużynę. Kolegów z Arki znam do tej pory. Mieliśmy świetny skład z Włodzimierzem Żemojtelem, Czesławem Boguszewiczem, Janem Kupcewiczem, Bogusławem Kaczmarkiem. To był super zespół, na mecze przychodziło sporo kibiców, była dobra atmosfera. Dzięki tej atmosferze mile wspominają mnie też kibice w Gdyni. Cały czas mam tam otwarte drzwi. Moja żona na przykład była w tym roku na wczasach u Włodzimierza Żemojtela.

Tak to jest w życiu sportowca, że walka jest na boisku. Poza nim powinno być koleżeństwo, obojętne czy to jest zawodnik Wisły, Cracovii czy Arki. My zawsze po meczu, kiedy emocje opadały, staraliśmy się, żeby atmosfera była zawsze koleżeńska i dżentelmeńska.

Jak to było dla zawodnika związanego z Wisłą grać przeciwko Białej Gwieździe?

Miałem zapisane w kontrakcie, że nie będę grał przeciwko Wiśle przy Reymonta. W Gdyni czy w Pucharze Polski musiałem grać. Musiałem wykonywać swój zawód i nie patrzeć na sentymenty, bo przecież jestem Wiślakiem. Trzeba było spełniać solidnie swoje zawodowe obowiązki.

Dlaczego zdecydował się Pan na taki zapis w kontrakcie?

Nie chciałem grać przeciwko swojej byłej drużynie, a poza tym byłem ulubieńcem kibiców Wisły, oni bardzo mnie lubili, szanowali. Tą sympatię odczuwam zresztą do dziś. Dlatego nie chciałem grać, nie tylko przeciwko kolegom z Wisły, ale i przeciwko jej kibicom.

Który z występów przeciwko Wiśle zapadł Panu najbardziej w pamięć?

Musiałem grać w Pucharze Polski przeciwko Wiśle i niestety to Arka zdobyła Puchar wyrywając mecz z Wisłą. Koledzy z drużyny Arki mieli do mnie potem pretensje, bo rzeczywiście grałem bardzo słabo. Innym razem Wisła kroczyła po mistrzostwo Polski za trenera Lenczyka i musiała wygrać w Krakowie z Arką Gdynia. Ja w związku z moim zapisem w kontrakcie miałem nie grać. Trener Stecki powiedział mi jednak, żebym wyszedł na rozgrzewkę, żeby postraszyć Wisłę. Ściągnąłem tylko krawat, ubrałem dres na koszulę i wyszedłem na rozgrzewkę. Gdy zobaczyli to kibice, złapali się za głowy i mówili: "No to nie jest dobrze, Musiał zagra." To była jednak tylko gra psychologiczna, a Wisła potem wygrała ten mecz i zdobyła mistrzostwo Polski.

Mimo tych dobrych wspomnień związanych z Arką, nie wiązał Pan chyba swojej przyszłości z Gdynią?

To był tylko przystanek na drodze do końca kariery. Ja nosiłem się z zamiarem wyjazdu za granicę. Każdy piłkarz wtedy starał się sobie zapewnić jakiś byt, bo w Polsce w tamtych czasach graliśmy za czapkę gruszek. Ja poszedłem do Arki, żeby po pierwsze pomóc trenerowi Steckiwowi, a dwa, żeby być w formie w oczekiwaniu na zgodę władz na mój wyjazd do zagranicznego klubu.

A jak będzie w najbliższą sobotę? Wisła sprosta rozpędzonemu beniaminkowi z Gdyni?

Zawsze drużyna, która wchodzi klasę wyżej, zawsze najpierw idzie rozpędem, a potem okazuje się, że nie taki diabeł straszny. Wisła nie może się bać Arki, skoro wszyscy tu myślą o mistrzostwie Polski. Na swoim boisku Wisła nie może tracić ani jednego punktu.

M. Górski, Biuro Prasowe Wisły Kraków SA
Źródło: wisla.krakow.pl

Adam Musiał - powrót legend

Adam Musiał wśród legend Wisły Kraków

2011-12-15 15:00:54

Koszulki z jego imieniem i nazwiskiem nie mogło zabraknąć w wiślackiej Galerii Sław. Jest przecież postacią szczególną w historii nie tylko piłkarskiej "Białej Gwiazdy". Mówimy lub piszemy "Adam Musiał" i w zasadzie wszystko winno być jasne!

Rocznik 1948. W najbliższą niedzielę będzie obchodził 63. urodziny. A przyszedł na świat w Wieliczce. I w tamtejszym klubie Wieliczanka zaczął kopać piłkę. Za sprawą kuzyna, który uparcie ciągnął na boisko przyszłego medalistę mistrzostw świata. A ten chętnie trenował, z zazdrością oglądając mecze zespołu seniorów.

- I siedząc raz na kameralnej drewnianej trybunie, znalazłem między rzędami sto złotych. Na owe czasy naprawdę sporo pieniędzy. Tak się tym przejąłem, że nie czekając na koniec spotkania, wręcz zapominając o nim, pobiegłem do domu i dałem banknot mamie.

Ucieszyła się bardzo, gdyż w domu się nie przelewało i każdy grosz miał swoją wartość.

Nie każdy chyba wie, że Adamowi Musiałowi zdarzało się czasami nie znać wyniku meczu, w którym... brał udział.

- Nie potrafiłem nie iść na całość. Podchodziłem do gry emocjonalnie. I tak się niekiedy "gotowałem", że w pierwszej chwili po zejściu do szatni nie wiedziałem, jaki był rezultat danego spotkania. Ale nigdy się na boisku nikogo nie bałem! Moja dewiza to - ja bez strachu, to rywal miał go odczuwać! Cóż, po prostu wiedziałem, jak i co mam grać.

Jednakże słynne opuszczanie getrów nie wynikało z manifestacji siły ani też z fanaberii, jak chcieliby niektórzy.

- Miałem najzwyklejsze uczulenie na gumę, która była w getrach i miała je trzymać na łydkach. Poza tym nie mogłem dłużej ściskać nóg, gdyż doznawałem skurczów, mrowienia, po prostu źle się czułem. Nie cierpiałem też grać z deskami pod getrami. Wyciągało się więc z tych desek drewniane wkładki, ale dla sędziów wyglądało, jakby wszystko było po staremu.

A wracając do emocjonalnego podejścia pana Adama do gry, to zdarzyło się np., że Wisła straciła gola. W maju 1976 roku, w Chorzowie z Ruchem (1:1). Przy prowadzeniu krakowian 1:0 w 49 min sędzia Świstek podyktował wolnego dla "niebieskich" za to, że krakowski defensor zbyt ostro potraktował słownie... jednego z kolegów z drużyny.

- A później, już jako trener, przekonałem się, że bez kontrolowania własnych emocji daleko się nie zajedzie. Po prostu nie wytrzymałem obciążeń nie tyle fizycznie, ile głównie psychicznie. Przecież trener powinien być także pedagogiem, psychologiem. A u mnie to zaczęło zawodzić. Stawałem się dla zawodników zbyt dużym obciążeniem. Dla siebie zresztą też. Powiedziałem więc sobie kategorycznie - stop, koniec! Żeby w nerwach nie zwariować... I absolutnie nie żałuję tej decyzji sprzed ponad piętnastu lat Zresztą ja niczego, co w życiu zrobiłem, nie żałuję!

Mówimy Musiał - myślimy Wisła? Oczywiście, nie ma żadnych wątpliwości!

- Mogę być wdzięczny panu Bogusławowi Cupiałowi za to, że mogę być w Wiśle, mogę dla niej dalej pracować, być jakąś tam postacią tego klubu. Cóż, to są wartości bezcenne. A że ludzie mnie poznają na ulicy, że o mnie pamiętają? Jest mi bardzo miło. I tak ciepło na sercu.

Źródło: gazetakrakowska.pl
Autor: Wojciech Batko

Musiał: Już mnie chcą wieszać, a ja jeszcze żyję

Data publikacji: 09-12-2011 12:27

Legendarny obrońca Białej Gwiazdy, Adam Musiał, znany jest nie tylko z niezwykłych umiejętności piłkarskich, szacunku, jakim darzą go kibice, ale także z żartów, które towarzyszyły jego karierze.

Ten materiał ukazał się w 121. numerze Newslettera Wisły Kraków. Aby go zamawiać, wystarczy wypełnić formularz

Co Pan zapamiętał z czasów swojej gry, takie najmilsze wspomnienia, które snują się w pańskiej głowie?

Z tamtych czasów pozostało wiele fajnych wspomnień, np. jak sektor C, który kiedyś znajdował się w miejscu, gdzie obecnie jest trybuna wschodnia, śpiewał „Wisełka kochana jest niepokonana, bo ma w swym szeregu Musiała Adama”. Tego typu przyśpiewki były niezwykle miłe dla mnie.

Jaki jest Pana stosunek do swego rodzaju „hymnu” o Panu. Chodzi mi o piosenkę „Poszła do Adama...” i skąd ona się wzięła?

Andrzej Iwan przywiózł, przerobił i rozpropagował tę piosenkę wśród kibiców. Nauczył fanów słów, a przyśpiewka ta przyjęła się i była chętnie śpiewana przez zwolenników Wisły. Mój stosunek do tej piosenki jest niezwykle pozytywny, są to fajne sprawy, wszystko to powstawało w celu dobrej zabawy, bo sektor się bawił, a nie skandował nieprzyjemnych rzeczy, ani wyzwisk. Dla mnie śpiew jest radością, a na mecz przychodzi się po to, aby tej radości jak najwięcej zasmakować. Oczywiście to jest sport i nie na każde spotkanie człowiek wychodzi z uśmiechem na ustach.

Posiadał Pan jakiś piłkarski ideał? Kogoś, na kim się wzorował, od kogo się uczył?

Trafiłem do Wisły, gdzie miałem wspaniałych nauczycieli. Był to zespół, który posiadał żelazną defensywę, którą tworzyli Monica, Budka, Kawula i dostać się do drużyny przy takim personalnym zestawieniu, było bardzo ciężko. Mnie się udało podglądać starszych kolegów. Byli oni dla mnie profesorami, od których nauczyłem się więcej niż od trenerów. Trener potrafi wyrysować ustawienie, przesunięcia taktyczne, ale mecz jest wykładnikiem tego, czego na treningu piłkarz się nauczy. Doświadczenie starszych kolegów działało na mnie mobilizująco. Najważniejsze jest to, że miałem od kogo się uczyć.

Często zdarza się, że zawodnicy mają wyjątkowy sentyment do detali, bez których nie wychodzą na boisko, np. numer na koszulce. Czy miał pan podobne upodobania?

Tak. Mogę podać przykład taki, że na Mistrzostwach Świata w 1974 roku byłem zaskoczony niemile, gdyż przypadła mi koszulka z numerem 10. Myślałem wówczas, że mnie pokręci. Całe życie grałem z 4, to był mój numer. Okazało się, że pani sekretarka w PZPN wypisała listę zawodników jak leciało, z góry na dół i ja znalazłem się pod numerem 10. Musiałem wówczas grać z takim numerem, bo do FIFA przesłano już listę zawodników polskiej reprezentacji.

Skąd wziął się sentyment do czwórki?

W moich czasach była taka zasada, że prawy obrońca miał numer 2, stoper 3, a lewy obrońca 4. To były stałe numery i przedtem się tego trzymano. Do danej pozycji przypisany był konkretny numer. Mnie akurat przypadła 4, którą lubiłem, do której się przyzwyczaiłem i innego numeru nie chciałem.

Skąd wzięło się zainteresowanie piłką, z którą przez całe życie był Pan związany?

Mieszkałem przy szkole, obok której znajdowało się boisko szkolne. Tam cały dzień przesiadywałem. Nawet w czasie lekcji ustalaliśmy składy, a na przerwie rozgrywaliśmy mecze. Tam spędzałem mnóstwo czasu, większą część mojego życia. Nie mogłem zarywać lekcji dla piłki, ponieważ mama o wszystkim wiedziała. Można powiedzieć, że byłem jedną nogą w szkole, drugą w domu.

W latach, kiedy pan grał często wymyślano piłkarzom przezwiska. Zapadło panu w pamięć jakieś konkretne, które nadali Panu koledzy?

Przezwisk miałem sporo. Inaczej nazywali mnie sędziowie, inaczej koledzy z drużyny, a jeszcze inaczej w reprezentacji. Wtedy taka moda była, że używało się przydomków. Takie konkretne, które mogę przytoczyć, to „Płaczek”. Wzięło się to stąd, że będąc młodym piłkarzem, po przegranym meczu wracałem do domu z płaczem. Tam dostawałem dodatkowo baty za to, że się ślimaczę.

Tradycje sportowe oraz piłkarskie towarzyszą w dalszym ciągu pana rodzinie. Żona była siatkarką, synowie także zajęli się futbolem.

Maciek skończył studia trenerskie, jest trenerem z klasą mistrzowską. Aktualnie pracuje na uczelni w zakładzie piłki nożnej. Oprócz tego prowadzi zespół piłkarski w podkrakowskich Balicach, a także pracuje w Górniku Wieliczka, gdzie prowadzi grupę juniorów. Cieszy mnie, gdy słyszę słyszę pochwały na temat mojego drugiego syna. Fajnie jest, gdy ktoś mówi, że mój Tomek wyrasta na wielkiego sędziego. To jest miłe, bo wiem, że mu się układa, że dobrze sędziuje, awansuje z roku na rok. Zaczynał w szkółce piłkarskiej u trenera Chemicza, miał naprawdę papiery na grę, ale niestety plany się pokrzyżowały. Nie mógł uprawiać czynnie piłki, ale został przy sporcie, jest w czołówce polskich sędziów. Cieszy mnie to, że ma z tego satysfakcję i nie stracił kontaktu ze sportem. Muszę dodać, że sukcesy moich synów są wyłącznie ich zasługą. Niczego im nie ułatwiałem, gdyż uważam, że każdy jest kowalem swojego losu. Od młodości im wpajałem, że sami muszą dążyć do osiągnięcia celu i nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Mam czyste ręce i sumienie, bo wiem, że sami wywalczyli sobie pozycje, na których teraz się znajdują.

Z kim najlepiej dogadywał się Pan na boisku i poza nim?

Wszyscy uważali mnie za duszę towarzystwa. Byłem lubiany nie tylko przez kibiców, ale i przez drużynę. Zawsze miałem pozytywny wpływ na kolegów. Również z tego względu, że byłem zadziorny i nieustępliwy, a koledzy nie chcieli być gorsi ode mnie i czasami nawet mocne słowa padały, jak widziałem, że któryś się obija. Nie wstydziłem się, nie miałem większych konfliktów w zespole i byłem akceptowany przez kolektyw. Piłka nożna jest grą zespołową i trzeba umieć się znaleźć w grupie ludzi nowych, począwszy od reprezentacji Krakowa juniorów, a kończąc na pierwszej reprezentacji Kazimierza Górskiego. Tam trochę ludzi się przewinęło i zawsze umiałem się znaleźć. Moim największym przyjacielem był świętej pamięci Stasiu Gonet. Zrodziło się to w czasie, gdy on grał w Metalu Tarnów, a ja w Górniku Wieliczka. Spotykaliśmy się na dworcu w Krakowie, gdy wyjeżdżaliśmy na spotkania reprezentacji Polski juniorów. Pewnego razu graliśmy mecz ze Związkiem Radzieckim w Nowym Sączu, gdzie zjawili się działacze Wisły Kraków, którzy obserwowali moją grę. Po meczu kierownik drużyny poinformował mnie, że czekają na mnie przedstawiciele klubu z Krakowa, którzy przyjechali czarną Wołgą. Stasiu Gonet jak się o tym dowiedział, zaproponował, abyśmy go podrzucili do domu, gdyż będziemy jechać przez Tarnów. W samochodzie działacze dogadali się ze Staszkiem i on także został piłkarzem Wisły. Odtąd mieszkaliśmy zawsze razem w pokoju na obozach, byliśmy nierozłączną parą. Tutaj na Wiśle w baraczku on zajmował pierwszy pokój, ja ostatni. Większą część czasu wolnego spędzaliśmy razem. Staszek był moim wielkim przyjacielem i zawsze znajdowaliśmy wspólny język.

Czyli wszystkie żarty powstawały w głowach Adama Musiała i Staszka Goneta.

O tym, co wyprawialiśmy, można by było książkę napisać. Żałuję, że tego nie zrobiłem wcześniej, bo pamięć zawodzi, a powinienem przelać na papier wspomnienia dotyczące zabawnych zdarzeń. Na przykład, przyjmowaliśmy zawodników, którzy zgłaszali chęć gry w Wiśle. Poprosiliśmy o przyjście na trening w dniu następnym, przyniesienie ze sobą pozwolenia od matki, obrazka z komunii świętej oraz gromnicy. Na drugi dzień chłopak przychodził obładowany, taszcząc to wszystko w torbie. My robiliśmy mu „badania lekarskie”. Jeden z piłkarzy opierał się o słupek do dmuchania w spirometr, a kandydat cały czerwony o mało nie pękł z wysiłku. Braliśmy także takiego „delikwenta” na boisko, gdzie było największe błoto i kazaliśmy mu szczupakiem dobijać do bramki pięciokilową piłkę lekarską. To była zabawa. Graliśmy kiedyś mecz w Katowicach, gdzie w hotelu mieszkali także hokeiści z Nowego Targu. Staszek siedział na dole w recepcji i spisywał numery pokoi hokeistów oraz ich nazwiska. Po powrocie do pokoju zwołaliśmy całą naszą drużynę i Staszek rozpoczął wydzwanianie do pokoi hokeistów. Przekazywał informację, że dany zawodnik ma na linii rozmowę z Nowego Targu i musi zjechać na dół do kabiny numer trzy. Hokeista zjawiał się na dole i szukał kabiny numer trzy, która w ogóle nie istniała. W drodze do windy spotykał kolegę, który podobnie jak on udawał się do kabiny numer trzy. W ten sposób ściągnęliśmy na fikcyjną rozmowę całą drużynę.

Jak odnosi się Pan do faktu, iż jest Pan kolejną „Legendą Białej Gwiazdy powracającą na stadion przy Reymonta” oraz jakie uczucia towarzyszą temu wydarzeniu?

Jestem troszkę zaniepokojony, bo już mnie chcą wieszać, a ja jeszcze żyję (śmiech). Dziwne to uczucie, gdyż w dalszym ciągu chodzę po bożym świecie, ale mówiąc poważnie, cieszę się, że pamiętają o mnie ludzie, z czym spotykam się na co dzień. To, że kibice, działacze nas doceniają, do dzisiejszego dnia poznają na ulicy, kłaniają się i wspominają, to tego za żadne pieniądze się nie kupi. My graliśmy wtedy, można powiedzieć, za czapkę gruszek, ale ta pamięć i szacunek są niezastąpione. Taka jest różnica między okresem, w którym graliśmy my wtedy, a tym, co jest dzisiaj. Ale czas się zmienia i nie można mieć do nikogo pretensji, takie są wymogi chwili, nie ma co się dziwić i nie ma co zazdrościć. Ja mam satysfakcję, że żyłem i grałem w tamtym czasach.

Karolina Kawula
Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Zdjęcia


Adam Musiał: Czy wiesz, że ...

1. Adam Musiał znany był ze swoich żartów. Nikomu nie popuścił, włączając w to trenerów ówczesnej reprezentacji Polski. Figle dopadały często trenera Gmocha. Legendarny obrońca Białej Gwiazdy wraz z Janem Tomaszewskim postanowili zażartować sobie z asystenta trenera Górskiego, Jacka Gmocha. Schowali mu jego kajet, w którym miał przygotowane materiały do odprawy przedmeczowej. Wszelkie informacje dotyczące taktyki spisane były w owym notatniku, który zniknął... Trener Górski wiedział o wszystkim, czekał cierpliwie na reakcję asystenta, który poskarżył się, iż nie ma notesu i nie może zacząć odprawy. Wówczas trener Górski powiedział, iż dzisiaj nie ma odprawy, bo zginął notes Jacka Gmocha, a zadowoleni piłkarze wrócili do pokojów.

2. Po sukcesach reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata w 1974 roku w RFN, Adam Musiał postanowił zakupić wyjątkowy, jak na tamte czasy, samochód. Wówczas po ulicach Krakowa jeździły dwa ekskluzywne samochody BMW. Jeden był w kolorze cytrynowym, drugi pomarańczowym. Właścicielem jednego z nich był obrońca Białej Gwiazdy, Adam Musiał, drugi należał do Antoniego Szymanowskiego. Legendarny piłkarz Wisły nie cieszył się długo z zakupu, gdyż... rozbił samochód. Skutki wypadku leczył przez dłuższy czas i trudno wyobrazić sobie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie ten wypadek.

3. Adam Musiał tak cenił Wisłę i był tak przywiązany do klubu z Reymonta, że odchodząc do Arki Gdynia zastrzegł sobie w kontrakcie z nową drużyną, że przeciwko Białej Gwieździe na jej stadionie grać nie będzie. „Nie chciałem grać przeciwko swojemu byłemu zespołowi, a poza tym byłem ulubieńcem kibiców Wisły, oni bardzo mnie lubili, szanowali. Tą sympatię odczuwam zresztą do dziś. Dlatego nie chciałem grać, nie tylko przeciwko kolegom z Wisły, ale i przeciwko jej kibicom” – tłumaczy tamtą decyzję były obrońca Białej Gwiazdy. Raz jednak pan Adam postanowił postraszyć Wisłę na jej obiekcie. „To było za trenera Lenczyka. Wisła kroczyła wtedy po mistrzostwo Polski i musiała wygrać w Krakowie z Arką Gdynia. Ja w związku z moim zapisem w kontrakcie miałem nie grać. Trener Steckiw powiedział mi jednak, żebym wyszedł na rozgrzewkę, żeby postraszyć Wisłę. Ściągnąłem tylko krawat, ubrałem dres na koszulę i wyszedłem na rozgrzewkę. Gdy zobaczyli to kibice, złapali się za głowy i mówili: „No to nie jest dobrze, Musiał zagra.” To była jednak tylko gra psychologiczna, a Wisła potem wygrała ten mecz i zdobyła mistrzostwo Polski” – opowiada z uśmiechem na twarzy Legenda Wisły.

Powyższe ciekawostki przygotowało Biuro Prasowe Wisły Kraków SA.

4. W 1980 roku Adam Musiał przyjechał do Hereford w Anglii by zapoznać się z tamtejszym klubem przed transferem. Zagrał w meczu z Manchesterem City, choć nie był uprawniony - wystawiono go więc do gry pod angielsko brzmiącym nazwiskiem/pseudonimem... "Adams"!

Źródło: Bulls News - Adam Musial, an appreciation, 19.11.2020

Projekt "Powrót Legend"

Jedenastka stulecia Wisły

Adam Musiał został wybrany do jedenastki stulecia Wisły Kraków w plebiscycie zorganizowanym w 2005 roku.

Wiślackie klany

Requiescat in pace