1924.07.05 Wisła Kraków – Slavia Praga 1:4

Z Historia Wisły

(Różnice między wersjami)
Linia 9: Linia 9:
| wynik = 1:4 (1:1)
| wynik = 1:4 (1:1)
| goście = [[Slavia Praga]]
| goście = [[Slavia Praga]]
-
| ilość widzów =
+
| ilość widzów = 1500
| sędzia = dr Lustgarten
| sędzia = dr Lustgarten
| strzelcy bramek gospodarze =
| strzelcy bramek gospodarze =
| wyniki po kolei =
| wyniki po kolei =
| strzelcy bramek goście =
| strzelcy bramek goście =
-
| skład gospodarzy = trener: brak
+
| skład gospodarzy = [[Stefan Reyman]]<br>[[Franciszek Danz]]<br><br><br><br>trener: brak
| skład gości =
| skład gości =
| statystyki =
| statystyki =

Wersja z dnia 12:55, 6 lip 2011

1924.07.05, Mecz towarzyski, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 1:4 (1:1) Slavia Praga
widzów: 1500
sędzia: dr Lustgarten
Bramki
Wisła Kraków
Stefan Reyman
Franciszek Danz



trener: brak
Slavia Praga

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

„Stadjon” z 1924.07.17.


Z KRAKOWA
Miniony tydzień dał Krakowowi największą sensacją footballową sezonu w dwudniowych zawodach światowego rozgłosu praskiej drużyny „Slavia", która 5 i 6 b. m. gościła u tutejszej Wisły. Czesi zaprodukowali grę stojącą na wyżynach światowej doskonałości. Najwyższa technika, niedościgniona taktyka w połączeniu z Czechom właściwem dość flegmatycznym tempem i „Slavii” właściwem prowadzeniem gry fair: Zasadniczo grają Czesi wolno, z precyzyjnie dokładnem podawaniem piłki, nadzwyczajnem ustawianiem się każdego poszczególnego gracza, ale wyzwani przez przeciwnika pokazują, że sprostać potrafią tak technicznie jak i biegowo najszybszemu tempu. Tak samo nie nadużywają gry głową, jak to jest właściwością drużyn węgierskich, ale w momentach kiedy sytuacja gry wymaga główkowania, każdy ich gracz udawadnia że i w tej dziedzinie techniki footbalowej doszedł doskonałości. Wreszcie uderza u nich ta kolosalna rutyna, zdobyta w walkach z tyloma najgroźniejszymi przeciwnikami kontynentu i Anglji, która powoduje że gracz „Slavii" żadnym trickiem przeciwnika, żadną sytuacją gry nie czuje się zaskoczony, wiedząc zawsze jak w danym, choćby najkrytyczniejszym momencie gry, należy postąpić- wszechstronna rutyna powoduje też, że Slavia w grze wykazuje może za wiele zimnej krwi, a mniej zapału i temperamentu od drużyn n. p. węgierskich i to zdaje się było przyczyną, że Czesi krakowskiej publiczności, która ciągiem oglądaniem żywiołowych Węgrów zepsuła sobie nieco dobry smak sportowy, nie podobali się w tym stopniu, jak na to bezwzględnie zasługują. Wisła na której barkach spoczęło tym razem ciężkie zadanie przeciwstawienia polskiej klasy takiemu potentatowi, wypełniła to zadanie naogół dobrze, zwłaszcza w drugiem spotkaniu. Zniewolona z powodu odmowy „Cracovii" wbrew swoim obyczajom grać dwa dni z rzędu wystawiła w dniu pierwszym drużynę dosyć „niepełną” bez kierownika linji napadu Reymana 1, Adamka, Stycznia i Gierasa. Mimo to w pierwszym dniu zawodów nie można mowić o przygniatającej przewadze gości. Atakowała dużo i Wisła, tylko, że zgoła fałszywą taktyką, bo środkową trójką napadu, to oczywista przeciw świetnym technicznie tyłom „Slavii" nie mogło być praktycznem. Za to w drugiem dniu zawodów, kiedy Wisła poza Styczniem wystąpiła w komplecie, Czesi dobrze musieli się napracować, a nawet w drugiej połowie gry mieli momenty przypuchnięcia, zanim przy wydatnej pomocy sędziego D-ra Lustgartena (spalony) na 2 minuty przed końcem gry zdołali uzyskać skromną wygraną 2:1. Pobyt „Slavii" w Krakowie dał i momenty humoru w tutejszej prasie codziennej Oto, fachowy recenzent „Ilustrowanego Kurjera" odmówił tej drużynie wszelkiej wartości i posunął się aż do twierdzenia ni mniej ni więcej, że... spotkań z Czechami należy unikać, bo popsują klasę naszego footballu (sic!). Zapomniał biedaczysko w swej prostocie ducha, że „Slavia" jest drużyną o światowej marce wobec czego ględzenia jakiegoś pismaka krakowskiego bruku nie mogą zachwiać jej światowego stanowiska. „Dobrze poinformowani" opowiadają, że była to zemsta Kurjera stojącego na usługach „Cracovii" za to, że „Slavia" przyjęła zaproszenie „Wisły" odmawiając równocześnie „Cracovii". Zdanie takie nabiera wszelkich cech prawdopodobieństwa gdy się zważy, że nie dalej, jak dwa tygodnia wstecz tensam Kurjer wynosił pod niebiosy grę praskiej „Viktorji Żiżkov" przegrywającej z „Cracovią" 1 : 3, która jak się w parę dni potem okazało nie była drużyną „Viktorii” ale słabiuteńkiego klubiku „Liben", którego drużyna tak się ma do „Slavii", jak mucha do słonia.