1926.05.01 Budapeszt - Kraków 4:3

Z Historia Wisły

Grać mieli z Wisły: Pychowski, Kaczor, J. Reyman, Jan Kotlarczyk.

Relacje:

„Przegląd Sportowy”

Przegląd Sportowy. 1926, nr 18

Budapeszt —Kraków

W licznym towarzystwie wyjechała reprezentacja Krakowa, w nocy z 29-go na 30-go kwietnia do Budapesztu, drużyna K. S. Cracovia przyłączyła się bowiem do reprezentacji, jadąc przez Budapeszt do Belgradu na jubileuszowe zawody Beogradskiego S. K. Liczne zatem i wesołe towarzystwo zajęło pełną połowę pullmanowskiego wagonu. Po dwukrotnem przesiadaniu w Piotrowicach i Boguminie drużyna zajechała po 16 godzinach wprawdzie zmęczona, lecz w dobrych humorach do stolicy Węgier.

Pod niezbyt dobrą gwiazdą jednak podróż rozpoczęła. Kałuża, skarżąc się na silny ból pod kolanem, wyje chał dopiero na skutek doradzań lekarzy, a Gintlowi dokuczało silnie dawne stłuczenie kostki. Ból Kałuży— mimo ciągłych okładów — nie ustaje, tak że kierownictwa wyjazdu zadecydowało prześwietlenie chorej nogi u prof. Holitscha w Budapeszcie. Ponieważ Rentgen nic poważnego nie wykazał, Kałuża mimo silnych bólów na boisko wyszedł i pokładanych w nim nadziei nie za wiódł. Na tym jednak nie kończą się przykre niespodzianki dla Krakowa. Pierwszy incydent następuje.jeszcze przed pauzą, kiedy Zastawniak, po silnym zderzeniu się z przeciwnikiem, doznaje przecięcia skóry nad okiem. Mimo zamroczenia i silnego bólu pozostaje jednak na boisku. Na dwie minuty przed pauzą otrzymuje Kotlarczyk kopnięcie w kolano, przy równoczesnem szoku nerwowym, tak że pomoc lekarza okazuje się konieczną. Na miejsce zniesionego z boiska wstępuje Hyla (na prawą pomoc). Dwadzieścia minut przed końcem kontuzją Gintla staje się tak dokuczliwą, że tenże z silnym opuchnięciem kostki schodzi, jego zaś miejsce zajmuje Pychowski. Kraków musiał zatem zmienić dwóch „ubitych” graczy, a dwóch innych, Kałuża i Zastawniak, pozostaje na boisku w stanie „mocno nadpsutym”.

W tym stanie rzeczy uznać należy wynik Krakowa za niezwykle zaszczytny. 0 zapale i energji graczy mówi ,to, że przeciw tak rutynowanym graczom, jakimi są bezsprzecznie Węgrzy, potrafili oni wynik opiewający do pauzy 1:3, doprowadzić jeszcze do stanu 3:3 i. dzięki tylko chwilowemu zamieszaniu w tyłach zdołali Węgrzy. podjudzani ciągłymi krzykami 12.000 widzów, uzyskać z trudem zwycięską bramkę.

Z wystąpienia Krakowa zatem możemy być i tym razem dumni. Podziwienia godnem jest, jak nasi reprezentanci, na obcym terenie, mimo tylu przeciwności i przykrych wypadków nie stracili ducha i nie tylko że zdołali utrzymać się na poziomie gry swego przeciwni ka, ale byli stale groźnymi przeciwnikami. Podnieść przytem należy, że po raz pierwszy udało się reprezentacji polskiej strzelić Węgrom trzy bramki, jako że dotychczasowy bilans zawodów Węgry — Polską wykazuje stan 15:0 na naszą niekorzyść, a i poprzednie: (pierwsze) zawody Kraków — Budapeszt w Krakowie zakończyły się wynikiem 0:0.

Najlepszą częścią drużyny Krakowa był jego na pad, najgorszą pomoc. Napad, którego idealnym wprost, mimo kontuzji, kierowcą był Kałuża, szedł nader składnie. Klasa Kałuży i w wyborowym towarzystwie węgierskim. wybijała się na czoło i jego wypuszczania skrzydeł oraz techniczne umiejętności i wykorzystanie każdej pozycji (uzyskał dwie bramki) znalazły nawet u obcej publiczności pełne uznanie. Gracz ten reprezentował nas zagranicą w sposób wybitny. Po nim wy mienić należy Reymana. Jego spokojna i celowa sra. dobra ocena sytuacji i szybki kontakt z Kubińskim, stworzyły łącznie z Kałużą niebezpieczniejszą stronę ataku Krakowa. Ale i na lewą stronę nie miano się czego uskarżać. Krumholz, tak często dotychczas w reprezentacjach zawodzący, był energicznym, ostro o piłkę walczącym graczem. Wybitna technika Sperlinga zyskała mu przed pauzą (po pauzie miał znacznie mniej do roboty) specjalny aplauz. Jednym słowem atak szedł składnie, pokazał w Budapeszcie, że umie dobrze i skutecznie grać i gdyby nie słaba pomoc Krakowa, zdołałby zapewne wynik poprawić. W pomocy bowiem leżało całe zło Krakowa. Kotlarczyk najwięcej zadziwił brakiem decyzji. Jego niezdecydowanie, częste kopnięcia w po wietrze i nieczystość w podawaniu stwarzały bezustannie krytycznie sytuacje. Lewe skrzydło Węgrów znajdowało też często zupełnie wolną drogę. O Chruścińskim i Zastawniaku nie wiele dobrego powiedzieć można. Hyla, zastępując Kotlarczyka, rozpoczął nieźle, ale wkrótce i jego braki taktyczne uwydatniły się jaskrawo; skonstatować też niestety należy, że Kraków dobrych pomocników obecnie nie posiada. Gintel cierpiał widocznie z powodu. swej kontuzji kostki, tak że z wysiłkiem mógł przetrzymać walkę do 20-ej minuty przed końcem. Aczkolwiek nie był on tym pełnowartościowym obrońcą, ja kiego w nim cenimy, tem niemniej jego zdolności tak tyczne pozwalały mu często zwalczać skutecznie napad węgierski. Stara rutyna Kaczora i tym razem nie za wiodła. Przed pauzą gra jego ucierpiała bardzo z powodu złej formy prawego pomocnika, niemniej jednak grał on najzupełniej zadawalniająco, po pauzie okazał się zaś naszym najlepszym obrońcą. Zaliczyć go też można do najlepszych w drużynie. Folga czasami okazywał klasę, dorównującą klasie najlepszych bramkarzy.

Węgrzy pod względem technicznym byli lepsi od na szych, którzy znowu górowali lepszą kondycją fizyczną. Drużyna węgierska zestawioną została, na co już same nazwiska wskazują, nader groźnie i szczęśliwie. Najgroźniejszym zaś: do pauzy był Stoffian w środku napadu. Wybitny technik i bardzo celny strzelec mu siałby być zaliczony do najlepszych gwiazd Budapesztu, gdyby nie jego słaba kondycja fizyczna. Po pauzie był on tylko cieniem gracza pierwszej połowy; „spuchł doszczętnie”. Lepszą stroną ataku Węgier była prawa — Reinay II. Senkey II — słabszym był lewy łącznik. Jenny na skrzydle miał ułatwione zadanie przez słabą grę naszej pomocy. W pomocy węgierskiej najlepszym był środkowy. Obrona bez zarzutu.

Przebieg gry: Po początkowej nerwowości drużyny Krakowa i szeregu ataków węgierskich, zaczynają nasi powoli inscenizować kilka nieśmiałych ataków. Jeden przy z nich przynosi już w 6-tej minucie miłą niespodziankę, zakończony bowiem został „jadowitym11 splasowanym strzałem Kałuży w róg. Kraków prowadzi 1 :Ó. Niedługo trwa.jednak uciecha. Błędy naszej pomocy stają się coraz widoczniejsze i przykrzejsze, oba skrzydła węgierskie uciekają naprzemian, tak że 14 minuta przy nosi wyrównanie. Folga rzuca się przy strzale na ziemię, nie jest jednak w stanie zatrzymać piłki. Najbliższy kwadrans jest dla drużyny Krakowa najgorszym. W mi nutę już potem z trudem broni Folga, aby w następnej … przepuścić ostry strzał Stoffiana, oddany z 10...szczęśliwym wybiegiem broni bliski strzał Stoffiana (Bud ).

ciu metrów. Strzał nie był do obronienia. Trzecią bramkę uzyskują Węgrzy w 17-ej minucie z rzutu różnego. Idealne podanie otrzymuje Stoffian, strzelając w róg. Tyły nasze winny były tutaj energiczniej wkroczyć i do strzału nie dopuścić.

W trzech zatem minutach (14, 16 i 17-sta) uzyskali Węgrzy 3 bramki. Horoskopy zatem nie wesołe, tembardziej, że ataki nie ustają, a nasz napad długo bez skutecznie czeka na piłkę. Po pierwszym jednak strzale następuje uspokojenie i lepsze chwile pomocy pozwalają naszemu atakowi pokazać swe pazurki. Sperling wybija się swemi biegami i technicznemi sztuczkami. Kraków inscenizuje szereg coraz piękniejszych akcji, głównie przez Kałużę. Jedną z najpiękniejszych widzimy w 42 minucie, Kałuża wypuszcza idealnie Sperlinga, krótki bieg całej linji ataku, Sperling oddaje piłkę Krumholzowi. który strzela tuż obok słupka w aut.

Węgrzy liczą na wynik wysokocyfrowy, a i miny graczy Krakowa nieszczególne. Po pauzie już 2 minuta sprowadza pierwsze groźne niebezpieczeństwo, kiedy atak węgierski kończy się strzałem stojącego prawie w bramce Remaya głową. Piłka przechodzi jednak tuż nad poprzeczką. Powoli jednak i Kraków dochodzi do głosu. W 5-ej minucie centruje Kubiński, piłkę dostaje Kałuża na głowę i strzela obok wybiegającego bramkarza. 3:2 dla Węgrów! Między 10-tą a 12-tą minutą znowu Węgrzy dominują, przyczem prawdziwą kanonadą strzałów broni świetnie Folga. Na tem kończy się okres ataków Budapesztu i teraz Kraków coraz silniej napiera. Atak pracuje doskonale. W 25 min. schodzi Gintel, a miejsce jego zajmuje Pychowski! Kraków gości ciągle pod bramką Węgier i uzyskuje w 29 minucie rzut karny za obronę ręką. Karnego strzela pewnie i ostro Reyman. Wynik 3:3 przewagą Krakowa po pauzie zupełnie uzasadniony, aczkolwiek przez nikogo nieoczekiwany. Kraków i w dalszym ciągu jest stroną więcej atakującą. Ciągłe okrzyki i animowanie przez publiczność pobudzają Węgrów' do największych wysiłków, uwieńczonych w 37 min. bramką, uzyskaną z podania Jenriy‘ego przez Remaya. Straty punktów można było uniknąć przy większej uwadze tyłów oraz szybszej interwencji Folgi. Wynik 4:3 dla Budapesztu pozostaje już bez zmiany. Sędziował dobrze p. Dr. Morar (Rumunja). Przyjęcie ze strony Węgrów nadzwyczaj serdeczne i miłe, a gościnność nadzwyczajna.