1933.11.01 Wisła Kraków – Pogoń Lwów 1:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:51, 6 sie 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Przegląd Sportowy, numer 88 (889), str. 1, Rok XIII, sobota 4 listopada 1933:

Wisła - Pogoń 1:1 (1:0) Bramkę dla Wisły strzelił Artur, dla Pogoni - Niechcioł. Sędzia p. Wardęszkiewicz z Łodzi. Wysoka była stawka tej walki, przez 90 min. trzymała w napięciu blisko 4-tysięczną rzesze. Widzowie śledzili zacięty bój o każdą "piędź ziemi", walkę która do przerwy stała na wysokim poziomie i należała do najpiękniejszych w tym sezonie.

Szybko minęły pierwsze chwile, kiedy to nerwy panują nad umiejętnościami. Rozpoczęła się planowa kampania lwowian która nie trwała jednak długo i ustąpiła miejsca ofenzywie miejscowych, utrzymującej się aż do przerwy. Wśród pięknych akcyj padł pierwszy punkt i zdawało się, że zaszczytny tytuł wśród pięknych zostanie zdobyty warunków. Stało się jednak inaczej.

Oblicze gry zmieniło się po zmianie pól. Z jednej strony atak Pogoni rwący naprzód wszelkimi siłami, a z drugiej strony ofenzywa czerwonych nie mogących utrzymać piłki. Cały ciężar spadł znów na pomoc. Żelazna linia nie zawiodła wprawdzie, trzymała się dzielnie, ale wyrównanie padło.

Drużyny wystąpiły w składach:

Wisła: Madejski, Szumilas, Pychowski, Jezierski, Kotlarczyk I, Kotlarczyk II, Łyko, Sołtysik, Artur, Obtułowicz, Feret.

Pogoń: Albański, Kuchar, Bereza, Deutschmann, Wasiewicz, Hanin, Niechcioł, Nabaczewski, Zimmer, Matjas I, Matjas II

Pogoń rozpoczyna pięknym zrywem który likwiduje Madejski. Obustronna nerwowa gra, toczy się przeważnie na środku boiska. Obie ofenzywy mają obecnie pole do popisu. Atak Pogoni pod batutą Matjasa rozgrywa się szybciej i jedynie dzięki przytomności Szumilasa wynik jest narazie bezbramkowy.

Nie próżnuje jednak i atak Wisły. Tutaj idzie znów wszystko prawą stroną, jakkolwiek słaba forma Fereta nie usprawiedliwia zupełnie tego kierunku gry. Kuchar ratuje piękny przebój Artura, Matjas rewanżuje się paroma silnemi, ale niecelnemi strzałami.

Tak nadchodzi minuta 20-ta. W tym to okresie bije Jezierski rzut wolny z 35 m. Piłka ląduje daleko poza obrońcami i tutaj biegnie do niej Albański. Biegnie jednak i Artur. Ten był szybszy. Wygrał wyścig o ułamek sekundy i przeniósł piłkę nad Albańskim, zdobywając za jednym zamachem - jedną bramkę - dziesięć uścisków - tysiące oklasków.

Sukces nie pozostaje bez echa. Teraz zaczyna grać i żelazna pomoc. Artur przebija się raz po razie, strzela obok słupka, ale nic pozatem. Jeszcze jedna "poprzeczka" - tym razem po wolnym Matjasa i pauza. Po przerwie kostki chrzęściły raz po razie, coraz jakaś koszulka barwiła zieleń boiska. Zmienił się poziom, zmieniły się i role. Lwowianie walczyli obecnie o ostatnią szansę w mistrzostwie. I bój - chociaż połowiczny - wygrali. Niechcioł strzelił w 22-iej minucie w zamieszaniu podbramkowem i piłka znalazła drogę do siatki.

Statystykę należy prowadzić obecnie w innym kierunku. A więc Artur kopnięty prze Hanina, musiał opuścić boisko. Podzielili jego los ale już z woli sędziego Hanin i Łyko. Pierwszy za faul, drugi za "wrogie zamiary" objawione gestem. Dwie dziesiątki graczy wymieniły między sobą jeszcze kilka ostrzejszych zderzeń i p. sędzia Wardęszkiewicz, dobry zresztą arbiter, odgwizdał zawody. O ile w Wiśle można wyróżnić bramkarza Madejskiego, linję pomocy i Artura, to u przeciwników na uwagę zasługuje obrona oraz atak z Matjasem I na czele.