1982.11. Międzynarodowy turniej judo. Tokio

Z Historia Wisły


Echo Krakowa. 1982, nr 186 (2 XII) nr 11262

W TYM tygodniu powrócili do kraju polscy Judocy. którzy uczestniczyli w Tokio w wielkim, międzynarodowym turnieju o puchar Jigoro Kano, a potem przez kilkanaście dni przebywali na zgrupowaniu szkoleniowym w uniwersyteckim ośrodku w Tsukuba. Kierownikiem ekipy był krakowianin, trener Wisły, CZESŁAW ŁAKSA.

Jego też poprosiliśmy o podzielenie się wrażeniami z pobytu w Japonii.

— Zacznijmy może od Jaki charakter miała ta — Bez przesady można równać do mistrzostw świata, tym roku odbyła się w dodatku z okazji 100-lecia Kodokanu. W Tokio stawili się więc wszyscy najlepsi: 215 zawodników z 34 krajów, w tym aż 23 Japończyków i 7 naszych reprezentantów: Andrzej Dziemidniuk, Janusz Pawłowski, Wiesław Blach, Waldemar Legień, Andrzej Sądej, Jacek Beutler, Wojciech Reszko.

Walki stały na bardzo wysokim, poziomie. Dominowali, oczywiście, Japończycy, choć trzeba podkreślić świetne przygotowanie judoków radzieckich. Rewelacją byli Amerykanie, którzy w rywalizacji drużynowej zajęli trzecie miejsce, %a dwa lata podczas Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles będą, moim zdaniem, jeszcze groźniejsi. W naszej dyscyplinie rośnie nowa potęga.

Polacy, co prawda, liczących się wyników nie zanotowali, wyjątek 5. pozycja Andrzeja Sądeja w kat.

73 kg, ale szczególnie najmłodsi: Wiesław Blach, Waldemar Legień i Jacek Beutler zebrali sporo pochwał za podejmowanie zaciętej walki z bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Większych zastrzeżeń nie można mieć także do Andrzeja Dziemianiuka. Zawiódł natomiast Janusz Pawłowski, a kolei Wojciech Reszko już na początku nabawił się kontuzji.

spraw pozasportowych na uwagę zasługuje doskonała organizacja zawodów. Precyzja, sumienność, błyskawiczne przekazywanie informacji budziły powszechny zachwyt wszystkich gości. Na każdym kroku dostrzegało się rękę prawdziwego fachowca. Nic zresztą dziwnego, skoro 90 procent obsługi stanowili ludzie od lat związani z judo, począwszy od recepcjonisty, na szefie biura prasowego kończąc.

— Każdy wyjazd do ojczyzny judo to okazja dla szkoleniowca do pomnożenia doświadczeń, podpatrzenia nowych metod treningowych. Czy podobnie było tym razem? — Oczywiście. Razem z Ryszardem Zieniawą nie przegapiliśmy chyba żadnej okazji, by wzbogacić swój warsztat. Pierwsze spostrzeżenia dotyczyły warunków treningowych. Jeszcze przed turniejem Kodokanu ćwiczyliśmy w trzech różnych miejscach, w liceum Shinjuku Taikkan, w klubie policyjnym Shisei Kan i w klubie uniwersyteckim Koggakuin. Wszędzie mieliśmy doskonale warunki. Sale z podłogami na sprężynach, doskonale klimatyzowane, idealnie czyste. Udało mi się zresztą zdobyć projekt jednej z takich sal. Może kiedyś spróbujemy zrobić coś takiego u siebie...

Zapyta ktoś po co judokom sprężynujące podłogi. Przede wszystkim dla zwiększenia bezpieczeństwa. Upadek staje się mniej bolesny. Zmniejsza się możliwość odniesienia kontuzji.

— Jak wypadło zgrupowanie w Tsukuba? — Jesteśmy zadowoleni. Ćwiczyliśmy wspólnie z Japończykami przez 11 dni, po 2 godziny. Organizowaliśmy przede wszystkim walki treningowe, głównie w stójce i u» parterze.

Zdajemy sobie jednak sprawę, że do ich klasy nam jeszcze daleko, ale startujemy przecież z innego pułapu. U nich szkolenie odbywa się na poziomie szkoły podstawowej i średniej. Na kendo i judo oparty jest system wychowania fizycznego. Z dziećmi i młodzieżą pracują najlepsi fachowcy. W klubach następuje już tylko doskonalenie umiejętności.

— Czy w bogatym programie pobytu znalazło się miejsce na imprezy nie związane ze sportem? — Owszem. A największą frajdę sprawili nam gospodarze wycieczką do oddalonej o 300 km od Tokio miejscowości Nikko, pełnej wspaniałych zabytków.

Dziękuję za rozmowę JERZY SASORSKI